5/25/2014

#16 Cholernie skrzywdzony


Połknęłam jedenastą pralinkę. Jedenastą, z całą pewnością – wszystkie zjedzone podliczyłam. Hana docinała mi i mówiła, że się obżeram, a ja zdiagnozowałam ten apetyt w dość prosty sposób. Nastolatkom czasami się to przytrafia, no nie? Choć w zasadzie częściej opychają się ze smutku, a ja pochłaniałam coraz więcej węglowodanów z wielu innych przyczyn, to i tak w życiu nie czułam się taka normalna.
Dwa dni temu ślizgałam się po tęczy. I chociaż metafora naprawdę mi się spodobała, miałam do niej pewne zastrzeżenie. Czy ktoś w ogóle udowodnił, że używanie tęczy jak zjeżdżalni jest niesamowite? A jeżeli nie jest? Jeżeli nie jest niesamowite aż tak, jakbym tego chciała? Niesamowite przez wielkie, pogrubione „N”? Toć właśnie takie było całowanie w zapadającej się hurtowni.
Włożyłam do ust dwunastą pralinkę: siedemdziesiąt kalorii, jak informowała tabela na opakowaniu.
Nie przeszła mi nawet przez gardło, gdy rozbrzęczał niewymieniany od wieków dzwonek do drzwi. W trymiga wykonałam zryw, testując tym samym sprawność kolan. Po czterdziestu ośmiu godzinach niemal zapomniały, że Sasori bezlitośnie je potłukł. 
Witając przyjaciółkę, udało mi się uśmiechnąć.
 Tem okazała się bezpieczna, przynajmniej nie była bombą zegarową, której eksplozja miała nastąpić o godzinie naszego spotkania. Zasadniczo nie lubiłam być strofowana za swoje wybryki, ale równie mocno nie lubiłam widzieć ją taką… rozbieżną. Ni to obojętna, ni to zła – taka rozbieżna Tem, do której należało podchodzić z ostrożnością. Więc, wpatrzona w nią, zastanawiałam się czy bomba nie spisałaby się lepiej. Wybuch był ochrzanem, porządnym, niemal matczynym ochrzanem, po którym napięcie zaczynało opadać, a ja zwykle naprawiałam własne błędy i doprowadzałam sprawę do korzystnego rozwiązania.
Na tę wersję Tem nie miałam żadnego pomysłu.
Po prostu zachowałam się kulturalnie:
 - Cześć.
I ona też:
 - Cześć.
Wpuściłam ją do środka i poprosiłam Hanę, żeby zajęła sobie czas w swoich czterech ścianach, zwalniając nam całe piętro. Zgodziła się, choć było jasne, że po pięciu minutach zacznie przeszpiegi, aby zdobyć materiały na szantaże.
Temari zdejmowała buty w milczeniu. Zdążyłam zamknąć po niej drzwi i westchnąć dwa razy, zanim oznajmiła:
 - Przed szkołą kręci się jakiś stary, obleśny typ i o ciebie wypytuje. To nie powinno mnie dziwić?
Stary, obleśny typ, czyli definitywnie nie Sasuke. 
 - Teraz, w tym momencie?
Tem pokiwała głową.
 - Tja, ktoś z klasy powiedział mu, że jesteś nieobecna, więc najprawdopodobniej znudził się już krążeniem przy bramie.
 - Muszę to sprawdzić.
 - Teraz?
 - Koniecznie. – Nim się obejrzałam, miałam założone buty. Opis Tem nie zgadzał się w wizerunkiem Deidary ani Sasoriego. Narzucając po macoszemu bluzę z kapturem, zastanowiłam się czy Temari po prostu nie obrażała Sanady tymi przymiotnikami, bo nikt inny nie przychodził mi do głowy.    
 - Wiesz, kto to może być? – spytała wtedy.
Musiałam wykluczyć więc Sanadę.
 - Nie, ale lada moment się dowiem.
 - Idę o zakład, że już go tam nie będzie.
Oczywiście. Oczekiwanie Sakury Haruno pod liceum nie zapowiadało się optymistycznie, a tym bardziej takie oczekiwanie, kiedy było wiadomo, że się nie doczekamy.
Po coś się jednak przygotowałam do wyjścia.
- Chcę spróbować – powiedziałam Tem. – Poznasz go, jeśli miniemy się na ulicy?  
 - Raczej tak. Nie był to gość, którego szybko da się zapomnieć.
Wydarłam się na całe gardło, że wychodzę. Leń mnie zagiął, a wbieganie schodami do pokoju Hany wydawało się marnotrawstwem czasu.
 - Co miałaś na myśli? – podjęłam stracony wątek, gdy wyszłyśmy z Temari na ganek.
 - Dresiarz – stwierdziła, poprawiając koka. Odkąd Sanada nalegał, by rozpuściła włosy, zawsze nosiła je upięte.
 - Staruszek w dresie?
 - Nie wyobrażaj sobie emeryta z laską, durniu. Był stary, biorąc pod uwagę nasz wiek. Jego oczy nie topiły się jeszcze w zmarszczkach. Może jakiś pedofil? W każdym razie - póki nie jesteśmy na miejscu – chcę wiedzieć, dlaczego wezwałaś mnie do siebie. I dlaczego był to tryb natychmiastowy.
System trybów natychmiastowych opracowała Ino. Opowiedziała nam kiedyś, że mamy tak określać sytuację wyjątkową, w której odkładanie spotkania na później nie wchodzi w rachubę. Oznaczał mniej więcej tyle, co potrzebuję cię, już, teraz!  
Ogłosiłam go, ponieważ uzbierałam myśli do kupy i chciałam wypowiedzieć je na głos, dopóki pamiętam jeszcze jak zostały poskładane. Może „normalna nastolatka”, którą przecież byłam, postanowiła dorosnąć. Raz na jakiś czas zdarza się młodym ludziom zmienić coś nie coś na plus. W moim przypadku chodziło o kłamstwa. Kłamstwa były słodkie, och, zupełnie jak pralinki! Ochraniały przed konsekwencjami, ratowały od niewygodnych tematów i osłaniały cię, gdy sytuacja wymagała poudawania kogoś innego. Tak wiele korzyści i jeden, olbrzymi minus (u pralinek były to kalorie!). 
Kłamstwa tuszowały prawdę przed innymi. Ty musiałeś z nią żyć. Ktoś sobie kiedyś wymyślił, że ludzkie możliwości nie obejmą nigdy usuwania wybranych fragmentów pamięci. A złe wspomnienia były idealnym materiałem do usuwania. Były nieudanym szkicem, który powinien wylądować w koszu na śmieci. Więc dlaczego, do diaska, siły wyższe nie pozwalały nam rozwiązywać tego w prosty sposób? Przykrycie całą stertą takich papierków bez możliwości wyrzucenia choćby jednego w ogóle nie było miłe!
 - Rozumiem – powiedziała Temari. Zdałam sobie sprawę, że milczę zdecydowanie za długo. – To będzie jakiś fenomen w twoim życiu.
Skrzywiłam się.
 - To znaczy?
 - Zawsze długo się namyślasz, kiedy chcesz powiedzieć coś ważnego. Więc proszę bardzo. – Nonszalancko oparła biodro o ogrodzenie, otaczające dom. – Może przy okazji dowiem się czemu nie odbierasz telefonów i dzwonisz do mnie z zastrzeżonego numeru.
 - To numer mamy. Zastrzegła go sobie ze zwykłej ostrożności – wtrąciłam.
Tem nawijała dalej mimo to:
 - Kto wie. Może zdradzisz mi powód, dla którego musiałam przybiec tu prosto ze szkoły. Może zdradzisz mi dlaczego ciebie nie ma tam od dwóch dni i… och! – zimitowała zdziwienie. Właśnie ruszyłam ku bramie, żeby nie stracić szansy poznania dresiarza, a Tem rozwarła oczy, gapiąc mi się na nogi. – Utykasz.
Rzecz jasna, zauważyła to dużo wcześniej.
 - Sasuke nie ma z tym nic wspólnego, jasne?
 - Ależ naturalnie. Toć to biedna, niewinna owieczka, która nienawidzi swojego stada i lubi od czasu do czasu dać którymś członkom łupnia.
 - Wiesz, jak bardzo nieśmieszna jesteś?
 - Wiesz, jak bardzo mnie wkurzasz?
Otworzyłam bramę.
 - Opowiem ci wszystko późnej.
 - Stanowcza Sakura. – Temari ostentacyjnie się wycofała. – Miejmy się na baczności.
Spojrzałam na nią kwaśno. Bardzo chciałam usiąść przy stoliku, siorbać z nią miętową herbatę i manifestować własne uczucia. Tem bez wątpienia sądziła, że puszczam kolejne słowa na wiatr, dlatego potraktowałam obojętnością jej przeskok z „rozbieżnej” na „piekielnie poirytowaną”.
Temari-bomba właśnie zaczęła tykać. A jednak, cholera, się uruchomiła.
Chcąc ruszyć w kierunku liceum, nagle zamrugałam oczami ze zdziwienia. Po zewnętrznej stronie ogrodzenia zatrzymał się właśnie kosmiczny bogacz, patrzący na mnie z zadumą. Ubrał dziś dopasowany komplet, który kojarzyłam z joggingiem i chociaż wniosek sam pchał mi się go mózgu, odwlekałam rzut oka na Tem, żeby jej reakcja nie przetarła szlaku.
Zrobiły to jej ciche słowa:
 - Ta dam – zaintonowała.
Itachi. Itachi Uchiha. Przedtem był jak królewna Śnieżka. Miał włosy koloru kruczych skrzydeł i spał beztrosko w śnieżnobiałej pościeli. Dziś wyglądał na okaz zdrowia: kosmyki zebrał w koński ogon na karku, a strój sportowy i adidasy czyniły z niego pasjonata aktywnego trybu życia.
„To on?” – spytałam dla pewności Tem językiem spojrzeń.    
„To on” – potwierdziła, niezauważalnie kiwając głową.
„Serio? Masz go za dresiarza?”
Ale tego nie była w stanie odczytać.
Kosmiczny bogacz/Itachi zbliżył się do bramy. Oszczędził nam zbędnej kurtuazji i szepnął:
 - Jesteś Sakurą Haruno?
 - Jestem – odrzekłam z rozpędu. To dziwaczne. Już kiedyś go spotkałam, nieobecnego i nafaszerowanego lekami przeciwbólowymi. A więc formalnie rzecz biorąc to nasza pierwsza styczność z udziałem świadomości obydwu stron. - A pan jest Itachim Uchihą – odpłaciłam się.
 - Tylko Itachi – poprawił.  – Jestem też szlachetny, dogaduję się z twoją matką i kocham swojego brata. 
Otworzyłam usta, lecz nie wydałam żadnego dźwięku. Nie przypuszczałam, że kosmiczny bogacz będzie się ze mną porozumiewał tajnym, niejasnym językiem, żeby wkurzyć Tem i dać jej drogę pod górkę. W każdym razie ja wiedziałam już, co będzie tematem naszych rozmów.
Zerknęłam na Tem. Mrużyła oczy i marszczyła brwi. Wyobraziłam sobie klasyczną sytuację. Japonka w kręgu obcokrajowców, która nie rozumie ani słowa z gadaniny. Wie natomiast, że toczą rozmowę o niezwykle istotnych tematach, a nikt nie pisze się na to, żeby cokolwiek przełożyć na przystępniejszy język.
(Wpadka, Itachi! Tem wiedziała czyimś byłeś bratem i dlaczego tak wyśmienicie dogadujesz się z moją matką – lada moment poskłada sobie wszystko w całość).
Poczułem się źle, bo to przeze mnie musiała znosić takie sytuacje. Poza tym dała mi ostatnio do zrozumienia, że nie cierpi się zamartwiać, a właśnie na to całym czasem ją skazuję.
Musiałam coś utargować.
 - Proponuję rozmowę – odezwał się kosmiczny bog… tfu, znaczy się, Itachi. Przez krótką chwilę podpatrywał Tem. – Czy to odpowiednia chwila?
 - Jasne – wtrąciła Tem. Starała się brzmieć naturalnie, ale zabrakło w tym dobrego wychowania. Zrozumiała już, że znam tę osobę, a to wyczerpało ostatnie zapasy jej cierpliwości.
Dobrze. Obiecałam sobie, że się przed nią wyspowiadam. Odkładanie tego na później z wykorzystaniem wizyty Itachiego było beznadziejnym tchórzostwem, dlatego z ciężkim sercem popatrzyłam bratu Sasuke w oczy, czysto improwizując:
 - Właściwie jesteśmy teraz trochę zajęte. Czy… miałbyś czas… - Reszta słów zapierała się w gardle. Wydawało mi się, że takie zaproszenia obowiązują przy randkach. – Wieczorem…? – Spróbowałam znów.  
 - Wieczorem? Dobrze, dobrze. Niech będzie wieczór. Na przykład… w Suwenie? To ta mała restauracja na mieście.
 - Tak, wiem. O piątej?
 - O piątej – zgodził się.
A potem odszedł bez pożegnania. Zapatrzyłam się w jego plecy i pomyślałam, że zostawia pewien niedosyt po rozmowach, zupełnie jak jego młodszy braciszek.
Temari zastąpiła mi drogę.
 - Jesteś prawie tak szlachetna jak Itachi Uchiha. – Nacisk padł na nazwisko. – Dziękuję piękne, że wreszcie zwróciłaś na mnie uwagę. A tak między nami… To było kosmiczne dziwaczne – zauważyła i rzuciła odchodzącemu Itachiemu spojrzenie Japonki - rozdrażnionej konkretnym obcokrajowcem.  

