4/24/2014

#15 Wariat


 “Princes bleed just like other men.”
 “Yes,” he said. “They just do it in better clothes.”
― Leigh Bardugo, Szturm i Grom

Wybawcze schody, ciasne, kamienne, poprzykrywane pajęczynami pęknięć. Chwilami miało się wrażenie, że zapadną się, posyłając w jakieś mroczne kazamaty – groziły mi tym, kiedy używałam stopni do ucieczki, ale nie wdrapałam się nawet do połowy, a tu niespodziewanie głos w mojej głowie kazał mi postawić sobie zasadnicze pytanie: Przed czym zwiewasz, Sakura?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć.
Przed czym? Przed czym?
Ten przyśpieszony wymarsz przykleił mi do czoła etykietę podsłuchiwacza. Wprowadziłam Sasoriego i Deidarę w błąd, dając im powody do posądzania mnie o górnolotne śledztwa. Ciekawe, że akurat w dniu, w którym opływałam niewinnością, wszyscy inni uważali odwrotnie.
Dalsza ucieczka straciła swój sens, chociaż chwilę temu, po tym jak sytuacja się pokomplikowała, byłam święcie przekonana, że jest najlepszą alternatywą. Miałam w nosie to, jak źle będzie można ocenić moje postępowanie: tchórzostwo, nadmierny strach… Sama do końca nie mogłam określić, czym było to kierowane.
Nogi chciały mnie wynieść na zewnątrz, ale wyłączyłam trybikami w głowie cały napędzany adrenaliną proces.
Zaczekaj. Nie obawiaj się.
Drzwi z dołu huknęły. Kilka płatów starej farby odczepiło się i sfrunęło na ziemię. Moim oczom ukazał się Deidara, a wszystko w chłopaku wrzało, tak, że prawie przesycał tym powietrze. Był gotów pognać dalej, kontynuować pościg.
Jednak nie był gotów zobaczyć mnie.
Nieruchomą i bezbronną. Taka byłam. Taka się czułam, choć starałam się możliwie najlepiej urobić własny wyraz twarzy: żeby pomógł mi wydzielić dookoła aurę pewności.
 - Różowa – stwierdził niedowierzający głos. Deidara szybko przywrócił oczom właściwy rozmiar, ale zdradziła go zesztywniała szczęka i szybkie przełknięcie. – To ty…- Powietrze nasiąknęło mnóstwem niewypowiedzianych pytań. Co ty wyprawiasz? Dlaczego nie uciekasz? Dlaczego… bezczynnie stoisz i spoglądasz na nas, jakbyśmy mieli cię nie krzywdzić?
Pozwoliłam sobie wierzyć, że wyjdę z tego w jednym kawałku.
 - Szukam Sasuke. – Spiorunowałam wzrokiem parę niebieskich oczu, które były mi najbliższe. Niedaleko w mroku dojrzałam kolejną, należącą do Szkarłatnego. Gdy zbliżył się nieznacznie ku przejściu, straciłam go jednak w ciemnościach. 
Za to głos mnie nie opuścił:
 - Co ona tu robi?
 - Nie dociera to do ciebie? Uchiha nas zdradził – odrzekł Deidara. – Pokazał jej hurtownię.
Nie! – pragnęłam zaprzeczyć, ale stać mnie było tylko na lekkie rozchylenie warg. Sakura, nie bądź tchórzem! Powiedz im, no powiedz!
Zamilkłam na moment. Czułam, że w innym razie na mojej twarzy dojdzie do pożaru. Gra w ciuciubabkę, którą wymyślił dla nas Sasuke zaczynała nabierać sensu. Mimo, że nigdy nie pokazał mi osobiście jak dostać się do ich skrytki, mimo że oskarżenia chłopaków budziły we mnie uśpione pokłady irytacji, zasznurowałam usta, nie wyznając szczegółów. Inaczej musiałabym na poczekaniu opowiedzieć coś przekonującego, albo zdecydować się na prawdę, ale wtedy pożar na policzkach stałby się nieunikniony.
 - Czy Sasuke już tu był?  – Położyłam uszy po sobie.
 - Nie – odpowiedzieli razem. Choć chóralna reakcja zawsze mnie alarmowała, chłopcy nie wykazywali oznak krętactwa. Zresztą byli zajęci dochodzeniem do siebie, żeby wymyślać szybkie kłamstwa. – Czego chcesz od Sasuke? – zapytał Szkarłatny. Wciąż nigdzie go nie widziałam. Nie pokazywał się nawet poprzez zarysy na tle mroku.
 - Chcę z nim… porozmawiać.
 - Tutaj?
Skinęłam ostrożnie głową, bez przekonania, że mój gest został uchwycony w tej ciemnicy.
 - Po co? – Tym razem przemówił Deidara. Skądś wyczułam, że ten badawczy, lecz równocześnie arktycznie zimny ton nie skończył na jednym pytaniu. I nie pomyliłam się: - Ty i Sasuke… Coś was łączy? – Drwina. Wszyła się w jego głos dość brutalnie.
Pierwsza myśl?
 - Trudno powiedzieć.
 - Jesteście parą? – Sasori wyraził się bardziej dosadnie.
 - Nie.
Para. Para. Czy Sasuke Uchiha mógł być w parze z kimkolwiek? Czy mógł być jej częścią i troszczyć się o słabą, cienką materię, która więziła go z drugą połówką w szklanym pojemniku? Wystarczyła chwila nieuwagi, aby go rozbić na miliardy odłamków. A te odłamki były mściwe – zawsze przybywały z odwetem i chlastały skórę kochanków, przelewając ich krew. Zaś krwi skapywało coraz więcej. I więcej. Szkarłat rozlewał się u ich stóp, łącząc się w okrutniej scenerii z rozpaczą chlastanej pary. Później krew zasychała, ale nigdy nie dawała o sobie zapomnieć.
 - Różowa! – Głos Deidary był mocny, zniecierpliwiony. Musiał mnie wołać więcej niż jeden raz. – Chodź z nami.
 - Dokąd?
Sasoriego zaciekawiło coś innego:
 - Dlaczego?
 - Mam pewien pomysł.
Milczeliśmy.
 - Już wiem jak ściągnąć tu Sasuke, kretynie!
Minęła następna chwila i już dłużej nie dałam się oszukiwać mrokowi. Próbował ukryć pod swoją osłoną patrzące tutaj oczy, ale ja czułam jak się we mnie wwiercają. Wydawały swoje oczekiwania: bądź przynętą, wabikiem, magnesem. Sprowadź tutaj Sasuke Uchihę.
Tyle że nie wiedziałam, czy jestem w posiadaniu aż tak silnej mocy.
 - A czego wy chcecie od Sasuke?
 - Powiedzmy, że nam też chodzi o rozmowę – powiedział Deidara z wyrachowanym uśmiechem, który wyobraziłam sobie, dzięki podłemu brzmieniu intonacji. – Od pewnego czasu nasze kontakty obumarły. Niespecjalnie nam się to podoba.
 - A jeśli odmówię? – W żyłach zabuzowała mi hardość. – Jeśli z wami nie pójdę?
Niestety szybko osłabiło ją prychnięcie Deidary.
 - Czy ja proponowałem ci jakiś układ? – zaśmiał się krótko. – Oczywiście, że nie.
Gdzieś w żołądku ukłuł mnie niepokój.
 - Nie zamier…
 - Sasori. – Zostałam zignorowana. – Mój pomysł rozrosnął się w głowie i jest genialny.
 - Więc…? – zapytał Sasori, a ledwie zauważalne poruszenie w ciemnościach podpowiedziało mi, że być może zachęca Deidarę rękoma do zdradzenia niecnych zamiarów.
Zamarłam, czekając jak na wyrok. W powietrzu wisiało napięcie, tak gęste, że wyciągając przed siebie rękę, mogłabym poczuć jak stawia opór. Instynkt samozachowawczy miał mi za złe to bezczynne sterczenie. Z drugiej strony próby ucieczki wydawały się z góry przegrane. Na zewnątrz wyburzyłabym bez trudu, wziąwszy pod uwagę, że drzwi postawiono mi koło nosa, jednakże sprawa z dalszym ciągiem sprintu nie zapowiadała się obiecująco.
 - Dobra. – Chrzęst rozprostowywanych kości zrównał się z głosem Deidary. Później usłyszałam następne słowa, z pozoru proste. Były jednak alarmem, kazały mi pomyśleć dwa razy i zrobić coś pożytecznego. – Sasori, bierz ją. Trzeba tego kretyna w końcu tutaj zwabić.
Nie.
Nie dam się nigdzie zabrać. Nie dam wciągnąć w to Sasuke. Kimkolwiek był, szaleńcem czy nie, cokolwiek mi przepowiedział (kopniesz w kalendarz, Sakura), postanowił się z nimi nie widywać, a ja nie zamierzałam spaprać mu tych planów.
Przeskoczyłam ostatnie dwa stopnie.
 - Różowa, rozczarowujesz mnie! – warknął Deidara. Ale ten dźwięk był zniekształcony. Zagłuszał go mój własny oddech i huczenie w głowie, który rozdzwoniło się niespodziewanie.
Biegnij!
Pobiegłam. Jak błysk świetlny. Nie zerkałam wstecz, choć pokusa drapała niemiłosiernie, wszczepiała pazury do mojej świadomości, żebym wreszcie się upewniła, co takiego znajduje się tuż za mną.
Wybiegłam na zewnątrz. Na następne pęknięcia, uszkodzenia, przypominające kratery na księżycu, jednak tym razem pokrywały sobą murawę boiska do gry.  
Nie dobiegłam nawet do połowy. Nie zdążyłam odepchnąć pokusy ani jej ulec.
Dopadli mnie.

