“Princes bleed just like
other men.”
“Yes,” he said. “They just do it in better
clothes.”
―
Leigh Bardugo, Szturm i Grom
Wybawcze
schody, ciasne, kamienne, poprzykrywane pajęczynami pęknięć. Chwilami miało się
wrażenie, że zapadną się, posyłając w jakieś mroczne kazamaty – groziły mi tym,
kiedy używałam stopni do ucieczki, ale nie wdrapałam się nawet do połowy, a tu
niespodziewanie głos w mojej głowie kazał mi postawić sobie zasadnicze pytanie:
Przed czym zwiewasz, Sakura?
Nie
byłam w stanie odpowiedzieć.
Przed czym? Przed czym?
Ten
przyśpieszony wymarsz przykleił mi do czoła etykietę podsłuchiwacza.
Wprowadziłam Sasoriego i Deidarę w błąd, dając im powody do posądzania mnie o
górnolotne śledztwa. Ciekawe, że akurat w dniu, w którym opływałam niewinnością,
wszyscy inni uważali odwrotnie.
Dalsza
ucieczka straciła swój sens, chociaż chwilę temu, po tym jak sytuacja się
pokomplikowała, byłam święcie przekonana, że jest najlepszą alternatywą. Miałam
w nosie to, jak źle będzie można ocenić moje postępowanie: tchórzostwo,
nadmierny strach… Sama do końca nie mogłam określić, czym było to kierowane.
Nogi
chciały mnie wynieść na zewnątrz, ale wyłączyłam trybikami w głowie cały
napędzany adrenaliną proces.
Zaczekaj. Nie obawiaj
się.
Drzwi
z dołu huknęły. Kilka płatów starej farby odczepiło się i sfrunęło na ziemię.
Moim oczom ukazał się Deidara, a wszystko w chłopaku wrzało, tak, że prawie
przesycał tym powietrze. Był gotów pognać dalej, kontynuować pościg.
Jednak
nie był gotów zobaczyć mnie.
Nieruchomą
i bezbronną. Taka byłam. Taka się czułam, choć starałam się możliwie najlepiej
urobić własny wyraz twarzy: żeby pomógł mi wydzielić dookoła aurę pewności.
- Różowa – stwierdził niedowierzający głos.
Deidara szybko przywrócił oczom właściwy rozmiar, ale zdradziła go zesztywniała
szczęka i szybkie przełknięcie. – To ty…- Powietrze nasiąknęło mnóstwem
niewypowiedzianych pytań. Co ty
wyprawiasz? Dlaczego nie uciekasz? Dlaczego… bezczynnie stoisz i spoglądasz na
nas, jakbyśmy mieli cię nie krzywdzić?
Pozwoliłam
sobie wierzyć, że wyjdę z tego w jednym kawałku.
- Szukam Sasuke. – Spiorunowałam wzrokiem parę
niebieskich oczu, które były mi najbliższe. Niedaleko w mroku dojrzałam kolejną,
należącą do Szkarłatnego. Gdy zbliżył się nieznacznie ku przejściu, straciłam go
jednak w ciemnościach.
Za
to głos mnie nie opuścił:
- Co ona tu robi?
- Nie dociera to do ciebie? Uchiha nas
zdradził – odrzekł Deidara. – Pokazał jej hurtownię.
Nie!
– pragnęłam zaprzeczyć, ale stać mnie było tylko na lekkie rozchylenie warg. Sakura, nie bądź tchórzem! Powiedz im, no
powiedz!
Zamilkłam
na moment. Czułam, że w innym razie na mojej twarzy dojdzie do pożaru. Gra w
ciuciubabkę, którą wymyślił dla nas Sasuke zaczynała nabierać sensu. Mimo, że
nigdy nie pokazał mi osobiście jak dostać się do ich skrytki, mimo że
oskarżenia chłopaków budziły we mnie uśpione pokłady irytacji, zasznurowałam
usta, nie wyznając szczegółów. Inaczej musiałabym na poczekaniu opowiedzieć coś
przekonującego, albo zdecydować się na prawdę, ale wtedy pożar na policzkach
stałby się nieunikniony.
- Czy Sasuke już tu był? – Położyłam uszy po sobie.
- Nie – odpowiedzieli razem. Choć chóralna
reakcja zawsze mnie alarmowała, chłopcy nie wykazywali oznak krętactwa. Zresztą
byli zajęci dochodzeniem do siebie, żeby wymyślać szybkie kłamstwa. – Czego
chcesz od Sasuke? – zapytał Szkarłatny. Wciąż nigdzie go nie widziałam. Nie
pokazywał się nawet poprzez zarysy na tle mroku.
- Chcę z nim… porozmawiać.
- Tutaj?
Skinęłam
ostrożnie głową, bez przekonania, że mój gest został uchwycony w tej ciemnicy.
- Po co? – Tym razem przemówił Deidara. Skądś
wyczułam, że ten badawczy, lecz równocześnie arktycznie zimny ton nie skończył
na jednym pytaniu. I nie pomyliłam się: - Ty i Sasuke… Coś was łączy? – Drwina.
Wszyła się w jego głos dość brutalnie.
Pierwsza myśl?
- Trudno powiedzieć.
- Jesteście parą? – Sasori wyraził się
bardziej dosadnie.
- Nie.
Para. Para. Czy
Sasuke Uchiha mógł być w parze z kimkolwiek? Czy mógł być jej częścią i
troszczyć się o słabą, cienką materię, która więziła go z drugą połówką w
szklanym pojemniku? Wystarczyła chwila nieuwagi, aby go rozbić na miliardy
odłamków. A te odłamki były mściwe – zawsze przybywały z odwetem i chlastały
skórę kochanków, przelewając ich krew. Zaś krwi skapywało coraz więcej. I więcej.
Szkarłat rozlewał się u ich stóp, łącząc się w okrutniej scenerii z rozpaczą
chlastanej pary. Później krew zasychała, ale nigdy nie dawała o sobie
zapomnieć.
- Różowa! – Głos Deidary był mocny,
zniecierpliwiony. Musiał mnie wołać więcej niż jeden raz. – Chodź z nami.
- Dokąd?
Sasoriego
zaciekawiło coś innego:
- Dlaczego?
- Mam pewien pomysł.
Milczeliśmy.
- Już wiem jak ściągnąć tu Sasuke, kretynie!
Minęła
następna chwila i już dłużej nie dałam się oszukiwać mrokowi. Próbował ukryć
pod swoją osłoną patrzące tutaj oczy, ale ja czułam jak się we mnie wwiercają.
Wydawały swoje oczekiwania: bądź
przynętą, wabikiem, magnesem. Sprowadź tutaj Sasuke Uchihę.
Tyle
że nie wiedziałam, czy jestem w posiadaniu aż tak silnej mocy.
- A czego wy chcecie od Sasuke?
- Powiedzmy, że nam też chodzi o rozmowę –
powiedział Deidara z wyrachowanym uśmiechem, który wyobraziłam sobie, dzięki
podłemu brzmieniu intonacji. – Od pewnego czasu nasze kontakty obumarły.
Niespecjalnie nam się to podoba.
- A jeśli odmówię? – W żyłach zabuzowała mi
hardość. – Jeśli z wami nie pójdę?
Niestety
szybko osłabiło ją prychnięcie Deidary.
- Czy ja proponowałem ci jakiś układ? –
zaśmiał się krótko. – Oczywiście, że nie.
Gdzieś
w żołądku ukłuł mnie niepokój.
- Nie zamier…
- Sasori. – Zostałam zignorowana. – Mój pomysł
rozrosnął się w głowie i jest genialny.
- Więc…? – zapytał Sasori, a ledwie zauważalne
poruszenie w ciemnościach podpowiedziało mi, że być może zachęca Deidarę rękoma
do zdradzenia niecnych zamiarów.
Zamarłam,
czekając jak na wyrok. W powietrzu wisiało napięcie, tak gęste, że wyciągając
przed siebie rękę, mogłabym poczuć jak stawia opór. Instynkt samozachowawczy
miał mi za złe to bezczynne sterczenie. Z drugiej strony próby ucieczki
wydawały się z góry przegrane. Na zewnątrz wyburzyłabym bez trudu, wziąwszy pod
uwagę, że drzwi postawiono mi koło nosa, jednakże sprawa z dalszym ciągiem sprintu
nie zapowiadała się obiecująco.
- Dobra. – Chrzęst rozprostowywanych kości
zrównał się z głosem Deidary. Później usłyszałam następne słowa, z pozoru
proste. Były jednak alarmem, kazały mi pomyśleć dwa razy i zrobić coś
pożytecznego. – Sasori, bierz ją. Trzeba tego kretyna w końcu tutaj zwabić.
Nie.
Nie
dam się nigdzie zabrać. Nie dam wciągnąć w to Sasuke. Kimkolwiek był, szaleńcem
czy nie, cokolwiek mi przepowiedział (kopniesz
w kalendarz, Sakura), postanowił się z nimi nie widywać, a ja nie
zamierzałam spaprać mu tych planów.
Przeskoczyłam
ostatnie dwa stopnie.
- Różowa, rozczarowujesz mnie! – warknął
Deidara. Ale ten dźwięk był zniekształcony. Zagłuszał go mój własny oddech i huczenie
w głowie, który rozdzwoniło się niespodziewanie.
Biegnij!
Pobiegłam.
Jak błysk świetlny. Nie zerkałam wstecz, choć pokusa drapała niemiłosiernie,
wszczepiała pazury do mojej świadomości, żebym wreszcie się upewniła, co
takiego znajduje się tuż za mną.
Wybiegłam
na zewnątrz. Na następne pęknięcia, uszkodzenia, przypominające kratery na księżycu,
jednak tym razem pokrywały sobą murawę boiska do gry.
Nie
dobiegłam nawet do połowy. Nie zdążyłam odepchnąć pokusy ani jej ulec.
Dopadli
mnie.
Ramiona
Sasoriego zakleszczyły mnie w mocnym uścisku. Zaborczym, mogłabym rzec. O d d e
c h… słyszałam jego oddech. Dopiero zaczął przyśpieszać i smyrgał mnie
leciutkimi powiewamy po policzku. Mimo wszystko bliskość jego torsu,
przyciśniętego do moich pleców, wywoływała niesmak.
No
i lęk.
Sasori
i Deidara markowali się na różne persony. Kim byli naprawdę? Co mogłam
przewidzieć, a co wykluczyć? Nic. Bo nic o nich nie wiedziałam.
Chłopcy, obcy chłopcy, zabrali mnie z powrotem
do mroku. Sasori nie reagował, nieważne ile sił wkładałam, by się uwolnić.
Prowadził nas do drzwi, absurdalnie spokojny, tymczasem w Deidarze przelewały
się emocje – głownie wywodzące się od podekscytowania. Bez przerwy ustalał coś
sam ze sobą, mamrocząc tak cicho, że nie byłam w stanie rozpoznać ani jednego
słowa. Oboje przedzierali się przez ciemności bez najkrótszej chwili wahania i
od razu wywnioskowałam, że mijane magazyny i pomieszczenia hurtowni z nieznanym
mi przeznaczeniem znali jak własną kieszeń.
- Cztery razy w tygodni wyciska siódme poty na
siłowni, zażywa keratynę i ciągle przegląda fora internetowe dla mięśniaków.
Nie masz szans z jego siłą, Różowa, pogódź się z tym – objaśnił zuchwale
Deidara, gdy nie przestawałam zalewać ich beznadziejnymi pogróżkami, nie
zapominając oczywiście o wierzganiu. – To najlepszy obrońca na świecie!
- Ja tylko chcę policzyć się z Sasuke – powiedział
Sasori.
Nie
wdawali się w szczegóły. A ja nie drążyłam.
B
a ł a m s i ę.
Po
krótkiej chwili zobaczyłam zmięte śpiwory, z których połączenia chłopcy
stworzyli coś na podobieństwo kanapy. Płomyczki ze świecznika w rogu rzucały na
nie cienie w ciepłych kolorach oranżu, kolorach, które kojarzyłam z zachodzącym
słońcem. Pokój był przestronny, ale wciąż skromny i malutki. Stanęłam pośrodku,
patrząc jak Deidara mości się na śpiworach. Sasori za moimi plecami przekręcał
klucz w drzwiach, jakby zajrzał mi do głowy i dowiedział się, że sortuję w umyśle
nowe możliwości wydostania się z tego miejsca.