Po tym, jak streściłam Temari fenomen Itachiego w moim życiu i przysięgłam, że nie mam pojęcia, czego ode mnie chce, ona usiadła po turecku na dywanie. Przyzwyczaiłam się już do tego śmiesznego widoku, bo przecież od wygodnego kompletu siedzeń w salonie dzieliło ją półtora stopy. Jednak pod nieobecność mojej matki, Tem zawsze wybierała dywan shaggy i pochwalała jego miękkość.
Kark oparła wygodnie o podłokietnik fotela obok i zaczęła gorzko się śmiać.
 - Popraw mnie, jeśli źle to rozumiem… Niewiele brakowało, żebyście się pieprzyli w środku hurtowni? Nie mówiąc już o tym, że ty mizdrzysz się z Sasuke, a twoja mama z jego bratem, tak? Dobra, dobra, ale to już wiedziałam.
 - Tem. – Umościłam się obok niej, żeby nie czuć się nieswojo. Odruchowo włączyłam telewizję. Rozbrzęczała popołudniowa porcja muzyki z klipami. – Teraz, jak pozbierałaś wszystko do kupy, to brzmi naprawdę paskudnie – zauważyłam.
 - Bo to jest paskudne! Ty uważasz to za zbieg okoliczności, a ja nabieram podejrzeń. Rodzeństwo rozkochało w sobie twoją rodzinę. Kto wie, może dla Hany zostawili trzeciego Uchihę, który jeszcze się nie ujawnił.  
 - Gdyby tak było, może również nabrałabym podejrzeń. Dla twojej wiadomości, Sasuke nie kwapił się, żebyśmy bliżej się poznali. To ja byłam natarczywa, więc nie ma mowy o żadnym spisku. A mama i kosmiczny bogacz znają się z pracy. Mówiłem ci przecież, że jest jej szoferem.
Tem pochyliła się gwałtownie tylko po to, żebym szybciej dostrzegła jak często mruga oczami.
 - Kosmiczny… że co?
 - Pseudonim Itachiego.
 - Świetnie. Masz bardzo normalne życie, Sakura. Hej, czy to okno jest otwarte? – spytała, nie dając mi szansy się wybronić. Wysunęła palec w kierunku głównego okna salonu.
 - Tak, dlaczego? Ciepło ci?
 - Powiedzmy, ale mniejsza z tym. Wróćmy do trybu natychmiastowego. Co takiego chciałaś mi powiedzieć?
Polubiłam pewnego wariata. Niezwykłego wariata – żeby nie było, że żadnego słowo nie kryje dobrego znaczenia. Był agresywny, ale odkąd zbuntowałam się przeciwko jego ostrzeżeniom, pokrywający go pancerz przestał odpierać moje ataki, a ja dobrowolnie zakochiwałam się w człowieku, którego miał chronić. Mimo wszystko uszczerbki psychiczne były wyłączną i prywatną sprawą Sasuke, nie mogłam ot tak tego rozpowiadać, nawet jeśli ostatnimi czasu spoufaliłam się z Temari bardziej niż z Ino.
Siedziałyśmy w ciszy bardzo długo. Należała do mnie, ja ją kontrolowałam, ja decydowałam kiedy nadejdzie stosowny moment na jej rozbicie. Nie nadszedł jednak prędko, tylko wtedy, kiedy uznałam, że nie będę przekładać rozmyślań na zrozumiałe, ukrócone zdania. Uznałam, że wypowiem je w ich pierwotnej formie.
 - Jest niemożliwość, prawdopodobność i prawdziwość – rozpoczęłam. – A opowieści zaczyna się od „bardzo dawno temu…”, ale to zdarzyło się ostatnio. Niemożliwe zmieniło się w prawdopodobne, a od prawdziwości dzieli mnie krok. Ostatnio wierzyłam, że kochanie go jest niemożliwie, dziś okazało się bardzo prawdopodobne. Temari. – Przymknęłam oczy. Choć w rzeczywistości wypowiedziałam jej imię tonem, po którym wypadałoby spojrzeć adresatowi w oczy, pozostałam nieugięta. – Prawdopodobnie kocham Sasuke Uchihę.
Tem potrzebowała minuty do namysłu.
 - Czyli to jeszcze nie jest prawdziwość?
 - Nie. Jest coś, co spowolnia awans. Na razie traktuję to jak zakochanie, zauroczenie.
 - Ja znam jedną prawdziwość.
 - No jaką? – Uroczo było słuchać jej cudownej logiki w takich okoliczność. Opierałyśmy karki o ten sam podłokietnik i obie patrzyłyśmy w sufit. Szkoda, że był cementowany, pomalowany białą farbą i szkoda, że nie przetykały go gwiazdy.
 - Prawdziwość jest taka, że było z tobą źle już wtedy, kiedy twoje uczucia awansowały na prawdopodobność. Jeśli powiem, że to największy błąd, nie zdziwisz się, co? – Usłyszałam jej lekki, nostalgiczny uśmiech w głosie.
Zaraziła mnie nim.
 - Chyba nie.
 - Co takiego można w nim kochać? To miłość z litości.
 - Miłość z litości?
 - Zmiękło ci serce, gdy uświadomiłaś sobie jaka osamotniona z niego owieczka.  
 Ta możliwość mnie przeraziła. Sasuke nie byłoby zadowolony, gdyby to właśnie współczucie urodziło zaczątek mojej prawdopodobnej miłości. Zaczęłam szybko analizować naszą znajomość.
 - Zanim nie skazano nas na wspólny referat, miałam go za osiłka. Nie sądziłam, że jest samotny. Bardziej przekonywały mnie teorie, że przyjaźni się z gangsterami, uczestniczy w jakiś nielegalnych potańcówkach i robi tatuaże w studiach, gdzie pracują jego kumple, a do szkoły przychodzi z przymusu.
 - Akurat do szkoły prawie każdy przychodzi z przymusu – zauważyła Temari. – No to co skłoniło cię do zmiany poglądów?
 - Muzyka.
 - Okay. Jaka muzyka?
 - Last Man Stranded i Save Yourself – wymieniłam, a mózg przypominał mi rytm każdej z osobna. – W pewnym sensie pokazały mi, że Sasuke znaczy więcej od łajdaka, za którego go biorą.
Tem wyglądała na zafrasowaną.
 - Dla jednej szukałam tłumaczenia, czy mi się wydaje?
 - Nie wydaje ci się. – Posłałam jej uśmiech, przekręcając głowę w odpowiednim kierunku.
 - W takim razie jeszcze jedno.
 - Co?
 - Zakochałaś się w nim przez swoją najsilniejszą cechę, czy mi się wydaje?
 - Nie wydaje ci się – odparłam rozbawiona.
 - Ciekawość – powiedziała Tem, jakby przeżuwała to słowo i oceniała jego smak. – A co na to Sasuke?
Przypłynęła do mnie frustracja. Sasuke nie słynie z udzielenia klarownych odpowiedzi, a ja, jako zakochany ślepiec, musiałam przecież nosić w sercu nadzieję na wzajemność tych uczuć. Czasami jednak zdarzały się chwile słabości, gdzie natarczywość słabła. Wówczas starczało mi to, że jestem obsypywana pocałunkami, a dotyk na skórze rozpala, jakby jego dłonie stawały się rozgrzanym kaloryferem. Starczało mi to, że nie interesuje się nikim innym i to, że adoruje mnie na sposoby, które cholernie uwielbiałam. 
Nie zdążyłam przekazać wszystkich Tem. Z telewizji dobiegła znajoma piosenka. Zaczęłam rytmicznie kiwać ciałem na prawo i lewo przez dynamiczne brzmienie.
 - Chrapka na obejrzenie Shreka przychodzi sama – stwierdziła Temari, prostując plecy i nabijając się z mojego układu tanecznego. Po tym jak padły pierwsze słowa wokalisty, dodała jeszcze: - A teraz wyobraź sobie, że tę piosenkę napisał Sasuke. Nadaje się, nie sądzisz?
Racja. Akurat nadszedł fragment, który był szczególnie prosty do zaśpiewania dla małoletniej mnie w dzieciństwie.
Well, maybe I'm in love.
Think about it everytime.
I think about it.
Can't stop thinkin’ about it!
 - Skoro masz u niego takie chody, namów Sasuke, żeby ci ją zaśpiewał – zaproponowała do żartów i równocześnie parsknęłyśmy śmiechem. – Ten tekst, że jesteśmy niechcący zakochani jest idealny dla takich durniów jak wy. Może ucieknie, jak każesz mu zrobić coś takiego.
 - Nie chcę, żeby uciekał. W takim stadium to będzie przecież boleć. - Dźwignęłam się na nogi, żeby poczęstować Tem chipsami. Wtedy jej uśmiech gdzieś się zawieruszył. Patrzyłam z dziwną miną jak zaczyna poważnieć.
 - Opowiem ci coś, ale najpierw ta piosenka musi się skończyć.
 - Dlaczego?
 - Jest skarbem naszego dzieciństwa, no i uwielbiasz Shreka. Nie mogę ci jej zniszczyć. – Podrapałam się po potylicy, dając przyjaciółce do zrozumienia, że nic z tego nie rozumiem. Tem westchnęła z ciężkim sercem. – Jeśli nie chcesz, żeby Sasuke uciekł, zrób to sama. I zrób to szybko, póki jesteśmy na prawdopodobieństwie, a nie prawdziwości.

Sakura odprawiła ją do domu punkt trzecia, a Temari wymyślała sztuki rozbełtywania ludzkiego ciała najostrzejszymi sztyletami. Zawsze chciała mieć sztylet i, może już nie zawsze, ale z pewnością często, marzyła o użyciu ich przeciwko przyjaciółce. Zanim zamknęła po sobie drzwi, zajrzała szybko do środka, upewniając się, że Haruno wbiega na piętro. Potem mogła odetchnąć, odgarnąć kępę krzaków, rosnących obok werandy i wypłoszyć jednego durnia.
 - Idziemy – syknęła, tarmosząc go za ucho. Naruto nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wystrzelił przez ogród do bramy i zniknął za płotem posesji obok.
Po minucie dołączyła do niego Temari. Byli już bezpieczni. Dwie przecznice od domu Haruno. Naruto miał naprężone wszystkie mięśnie, a płuca pękały w szwach od nadmiaru powietrza. Wtedy strzepnął z siebie cały ten ciężar za pomocą jednego, nieznośnie długiego wydechu. 
 - O rzesz ty! Widziałaś to? Prawie wpadliśmy! 
 - A to byłaby najbardziej żenująca wpadka w mojej karierze – warknęła. Prawdopodobnie straciła naturalny kolor twarzy i wyglądała jak plażowicz, który stanowczo za długo prażył się na słońcu, ale nic jej to nie obchodziło. Nie powinna była się zgadzać na knucie z Uzumakim. – Co za durny dzień. Nie spodziewałam się, że ten typ przyjdzie za nią do domu.
 - Nie spodziewałem się, że Sakura zakocha się takim draniu – mruknął Naruto. Nagle ogarnęła go złość: - Potrafisz sobie wyobrazić, co oni razem robili?
 - Nie i nie mam zamiaru nawet próbować – wtrąciła.
 - To niewybaczalne! Zabierać dziewczynę do takiego miejsca, a potem…
 - …prawie się z nią pieprzyć – znów mu przerwała. Pokusa i niewypowiedziane słowa paliły ją w gardle.
Naruto spiorunował ją spojrzeniem.
 - Niczego mi nie ułatwiasz, Tem.
 - To ja czuję się jak zdrajczyni, durniu! Sakura wyśpiewała mi wszystko i postanowiła zaufać, a ja? Potajemnie przyprowadziłam pod jej dom natrętnego typa! Wiesz co? Jak powiedziała, że okno jest otwarte, miałam ochotę poprosić ją, żeby je zamknęła.
 - Jeny, Temari. Nie strasz takimi zemstami, bo umrę na zawał. – Teraz ona obrzuciła go nienawistnym wzrokiem, lecz Naruto – dla własnego dobra – poczuł, że jest jej coś winien: – Przecież rozumiem! – wykrzyknął. - To nie było… eleganckie, ale, na litość boską, martwiłem się o nią. Od kiedy zobaczyłem jak Uchiha wynosi ją z hurtowni z szalikiem na oczach, wybacz, poczułem, że coś jest nie tak.
Dobra. Trochę zaskoczyła ją głębia jego przemyśleń.
 - Nieważne. Dowiedziałeś się przecież, że do niczego jej nie zmuszał. Sama straciła dla niego głowę.
 - Prawdopodobne – podkreślił. – To jeszcze nie jest prawdziwość.  
 - Skończcie filozofować.
 Naruto potrząsnął głową, roztrzepując ulizane włosy.
 - To wszystko jest pokręcone.
Temari pomyślała, że te słowa mają drugie dno. Uzumaki nie pogodził się przecież z odrzuceniem, nie tracił wiary we własne siły i wdzięk. Kiedyś był gotów wskoczyć za Sakurą w ogień i nawet nie starał się tego ukrywać. Najwidoczniej nie wyleczył się jeszcze ze szczeniackiego zauroczenia, a przygoda Haruno z Sasuke ciacha go boleśnie jak upragnione sztylety Tem. To naprawdę było pokręcone.
 - Naruto? – usłyszała własny głos. Odezwało się w niej życzliwe serce, uparte serce, które nie zawsze ulegało władzy mózgu. – Myślę, że powinnam skopać ci tyłek w kręglach, co ty na to?
Naruto podniósł na nią wzrok. Jego oczy były tak rozwarte, że Temari zaczęła bać się o gałki, które mogłyby wyskoczyć z oczodołów.
 - Czy ty… - zająkał się.
 - Co „ja”?
 - Zapraszasz mnie na rand…
Och, nie.
Żeby nie nastąpiła najstraszniejsza rzecz we wszechświecie, żeby tylko nie dokończył tych słów, Temari trzasnęła Naruto w łeb, tak mocno i tak gwałtownie, że biedak zarył w płot, otaczający dom obok.
 - W twoich snach, durniu!
Naruto zaczął wić się spazmach bólu.
 - W życiu nie śniłbym o czymś takim.
Miała randek powyżej uszu. Bałwańskich, niebezpiecznych randek Sakury z Sasuke i tej swojej, która jeszcze nie nadeszła, ale nieodwołalnie zagnieździła się w jej głowie, zaryglowała w małym pudełeczku. To pudełeczko skakało, trzęsło się i obtłukiwało jej wnętrze, nie dając Tem możliwości zapomnienia.
Najgorsza randka z możliwych.
Randka z Kirisame Sanadą.   