Ramiona Sasoriego zakleszczyły mnie w mocnym uścisku. Zaborczym, mogłabym rzec. O d d e c h… słyszałam jego oddech. Dopiero zaczął przyśpieszać i smyrgał mnie leciutkimi powiewamy po policzku. Mimo wszystko bliskość jego torsu, przyciśniętego do moich pleców, wywoływała niesmak.
No i lęk.
Sasori i Deidara markowali się na różne persony. Kim byli naprawdę? Co mogłam przewidzieć, a co wykluczyć? Nic. Bo nic o nich nie wiedziałam.
Chłopcy, obcy chłopcy, zabrali mnie z powrotem do mroku. Sasori nie reagował, nieważne ile sił wkładałam, by się uwolnić. Prowadził nas do drzwi, absurdalnie spokojny, tymczasem w Deidarze przelewały się emocje – głownie wywodzące się od podekscytowania. Bez przerwy ustalał coś sam ze sobą, mamrocząc tak cicho, że nie byłam w stanie rozpoznać ani jednego słowa. Oboje przedzierali się przez ciemności bez najkrótszej chwili wahania i od razu wywnioskowałam, że mijane magazyny i pomieszczenia hurtowni z nieznanym mi przeznaczeniem znali jak własną kieszeń.
 - Cztery razy w tygodni wyciska siódme poty na siłowni, zażywa keratynę i ciągle przegląda fora internetowe dla mięśniaków. Nie masz szans z jego siłą, Różowa, pogódź się z tym – objaśnił zuchwale Deidara, gdy nie przestawałam zalewać ich beznadziejnymi pogróżkami, nie zapominając oczywiście o wierzganiu. – To najlepszy obrońca na świecie!
 - Ja tylko chcę policzyć się z Sasuke – powiedział Sasori.
Nie wdawali się w szczegóły. A ja nie drążyłam. 
B a ł a m   s i  ę.
Po krótkiej chwili zobaczyłam zmięte śpiwory, z których połączenia chłopcy stworzyli coś na podobieństwo kanapy. Płomyczki ze świecznika w rogu rzucały na nie cienie w ciepłych kolorach oranżu, kolorach, które kojarzyłam z zachodzącym słońcem. Pokój był przestronny, ale wciąż skromny i malutki. Stanęłam pośrodku, patrząc jak Deidara mości się na śpiworach. Sasori za moimi plecami przekręcał klucz w drzwiach, jakby zajrzał mi do głowy i dowiedział się, że sortuję w umyśle nowe możliwości wydostania się z tego miejsca.
Kiedy upewnił się, że patrzę, rozhuśtał palec wskazujący, który miał mi zakazać przelania pomysłów na rzeczywistość. Podziałał jak gaśnica na szalejące we mnie nadzieje – tata zawsze porównywał je do ognia. A skoro w moim środku rozpętał się pożar, Sasori świetnie nadawał się na strażnika.
Moje mięśnie zaczęły się rozluźniać. Otaksowałam ciekawsko dwójkę porywaczy. W piersi zadudniło mi wraz z sercem nowe przekonanie.
Nie skrzywdzą mnie.
 - Do czego jestem wam potrzebna? – spytałam, chociaż było to nazbyt oczywiste. Wabik, magnes, przynęta. Ale nie zdradzono mi recepty na udaną pułapkę. Jaka w tym wszystkim była moja rola? Potrzebowałam konkretów.
Deidara to rozumiał. Poklepał wolne miejsce obok, ale pokręciłam stanowczą głową, żeby dłużej mnie nie nakłaniał.
 - Postoję.
 - Jak wolisz. – Nie poczuł się urażony. Jego oczy połyskiwały pełną gotowością. – Bądź tak uprzejma i wyciągnij swoją komórkę.
Zrobiłam, jak kazał.
 - Wybierz z listy kontaktów numer do Uchihy.
To też uczyniłam bez sprzeciwów. Moje oczy skakały z twarzy jednego chłopaka do drugiego, uważnie rejestrując wszelkie zmiany w mimice. Deidara nagle spoważniał, jego szczęka mocno się zacisnęła.
 - Masz numer Uchihy – stwierdził, jakbym dokonała czegoś, co przekraczało ludzkie pojęcie.
 - Tak – odparłam, maskując swój strach.
 - Skąd?
 - Czy to ważne?
 - Deidara – wtrącił Sasori, wyczerpany i bez wigoru. Widocznie dokądś im się śpieszyło.
Deidara skinął porozumiewawczo głową.
W tymże momencie Szkarłatny ruszył z miejsca niczym podporządkowany niewypowiedzianym głośno rozkazom. Zanim zdążyłam się przed tym uchronić, wykręcił mi ręce do tyłu i skutecznie unieruchomił. Kiedy chciałam przydeptać mu stopy, był na to przygotowany – podciął mi nogi. W efekcie uderzyłam kolanami o twardą podłogę z kamienia i spróbowałam odważnie znieść strzałę bólu, która zaczęła promieniować z uszkodzonych kości.
 - To nie było konieczne. – Deidara cmoknął z dezaprobatą. Spostrzegłam, że wymachuje w ręku jakimś prętem. Nie wiedziałam jednak skąd go wytrzasnął, ani w którym momencie się uzbroił.
Wiedziałam, że nienawidzę samej siebie.
Szczególnie za niepomierną wiarę w ludzką dobroć. A ludzie nie byli dobrzy. Byli okrutni. Zdolni do prawdziwych okropieństw w zamian za to, co dla nich niezbędne. 
Przygryzałam dolną wargę, żeby zwiększyć swoją odporność na ból. Promieniował wystarczająco intensywnie, aby uświadomić mi poważną kontuzję.
 - Idźcie do diabła – wysyczałam.
Deidara rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na towarzyszu za mną, cały rozpromieniony, jakbym złożyła mu sprawiedliwą ofertę. 
 - Co ty na to, Sasori? Idziemy?
 - To całkiem niedaleko. Ale najpierw Uchiha.
 - Racja. Uchiha.
 - Chcecie go pobić? – To pierwsze przyszło mi do głowy, słuchając pogłosek o niezliczonych bijatykach, w których Sasuke aktywnie uczestniczył.
 - Nic z tych rzeczy – uspokoił mnie Sasori. Stał lekko podkurczony, aby nadal móc więzić moje ramiona. – Po prostu jest nam coś dłużny.
 - Co?
 - Dowiesz się.
Na znak Deidary, Sasori kopnął ostrożnie nogą moją komórkę, którą upuściłam przy szarpaninie. Sprzęt pruł wzdłuż pomieszczenia aż zatrzymała go tama, zrobiona ze zmiętych śpiworów. Deidara przejął moją komórkę z jawnym zadowoleniem, bez potrzeby ruszania się z miejsca. Pomyślałam o telefonie - jak bardzo musi być poturbowany przez to, co ostatnio przeszliśmy razem. Bóg wie ile czasu spędził pod jednym z foteli Subaru, póki nie został odnaleziony.
  - Mamy drania – mruknął blondyn, biegając palcami po wyświetlaczu.
Nie wiedząc czemu, zmroziło mnie od środka, gdy tylko usłyszeliśmy sygnał połączenia.
Jeden, drugi, trzeci…
Deidara przestawił na tryb głośnomówiący, żeby sprawiać mi tym większe tortury.
 - Sakura?
Prawie nie zauważyłam, że ktoś wypowiada moje imię. Byłam trochę roztrzęsiona tym, co zaszło z Deidarą i Sasorim, ale nawet jeśli Sasuke odebrał – co było wystarczająco zaskakujące – szybciej i na dłużej oszałamiał najbliższy mi dźwięk, który często stwarzał Naruto, Kiba, Temari, mama, Hana. Reagowałam od razu.
Było przecież moim imieniem.
 I używali go wszyscy.
Z  wyjątkiem Sasuke.
 - Sakura – usłyszałam to znów, walcząc z zawrotami głowy. – Gdzie teraz jesteś?
Odpowiedziała mu cisza. Nie mogłam nacieszyć się Sakurą, brzmiącą nieco inaczej, niż w ustach pozostałych. Opamiętałam się dzięki uśmiechowi spiskowca, który wykwitł na twarzy Deidary. Ze skupieniem przyglądał się roztargnieniu, zdradzanym przez moje oczy.
W międzyczasie głos wydobywający się z głośnika udowadniał nam jak skutecznie potrafi rzucać mięsem. W tle dało się słyszeć dźwięk stóp, rozdeptujących trawę. Sądząc po częstotliwości, chód był szybszy od przeciętnego, a już na pewno bardziej męczący, gdyż Sasuke od czasu do czasu ciężej oddychał. A więc szedł mi na ratunek.
Mógłby być supermanem, za którego bierze go Hana.
Zacisnęłam usta w cienką linię. Deidara rzucał mi co rusz spojrzenia, które pozwalały się odezwać, ale klęczałam jak mumia, nie chcąc zaciągać tu Sasuke. Poza tym miałam im za złe obolałe kości w kolanach i ze zwykłej złośliwości wolałam zrezygnować z jakiejkolwiek formy współpracy.
 - Hej! – Tym razem telefon wyrzucił z siebie zniekształcony krzyk. Hej. Dokładnie tym było dla Sasuke moje imię. Dawniej, zanim nie doznałam niedorzecznej ulgi, słysząc Sakurę.
Nagle Deidara rozłożył się na śpiworach jeszcze wygodniej, choć wydawało się to niemożliwe. Jego pozycja była bliższa leżeniu, mimo że zaczynał od kwiatu lotosu.
 - Cóż, Różowa nie lubi spełniać czyiś rozkazów – mruknął do telefonu. Teraz miał kontrolę nad sytuację i oczywiście był świadomy zasięgu swojego tymczasowego prymatu.
Sasori wzmocnił ucisk wokół moich ramion. Stłumiłam jęk, pchający się przez gardło ku ujściu.
 - Deidara – powiedział Sasuke. Nie był zaskoczony. Prawdopodobnie Sanada zdążył spełnić swoją powinność i wyjaśnić, gdzie oczekuję Uchihy.
Sasuke prawdopodobnie wiedział też, co (a raczej kogo) zastanę na miejscu.
 - Kopę lat, Sasuke! Nie sądzisz, że między naszymi spotkaniami są za długie przerwy? Tym bardziej, że coś nam obiecałeś.
 - Jest z tobą, prawda? – Krótkie, skute lodem pytanie.  
 - Jasne. Tylko nie chce się do tego przyznać.
Sasuke znów puścił wiązankę przekleństw. Tupot stóp stał się częstszy.
 - Wygląda na to, że teraz nie masz wyboru: musisz się z nami zobaczyć – stwierdził Deidara, udając bezradnego.
Sasori się dołączył:
 - Najwyższy czas.
Nastał kolejny, dłuższy moment na milczenie. Cisza przed burzą. Słuchałam z chłopakami jak Sasuke pruje naprzód, dysząc ze zmęczenia. Czułam się okropnie bezradna i winna temu, że musi stawać z nimi oko w oko, mimo że od dawna próbował tego uniknąć. Przypomniałam sobie sytuację w pobliżu teatru, kiedy czekałam na młodszą siostrę i zachowałam się żałośnie, postanawiając szpiegować Sasuke. To właśnie wtedy Deidara i Sasori nakłaniali go do rzeczy, których nie rozumiałam. Teraz mogłam tylko mniemać, że ma to jakieś powiązanie z aktualnymi wydarzeniami.
 Na Ziemię sprowadził mnie głos, któremu przepięknie wychodziło wymawianie mojego imienia:
 - Deidara.   
 - Czekamy. – Blondyn leniwie wywijał prętem w dłoni. Wyglądało na to, że lada chwila zmorzy go sen. To mogłaby być moja szansa, gdyby tylko Sasori nie roztrzaskiwał mi kości swoim uściskiem.
 - Powiedz mi… - zaczął niepewnie Sasuke.
Jąkał się.
 - Co mam ci powiedzieć?
Chwila ciszy. Nie tak dawno zastanawiałam się czy poprosić Sasoriego o większą przestrzeń, ale teraz straciłam głowę, by o tym myśleć. Ciekawiło mnie co miał do powiedzenia Uchiha.
 - Czy jest cała – zakończył rzeczowo i od razu się rozkasłał.
Deidara zerknął na mnie ze zdziwieniem.
 - Grzecznie do nas zmierzasz, więc nie miałem powodu, żeby ją skrzywdzić.
Oczy zaszły mi łzami. Zbyłam je szybkim mrugnięciem, ale pozostawiły po sobie coś, co miało strukturę bańki mydlanej. A ona pękła, uwalniając poczucie winy. Przez chwilę uwierzyłam, że Sasuke mógłby się o mnie zamartwiać. Pędził tu z mojego powodu. Pędził jak w amoku, przecinając mroźne powietrze. Jeśli zachoruje, będę na każde jego skinienie z talerzem rozgrzewającego rosołu. Przysięgłam to sobie w myślach. 
 - Nie zaszczycisz go ani jednym słowem? – zapytał mnie Deidara.
Pokręciłam głową.
 - On i tak wie, że tu jesteś. Dzwonię przecież z twojego telefonu. Sasuke nie ma podstaw, aby twierdzić, że go oszukuję. Sasuke! – Blondyn przysunął bliżej ust mikrofon zainstalowany w komórce. – Kiedy nas odwiedzisz?
 - Jestem w parku – odrzekł oschle Uchiha.
 - Nie podoba mi się to.
Ostrzegłam Deidarę spojrzeniem, cokolwiek miał przez to na myśli. Chłopak ociężale podniósł się z rozgniecionych śpiworów i zaczął się do mnie zbliżać, niemal jak zabójca, który wiedział, że osłabła moja garda. Który wiedział, że nadszedł czas mnie wykończyć.  
 - Powiedz coś, Różowa!
Nie dostosowałam się. Wbiłam tylko mocniej siekacze w dolną wargę. Lada moment zacznie krwawić.
 - Powiedz, żeby się pośpieszył.
Nic nie powiem.
Wtedy Deidara zadał mi cios w brzuch. Odtąd owładnęło mną potworne uczucie pustki. Płuca wstrzymały pracę, chociaż usiłowałam łapczywie przełknąć powietrze. Zachłysnęłam się, ale wynikało to z szoku, nie z udanej próby powrotu do normalności. Zdradziłam swoją obecność przez ochrypły jęk, a potem Sasuke mógł słuchać jak walczę o oddech, wstrząśnięta tym, jak daleko zaszły sprawy.
Deidara mnie u d e r z y ł.
Sasori omal nie połamał kości.
Chociaż od samego początku wiedziałam, że nie powinnam pochopnie ich oceniać, żyłam w niedorzecznym przeświadczeniu, iż nie mam się czego obawiać. Nie zagrażam drugiej sferze życia, do której należą. Nie byłam im nic dłużna, ani tak cenna, żeby oboje musieli mamić mi oczy i przeciągać na swoją stronę.
Byłam nikim. Myślałam, że nadmierna przemoc, brak wyznaczonych granic i porachunki na mrocznych osiedlach to części filmów kryminalnych, które mama zabrania mi oglądać.
Ale Deidara…
Jego oczy szaleńca jednoznacznie informowały, że jest bez hamulców. Skrzywdzi mnie, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jeśli Sasuke się zbuntuje, odwróci na pięcie i ogłosi, że od dziś zaczyna wieść samodzielne życie.
Mimo że sądziłam, iż strach przyszpilił mnie dzisiaj wielokrotnie, dopiero teraz odczułam jego ciężar w żołądku i przerażającą energię, którą emitował, i którą pobierała od niego moja psychika.
 - Wybacz, Różowa. Przesadziłem? – Wyszczerzone zęby Deidary błysnęły przez padające na nie światło z płomyczków.
Z telefonu nie dobiegał żaden dźwięk.
 - Czyżbyś się zatrzymał, Uchiha? To też mi się nie podoba. 
 - Deidara. – Syk Sasoriego sprawił, że ręka Deidary zdrętwiała w locie. Chciał zrobić mi kolejną krzywdę. Bez skrupułów, bez ułamków sekundy, które nasze człowieczeństwo oddaje wahaniu. Najgorsze, że nie mogłam się obronić – byłam na klęczkach, z ramionami wykręconymi do tyłu.
Nagle zapadł ten rodzaj ciszy, podczas której każdy zmagał się z własnymi lękami. Wreszcie na rozdartą między mrokiem, a smużką światła twarz Deidary wdarło się zwątpienie. Czułam, że Sasori także spogląda na wyświetlacz, informujący o trwającym połączeniu z Sasuke.
 - Skurwielu.
Nienawiść. Ten głos nią ociekał, ten głos był w niej kąpany, podtapiany, a potem brutalnie przerzucony do zbiornika z wściekłością.
Ten głoś mną wstrząsnął.
 - Zabiję cię – usłyszeliśmy następną serię kaszlu. Gdy ucichła, pomyślałam, że Deidara mógłby być przerażony. Mięsnie szczęki miał zaciśnięte, wyraz twarzy niepewny. Wydawało mi się, że nawet komórka trzęsła portkami, drgając, ale po czasie zrozumiałam, że to ręka Deidary niemiłosiernie dygotała.
Blondyn podniósł wzrok na Sasoriego, nieruchomego za mną.
 - Myślisz, że to…
Nie skończył.
 - Widziałeś przecież jak na nią patrzył. – Szept Szkarłatnego przyprawił mnie o dreszcze. Wzdrygnęłam się, gdy przeprawiały się korowodem po moich plecach.
- ZABIJĘ CIĘ! – Głośnik zarzęził, jak gdyby wydawał ostatnie tchnienie. Jak gdyby natężenie dźwięku naszego rozmówcy przekroczyło jego granice przekazu. Cała nasza trójka podskoczyła z przestrachem, słysząc ten obłąkany krzyk.
Później przerwano połączenie.
Dziesięć sekund.
Dwadzieścia.  
Oprócz naszych oddechów, słychać przedziwne pulsowania – rytmy naszych serc, zatrwożone tym, co stało się chwilę temu.
 - Przesadziłeś – powiedział Sasori.
Deidara głośno przełknął.
 - Przesadziłem.
 - Przez jej jęk Uchiha pomyślał sobie niestworzone rzeczy.
 - Przecież nic jej nie zrobiłem! – warknął Deidara, ale brwi, które w normalnych okolicznością dążyłyby do styku nad oczyma, były niezdecydowane i bardziej skłonne ułożyć w minę, która zdradzała lęk. – Nie tknąłem jej! – Wycofał się nieznacznie.
 - Przestańcie gadać, jakby mnie tu nie było! Przecież jestem! I to nieprawda, że mnie nie tknąłeś. Uderzyłeś mnie!
 - Widzisz?! Podkabluje cię! – ryknął Sasori, a moje istnienie nie przestawało być lekceważone. Wtem chwycono mnie pod pachami i podniesiono do pionu. Ostrożniej niż przedtem, Sasori przeniósł mnie w stronę śpiworów tak, że stopami nie dotykałam podłoża. Nie opierałam się, gdy położył mnie na tym prowizorycznym posłaniu, uważając, żebym nie narażała się na nasilenie bólu z kolan. Wiedział, że nie daje mi spokoju. Gdy odsunął się i stanął u boku Deidary, myślałam jeszcze, że dostanę należyte wyjaśnienia. Buzię miałam rozdziawioną. Czy Sasuke miał nad nimi aż tak silną kontrolę? Czy jego wrzask naprawdę potrafił poprzestawiać ich intencję o sto osiemdziesiąt stopni? Potrząsnęłam głową, zagubiona.
 - Idziemy? – zapytał Sasoriego Deidara.
Ten natychmiast się zgodził. Niedowierzałam, gdy pojedynczy klucz w ręku Szkarłatnego wślizgnął się w zamek i dwukrotnie przekręcił.
Pręt upadł na podłogę.
 - Chwila, moment! – krzyknęłam.
Spojrzeli na mnie przelotnie.
 - Zamierzacie odejść?
 - Wrócimy, jak się uspokoi – oparł Sasori, przechodząc przez próg. – Sasuke zaraz do ciebie przyjdzie. Nie zostaniesz długo sama.
 - Pośpiesz się, bo i my nie będziemy sami! – Deidara chodził wte i wewte, będąc już na zewnątrz, w olbrzymim magazynie – prawdopodobnie centrum przedziału hurtowni, w którym się znajdowaliśmy.
A właściwie: znajdowałam.
Brązowe oczy Sasoriego pożegnały mnie ze współczuciem. Niedługo potem drzwi się zamknęły. Przyciągnęłam kolana pod brodę, ale ból, który dosłownie eksplodował mi w kościach, natychmiast rozprostował nogi. Ukryłam więc twarz w dłoniach, zastanawiając się czy drzwi zamknięto z powrotem na klucz, ale nie usłyszałam niczego, co mogłoby o tym świadczyć. Jedynie pośpieszne kroki odbijały się echem w gigantycznej sali, z którą sąsiadował tej pokój.
Z bezradności, obłędu, szoku… Nieważne. Miałam tysiąc usprawiedliwień na to, że bezkarnie opadłam na śpiwory, uznając, ze są dość miękkie, bym mogła bezpiecznie poczekać.
Kolana nie przestawały dawać mi we znaki. Ból przechodził, ale zaserwowałam sobie jego nawrót tamtym gwałtownym ruchem. Chciałam się skulić w kłębek. Potrzebowałam tego.
Ale, cholera, nie mogłam, bo białka w oczach popękałyby mi z wysiłku wytrzymywania mordęgi. Nie byłam nawet pewna, czy jestem w stanie ustać na prostych nogach, mimo że w pozycji leżącej ból stopniowo zanikał.
Zabiję was – nienawiść Sasuke.
Myślisz, że to… - bojaźń Deidary.
Kiedy połączyłam te dwie wzmianki ze wspomnieniami, które stworzyłam w szpitalu z udziałem Uchihy i Sadany, równanie zdawało się proste jak na lekcjach matematyki w szkole podstawowej.
Sasuke był szaleńcem.
I było dla mnie jasne, że to, co prawie roztrzaskało w drobny mak głośniki telefonu, to atak, histeria chorego psychicznie człowieka.