Kiedy
upewnił się, że patrzę, rozhuśtał palec wskazujący, który miał mi zakazać
przelania pomysłów na rzeczywistość. Podziałał jak gaśnica na szalejące we mnie
nadzieje – tata zawsze porównywał je do ognia. A skoro w moim środku rozpętał
się pożar, Sasori świetnie nadawał się na strażnika.
Moje
mięśnie zaczęły się rozluźniać. Otaksowałam ciekawsko dwójkę porywaczy. W
piersi zadudniło mi wraz z sercem nowe przekonanie.
Nie skrzywdzą mnie.
- Do czego jestem wam potrzebna? – spytałam,
chociaż było to nazbyt oczywiste. Wabik,
magnes, przynęta. Ale nie zdradzono mi recepty na udaną pułapkę. Jaka w tym
wszystkim była moja rola? Potrzebowałam konkretów.
Deidara
to rozumiał. Poklepał wolne miejsce obok, ale pokręciłam stanowczą głową, żeby
dłużej mnie nie nakłaniał.
- Postoję.
- Jak wolisz. – Nie poczuł się urażony. Jego
oczy połyskiwały pełną gotowością. – Bądź tak uprzejma i wyciągnij swoją
komórkę.
Zrobiłam,
jak kazał.
- Wybierz z listy kontaktów numer do Uchihy.
To
też uczyniłam bez sprzeciwów. Moje oczy skakały z twarzy jednego chłopaka do
drugiego, uważnie rejestrując wszelkie zmiany w mimice. Deidara nagle
spoważniał, jego szczęka mocno się zacisnęła.
- Masz numer Uchihy – stwierdził, jakbym
dokonała czegoś, co przekraczało ludzkie pojęcie.
- Tak – odparłam, maskując swój strach.
- Skąd?
- Czy to ważne?
- Deidara – wtrącił Sasori, wyczerpany i bez
wigoru. Widocznie dokądś im się śpieszyło.
Deidara
skinął porozumiewawczo głową.
W
tymże momencie Szkarłatny ruszył z miejsca niczym podporządkowany
niewypowiedzianym głośno rozkazom. Zanim zdążyłam się przed tym uchronić,
wykręcił mi ręce do tyłu i skutecznie unieruchomił. Kiedy chciałam przydeptać
mu stopy, był na to przygotowany – podciął mi nogi. W efekcie uderzyłam kolanami
o twardą podłogę z kamienia i spróbowałam odważnie znieść strzałę bólu, która
zaczęła promieniować z uszkodzonych kości.
- To nie było konieczne. – Deidara cmoknął z
dezaprobatą. Spostrzegłam, że wymachuje w ręku jakimś prętem. Nie wiedziałam
jednak skąd go wytrzasnął, ani w którym momencie się uzbroił.
Wiedziałam,
że nienawidzę samej siebie.
Szczególnie
za niepomierną wiarę w ludzką dobroć. A ludzie nie byli dobrzy. Byli okrutni.
Zdolni do prawdziwych okropieństw w zamian za to, co dla nich niezbędne.
Przygryzałam
dolną wargę, żeby zwiększyć swoją odporność na ból. Promieniował wystarczająco
intensywnie, aby uświadomić mi poważną kontuzję.
- Idźcie do diabła – wysyczałam.
Deidara
rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na towarzyszu za mną, cały
rozpromieniony, jakbym złożyła mu sprawiedliwą ofertę.
- Co ty na to, Sasori? Idziemy?
- To całkiem niedaleko. Ale najpierw Uchiha.
- Racja. Uchiha.
- Chcecie go pobić? – To pierwsze przyszło mi
do głowy, słuchając pogłosek o niezliczonych bijatykach, w których Sasuke
aktywnie uczestniczył.
- Nic z tych rzeczy – uspokoił mnie Sasori. Stał
lekko podkurczony, aby nadal móc więzić moje ramiona. – Po prostu jest nam coś
dłużny.
- Co?
- Dowiesz się.
Na
znak Deidary, Sasori kopnął ostrożnie nogą moją komórkę, którą upuściłam przy
szarpaninie. Sprzęt pruł wzdłuż pomieszczenia aż zatrzymała go tama, zrobiona
ze zmiętych śpiworów. Deidara przejął moją komórkę z jawnym zadowoleniem, bez
potrzeby ruszania się z miejsca. Pomyślałam o telefonie - jak bardzo musi być
poturbowany przez to, co ostatnio przeszliśmy razem. Bóg wie ile czasu spędził
pod jednym z foteli Subaru, póki nie został odnaleziony.
- Mamy drania – mruknął blondyn, biegając
palcami po wyświetlaczu.
Nie
wiedząc czemu, zmroziło mnie od środka, gdy tylko usłyszeliśmy sygnał
połączenia.
Jeden,
drugi, trzeci…
Deidara
przestawił na tryb głośnomówiący, żeby sprawiać mi tym większe tortury.
- Sakura?
Prawie
nie zauważyłam, że ktoś wypowiada moje imię. Byłam trochę roztrzęsiona tym, co zaszło
z Deidarą i Sasorim, ale nawet jeśli Sasuke odebrał – co było wystarczająco
zaskakujące – szybciej i na dłużej oszałamiał najbliższy mi dźwięk, który
często stwarzał Naruto, Kiba, Temari, mama, Hana. Reagowałam od razu.
Było
przecież moim imieniem.
I używali go wszyscy.
Z wyjątkiem Sasuke.
- Sakura – usłyszałam to znów, walcząc z
zawrotami głowy. – Gdzie teraz jesteś?
Odpowiedziała
mu cisza. Nie mogłam nacieszyć się Sakurą,
brzmiącą nieco inaczej, niż w ustach pozostałych. Opamiętałam się dzięki
uśmiechowi spiskowca, który wykwitł na twarzy Deidary. Ze skupieniem przyglądał
się roztargnieniu, zdradzanym przez moje oczy.
W
międzyczasie głos wydobywający się z głośnika udowadniał nam jak skutecznie
potrafi rzucać mięsem. W tle dało się słyszeć dźwięk stóp, rozdeptujących
trawę. Sądząc po częstotliwości, chód był szybszy od przeciętnego, a już na
pewno bardziej męczący, gdyż Sasuke od czasu do czasu ciężej oddychał. A więc
szedł mi na ratunek.
Mógłby być supermanem,
za którego bierze go Hana.
Zacisnęłam
usta w cienką linię. Deidara rzucał mi co rusz spojrzenia, które pozwalały się
odezwać, ale klęczałam jak mumia, nie chcąc zaciągać tu Sasuke. Poza tym miałam
im za złe obolałe kości w kolanach i ze zwykłej złośliwości wolałam zrezygnować
z jakiejkolwiek formy współpracy.
- Hej! – Tym razem telefon wyrzucił z siebie
zniekształcony krzyk. Hej. Dokładnie
tym było dla Sasuke moje imię. Dawniej, zanim nie doznałam niedorzecznej ulgi,
słysząc Sakurę.
Nagle
Deidara rozłożył się na śpiworach jeszcze wygodniej, choć wydawało się to
niemożliwe. Jego pozycja była bliższa leżeniu, mimo że zaczynał od kwiatu
lotosu.
- Cóż, Różowa nie lubi spełniać czyiś rozkazów
– mruknął do telefonu. Teraz miał kontrolę nad sytuację i oczywiście był
świadomy zasięgu swojego tymczasowego prymatu.
Sasori
wzmocnił ucisk wokół moich ramion. Stłumiłam jęk, pchający się przez gardło ku
ujściu.
- Deidara – powiedział Sasuke. Nie był
zaskoczony. Prawdopodobnie Sanada zdążył spełnić swoją powinność i wyjaśnić,
gdzie oczekuję Uchihy.
Sasuke prawdopodobnie wiedział też, co (a raczej kogo) zastanę na miejscu.
Sasuke prawdopodobnie wiedział też, co (a raczej kogo) zastanę na miejscu.
- Kopę lat, Sasuke! Nie sądzisz, że między
naszymi spotkaniami są za długie przerwy? Tym bardziej, że coś nam obiecałeś.
- Jest z tobą, prawda? – Krótkie, skute lodem
pytanie.
- Jasne. Tylko nie chce się do tego przyznać.
Sasuke
znów puścił wiązankę przekleństw. Tupot stóp stał się częstszy.
- Wygląda na to, że teraz nie masz wyboru:
musisz się z nami zobaczyć – stwierdził Deidara, udając bezradnego.
Sasori
się dołączył:
- Najwyższy czas.
Nastał
kolejny, dłuższy moment na milczenie. Cisza przed burzą. Słuchałam z chłopakami
jak Sasuke pruje naprzód, dysząc ze zmęczenia. Czułam się okropnie bezradna i
winna temu, że musi stawać z nimi oko w oko, mimo że od dawna próbował tego
uniknąć. Przypomniałam sobie sytuację w pobliżu teatru, kiedy czekałam na
młodszą siostrę i zachowałam się żałośnie, postanawiając szpiegować Sasuke. To
właśnie wtedy Deidara i Sasori nakłaniali go do rzeczy, których nie rozumiałam.
Teraz mogłam tylko mniemać, że ma to jakieś powiązanie z aktualnymi
wydarzeniami.
Na Ziemię sprowadził mnie głos, któremu
przepięknie wychodziło wymawianie mojego imienia:
- Deidara.
- Czekamy. – Blondyn leniwie wywijał prętem w
dłoni. Wyglądało na to, że lada chwila zmorzy go sen. To mogłaby być moja
szansa, gdyby tylko Sasori nie roztrzaskiwał mi kości swoim uściskiem.
- Powiedz mi… - zaczął niepewnie Sasuke.
Jąkał
się.
- Co mam ci powiedzieć?
Chwila
ciszy. Nie tak dawno zastanawiałam się czy poprosić Sasoriego o większą
przestrzeń, ale teraz straciłam głowę, by o tym myśleć. Ciekawiło mnie co miał
do powiedzenia Uchiha.
- Czy jest cała – zakończył rzeczowo i od razu
się rozkasłał.
Deidara
zerknął na mnie ze zdziwieniem.
- Grzecznie do nas zmierzasz, więc nie miałem
powodu, żeby ją skrzywdzić.
Oczy
zaszły mi łzami. Zbyłam je szybkim mrugnięciem, ale pozostawiły po sobie coś,
co miało strukturę bańki mydlanej. A ona pękła, uwalniając poczucie winy. Przez
chwilę uwierzyłam, że Sasuke mógłby się o mnie zamartwiać. Pędził tu z mojego
powodu. Pędził jak w amoku, przecinając mroźne powietrze. Jeśli zachoruje, będę
na każde jego skinienie z talerzem rozgrzewającego rosołu. Przysięgłam to sobie
w myślach.
- Nie zaszczycisz go ani jednym słowem? –
zapytał mnie Deidara.
Pokręciłam
głową.
- On i tak wie, że tu jesteś. Dzwonię przecież
z twojego telefonu. Sasuke nie ma podstaw, aby twierdzić, że go oszukuję.
Sasuke! – Blondyn przysunął bliżej ust mikrofon zainstalowany w komórce. –
Kiedy nas odwiedzisz?
- Jestem w parku – odrzekł oschle Uchiha.
- Nie podoba mi się to.
Ostrzegłam
Deidarę spojrzeniem, cokolwiek miał przez to na myśli. Chłopak ociężale
podniósł się z rozgniecionych śpiworów i zaczął się do mnie zbliżać, niemal jak
zabójca, który wiedział, że osłabła moja garda. Który wiedział, że nadszedł
czas mnie wykończyć.
- Powiedz coś, Różowa!
Nie
dostosowałam się. Wbiłam tylko mocniej siekacze w dolną wargę. Lada moment
zacznie krwawić.
- Powiedz, żeby się pośpieszył.
Nic nie powiem.
Wtedy
Deidara zadał mi cios w brzuch. Odtąd owładnęło mną potworne uczucie pustki.
Płuca wstrzymały pracę, chociaż usiłowałam łapczywie przełknąć powietrze.