Itachi Uchiha był prawnym opiekunem Sasuke, a Sasuke był dla mnie szczególny. Pocałunki podobno nie pieczętowały związku, lecz w normalnych okolicznościach dawały znak, że niedługo nastąpi. Czy do tego dojdzie, czy nie, czułam, że muszę dobrze wypaść w oczach Itachiego jako oblubienica jego młodszego brata.
Odłożyłam tenisówki w kąt i spojrzałam na baleriny z gustowną, sznurowaną kokardką. Przymierzałam je, urządzając godzinny test o szesnastej, ale nie minęło trzydzieści minut, a ja miała pewność, że zostaną mi odciski. Brat Sasuke nie był ich warty.
Spór rozwiązałam kompromisem.
Założyłam czarne, sznurowane trzewiki, sięgające nieco ponad kostkę. Do tego dołączyłam białą sukienkę ze skórzanym paskiem na talii i dżinsową kurtkę. Zainspirowała mnie do tego gazetka sklepu obuwniczego, gdzie modelkę z okładki ubrali w podobny komplet.   
Przez cały ten czas zamykałam myślami w sejfie nasuwające się pytania. Byłam rozdarta między motywami kosmicznego bogacza, a nowością od Tem. Czy Sasuke wiedział, że jego brat zaprasza mnie do restauracji?  I co na to moja matka? Dlaczego w ogóle zaproponował późniejsze spotkanie i jakim cudem byłam taka uprzejma dla człowieka, któremu wyraźnie brakowało kurtuazji? Itachiego usprawiedliwić mogła jedynie obecność Temari, bo zadzieranie nosa z powodu choroby brata nie było niczym przyjemnym, a podejrzewałam, że właśnie w tym celu postanowił się ze mną spotkać.
Temari opowiedziała mi o mafii. Mafii, ścigającej Sakurę Haruno, mafii, omijającej Sasuke Uchihę. Okazało się, że oboje ucięli sobie przesympatyczną pogawędkę po tym jak Naruto wypatrzył mnie z Sasuke, kiedy opuszczaliśmy hurtownię.
Wierzyłam, że to tylko metafora. Że mafią jest śmierć, którą teoretycznie Sasuke ściąga na najbliższych. Że uplasowałam się na liście, a kolejka przede mną pewnego dnia się skończy. Chociaż Sasuke upodabniał się do łotra – palił papierosiska, uczestniczył w bijatykach, wykazywał skłonności do agresywnego zachowania – miał dobre serce. I lubił wymijające, często zagadkowe odpowiedzi.  
Itachi też to wiedział. Wiedział także, że ja o tym wiem, toteż uznał rozmowę za rozsądne porozumienie. Może zasłynęłam z afery w szpitalu, a Sasuke zrelacjonował wszystko bratu. A może byli najlepszymi przyjaciółmi i nie mieli przed sobą tajemnic, w rezultacie czego Itachi znał nasze stosunki z Sasuke od deski do deski.
Nieważne.
Wyszłam mu na spotkanie w nijakim nastroju. Nie miałam pomysłów na żadne scenariusze, ale jeżeli jakieś mi świtały, były skrajnie różne i ogólnikowe. Kosmiczny bogacz miał dwie możliwości: albo każe mi trzymać łapy z daleka od młodszego brata, albo – wprost odwrotnie – stwierdzi, że mogę służyć za deskę ratunku. Trzeci scenariusz uwięznął mi głowie przez Tem i odezwał się jakieś dwadzieścia metrów przed restauracją. A jeśli Itachi okaże się równie popieprzony i zacznie się dobierać do nastoletniej córki swojej partnerko-przyjaciółki Mebuki Haruno? „Pedofil!” – ryczał mi w podświadomości głos Tem. „Spisek Uchihów, rozkochujących w sobie twoją rodzinę!”.
Bzdura.
Na miejscu stawiłam się o szesnastej zero pięć, czyli spóźniona. Przygotowywałam się na moment przekroczenia progu Suweny i wodzeniu wzrokiem po klientach w poszukiwaniu znajomej twarzy, ale Itachi postanowił mi to ułatwić. Skorzystał z paru stolików wystawionych przed wejściem. Był jedynym śmiałkiem z uwagi na pogodę, która nie sprzyjała takim decyzjom. Zapięłam dżinsową kurtkę na wszystkie guziczki, czując zimne przypływy wiatru i powiedziałam sobie, że wytrzymam chłód dla dobra Sasuke.
Wślizgnęłam się pod markizę. Potem z głupią miną usiadłam na wiklinowym krześle przy stoliku kosmicznego bogacza i rzucałam mu ukradkowe spojrzenia. Tym razem ubrał wysmakowany garnitur i obstawiłam nawet, że to ten sam, w którym ujrzała go po raz pierwszy z zakupami mamy. 
Itachi nie pozostawał mi dłużny, tyle że jego obserwacje były bardziej otwarte. Prześwidrował mnie od góry do dołu i zaprezentował zęby w uśmiechu.
 - Sakura Haruno. Wreszcie mogę cię poznać.
Pomyślałam, żeby znów zacząć go naśladować, ale pomyślałam też o temperaturze, pytaniach, które miałam szansę zadać głośno i fakcie, że dwie godziny temu on również postawił krzyżyk na dobrych manierach.  
 - Dlaczego chciał pan ze mną porozmawiać? I to tak nagle? – zaczęłam.
 - Wystarczy Itachi.
 - Okay, Itachi. A więc dlaczego?
 - Chodzi o dochowanie tajemnicy. – Itachi założył nogę na nogę i wyglądał jak uosobienie nonszalancji i nieskrępowania. Mimo tego wrażenia, porozglądał się po okolicy, czy aby na pewno jesteśmy poza zasięgiem wszelkich podsłuchów.  – Sanada opowiedział mi dzisiaj, czego byłaś świadkiem w szpitalu. Przede wszystkim proszę cię, żebyś zachowała tę wiedzę dla siebie. Nie chcę narażać Sasuke na bycie pośmiewiskiem lub ofiarą zbiorowego współczucia – zależy jak odbiorą to dzieciaki w waszym wieku.
 - Nie zamierzałam i nie zamierzam tego rozpowiadać. To jego prywatna sprawa.
 - Bardzo dobrze. – Skinął głową. - Sadana zdradził mi również, że ty i Sasuke jesteście blisko.
W tym momencie moje niezdecydowanie do scenariuszy przestało być niezdecydowaniem, lecz obawą, że lada chwila padną słowa: „Trzymaj łapy z daleka!”. Itachi doprowadził do tego bruzdami na czole, wyjątkowo widocznymi, które uświadomiły mi, jak bardzo ich właściciel jest niezadowolony z tej ewentualności.   
 - Lubię spędzać czas z Sasuke – wyznałam, wytrzymując jego przenikliwe spojrzenie.
 - Spędzanie z nim czasu nie należy do prostych czynności, chyba się ze mną zgodzisz, no nie? – spytał.
Ze wszech miar urzekła mnie jego szczerość i idąca z tym w parze prostolinijność, więc odwdzięczenie się tym samym nie wydawało się najgorszym pomysłem:
 - Nieraz muszę bardzo się starać, żeby pobyć z nim trochę dłużej, a kiedy indziej czas wydaje się nieulotny i potem żałuję, że to tylko takie wrażenie, bo sekundy mijają i tak.
Chyba zaspokoiłam go taką odpowiedzią. Przestał napinać mięśnie na twarzy, a ja zadałam sobie pytanie: „Jak oni mogą być braćmi?”. Owszem, kolory oczu i włosów się zgadzały, lecz Sasuke do tej pory nie uśmiechnął się tak szeroko. Przynajmniej nie w moim towarzystwie.  
Zamilkliśmy, gdy na horyzoncie zamajaczyła kelnerka. Itachi zamówił kawę, a ja, z braku pomysłów, poprosiłam o to samo.
Dopiero kiedy miałam pewność, że kobieta jest już w środku restauracji, powiedziałam:
 - Opowiedz mi o tym.
 - Chcesz poznać historię choroby? – uściślił dla pewności.
Potaknęłam.
 - Nie będziesz miała mi za złe, jeśli wyobrażę sobie, że jesteś jednym z miliarda psychologów, a to tylko kolejna sesja?   
 - Jeżeli tak będzie prościej, nie ma problemu. To w tym celu pan się ze mną spotkał? – spróbowałam to wyjaśnić, ale on zgromił mnie spojrzeniem. Opamiętałam się po chwili milczenia: – Oj.
 - Żaden „pan”! Masz pojęcie jak staro się wtedy czuję?
 - A ja czuję się nieswojo. Jesteś dorosły i… - „Spotykasz się z moją matką, o!”. Dobry Boże, jakoś przełknęłam te słowa, żeby nie lepiły się po wieczności na końcu języka.
Itachi parsknął śmiechem. Skazał mnie na następną żałosną chwilę zadumy, bo najbardziej pragnęłam usłyszeć ten dźwięk w wykonaniu jego młodszego braciszka.
 - Okay. Wybaczę ci kilka pierwszych potknięć, ale jak za dziesiątym razem zwrócisz się do mnie per pan, zacznę się robić nieprzyjemny.
Przypominał mi Sanadę.
Nie, poważnie! Jeśli w ogóle dałabym radę stworzyć w główce obraz Kirisame w dorosłym życiu, przedstawiałby mężczyznę pokroju Itachiego.
Kosmiczny bogacz odchrząknął, jakby humor dopisał mu na drętwym spotkaniu biznesowym.  
 - Wróćmy do naszych interesów.
O proszę.
 - Ufam ci, Sakuro Haruno, bo jesteś córką Mebuki Haruno i osobą, której zaufał Sanada.
Ostatkiem sił zdusiłam w sobie rzekę pytań odnośnie matki. To nie była najlepsza pora, zresztą, kierując się tropem, który wykryła Hana, mama ograniczyła z nim kontakty po tej szopce w szpitalu. Wolałam nie wnikać jak i kto radzi sobie z rozłąką.
 - Zrobiłaś coś nieprawdopodobnego – mówił Itachi. – Żywię do ciebie ogromną nadzieję. Kto wie, może dołączysz do naszej grupy wsparcia.
 - Grupy wsparcia? – zainteresowałam się.
Itachi ominął odpowiedź śmiechem. Potem kazał poczekać na kelnerkę dla pewności, że nic nie ucieknie spoza naszego kręgu. Zgodziłam się, proponując luźną rozmowę o faramuszkach. Kiedy kobieta z powabem wychyliła się zza dekoracyjnego parawanu przy wejściu, podpatrywałam jak zgrabnie rozkłada nasze zamówienie i próbowałam ponarzekać na szkolne perypetie, żebyśmy choć w połowie wypadli naturalnie.   
Gdy odeszła, poczęstowałam się kofeiną. Coś w środku podpowiadało, że czeka mnie sporo wrażeń. Latte smakowało wybornie. Wiórki kokosowe, dekorujące wierzch, i syrop czekoladowy przygotowały mnie na najgorsze.
 - A więc…? – powiedziałam na zachętę.
Itachi poprawił mankiety i zaczął opowiadać stalowym głosem:
 - Wszystko zaczęło się od psa, jakkolwiek głupio to brzmi. Rozchorował się, kiedy Sasuke miał pięć lat, a nasza rodzina naturalnie robiła wszystko, żeby pies wydobrzał. Trwało to pewien czas, aż zaczęło brakować nam pieniędzy na operacje i lekarstwa od weterynarza. Pewnego dnia zwierzę zaczęło się dusić i po prostu zdechło. Sasuke odnalazł go wtedy pierwszy… martwego – podkreślił, ale nie wyraził głębszych emocji. Chyba naprawdę potraktował mnie równie bezdusznie, co namolnego terapeutę. – Parę lat później w wypadku samochodowym zmarli nasi rodzice. Sasuke już wtedy zaczął powtarzać, że to nieuczciwie, bo świat drugi raz zabiera tych, których kocha. W każdym razie życie toczyło się dalej, a my musieliśmy się otrząsnąć. Mimo że byłem pełnoletni, wujostwo zaproponowało swoją pomoc. Wkrótce Obito i Rin wprowadzili się do naszego domu. Ciotka była bezrobotna i zajmowała się Sasuke, a wujek nie miał problemów z dojazdem do pracy. Wszystko zaczęło się układać, a my przyzwyczajaliśmy się do życia bez mamy i taty.
„Do czasu…” – odczytałam z jego twarzy.
 - Co stało się potem?
 - Problem tkwił w cioci. Chociaż nie pracowała, zauważyłam, że często brakuje jej w domu. Rzadko spędzała u nas noce pod nieobecność wujka, a mi tłumaczyła to jakimiś piżamowymi pogaduszkami u koleżanek. Ale ja wcale się o to nie prosiłem! Znasz pewne adekwatne do tego powiedzonko, no nie?
 - Tłumaczy się tylko winny – odpowiedziałam, podszywając się pod terapeutę. Miałam na twarzy specjalną, wyćwiczoną maskę, która dawała pacjentom poczucie zrozumienia. 
