Minione
dni dały mi wycisk. W skrócie: miałam za sobą pierwszy pocałunek, poznałam
osobę cierpiącą na heterochromię, co ciekawe, ta osoba była największym
zboczeńcem, jakiego świat widział! A skoro o zboczeńcach mowa, nie mogłam
pomijać Sasuke, chociaż sam twierdził, że to nie definiuje go w zupełności.
Pomyślałam, że w naszym języku nie istnieje dobry odpowiednik. Jedyne Sasuke mógłby z japońskiego imienia
awansować na rzeczownik, określający kurtuazyjnego bezwstydnika.
Jednak
najgorszą z wyżej wymienionych rzeczy (nie podpisuje się pod to pocałunek!) był
odbyty nie tak dawno trening. Tem zdeptała wszystkie moje ambicje, wcześniej
wkładając je do buzi i porządnie przeżuwając bez połknięcia.
Gdyby
kurtuazyjny bezwstydnik nie niósł mnie na rękach w nieznane miejsce, może
bardziej bym się tym przejmowała. Na razie nie były to nękające upiory, a cicha
woda, która zacznie rwać brzegi, kiedy położę się spać. Noc była zdecydowanie
najlepszych czasem, żeby wywabić wszystkie zmory życia na zewnątrz.
— Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać – powiedziałam normalnym
głosem, oddając się ledwie nabytej błogości. To uczucie mnie zaskoczyło. Oprócz
tego, że było wszechobecne, nawiedzało akurat w towarzystwie Sasuke, czego
zupełnie nie byłam w stanie zrozumieć. Nie był dla mnie całkiem obcy, ale też
nie łączyło nas nic szczególnego. Ot, trzy mieszające w głowach pocałunki,
które na zawsze zapiszą się w mojej pamięci. To samo dotyczyło jego uśmiechu.
Był prześliczny, chciałabym częściej go widywać. – Uśmiechnij się – zatem
poprosiłam.
— Na razie nie mam powodu – odrzekł, zasapany.
Przez pięć minut nieustannie połykał następne metry z
pięćdziesięciokilogramowym obciążeniem. Nie dziw, że spowijała go taka złowroga
aura.
Zauważyłam,
że Sasuke nie wybrał drogi przez środek osiedla, tylko skupił się na
peryferiach. Najczęściej lawirowaliśmy między drzewami. Nawet park został
pominięty szerokim łukiem i Uchiha na samym jego skraju wybrał jedną ze wstęg
uliczek dla pieszych. Na jednym z takich zawijasów spotkałam go po raz
pierwszy, z ogromnym wilczurem przy nodze.
— Masz plan? – zagadywałam. – Bo wiesz… mogę
iść o własnych siłach.
— Możesz się zamknąć – poprawił mnie z jadem w
głosie.
Próbowałam
się na niego nie wkurzać. Niby szczypała mnie rosnąca ekscytacja, jednak nie
mogłam zapominać o jego niegrzecznych odzywkach. Nie byłam pewna przerwania
treningu Temari. Traktować to jako zasługę czy przestępstwo? Na bank czegoś bym
się od niej nauczyła, z drugiej strony
za łatwo można mnie było zranić, a Tem uwielbiała mówić prostolinijnie.
Zamroczyło
mnie ostre światło migającej latarni, wytrącając tym samym z przemyśleń.
— Gdzie jesteśmy? – Zadawszy to pytanie,
zdążyłam już podnieść głowę i sama się przekonać.
Jezdnia.
Asfaltowy, świeżo wyremontowany odcinek doskonale znanej mi drogi, którą raz na
jakiś czas przejeżdżam z mamą, kiedy była na siłach i mogła zawieź mnie do
szkoły. Rzadkiej zaprowadzałam tędy Hanę. Droga była może krótsza, chodnik
szeroki, również zabetonowany, jednak notorycznie dochodziło tu do wypadków, a
raz zdarzył się ten pamiętny z ofiarą śmiertelną.
— Po co tu jesteśmy?
— Zobaczysz – odpowiedział mi, wreszcie
dosmaczając to dozą uczuć. Konkretniej ekscytacji. Czułam się lepiej, wiedząc,
że randka była zaplanowana od deski do deski i, co dziwne, wszystko to zasługa
Sasuke.
Zatrzymaliśmy
się. Uchiha cierpliwie czekał, nie puszczając mnie na nogi.
— Może…
— Nie. – Domyślił się, co chciałam
zasugerować.
Przygryzłam
wargę i nadęłam się.
— Zdradzisz cokolwiek?
Sasuke
spojrzał mi w oczy. Przez chwilę szczerze wierzyłam, że uchyli rąbek tajemnicy,
jednak nawet jeśli tego nie uczynił, słowa zastępcze wywołały niemałe wrażenie:
— Byłaś już na… randce? – Miał trudności z
utrzymaniem nonszalanckiego stylu obycia przy ostatnim, zabójczym wyrazie.
— Nie. To moja pierwsza. A twoja?
— Też.
— Nie zaprosiłeś na randkę tej dziewczyny,
którą całowałeś przede mną? – zapytałam z nadzieją, że uzupełnię brakujące
dane. Ta sytuacja ciągle przedstawiała mi się niejasno. Czuł do niej coś więcej
czy po prostu pocałował przez chwilową chrapkę?
I czy mnie spotka to samo? Czy kiedyś najdzie go ochota pocałować kogoś
innego?
Śmieszne,
nie? Człowiek ma tyle pytań, a jednak coś go powstrzymuje, by zadać chociaż
jedno.
— Nie – usłyszałam.
— A… jakieś konkrety?
— Po prostu nie przyszło mi to do głowy.
Nie
odrzekłam nic więcej. Najchętniej utopiłabym się w tym błogim poczuciu, ale
Sasuke wyraźnie na coś czekał, utrzymując pod obserwacjami prawą stronę ulicy.
Gdybym miała więcej odwagi, zwierzyłabym się na głos jak dobrze mi w jego
ramionach przy wtórze pięknej melodii: biciu ludzkiego serca, które w tych
okoliczność galopowało po biegu.