Zachłysnęłam się, ale wynikało to z szoku, nie z udanej próby powrotu do
normalności. Zdradziłam swoją obecność przez ochrypły jęk, a potem Sasuke mógł
słuchać jak walczę o oddech, wstrząśnięta tym, jak daleko zaszły sprawy.
Deidara
mnie u d e r z y ł.
Sasori
omal nie połamał kości.
Chociaż
od samego początku wiedziałam, że nie powinnam pochopnie ich oceniać, żyłam w niedorzecznym
przeświadczeniu, iż nie mam się czego obawiać. Nie zagrażam drugiej sferze
życia, do której należą. Nie byłam im nic dłużna, ani tak cenna, żeby oboje
musieli mamić mi oczy i przeciągać na swoją stronę.
Byłam
nikim. Myślałam, że nadmierna przemoc, brak wyznaczonych granic i porachunki na
mrocznych osiedlach to części filmów kryminalnych, które mama zabrania mi
oglądać.
Ale
Deidara…
Jego
oczy szaleńca jednoznacznie informowały, że jest bez hamulców. Skrzywdzi mnie,
jeśli zajdzie taka potrzeba. Jeśli Sasuke się zbuntuje, odwróci na pięcie i
ogłosi, że od dziś zaczyna wieść samodzielne życie.
Mimo
że sądziłam, iż strach przyszpilił mnie dzisiaj wielokrotnie, dopiero teraz
odczułam jego ciężar w żołądku i przerażającą energię, którą emitował, i którą
pobierała od niego moja psychika.
- Wybacz, Różowa. Przesadziłem? – Wyszczerzone
zęby Deidary błysnęły przez padające na nie światło z płomyczków.
Z
telefonu nie dobiegał żaden dźwięk.
- Czyżbyś się zatrzymał, Uchiha? To też mi się
nie podoba.
- Deidara. – Syk Sasoriego sprawił, że ręka
Deidary zdrętwiała w locie. Chciał zrobić mi kolejną krzywdę. Bez skrupułów,
bez ułamków sekundy, które nasze człowieczeństwo oddaje wahaniu. Najgorsze, że
nie mogłam się obronić – byłam na klęczkach, z ramionami wykręconymi do tyłu.
Nagle
zapadł ten rodzaj ciszy, podczas której każdy zmagał się z własnymi lękami.
Wreszcie na rozdartą między mrokiem, a smużką światła twarz Deidary wdarło się
zwątpienie. Czułam, że Sasori także spogląda na wyświetlacz, informujący o
trwającym połączeniu z Sasuke.
- Skurwielu.
Nienawiść.
Ten głos nią ociekał, ten głos był w niej kąpany, podtapiany, a potem brutalnie
przerzucony do zbiornika z wściekłością.
Ten
głoś mną wstrząsnął.
- Zabiję cię – usłyszeliśmy następną serię
kaszlu. Gdy ucichła, pomyślałam, że Deidara mógłby być przerażony. Mięsnie
szczęki miał zaciśnięte, wyraz twarzy niepewny. Wydawało mi się, że nawet
komórka trzęsła portkami, drgając, ale po czasie zrozumiałam, że to ręka
Deidary niemiłosiernie dygotała.
Blondyn
podniósł wzrok na Sasoriego, nieruchomego za mną.
- Myślisz, że to…
Nie
skończył.
- Widziałeś przecież jak na nią patrzył. –
Szept Szkarłatnego przyprawił mnie o dreszcze. Wzdrygnęłam się, gdy
przeprawiały się korowodem po moich plecach.
-
ZABIJĘ CIĘ! – Głośnik zarzęził, jak gdyby wydawał ostatnie tchnienie. Jak gdyby
natężenie dźwięku naszego rozmówcy przekroczyło jego granice przekazu. Cała
nasza trójka podskoczyła z przestrachem, słysząc ten obłąkany krzyk.
Później
przerwano połączenie.
Dziesięć sekund.
Dwadzieścia.
Oprócz
naszych oddechów, słychać przedziwne pulsowania – rytmy naszych serc,
zatrwożone tym, co stało się chwilę temu.
- Przesadziłeś – powiedział Sasori.
Deidara
głośno przełknął.
- Przesadziłem.
- Przez jej jęk Uchiha pomyślał sobie
niestworzone rzeczy.
- Przecież nic jej nie zrobiłem! – warknął
Deidara, ale brwi, które w normalnych okolicznością dążyłyby do styku nad
oczyma, były niezdecydowane i bardziej skłonne ułożyć w minę, która zdradzała
lęk. – Nie tknąłem jej! – Wycofał się nieznacznie.
- Przestańcie gadać, jakby mnie tu nie było!
Przecież jestem! I to nieprawda, że mnie nie tknąłeś. Uderzyłeś mnie!
- Widzisz?! Podkabluje cię! – ryknął Sasori, a
moje istnienie nie przestawało być lekceważone. Wtem chwycono mnie pod pachami
i podniesiono do pionu. Ostrożniej niż przedtem, Sasori przeniósł mnie w stronę
śpiworów tak, że stopami nie dotykałam podłoża. Nie opierałam się, gdy położył
mnie na tym prowizorycznym posłaniu, uważając, żebym nie narażała się na
nasilenie bólu z kolan. Wiedział, że nie daje mi spokoju. Gdy odsunął się i
stanął u boku Deidary, myślałam jeszcze, że dostanę należyte wyjaśnienia. Buzię
miałam rozdziawioną. Czy Sasuke miał nad nimi aż tak silną kontrolę? Czy jego
wrzask naprawdę potrafił poprzestawiać ich intencję o sto osiemdziesiąt stopni?
Potrząsnęłam głową, zagubiona.
- Idziemy? – zapytał Sasoriego Deidara.
Ten
natychmiast się zgodził. Niedowierzałam, gdy pojedynczy klucz w ręku
Szkarłatnego wślizgnął się w zamek i dwukrotnie przekręcił.
Pręt
upadł na podłogę.
- Chwila, moment! – krzyknęłam.
Spojrzeli
na mnie przelotnie.
- Zamierzacie odejść?
- Wrócimy, jak się uspokoi – oparł Sasori,
przechodząc przez próg. – Sasuke zaraz do ciebie przyjdzie. Nie zostaniesz
długo sama.
- Pośpiesz się, bo i my nie będziemy sami! –
Deidara chodził wte i wewte, będąc już na zewnątrz, w olbrzymim magazynie –
prawdopodobnie centrum przedziału hurtowni, w którym się znajdowaliśmy.
A
właściwie: znajdowałam.
Brązowe
oczy Sasoriego pożegnały mnie ze współczuciem. Niedługo potem drzwi się
zamknęły. Przyciągnęłam kolana pod brodę, ale ból, który dosłownie eksplodował
mi w kościach, natychmiast rozprostował nogi. Ukryłam więc twarz w dłoniach,
zastanawiając się czy drzwi zamknięto z powrotem na klucz, ale nie usłyszałam
niczego, co mogłoby o tym świadczyć. Jedynie pośpieszne kroki odbijały się
echem w gigantycznej sali, z którą sąsiadował tej pokój.
Z
bezradności, obłędu, szoku… Nieważne. Miałam tysiąc usprawiedliwień na to, że
bezkarnie opadłam na śpiwory, uznając, ze są dość miękkie, bym mogła
bezpiecznie poczekać.
Kolana
nie przestawały dawać mi we znaki. Ból przechodził, ale zaserwowałam sobie jego
nawrót tamtym gwałtownym ruchem. Chciałam się skulić w kłębek. Potrzebowałam
tego.
Ale,
cholera, nie mogłam, bo białka w oczach popękałyby mi z wysiłku wytrzymywania
mordęgi. Nie byłam nawet pewna, czy jestem w stanie ustać na prostych nogach,
mimo że w pozycji leżącej ból stopniowo zanikał.
Zabiję was –
nienawiść Sasuke.
Myślisz, że to… -
bojaźń Deidary.
Kiedy
połączyłam te dwie wzmianki ze wspomnieniami, które stworzyłam w szpitalu z
udziałem Uchihy i Sadany, równanie zdawało się proste jak na lekcjach
matematyki w szkole podstawowej.
Sasuke
był szaleńcem.
I
było dla mnie jasne, że to, co prawie roztrzaskało w drobny mak głośniki
telefonu, to atak, histeria chorego psychicznie człowieka.
Gdy wbiegł do środku, z
sufitu posypało się kilka odłamków tynku. Wypuścił z siebie masę powietrza i od
razu przeszedł do ataku. Przynajmniej chciał tak postąpić.
Ona wytrąciła go z
równowagi.
- Cześć. – Leżała na brzuchu, z policzkiem
przyciśniętym do usłania, które składało się ze zużytych śpiworów. Sasuke
spoglądał na nią wytrzeszczonymi oczami, nie rozumiejąc ewidentnego opanowania.
Może dojrzał w jej twarzy zmarszczki, świadczące o słabym wahaniu, ale nie to
spodziewał się zastać na miejscu.
Dyszał jak rozeźlony
zwierzak. Zatoki cholernie go dręczyły, a obraz powielał się i rozmazywał.
Sasuke roztrzepał rękami włosy i głośno charknął.
- Sasuke, w porządku.
Nie!
Rozejrzał się dookoła.
Smużka światła z świecznika i trzy płomyki, jeden zaczął przygasać. Nigdzie nie
mógł wypatrzeć Deidary, ale nieustannie próbował, odpychając od siebie
oczywistą świadomość.
Uciekli.
Uciekli. Uciekli.
Uciekli. Uciekli.
Obrócił się na pięcie.
Nie myślał jasno. Pragnął rozedrzeć Deidarze klatkę piersiową. Pragnął zadać mu
ból. A te pragnienia były tak wyraźne, że nie sposób było obsesyjnie nie dążyć
do ich skosztowania.
- Pójdziesz sobie?! – krzyknęła dziewczyna.
Sasuke nie wiedział, w którym momencie postawił pierwsze kroki, ale fakt, że
się oddalał, wbił się w Sakurę jak ostrze katany.
Nie zostawiaj jej.
Nie zostawiaj jej.
Nie możesz jej tutaj
zostawić, Sasuke.
Niezdarnie podniosła
się na nogi. Nadal stał przodem do wyjścia, dlatego miał ją za plecami, ale
czuł całym sobą, że dziewczyna planuje ruszyć za nim. Zanim jednak cokolwiek
postanowił, usłyszał głośne uderzenie.
Wstrzymał oddech.
A potem na nią
spojrzał.
Znów leżała na brzuchu,
lecz tym razem tylko nogi zaznawały wygody posłania. Sakura wywróciła się na
podłogę, prawdopodobnie w ostatniej chwili łagodząc upadek wewnętrzną stroną
rozpostartych rąk. Słuchał jak cicho łka, z czołem przytkniętym do lodowatego
kamienia.
Sasuke zmaterializował
się przy niej w nanosekundę, przyklękając. A ona nie odwiesiła głowy, żeby móc
spojrzeć mu w oczy. Zamiast tego wymacała jego dłoń i wplotła tam swoje palce.
Sasuke nie odtrącił jej ani nie odwzajemnił gestu. W jego duszy powiewał
znajomy chłód, nie pozwalał mu zatracać się w najprostszych przyjemnościach i
kłuł go w serce, jakby zamiast kropel deszczu fundował grad szpilek.
- Zostań – wykrztusiła.
Sasuke prześwidrował
wzrokiem jej bezwładne ciało. Po chwili wahania z najwyższą ostrożnością
odwrócił ją na plecy i nie zdziwił się, zastając oczy pełne od łez.
- Co oni ci zrobili? – szepnął.
Sakura nie uraczyła go
jasną odpowiedzią. Patrzyła na niego w skupieniu.
- Powiedz mi. – Nadal nie mógł okiełznać
własnego oddechu. Zdradzał szalejącą w nim wichurę emocji. – Sakura, powiedz!
J-ja nie mogę tracić czasu! Oni są niedaleko, rozumiesz?! Wciąż mam szansę ich
złapać! – Nachylił się nad jej twarzą, nie do końca to kontrolując. Właśnie
pokazywał jej wariata ze środka, drugie jestestwo, które skrzętnie ukrywał, którym
się brzydził i którego nienawidził bardziej od opuszczających go osób. Drżał ze
wściekłości. Czuł, że okazja na zemstę zmyka mu sprzed nosa. – Sakura!