 - Otóż to! – Itachi klasnął w dłonie. – Od razu pomyślałem, że ma romans i zdradza wujaszka. A ten był poczciwym i dość żywiołowym człowiekiem, no i pochodził z naszych stron, zasługiwał na prawdę. Można powiedzieć, że podkablowałem ciotkę i rozpętałem między nimi serię kłótni. Czasami wuj specjalnie przychodził prędzej, nikogo nie uprzedzając, żeby przekonać się na własnej skórze. Cztery razy nie zastał w domu Rin i wpadł w szał. W końcu prawda wyszła na jaw. Przekazała mu ją sama Rin. - Nastąpiła krótka pauza. Wykorzystałam moment i nabrałam na łyżeczkę syropu czekoladowego. W żołądku kłuły mnie złe przeczucia. – Okazało się, że zdiagnozowano u niej raka. Ej, ej, ej! – upomniał mnie Itachi, kiedy twarz zaczęła zdradzać mój smutek. – Pamiętaj. Jesteś psychologiem. Głupim, przesadnie miłym terapeutą, który na wszystko kiwa głową i dopiero po skończeniu opowieści zasypuje beznadziejnymi poradami. Okay?
 - Okay. – Kiwnęłam głową na próbę.
Itachi przyjął to z rozbawieniem, ale musiał spoważnieć, powróciwszy do spauzowanej historii.
 - Rin miała złośliwego raka i mało tego, uczęszczała do grupy wsparcia. Utajenie choroby nie usprawiedliwiła niczym nadzwyczajnym: nie chciała nikogo zranić, wiedząc, że niedługo odejdzie. Ani ja, ani Sasuke nie byliśmy do niej specjalnie przywiązani. Odkąd u nas zamieszkała, zawsze utrzymywała dystans i teraz myślę, że już wtedy była tego wszystkiego świadoma. W każdym razie na spotkaniach grupy wsparcia poznała dość… ekscentryczną kobietę, że się tak wyrażę. Wyznawała zasadę: „Żyj pełnią życia, skoro Bóg ci je skrócił”, czy coś w ten deseń.
 - Niech zgadnę – wtrąciłam. – Pani Rin zaczęła kierować się tym samym.
 - No, i to ostro! – prychnął, widocznie czymś oburzony. Myślałam, że chodziło o zachowanie Rin, ale to mnie się dostało: - Chwila, moment. Terapeuci tak nie mówią.
 - Terapeuci nie zgadują?
 - Nie. Przecież to mogło mnie zranić.
 - Och, przepraszam. – Odkaszlnęłam teatralnie i użyłam obu podłokietników. Itachi nagrodził mnie uśmiechem. – Proszę kontynuować.  
 - Rin zdradzała Obito na prawo i lewo – oznajmiłem ze spokojem, przez który o mały włos nie zakrztusiłam się kawą. – Chodziła na potańcówki, umawiała się z różnymi mężczyznami i nie miała nic przeciwko byciu adorowaną. To się nazywa życie pełną parą, no nie?  Wujkowi ta para nie przypadła do gustu, a ciocia natychmiast się wyprowadziła. Obito wpadł w depresję, zaniedbywał pracę, spóźniał się na spotkania, siedział całymi dniami w domu i ocierał łzy zmieszane ze smarkami w tanie chusteczki, po które ciągle wysyłał mnie do spożywczego. Tak czy inaczej, doczekał się wypowiedzenia z pracy i podwojonej rozpaczy. Sasuke zauważył wtedy, że w ich małżeństwie wszystko się układało, póki nie postanowili się nami zająć. Kiedy wujek popełnił samobójstwo, Sasuke był przekonany, że sprowadzamy nieszczęścia.
Samobójstwo.
S a m o b ó j s t w o…
„Terapeuta, Sakura, terapeuta!” – powtarzałam sobie dla otuchy i robiłam wszystko, żeby zachować zimną krew.
 - Znów nastąpił beznadziejny okres w naszym życiu. Sasuke był wrażliwszy ode mnie, mocniej przeżywał następną śmierć. Wtedy sądziłem, że nigdy nie uda mi się wyciągnąć go z dołka, zresztą w międzyczasie sam walczyłam z własnymi demonami i zacząłem myśleć, że naprawdę jest z nami coś nie tak. Później na drodze Sasuke stanął Nobu. Podobno coś nie coś o nim wiesz.
Niezłomnie kiwnęłam głową.
 - Nobu będę wdzięczny po wieczność przede wszystkim dlatego, że nauczył Sasuke wierzyć w swoją niewinność. Jakoś przemówił mu do rozumu i wytłumaczył, że za śmierć odpowiadają siły wyższe, a nie on. Siły wyższe to było takie… nie wiadomo co. Nobu mówił, że to odpowiedniki bogów, którzy kontrolują nasz los. Razem wymyślili sobie, że kupią psa, co miałoby teoretycznie zemstą za choroby poprzedniego. Sasuke wziął go pod opiekę, a Nobu główkował nad imieniem.
 - To wilczur, prawda? Widywałam Sasuke na spacerach.
 - Schmetterling – wymówił, nie kalecząc obcobrzmiącego słowa. Widząc moje kwaśne spojrzenie, zdobył się na śmiech: trochę gardłowy i rzężący. – Nobu uwielbiał język niemiecki, stąd imię. Bawiło go to, że statystyczny Japończyk może połamać sobie przez to język.
 - Co oznacza Schme… - Nawet jeśli spróbowałabym poprawnie je wymówić, większą trudność sprawiało mi zapamiętanie.
 - Motyl. Nawiasem mówiąc, zdrabniamy to do Schmet albo Ling. Pies reaguje na oba.
I żył do dziś. To niedorzeczne odkrycie trochę mnie rozweseliło. Zapragnęłam też spotkać Nobu, choć było to oczywiście niemożliwe. Spodobał mi się jego punkt patrzenia na sytuację Sasuke i obciążenie winą istot, których bytu nie pojmujemy.
 - Poza tym – podjął Itachi. – obmyślili cwany plan sfilmowania „sił wyższych”. Nie bierz tego poważnie, Sakuro Haruno, to miała być raczej zabawa dla polepszenia nastroju Sasuke. Chłopcy zamontowali w salonie jakąś starą kamerę, gruchot totalny. Nobu twierdził, że skoro siły wyższe się nas uczepiły, na pewno często grasują po domu – urwał na moment i popatrzył na mnie, widocznie czekając na opinię.
Potaknęłam tylko z grobową miną.
Itachi krótko opowiedział o śmierci Nobu. Tym razem humor przestał mi dopisywać i wiedziałam już, że nie poradzę sobie w roli psychologa.  Nieprawdopodobne w jak ogromnym błędzie żyłam. Wydawało mi się, że na liście zmarłych uplasowali się rodzice, bliski przyjaciel i schorowany brat. Raz czy dwa dopuściłam do siebie myśl o większym gronie, ale brałam to za okrucieństwo wykorzystywane w filmach. Owszem, pech nieraz jest regularny, stały, albo wyjątkowo natrętny, ale nie spotkałam się jeszcze z taką skalą jego działań.
 - Siły wyższe zemściły się za ich zemstę – usłyszałam pełen nostalgii głos. – Ling stał się dla Sasuke naprawdę cenny. Był jak pamiątka, którą zostawił po sobie Nobu. Możesz sobie tylko wyobrazić jak sponiewierała go wiadomość o mojej choroby. Znaczy się, problemy z sercem miałem odkąd pamiętam. Za młodu chodziłam na badania i łykem masę leków. Ale wtedy znacznie mi się pogorszyło i pojawiło się zagrożenie życia pacjenta. Wtedy też Sasuke dotknął pierwszy atak.
Przetarłam oczy, tak profilaktycznie. Jeszcze się nie złamałam.
 - Pewnego dnia oglądaliśmy z Sasuke maraton horrorów. To był nasz comiesięczny rytuał. I jednocześnie kolejna rzecz, którą mu zniszczyłem. Zacząłem się dusić, straciłem przytomność i nie miałbym pojęcia, co działo się potem, gdyby nie kamera. Pamiętasz?
 - Do rejestrowania sił wyższych? – spytałam.
 - To było jej pierwotne przeznaczenie, ale się nie spisała. Nagrała natomiast szaleństwo Sasuke.
Itachi zerkał jak zlizuję syrop z łyżeczki. Czekolada straciła smak i byłam skora się przez to popłakać. Jeszcze raz poprzecierałam dokładnie oczy, ze szczególną precyzją sprawdzając kąciki, ale wilgoć nie przekroczyła normy.
 - W porządku – wydukałam, czując ciężar spojrzenia Itachiego. – Jest okay.  To… trochę smutne i… Przykro mi z wielu powodów. I… chyba zaraz pójdę go przytulić.
 - Sakuro Haruno, nie powiedziałem ci tego, żeby Sasuke zyskał twoje współczucie, broń Boże. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale udało ci się do niego zbliżyć, z czego jestem niezmiernie zadowolony. Teraz musisz być przy nim, a to „bycie” wymaga poznania jego historii. Dlaczego? – zadał pytanie, którym zwykle nauczyciele narażają uczniów na stres. Ja znam odpowiedź, a ty nie, żółtodziobie!
 - Dlaczego?
 - Żeby poznać jedną, jedyną możliwość, jedną, jedyną rzecz, którą możesz dla niego zrobić.
 - Jaką? – pytałam bezdusznie, a mój wyraz twarzy nie mógł przybrać konkretnego kształtu. Wahał się między żalem, a determinacją. Jednak Sasuke gardził takim żalem, w każdej mierze, ilości i formie.
 - Nie umieraj – powiedział Itachi. – Tylko… nie umieraj, a będzie dobrze.
Za jednym haustem opróżniłam szklankę i odsunąwszy krzesło, podniosłam się na nogi.
 - Gdzie on jest?
Najpierw odpowiedziało mi westchnięcie.
 - To skomplikowane.
 - Jak to?
I następne westchnięcie. Itachi zaczął penetrować kieszeń marynarki. Robiąc to, mówił:
 - Nie dalej jak dwa dni temu Sasuke dostał łagodniejszego ataku.
Dwa dni temu. Oby ta data okazała się przypadkiem, a czas, który spędziliśmy razem nie był współczynnikiem sprawczym. Przerażenie na mojej twarzy skonsternowało Itachiego.
 - Bez obaw, to nic poważnego. Ten atak był jednak dość specyficzny. Wydzierał się bez przerwy, że jest zbyt szczęśliwy i siły wyższe zaraz mu to odbiorą – usłyszałam trzecie westchnięcie. Teraz mężczyzna patrzył na mnie przepraszająco. – Podejrzewałem, że to twoja sprawka, ale nie waż się obwiniać, czy coś w ten deseń. Sasuke wyolbrzymia różne rzeczy. Boi się – dodał po chwili wahania. – Boi się, że znów kogoś straci, a to by go zabiło. Tak myślę. Wystarczy to, że śmierć wisi nade mną, więc ty nie waż się umierać. Proszę. – Wygrzebał z kieszeni komórkę i podał mi ją.
Oglądałam ją z ostrożnością, jakby w środku mogła tykać bomba zegarowa.
 - Chcesz, żebym…
 - Od czasu ostatniego ataku Sasuke ciągle gdzieś się szwenda i o niczym mnie nie informuje. Plus jest taki, że zawsze odbiera moje telefony. Jest przewrażliwiony na punkcie zdrowia swojego brata. Kiedy jednak dowiaduje się, że ze mną wszystko okay, urywa połączenie i nie odpowiada na żadne pytania. Po przyjściu do domu również nie jest zbytnio rozmowny. Zadzwoń do niego, pięknie proszę. Skoro miałaś wystarczająco dużo charyzmy, żeby go oczarować i sprawić, że dla ciebie uciszył wyjące w nim lęki, będziesz miała wystarczająco sił i na to. Nie mogę cię zmusić, ale…
 - Zadzwonię, zadzwonię – skrzeczałam nerwowo, odblokowując interfejs. Itachi miał już wyświetlony kontakt do Sasuke tak, że wystarczyło kliknąć palcem w litery, tworzące imię.
 - Hej, jeśli chcesz, możesz zadzwonić ze swojego telefonu. Zaproponowałam mój, bo masz pewność, że odbierze.
Bez problemu! Trzeba tylko odszukać Deidarę i nastraszyć atakiem szału – najprawdopodobniej poskutkuje.
 Nie przyznając się do straty, bez słowa przycisnęłam zieloną  słuchawkę.
 - Itachi? – Dźwięk „tego” głosu od razu mnie skonfundował. Wiedziałam, że będę potrzebowała czasu, żeby się przemóc; kilku, cennych sekund cichy, podczas których moje serce przedziurawi nadlatująca strzała goryczy i przygnębienia.
 - Gdzie jesteś? – spytałam cicho, lecz kategorycznie.
Sasuke również nie mógł się obejść bez chwili ciszy. Przetrawił fakt, że zamiast jego brata, przemawia Sakura Haruno i zajęło mu to dokładnie pięć sekund.
 - Stacja paliw na Ogitochichō – odparł.
 -  Idę tam – zapowiedziałam.
 - Czekam.
Połączenie się urwało. Itachi obserwował mnie bez szczególnego przejęcia. Gdy dałam mu sygnał skinieniem, że poznałam lokalizację Sasuke i wytłumaczyłam, że pragnę go tam zastać, mężczyzna się nie sprzeciwił. Poradził, abym ruszyła od razu, a potem nie usłyszałam ani jednego słowa pożegnania, tylko wiadomość o tym, że dokądś się spieszy. 
No i zniknął.