Gdy wbiegł do środku, z sufitu posypało się kilka odłamków tynku. Wypuścił z siebie masę powietrza i od razu przeszedł do ataku. Przynajmniej chciał tak postąpić.
Ona wytrąciła go z równowagi.
 - Cześć. – Leżała na brzuchu, z policzkiem przyciśniętym do usłania, które składało się ze zużytych śpiworów. Sasuke spoglądał na nią wytrzeszczonymi oczami, nie rozumiejąc ewidentnego opanowania. Może dojrzał w jej twarzy zmarszczki, świadczące o słabym wahaniu, ale nie to spodziewał się zastać na miejscu.
Dyszał jak rozeźlony zwierzak. Zatoki cholernie go dręczyły, a obraz powielał się i rozmazywał. Sasuke roztrzepał rękami włosy i głośno charknął.
 - Sasuke, w porządku.
Nie!
Rozejrzał się dookoła. Smużka światła z świecznika i trzy płomyki, jeden zaczął przygasać. Nigdzie nie mógł wypatrzeć Deidary, ale nieustannie próbował, odpychając od siebie oczywistą świadomość.
Uciekli.
Uciekli. Uciekli. Uciekli. Uciekli.
Obrócił się na pięcie. Nie myślał jasno. Pragnął rozedrzeć Deidarze klatkę piersiową. Pragnął zadać mu ból. A te pragnienia były tak wyraźne, że nie sposób było obsesyjnie nie dążyć do ich skosztowania.  
 - Pójdziesz sobie?! – krzyknęła dziewczyna. Sasuke nie wiedział, w którym momencie postawił pierwsze kroki, ale fakt, że się oddalał, wbił się w Sakurę jak ostrze katany.
Nie zostawiaj jej.
Nie zostawiaj jej.
Nie możesz jej tutaj zostawić, Sasuke.
Niezdarnie podniosła się na nogi. Nadal stał przodem do wyjścia, dlatego miał ją za plecami, ale czuł całym sobą, że dziewczyna planuje ruszyć za nim. Zanim jednak cokolwiek postanowił, usłyszał głośne uderzenie.
Wstrzymał oddech.
A potem na nią spojrzał.
Znów leżała na brzuchu, lecz tym razem tylko nogi zaznawały wygody posłania. Sakura wywróciła się na podłogę, prawdopodobnie w ostatniej chwili łagodząc upadek wewnętrzną stroną rozpostartych rąk. Słuchał jak cicho łka, z czołem przytkniętym do lodowatego kamienia.
Sasuke zmaterializował się przy niej w nanosekundę, przyklękając. A ona nie odwiesiła głowy, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Zamiast tego wymacała jego dłoń i wplotła tam swoje palce. Sasuke nie odtrącił jej ani nie odwzajemnił gestu. W jego duszy powiewał znajomy chłód, nie pozwalał mu zatracać się w najprostszych przyjemnościach i kłuł go w serce, jakby zamiast kropel deszczu fundował grad szpilek.
 - Zostań – wykrztusiła.
Sasuke prześwidrował wzrokiem jej bezwładne ciało. Po chwili wahania z najwyższą ostrożnością odwrócił ją na plecy i nie zdziwił się, zastając oczy pełne od łez.
 - Co oni ci zrobili? – szepnął.
Sakura nie uraczyła go jasną odpowiedzią. Patrzyła na niego w skupieniu.
 - Powiedz mi. – Nadal nie mógł okiełznać własnego oddechu. Zdradzał szalejącą w nim wichurę emocji. – Sakura, powiedz! J-ja nie mogę tracić czasu! Oni są niedaleko, rozumiesz?! Wciąż mam szansę ich złapać! – Nachylił się nad jej twarzą, nie do końca to kontrolując. Właśnie pokazywał jej wariata ze środka, drugie jestestwo, które skrzętnie ukrywał, którym się brzydził i którego nienawidził bardziej od opuszczających go osób. Drżał ze wściekłości. Czuł, że okazja na zemstę zmyka mu sprzed nosa. – Sakura!
Sakura otoczyła go ramionami.
I stanowczym, szybkim ruchem przygarnęła twarz Sasuke do swoich piersi, rozpłakując się na dobre. 
 - Zostań ze mną – prosiła cichutko. – Przepraszam.
Sasuke pomyślał, że nigdy nie chce się od niej odsuwać. Pachniała różami i mniej wyrazistą wonią cytryny. Przyciskała go do siebie, jak gdyby zagroził zniknięciem. Ale on nie odezwał się słowem. Te objęcia mogłyby stać się morzem. Sasuke zdawał się w nich pływać. Odkrywał coraz to nowsze, zaskakujące działania. Nagle przestał się trząść, a piekące od wybałuszenia oczy zostawiły po sobie tylko symboliczny ból, nic poza tym. Wyobraził sobie, że przez pewien czas oboje dygotali, roztrzęsieni i tak samo zatraceni we wszystkim, co ostatnimi czasy zatruwało ich życie. Sasuke pogodził się już z tym, że przedstawił Sakurze swoją drugą, rzadziej panującą naturę. Pogodził się z tym, że ją stracił.
Dlaczego go do siebie tuliła?
Dlaczego wydawało mu się, że jego obecność jest dla niej tak samo ważna, jak Sakury dla Sasuke?
D l a c z e g o?
To nie było istotne.
Ich oddechy zaczęły się wyrównywać. Zmarszczki wygładzać. Emocje kłębiące się dookoła rozpłynęły się równie szybko, co wiszące w powietrzu napięcie.
Wszystko powróciło do normy.
Spędzili w ciszy całą wieczność.