— Na co czekamy?
— Zamknij się. – Uciszył mnie dziwacznym
sposobem: targając jeden, wykluczona spoza reszty włos. Niefortunnie skołtunił
się w zasięgu jego ręki. – Zaraz się zacznie.
— Co? – Uch, to wychodziło ze mnie
automatycznie.
— Coś szalonego. – Rzucił na mnie okiem. Do
twarzy przyklejony miał chytry uśmiech. – Nie spodoba ci się.
Byłam
zaskoczona. Czy on właśnie zadziałał odwrotnie do wymogów takich sytuacji? Bez
skrupułów zamierzałam mu to wypomnieć.
— Wiesz, że normalni faceci, patrząc na
dziewczynę takim sposobem, mówią
zazwyczaj: „Spodoba ci się”.
— Ale tobie się nie spodoba. Nie będę kłamać.
— Jakie to szlachetnie. – Westchnęłam
ostentacyjne, choć miałam nie robić tego głośno. Czasami myśli się ze mnie
ulatniały, mózg urządzał sobie wtedy urlop albo fundował wycieczkę w kosmos. –
W takim razie dlaczego mnie tam zabierasz, skoro nie będzie mi się to podobać?
— Przekonasz się.
— Wolę przekonać się już teraz.
— Przekonywanie się później jest lepsze.
Wyciągamy z tego więcej wniosków – oznajmił.
Tuż
po tych słowach, które zawisły w powietrzu bez mojego odzewu, oślepił mnie
kolejny nawał światła. Jeszcze ostrzejszy niż popsuta latarnia. Dręczyła nas
wcześniej mrugnięciami, lecz teraz blask był stały, intensywny i… zdwojony. Okazały
się nim przednie reflektory nadjeżdżającego samochodu. Moją pierwszą myślą był
przypadkowy, niepowiązany z sytuacją pojazd, który wyminie nas z nadmierną
prędkością. Jednak wkrótce mózg skończył swoje sielanki i zaczął ze mną
współpracować.
Subaru
pędziło w naszą stronę i nie wyglądało na to, że zamierza się zatrzymać.
Dopiero gdy był około pięćdziesiąt metrów ode mnie i Sasuke, koła zapiszczały,
a silnik zaczął terkotać. Kierowca musiał gwałtownie wcisnąć pedał hamulca. Pod
policzkiem wyczułam napinające się mięśnie Sasuke. Wiedziałam już wtedy, że to ten
wóz go zniecierpliwił. I cudem udało mi się przełknąć podchodzący do gardła
strach.
Subaru
nie stanęło dokładnie przed nami, lecz podjechało za bardzo do przodu nie
mogłam dostrzec kierowcy. Samochód był monstrualny, z metaliczną karoserią i
przyciemnionymi szybami. Wzdrygnęłam się, kiedy Sasuke skierował się w jego
stronę. Wzdrygałam się rzadko, a jeżeli do tego dochodziło, ingerowała moja
nieomylna intuicja. Gryzły mnie złe przeczucia.
— Zakładam, że nie powiesz mi kto jest w
środku – zdążyłam się odezwać.
— Dobrze zakładasz.
— Nie pozwolisz mi też zrezygnować z podróży.
Sasuke
głośno westchnął i zastygnął dokładnie w chwili, kiedy miał już otworzyć tylne
drzwi. Popatrzył na mnie, robiąc wrażenie mężczyzny po sromotnej klęsce.
— Nic ci się nie stanie, okej? Masz moje
słowo.
— Skąd mam wiedzieć, że twoje słowo jest coś
warte? – Nie wiem, czemu się sprzeczałam. Powinnam była zaakceptować układ i
potulnie dać się poprowadzić. Połowa mnie działała jednak inaczej. Subaru jakoś
do niej nie przemawiało, dlatego odłączyła się od wspólnego ego i zaczęła żyć
na własną rękę, wszczynając bunt.
Była
głośna i niezależna, póki nie spotkała karych, skoncentrowanych na niej oczu.
— Zaufaj mi – powiedział ich właściciel i
wtedy potrafiła uwierzyć mu we wszystko. Mógłby zarzec, że po zachodzie słońca
wyrasta Sasuke trzecia kończyna, łyknęłabym to! Ja i ten odrębny, ognisty
kawałek mojego jestestwa, w którym tkwił odziedziczony po matce temperament.
Nie
ogłosiłam żadnej zgody, Sasuke jakoś ją ze mnie odczytał. Uchylił drzwiczki
pojazdu.
Reszta
rozegrała się niezwykle szybko.
Sasuke
wcisnął mnie do auta szybkim i mocnym pchnięciem. Sama nie wiedziałam, skąd ta
nagła zmiana, gniew, który zdradził go ruchami jego ciała. W środku samochodu
panował półmrok. Tylko obok szyberdachu, tuż nad kierowcą, zapaliła się wątła
lampka, ale jej światło się nie nadawało. W moje nozdrza uderzył zapach taniego
pachnidła do aut, dyndającego na lusterku wstecznym. Odruchowo przeczołgałam
się na drugi fotel pasażera, żeby zrobić miejsce Sasuke. Z wolna rozwijała się
we mnie panika. Gdzie ja się wpakowałam?
— Sasuke. – Szukałam go po omacku. Wreszcie
poczułam znajomy materiał kurtki i, sugerując się jego fakturą, było to
przedramię Uchihy. Oplotłam go bez zastanowienia. – Co tera…
— Masz ją? – przerwał mi czyiś głos. Kierowca
wrzucił pierwszy bieg i poprawił sobie włosy. Zastanawiałam się kim był i czy
wiedział, co tak właściwie się tutaj wyprawia. Wysnułam jeszcze kilka innych
teorii aż chłopak nie obejrzał się na nas, podpierając brodę na kancie fotela,
zaraz obok zagłówka. – Witam serdecznie naszą
podróżniczkę! – Popatrzył mi w oczy. Starczył jednosekundowy kontakt wzrokowy,
by nabawić się palpitacji.