Dwadzieścia minut truchtem, obliczałam w myślach, spiesząc się i zachowując czujność zarazem. Cel, który wyznaczył mi Itachi wstępnie wydawał się prosty i niezłożony. Wystarczało jak najdłużej wychodzić obronną ręką przeciwko śmierci, tyle że śmierć była tak samo prosta. Wolałam uniknąć powtórki z Kyomachi i konsekwentnie zerkałam po dwa razy na każdą stronę, decydując się przebiec przez jezdnię.
Izumo było paskudnym miastem. Cały czas mijałam stare, zapadające się blokowiska, budynki, które wyglądały jak wyludnione, choć w rzeczywistości nadal pełniły własne funkcje. Co rusz trzeba było szukać pasów dla pieszych bądź postawić na ryzyko – asfaltowe ulice były wszędzie. Ogólnie wrażenie stawiało Izumo w oczach turystów jako szarawe, ponure miasteczko z powietrzem ciężkim od spalin samochodowych i innych zanieczyszczeń.
Po przejściu mostem przecinającym rzekę Ibi, stacja zaczynała majaczyć w oddali. Tworzyła swego rodzaju odskocznie od szaro-burych kolorów. Przy wjeździe i wyjeździe rozstawiono bilbordy z rysunkiem wesołej małpki, która reklamowała karmelowe cukierki. Po drugiej stronie rozciągała się pusta, trawiasta przestrzeń z widocznymi dachami kilku domów na horyzoncie.   
Kiedy byłam już w pobliżu stacji, w oczy natychmiast rzuciło mi się nieśmiertelne Subaru, zaparkowane delikatnie pod skosem.
Sasuke właśnie wyszedł ze sklepu dla podróżnych i odwarknął: „Naprawdę nie trzeba!”, zanim zgrzytające drzwi się zatrzasnęły. W ręku trzymał pudełko papierosów i poczęstował się jednym z nich. Patrzyłam, zwalniając mimowolnie kroku, jak wsuwa opakowanie do tylnej kieszeni dżinsów, klęka przed stojakiem na rowery i walczy z przymocowaną do pręta smyczą.  
Schmetterling zaczął merdać ogonem na widok właściciela. Udało mu się liznąć jęzorem policzek Sasuke, na co ten zesztywniał, rozbawiony i zły równocześnie.
Nagle spowił mnie zimny wiatr. Przypomniałam sobie, że dzisiejszy ubiór ani trochę nie czyni zadość wymaganiom pogody, ale gdy Sasuke wreszcie mnie dostrzegł, coś podniosło temperaturę.
I to coś blokowało mnie przed przemierzeniem ostatniej prostej.
 - Nie sądziłem, że mój brat zwerbuje się tak szybko – powiedział i jeśli był zaskoczony, nie dał tego po sobie poznać. Pies zaczął mnie obszczekiwać, lecz Sasuke pociągnął lekko za smycz i tym go uciszył.
 - Do grupy wsparcia? – zapytałam.
 - Czyli o niej wspomniał.
 - Nie wdawał się w szczegóły. W ogóle nic o niej nie wiem.
 - Może jeszcze nie jest ciebie pewien – stwierdził.
Nie wiedziałam, czy była to podpucha, żebym zaczęła układać sobie w głowie, czym zawiniłam i co zaważyło na tym, że okazałam się niewystarczająco dobra, ale dałam się złapać na przynętę. Odmalowałam sobie w głowie cały przebieg spotkania, chociaż nie miałam podstaw, by podejrzewać się o jakieś poważnie potknięcia.
Spojrzałam na pieska (albo raczej psa). Był wyrośnięty i łypał na mnie nieufnie.   
 - Wszystko wyśpiewał, co? – Sasuke patrzył na mnie w zamyśleniu. – A ty przyszłaś tu, bo poczułaś nagły żal i myślisz, że czuję to równie mocno, jak wtedy, gdy wszyscy zaczęli umierać.
Nie odpowiedziałam. Wstyd się przyznać, ale częściowo było to prawdą.
 - Tak myślałem – mruknął Sasuke.
 - To ludzka reakcja. Jestem na siebie wkurzona, bo ją poczułam, ale wiem, że nie zmienię tego, jak bardzo mi teraz smutno. – Jeszcze przed końcem wypowiedzi, zauważyłam coś dziwnego. Bez wahania schyliłam się, by dokładniej obejrzeć własne odkrycie. – Masz rozciętą wargę.
 - Może.
 - Dlaczego?
 - Chyba dałem łupnia Deidarze.
 - Dlaczego? – Nie ukrywałam nagłego zaskoczenia.
 - Może mnie wkurzył – odparł. Milczeliśmy dziesięć sekund. Sasuke dał mi czas, aby dojść do właściwych wniosków. Opamiętawszy się, przywróciłam na twarz grobową minę. – Może ty byłaś powodem – rzucił nagle.
A jednak.
Mogłam poczuć się dowartościowana tą informacją i zachować jak egocentryczka, albo pogrążyć się w większym smutku, który przybrałby formę poczucia winy. Niesprawiedliwie czułam po trochu i to, i to.
Sasuke podszedł bliżej. Nasze klatki piersiowe oddzielał teraz klasyczny centymetr.   
 - Może nie powinieneś tego robić? – zaczęłam.
 - Sądzę, że jednak powinienem. Szukałem ich od dwóch dni, ale te dranie starały się schodzić mi z drogi. Wreszcie rachunki zostały wyrównane, a oni – mam nadzieję – zrozumieli, że to koniec naszej współpracy.
To wyjaśniało dlaczego Itachi miał trudności się z nim skontaktować. Rozumiałam też, że Sasuke niespecjalnie palił się do opowiedzenia bratu swoich planów.
 - Ale Deidara żyje, prawda?
Odpowiedział mi śmiech.
Jego śmiech.
O rany. Na ten dźwięk podskoczyłam, wystraszona, że wyśmiewa nas jakaś trzecia osoba. Już kiedyś mogłam go usłyszeć – na krótko i równocześnie na tyle długo, aby dobrze zapamiętać. Sasuke zasłonił usta wierzchem dłoni i spuścił głowę. Myślałam nad słowami, z których miał ubaw. To w ogóle nie miał być żart, a nawet jeśli odebrał to w ten sposób, nie był przecież tak bardzo śmieszny. 
W końcu chichot się urwał. Akurat wtedy, gdy się z nim oswoiłam i oceniłam jako najpiękniejszy spośród wielu odsłuchanych za życia. Może wybił się w rankingach na sam szczyt, dzięki uprzywilejowani. Co za niefart, że się w nim zakochałam i nie byłam stanie wydać sprawiedliwego osądu. 
 - On się mnie boi – stwierdził Sasuke, zabierając rękę z ust. Zapatrzył się w czubki naszych butów. – Będzie miał co najwyżej siniaka. Szybko się wycofał.
(Moment! Sasuke śmieszyło to, że sieje postrach u „przyjaciół”?)
W sumie, byłam tego świadkiem, czyli na własne oczy widziałam rosnącą panikę w oczach Deidary oraz Sasoriego, kiedy Sasuke dostał szału, zapowiadając potem swoje wtargnięcie. Telefonicznie.
Raptem Ling rozszczekał się na dobre. Ofiarą jego agresji był jakiś gość, który wysiadł z auta zbyt gwałtownie i wystraszył psiaka. Dzięki temu, że na momencik spuściłam wzrok z Sasuke, dotarło do mnie, że zaczęło zmierzchać, a zza wyniszczonego budynku, który piętrzył się tuż obok, wyzierała prawie niewidoczna krawędź słońca. 
Sasuke ponownie się do mnie przysunął. Ten jeden centymetr między nami przestał nagle istnieć, a niedopalony papieros wylądował na asfalcie. (Bonus: ten ruch wstrzymał moje procesy myślowe. A szkoda. Chciałam wypytać go o, ponoć skończone, interesy z Deidarą i Sasorim).
Patrzył na mnie tak, że właściwie nie mieliśmy innego wyjścia niż po prostu się pocałować. Ostatecznie rozejrzał się na prawo i lewo, ujmując moją rękę.
 - Chodź – usłyszałam.
Poszłam bez wahania. Sasuke przeprowadził mnie przez jezdnię i wspólnie minęliśmy skromny, jednopiętrowy domek, który gryzł się z otoczeniem przez wypielęgnowany ogród – pełen różnokolorowych kwiatów. Nie pytałam o nic, co miałoby związek z celem podróży. Już tyle razy wlókł mnie w nieznane, że zaufanie zrodziło się samo z siebie.
Dostaliśmy się na wąski wał, biegnący wzdłuż rzeki Ibi. Ling był w siódmym niebie, obwąchując mur z drzew po lewej stronie. Kilka sztuk oznaczył swoimi siuśkami.
Dopiero wtedy zakochane trybiki w głowie doprowadziły się do porządku, leniwie zaczynając pracę. Pod wpływem impulsu oznajmiłam:
 - Twój brat właśnie opowiedział mi najstraszniejsze cząstki twojego życia, a ty nie wydajesz się tym przejęty. Coś jest nie tak.
 - Co takiego właściwie ci zdradził? Zgaduję, że o śmierci moich rodziców dowiedziałaś się wcześniej, a o przyjacielu opowiedziałem ci sam na pokazie świetlików. Itachi tylko dodał do tego jeszcze inne śmierci. Ty z kolei zaczęłaś usprawiedliwiać przez to wszystkie moje czyny i w dodatku stałaś się zakochaną, współczującą dziewczynką; bardziej podatną na mój urok. Nie widzę w tym żadnych minusów.
Bezpośrednie oświadczenie, że jestem zakochana na początku rozbiło moją pewność. Jak to tak? Nawet jeśli odwzajemniona miłość dwojga ludzi jest jaskrawa i ewidentna, każdy trzyma to w sobie na specjalną okazję. Taki był urok par, które po wielu udanych randkach planowały stworzyć związek. Potem te filozoficzne myśli odeszły, a ja pomyślałam: „Cholera, toć to Sasuke!” i wysłuchałam go bez czerwieniejących policzków, ani supełków, krępujących mój żołądek.
Długą chwilę szliśmy w ciszy. Sasuke spoglądał raz za razem na Linga, a ja, rozczarowana, odkryłam, że kierując się wałem, niedługo dotrzemy na nasze osiedla. Okolicę oceniałam na obskurną. Rwąca rzeka była zaśmiecona, a te kilka drzew (uczta dla psa), ukrywały za sobą następny budynek o nienajlepszej kondycji. Teraz miałam jednak pewność, że nikomu nie służył. Dawniej stał tu elegancki hotel i w sumie nie miałam pojęcia, dlaczego go opuszczono. Mimo to w dzieciństwie był dobrym obiektem do podjęcia ryzyka i poszukiwania przedmiotów, które zdawały się kosztowne.
 - Tutaj prawie nikt nie przychodzi – odezwał się Sasuke. Wyczułam, że zerka na mnie kątem oka i szybko domyśliłam się, jaki kontekst kryje się za jego słowami.
Przystanęliśmy.
Otarłam krew, cieknącą z dolnej wargi Uchihy. On pokazał mi zakręt, który prowadził do wąskiej dróżki, gdzie gęste i wysokie krzewy ustawiły się dla niej w szpaler. Pokiwałam głową i oboje ruszaliśmy tamtędy.
Dziesięć kroków to było za dużo. Nie zrobiliśmy ich nawet tyle, a już się pocałowaliśmy.