 - Chcesz, żebym cię pocałował? – Sasuke miał miękki, subtelny głos i pytanie, którym zszokował mnie do szczętu. Obserwowałam go, gdy zaczął wstawać, lecz on nie robił tego dla rozprostowania nóg. Sprawił tylko, że nasze twarze znalazły się na tej samej wysokości.
Dwa milimetry dalej zapraszały mnie jego usta.
Czyżby odpuścił? Nie zamierzał główkować nad pobudkami, które skłoniły mnie do takich głupstw? Samotna podróż po wnętrzu hurtowni, opaczność pod postacią wskazówek Naruto. Pomijając już, że nie zostały zdradzone celowo. Korzystałam z rzuconych na wiatr słów, wylewających się z ust Uzumakiego w akcie niedowierzenia.
Głupia ja.
 - Chcesz? – Sasuke był zaborczy. Patrzył na mnie z pożądaniem, a ja tylko przełknęłam. 
 - Chcę – odparłam, przymykając oczy.
Zamiast nakarmienia upragnionym pocałunkiem, zadano mi kolejne pytanie:
 - Chcesz, żebym cię dotknął? – Sasuke wsunął rękę między pukle moich włosów, okręcając je wokół palców.
 - Chcę.
Czy mnie przypadkiem nie pobolewały kolana? Phi! Kto by się tym przejmował w takim momencie? Jeśli Deidara i Sasori postawili dobrą diagnozę, a Sasuke przybył tu pod wpływem nasilenia swojej choroby, najwyraźniej udało mi się to zahamować.
Najwyraźniej.
Nagle Sasuke gwałtownie uniósł się do siadu, a potem wstał. Kamienne ściany natężały jego kroki, igrając z moją stabilnością emocjonalną. Poderwawszy się z miejsca, położyłam się znów na brzuchu, żeby mieć wgląd na miejsce, do którego skierował się Sasuke. Z początku wzięłam to za omamy. Właściwie przeraziłam się, że jego nigdy tu nie było, a moja rozpacz dała pole do popisu jakimś zwykłym majakom.
Chłopak wyjął z kieszeni klucz i zamknął nas nim w środku. Potem usadowił się naprzeciwko mnie, znajdując oparcie w ścianie, daleko, daleko. Stanowczo za daleko. Rozłożył nonszalancko nogi i ugiął je w kolanach, wpatrując się we mnie jak w ofiarę długoletnich polowań.
 - Nie dotknę cię i nie pocałuję, póki nie opowiesz mi, co się wydarzyło – oznajmił. – Nie pozwolę ci także stąd wyjść.
Otarłam oczy, w których utknęły ostatki łez. Sasuke nie zniknął. Chciałam usiąść po turecku, ale zabrałam się do tego zbyt pochopnie. Następne strzały bólu wystrzeliły z moich kolan, kiedy tylko ugięłam nogi. Nie dałam rady uciszyć własnego jęku.
A brwi Sasuke spełzły podejrzliwe do dołu, widząc mnie, znoszącą mordęgi na ziemi. O klucz zapytam go przy innej okazji.
 - Nie możesz wstać – stwierdził.
 - Kolana – przyznałam się w spazmach bólu. Zacisnęłam mocno oczy i z trudem przeniosłam cielsko na śpiwór.
 - Deidara czy Sasori?
Nie było sensu kłamać ani się wykręcać.
 - Sasori. Ale to ja próbowałam się wyrwać. To wszystko potoczyło się za szybko. Podciął mi nogi, a ja poleciałam do przodu, zamiast do tyłu.
 - Czy ty próbujesz go usprawiedliwić? – zabrzmiało jak groźba.
Po chwili zastanowienia zrozumiałam, że nie jestem pewna odpowiedzi.
Sasuke westchnął, kiedy długo milczałam. Siedzieliśmy wpatrzeni w siebie po przeciwległych stronach pokoju. Przeganiałam każdą następną myśl, w której zawarto wspomnienia „leżakowania”. Gdy bezwstydnie go przytuliłam, rozpłakałam się jak wymoczek i nie wykazałam nawet odrobiną rozsądku. Nie chciałam do tego wracać, nie chciałam tego roztrząsać. Chciałam zapomnieć.
 - Jak się dowiedziałaś o tym miejscu? – spytał.
 - Od Naruto. Przez przypadek wygadał się skąd mnie wyprowadzałeś, a ja dodałam dwa do dwóch.
 - Dlaczego po prostu nie przyszłaś z tym do mnie? – Kolejne pytanie. Było jasne, że miał o to pretensje.
A przecież ogarnięcie prawdziwych powodów nie było wcale aż tak trudne. 
Nie przyszłam do niego, przyszłam natomiast do Sanady. On nie prorokował na prawo i lewo, przepowiadając czyjąś śmierć. Nie odtrącał od siebie i nie rozpruwał mi tym serca. A tato mówił, że w fazie zakochania jest słabsze niż kiedykolwiek indziej. Musiałam szczególnie je pilnować, obyć się bez niepotrzebnego narażania na nieprzyjemności.
Taka miała miejsce w szpitalu.
Nigdy więcej.
 - Jak trzyma się twój brat? – Może się zagalopowałam. Może nie powinnam wściubiać nosa akurat tam, ale naprawdę nie wymyśliłam innego sposobu na wybrnięcie z tego gówna.
Sasuke ściągnął tylko brwi.
 - Normalnie. Jest już w domu.
I koniec. Kropka.
Nie chcę o tym rozmawiać, Hej. Albo Sakura. Ostatnio zaszła w nim jakaś zmiana. Dzisiaj zaszła w nim jakaś zmiana. Widocznie starał się wynagrodzić mi incydent ze szpitala. Tylko po co? W końcu niebawem miałam wąchać donice od spodu.
 - Sakura.
Podskoczyłam, wystraszona. Spojrzenie Sasuke odpuściło świecznikowi z rogu i ześliznęło się na mnie.
„Bardzo ładne wychodzi ci wypowiadania mojego imienia” – oto, co chciałam powiedzieć. Ale nic takiego nie powiedziałam.
 - Co?
 - Naprawdę chcesz, żebym cię pocałował?
Uciekłam wzrokiem, atakując świecznik. Biedny, niczemu winny przedmiot, który musiał wytrzymywać nasze spojrzenia.
 - Dlaczego pytasz? Myślisz, że cię okłamuję?
 - Myślę, że to niezdrowie.
 - Niby co?
 - Pragnienie pocałunku od wariata – oznajmił cicho i podrapał się po karku. Wyglądało to tak, jakby onieśmielały go własne słowa.
Aha, no jasne.
Teraz główną rolę przejął szpital.  
Wszyscy umrzecie!
 - Twoim zdaniem powinnam zwiewać, gdzie raki zimują, prawda? Omijać cię szerokim łukiem i udawać, że te minione tygodnie nie miały miejsca? Tego chcesz?
 - To bardzo optymalne rozwiązanie.
 - To najgłupsze rozwiązanie z możliwych! – Dałam świecznikowi chwilę odpoczynku i przerzuciłam wzrok na Sasuke. Ostry, potępiający. – Uważasz, że byłabym zdolna tak postąpić?
 - Nie. – Pokręcił głową, przymykając oczy. – I to strasznie mnie wkurza. Nie rozumiesz co na siebie ściągnęłaś. Nie pojmujesz tego. Może po części jestem stuknięty, ale to wy ignorujecie moje ostrzeżenia i to was biorę za większych psycholi.
 - Nas, czyli kogo?
 - Sanadę, Itachiego, Cala, ciebie – wyszeptał. – Nie zostało mi tego za wiele. – Pręga światła pozwoliła mi zobaczyć zgorzkniały uśmiech, który przeprawił się szybko przez jego twarz i zaraz potem uciekł.
Wypadek samochody rodziców, katastrofa lotnicza Nobu, choroba kosmicznego bogacza - brałam je wszystkie za niefortunne zbiegi okoliczności. To niemożliwe, żeby na Sasuke ciążyła jakaś misterna klątwa. Żyliśmy w świecie rzeczywistym, nie osadzono nas w żadnych książkach ani filmach, gdzie wszystkie problemy dało się rozwiązać magią, mocami super-bohaterów albo odpowiednią decyzją reżysera. Tutaj brakowało paranormalności. A jeśli nie było nadprzyrodzonych mocy, nie mogło być też złych klątw. To wszystko dyrdymały.
 - Hej. – Rozbudził mnie dźwięk starego imienia, którym posługiwał się Sasuke. Siedział i gapił się na mnie, zaciekawiony. – Skoro moje rozwiązania nie trafiają w twój gust, jakie ty proponujesz?
Nabrałam powietrza, wstrzymałam je na chwilę, a potem wypuściłam, popadając w szybki relaks. 
 - J-ja… Moje rozwiązanie…
Zamknęłam oczy.
 - Hej – zagrzewał Sasuke.
Żadne „hej”!
 - Jestem Sakura – powiedziałam z naciskiem.
Proszę, mów do mnie po imieniu.
 - Dobrze. A więc Sakura… Jakie jest twoje rozwiązanie?
 - Mogę wywlec się z miejsca, siąść na tobie okrakiem, powiedzieć, że nigdzie się nie wybieram i po prostu cię pocałować.