— Sa…
Sanada
głośno wypuścił powietrze. Jak to się stało, że był tutaj? Nikomu nie udało się
do tej pory przebywać w dwóch miejscach naraz! To było fizycznie niemożliwe!
Zachłysnąwszy się, przylgnęłam z przestrachem do oparcia z niezbitym
przeświadczeniem o skonfrontowaniu zjawy.
— Wszystko gotowe? – zwrócił się do Sasuke, przedtem
wyśmiewając moją reakcję. Grzebał pod fotelem, a ja wsłuchiwałam się jak
chichra.
W
akcie paniki szarpnęłam ramię, które wcześniej sama uwięziłam.
— Co on tu robi?
— Przekonasz się. Teraz nie będę ci niczego
tłumaczył – powiedział Sasuke.
Coś
nie pasowało mi w jego głosie.
Sanada
był zadyszany. Dopiero teraz uszy odebrały rozlegające się oddechy. To mi
przypomniało, gdzie teoretycznie powinien się znajdywać.
— Co się stało z Temari? – zapytałam.
— Cholera – zaklął. Jego tułów umościł się
między przednimi fotelami, ręce goniły w tę i we w tę, to zapinając pas
bezpieczeństwa, to przesuwając mnie jak najbliżej Uchihy. Ostatniego nie trzeba
było mi dwa razy powtarzać. Sama do niego przywarłam z olbrzymimi oczami i
nierozumną miną. Byłam niczym dziecko wśród zgrai potworów. – Sasuke, musimy
się z nią skontaktować.
— Co? – Uchiha drgnął.
Z
kolei Sanada przestał obmacywać przestrzeń pod swoim fotelem i teraz jedną ręką
buszował pod nogami pasażerów.
— Gdzie to? Cholera jasna…
— Coś ty narobił? – Denerwował się Sasuke.
Sanada
podniósł przepraszający wzrok, na który nikt się nie nabrał. Potem ów wzrok
spoczął na mnie, a różnokolorowe tęczówki prześlicznie zalśniły przy lekkim
świetle.
— Telefon.
— Po co? – Zgrywanie apatyczniej na nic się
zdało. Po prostu trzęsłam portkami ze strachu.
— Daj mi telefon – powtórzył bardziej
stanowczo.
Zrobiłam,
jak chciał.
Sanada
bezczelnie odblokował ekran i zaczął dzióbać w niego palcem. Z jego ust
wymykały się rozmaite mamroty, lecz żadnego nie potrafiłam zinterpretować.
Czułam narastającą złość. Jej przypływ nie był gwałtowny, jak w większości
przypadków i najpewniej proces ten spowalniał strach. Wyciągnęłam rękę, a wtedy
zguba się odnalazła.
— Jest! – Wykrzyknął Sanada z triumfem.
Sasuke
się niecierpliwił i trzepnął go po głowie.
— Co ty robisz, do diaska?
— Rozpoczynam połącznie.
— Co? – Stworzyliśmy z Sasuke doskonały
chórek. Sanada podstawił mi pod nos telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam listę
zapisanych kontaktów, z kolei na celowniku była pozycja z imieniem Temari. –
Kretyn! – Sasuke zadał kopa w siedzenie pasażera. Pech chciał, że nikogo to nie
zabolało.
— Sakura Haruno, powiedz jej, że wszystko z
tobą w porządku. I tyle – poinstruował mnie Sanada.
W
tym momencie nawet strach nie był tak silny, by temu zapobiec. Bez żalu
zaśmiałam się Kirisame prosto w twarz.
— Kiedy ze mną nie jest w porządku! –
krzyczałam. – Nic nie jest w porządku!
Sanada
stęknął.
— Sasuke!
— Czego?
— Nastrasz ją.
— Co? – Znów idealnie się zespoiliśmy. Naszego
rozmówcę na krótką chwilę zatkało, ale koniec końców wyraz twarzy miał taki, jak
bohaterowie kreskówek, gdy nad ich głowami zapala się żarówka. Wcisnął zieloną
słuchawkę na telefonie, początkującym tym nawiązywanie połączenia z Tem.
Nie spanikowałam. Będę musiała pokrótce
opowiedzieć, gdzie się znajduje, zanim chłopcy sami przerwą naszą rozmowę. Te
parę sekund musi mi starczyć, żeby Temari domyśliła się całej reszty.
— Sakura Haruno – powiedział szybko Sanada. –
Jeśli nie wymyślisz czegoś dobrego, Sasuke zgwałci cię więcej niż jeden raz.
Och,
dobra. Oni ewidentnie chcą, żebym nabawiła się zawału.
A
jednak czekałam aż Sasuke jeszcze raz trzepnie go karcąco po rozczochranych
włosach albo chociaż wyśle złość do lusterka wstecznego, gdzie ich oczy mogłyby
się spotkać.
Ale
Sasuke siedział cicho.
Sanada
ustawił się na fotelu w pozycji gotowej do sterowania Subaru. Zanim auto
ruszyło z miejsca, kierowca zapiął pasy i wybuchnął przytłamszonym śmiechem.
— Zaraz zablokuję ruch na drodze. Pozwólcie,
że was z tym zostawię. Nie zawiedź mnie, kwiecie wiśni.
— Sakura! – Usłyszeliśmy przygłuszone wołanie
Temari. Boże, odebrała! Sasuke przycisnął na opcję głośnomówiąco, żebyśmy
wszyscy nie pominęli niczego z toczącej się rozmowy. – Sakura! – powtórzyła, a
rzężenie starego głośnika telefonu i tak nie zakamuflowało paniki w jej głosie.
Sądząc po zakłóceniach, była jeszcze na dworze, a wiatr dął jej w słuchawkę. –
Gdzie jesteś, durniu?
Wlepiłam
w Sasuke spojrzenie z prośbą o pomoc. Pokazałam palcem na zajętego jazdą
Sanadę, licząc, że dobrze rozszyfruje pantomimę. „Czy on mówił poważnie?” –
pytałam.