Sakura otoczyła go
ramionami.
I stanowczym, szybkim
ruchem przygarnęła twarz Sasuke do swoich piersi, rozpłakując się na
dobre.
- Zostań ze mną – prosiła cichutko. –
Przepraszam.
Sasuke pomyślał, że
nigdy nie chce się od niej odsuwać. Pachniała różami i mniej wyrazistą wonią
cytryny. Przyciskała go do siebie, jak gdyby zagroził zniknięciem. Ale on nie
odezwał się słowem. Te objęcia mogłyby stać się morzem. Sasuke zdawał się w
nich pływać. Odkrywał coraz to nowsze, zaskakujące działania. Nagle przestał
się trząść, a piekące od wybałuszenia oczy zostawiły po sobie tylko symboliczny
ból, nic poza tym. Wyobraził sobie, że przez pewien czas oboje dygotali,
roztrzęsieni i tak samo zatraceni we wszystkim, co ostatnimi czasy zatruwało
ich życie. Sasuke pogodził się już z tym, że przedstawił Sakurze swoją drugą,
rzadziej panującą naturę. Pogodził się z tym, że ją stracił.
Dlaczego go do siebie
tuliła?
Dlaczego wydawało mu
się, że jego obecność jest dla niej tak samo ważna, jak Sakury dla Sasuke?
D l a c z e g o?
To nie było istotne.
Ich oddechy zaczęły się
wyrównywać. Zmarszczki wygładzać. Emocje kłębiące się dookoła rozpłynęły się
równie szybko, co wiszące w powietrzu napięcie.
Wszystko powróciło do
normy.
Spędzili w ciszy całą
wieczność.
- Chcesz, żebym cię pocałował? – Sasuke miał
miękki, subtelny głos i pytanie, którym zszokował mnie do szczętu. Obserwowałam
go, gdy zaczął wstawać, lecz on nie robił tego dla rozprostowania nóg. Sprawił
tylko, że nasze twarze znalazły się na tej samej wysokości.
Dwa
milimetry dalej zapraszały mnie jego usta.
Czyżby
odpuścił? Nie zamierzał główkować nad pobudkami, które skłoniły mnie do takich
głupstw? Samotna podróż po wnętrzu hurtowni, opaczność pod postacią wskazówek
Naruto. Pomijając już, że nie zostały zdradzone celowo. Korzystałam z rzuconych
na wiatr słów, wylewających się z ust Uzumakiego w akcie niedowierzenia.
Głupia
ja.
- Chcesz? – Sasuke był zaborczy. Patrzył na
mnie z pożądaniem, a ja tylko przełknęłam.
- Chcę – odparłam, przymykając oczy.
Zamiast
nakarmienia upragnionym pocałunkiem, zadano mi kolejne pytanie:
- Chcesz, żebym cię dotknął? – Sasuke wsunął
rękę między pukle moich włosów, okręcając je wokół palców.
- Chcę.
Czy
mnie przypadkiem nie pobolewały kolana? Phi! Kto by się tym przejmował w takim
momencie? Jeśli Deidara i Sasori postawili dobrą diagnozę, a Sasuke przybył tu
pod wpływem nasilenia swojej choroby, najwyraźniej udało mi się to zahamować.
Najwyraźniej.
Nagle
Sasuke gwałtownie uniósł się do siadu, a potem wstał. Kamienne ściany natężały
jego kroki, igrając z moją stabilnością emocjonalną. Poderwawszy się z miejsca,
położyłam się znów na brzuchu, żeby mieć wgląd na miejsce, do którego skierował
się Sasuke. Z początku wzięłam to za omamy. Właściwie przeraziłam się, że jego
nigdy tu nie było, a moja rozpacz dała pole do popisu jakimś zwykłym majakom.
Chłopak
wyjął z kieszeni klucz i zamknął nas nim w środku. Potem usadowił się
naprzeciwko mnie, znajdując oparcie w ścianie, daleko, daleko. Stanowczo za daleko. Rozłożył
nonszalancko nogi i ugiął je w kolanach, wpatrując się we mnie jak w ofiarę
długoletnich polowań.
- Nie dotknę cię i nie pocałuję, póki nie
opowiesz mi, co się wydarzyło – oznajmił. – Nie pozwolę ci także stąd wyjść.
Otarłam
oczy, w których utknęły ostatki łez. Sasuke nie zniknął. Chciałam usiąść po
turecku, ale zabrałam się do tego zbyt pochopnie. Następne strzały bólu
wystrzeliły z moich kolan, kiedy tylko ugięłam nogi. Nie dałam rady uciszyć
własnego jęku.
A
brwi Sasuke spełzły podejrzliwe do dołu, widząc mnie, znoszącą mordęgi na
ziemi. O klucz zapytam go przy innej okazji.
- Nie możesz wstać – stwierdził.
- Kolana – przyznałam się w spazmach bólu.
Zacisnęłam mocno oczy i z trudem przeniosłam cielsko na śpiwór.
- Deidara czy Sasori?
Nie
było sensu kłamać ani się wykręcać.
- Sasori. Ale to ja próbowałam się wyrwać. To
wszystko potoczyło się za szybko. Podciął mi nogi, a ja poleciałam do przodu,
zamiast do tyłu.
- Czy ty próbujesz go usprawiedliwić? –
zabrzmiało jak groźba.
Po
chwili zastanowienia zrozumiałam, że nie jestem pewna odpowiedzi.
Sasuke
westchnął, kiedy długo milczałam. Siedzieliśmy wpatrzeni w siebie po
przeciwległych stronach pokoju. Przeganiałam każdą następną myśl, w której
zawarto wspomnienia „leżakowania”. Gdy bezwstydnie go przytuliłam, rozpłakałam
się jak wymoczek i nie wykazałam nawet odrobiną rozsądku. Nie chciałam do tego
wracać, nie chciałam tego roztrząsać. Chciałam zapomnieć.
- Jak się dowiedziałaś o tym miejscu? –
spytał.
- Od Naruto. Przez przypadek wygadał się skąd
mnie wyprowadzałeś, a ja dodałam dwa do dwóch.
- Dlaczego po prostu nie przyszłaś z tym do
mnie? – Kolejne pytanie. Było jasne, że miał o to pretensje.
A
przecież ogarnięcie prawdziwych powodów nie było wcale aż tak trudne.
Nie
przyszłam do niego, przyszłam natomiast do Sanady. On nie prorokował na prawo i
lewo, przepowiadając czyjąś śmierć. Nie odtrącał od siebie i nie rozpruwał mi
tym serca. A tato mówił, że w fazie zakochania jest słabsze niż kiedykolwiek
indziej. Musiałam szczególnie je pilnować, obyć się bez niepotrzebnego
narażania na nieprzyjemności.
Taka
miała miejsce w szpitalu.
Nigdy więcej.
- Jak trzyma się twój brat? – Może się zagalopowałam.
Może nie powinnam wściubiać nosa akurat tam, ale naprawdę nie wymyśliłam innego
sposobu na wybrnięcie z tego gówna.
Sasuke
ściągnął tylko brwi.
- Normalnie. Jest już w domu.
I
koniec. Kropka.
Nie chcę o tym
rozmawiać, Hej. Albo Sakura. Ostatnio zaszła w nim jakaś
zmiana. Dzisiaj zaszła w nim jakaś
zmiana. Widocznie starał się wynagrodzić mi incydent ze szpitala. Tylko po co?
W końcu niebawem miałam wąchać donice od spodu.
- Sakura.
Podskoczyłam,
wystraszona. Spojrzenie Sasuke odpuściło świecznikowi z rogu i ześliznęło się
na mnie.
„Bardzo
ładne wychodzi ci wypowiadania mojego imienia” – oto, co chciałam powiedzieć.
Ale nic takiego nie powiedziałam.
- Co?
- Naprawdę chcesz, żebym cię pocałował?
Uciekłam
wzrokiem, atakując świecznik. Biedny, niczemu winny przedmiot, który musiał
wytrzymywać nasze spojrzenia.
- Dlaczego pytasz? Myślisz, że cię okłamuję?
- Myślę, że to niezdrowie.
- Niby co?
- Pragnienie pocałunku od wariata – oznajmił
cicho i podrapał się po karku. Wyglądało to tak, jakby onieśmielały go własne
słowa.
Aha,
no jasne.
Teraz
główną rolę przejął szpital.
Wszyscy umrzecie!
- Twoim zdaniem powinnam zwiewać, gdzie raki
zimują, prawda? Omijać cię szerokim łukiem i udawać, że te minione tygodnie nie
miały miejsca? Tego chcesz?
- To bardzo optymalne rozwiązanie.
- To najgłupsze rozwiązanie z możliwych! –
Dałam świecznikowi chwilę odpoczynku i przerzuciłam wzrok na Sasuke. Ostry,
potępiający. – Uważasz, że byłabym zdolna tak postąpić?
- Nie. – Pokręcił głową, przymykając oczy. – I
to strasznie mnie wkurza. Nie rozumiesz co na siebie ściągnęłaś. Nie pojmujesz
tego. Może po części jestem stuknięty, ale to wy ignorujecie moje ostrzeżenia i
to was biorę za większych psycholi.
- Nas, czyli kogo?
- Sanadę, Itachiego, Cala, ciebie – wyszeptał.
– Nie zostało mi tego za wiele. – Pręga światła pozwoliła mi zobaczyć zgorzkniały
uśmiech, który przeprawił się szybko przez jego twarz i zaraz potem uciekł.
Wypadek
samochody rodziców, katastrofa lotnicza Nobu, choroba kosmicznego bogacza -
brałam je wszystkie za niefortunne zbiegi okoliczności. To niemożliwe, żeby na
Sasuke ciążyła jakaś misterna klątwa. Żyliśmy w świecie rzeczywistym, nie
osadzono nas w żadnych książkach ani filmach, gdzie wszystkie problemy dało się
rozwiązać magią, mocami super-bohaterów albo odpowiednią decyzją reżysera.
Tutaj brakowało paranormalności. A jeśli nie było nadprzyrodzonych mocy, nie
mogło być też złych klątw. To wszystko dyrdymały.
- Hej. – Rozbudził mnie dźwięk starego
imienia, którym posługiwał się Sasuke. Siedział i gapił się na mnie, zaciekawiony.
– Skoro moje rozwiązania nie trafiają w twój gust, jakie ty proponujesz?
Nabrałam
powietrza, wstrzymałam je na chwilę, a potem wypuściłam, popadając w szybki
relaks.
- J-ja… Moje rozwiązanie…
Zamknęłam
oczy.
- Hej – zagrzewał Sasuke.
Żadne
„hej”!
- Jestem Sakura – powiedziałam z naciskiem.
Proszę, mów do mnie po
imieniu.
- Dobrze. A więc Sakura… Jakie jest twoje
rozwiązanie?
- Mogę wywlec się z miejsca, siąść na tobie
okrakiem, powiedzieć, że nigdzie się nie wybieram i po prostu cię pocałować.
To właśnie uczyniła.
Flegmatycznie,
roztropnie, bez pośpiechu. Sasuke chciał zapobiec katastrofie zanim w ogóle się
poruszyła, ale Sakura zbombardowała go wspaniałym spojrzeniem. Było wspaniałe
pod wieloma względami. Pamiętaj je jeszcze przed inicjatywą swatki Cherron,
jeszcze przed tym, nim stali się sobie tacy bliscy. Sasuke był wówczas cichym obserwatorem,
podglądaczem, widownią, lecz nie taką, która nagradzała za dobrze wykonaną
robotą, nie taką, która piała z zachwytu. Jego typ widowni milczał, chociaż za
każdym razem, widząc te oczy, lekko zmrużone, stanowcze, chciałby nagrodzić
Sakurę. Nie były przeznaczone dla niego, raczej posługiwała się nimi przeciwko
przyjaciołom, ale dziś miał je na
własność. Patrzył i nie reagował, wiedząc, że ona tego nie chce. Poradzi
sobie. Tymczasem Sasuke zżerała zazdrość, gdy dawniej musiał to oglądać.