To właśnie uczyniła.
Flegmatycznie, roztropnie, bez pośpiechu. Sasuke chciał zapobiec katastrofie zanim w ogóle się poruszyła, ale Sakura zbombardowała go wspaniałym spojrzeniem. Było wspaniałe pod wieloma względami. Pamiętaj je jeszcze przed inicjatywą swatki Cherron, jeszcze przed tym, nim stali się sobie tacy bliscy. Sasuke był wówczas cichym obserwatorem, podglądaczem, widownią, lecz nie taką, która nagradzała za dobrze wykonaną robotą, nie taką, która piała z zachwytu. Jego typ widowni milczał, chociaż za każdym razem, widząc te oczy, lekko zmrużone, stanowcze, chciałby nagrodzić Sakurę. Nie były przeznaczone dla niego, raczej posługiwała się nimi przeciwko przyjaciołom, ale dziś miał je na  własność. Patrzył i nie reagował, wiedząc, że ona tego nie chce. Poradzi sobie. Tymczasem Sasuke zżerała zazdrość, gdy dawniej musiał to oglądać.
Pewnego dnia pożyczy trochę tej jej silnej woli i użyje, żeby wreszcie uwierzyć. Uwierzyć w to, że nie istnieje coś takiego jak przekleństwo. Że wszystko się ułoży. Może kiedyś usłyszy:
„Ludzie dookoła ciebie umierają. To normalne. Pogódź się. Przejdź z tym do porządku dziennego.”
Pewnego dnia uprze się jak osioł i ucieszy, gdy oskarżą go o to przyjaciele, których nigdy nie miał. Ale żeby zacząć wierzyć w coś całym sercem, najpierw potrzebna mu była nadzieja. Szukał. Szukał nieprzerwanie. Ona go inspirowała, udowadniała, że samym zacięciem, niezachwianą pewnością, konkretnym celem można tę nadzieję obudzić albo stworzyć samemu. Terminy były mu obojętne.
Pragnął tylko nadziei.
Potem zaczął pragnąć jej.
A na końcu to się połączyło i oto ona stała się ucieleśnieniem wszystkich pragnień.
Może właśnie to było dla niego niezbędne. Człowiek, któremu opowie, jak się czuje, zdradzi sekrety i zademonstruje tkwiące w nim, drugie ego – z premedytacją bądź nie. Sasuke chciałby, aby ten człowiek nie tyle, co to zaakceptował, ale też pomógł wyjść z przekonania, że świat się na niego uwziął. Że ci wszyscy bogowie – nieważne, ile ich było, i z jakich religii pochodzili (nigdy nie mógł zliczyć) – nie sprzysięgli się przeciwko niemu. Tyle razy wydawało mu się, że urodził się jako uszkodzony model, a świat nie mógł ścierpieć jego istnienia. Nieszczęśliwym trafem wolał torturować, niżli zabijać.
Okrutny, okrutny świat.
Sakura dzielnie walczyła. Nie potrafił zliczyć wszystkich bogów, ale na pewno mógł zrobić to z oznakami słabości Sakury. Były dwie: jeden, ucięty w połowie jęk, jak gdyby przysięgła sobie, że ból jej nie złamie. I przekleństwo. Brzydkie słowo, wyrzucone jadowitym syknięciem.
Potem szła dalej, a im bliżej była, tym mocniejsze mrowienie odczuwał Sasuke. Gdzie? Gdzieś tam naokoło serca. Często łaskotała go jakaś paranormalna siła. Albo stado robali, które rozchodziło się we wszystkie strony, bo czasami tak właśnie się czuł.
A co jeśli… to były motyle?
Motyle w brzuchu, błyszczące jasnym i ciepłym światłem, radosne, nieznośnie przyjemne. Podobno uświadamiały ludziom, że są zakochani.
Kiedy Sakura była niedaleko, Sasuke zrobił jej miejsce pomiędzy nogami i nawet wykazał się rozsądkiem, wyciągając ramiona dla asekuracji. Ale on zmrużyła tylko oczy, ostrzegła, odtrąciła tę pomoc i nie musiała robić tego fizycznie.
 - Poradzę sobie – rzekła, słaniając się na boki, przygotowując do drastyczniej zmiany ułożenia ciała.
Sasuke czekał cierpliwie i nie zareagował nawet, gdy ból ewidentnie wykrzywił jej twarz i dał początek umęczonemu grymasowi. Nie drgnął nawet wtedy, gdy usadowiła się w odpowiednim miejscu, kładąc nogi na jego własne, lekko zgięte, choć nie powinna ich tak nadwyrężać.
 - To tylko lekka kontuzja – powiedziała. Niechże zostawi ten świecznik w świętym spokoju. Niechże ich oczy wreszcie się spotkają, prosił mantrami. – Moje kolana widoczne są w szoku po tak mocnym zderzeniu. Kiedy nie ruszam nimi dłuższy czas, ból mija – uspokaja go.
Czy on w ogóle się zamartwiał? Zabije sprawców, oto co postanowił.
Tss. Na razie był pewien, że doliczył się trzech milimetrów. Przed samym wyjściem odrabiał zadania z geometrii, a jednostki z linijek i ekierek wryły mu się do głowy. Naprawdę sądził, że pomyłka w obliczeniach jest prawie niemożliwa.
Trzy milimetry i go pocałuje.
Nie. Wpierw Sakura otoczyła go ramionami. Wyszeptała:
 - Dlatego wszystkich odtrącałeś?
Tak, właśnie dlatego.
Nie czuł się zobowiązany do zabierania głosu. Sakura wiedziała, że krzyczy w swoim środku. Głośno i rozpaczliwie.
 - Dlatego nikogo do siebie nie dopuszczałeś?
Tak, tak, tak. Po stokroć.
 - W takim razie… - urwała, przenosząc spojrzenie na świecznik. Cholera, zaczynał stawać się coraz bardziej zawistny. – Dlaczego mnie dopuściłeś? Do siebie?
 - Nie potrafię odpowiadać na takie pytania – odezwał się szeptem i ze złości popatrzył tam, gdzie ona.
Czy to jej odwaga? Niezłomność? Czy to te oczy zadecydowały za niego i wepchnęły mu do żołądka miliard motyli? Z wrażenia aż się w nie zapatrzył. Nie musiał czekać długo, aby je spotkać.
 - Kim dla ciebie jestem? – Kiedyś o to pytała. Był to bodaj odcinek czasu, w którym teoria z zabawką do całowania wydawała się wiarygodna.
 - Kolejną osobą, która jest na tyle blisko, że mogę ją stracić.
 - Naprawdę uważasz, że umrę?
Pokiwał głową.
 - Wierzysz w to?
Napiął mięśnie szczęki. W tym momencie poznała odpowiedź, jednak na swoją obronę dopowiedział jeszcze:
 - Ale nie chcę. Nie chcę w to wierzyć. Chcę wierzyć, że nic takiego się nie wydarzy. Chcę też, żebyś pomogła mi w to uwierzyć.
Oho, zagalopował się. Chociaż jego wnętrzności straciły chyba z tonę, no i motyle nadawały mu niesamowitej lekkości. Na chwilę poczuł się wolny jak ptak.
Sakura pocałowała go raz, szybko. Właściwie było to niewinne cmoknięcie. Absolutnie nie podobało mu się to, że na tym poprzestała.
 - Pomogę. Będę przy tobie.
 - Nie składaj takich obietnic. Są bez pokrycia.
 - Będę przy tobie.
I znów się uparła, ostrząc ton jak stępiony nóż.
Sasuke wpił się w jej usta z taką mocą, z jaką pragnął wierzyć, że termin ważności tych słów jest nieskończony. Było mu mało, więc docisnął ją do siebie, ujął twarz w dłonie i pomyślał ze sto razy jakim jest głupcem. Wcześniej bronił ją przed samym sobą, przed losem, który na siebie ściągnie, przebywając z przeklętym chłopcem. Chłopcem spod ciemnej gwiazdy. Teraz udobruchał sam siebie, bo przecież podjęła decyzję. Trzymała się go z tymi oślo-upartymi oczami, a jeśli przytrafi się jej to, co poprzednikom, Sasuke może nie będzie obwiniał się aż tak bardzo.
Nieprawda.
Będzie.
Zapomnij, Sasuke – opierniczył się w myślach i zaczął się zastanawiać czy pozna smak róż i cytryny, całując ją namiętniej.
Nie. Jej usta nie miały konkretnego smaku. Były po prostu ustami, które trzeba całować, żeby te motyle ze środka nie przestały gonić w piętkę. Niech tańczą, fruwają, pikują wzajemnie na siebie – niechże będą tam dalej. Po wieczność.  
 - Sasuke. – Nagle się od niego oderwała. Przykrył jej policzki otwartymi dłońmi i natychmiast chciał ją z powrotem, lecz ona uczyniła dokładnie to samo, tyle że pozostawiła między nimi niewielką odległość. Sasuke pomyślał, że ich oddechy to rozbudzająca, miła dla uszu melodia. Chociaż byłaby w stanie utulić go nawet do snu. – Zakochać się w wariacie, to naprawdę niesamowite – ogłosiła. Najpierw jej usta wygięły się w łuk, a zęby odsłoniły dopiero po sekundzie wahania, póki on też się nie uśmiechnął. – Podoba mi się to uczucie.
 - Jest także niebezpiecznie. I niezdrowie – wyrzucił z siebie na bezdechu.
 - Niebezpieczeństwa to moja specjalność.
 - Świetnie. Musisz wiedzieć, że wariaci są bardzo staromodni.
 - Co to oznacza? – Dwa szybkie mrugnięcia. Udało mu się zbić ją z pantałyku.
 - Jeśli zawieramy jakieś umowy i dotrzymujemy swojej części, oczekujmy tego samo od drugiej strony.
 - Umowy? – zdziwiła się.
Sekunda.
Dwie.
Trzy.
I już wiedziała.