Na
skinięcie jego głowy moje ciało zamarło.
— Co tam się dzieje? – Tem nadal podejmowała
kolejne próby skontaktowania się ze mną. Zapewne słyszała warkoty silnika i te dźwięki
mogły ją niepokoić. – Durniu! – dodała, przeciągając pierwsze „u”.
Odchrząknęłam,
żeby mój głos brzmiał w miarę naturalnie.
— Jestem.
Oprócz
tego, że wiedziałam jak ciężkie piętrzy się przede mną wyzwanie, wiedziałam
też, że szanse na powodzenie są równe zeru. No i że życie mam ciut popaprane,
ale to wszystko co mogłam sobie streścić na pocieszenie.
Sasuke
siedział wyprostowany i jeśli wcześniej zapatyczniał, teraz brwi lekko
schodziły mu do dołu. Odwzajemniał każde moje spojrzenie, okalany gęstymi
cieniami. Zakochałam się w tym człowieku i nigdy, przenigdy nie dam się przekonać,
że planuje coś na podobieństwo… gwałtów. Uch, to słowo na pewno nie przejdzie
mi przez gardło. Było niczym „randka” dla Sasuke Uchihy.
Ale
trzymając się tych miłosnych porzekadeł, nie mogłam polubić osoby, która mnie
skrzywdzi. Podobno człowiek wyczuwa ile dobra, a ile zła się w niej chowa –
potrafi to oszacować.
W
bajkach.
W
szarej rzeczywistości utonęłam w rwącej rzece, składającej się z samych
wątpliwości.
—
Gdzie jesteś? – Tem wciąż była po drugiej stronie linii.
— W samochodzie.
— W jaki…
— Sasuke gdzieś mnie zabiera. – Zerknęłam na
niego uparcie, potrzebowałam wskazówek. Co było dobrym, a co złym posunięciem?
Nie mówiono, że mam nakłamać Temari. Zresztą to nigdy dobrze mi nie wychodziło.
– Nie wiem gdzie. To… niespodzianka – rzuciłam w ostatniej chwili.
— Sasuke ma prawo jazdy?
— Tak, sama o tym nie wiedziałam. – Tu prawda
nie wchodziła w rachubę. Dlaczego Sanada wcześniej nie sprecyzował co ma pozostać
jawnym, a co zatajonym? Cholera jasna!
— Zapytaj go, dokąd jedziecie – poradziła Tem.
Jej oddech zdążył się wyrównać.
— Nie chce powiedzieć.
— Więc to na nim wymuś. – Na dźwięk tych słów,
Sasuke zasłonił usta grzbietem dłoni, pozorując tamowanie śmiechu. Dogryzał mi.
Był nade wszystko pewien, że nie nadejdzie dzień, w którym coś wskóram.
Zrobiłam
coś niesamowitego (najprawdopodobniej z winy emocji, bulgoczących mi w środku).
Zasadziłam Sasuke kopa, a miejsca miałam dostatecznie dużo, gnieżdżąc się na
samym końcu siedzeń. Zaskoczyłam go. Ściągnęłam też uwagę Sanady, który tylko
na chwilę zajrzał do tyłu, by się upewnić, że lusterka nie wciskają mi kitów.
Sasuke,
po otrząśnięciu się z szoku, gestem ręki kazał mi się rozłączyć. Pokręciłam
głowę jak przystało na uparciucha. Nie dlatego, żeby narazić się bystremu
umysłowi Tem, chciałam po prostu zrobić mu na złość za te nieludzkie
niespodzianki. Podróż autem jeszcze bym zniosła, ale do tej pory nie mogłam
powiedzieć, że kwestia Sanady o gwałcie była bujdą.
— Dowiedz się przynajmniej kiedy wrócisz! –
Telefon zarzęził, wykrztuszając głos Temari.
— Kiedy wrócę? – zapytałam niewinnie.
Nagle
Sasuke wyszarpał mi z ręki telefon. Upewnił się jeszcze, że samodzielnie
zastopował połączenie z użyciem przycisku czerwionej diody, a następnie cisnął
nim byle gdzie i sądziłam, że na tym skończy.
Ale
nie skończył.
— Nagrabiłaś sobie – skomentował cichutko
Sanada.
Mrugnęłam,
a twarz Sasuke przestała być odległą maską w gęstych cieniach. Milimetr –
dokładnie tyle utrudniało naszym ustom połączenie. Byłam w takim amoku, szale,
że obecność Sanady w ogóle mnie nie peszyła. Mogłabym go pocałować. Chciałam go
pocałować. To część tryliona oczywistości, którą były między innymi kolory traw
i nieba.
— Nigdy nie wrócisz – wycedził podle. –
Zgwałcę się i zakopię w jakimś rowie. Tyle będzie z naszej randki.
— Romantycznie. – Kolejny, zwięzły komentarz
Sanady.
— Zmuszałeś kogokolwiek do seksu? – zapytałam,
przylegając plecami do drzwi. Ich zablokowana klamka boleśnie wrzynała mi się w
plecy.
— To będzie pierwszy raz.
I
oto nierozerwalna linia pewności co do żartobliwego charakteru wątku z gwałtem,
zaczęła niebezpiecznie się napinać, grożąc przełamaniem.
— Nie dam ci się – odparłam z przekąsem. Nie
wnikałam, co było źródłem nagłego przyrostu odwagi.
Ku
memu zdziwieniu, Sasuke rozsiadł się tam, gdzie przedtem. Patrzył przed siebie
i kiedy przestraszyłam się, że coś spartaczyłam, szepnął:
— Przekonasz się.
— Ale później, prawda? – Podniosłam się do
siadu. Znaczy, wcześniej teoretycznie też siedziałam, ale była to pozycja
zbliżona do leżakowania. – Przekonywanie się później jest lepsze. Wyciągnę z
tego więcej wniosków – zacytowałam go, posyłając uśmiech.