Trasa, którą dało się przebyć spacerkiem w piętnaście minut, zajęła nam ich niemal czterdzieści. Kiedy wyrosły przed nami rzędy domów i znajome jak własne kieszenie ulice, ponownie uszczypnęło mnie rozczarowanie. Tym razem boleśniej.
Zwolniliśmy na rozwidleniu, które, jak sądziłam, wysyłało nas w inne kierunki. W końcu się zatrzymałam. Wkurzałam się na własne oddechy, bo wyrażały podniecenie stanowczo za głośno, tymczasem te od Sasuke zdążyły już ucichnąć. Bałam się też, że słychać mocne bicia mojego serca, lecz zanim ten strach się rozrosnął, podszył go nagły gniew.
Uchiha zapatrzył się w mój profil, ale nie uhonorował chociażby półsłówkiem. Zmierzyłam go spojrzeniem i zaczęłam kombinować, jakby tu odejść z godnością.
 - Zadzwoń do brata. Bardzo się o ciebie martwił – powiedziałam.
Sasuke skinął głową, przeszedł kawałek w stronę, która nie prowadziła do mojego domu i zapytał:
 - Jak twoje kolana? 
Jakbym o nich pamiętała. Goszcząc Tem, promieniowały jeszcze lekkim bólem, więc na wypadek chodziłam ostrożnie; utykałam. Chyba zapomniałam się o nie martwić po najściu Itachiego, skupiając uwagę na ważniejszych rzeczach. A teraz?
 - Już nie bolą – odparłam. – Mam tylko dwa siniaki.
Sasuke jeszcze raz skinął głową i wysunął do mnie otwartą dłoń.
 - Chodź.
Nie poszłam.
 - No chodź – nalegał i pozyskał mnie sobie już przy drugiej próbie. Trudno.  
Podążyłam w jego stronę, a kiedy ustawiłam się naprzeciwko, zostawiając obowiązkowy centymetr przestrzeni, Sasuke objął mnie w tali i bum: po centymetrze nie został żaden ślad. 
 - Nie chcemy się ze sobą rozstawać, taka prawda.
Co ty nie powiesz, Sherlocku.
 - Nie chcemy – poparłam go.
Nie wiedziałam co przyniesie najbliższy czas, ani do czego dążyliśmy robiąc to, co robimy, ale wpatrując się w jego oczy, nękało mnie wiele myśli, a jedną z nich był wpływ nocy. Czasami działała jak alkohol. W każdym razie byłam gotowa zrobić wszystko, byłam gotowa zrobić każdą rzecz, na którą w świetle dnia brakowałoby mi odwagi i pewności.
Dlatego kiedy Sasuke wyszeptał mi do ucha:
 - Chodźmy do mnie.
Odpowiedziałam:
 - Okay.
I z dziesiątek rzeczy, którą mógł mieć na myśli, wytypowałam tę najbardziej perwersyjną. Ani na chwilę nie przestraszyła mnie możliwość pomyłki. Złączyliśmy nasze dłonie, Sasuke pogonił Linga, a potem dałam się zaprowadzić w całkiem nowe miejsce. Znaczenie takich odwiedzin w życiu zakochanej nastolatki w ogóle się dla mnie nie liczyło. Sasuke nie spędzał nocy w trumnach ani nie ukrywał w podziemiach misternych lochów. Sasuke był tylko cholernie skrzywdzony przez życie i w milczeniu szedł każdego dnia na wojnę, aby mierzyć się ze strachem.
Dom był oczywiście normalnym domem, jak miliardy innych w Japonii. Dwupiętrowy, z murowanym gankiem, dachem mansardowym i fragmentem pnących roślin na przedniej elewacji. Tuż za głównymi drzwiami, grzecznie i bez słowa zdjęłam buty. Mimowolnie spróbowałam wyłapać odgłosy czyjeś krzątaniny, spodziewając się zastać Itachiego (a może Sanadę), ale w środku panowała cisza. Sasuke wypuścił psa do ogrodu i nie pozwolił mi napatrzeć się na salon oraz kuchnię, która majaczyła po lewej, nie odgrodzona żadną ścianą, gdyż poczułam jak wlecze mnie w stronę wąskich, drewnianych schodów, prowadzących na piętro.
Hol na górze łączył ze sobą cztery pokoje. Z ciemności wyzierały kształty roślin doniczkowych i puchatego dywanu, który wyłożono przed drzwiami na samym końcu. Mimowolnie czekałam aż Sasuke wciśnie włącznik światła, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zostałam zaprowadzona do trzecich drzwi, a dżentelmen obok puścił mnie przodem.
Nie będąc pewna czy to zauważy, udałam zaskoczenie i weszłam do środka.
Sasuke mnie wyprzedził i wreszcie zapewnił odrobinę światła, uruchamiając lampkę nocną z biurka. Wsparł jednio biodro na krawędzi blatu, przyglądając mi się wyzywająco. Za nim mrugała niebieska dioda. Rozpoznałam obudowę komputera, który najwidoczniej zapadł w stan uśpienia. Zobaczyłam elegancko posłane łóżko, szafę, komodę i ozdobną półkę, przymocowaną do ściany. Postawiono na niej ramki z fotografiami, których nie byłam w stanie dobrze uwidzieć. Wydawało mi się, że pokój ma brunatne ściany i jedną z nich, wyłożoną tapetą w paski, ale do kolorystyki nie byłam pewna przez słabe oświetlenie.
 - Itachi wróci po północy – powiedział Sasuke. – Mamy sporo czasu.
Podeszłam tam i skierowałam główkę lampki ku dołowi tak, aby zasięg światła był możliwie najmniejszy.
Sasuke przyglądał się temu z uśmiechem.  
 - Podnieca mnie ciemność – wyjaśniłam.
 - A mnie nieprzewidywalność. I małe piersi.
 - Mam to i to.
 - W takim układzie: niechaj stanie się ciemność. – Dumnie przełączył przycisk na lampce, a jego twarz raptem pochłonął mrok. – Teraz cię podniecam? – spytał.
Parsknęłam śmiechem.
 - Może. – I sama, bez niczyjej pomocy, usiadłam na łóżku. Tak naprawdę dopiero wtedy zaczęłam przejmować się powierzchownymi sprawami. Jaką włożyłam bieliznę? Czy cuchnęłam potem? Co powie Sasuke, jeśli zorientuje się, że jestem dziewicą? Czy to w ogóle miało dla mężczyzn jakieś znaczenie? A jeśli tym rozochoceniem na seks, straciłam w jego oczach? Może najpierw powinnam się opierać.
Z drugiej strony nie czułam, żebym zachowywała się karygodnie. Czułam natomiast, że tego chcę, że kiedyś możliwie będę żałować pośpiechu, ale młodość czemuś służy, prawda? Teraz jestem tylko niedojrzałym głuptasem i zrobię, jak uważam, a powstydzę się tego w dalekiej przyszłości.
Sasuke wysunął szufladę i wygrzebał spod stosu bielizny paczkę prezerwatyw.
Jęknęłam.
 - Co? – zapytał, dziwnie zaniepokojony. Chyba pomyślał, że nie planowałam posuwać się tak daleko, a jego dbałość o antykoncepcje straszliwie mnie spłoszyła. 
Nie. Miałam inne zastrzeżenie.
 - To okropne, gdy faceci wyciągają prezerwatywy. W każdej książce i filmie. Psują atmosferę – wyżaliłam się.
Sasuke przysiadł na brzegu łóżka. Bezczelnie rozerwał folię ochronną i otworzył pudełeczko.
 - Lepiej mieć popsutą atmosferę niż dziecko na karku – stwierdził.
 - Oczywiście. Ja tylko… Uch, to zawsze mnie dręczy, po prostu. Musiałam ci to powiedzieć.
 - Okay. Może założę ją sobie przy akompaniamencie muzyki z Titanica. Pasuje?
 - Chcesz, żeby ten seks był naszym najsmutniejszym przeżyciem?
 - Céline Dion mnie nie wzrusza.
 - A mnie tak. Jestem dziewczyną.
 - Dobra. – Zastanowił się. Pomyślałam, że Titanic nie jest aż tak smutny, jak obserwowanie Sasuke w napiętym oczekiwaniu na (pierwszy) gorący seks. (Pierwszy w ogóle. Nie pierwszy „gorący”!). – Może ty coś wymyślisz – zaproponował i zrzucił z siebie t-shirt.
 - Hej! Ja miałam to zrobić.
Błyskawicznie założył ubranie z powrotem. Wtedy przypuszczałam, że seks może być przecież śmieszny. Wspomnienia popołudnia spędzonego z Tem zaczęły napływać mi do głowy jak rwąca rzeka. Opadłam na pościel, zadowolona ze świeżego pomysłu.
 - Sasuke?
 - Hm?
 - Możesz włączyć muzykę z komputera?
 - Mogę – powiedział. – Czyli wymyśliłaś coś romantycznego do nakładania prezerwatywy?
 - Oglądałeś Shreka? – spytałam.
 - Oglądałem. A teraz mam złe przeczucia.
 - I słusznie.
Poklepałam posłanie obok, zapraszając go do leżakowania. Poszedł za moją radą, lecz podpierał się jeszcze na łokciu. Wykorzystałam to i zaczęłam podciągać materiał jego koszulki ku górze. Ułatwił mi to zadanie z chytrym uśmiechem. Jakoś tak… pomyślałam, że go kocham.
Prawdziwie. Nie prawdopodobnie. 
 - Nie przeszkadzało mi jak byłaś onieśmielona, teraz wydajesz się inna. Piłaś coś? – syknął podejrzliwie.
 - Nie. To po prostu część bycia nieprzewidywalnym. Przecież to cię podnieca.
 - Racja.
 - Accidentally in Love – podpowiedziałam tytuł piosenki.
 - Przecież wiem.
Te dwie minut, w ciągu których budził komputer do życia, otwierał okno przeglądarki i szukał wyników na Youtube, czułam się niezmierzenie samotna. O czaszkę, niczym namolne owady, odbijały mi się także słowa Sasuke. Wydajesz się inna. I rzeczywiście. Przedtem nie odważyłabym się na tak śmiałe gesty oraz uwagi i sama nie wiedziałam czy to osobowość Sasuke dawała mi swego rodzaju gwarancję, że taką bezpośredniością go nie odstraszę, czy jestem perfidnym zboczeńcem i pragnę już wreszcie go rozebrać, przekonując się jednocześnie jak wygląda nagi mężczyzna.  
Roześmiałam się, słysząc pierwsze takty melodii. Uchiha wyglądał na zażenowanego, ale i tak ochoczo na mnie wskoczył. 
Jeszcze nigdy nie miałam tak lepkich rączek, a gdy się pocałowaliśmy, wzajemnie otaczając ramionami nasze ciała, wypowiedziałam w głowie ciche życzenie, aby Itachi został tam, gdzie jest i wrócił jak najpóźniej, kiedy już stąd prysnę. 
Tem zasugerowała, żeby Sasuke dla mnie zaśpiewał.
Ciekawe czy spodziewała się czegoś takiego, bo, z całym szacunkiem, lecz moim skromnym zdaniem Accidentally in Love nie mogła zostać lepiej użyta.