Pewnego dnia pożyczy
trochę tej jej silnej woli i użyje, żeby wreszcie uwierzyć. Uwierzyć w to, że
nie istnieje coś takiego jak przekleństwo. Że wszystko się ułoży. Może kiedyś
usłyszy:
„Ludzie dookoła ciebie
umierają. To normalne. Pogódź się. Przejdź z tym do porządku dziennego.”
Pewnego dnia uprze się
jak osioł i ucieszy, gdy oskarżą go o to przyjaciele, których nigdy nie miał. Ale
żeby zacząć wierzyć w coś całym sercem, najpierw potrzebna mu była nadzieja. Szukał.
Szukał nieprzerwanie. Ona go inspirowała, udowadniała, że samym zacięciem,
niezachwianą pewnością, konkretnym celem można tę nadzieję obudzić albo
stworzyć samemu. Terminy były mu obojętne.
Pragnął tylko nadziei.
Potem zaczął pragnąć
jej.
A na końcu to się
połączyło i oto ona stała się ucieleśnieniem wszystkich pragnień.
Może właśnie to było
dla niego niezbędne. Człowiek, któremu opowie, jak się czuje, zdradzi sekrety i
zademonstruje tkwiące w nim, drugie ego – z premedytacją bądź nie. Sasuke
chciałby, aby ten człowiek nie tyle, co to zaakceptował, ale też pomógł wyjść z
przekonania, że świat się na niego uwziął. Że ci wszyscy bogowie – nieważne,
ile ich było, i z jakich religii pochodzili (nigdy nie mógł zliczyć) – nie
sprzysięgli się przeciwko niemu. Tyle razy wydawało mu się, że urodził się jako
uszkodzony model, a świat nie mógł ścierpieć jego istnienia. Nieszczęśliwym
trafem wolał torturować, niżli zabijać.
Okrutny, okrutny świat.
Sakura dzielnie
walczyła. Nie potrafił zliczyć wszystkich bogów, ale na pewno mógł zrobić to z
oznakami słabości Sakury. Były dwie: jeden, ucięty w połowie jęk, jak gdyby
przysięgła sobie, że ból jej nie złamie. I przekleństwo. Brzydkie słowo,
wyrzucone jadowitym syknięciem.
Potem szła dalej, a im
bliżej była, tym mocniejsze mrowienie odczuwał Sasuke. Gdzie? Gdzieś tam naokoło
serca. Często łaskotała go jakaś paranormalna siła. Albo stado robali, które
rozchodziło się we wszystkie strony, bo czasami tak właśnie się czuł.
A co jeśli… to były
motyle?
Motyle w brzuchu, błyszczące
jasnym i ciepłym światłem, radosne, nieznośnie przyjemne. Podobno uświadamiały
ludziom, że są zakochani.
Kiedy Sakura była
niedaleko, Sasuke zrobił jej miejsce pomiędzy nogami i nawet wykazał się
rozsądkiem, wyciągając ramiona dla asekuracji. Ale on zmrużyła tylko oczy, ostrzegła,
odtrąciła tę pomoc i nie musiała robić tego fizycznie.
- Poradzę sobie – rzekła, słaniając się na
boki, przygotowując do drastyczniej zmiany ułożenia ciała.
Sasuke czekał
cierpliwie i nie zareagował nawet, gdy ból ewidentnie wykrzywił jej twarz i dał
początek umęczonemu grymasowi. Nie drgnął nawet wtedy, gdy usadowiła się w
odpowiednim miejscu, kładąc nogi na jego własne, lekko zgięte, choć nie powinna
ich tak nadwyrężać.
- To tylko lekka kontuzja – powiedziała.
Niechże zostawi ten świecznik w świętym spokoju. Niechże ich oczy wreszcie się
spotkają, prosił mantrami. – Moje kolana widoczne są w szoku po tak mocnym
zderzeniu. Kiedy nie ruszam nimi dłuższy czas, ból mija – uspokaja go.
Czy on w ogóle się
zamartwiał? Zabije sprawców, oto co postanowił.
Tss. Na razie był pewien,
że doliczył się trzech milimetrów. Przed samym wyjściem odrabiał zadania z
geometrii, a jednostki z linijek i ekierek wryły mu się do głowy. Naprawdę
sądził, że pomyłka w obliczeniach jest prawie niemożliwa.
Trzy milimetry i go
pocałuje.
Nie. Wpierw Sakura otoczyła
go ramionami. Wyszeptała:
- Dlatego wszystkich odtrącałeś?
Tak, właśnie dlatego.
Nie czuł się
zobowiązany do zabierania głosu. Sakura wiedziała, że krzyczy w swoim środku.
Głośno i rozpaczliwie.
- Dlatego nikogo do siebie nie dopuszczałeś?
Tak, tak, tak. Po
stokroć.
- W takim razie… - urwała, przenosząc
spojrzenie na świecznik. Cholera, zaczynał stawać się coraz bardziej zawistny.
– Dlaczego mnie dopuściłeś? Do siebie?
- Nie potrafię odpowiadać na takie pytania –
odezwał się szeptem i ze złości popatrzył tam, gdzie ona.
Czy to jej odwaga?
Niezłomność? Czy to te oczy zadecydowały za niego i wepchnęły mu do żołądka
miliard motyli? Z wrażenia aż się w nie zapatrzył. Nie musiał czekać długo, aby
je spotkać.
- Kim dla ciebie jestem? – Kiedyś o to pytała.
Był to bodaj odcinek czasu, w którym teoria z zabawką do całowania wydawała się
wiarygodna.
- Kolejną osobą, która jest na tyle blisko, że
mogę ją stracić.
- Naprawdę uważasz, że umrę?
Pokiwał głową.
- Wierzysz w to?
Napiął mięśnie szczęki.
W tym momencie poznała odpowiedź, jednak na swoją obronę dopowiedział jeszcze:
- Ale nie chcę. Nie chcę w to wierzyć. Chcę
wierzyć, że nic takiego się nie wydarzy. Chcę też, żebyś pomogła mi w to
uwierzyć.
Oho, zagalopował się.
Chociaż jego wnętrzności straciły chyba z tonę, no i motyle nadawały mu
niesamowitej lekkości. Na chwilę poczuł się wolny jak ptak.
Sakura pocałowała go
raz, szybko. Właściwie było to niewinne cmoknięcie. Absolutnie nie podobało mu
się to, że na tym poprzestała.
- Pomogę. Będę przy tobie.
- Nie składaj takich obietnic. Są bez
pokrycia.
- Będę przy tobie.
I znów się uparła,
ostrząc ton jak stępiony nóż.
Sasuke wpił się w jej
usta z taką mocą, z jaką pragnął wierzyć, że termin ważności tych słów jest
nieskończony. Było mu mało, więc docisnął ją do siebie, ujął twarz w dłonie i
pomyślał ze sto razy jakim jest głupcem. Wcześniej bronił ją przed samym sobą,
przed losem, który na siebie ściągnie, przebywając z przeklętym chłopcem.
Chłopcem spod ciemnej gwiazdy. Teraz udobruchał sam siebie, bo przecież podjęła
decyzję. Trzymała się go z tymi oślo-upartymi oczami, a jeśli przytrafi się jej
to, co poprzednikom, Sasuke może nie będzie obwiniał się aż tak bardzo.
Nieprawda.
Będzie.
Zapomnij, Sasuke –
opierniczył się w myślach i zaczął się zastanawiać czy pozna smak róż i
cytryny, całując ją namiętniej.
Nie. Jej usta nie miały
konkretnego smaku. Były po prostu ustami, które trzeba całować, żeby te motyle
ze środka nie przestały gonić w piętkę. Niech tańczą, fruwają, pikują wzajemnie
na siebie – niechże będą tam dalej. Po wieczność.
- Sasuke. – Nagle się od niego oderwała.
Przykrył jej policzki otwartymi dłońmi i natychmiast chciał ją z powrotem, lecz
ona uczyniła dokładnie to samo, tyle że pozostawiła między nimi niewielką odległość.
Sasuke pomyślał, że ich oddechy to rozbudzająca, miła dla uszu melodia. Chociaż
byłaby w stanie utulić go nawet do snu. – Zakochać się w wariacie, to naprawdę
niesamowite – ogłosiła. Najpierw jej usta wygięły się w łuk, a zęby odsłoniły dopiero
po sekundzie wahania, póki on też się nie uśmiechnął. – Podoba mi się to
uczucie.
- Jest także niebezpiecznie. I niezdrowie –
wyrzucił z siebie na bezdechu.
- Niebezpieczeństwa to moja specjalność.
- Świetnie. Musisz wiedzieć, że wariaci są
bardzo staromodni.
- Co to oznacza? – Dwa szybkie mrugnięcia.
Udało mu się zbić ją z pantałyku.
- Jeśli zawieramy jakieś umowy i dotrzymujemy
swojej części, oczekujmy tego samo od drugiej strony.
- Umowy? – zdziwiła się.
Sekunda.
Dwie.
Trzy.
I już wiedziała.
Sasuke
podniósł mnie jak niemowlę. Gdybym mogła ugiąć nogi, oplotłabym go nimi bez
zastanowienia i chociaż ból popuścił, nie czułam się jeszcze gotowa, by
cokolwiek testować.
Umowa,
święty Boże, umowa!
Podparłam
czoło na jego barku, przewidując dokąd mnie zaniesienie. I oto minutę później wylądowałam
miękko na otrzepanym śpiworze, przyszykowanym na nasz meldunek. Obiecywał
ciepło, konsolacje, no i nowość z ostatniej chwili: rozkosz. Byłam pasjonatem
używania wyobraźni i często układałam tam rozmaite sceny. Ale tego jeszcze nie
przerabiałam. W zasadzie trudno było mi określić, co należy sobie wyobrażać.
Jak daleko posunie się Sasuke? Co w ogóle zamierza? Za mocno się w nim
podkochiwałam, żeby reagować protestami na cokolwiek. Poza tym wyczułam
mrowienie, wywodzące się z młodzieńczej ciekawości – tato mnie kiedyś przed tym
przestrzegał.
Bo młodym do
wszystkiego śpiesznie. A potem żałują tylko, że lepiej tego nie przemyśleli.
Cholewka,
to było ostre – jak papryczka chili, drapało mnie w przełyku, dookoła serca, w
żołądku i paru innych miejscach, które nigdy dotąd nie dawały mi tak wyraźnych
sygnałów. Ich atak okropnie mnie zdetonował. Jeżeli tym była młodzieńcza
ciekawość, nie dziw, że mało kto odpierał ataki, a większość po prostu się
poddawała, wkraczając do krainy rozkoszy.
Ja
byłam już u progu, gdy Sasuke zdarł ze mnie płaszcz. Nie pozostawałam mu
dłużna. Do muru przycisnęło mnie następne z kolei uczucie, o którym tym razem
opowiadała mi Ino. Seks-instynkt, sterujący tobą jak cyborgiem. Uruchamiał się
wtedy, gdy przychodziło co do czego i nagle przestałeś się obawiać, że sobie
nie poradzisz, gdyż jesteś niedoświadczony. Wiedziałam, że muszę porozpinać mu
guziki kurtki. Wiedziałam, że chcę cisnąć nią niedbale w kąt i unieść ręce ku
górze, by ułatwić Sasuke zdejmowanie następnym warstw.
To
chore.
Tym
była zażyłość z wariatem. W jednej chwili wyję z bólu, i drżę ze strachu, a w
drugiej leżę, przykryta jego ciałem, niczym najszczęśliwsza dziewczyna pod
słońcem.
Sasuke
wyprostował kręgosłup, ale został na mnie okrakiem. Czy uznał, że najlepiej
będzie mnie wyręczyć, nie wiedziałam. Wiedziałam natomiast, że wywleka ramiona
z rękawów, a to nie w porządku. Toteż nie dałam mu skończyć. Uniosłam się i
zrobiłam to szybciej, choć niezgrabnie, przyciągając jego usta do swoich,
opadając z nim na posłanie, cała rozpłomieniona. Dawniej spotykałam się już z
podniesioną temperaturą na policzkach, ale to była pożoga. Żaden wóz strażacki
nie podołałby wyznaniu i mnie nie ugasił.