Tak,
nierozerwalna linia przetrwała szarpnięcie. Dalej wmawiała mi, że nie dojdzie
do żadnych intymnych oraz cielesnych kontaktów. Sasuke miał już tę możliwość na
wykładzinie, a jednak powstrzymał się, gdy temperatura między nami wzrastała.
Poza tym kazał sobie zaufać.
Ufałam
mu. Pewnie dlatego, że nie poznałam się jeszcze na miłości. Nie wiedziałam jaki
ból powoduje, kiedy zawodzi.
Zasadniczo
napięcie opadło. Nie miałam już żołądka w gardle i nie pchały się tam też żadne
bojaźliwy zmory mojego ego. Odetchnęłam głęboko po piętnastominutowej podróży w
milczeniu. Było słychać tylko chrzęst skrzyni biegów przy każdej zmianie i
tykanie kierunkowskazów. Obserwowałam mijanie osiedla. Tak długo jak poznawałam
okolice, nie miałam powodów do obaw. Przez ten czas usiłowałam odszukać telefon
i posłać smsa Tem. Ciekawiło mnie jaki finał miała jej konfrontacja z Sanadą.
Dlaczego odpuściła? Dlaczego dała tylko durny warunek zatelefonowania i jak
genialnie Sanada musiał kłamać, żeby ją sobie pozyskać?
Niestety,
po telefonie nie było śladu. A ponieważ należał do jednych z droższych
prezentów mojej mamy, zadręczałam się resztę drogi. Głupio było mi wtryniać się
w lukę na stopy pasażerów, więc przeczekałam aż wysiądziemy.
W
końcu zamajaczył przed nami wjazd na parking, należący do supermarketu. Sanada
włączył kierunkowskaz. Z serca strząsnęłam doniedawna ogromny głaz, które teraz
przeobraził się w ziarenko piasku.
— Jesteśmy na miejscu. – Kierowca wysiadł
pierwszy i wciągnął do płuc spory haust powietrza.
Wykaraskałam
się z Subaru zaraz po nim. Sanada przycisnął tajemniczy guzik na kluczykach od
auta, który blokował drzwi. Kiedy wszyscy rozprostowaliśmy już nogi, nie mogłam
nadziwić się widzianemu terytorium.
— Poważnie? – Nie chciałam wypaść na wybredną,
ale okropniejszego pomysłu na randkę nie widziałam nawet w najtandetniejszym
romansie. Oprócz samochodu Kirisame, na parkingu postawiono jeszcze trzy inne.
Supermarket właściwie robił wrażenie nieczynnego. Wewnątrz wszystko było
oświetlone, ale między regałami przy wejściu krzątała się sprzątaczka, taszcząc
wiadro i stary kij z mopem. – Czy któryś z was powie mi, po co właściwie tu
jesteśmy?
Sanada
się wyszczerzył i miał mi odpowiedzieć, lecz Sasuke był szybszy:
— Zobaczymy kawałek nieba.
— Kawałek nieba?
— Sakura Haruno, jesteś uzależniona od
czytania? – zapytał blondyn, na co mechanicznie zaprzeczyłam. – To nie wiesz,
co tracisz.
Instynktownie
rozejrzałam się za jakąś biblioteką, ale był tylko sklep, domy mieszkalne i
kilka najzwyklejszych ulic z przecznicami.
— A wy… jesteście uzależnieni? – Z
nieprzekonaniem otaksowałam ich obojgu.
Sanada
zaczął się ze mnie nabijać, a Sasuke
miał to w nosie. Poirytowana wyrzuciłam ręce w powietrze, przypominając
heterochromikowi, że sam nie tak dawno zapytał przecież o to samo.
— Och, mam lepsze rzeczy do roboty.
— Więc dlaczego mówisz o książkach, stojąc na
środku parkingu przed nieczynnym supermarketem?
Sanada
przybliżył się do Sasuke i nachylił nad jego uchem.
— Mówiłem ci, że biedaczka sobie o tym
pomyśli.
— Nie biorę cię na zakupy – zreflektował
Sasuke, wreszcie racząc mnie swoim spojrzeniem. – Siostra Sanady jest w to
wkręcona. Kiedyś zabrała nas na jedno spotkanie, organizowane przez miejską
bibliotekę dla książkoholików.
Najpierw
przejażdżka samochodem, teraz książkoholicy…
Ten dzień nie mógł być bardziej absurdalny. Nie mówiąc już o gwałtach, rowach i
rozdeptanych ambicjach.
Chłopcy
skierowali się na chodnik wzdłuż jezdni, więc poczłapałam za nimi. Sanada
postanowił rozjaśnić mi ogląd całej tej szopki:
— Jeszcze kiedy mieszkaliśmy na stałe w Izumo,
moja siostra zaprzyjaźniła się z grupą, stale odwiedzającą bibliotekę. Okazało
się, że są specjalnie spotkania, gdzie ludzie rozmawiają o ulubionych
książkach, dyskutują o fabule i polecam faworytów innym… takie tere—fere. –
Zrobił pauzę, by nabrać powietrza. – W każdym razie moja szanowna siostrunia do
nich dołączyła. Tak dowiedziała się o kawałku nieba.
— Co to jest? – Przyśpieszyłam, żeby ich
dogonić. Gdy szliśmy już w szeregu, moja ciekawość szczypała, łaskotała i
paliła od środka.
I
oto Sasuke doprowadził do tego, że wpadłam w szał.
— Przekonasz się.
I
najpewniej tylko mi się wydawało, ale przepłynął mu po twarzy cień, mający
wiele wspólnego z uśmiechem.
Jakieś
pięć minut później otworzyłam oczy tak szeroko, że aż zabolały. Randka nie
zapowiadała się obiecująco, tym bardziej po takim nieszczęściu, jakim okazało
się towarzystwo Sanady. Ale po przejściu przez gąszcz wysokich traw i ukrócenie
sobie drogi przeprawą na wskroś zachwycającego rosarium, doszliśmy do polany,
którą ze wszystkich stron otaczały drzewa. Ale była to tylko drobna zaleta
pośród wielu innych, które czyniły to miejsce magicznym.