Od autorki: HEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHE. HEHEHE.
HEHE.
HE.
Come on, come on
Turn a little faster
Come on, come on
The world will follow after
Come on, come on
because everybody's after LOOOOOOOVEEEE
Akemii skurwiel.

35 komentarzy:

  1. Jestem w szoku.
    MGG

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahhahahah. O mój boże, nareszcie! Nawet nie wiesz ile ja na to czekałam!

    OdpowiedzUsuń
  3. łoooo.. zajebisty rozdział, ale żeby skończyć w takim momencie.. oj Akemi Akemi

    OdpowiedzUsuń
  4. "- Okay. Może założę ją sobie przy akompaniamencie muzyki z Titanica. Pasuje?"- No nie! Akemii do tej pory przewracam się na podłodze ze śmiechu. Koniecznie musze to sobie gdzieś zapisać :D
    Rozdział naprawdę rewelacyjny, tylko ja się pytam: JAK MOŻNA PRZERWRAĆ W TAKI MOMĘCIE?! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma to jak ostatnie zajrzenie na fb przed spaniem i ogarnięcie, że jest nowy rozdział na GAT. xD Wyczuwam niewyspanie jutro, ale.. warto było. :3 nóż kurde, w takim momencie przerwać! :D Akemii, nie masz litości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się nie mylę, widziałam parę literówek. Jednak z telefonu nie dam rady ich wypisać. :(

      Usuń
    2. Literówki to moja specjalność. Ślepa jestem, nie zawsze je wyłapuję, a wiem, że jest ich dużo. Mam jednak w życiu takie osoby, które ślepe nie są i konsekwentnie mi je wypisują, więc niedługo wszystkie błędy popoprawiam.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. No jak mogłaś skończyć w takim momencie! T-T... I co ja teraz zrobię, jestem zbyt podekscytowana, żeby zasnąć... buuuu to jest straszne..
    Annkorn

    OdpowiedzUsuń
  7. Łoo Bożee! Co tu się dzieje?!
    Przeczuwałam, że do tego dojdzie, a mój instynkt w tych sprawach jest niezawodny! (Taa, Wikuś - zboczuszek .____.)
    Kuźde, ale Sasu miał nieciekawą przeszłość. Aż żal ściska serduszko :c
    Nie mam pojęcia, co jeszcze napisać, bo moje reakcje na napisany tekst to między innymi:
    Ła de fak? .____.
    Sweeeeeet :3
    Jezus maria! Wychodzę od tych zboczeńców! 0.0''

    Weny życzę!

    Wikuś Chan



    OdpowiedzUsuń
  8. Chciałabym coś powiedzieć, ale brak mi słów.
    Leże sobie i mrugam oczami w szoku.
    Tego się z pewnością nie spodziewałam!
    Dziewczyno jesteś boooska!!
    Ta akcja z prezerwatywą tak mnie rozśmieszyła, że jeszcze mam łezki w oczach.
    No teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny rozdział i modlić się by był szybko!
    Oby Cię wena nawiedziła!
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  9. o matko <3
    Kocham Cię,tą historię iiii wszystko <3 !!!Matko matko matko ;c Biedny Sasuke ;c tak mi go szkoda ;c Ogólnie jestem w szoku,nie spodziewałam się takiego obrotu akcji :3 Niech Itaś nie wraca na noc xd :D A no i tak prezerwatywa :D ! komedia <3 Czekam na Kolejną część i serdecznie zapraszam cię na mojego bloga,mam nadzieję,że znajdziesz czas aby zajrzeć :) !

    http://ss-czas-milosci-polly-chan.blogspot.com

    Pozdrawiam i czekam na kolejny cudowny rozdział <3 !
    Polly-chan ! :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo szybko czytało mi się ten rozdział (a szkoda :c bo czytałabym w nieskończoność) Hehe ty żartownisiu ;___; jak mogłaś dać taki koniec?Czuje się niespełniona (chyba jak większość :D) No cóż,życie.Może w następnym rozdziale zalejesz nas morzem uczuć http://img.joemonster.org/images/vad/img_27925/362d74274eb26915349663dec39078fc.jpg

    Pozostaje mi tylko czekać do następnego rozdziału,życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki tam trolling. Uczę się od najlepszych (czytaj: Kishimoto).
      Ano, planuję morzę uczuć, głębokie i ogromne :P
      Bądź pozdrowiona!

      Usuń
  11. Jak mogłaś przerwać w TAKIM momencie :'( Jestem urażona . :D Nie no żartuję Czekam na kolejny rozdział
    Pozdro Czarna

    OdpowiedzUsuń
  12. Aż odebrało mi zdolność mowy...

    OdpowiedzUsuń
  13. Racz mi wybaczyć o Pani, ale O kurwa jego mać.

    Zaskoczyłaś mnie niesamowicie rozdziałem. Niby smutas, niby humor a jednak na poziomie. Ujęłaś to zgrabniej niż pośladki Mel B w ledżinsach [wybacz za choojowe porównanie- artystka ze mnie do luftu] Piszę strasznie ogólnikowo, ale niesamowicie trudno jest mi się odnieść do poszczególnych sytuacji.
    Pożyczę sobie tekst od podajże od Kiry: Po prostu "wyjebało mnie z kaloszy" xD
    Na więcej mnie na razie nie stać [wena nie pyta, która godzina] więc zadowolić się chwilowo musisz tym. Postaram się coś tu jeszcze kiedyś doskrobać, ale nie obiecuję ;>

    Pozdrawiam i weny ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, wiem za miałam Cię opierdzielić!

      Ty mała wredna tępa Tyczko! Czemu nie uzupełniasz zakładki "music"? no czemu?! Albo znajdziesz jakąś satysfakcjonującą wymówkę i do następnego rozdziału uzupełnisz ją, albo będę Ci od następnej notki tak spamować w komentach, że zapamiętasz mnie na długi czas. [A uwierz w słowo, że potrafię na tematy filozoficzne rozpisywać się godzinami- od czterech lat prowadzę pamiętnik i to jest już szósty brulion B5 190 kartek....]

      No ;]

      Usuń
    2. Uzupełnię no, ale chwilo mam lenia, a linkowanie zajmuje tyle czasu, że oeeeesu - za mało mam paliwa aktualnie. [Fuck, ale ochrzan dostałam ._.]
      Nie sądziłam, że coś może być zgrabniejsze od pośladek tej kobity, więc komplement trafiony. <3

      Tja, ja już wiem, że się treściowego komentarza nie doczekam, bo wszyscy wpadli w fazę o nazwie: "łat da fak?" i nie kontaktują. Seksy mają zły wpływ na ludzi.
      Bądź pozdrowienia. Dzięki za komentarz :>

      Usuń
  14. witaj
    pomimo nawału kolosów i trzech egzaminów (mam nadzieję że zaliczę je przed sesją) postaram się powrócić do systematycznego komentowania, bo widzę że na blogu się sporo dzieje xD ok a teraz pora zacząć komentarz xD ;p :>
    osz ty.. szatanie w kobiecej skórze! xD haha aż konieczność nauki na zajęcia poszła w odstawkę i napiszę komentarz xD..
    no jak mogłaś! haha xD ale szczerze?.. chyba się spodziewałam takiego ruchu z twojej strony xD gdy tylko poruszasz temat seksualności bohaterów robisz nam wszystkim taki numer xD
    więc powiem bez owijania w bawełnę: liczę że nie pominiesz tego pikantnego opisu w następnym rozdziale xD
    i oczywiście przez tą scenę w ogóle nie pamiętam co działo się wcześniej w rozdziale;p twoja wina twoja wina xD
    no ale gdyby rozdział był standardowy, nie miałabyś tylu fanów xD
    kochana jesteś wielka xD ( nie pomijając że wredna też jesteś ;p..- kiedyś chyba ogłoszę strajk grupowy i wszystkie zaspamujemy cię pikantnymi fragmentami sasusaku, a ty będziesz to wszystko musiała przeczytać jako pokutę i żal za grzechy xD)
    ok.. jeszcze mi się coś przypomniało xD.. kurczę lubię tego psiaka xD Schmetterling xD haha jak nie lubię niemieckiego tak imię wywołało na moim pyszczku wielkiego banana xD
    pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  15. Zamiast uczyć się do biologi, gdy mam czas, to ja czytam Twojego bloga. Nie moja wina, że Ty tak nie zanudzasz jak powtarzanie do sprawdzianów.
    Rozdział strasznie, ale to strasznie mi się podobał. Po początku nie spodziewałam się takiej końcówki. W ogóle jakoś nie spodziewałam się spotkania z Sasuke. Myślałam, że on się nie pojawi, a tu proszę pojawił się. ^>^ Spowiedź przed Temari musiała być. A Naruciak ich podsłuchiwał, no nie ładnie tak z jego strony. Manier go nie nauczono? A może on chcę być szpiegiem i ćwiczy do przyszłego zawodu? A na Sakurcie tak jakoś padło, Tak, to było. Ja to wiem. xD
    Spotkanie z Itasiem. W końcu spotkali. Ich historia smutna jest i to bardzo. Każda ważna osoba dla Saska zginęła, a przy życiu pozostali jeszcze Itaś i Sakura. Oni go nie opuszczą. Sakura przyszła do Sasuke, on sam jej to zaproponował, ^^ Oni to zrobią. W końcu to zrobią. Tyle się musiałam na to wyczekać. Niech tylko jego brat im nie przeszkodzi, ani nikt inny.
    Widzę zmiana szablonu. Śliczny on jest. Zajrzałam do zakładki music i patrzę Red oraz My Darkest Days. Uwielbiam ich. <3
    Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego rozdziału.
    Życzę dużo weny. ;3
    Pozdrawiam cieplutko. ;3
    Palina aa

    OdpowiedzUsuń
  16. No dobra, przybyłam i ja, chociaż w sumie nie chciało mi się pisać tego komentarza, ale chyba sobie na niego zasłużyłaś :3

    A zacznę standardowo od historyjki na temat "w jakich okolicznościach czytałam rozdział" - dawno już tego nie robiłam, nie sądzisz? Zatęskniłam, ach! :D
    No więc.... Całą tę nudniejszą część czytałam, kiedy z tobą pisałam na fb, więc tu żadnych sensacji ci nie wymyślę xd Ale ta końcówka, ach! Tu już się działo, bo z mojej strony było to trochę poświęcenie. Zaczęłam czytać przy śniadaniu, max 10min, wiesz, zjadłam sobie tosty, wypiłam kawkę. A potem ruszyłam na podbój do pracy, idę do niej niecałe 5min i przemierzając te dwie ulice na krzyż dalej próbowałam czytać, ale cholera jak się idzie to strasznie trzęsie tym ekranem i ciężko, nie polecam. I jak na złość wchodząc do biura skończyłam na słowach "Chodźmy do mnie" - wyobraź sobie moją irytację >.< No ale po godzinie wyszłam już na magazyn, do moich kochanych kartonów (Hanko, czemuś rypła w karton!? :O) i jak prawdziwy tajniak poszłam na poddasze i skryłam się w tych kartonach, przykucnęłam i zaczęłam czytać dalej xd I całe szczęście, że i tak byłam tam sama, bo gdyby koleżanka usłyszała jak się chichram z prezerwatywy, to byłabym wydana! A na koniec los postanowił mi jeszcze dopiec, bo kiedy chciałam włączyć sobie na komie Accidentally In Love, to wyskoczyło, że filmik niedostępny, bo coś tam =.='' A po głowie irytująco chodził mi refren....

    No już, już, przechodzę do konkretów, nie martw się :p
    No więc była jedna rzecz, która mi się bardzo nie spodobała. A mianowicie ta chwila, kiedy to Temari przywaliła w łeb Naruto. Nie wiem czemu, w ff roi się od nieuzasadnionej brutalności Temari, gdzie w M&A nie było bodajże żadnej sceny, gdyby waliła kogoś w łeb od tak. Ona jest bezlitosna podczas walki, ale w życiu codziennym jako broni używa wyłącznie języka. Ale spoko, zapewne tylko ja na to zwróciłam uwagę, bo jestem przewrażliwiona (Y) Swoją drogą, jestem ciekawa jakie konsekwencje będzie miało to podsłuchiwanie Naruciaka, bo na bank umieściłaś to celowo, coś z złego musi z tego wyniknąć xd Inaczej nie nazywałabyś się Akemii Nikiro!

    A jedno mi chodzi po głowie: Ile lat ma u ciebie Itachi, że Tem uznała go za starego faceta? ._.

    Sama scena Temari-Sakura mi się podobała, bo była bardzo naturalna :) To jak usiadła na podłodze,a nie na kanapie. Też jak idę do przyjaciółki to siadam tam, gdzie lubię bo jest mi wygodnie,a nie tam, gdzie wypada xd Więc tutaj giga plusik, przyjemnie się czytało te zwierzenia :)

    Itachi-Sakura. Tu mimo tych wielu smutnych wiadomości, to nawet kilka razy się uśmiechnęłam. Sakura jako pilny psycholog mnie rozbrajała, kiedy próbowała zapanować nad mimiką swojej twarzy xd Itaś to jednak ma poczucie humoru. (Patrz, tak samo jak na ANI! :3) Ale kurcze Sasuke rzeczywiście miał powody, żeby pomyśleć, że sprowadza na ludzi nieszczęście. Tym wujostwem przybiłaś gwóźdź do trumny, serio ;C Biedny w sumie. Hmm.. coś tu jeszcze miałam napisać... A! Schmetterling ♥ Wiesz, że to jedno z niewielu niemieckich słówek, które znam? xd Czyżbyś wzięła je z tej szydery na niemców, że w ich języku nawet motyl brzmi jak rozkaz "rozstrzelać!"? XD Udało ci się!