Sasuke podniósł mnie jak niemowlę. Gdybym mogła ugiąć nogi, oplotłabym go nimi bez zastanowienia i chociaż ból popuścił, nie czułam się jeszcze gotowa, by cokolwiek testować.
Umowa, święty Boże, umowa!
Podparłam czoło na jego barku, przewidując dokąd mnie zaniesienie. I oto minutę później wylądowałam miękko na otrzepanym śpiworze, przyszykowanym na nasz meldunek. Obiecywał ciepło, konsolacje, no i nowość z ostatniej chwili: rozkosz. Byłam pasjonatem używania wyobraźni i często układałam tam rozmaite sceny. Ale tego jeszcze nie przerabiałam. W zasadzie trudno było mi określić, co należy sobie wyobrażać. Jak daleko posunie się Sasuke? Co w ogóle zamierza? Za mocno się w nim podkochiwałam, żeby reagować protestami na cokolwiek. Poza tym wyczułam mrowienie, wywodzące się z młodzieńczej ciekawości – tato mnie kiedyś przed tym przestrzegał.
Bo młodym do wszystkiego śpiesznie. A potem żałują tylko, że lepiej tego nie przemyśleli.   
Cholewka, to było ostre – jak papryczka chili, drapało mnie w przełyku, dookoła serca, w żołądku i paru innych miejscach, które nigdy dotąd nie dawały mi tak wyraźnych sygnałów. Ich atak okropnie mnie zdetonował. Jeżeli tym była młodzieńcza ciekawość, nie dziw, że mało kto odpierał ataki, a większość po prostu się poddawała, wkraczając do krainy rozkoszy.
Ja byłam już u progu, gdy Sasuke zdarł ze mnie płaszcz. Nie pozostawałam mu dłużna. Do muru przycisnęło mnie następne z kolei uczucie, o którym tym razem opowiadała mi Ino. Seks-instynkt, sterujący tobą jak cyborgiem. Uruchamiał się wtedy, gdy przychodziło co do czego i nagle przestałeś się obawiać, że sobie nie poradzisz, gdyż jesteś niedoświadczony. Wiedziałam, że muszę porozpinać mu guziki kurtki. Wiedziałam, że chcę cisnąć nią niedbale w kąt i unieść ręce ku górze, by ułatwić Sasuke zdejmowanie następnym warstw.
To chore.
Tym była zażyłość z wariatem. W jednej chwili wyję z bólu, i drżę ze strachu, a w drugiej leżę, przykryta jego ciałem, niczym najszczęśliwsza dziewczyna pod słońcem.
Sasuke wyprostował kręgosłup, ale został na mnie okrakiem. Czy uznał, że najlepiej będzie mnie wyręczyć, nie wiedziałam. Wiedziałam natomiast, że wywleka ramiona z rękawów, a to nie w porządku. Toteż nie dałam mu skończyć. Uniosłam się i zrobiłam to szybciej, choć niezgrabnie, przyciągając jego usta do swoich, opadając z nim na posłanie, cała rozpłomieniona. Dawniej spotykałam się już z podniesioną temperaturą na policzkach, ale to była pożoga. Żaden wóz strażacki nie podołałby wyznaniu i mnie nie ugasił.
Sasuke wrócił do całowania. Brakowało mi wzorców do sporządzania porównywań, jednak czułam jak świetnie się w tym sprawdza. I nie uważałam się za gorszą, przynajmniej nie oddzieloną od jego poziomu ogromną przepaścią. Wydawało mi się, że robię to dobrze. Moje ręce same kręciły się tu i ówdzie, to przeczesując mu włosy, to wkradając się pod t-shirt i masując plecy. Te ruchy były automatyczne, ale właściwe. 
Takie wariactwo, przez które teraz przechodziłam, absolutnie nie gwarantowała zachowania rozumu. W ogóle nie liczyłam się z obowiązującymi morałami, kiedy Sasuke przystąpił do usuwania ze mnie swetra. Rozprawiał się z guzikami po omacku, a ja tymczasem smakowałam jego ust i dawałam mu wyraźne sygnały, zabraniające się oddalać, nawet jeśli miałoby to przyśpieszyć rozbieranie.
Tak krótko go znasz.
Tak mało o nim wiesz.
Niech będzie. Rozpowszechniona mentalność w końcu zaczęła mnie strofować, bo zachowywałam się skandalicznie, godząc się na to wszystko. Sasuke kiedyś się ze mnie nabijał, że takie rzeczy mnie powstrzymują. A teraz ja nabijałam się z tych rzeczy, które usiłowały przejąć kontrolę nad moim umysłem i powstrzymać zanim będzie za późno.
Przegrały.
Tato, przepraszam! Miłość naprawdę namieszała mi w głowie.
Swoją drogą mocno wierzyłam, że zmarli wcale nas nie podglądają i nie mają ubawu.
Chciałam właśnie wyrwać się ze szponów beznadziejnych myśli, ale Sasuke zrobił to za mnie. Materiał swetra lekko łaskotał, zsuwając się do dołu. Ubranie zostało jednak pode mną, ponieważ Sasuke przeniósł się na podkoszulek. Nie zamierzał pozbywać się go jak reszty. On po prostu podciągnął materiał w górę i odsłonił mój biustonosz.
Na szczęście był całkiem ładny. Czarny, z ozdobną koronką na górnych krawędziach. Nie zakrywał sobą nic, co miałoby imponujące rozmiary, ale Sasuke najwyraźniej żył w innym uniwersum, gdzie piersi miałam po pępek, bo oczy nie przestawały mu ociekać ciągotą.
Ja swoje zamknęłam, odrobinę zażenowana. Starałam się wyrównać oddech i reagować normalnie.
 - Podnieś się – powiedział niepłynnie pewien głos. Wyczułam, że dłonie Sasuke próbują wparować pod moje plecy i dopiero wtedy utknęłam między młotem a kowadłem: czy aby na pewno utorować mu tam drogę? – Sakura, umowa – przypomniał mi.
Racja.
Podniosłam się nieznacznie, a jego palce szybko odszukały zapięcia, robiąc co do nich należy.
Drań. Musiał czytać w myślach jak ci wszyscy mistyczni przystojniacy z książek. Połapał się w sytuacji, ogarnął, że moje imię wypływające z jego ust hipnotyzowało niczym czarodziejskie wahadełko i wyciągnął artylerię przeciwko mnie.  
Przez ten czas obserwowałam go spod opadających powiek.
Sasuke nie zdjął biustonosza do końca, nie obnażył mnie. Położył prawą stronę twarzy blisko mojego obojczyka i wpełznął dłoniami pod materiał, nieśpiesznie przyswajając sobie kształt i wielkość moich piersi. 
Jego dotyk. W tym miejscu.
 - Pocałuj mnie – poprosiłam (a może zażądałam), żeby i on zaczął płonąć. Nie chciałam pozostawiać po sobie prochów. Sasuke musiał do mnie dołączyć. One miały się ze sobą zmieszać, jak u kochanków.
Tylko, kurczę, nie pocałował mnie.
To znaczy, teoretycznie. Ponieważ miejsce, któremu oddał tę przysługę było moją częścią. Odgarnął pół biustonosza, żeby ucałować jedną pierś, a potem drugą, a potem wkurzałam się tylko, że na tym poprzestał. Nie przerywaj. Nie przerywaj. Nie przerywaj. Proszę. Ale on zrobił to tak czy owak, układając biustonosz, aby leżał idealnie. Sasuke nie otworzył przy tym oczu. Nawet przedtem pozostały zamknięte, psując ogólny wyraz skupienia na jego twarzy.
Schrzaniłam coś? Może rozmiar mu nie odpowiadał. Może nie mógł ścierpieć, że wydziwiam do tego stopnia, drżąc na całym ciele, a nawet dyskretnie się wzdrygając przy każdym bezpruderyjnym posunięciu.  
Najmądrzej od razu to z niego wyciągnąć.
 - Sasuke, dlaczego…
 - Tak po prostu – odpowiedział, patrząc mi w oczy. Jabłko Adama poruszyło się w jego gardle, jakby się zlękło.
 - Tak po prostu?
 - Tak po prostu, żeby nie zrobić nic bardziej głupszego.
 - Co może być bardziej głupsze od tego, co robimy teraz?
 - Robienie tego dalej.
 - Aha. – Czekałam na ciąg dalszy.
 - No i możesz jeszcze bardziej zacząć przypominać mi pomidora.
 - Słucham? – Podtekst tych słów nie doszedł do mnie od razu. Najpierw mogłam zachwycić się podkuwką, powstałą z jego warg. Później zaczęłam gapić się w nieokreślony punkt za Sasuke, przekonana, że niebawem spłonę na poważnie.
 - Lubię pomidory – usłyszałam nagle.
Wyobraziłam sobie Sasuke Uchihę, gwiazdę licealnych plotek, który podgryza niesmacznego pomidora jak dobre i przesłodkie jabłuszko.
 - Jesteśmy kwita – powiedział, ocierając usta. – Oboje dotrzymaliśmy umowy.
Próbowałam z całych sił ukryć rozczarowanie, serio! Jak wyszło? Trudno było samej oceniać. Przede wszystkim trudno było przyznać przed własnym ego, czego tak naprawdę się oczekiwało.
 - To… dobrze – zgodziłam się.
Sasuke zszedł ze mnie i przyniósł nasze kurtki. Jeszcze długo leżałam jak zastygła lawa, jak posąg, jak świecznik – sparaliżowana pod każdym względem. Sasuke krzątał się po pokoju i chyba specjalnie unikał mojego spojrzenia. Tym razem dałabym zaprowadzić się na stryczek z poświadczeniem, że są zimnokrwiste i nieprzeniknione. Na tyle skołowane sytuacją, że same nie wiedziały czym mnie zdradzić.  
Wreszcie Uchiha rzucił na mnie okiem, zaraz po przekręceniu kluczy w zamku.
 - Sakura, nie wiem, do czego mógłbym się posunąć, gdybym kontynuował. Wiem natomiast, że kiepsko u ciebie z racjonalnym myśleniem w podobnych sytuacjach, dlatego musiałem pomyśleć za nas dwóch. Znam twoje podejście. Miałabyś całą masę różnych myśli, jeśli pozwoliłbym sobie dotykać cię dalej. Chociaż z pewnością by ci się spodobało.
Wytłumaczył mi to wszystko jak trudne zagadnienie z historii sztuki, albo jak personel w banku przy zawieraniu umowy o kredyt. Być może byłam trochę zazdrosna o tę łatwość, z jaką wypowiadał się na mniej lub bardziej onieśmielające tematy. Być może. Na ten czas nie podlegało wątpliwościom, że mnie przejrzał. Popatrzył mi w oczy i od razu wiedział, co tam ukrywam. Całą masę różnych myśli.   
 - Doskonale wiesz, że jestem zboczeńcem – dodał jeszcze.
 - Z klasą – wtrąciłam. To go wyróżniało. Zamalowywało kolorami, podczas gdy innych pokrywały odcienie szarości.
 - Tak, z klasą.
Tajemnicze „coś” zakradło się na jego twarz. Nie był to przemykający cień, który niedługo miał odejść, zabierając ze sobą moment szczęścia. Nie. Tym mogłam pozachwycać się dłużej. Gapiłam się tak natarczywie, że nawet nie było mi z tego powodu przykro.
Lekki uśmiech.
Najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek widziałam – oto, co zobaczyłam.

 - Nie udobruchałaś mnie. Nie daruję im tego – oznajmił Sasuke, gdy wzionęłam następną porcję smutku. Głownie szliśmy w ciszy, och nie! Wróć! On szedł. Ja tylko opierałam podbródek na czubku jego głowy, myśląc, że używa cudownego szamponu. – Zabiję ich, tak czy inaczej.  
Żeby nie powracać do Deidary i Sasoriego, którzy gwarantowali mi popsucie nastroju, postanowiłam ponarzekać na muzykę, płynącą do naszych uszu.
 - Nie masz na playlistach czegoś weselszego?
Mijane ulice robiły wrażenie bezludnych. Mało kto odpalił w domu światła, przez co większość okien na osiedlu zionęła absolutną ciemnością. Na naszej drodze spotkaliśmy tylko jedną osobę, małolata, który biegł do domu, podkopując obdartą i zmaltretowaną piłkę do nogi. To przypomniało mi o nowej kontuzji. W hurtowni próbowałam ustać i udowodnić, że kolana nie mają Sasoriemu za złe aktu przemocy, ale okazało się, że jednak miały. Nie obraziły się na poważnie, jednak nadal uświadamiały mi, że nie zostawią tego bez paru dni tortur. Właśnie w ten sposób wylądowałam na plecach Sasuke, dzieląc z nim słuchawki.  
 - Somewhere only we know – podpowiedział Uchiha. – Trochę bardziej weselsze niż reszta piosenek.
 - Świetnie. – Szybko odnalazłam szukaną pozycję i wcisnęłam przycisk startu. Muzyka rozpoczęła się żywiołowymi taktami i świętowała ze mną ten fantastyczne dzień, który zadał mi dziś tyle samo pytań, co udzielonych odpowiedzi. Nie ukrywałam zagubienia po tym, do czego doszło w pokoju ze śpiworami. Ale coś się we mnie zmieniło. Świat wydawał się inny, kiedy rozglądałam się dookoła, o dwakroć wyższa niż zazwyczaj, z nowym doświadczeniem na koncie.
  - Podoba mi się – stwierdziłam.
  - Co takiego? Piosenka?
  - Tak.
 - Polubiłem w niej tekst. Dość specyficzny.
Do mojego domu zostało niecałe dwieście metrów. Stąd dostrzegałam nawet dach i trochę gzymsu. Im większe stawały się elementy, tym mniej cieszyła mnie muzyka, bo nie miała tak wielkiej mocy, żeby wynagrodzić mi zbliżające się rozstanie.
Oh simple thing, where have you gone?
Kochałam wariata. To nie była prosta rzecz. Ten wariat widział mnie nagą od pasa w górę. To też nie była prosta rzecz. Liczba prostych rzeczy malała z czasem, od kiedy zaczęłam interesować się Uchihą, a konkretniej odbębnieniem referatu.
Teraz referat nie miał żadnej wartości.
 - Sasuke?
 - Hm?
 - Pamiętasz karteczki od panny Cherron?
Potaknął.
 - Pisz na nich swoje myśli, związane z miłością, dobrze? Krótkie, proste zdania. To, co przyjdzie ci do głowy. Czy możesz zrobić dla sprawy chociaż tyle?  
 - Postaram się.
Keane śpiewał nam w uszach, a mnie poniekąd utulał do snu, bo było tu dość miękko i dość cudownie, abym mogła podpłynąć do morza snów.  Sasuke zdeklarował się, że odstawi mnie do domu i powiedział jeszcze, że dzięki temu poczuje się trochę bliższy normalności. Oboje zgodziliśmy się, że na filmach postępuje tak każdy dżentelmen.
Ani na moment nie przestraszyłam się wyroku śmierci, o którym prawił wcześniej. Nie umrę i już. To byłoby zbyt paranormalne, żeby i mnie los zabierał do świata nieżywych – ofiarę jakiegoś tragicznego wypadku. Musiałam pamiętać, że w prawdziwym życiu nadprzyrodzoność nie ma prawa bytu.
I nie mogłam dopuszczać do siebie tych obaw. Było mi za nie wstyd. Jak mogłabym pomóc Sasuke, samej nie wierząc w swoją tymczasową nieśmiertelność? Przynajmniej do czasu osiągnięcia sędziwego wieku.
Będę przy tobie – obiecałam mu. Będę przy tobie, Sasuke.
Właśnie tak, będę przy nim.
A on będzie przy mnie.
I nawet jeśli przyjdzie nam stanąć do walki z mistyczną klątwą, zrobię to, uzbrojona w broń masowego rażenia. Tyle poetów, reżyserów i pisarzy utrzymuje, że nie wynaleziono dotąd nic potężniejszego. Moc tej broni przeraża, ale jeżeli wejdzie się w jej posiadanie, można zrobić tylko dwie rzeczy: wykorzystać ją w imię dobra albo zła.
Wybrałam pierwszą opcję.
Miłości nie da się powstrzymać, stłumić ani załatwić niczym silniejszym. Mówią, że to tylko krok od nienawiści, no i właśnie ten krok czyni ją taką wszechmocną. Niepokonaną.
Poważnie. Gdy jest się zakochanym, nie widać rzeczy i osób, które mogłyby podstawić tobie nogę. Miłość rodzi głupców, ale wiecie co wam powiem?
Głupi ma zawsze szczęście.