Pierwsze,
co przyciągnęło moją uwagę to sztampowa babcia i jej pomarszczona twarzyczka,
okalana chustą. Kobieta zagrzewała miejsce przy składanym, plastikowym
stoliczku, którego zastawiały rzędy słoików. Oprócz tego miała tam drewniane
puzderko i właśnie zaglądnęła do środka, żeby przeliczyć pieniążki. Obok
staruszki stała w kręgu grupka dorosłych ludzi, gaworząc, śmiejąc się i
popijając jakiś gorący napój w jednorazowych kubkach. Takich zestawień osób
było znacznie więcej. Rozpraszali się po całej dostępnej powierzchni, a
niektórzy rozsiedli się na kocach u stóp drzew. Widziałam ludzi dużo starszych,
szczególnie rozentuzjazmowaną młodzież oraz dzieci, trzymające się blisko
rodziców. Nasze przyjście nie wzbudziło zainteresowania. Tylko kilka par oczu
przelotnie na nas zerknęło, by po chwili wrócić do poprzednich zajęć.
— Co to za miejsce? Ci ludzie… atmosfera… —
Moja składna wybyła na urlop razem z mózgiem. Nie potrafiłam się wysłowić.
Obserwowałam wszystko z oszołomieniem i przebijającym się przez nie zachwytem.
— Zaraz zobaczysz. Więcej cierpliwości –
powiedział Sasuke, a ja wlokłam się za nim krok w krok z niespełnionym
życzeniem o zniknięciu Sanady.
Mimo
że oglądał z uwagą każde „stoisko”, nie traciłam go z oczu. Wreszcie sama
odłączyłam się od triady, aby zobaczyć to, co oferował tutejszy rynek.
Były
słoiki z dżemem, gorąca herbata, pudła z cukierkami o przeróżnych rodzajach,
drożdżówki i jeszcze pączki. Kiedy odkryłam, że moje kieszenie są pełne złota,
nie zwlekałam, tylko zdecydowałam się na to ostatnie, łapiąc się na oblizywaniu
warg. Rozgadany dziadek, który nimi handlował, rozpogodził się nawet bardziej i
po znajomości załatwił dla mnie trzy cukierki.
Patrząc
na tę szopkę, pomyślałam o targowisku. Atmosfery były do siebie podobne, jednak
wyjątkowo czułam dziś dreszcz emocji, powiązany z moim niewtajemniczeniem.
Najprawdopodobniej tylko ja nie rozumiałam, jakie są przyczyny takiego uroczego
obrzędu.
— Tu jesteś – rozległo się nad moim uchem.
Sasuke spoglądał na mnie krytycznie i zażyczyłam sobie, żeby wydał mi się nagle
sto razy mniej atrakcyjny.
— Kiedy wreszcie dowiem się, co tutaj robimy?
— Niedługo. Chodź za mną – odburknął
lakonicznie, dając mi znak machnięciem podbródka.
Idąc,
musiałam rozwiać kilka głównych wątpliwości.
— Mam nadzieję, że nie weźmiemy udziału w
żadnych podejrzanych rytuałach. Ci ludzie nie wzywają duchów… ani bohaterów z
książek, mam rację?
— Nikogo nie będziemy przyzywać. – Przystanął.
Polana była stosunkowo mała, więc zrobiliśmy zaledwie pięć kroków. – Popatrz na
to.
Na
ziemi rozwinięto folię budowalną. Była czarna, więc nie mogłam rozeznać, co sobą
osłania, odnotowałam wyłącznie łagodne wysklepienia. Pomijają mnie i Sasuke,
czatowało tu jeszcze dwóch sztywnych mężczyzn. Po tym jak skontrastowałam, że
bacznie się nam przypatrują, pomyślałam o zawartości, która na pewno nie mogła zostać
ujawniona przez nieupoważnione do tego osoby. Wobec tego musieli sprawdzać się
tutaj jako strażnicy – coś w ten deseń. Okropna fucha.
— To kawałek nieba – wyjaśnił Sasuke.
Wytrzeszczyłam
oczy.
— Pod spodem?
— Tak.
— Trzy minuty! – Ktoś zawołał z tłumu, a
reszta zareagowała uśmiechem. Ludzie zaczęli zbierać manatki spod drzew i
ustawiać się mniej więcej na środku polany. Sanada momentalnie do nas dołączył,
wrzucając do buzi ostatnie słodkie fasolki azuki z paczuszki.
Wiedziona
zazdrością, połknęłam dwa cukierki naraz. Miałam w zamiarach szczodrze je
rozdzielić, ale skoro Sanada mnie nie poczęstował, postanowiłam potraktować go
tym samym.
— Zaraz się zacznie? – szepnęłam do
chłopaków.
Oboje
potaknęli jak cyborgi, a cała ich uwaga poświęcona była folii budowlanej.
Wtedy
dotarło do mnie, że domniemani ochroniarze zdążyli już nad nią przyklęknąć, a
ludzie zeszli się naokoło, tworząc półksiężyc. Przez pustą przestrzeń, która
niedopełniała okręgu, na środek weszła kolejna grupa osób. Tym razem
spostrzegłam same młode, wyszczerzone twarze.
— Czytanie mnie nie kręci – odezwał się
Sanada, ostrożnie, tak żeby nie usłyszał go nikt poza naszą triadą. – To Grel,
moja siostra lubiła przychodzić na cotygodniowe spotkania. Jak byłem młodszy…
udało jej się mnie zaciągnąć. Jeden, jedyny raz w tajemnicy przed rodzicami,
bo, tak jak dzisiaj, było już ciemno. To, co teraz widzisz przed sobą odbywa
się tylko raz na dwa lata.
— Kawałek nieba? – skojarzyłam. No i nie
miałam pojęcia, że Sanada umie zawrzeć w głosie tyle szacunki… i jednocześnie
sentymentu, bo jakoś to wyłapałam.
— Niezła nazwa, co?