    No i kochany fragment wszystkich fanów SS xd Powiem ci, że rozstrzygnęłaś to po mistrzowsku, nie było szablonowo, znowu nas zaskoczyłaś. Czego chcieć więcej? Nawet nie jestem na ciebie zła. Jak skończyłam czytać, to tylko się śmiałam i przez chyba dwie minuty co chwile powtarzałam "Geniusz, no geniusz!". Zakładanie prezerwatywy przy piosence ze Shreka ♥ Mam ochotę cię za to uściskać, serio xd

    No i powiem ci, że po tym rozdziale nabrałam chęci do pisania TL, za co ci dziękuję :)

    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie oglądaj horrorów, mówili.
    Poczytaj coś, mówili.
    A Neko jak ta ostatnia blondynka z Klątwy wybrała Akemii!
    Ugh... Chyba Cię nienawidzę, bo... Jak?! Jak mogłaś z nami tak postąpić? Wiesz jakie to uczucie? Niewiedza? Czy tylko ja tak dramatyzuje? A co jeśli meteoryt wpadnie w jezioro i się ze sobą nie prześpią? A co jeśli podkład muzyczny skończy się szybciej niż ich stosunek? Co wtedy?! Jesteś nieprzewidywalna inie wiemy co zgotujesz bohaterom w następnym rozdziale...
    Takie tam zwykłe pierdolenie o Szopenie przed 23, komentarz bez składu i ładu... Przepraszam :3
    W każdym razie życzę weny :3
    ~NekonoNeechan

    OdpowiedzUsuń
  18. Akemii, już byś nie żyła, gdybyśmy znały się w rzeczywistości :D nie myślałam, że Itachi jej o wszystkim powie, i w ogóle zaskoczyła mnie reakcja Sasuke, który nie był zły, że Itachi się wygadał, a myślałam, że wpadnie w szał :D co mnie totalnie rozwaliło, to zakładanie prezerwatywy przy piosence ze Shreka :D hahahahahahahah :D świetny rozdział, pół na "smutno" (historia o Sasuke) pół na wesoło :D końcówka the best, rozwaliła system :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Akemii. Umarlam.
    Lubie Shreka, te piosenke <3 i kocham tego bloga. Jestes potworem. Nic wiexej nie potrafie powiedziec. Zatkalo mnie <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Dzień dobry, wiem, jeszcze mnie tu nie było ale pozwolę sobie napisać to co mi się wypsnęło gdy dotarłam do twojego" HEHEHEHE" a mianowicie: "Nosz k**** mać, jak to tak w ogóle można?!". Hahaha na prawdę no nie wytrzymam ;p Przynajmniej teraz wiem jak wygląda prawdziwe budowanie napięcia! A tak bak de łej to świetnie piszesz, na prawdę cudownie i lekko się to czyta. Wcześniej stroniłam od takiej narracji jakiej tu używasz ale teraz już nie mam nic przeciwko, można powiedzieć, że mnie przekonałaś ;) Teraz tylko pozostaje mi wyobrazić sobie jak śmiesznie wyglądałam o 2 w nocy denerwując się przy laptopie przy piosence ze Shreka...
    W każdym bądź razie serdecznie pozdrawiam
    Corona~<3

    OdpowiedzUsuń
  21. oby ciąg dalszy nastąpił niebawem, już dostałaś wystarczająco dużo ochrzanu tak sądzę została jedna nurtująca mnie kwestia mianowicie "Miała randek powyżej uszu. Bałwańskich, niebezpiecznych randek Sakury z Sasuke i tej swojej, która jeszcze nie nadeszła, ale nieodwołalnie zagnieździła się w jej głowie, zaryglowała w małym pudełeczku. To pudełeczko skakało, trzęsło się i obtłukiwało jej wnętrze, nie dając Tem możliwości zapomnienia.
    Najgorsza randka z możliwych.
    Randka z Kirisame Sanadą." czyżbyyy???? :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  23. Zacznę, od narzekania na nieszczęście bycia mną. Kiedy, nudzisz się, i totalnie nie masz nic do poczytania, nikt cię nie ocali. A nagle jesteś zawalona nauką, i wszyscy dodają rozdziały.

    Itachi, jako stary i obleśny typ w typie dresiarza. Akemii, jak możesz. To przecież Uchiha, do nich respekt powinno się mieć,chociażby za nazwisko. A tak serio, to Temari, ma dzieny system oceniania ludzi
    Jak już przy Temari jesteśmy, to fantastycznie wyszła ci ta scena, jak obie gadają. Tak bardzo realnie, przyjacielsko, no i Tem, jak zwykle wygłasza swe negatywne zdanie, zwłaszcza jeśli chodzi o Sasuke.
    Naruto, w swoim żywiole, w podłuwichiwaniu i wpieprzaniu się w życie innych jest prawie dobry jak wpakowywaniu się w kłopoty. No Sabaku spiskująca z Uzumakim, coś mi się zdaje, że zakłucą tą już prawdziwą miłość.
    Accidentally in Love w wykonaniu Saska, nie nie potrafię tego sobie wyobrazić.

    Rozmowa z Itachim. Życie Sasuke naprawdę było smutne, aż mi go żal. Żyć, z przekonaniem, wiszym nad Tobą przekleństwem śmierci, nie mogło by być łatwe.
    Podoba mi sie ten sposób bycia Itachiego, "to mogło mnie zranić".
    No i Ling, wybacz przeczytać tego nawet nie umiałam, co dopiero zapamiętać. Język niemicki jest jednym z znienawidzonych przeze mnie języków, przez rok nauki, umiem się przedstawić, z prawdopodobieństwem błędów w wypowiedzi.
    Uwielbiam Shreka, i wszystkie piosenki.
    Skąd Sasuke, wiedział kto śpiewa piosenkę w Titatnicu, bo to takie jakieś nie w jego stylu.
    Randka Temari i Sanady? Ech,przeżyć przeżyje, ale no ShikaTema a nie jakieś SanTem, TemSa, widzisz to nawet nie brzmi.

    No i najważniejsze na koniec, no jak mogłaś. W takim momencie, żeby nie było ty to powiedziałaś, a ja potwierdzam.

    Pomieszałam, wszystko pewnie czegoś zapomniałam, ale nie mam czasu i pisze na szybko. Czekam na 17 z niecierpliwością a teraz idę pisać do siebie, wypadłoby w końcu zacząć.

    OdpowiedzUsuń
  24. "(...)w międzyczasie sam walczyłam" -> "walczyłem", bo to Itachi mówi :D
    "Możesz sobie tylko wyobrazić jak sponiewierała go wiadomość o mojej choroby" -> "o mojej chorobIE"
    "Zaproponowałam mój, bo masz pewność, że odbierze." -> "Zaproponowałem". Oj Itachi, Itachi, zaczynasz mi być podejrzany xd
    Cześććć. Wybacz, że tak błędy na samym początku, ale bym zapomniała. Prawie zawsze zapominam.
    Jestem mistrzem w pisaniu spóźnionych komentarzy, am I? Dobra, wiem, że jestem. Tak powiem na razie o mniej istotnych sprawach, a może istotnych... podobają mi się początki Twoich rozdziałów. Od razu sprawiają, ze chce się czytać. Zawsze najpierw muszę się wciągnąć, bo każdy rozdział zaczyna się od czegoś innego, przeważnie nudnego. A te pralinki mnie zdziwiły. No i sprawiły, że od razu się wciągnęłam. Matko, ale to jest dziwne xd. Dobra, przeczytaj to w ten sposób: Podoba mi się Twój oryginalny wstęp z pralinkami. I ogólnie początki wszystkich rozdziałów.
    Geez.
    Randka. Randka Temari. Randka Temari z Sanadą. Moje kochające ShikaTema serce krwawi tak mocno. Ale w sumie to Sanada. Kto może być drugim najlepszym kandydatem dla Temari jak nie on :D
    Ominę dialog Temari i Naruto, chociaż był świetny xd
    Matko, ile śmierci. Weź, ja się nie dziwię, że Sasuke ma takie schizy w życiu i w ogóle się odseparował, skoro wszyscy wokół niego umierają. Toż to tragiczne jest. Drama, jak nie wiem co. Jak możesz być tak okrutna dla niego. Jeszcze zabij Sakurę na samym końcu i zrób z tego dramat całkowity, to się poryczę (Please, don't).
    "- Stacja paliw na Ogitochichō – odparł.
    - Idę tam – zapowiedziałam.
    - Czekam."
    http://37.media.tumblr.com/tumblr_m6eys6MC6p1rziwwco1_500.gif
    Nie wyobrażałam sobie lepszej rozmowy między nimi. Tak krótka, a tak idealna.
    W sumie było jeszcze kilka wymian zdań, które pokochałam. Tak cytować będę... No dobra, będę.
    "- Chodź.
    Nie poszłam.
    - No chodź – nalegał i pozyskał mnie sobie już przy drugiej próbie. Trudno."
    Wyobraziłam sobie, jak Sasuke przytupuje nogą, zniecierpliwiony :D Naprawdę zabawne wyobrażenie xd

    " - Podnieca mnie ciemność – wyjaśniłam.
    - A mnie nieprzewidywalność. I małe piersi.
    - Mam to i to. "
    http://img.pandawhale.com/80084-my-body-is-ready-gif-Jennifer-RmBf.gif

    "- Oglądałeś Shreka? – spytałam.
    - Oglądałem. A teraz mam złe przeczucia.
    - I słusznie. "
    http://24.media.tumblr.com/3a11a80a415da055c36dd420dc6bfc32/tumblr_mg7kicypCH1r4ieleo1_500.gif
    I miałam wyobrażenie Sakury, szczerzącej się jak osioł. Przykro mi ;(

    " Okay. Może założę ją sobie przy akompaniamencie muzyki z Titanica. Pasuje?
    - Chcesz, żeby ten seks był naszym najsmutniejszym przeżyciem?
    - Céline Dion mnie nie wzrusza.
    - A mnie tak. Jestem dziewczyną. "
    WYGRYWASZ TYM CAŁE INTERNETY. Nigdy jeszcze nie czytałam lepszej riposty. Albo sobie nie przypominam. W każdym razie wygrywasz życie, wygrywasz internety, wygrywasz wszystko.
    Kurde, mnie też nie wzrusza ani Tytanic, ani ta piosenka... Oh, my God I'm man ;_____;
    Jesteś też okrutna w zakańczaniu rozdziałów, mówił Ci to już ktoś?
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  25. Miiiłość rośnie wokół nas! <3 O tak, ta melodia z Króla Lwa idealnie pasuje do rozdziału (pomijając fakt, że występuje w nim piosenka ze Shreka xd).
    Chociaż Temari w wielu aspektach ma rację i zachowuje rozum, uważam, że nie powinna się wtrącać, skoro nigdy nie zaznała takiego uczucia, jakim jest miłość (Oho, włączył się tryb Zochan - psycholog i romantyczka xdddddd). Taki trochę ze mnie obrońca lasu. Chemia jest, hormony buzują, serce wali jak oszalałe, a rozum gdzieś zwiewa. Mówi się trudno i żyje się dalej. :p
    Zakochałam się w tej historii, jest taka niepowtarzalna. Przez pierwsze kilka rozdziałów naprawdę wątpiłam w dobrą stronę Sasuke i nie miałam dla niego żadnego usprawiedliwienia, jednak teraz, po rozmowie Sakury z Itachim, wyjaśnieniu wszystkich faktów jestem w stanie stwierdzić, że nasz mały Uchiha został 'zniszczony' przez wydarzenia, które go spotkały. Mam nadzieję, że Sakura coś zdziała i go zmieni. ;> Tylko żeby, broń Boże, nie umarła!xd
    Końcówka mnie rozwaliła i to totalnie xd
    " - To okropne, gdy faceci wyciągają prezerwatywy. W każdej książce i filmie. Psują atmosferę – wyżaliłam się.
    Sasuke przysiadł na brzegu łóżka. Bezczelnie rozerwał folię ochronną i otworzył pudełeczko.
    - Lepiej mieć popsutą atmosferę niż dziecko na karku – stwierdził. " - Okrutne, ale prawdziwe.
    Szablon pikny, jak zawsze! <3 Oczarował mnie nagłówek. *,*
    Widzę już 20%, więc życzę dużo weny i powodzenia w pisaniu kolejnego rozdziału! :D
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  26. Rehehehehheheheheheheh.
    Albo .Uchihahahahahahahahahahah.

    AKEMII, co Ty robisz z człowiekiem co?
    Cieszyłam się jak głupia (nadal się szczerzę), kiedy czytałam ostatnią scenę. SEKSY DOBRE NA WSZYSTKO.

    Reheheheh ;> Ale mam banana :3
    Idę czytać cholero mała, dalej, bo kurcze nie wytrzymam! :*

    OdpowiedzUsuń