Sasuke
wrócił do całowania. Brakowało mi wzorców do sporządzania porównywań, jednak
czułam jak świetnie się w tym sprawdza. I nie uważałam się za gorszą,
przynajmniej nie oddzieloną od jego poziomu ogromną przepaścią. Wydawało mi
się, że robię to dobrze. Moje ręce same kręciły się tu i ówdzie, to przeczesując
mu włosy, to wkradając się pod t-shirt i masując plecy. Te ruchy były
automatyczne, ale właściwe.
Takie
wariactwo, przez które teraz przechodziłam, absolutnie nie gwarantowała
zachowania rozumu. W ogóle nie liczyłam się z obowiązującymi morałami, kiedy
Sasuke przystąpił do usuwania ze mnie swetra. Rozprawiał się z guzikami po
omacku, a ja tymczasem smakowałam jego ust i dawałam mu wyraźne sygnały,
zabraniające się oddalać, nawet jeśli miałoby to przyśpieszyć rozbieranie.
Tak krótko go znasz.
Tak mało o nim wiesz.
Niech
będzie. Rozpowszechniona mentalność w końcu zaczęła mnie strofować, bo
zachowywałam się skandalicznie, godząc się na to wszystko. Sasuke kiedyś się ze
mnie nabijał, że takie rzeczy mnie powstrzymują. A teraz ja nabijałam się z
tych rzeczy, które usiłowały przejąć kontrolę nad moim umysłem i powstrzymać
zanim będzie za późno.
Przegrały.
Tato, przepraszam! Miłość
naprawdę namieszała mi w głowie.
Swoją
drogą mocno wierzyłam, że zmarli wcale nas nie podglądają i nie mają ubawu.
Chciałam
właśnie wyrwać się ze szponów beznadziejnych myśli, ale Sasuke zrobił to za
mnie. Materiał swetra lekko łaskotał, zsuwając się do dołu. Ubranie zostało
jednak pode mną, ponieważ Sasuke przeniósł się na podkoszulek. Nie zamierzał
pozbywać się go jak reszty. On po prostu podciągnął materiał w górę i odsłonił
mój biustonosz.
Na
szczęście był całkiem ładny. Czarny, z ozdobną koronką na górnych krawędziach.
Nie zakrywał sobą nic, co miałoby imponujące rozmiary, ale Sasuke najwyraźniej
żył w innym uniwersum, gdzie piersi miałam po pępek, bo oczy nie przestawały mu
ociekać ciągotą.
Ja
swoje zamknęłam, odrobinę zażenowana. Starałam się wyrównać oddech i reagować
normalnie.
- Podnieś się – powiedział niepłynnie pewien
głos. Wyczułam, że dłonie Sasuke próbują wparować pod moje plecy i dopiero
wtedy utknęłam między młotem a kowadłem: czy aby na pewno utorować mu tam drogę?
– Sakura, umowa – przypomniał mi.
Racja.
Podniosłam
się nieznacznie, a jego palce szybko odszukały zapięcia, robiąc co do nich
należy.
Drań.
Musiał czytać w myślach jak ci wszyscy mistyczni przystojniacy z książek.
Połapał się w sytuacji, ogarnął, że moje imię wypływające z jego ust
hipnotyzowało niczym czarodziejskie wahadełko i wyciągnął artylerię przeciwko
mnie.
Przez
ten czas obserwowałam go spod opadających powiek.
Sasuke
nie zdjął biustonosza do końca, nie obnażył mnie. Położył prawą stronę twarzy
blisko mojego obojczyka i wpełznął dłoniami pod materiał, nieśpiesznie
przyswajając sobie kształt i wielkość moich piersi.
Jego
dotyk. W tym miejscu.
- Pocałuj mnie – poprosiłam (a może
zażądałam), żeby i on zaczął płonąć. Nie chciałam pozostawiać po sobie prochów.
Sasuke musiał do mnie dołączyć. One miały się ze sobą zmieszać, jak u
kochanków.
Tylko,
kurczę, nie pocałował mnie.
To
znaczy, teoretycznie. Ponieważ miejsce, któremu oddał tę przysługę było moją
częścią. Odgarnął pół biustonosza, żeby ucałować jedną pierś, a potem drugą, a
potem wkurzałam się tylko, że na tym poprzestał. Nie przerywaj. Nie przerywaj. Nie przerywaj. Proszę. Ale on zrobił
to tak czy owak, układając biustonosz, aby leżał idealnie. Sasuke nie otworzył
przy tym oczu. Nawet przedtem pozostały zamknięte, psując ogólny wyraz
skupienia na jego twarzy.
Schrzaniłam
coś? Może rozmiar mu nie odpowiadał. Może nie mógł ścierpieć, że wydziwiam do
tego stopnia, drżąc na całym ciele, a nawet dyskretnie się wzdrygając przy
każdym bezpruderyjnym posunięciu.
Najmądrzej
od razu to z niego wyciągnąć.
- Sasuke, dlaczego…
- Tak po prostu – odpowiedział, patrząc mi w
oczy. Jabłko Adama poruszyło się w jego gardle, jakby się zlękło.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu, żeby nie zrobić nic bardziej
głupszego.
- Co może być bardziej głupsze od tego, co
robimy teraz?
- Robienie tego dalej.
- Aha. – Czekałam na ciąg dalszy.
- No i możesz jeszcze bardziej zacząć
przypominać mi pomidora.
- Słucham? – Podtekst tych słów nie doszedł do
mnie od razu. Najpierw mogłam zachwycić się podkuwką, powstałą z jego warg. Później
zaczęłam gapić się w nieokreślony punkt za Sasuke, przekonana, że niebawem
spłonę na poważnie.
- Lubię pomidory – usłyszałam nagle.
Wyobraziłam
sobie Sasuke Uchihę, gwiazdę licealnych plotek, który podgryza niesmacznego
pomidora jak dobre i przesłodkie jabłuszko.
- Jesteśmy kwita – powiedział, ocierając usta.
– Oboje dotrzymaliśmy umowy.
Próbowałam
z całych sił ukryć rozczarowanie, serio! Jak wyszło? Trudno było samej oceniać.
Przede wszystkim trudno było przyznać przed własnym ego, czego tak naprawdę się
oczekiwało.
- To… dobrze – zgodziłam się.
Sasuke
zszedł ze mnie i przyniósł nasze kurtki. Jeszcze długo leżałam jak zastygła
lawa, jak posąg, jak świecznik – sparaliżowana pod każdym względem. Sasuke
krzątał się po pokoju i chyba specjalnie unikał mojego spojrzenia. Tym razem
dałabym zaprowadzić się na stryczek z poświadczeniem, że są zimnokrwiste i
nieprzeniknione. Na tyle skołowane sytuacją, że same nie wiedziały czym mnie
zdradzić.
Wreszcie
Uchiha rzucił na mnie okiem, zaraz po przekręceniu kluczy w zamku.
- Sakura, nie wiem, do czego mógłbym się
posunąć, gdybym kontynuował. Wiem natomiast, że kiepsko u ciebie z racjonalnym
myśleniem w podobnych sytuacjach, dlatego musiałem pomyśleć za nas dwóch. Znam
twoje podejście. Miałabyś całą masę różnych myśli, jeśli pozwoliłbym sobie
dotykać cię dalej. Chociaż z pewnością by ci się spodobało.
Wytłumaczył
mi to wszystko jak trudne zagadnienie z historii sztuki, albo jak personel w
banku przy zawieraniu umowy o kredyt. Być może byłam trochę zazdrosna o tę
łatwość, z jaką wypowiadał się na mniej lub bardziej onieśmielające tematy. Być
może. Na ten czas nie podlegało wątpliwościom, że mnie przejrzał. Popatrzył mi
w oczy i od razu wiedział, co tam ukrywam. Całą
masę różnych myśli.
- Doskonale wiesz, że jestem zboczeńcem –
dodał jeszcze.
- Z klasą – wtrąciłam. To go wyróżniało.
Zamalowywało kolorami, podczas gdy innych pokrywały odcienie szarości.
- Tak, z klasą.
Tajemnicze
„coś” zakradło się na jego twarz. Nie był to przemykający cień, który niedługo
miał odejść, zabierając ze sobą moment szczęścia. Nie. Tym mogłam pozachwycać
się dłużej. Gapiłam się tak natarczywie, że nawet nie było mi z tego powodu
przykro.
Lekki
uśmiech.
Najpiękniejszy,
jaki kiedykolwiek widziałam – oto, co zobaczyłam.
- Nie udobruchałaś mnie. Nie daruję im tego –
oznajmił Sasuke, gdy wzionęłam następną porcję smutku. Głownie szliśmy w ciszy,
och nie! Wróć! On szedł. Ja tylko
opierałam podbródek na czubku jego głowy, myśląc, że używa cudownego szamponu. –
Zabiję ich, tak czy inaczej.
Żeby
nie powracać do Deidary i Sasoriego, którzy gwarantowali mi popsucie nastroju,
postanowiłam ponarzekać na muzykę, płynącą do naszych uszu.
- Nie masz na playlistach czegoś weselszego?
Mijane
ulice robiły wrażenie bezludnych. Mało kto odpalił w domu światła, przez co
większość okien na osiedlu zionęła absolutną ciemnością. Na naszej drodze
spotkaliśmy tylko jedną osobę, małolata, który biegł do domu, podkopując
obdartą i zmaltretowaną piłkę do nogi. To przypomniało mi o nowej kontuzji. W
hurtowni próbowałam ustać i udowodnić, że kolana nie mają Sasoriemu za złe aktu
przemocy, ale okazało się, że jednak miały. Nie obraziły się na poważnie,
jednak nadal uświadamiały mi, że nie zostawią tego bez paru dni tortur. Właśnie
w ten sposób wylądowałam na plecach Sasuke, dzieląc z nim słuchawki.
- Somewhere
only we know – podpowiedział Uchiha. – Trochę bardziej weselsze niż reszta
piosenek.
- Świetnie. – Szybko odnalazłam szukaną
pozycję i wcisnęłam przycisk startu. Muzyka rozpoczęła się żywiołowymi taktami
i świętowała ze mną ten fantastyczne dzień, który zadał mi dziś tyle samo
pytań, co udzielonych odpowiedzi. Nie ukrywałam zagubienia po tym, do czego
doszło w pokoju ze śpiworami. Ale coś się we mnie zmieniło. Świat wydawał się
inny, kiedy rozglądałam się dookoła, o dwakroć wyższa niż zazwyczaj, z nowym
doświadczeniem na koncie.
-
Podoba mi się – stwierdziłam.
- Co takiego? Piosenka?
- Tak.
- Polubiłem w niej tekst. Dość specyficzny.
Do
mojego domu zostało niecałe dwieście metrów. Stąd dostrzegałam nawet dach i
trochę gzymsu. Im większe stawały się elementy, tym mniej cieszyła mnie muzyka,
bo nie miała tak wielkiej mocy, żeby wynagrodzić mi zbliżające się rozstanie.
Oh simple thing, where have you gone?
Kochałam
wariata. To nie była prosta rzecz. Ten wariat widział mnie nagą od pasa w górę.
To też nie była prosta rzecz. Liczba prostych rzeczy malała z czasem, od kiedy
zaczęłam interesować się Uchihą, a konkretniej odbębnieniem referatu.
Teraz
referat nie miał żadnej wartości.
- Sasuke?
- Hm?
- Pamiętasz karteczki od panny Cherron?
Potaknął.
- Pisz na nich swoje myśli, związane z
miłością, dobrze? Krótkie, proste zdania. To, co przyjdzie ci do głowy. Czy
możesz zrobić dla sprawy chociaż tyle?
- Postaram się.
Keane
śpiewał nam w uszach, a mnie poniekąd utulał do snu, bo było tu dość miękko i
dość cudownie, abym mogła podpłynąć do morza snów. Sasuke zdeklarował się, że odstawi mnie do
domu i powiedział jeszcze, że dzięki temu poczuje się trochę bliższy
normalności. Oboje zgodziliśmy się, że na filmach postępuje tak każdy
dżentelmen.
Ani
na moment nie przestraszyłam się wyroku śmierci, o którym prawił wcześniej. Nie
umrę i już. To byłoby zbyt paranormalne, żeby i mnie los zabierał do świata
nieżywych – ofiarę jakiegoś tragicznego wypadku. Musiałam pamiętać, że w
prawdziwym życiu nadprzyrodzoność nie ma prawa bytu.