— Wkurzająca, gdy nie wie się, co tak naprawdę
chodzi.
Rozśmieszyłam
go. Co lepsze, czułam się jak triumfator po takim osiągnięciu. Czułam też, że czyiś
wzrok wwierca mi się w czubek głowy.
To
nadmiar ekscytacji – inaczej nie potrafiłam wytłumaczyć tego, co zrobiłam
chwilę później.
Bez
pośpiechu, powściągliwie, wyciągnęłam dłoń i tknęłam opuszką grzbiet ręki
Sasuke. Nie uciekł nią, a ja niezłomnie gapiłam się na folię, bojąc się
kontaktów wzrokowych. Niech lepiej zostanie tak, jak jest. Żebym robiła małe
postępy, nie narażając się na mus do rezygnacji.
Wsadziłam
tam już cztery palce.
I
nagle Sasuke mnie wyręczył. Ścisnął moją rękę — mocno, stanowczo,
niespodziewanie! Strach przed jego oczami gdzieś się zapodział, dużo czasu
perswadowałam, żeby wrócił na swoje miejsce… Cudem odparłam dręczącą mnie
pokusę. Dzielnie to zniosłam. Miałam
bowiem taką jedną, trzeźwiącą myśl: folię i ukryte niebo.
Mężczyźni,
których brałam za ochroniarzy, wymieniali porozumiewawcze spojrzenia z
wybranymi osobami ze zbiegowiska. Emocje się we mnie gotowały. Coś jednak
wyróżniało rękę osoby, w której jest się zakochanym, od wszystkich innych rąk
na świecie. Była cieplejsza, rozpogadzała samym dotykiem, a czucie jej
bliskości skłaniało serce do akrobacji. To dosyć logiczne. Łamie się, kiedy
zostajemy skrzywdzeni, więc dlaczego nie mogłoby stać się cyrkowcem, gdy nasza
miłość dochodzi do skutków?
Nowoprzybyła
grupa młodzików szybkim pociągnięciem zsunęła folię. Napięcie osiągnęło zenit.
Późniejszy
widok przekroczył moje najśmielsze oczekiwania.
Wśród
traw postawiono… słoje. Hola, te były wyjątkowe! Na początku sądziłam, że to
jakaś zaczarowana sztuczka, a członkowie spotkań są nie tylko wyznawcami
religii, ale i magami. Kiedy te słoiki naprawdę emanowały białym, jaskrawym
światłem! Było to jednak pierwsze wrażenie, które w miarę szybko zastąpiło
kolejne, bardziej trafne. Przyjrzałam się uważniej zawartości dwunastu
szklanych słoików. Dopiero po tym jak wytężyłam potrzebny do tego zmysł,
przekonałam się, że fruwają tam maleńkie punkciki i to one odpowiadają za
światło.
W
porównaniu do innych świętujących (nie dociekłam jeszcze co takiego świętowaliśmy),
byłam jedną z najbardziej oszołomionych. Od razu dało się poznać kogo
przywleczono tu po raz pierwszy, a kto dołączał się do obrzędów co dwa lata.
— Robaczki świętojańskie – wydukałam
oczarowana. – Magiczne.
— Teraz rozumiesz? – zapytał mnie Sasuke.
— Co?
— To one będą kawałkiem nieba. Zaraz po tym
jak je wypuścimy. Zgadnij, co mogą przypominać.
Och,
lubiłam zagadki. Może nie byłam mistrzem w ich rozwiązaniu, ale główkowanie
wychodziło mi dość dobrze. Wyobraziłam sobie więc jak z dwunastu słoików
ulatują żywe świecidełka. Wyobraziłam sobie jak wszyscy, co są tutaj ze mną,
podziwiają i śledzą tor ich lotu… na niebie.
— Gwiazdy – szepnęłam.
Sasuke
pochwalił mnie leciutkim uśmiechem. Ukazał mi się, kiedy impulsywnie się
odwróciłam.
— Kto je wypuści?
— Na pewno nie my. – Stojący za mną Sanada
nagle przemówił. – Tylko członkowie stowarzyszenia mogą to zrobić. Tere, fere.
Tak
– tere, fere – mi też się to nie uśmiechało.
— Jesteśmy tylko widownią – dodał smętnie.
— Przynajmniej możemy oglądać.
— Ale nie pogardziłbym, gdyby wręczono mi słój
– przyznał Sasuke.
Sanada
kiwnął głową na zgodę.
— Prawda.
Właśnie
teraz doznałam cudownego oświecenia. Przecież zależności pomiędzy chłopakami nadal
były dla mnie wielką niewiadomą. To samo tyczyło się walki „Sanada kontra
Temari”, której wyjście z sytuacji okazało się niewiarygodnie proste.
Ważniejsze od tłoczących mi się w głowie pytań, były jednak święcące słoiki.
— Dlaczego je puszczają?
— Założyciel lubił je łapać – odpowiedział mi
Sanada. — To zwykła historia. Umarł już dawno temu, a organizują to na jego
cześć. Sasuke w sumie przypadkiem przebąknął, żeby zabrać cię z nami. Uznałem
to za świetny pomysł. Oboje wiedzieliśmy, że ci się spodoba.
To
ostatnie sprawiło, że zgromiłam Uchihę spojrzeniem.
Wzruszył
obronnie ramionami.
— Czego?
— Mam cię zacytować? Mówiłeś, że nie będzie mi
się podobać.
— Myślałem wtedy o jeździe samochodem. Sanada
miał beznadziejne pomysły.
Przekierował
wzrok na drugiego pana. „Jakie?” – dopytywał, dając głosowi odpocząć.
— Chciałem, żeby to wyglądało na porwanie. No
wiesz, ty zsikałabyś się w majtki, a ja wciąż zarzekałbym, że Sasuke zamierza
cię zgwałcić. Bezcenna reakcja.
— Co w tym śmiesznego? – Napowietrzyłam
policzki. Sanada w ogóle się tego nie wstydził. Nie uwidziałam w jego oczach
nawet cienia, który świadczyłby o ciężarze na duszy.