Od autorki: Milczę, trzymam język za zębami, nie komentuję. Pozostawiam waszej ocenie.
I dam wam na kwietniowy wieczór roztańczonych Uchihów. Rehehehehe.


PS Wystraszyło was „N.” na końcu mojego nicku? Bez obaw. Trzea było przełączyć się po prostu na Google, a tam nie mogłam być samą „Akemii”. ROSPACZ!
Bądźcie pozdrowieni!

35 komentarzy:

  1. Ja cię chyba zabić muszę, Nikiro! xD Taka zapowiedź, a tu co? :c
    Ale dobra, i tak cię podziwiam, że udało ci się ten rozdział napisać - po twoich skargach. XD
    Zacznę od początku - można było się spodziewać, że Sakura wpadnie w niemałe kłopoty, gdy tam poszła. Trochę się jej dostało, oczywiście inteligentna Okeyla przewidziałą również, że przyda się jako "przynęta". Nie sądziłam jednak, że po tym telefonie do Sasuke, Deidara i Sasori tak stchórzą - tu mnie zaskoczyłaś. ;o
    Wkurzony Sasuke o Sakurę - kocham ♥ Jaki to ja miałam szeroki uśmiech na twarzy, gdy wydzierał się do słuchawki "ZABIJĘ CIĘ" :3 I ten jego szantaż na zasadzie "Nie powiesz mi, nie pocałuję cię". Awww...
    No i ta końcówka - przeszłaś samą siebie. No, prawie, bo tutaj muszę nawiązać do początku komentarza - nie było segsów, noo! ._." Ale nadrobiłaś to tymi pocałunkami <3 *Sasucze - zbok z klasą taki odpowiedzialny*
    Dobra, komentarz krótki za karę, o! :D A była taka zapowiedź... Ech, no dobra, bo jeszcze na jakiegoś niewyżytego zboka wyjdę, jakim już jest Sakura tutaj. O.o
    Pozdrawiam i weny~! <3
    ~Okeyla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ZBOOK!!
      Ty to tylko o jednym, mendo. Właśnie, właśnie! Ciesz się, że umęczyłam ten rozdział do końca, bo myślałam, że kryzys potrwa wiecznie </3
      Ech, ja cię chyba zatrudnię na stanowisku osobistego wyłapywacza literówek - jestem w tym fatalna. Co ty na to? Pensja bynajmniej nie będzie skromna B| Skoro dokarmiasz mnie na Fejsbuczku, to może i ja coś przygotuję dla ciebie do żarcia? :P
      (Pieniądze szczęścia nie dają ponoć, więc nie psiocz ._.)

      Usuń
    2. A z chęcią ^^ Możesz mnie dokarmiać ciastem francuskim z Biedronki za wyłapywanie tych literówek, o! :D

      Usuń
  2. A wiesz, że jednak przekonałam się do tego bloga bardziej? Teraz tak się rozkreciło wszystko, że ulalaa.
    Cudowna niespodzianka na zakończenie dnia(w którym zawaliłam egzamin z przyrodniczych..), jeszcze zaraz polecę na błota Miku.
    A już myślałam, że wpadnie Sasuke i wykopie szalony duecik na koniec świata, ewentualnie zaświaty.. *wizja małego błysku na niebiez pokemonów*
    No i ta cudna akcja pod koniec. Sasuke w roli fetyszysty od małych piersi jest genialnym pomysłem. Szkoda, że nie odcięli dalej w erotycznym amoku.. Z drugiej strony zapewne są lepsze miejsca na ochy i achy niż ciemną piwnica w opuszczonym budynku i dwa śpiwory.
    Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny rozdział i życzę poświątecznie wszystkiego dobrego!
    Pozdrawiam, Hikari.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tfu, *bloga Miku.
      Głupi telefon przekręca mi wyrazy. >ω<

      Usuń
    2. A tak się zastanawiałam o co chodzi z tym błotem xD No, nevermind. Cieszę się, że i w ten blog zaczęłaś się wkręcać, bo dużo jest osób, które krytykują szkolne romanse i delikatnie sugerują, że lepiej sprawdzałam się w ninja. Smutne :c
      Danke za komentarz! ♥

      Usuń
  3. Fan orgazm. XDDDDDDDDDDD ROZDZIAL ZAJEBISTY. SASUSAKU HOHOHOHOH kc Akemii po prostu kc....

    OdpowiedzUsuń
  4. nie bede sie rozpisywac bo jestem na komórce. No wiec notka jak zwykle boska! Nie wiem jak mozna byc tak zajebistym żeby napisac cos tak zajebistego :D xD tyle Sasusaku *-* bosze to było takie... (chyba nadużywam tego słowa ale co tam) zajebiste! Bardziej teraz chodzi mi o to ze romantyczne i słodkie ale bez przesady i nie było to kiczowate :,) cos pięknego. Wreszcie Sasuke przyznał przed sobą ze kocha Sakure. Tak strasznie lubie jak Sasek martwi sie o Saki. I to „ZABIJE CIĘ” Saska KOCHAM <3 Ciesze sie ze nie było seksu xd to moze trochę głupie ale ja uwielbiam jak bohaterzy wolno wszystko ze tak powiem robią. Ich relacje nie przeskakuja szybko z jednego etapu do drugiego ale wszystko jest idealnie i za to kocham to opowiadanie. Podskakiwałam z radości jak zobaczyłam ze jest rozdział i podobał mi sie niesamowicie i ubolewam ze właściwie niedługo zakończysz to opowiadanie ;-; życzę weny i czekam na nexta :** (z wielką niecierpliwością)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyż nie lubię szybkiej miłości. A Sosydż jest taki facetem, że trudno, aby od razu kogoś pokochał. Jeeny, jak się cieszę, że ktoś to rozumie ._.
      DZIĘKI!

      Usuń
  5. Cudowny rozdział!!! Ah ta psychopatyczna strona Sasuke <3

    Wszystko genialnie napisane, jak zawsze. Za każdym razem jak czytam twoje wypociny cały czas się uśmiecham :D, a mój brat się na mnie patrzy jak na idiotkę, bo szczerze się do tableta, ten świat jest pełen wariatów.

    Ma się rozumieć, że w następnym rozdziale Sasek skopie Sasoriego (<3) i Deidare? Będzie krew? Jak tak to czekam... Chociaż nawet bez krwi czekam.

    Czego tak mało TEJ sceny, zawiodłam się tak jak Sakura :P

    Jak zawsze kródko, zwięźle i na temat. Cóż... WENY! To jest najważniejsze... I pamiętaj o rzeczach niezbędnych do myślenia: Lody, czekolada, herbatka... Czasem mózg, ale ja na przykład bez niego też dobrze funkcjonuje...

    Kocham wielokropki... <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Juhuuuu, wreszcie mamy rozdział ;) tak długo czekać, rozdział taki genialny. Generalnie same ochy i achy. Podoba mi się, że Saske jest tu hmmm... trochę bardziej ogarnięty niż nasza Różowa, że potrafił się opanować w takim momencie. Sakura to taki Zbok, że o jej, przebija nawet mnie :D Uwielbiam szantaże typu 'jak nie powiesz, to Cię nie pocałuję/przytulę' zawsze działają :) Cieszę się, że ich uczucie rozwija(ło) się powoli, a nie, że już w drugim rozdziale się zakochiwali. Ja też zakochałam się, ale w tym, jak pięknie opisałaś te wszystkie wspaniałe uczucia Sasuke. Jak widać, on odczuwa tyle samo, a nawet dużo więcej emocji niż Sakura. Mam też pytanie- czy ja dobrze zrozumiałam?? Sasuke juz wcześniej był zauroczony(zakochany to za duże słowo) Sakurą?? No nie wiem, co pisać. Zatkało mnie. Rozdział idealny pod każdym względem. Gratuluję wielkiego talentu i czekam na więcej. WENY życzę :)
    Za wszystkie błędy serdecznie przepraszam, ale relaksuję się w wannie i piszę z telefonu. ;)
    Magda.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaiste zacny rozdział ♥♥♥ Coś zauważyłam, że Sasek ma obsesję na punkcie piersi Sakry - najpierw w autobusie, no i teraz poszedł na całego!

    Cóż, nie mam czasu na pisanie komentarza, więc uzupełnię go kiedy indziej.
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, czyli pozwolisz mi nie rozpisywać się pod rozdziałem na Nakanaide? :P Ostatnio nie mam weny do pisania komentarzy </3 hart brołken.
      Ale tyż uzupełnię go kiedy indziej ♥

      Usuń
  8. Więc tak.
    Przeczytałam już wczoraj, ale mi się nie chciało komentować ^^

    Ja poprostu wiedziałam, że idąc tam Saki wpakuje się w paskudne kłopoty. A potem ten telefon... Sasuke taki szalony :3 Jak tu go nie kochać? Miałam nadzieję, że skopie tej dwójce tyłki, jak tam wpadnie, a tu guzik ;(
    Wynagradza to końcówka ^^
    Przeczuwałam, że zrobisz nas w konia. Może i segsów nie było, ale mnie kisy wystarczą w zupełności. A ciemna piwnica w rozpadającym się budynku to raczej nie miejsce na ten wyczekiwany "pierwszy raz", bo w końcu dla nich oboje to będzie nowe doświadczenie (chyba, że czegoś o Tobie nie wiemy, Sasuke >.>). A potem ją zaniósł na plecach pod dom (awwww! *w*). Ciekawe, czy u niej w domu ktoś był i ich zobaczył. Bo oczywiście mama musiałaby zbombardować Sakurę setką pytań ^.~

    Rozdział świetny! Czekam na kolejny!

    Wikuś Chan


    OdpowiedzUsuń
  9. A gdzue rysunek Sanady i Temari? T.T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w planach. Na razie mam masę innych zamówień i zaległych rysunków do szkoły :P

      Usuń
  10. Eeeee spodziewałam się, że posuną się dalej xD Nie no żart. Dobre i to :D I wreszcie widać, że Saskowi zależy na Sakurce! <3 Już nie mogę się doczekać, kiedy tak na poważnie, poważnie, powaaaaażnie między nimi zaiskrzy! A Deidara i Sasori niech spadają na drzewo -.-'
    Już nie mogę się doczekać, czym zaskoczysz nas w kolejnej notce (mam nadzieję, że nie karzesz nam czekać na nią zbyt długo)
    A jeszcze tak na marginesie: jak już kiedyś zostanę wydawcą/edytorem (w końcu po coś się to dziadostwo studiuje xD) to Cię wydamy! Bo co, jak co, ale talent to Ty masz niesamowity i trzeba go rozpowszechnić! Ot co!|
    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny i czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział genialny !!!

    Wiedziałam że nic dobrego Sakurę nie czeka ale że aż tak?? :/
    Sasek się wściekł i obudziła się jego psychopatyczna strona xD
    Nie sądziłam że Sasori i Deidara zwieją na sam dźwiek jego szalenstwa. Czytałam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom!!!