I
nie mogłam dopuszczać do siebie tych obaw. Było mi za nie wstyd. Jak mogłabym
pomóc Sasuke, samej nie wierząc w swoją tymczasową nieśmiertelność? Przynajmniej
do czasu osiągnięcia sędziwego wieku.
Będę przy tobie –
obiecałam mu. Będę przy tobie, Sasuke.
Właśnie
tak, będę przy nim.
A
on będzie przy mnie.
I
nawet jeśli przyjdzie nam stanąć do walki z mistyczną klątwą, zrobię to,
uzbrojona w broń masowego rażenia. Tyle poetów, reżyserów i pisarzy utrzymuje,
że nie wynaleziono dotąd nic potężniejszego. Moc tej broni przeraża, ale jeżeli
wejdzie się w jej posiadanie, można zrobić tylko dwie rzeczy: wykorzystać ją w
imię dobra albo zła.
Wybrałam
pierwszą opcję.
Miłości
nie da się powstrzymać, stłumić ani załatwić niczym silniejszym. Mówią, że to
tylko krok od nienawiści, no i właśnie ten krok czyni ją taką wszechmocną.
Niepokonaną.
Poważnie.
Gdy jest się zakochanym, nie widać rzeczy i osób, które mogłyby podstawić tobie
nogę. Miłość rodzi głupców, ale wiecie co wam powiem?
Głupi
ma zawsze szczęście.
Od autorki:
Milczę, trzymam język za zębami, nie komentuję. Pozostawiam waszej ocenie.
I
dam wam na kwietniowy wieczór roztańczonych Uchihów. Rehehehehe.
PS
Wystraszyło was „N.” na końcu mojego nicku? Bez obaw. Trzea było przełączyć się
po prostu na Google, a tam nie mogłam być samą „Akemii”. ROSPACZ!
Bądźcie
pozdrowieni!
Ja cię chyba zabić muszę, Nikiro! xD Taka zapowiedź, a tu co? :c
OdpowiedzUsuńAle dobra, i tak cię podziwiam, że udało ci się ten rozdział napisać - po twoich skargach. XD
Zacznę od początku - można było się spodziewać, że Sakura wpadnie w niemałe kłopoty, gdy tam poszła. Trochę się jej dostało, oczywiście inteligentna Okeyla przewidziałą również, że przyda się jako "przynęta". Nie sądziłam jednak, że po tym telefonie do Sasuke, Deidara i Sasori tak stchórzą - tu mnie zaskoczyłaś. ;o
Wkurzony Sasuke o Sakurę - kocham ♥ Jaki to ja miałam szeroki uśmiech na twarzy, gdy wydzierał się do słuchawki "ZABIJĘ CIĘ" :3 I ten jego szantaż na zasadzie "Nie powiesz mi, nie pocałuję cię". Awww...
No i ta końcówka - przeszłaś samą siebie. No, prawie, bo tutaj muszę nawiązać do początku komentarza - nie było segsów, noo! ._." Ale nadrobiłaś to tymi pocałunkami <3 *Sasucze - zbok z klasą taki odpowiedzialny*
Dobra, komentarz krótki za karę, o! :D A była taka zapowiedź... Ech, no dobra, bo jeszcze na jakiegoś niewyżytego zboka wyjdę, jakim już jest Sakura tutaj. O.o
Pozdrawiam i weny~! <3
~Okeyla
ZBOOK!!
UsuńTy to tylko o jednym, mendo. Właśnie, właśnie! Ciesz się, że umęczyłam ten rozdział do końca, bo myślałam, że kryzys potrwa wiecznie </3
Ech, ja cię chyba zatrudnię na stanowisku osobistego wyłapywacza literówek - jestem w tym fatalna. Co ty na to? Pensja bynajmniej nie będzie skromna B| Skoro dokarmiasz mnie na Fejsbuczku, to może i ja coś przygotuję dla ciebie do żarcia? :P
(Pieniądze szczęścia nie dają ponoć, więc nie psiocz ._.)
A z chęcią ^^ Możesz mnie dokarmiać ciastem francuskim z Biedronki za wyłapywanie tych literówek, o! :D
UsuńA wiesz, że jednak przekonałam się do tego bloga bardziej? Teraz tak się rozkreciło wszystko, że ulalaa.
OdpowiedzUsuńCudowna niespodzianka na zakończenie dnia(w którym zawaliłam egzamin z przyrodniczych..), jeszcze zaraz polecę na błota Miku.
A już myślałam, że wpadnie Sasuke i wykopie szalony duecik na koniec świata, ewentualnie zaświaty.. *wizja małego błysku na niebiez pokemonów*
No i ta cudna akcja pod koniec. Sasuke w roli fetyszysty od małych piersi jest genialnym pomysłem. Szkoda, że nie odcięli dalej w erotycznym amoku.. Z drugiej strony zapewne są lepsze miejsca na ochy i achy niż ciemną piwnica w opuszczonym budynku i dwa śpiwory.
Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny rozdział i życzę poświątecznie wszystkiego dobrego!
Pozdrawiam, Hikari.
Tfu, *bloga Miku.
UsuńGłupi telefon przekręca mi wyrazy. >ω<
A tak się zastanawiałam o co chodzi z tym błotem xD No, nevermind. Cieszę się, że i w ten blog zaczęłaś się wkręcać, bo dużo jest osób, które krytykują szkolne romanse i delikatnie sugerują, że lepiej sprawdzałam się w ninja. Smutne :c
UsuńDanke za komentarz! ♥
Fan orgazm. XDDDDDDDDDDD ROZDZIAL ZAJEBISTY. SASUSAKU HOHOHOHOH kc Akemii po prostu kc....
OdpowiedzUsuń♥ ♥ ♥ ♥
Usuńnie bede sie rozpisywac bo jestem na komórce. No wiec notka jak zwykle boska! Nie wiem jak mozna byc tak zajebistym żeby napisac cos tak zajebistego :D xD tyle Sasusaku *-* bosze to było takie... (chyba nadużywam tego słowa ale co tam) zajebiste! Bardziej teraz chodzi mi o to ze romantyczne i słodkie ale bez przesady i nie było to kiczowate :,) cos pięknego. Wreszcie Sasuke przyznał przed sobą ze kocha Sakure. Tak strasznie lubie jak Sasek martwi sie o Saki. I to „ZABIJE CIĘ” Saska KOCHAM <3 Ciesze sie ze nie było seksu xd to moze trochę głupie ale ja uwielbiam jak bohaterzy wolno wszystko ze tak powiem robią. Ich relacje nie przeskakuja szybko z jednego etapu do drugiego ale wszystko jest idealnie i za to kocham to opowiadanie. Podskakiwałam z radości jak zobaczyłam ze jest rozdział i podobał mi sie niesamowicie i ubolewam ze właściwie niedługo zakończysz to opowiadanie ;-; życzę weny i czekam na nexta :** (z wielką niecierpliwością)
OdpowiedzUsuńTyż nie lubię szybkiej miłości. A Sosydż jest taki facetem, że trudno, aby od razu kogoś pokochał. Jeeny, jak się cieszę, że ktoś to rozumie ._.
UsuńDZIĘKI!
Cudowny rozdział!!! Ah ta psychopatyczna strona Sasuke <3
OdpowiedzUsuńWszystko genialnie napisane, jak zawsze. Za każdym razem jak czytam twoje wypociny cały czas się uśmiecham :D, a mój brat się na mnie patrzy jak na idiotkę, bo szczerze się do tableta, ten świat jest pełen wariatów.
Ma się rozumieć, że w następnym rozdziale Sasek skopie Sasoriego (<3) i Deidare? Będzie krew? Jak tak to czekam... Chociaż nawet bez krwi czekam.
Czego tak mało TEJ sceny, zawiodłam się tak jak Sakura :P
Jak zawsze kródko, zwięźle i na temat. Cóż... WENY! To jest najważniejsze... I pamiętaj o rzeczach niezbędnych do myślenia: Lody, czekolada, herbatka... Czasem mózg, ale ja na przykład bez niego też dobrze funkcjonuje...
Kocham wielokropki... <3
Juhuuuu, wreszcie mamy rozdział ;) tak długo czekać, rozdział taki genialny. Generalnie same ochy i achy. Podoba mi się, że Saske jest tu hmmm... trochę bardziej ogarnięty niż nasza Różowa, że potrafił się opanować w takim momencie. Sakura to taki Zbok, że o jej, przebija nawet mnie :D Uwielbiam szantaże typu 'jak nie powiesz, to Cię nie pocałuję/przytulę' zawsze działają :) Cieszę się, że ich uczucie rozwija(ło) się powoli, a nie, że już w drugim rozdziale się zakochiwali. Ja też zakochałam się, ale w tym, jak pięknie opisałaś te wszystkie wspaniałe uczucia Sasuke. Jak widać, on odczuwa tyle samo, a nawet dużo więcej emocji niż Sakura. Mam też pytanie- czy ja dobrze zrozumiałam?? Sasuke juz wcześniej był zauroczony(zakochany to za duże słowo) Sakurą?? No nie wiem, co pisać. Zatkało mnie. Rozdział idealny pod każdym względem. Gratuluję wielkiego talentu i czekam na więcej. WENY życzę :)
OdpowiedzUsuńZa wszystkie błędy serdecznie przepraszam, ale relaksuję się w wannie i piszę z telefonu. ;)
Magda.
Zaiste zacny rozdział ♥♥♥ Coś zauważyłam, że Sasek ma obsesję na punkcie piersi Sakry - najpierw w autobusie, no i teraz poszedł na całego!
OdpowiedzUsuńCóż, nie mam czasu na pisanie komentarza, więc uzupełnię go kiedy indziej.
Buziaki ;**
O, czyli pozwolisz mi nie rozpisywać się pod rozdziałem na Nakanaide? :P Ostatnio nie mam weny do pisania komentarzy </3 hart brołken.
UsuńAle tyż uzupełnię go kiedy indziej ♥
Więc tak.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już wczoraj, ale mi się nie chciało komentować ^^
Ja poprostu wiedziałam, że idąc tam Saki wpakuje się w paskudne kłopoty. A potem ten telefon... Sasuke taki szalony :3 Jak tu go nie kochać? Miałam nadzieję, że skopie tej dwójce tyłki, jak tam wpadnie, a tu guzik ;(
Wynagradza to końcówka ^^
Przeczuwałam, że zrobisz nas w konia. Może i segsów nie było, ale mnie kisy wystarczą w zupełności. A ciemna piwnica w rozpadającym się budynku to raczej nie miejsce na ten wyczekiwany "pierwszy raz", bo w końcu dla nich oboje to będzie nowe doświadczenie (chyba, że czegoś o Tobie nie wiemy, Sasuke >.>). A potem ją zaniósł na plecach pod dom (awwww! *w*). Ciekawe, czy u niej w domu ktoś był i ich zobaczył. Bo oczywiście mama musiałaby zbombardować Sakurę setką pytań ^.~
Rozdział świetny! Czekam na kolejny!
Wikuś Chan
A gdzue rysunek Sanady i Temari? T.T
OdpowiedzUsuńJest w planach. Na razie mam masę innych zamówień i zaległych rysunków do szkoły :P
UsuńEeeee spodziewałam się, że posuną się dalej xD Nie no żart. Dobre i to :D I wreszcie widać, że Saskowi zależy na Sakurce! <3 Już nie mogę się doczekać, kiedy tak na poważnie, poważnie, powaaaaażnie między nimi zaiskrzy! A Deidara i Sasori niech spadają na drzewo -.-'
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać, czym zaskoczysz nas w kolejnej notce (mam nadzieję, że nie karzesz nam czekać na nią zbyt długo)
A jeszcze tak na marginesie: jak już kiedyś zostanę wydawcą/edytorem (w końcu po coś się to dziadostwo studiuje xD) to Cię wydamy! Bo co, jak co, ale talent to Ty masz niesamowity i trzeba go rozpowszechnić! Ot co!|
Pozdrawiam i życzę duuuużo weny i czasu :)
Rozdział genialny !!!