    A potem było już tylko cud miód i orzeszki :D ::D
    Nie mogę się doczekać na nexta :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Kolejny rozdział i kolejne miłe zaskoczenie. Przeczytałam go już wczoraj,ale wysłało mnie do Morfeusza od razu po przeczytaniu :c Nie jestem człowiekiem o wyobraźni płaskiej jak stół,ale jakoś nie mogłam wyobrazić sobie histerycznego krzyku Saska :I Chyba,że mogło to brzmieć jak jego śmiech w anime xD I widzę,że w prawie każdym fanfiku nabijają się z uwielbienia Czarnuszka to pomidorów :D Anyway rozdział był bardzo fajny,miło się czyta ( oh...aż chcę się więcej) A tak jeszcze małe pytanko z mojej strony,gdzie jest piesek? Dawno go nie było

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo to, cholera, zniszczyło system, jak się dowiedziałam, co tak naprawdę lubi Sasydż. XD
      Piesek bydzie, niedługo! Są co do niego pewne plany, rehehe.

      Usuń
    2. A może mu z tego powodu przykro :c

      Usuń
  13. Nareszcie, nareszcie, nareszcie!!!
    Wchodzenie tu po piętnaście razy dziennie się opłaciło!!!
    Genialnie, jak zwykle.
    Nasi artyści w roli "tych złych" niezmiernie przypadli mi do gustu, na dokładkę przebudzenie "dark side of mr Emo", i macanko, sama słodycz!!!
    Teraz to będzie się dopiero działo. Nie mam pojęcia, co dokładnie, ale jestem pewna, że ciocia Akemii wymyśli nam coś super-ultra-mega-expert zuego, zajebistego, nienormalnego a za razem tak słodkiego, że nam gały powyskakują XD
    Z niecierpliwością oczekuje nexta.
    Weny życzę,
    Me

    OdpowiedzUsuń
  14. W końcu rozdział. Z wielkim uśmiechem go czytałam, a już w ogóle ten fragment z Sasuke i Sakurą. Nawet nie wiesz jakie było moje rozczarowanie jak do tego co miało dojść nie doszło. Sasuke w końcu wpuścił do siebie Sakurę. <3 Czekam na następny rozdział, który mam nadzieję, że szybko się pojawi.
    Pozdrawaiam cieplutko. ;3

    OdpowiedzUsuń
  15. Jesteś pieprzonym kłamcą T_T
    Ja tu się spodziewałam pościgów, wybuchów, fajerwerków tak ogromnych, że rozniosą małe mieszkanko mojej babci w powietrze, a tu było coś zdecydowanie bardziej subtelnego, co zawiera piękno samo w sobie i urzekło mnie totalnie.
    Ty już masz dość konplementów ode mnie, ale ale muszę no .-.
    GAT nie jest płytkie, za co bardzo cenię sobie tę historię. Jest niebanalna i oryginalna, przyciąga swoją fabułą, jak i umiejętnościami samej autorki. Spałam dzisiaj tylko 4-5h więc mógł załączyć mi się tryb Shee Filozofa, ale znosiłaś gorsze moje odpały, więc powinno obyć się bez echa xd kim dokładnie dla Saska jest Dei i Sasori? No kuuuurde. Nurtuje mnie to jak cholera. Co z moim mężem?
    Uchiha zaniósł ją do samego domu? To spotka się z jej siostrą i mamą?
    Dlaczego on się opanował? .-.
    Oj, Nikiro. Bądź dzisiaj na fb musimy pogadać o ASW :D
    Komentarz jest krótki, bo jak napiszę za długi, to mój fon nie ogarnie xd
    Weny kochana, weny i wiecznej miłości do SS <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Mówiłam już że Sasek w twoim wykonaniu powala? To mówię. Ale nie tylko on powala- powala fabuła, powalają pozostali bohaterowie, powala przede wszystkim twój talent! Akcja się rozkręca. Podoba mi się ;3

    OdpowiedzUsuń
  17. Miały być seksy...
    I co?
    Nie było.
    Ranisz :C
    http://smg.photobucket.com/user/carnilia/media/randomgifs/supernaturalnotcooltotallynotcool_zps75d85540.gif.html
    O tak! Hmpf.

    Jednak chyba jestem w stanie ci to wybaczyć. :P
    Boże, chyba zaczynam upodabniać się do Sakury. Ja też przez moment wierzyłam w ludzką dobroć i myślałam, że Sasori i Dei pomogą jej bez problemu. Tyle przegrać, trzeba być naiwnym ;_;

    To, co się działo później... :O

    W pewnym momencie myślałam, że Sasek zaraz naprawdę zabije tą dwójkę debili. (Saso lubię, ale Deidarę tak średnio)
    Jaki on był wkurzony. <3 Miłość rośnie wokół nas! Martwił się, ha! Czyli ma jeszcze jakieś ludzkie odruchy i zachowania. :3

    No i najlepszy moment rozdziału. Naprawdę myślałam, że dojdzie między nimi do czegoś więcej, ba, byłem tego pewna! Nadzieja matką głupich, jak to mawia Uchiha...
    "- Lubię pomidory – usłyszałam nagle." - To było takie słodkie! Seksowne i wgl i wgl. <3333
    Idę wzdychać do obrazkowego ideału mężczyzny...
    *,*


    Tak mi się wydaję, że GAT jakoś niedługo będzie obchodzić urodzinki, czyż nie? ;> :p

    W twoich blogach uwielbiam to, że każdy rozdział tak lekko, szybko i bezproblemowo się czyta. Nie robię tego na siłę i za to cię kocham. <3

    http://smg.photobucket.com/user/carnilia/media/randomgifs/spndeanyoureawesome_zps1e1232f5.gif.html <-- Tym miłym akcentem kończę mój jeden z krótszych, beznadziejnych komentarzy. ^^

    Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział.

    I szablon...
    ;>

    OdpowiedzUsuń
  18. Cud miód malina ; D !!

    OdpowiedzUsuń
  19. podoba mi się <3!!!! czytam <# czekam na kolejny post i zapraszam do mnie na bloga <3 http://czas-to-milosc.blog.pl <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Od czego by tu zacząć, może tak. Bardzo się cieszę,że w końcu na bloga trafiłam, szkoda tylko że tak późno, bo po 15 rozdziałach.

    Wpierw, zanim przejde do histori to skomętuję szablon, który mnie urzekł. Prosty w swojej prostocie, ale jak ślicznie wygląda. Strasznie mi się spodobał ten efekt, jak początkowo przy włączaniu bloga jest ciemny, i nachodzi na to biała warstwa, widziałam to już chyba u Miku, bardzo mi się to podoba.
    Od początku jak weszłam na bloga, cały czas, zamiast I'll stay by you only na myśl przychodzi mi kawałek z piosenki Enrique Iglesias "Hero" - I'll stand by you forever.
    Teraz historia, GAT sprawił, że moja miłość do SasuSaku wróciła. Dawno nie czytałam tak dobrego opo o tym paringu w szkole.
    Sakura, fantastycznie ją wykreowałaś, taka normalna dziewczyna, można się z nią zidentyfikować. Często, charaktry są nadzbyt wyraziste lub przekombinowane w drugą stronę. Charakter twojej Haruno, jest zbalansowany, stąpa mocno po ziemi, ale są też momenty które ją złamią.Jest tak po środku Tem i Ino.
    No i ta piłka nożna. O Sasuke dużo nie będe mówić, ale wiedz, że udało ci się go wykreować, w sposób, wpadł w me gusta.
    Historia:
    - Muzyka, kluczem serca Uchihy. Masz u mnie wielkiego plusa, za wplątanie w to muzyki.
    - Fajnie, że nawet najmniejsze szczegóły są ważne, weźmy na przykład te karteczki od nauczycielki, przy całej histori, mogłyby pójść w zapomnienie, ale gdzieś tam w następnych rozdziałach o nich przypominasz. Albo ten znak"znikaj", użyty potem przez Sakurę.
    - Chciałam właśnie napisać, mój ulubiony rozdział to... ale nie umiem wybrać, w każdym jest jakiś moment, który ubustwiam.
    - Ten moment, jak on wpada do magazynu, skojażył mi się z anime, w lesie, podczas egzaminu na chunina, jak przeklęta pieczęć się aktywuje, no wiecie o co mi chodzi. To była pierwsza myśl, choć teraz tak na to patrząc może się myle.
    - Jestem ciekawa o co chodzi z Calem
    - Sanada i Temari? Serio? Mogłabym ci podać tysiąc powodów, i potwierdzić dowodami a nawet mogę ci zebrać 1000 podpisów, że Temari, pasuje tylko do Shikamaru. Ale Sanade lubię, nawet bardzo. No dobra może Shika, nie był zbyt aktywny w histori głównej bohaterki, nie mógłby być bo to dla niego zbyt upierdliwe, i mimo, że odezwał się tylko raz, -sprawdzałam- nie powinnaś go skreślać z roli kandydata, do serca No Sabaku.
    - Miłość SS, już moment jak ją uratował albo jak przybieg bo myślał że jej się coś stało, - i cała lista innych momentów - były piękne. Już nie mogę się doczekać, ich referatu.
    Miałam tyle do powiedzenia na temat tego bloga....zanim wziełam się za komentarz. Ale teraz nic więcej nie przychodzi mi do głowy.

    O wiele łatwiej było by komentować z notki na notkę, ale niestety zbyt późno odkryłam GAT. Połowa tych którzy tu komentują, są tymi autorami, których blogi chce przeczytać, i nie mam na to czasu i jeszcze u Ciebie mam chyba dwa blogi do przeczytania. Co ci wybitni autorzy się tak rozmnażają razem z blogami.
    Cóż, jeden czytelnik w tą czy we wtą nie zrobi ci różnicy, zwłaszcza przy takiej ilości fanów, ale wiec że czytam, obserwuje i wielbię no i nie zapominajmy że czekam na rozdział 16 z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  21. Tyle fluffu, tyle fluffu~ omg ja chcę więcej 'perspektywy' Sasuke. Akemii ha chcę, ja potrzebuję więcej. Kocham cię za ten rozdział, jest idealny, od początku do końca, od góry do dołu, od prawej do lewej i na wskroś. Dodam jeszcze, że jest przesłodki i przecudowny całkowicie w poprzek i od dołu do góry.
    Przestraszeni Sasori i Deidara, cholernie niskie ego Sasuke i te wspaniałe myśli i spostrzeżenia. Nienawiść w głosie, która sprawiła u mnie ciarki na plecach, to szczęście promieniujące z ekranu gdy jego myśli galopowały przez nieprzemierzone połacie radości i różowych włosów. Te ich oczy tak inne, a tak doskonałe razem.
    I ty panno moja "Frajer" *nie bij nie bij nie bij* ALEŻEŚ POPRAWIŁA STYL! WOW~ NORMALNIE TA KOŃCÓWKA TO JEST MAJSTERSZTYK. KOCHAM I CHCĘ WIĘCEJ. WENY ŻYCZAM~!!!

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja już myślałam, że oni się prześpią, a tu takie bum! :D Sasuke zachowujący racjonalne myślenie za ich obu :D mam nadzieję, że Sasuke nie posunie się do zabicia Sasoriego i Deidary :D Somewhere only we know <3 kocham tę piosenkę, wzruszam się na niej <3 Ale że Deidara ją uderzył? o.O chyba nie spróbuje tego ponowić w przyszłości :D świetny rozdział, czekam z niecierpliwością na nexta, ponieważ nie wiem co moze się wydarzyć tam :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  24. JAaaaaaaaaaaa! Ten rozdział jest jednym z moich ulubionych, w sumie czytałam go już od razu po publikowaniu, ale kurcze... Nie wiem czemu nie skomentowałam ... :O

    Uśmiech Sasuke wygrał wszystko! I podbił moje serce, aww :3 No, dobra Sanada ma większą przewagę, ale zawsze coś :3
    Lecę czytać następny, bo mam trochę zaległości... :>

    OdpowiedzUsuń