OdpowiedzUsuńWiedziałam że nic dobrego Sakurę nie czeka ale że aż tak?? :/
Sasek się wściekł i obudziła się jego psychopatyczna strona xD
Nie sądziłam że Sasori i Deidara zwieją na sam dźwiek jego szalenstwa. Czytałam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom!!!
A potem było już tylko cud miód i orzeszki :D ::D
Nie mogę się doczekać na nexta :)
Pozdrawiam :D
Kolejny rozdział i kolejne miłe zaskoczenie. Przeczytałam go już wczoraj,ale wysłało mnie do Morfeusza od razu po przeczytaniu :c Nie jestem człowiekiem o wyobraźni płaskiej jak stół,ale jakoś nie mogłam wyobrazić sobie histerycznego krzyku Saska :I Chyba,że mogło to brzmieć jak jego śmiech w anime xD I widzę,że w prawie każdym fanfiku nabijają się z uwielbienia Czarnuszka to pomidorów :D Anyway rozdział był bardzo fajny,miło się czyta ( oh...aż chcę się więcej) A tak jeszcze małe pytanko z mojej strony,gdzie jest piesek? Dawno go nie było
OdpowiedzUsuńNo bo to, cholera, zniszczyło system, jak się dowiedziałam, co tak naprawdę lubi Sasydż. XD
UsuńPiesek bydzie, niedługo! Są co do niego pewne plany, rehehe.
A może mu z tego powodu przykro :c
UsuńNareszcie, nareszcie, nareszcie!!!
OdpowiedzUsuńWchodzenie tu po piętnaście razy dziennie się opłaciło!!!
Genialnie, jak zwykle.
Nasi artyści w roli "tych złych" niezmiernie przypadli mi do gustu, na dokładkę przebudzenie "dark side of mr Emo", i macanko, sama słodycz!!!
Teraz to będzie się dopiero działo. Nie mam pojęcia, co dokładnie, ale jestem pewna, że ciocia Akemii wymyśli nam coś super-ultra-mega-expert zuego, zajebistego, nienormalnego a za razem tak słodkiego, że nam gały powyskakują XD
Z niecierpliwością oczekuje nexta.
Weny życzę,
Me
W końcu rozdział. Z wielkim uśmiechem go czytałam, a już w ogóle ten fragment z Sasuke i Sakurą. Nawet nie wiesz jakie było moje rozczarowanie jak do tego co miało dojść nie doszło. Sasuke w końcu wpuścił do siebie Sakurę. <3 Czekam na następny rozdział, który mam nadzieję, że szybko się pojawi.
OdpowiedzUsuńPozdrawaiam cieplutko. ;3
Jesteś pieprzonym kłamcą T_T
OdpowiedzUsuńJa tu się spodziewałam pościgów, wybuchów, fajerwerków tak ogromnych, że rozniosą małe mieszkanko mojej babci w powietrze, a tu było coś zdecydowanie bardziej subtelnego, co zawiera piękno samo w sobie i urzekło mnie totalnie.
Ty już masz dość konplementów ode mnie, ale ale muszę no .-.
GAT nie jest płytkie, za co bardzo cenię sobie tę historię. Jest niebanalna i oryginalna, przyciąga swoją fabułą, jak i umiejętnościami samej autorki. Spałam dzisiaj tylko 4-5h więc mógł załączyć mi się tryb Shee Filozofa, ale znosiłaś gorsze moje odpały, więc powinno obyć się bez echa xd kim dokładnie dla Saska jest Dei i Sasori? No kuuuurde. Nurtuje mnie to jak cholera. Co z moim mężem?
Uchiha zaniósł ją do samego domu? To spotka się z jej siostrą i mamą?
Dlaczego on się opanował? .-.
Oj, Nikiro. Bądź dzisiaj na fb musimy pogadać o ASW :D
Komentarz jest krótki, bo jak napiszę za długi, to mój fon nie ogarnie xd
Weny kochana, weny i wiecznej miłości do SS <3
Mówiłam już że Sasek w twoim wykonaniu powala? To mówię. Ale nie tylko on powala- powala fabuła, powalają pozostali bohaterowie, powala przede wszystkim twój talent! Akcja się rozkręca. Podoba mi się ;3
OdpowiedzUsuńMiały być seksy...
OdpowiedzUsuńI co?
Nie było.
Ranisz :C
http://smg.photobucket.com/user/carnilia/media/randomgifs/supernaturalnotcooltotallynotcool_zps75d85540.gif.html
O tak! Hmpf.
Jednak chyba jestem w stanie ci to wybaczyć. :P
Boże, chyba zaczynam upodabniać się do Sakury. Ja też przez moment wierzyłam w ludzką dobroć i myślałam, że Sasori i Dei pomogą jej bez problemu. Tyle przegrać, trzeba być naiwnym ;_;
To, co się działo później... :O
W pewnym momencie myślałam, że Sasek zaraz naprawdę zabije tą dwójkę debili. (Saso lubię, ale Deidarę tak średnio)
Jaki on był wkurzony. <3 Miłość rośnie wokół nas! Martwił się, ha! Czyli ma jeszcze jakieś ludzkie odruchy i zachowania. :3
No i najlepszy moment rozdziału. Naprawdę myślałam, że dojdzie między nimi do czegoś więcej, ba, byłem tego pewna! Nadzieja matką głupich, jak to mawia Uchiha...
"- Lubię pomidory – usłyszałam nagle." - To było takie słodkie! Seksowne i wgl i wgl. <3333
Idę wzdychać do obrazkowego ideału mężczyzny...
*,*
Tak mi się wydaję, że GAT jakoś niedługo będzie obchodzić urodzinki, czyż nie? ;> :p
W twoich blogach uwielbiam to, że każdy rozdział tak lekko, szybko i bezproblemowo się czyta. Nie robię tego na siłę i za to cię kocham. <3
http://smg.photobucket.com/user/carnilia/media/randomgifs/spndeanyoureawesome_zps1e1232f5.gif.html <-- Tym miłym akcentem kończę mój jeden z krótszych, beznadziejnych komentarzy. ^^
Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział.
I szablon...
;>
Cud miód malina ; D !!
OdpowiedzUsuńpodoba mi się <3!!!! czytam <# czekam na kolejny post i zapraszam do mnie na bloga <3 http://czas-to-milosc.blog.pl <3
OdpowiedzUsuńOd czego by tu zacząć, może tak. Bardzo się cieszę,że w końcu na bloga trafiłam, szkoda tylko że tak późno, bo po 15 rozdziałach.
OdpowiedzUsuńWpierw, zanim przejde do histori to skomętuję szablon, który mnie urzekł. Prosty w swojej prostocie, ale jak ślicznie wygląda. Strasznie mi się spodobał ten efekt, jak początkowo przy włączaniu bloga jest ciemny, i nachodzi na to biała warstwa, widziałam to już chyba u Miku, bardzo mi się to podoba.
Od początku jak weszłam na bloga, cały czas, zamiast I'll stay by you only na myśl przychodzi mi kawałek z piosenki Enrique Iglesias "Hero" - I'll stand by you forever.
Teraz historia, GAT sprawił, że moja miłość do SasuSaku wróciła. Dawno nie czytałam tak dobrego opo o tym paringu w szkole.
Sakura, fantastycznie ją wykreowałaś, taka normalna dziewczyna, można się z nią zidentyfikować. Często, charaktry są nadzbyt wyraziste lub przekombinowane w drugą stronę. Charakter twojej Haruno, jest zbalansowany, stąpa mocno po ziemi, ale są też momenty które ją złamią.Jest tak po środku Tem i Ino.
No i ta piłka nożna. O Sasuke dużo nie będe mówić, ale wiedz, że udało ci się go wykreować, w sposób, wpadł w me gusta.
Historia:
- Muzyka, kluczem serca Uchihy. Masz u mnie wielkiego plusa, za wplątanie w to muzyki.
- Fajnie, że nawet najmniejsze szczegóły są ważne, weźmy na przykład te karteczki od nauczycielki, przy całej histori, mogłyby pójść w zapomnienie, ale gdzieś tam w następnych rozdziałach o nich przypominasz. Albo ten znak"znikaj", użyty potem przez Sakurę.
- Chciałam właśnie napisać, mój ulubiony rozdział to... ale nie umiem wybrać, w każdym jest jakiś moment, który ubustwiam.
- Ten moment, jak on wpada do magazynu, skojażył mi się z anime, w lesie, podczas egzaminu na chunina, jak przeklęta pieczęć się aktywuje, no wiecie o co mi chodzi. To była pierwsza myśl, choć teraz tak na to patrząc może się myle.
- Jestem ciekawa o co chodzi z Calem
- Sanada i Temari? Serio? Mogłabym ci podać tysiąc powodów, i potwierdzić dowodami a nawet mogę ci zebrać 1000 podpisów, że Temari, pasuje tylko do Shikamaru. Ale Sanade lubię, nawet bardzo. No dobra może Shika, nie był zbyt aktywny w histori głównej bohaterki, nie mógłby być bo to dla niego zbyt upierdliwe, i mimo, że odezwał się tylko raz, -sprawdzałam- nie powinnaś go skreślać z roli kandydata, do serca No Sabaku.
- Miłość SS, już moment jak ją uratował albo jak przybieg bo myślał że jej się coś stało, - i cała lista innych momentów - były piękne. Już nie mogę się doczekać, ich referatu.
Miałam tyle do powiedzenia na temat tego bloga....zanim wziełam się za komentarz. Ale teraz nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
O wiele łatwiej było by komentować z notki na notkę, ale niestety zbyt późno odkryłam GAT. Połowa tych którzy tu komentują, są tymi autorami, których blogi chce przeczytać, i nie mam na to czasu i jeszcze u Ciebie mam chyba dwa blogi do przeczytania. Co ci wybitni autorzy się tak rozmnażają razem z blogami.
Cóż, jeden czytelnik w tą czy we wtą nie zrobi ci różnicy, zwłaszcza przy takiej ilości fanów, ale wiec że czytam, obserwuje i wielbię no i nie zapominajmy że czekam na rozdział 16 z niecierpliwością.
Sasul seksowny psychol <3!
OdpowiedzUsuńTyle fluffu, tyle fluffu~ omg ja chcę więcej 'perspektywy' Sasuke. Akemii ha chcę, ja potrzebuję więcej. Kocham cię za ten rozdział, jest idealny, od początku do końca, od góry do dołu, od prawej do lewej i na wskroś. Dodam jeszcze, że jest przesłodki i przecudowny całkowicie w poprzek i od dołu do góry.
OdpowiedzUsuńPrzestraszeni Sasori i Deidara, cholernie niskie ego Sasuke i te wspaniałe myśli i spostrzeżenia. Nienawiść w głosie, która sprawiła u mnie ciarki na plecach, to szczęście promieniujące z ekranu gdy jego myśli galopowały przez nieprzemierzone połacie radości i różowych włosów. Te ich oczy tak inne, a tak doskonałe razem.
I ty panno moja "Frajer" *nie bij nie bij nie bij* ALEŻEŚ POPRAWIŁA STYL! WOW~ NORMALNIE TA KOŃCÓWKA TO JEST MAJSTERSZTYK. KOCHAM I CHCĘ WIĘCEJ. WENY ŻYCZAM~!!!
Ja już myślałam, że oni się prześpią, a tu takie bum! :D Sasuke zachowujący racjonalne myślenie za ich obu :D mam nadzieję, że Sasuke nie posunie się do zabicia Sasoriego i Deidary :D Somewhere only we know <3 kocham tę piosenkę, wzruszam się na niej <3 Ale że Deidara ją uderzył? o.O chyba nie spróbuje tego ponowić w przyszłości :D świetny rozdział, czekam z niecierpliwością na nexta, ponieważ nie wiem co moze się wydarzyć tam :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńJAaaaaaaaaaaa! Ten rozdział jest jednym z moich ulubionych, w sumie czytałam go już od razu po publikowaniu, ale kurcze... Nie wiem czemu nie skomentowałam ... :O
OdpowiedzUsuńUśmiech Sasuke wygrał wszystko! I podbił moje serce, aww :3 No, dobra Sanada ma większą przewagę, ale zawsze coś :3
Lecę czytać następny, bo mam trochę zaległości... :>