— Śmieszne jest to, jak wszyscy boją się
Sasuke. Czasami dobrze to wykorzystać – oznajmił.
Teraz
podzielałam punkt widzenia Kirisame, lecz zanim otrzymaliśmy z Sasuke nakaz
współpracy, był dla mnie rozbójnikiem i typkiem, z którym nie warto zadzierać. Więc
zawsze trzymałam się na uboczu. Możliwie jak najdalej.
— Nie boję się Sasuke – wygłosiłam,
fukając.
A
Sasuke kazał nam się zamknąć.
Rozczesałam
włosy niezawodnymi palcami u dłoni, a potem resztę czasu spędziłam na robieniu
nadętych min. Odważyłam się także podejść bliżej. Potem się pochyliłam i dalej
podziwiałam skupione w jednym miejscu robaczki.
Dwunastka
ze „stowarzyszenia” stanęła w szeregu, sortując się wielkościowo, od
najmniejszego w górę. Każdy z osoba ubrany był jak normalny nastolatek w naszym
wieku, chociaż wyobraźnia nasuwała mi odważniejsze wizje. Były tam
średniowiecznie szaty z lnu i z kapturem, zawsze o trzykroć większym niż głowa
użytkownika. Nie pierwszy raz demonstracje rzeczywistości ucieszyły mnie
bardziej niż własne oczekiwania.
Na
znak największego z rzędu nastolatka, widzowie zaczęli odliczać od dziesiątki.
Wzięłam udział w zabawie dopiero na piątce, lecz mój wrzask niemal dorównywał
głośności temu od Sanady. Właściwie miałam wrażenie, że w naszym przypadku
polegało to na wzajemnym przekrzykiwaniu.
Rozlazł
się krótki dźwięk – wszystkie wieczka zostały przekręcone w tym samym momencie.
— Spełniają życzenia? – zwróciłam się cicho do
Sasuke.
— Nic nie spełnia życzeń.
Pozytywne
myślenie ponad wszystko: odsłona tysiąc dwieście pięćdziesiąta.
Robaczki
świętojańskie wyfrunęły. Od razu przekonałam się, dlaczego nadano świętu taką
nazwę. Spoglądając do góry, wszyscy podziwiali jak setka świecidełek rozprasza
się na tle sklepienia, rzeczywiście upodabniając się do gwiazd. Były nam
bliższe, nie takie odległe jak prawdziwe z kosmosu. Miałam je na wyciągnięcie
ręki i z tą myślą sięgnęłam po szybującego najbliżej mnie świetlika, we wtórze
wiwatów i oklasków zachwyconego tłumu.
Kimkolwiek
był założyciel stowarzyszenia książkoholików,
nagle strasznie zapragnęłam go poznać. Będąc dzieckiem, sama grasowałam nad
stawami i łapałam robaczki świętojańskie do kuchennego sitka mamy. Tata często
zabierał mnie na takie wycieczki, zwijając się ze śmiechu za każdym razem, gdy
jakiś świetlik siadał mi na nosie.
Tak,
te latające cuda zapraszały trzymane w ukryciu wspomnienia. A ona przychodziły,
burzliwe i aż nadto realne.
Po
skończonym przedstawieniu, większość ludzi zdecydowało się zostać. Nadal można
była zaopatrzyć się w rozgrzewający napój albo osłodzić sobie życie dżemem
domowej roboty. Babka wyglądała na sympatyczną i w pewnej chwili narobiłam
sobie strasznej ochoty na malinowe powidła.
Sanada
głęboko westchnął, kiedy ostatni świetlik zniknął pomiędzy pniami drzew. Kilka
dzieciaków popędziło jego śladami, ignorując próby zatrzymania ze strony
opiekunów. Zrobiło się małe zamieszanie.
— Zaraz wracam – powiedział Sasuke, nie
czekając aż zareagujemy. Moją uwagę odwróciły nieposłuszne małolaty i w efekcie
nie miałam okazji dowiedzieć się, dokąd wybiera się Uchiha. Ujrzałam tylko, jak
gubi się lesie, obierając kierunek przeciwny do tego, w którym pobiegły dzieci.
Łokieć
Sanady trafił mnie w żebra.
— Idź, dziewczyno.
— Za nim? – Wystawiłam bezmyślnie palec.
— Albo mi się wydaje, albo macie randkę –
rzucił byle jak, jednak gdy nasze oczy się ze sobą skrzyżowały, Sanada się
uśmiechał. Był to ten uśmiech, który polubiłam – szczery i na swój sposób
oszałamiający. – I… albo mi się wydaje, albo wam przeszkadzam – powiedział
jeszcze.
— To nie tak. Ja… nie nastawiałam się na tę
randkę. Myślałam, że do niej nie dojdzie, a tym bardziej nie sądziłam, że tak
szybko i to dzięki inicjatywie Sasuke. Hej… więc jesteście przyjaciółmi,
prawda?
— Można tak powiedzieć. Zeszłoroczny referat
trochę nas do siebie zbliżył. Ale nie było łatwo. Długo zajęło mi, zanim do
niego dotarłem.
Serce
w piersi zabiło mi mocniej.
Sanada
wyczuł moje zdziwienie i podjął wątek:
— Też o niego walczyłem. Tak jak ty.
— Dlaczego?
— Zastanawiało mnie, jak można do tego stopnia
odrzucać społeczeństwo. Nikt nie lubi być samotny, prawda? Pomyślałem, że musi
mieć ciężko. Przy okazji miałem frajdę, udając, że się go boję – wyznał,
poprawiając opadający na czoło włos. Tak się ściemniło, że Sanada był już
prawie niewidoczny. Naprzeciwko mnie stał wyższy o głowę cień człowieka, a nie
atrakcyjny chłopak z wadą genetyczną, kompletującą go urokiem, na który sobie
nie zapracował. – Tak się złożyło, że
tata znalazł dla mamy stałą pracę w Korei, a w interes wkręcił też moją
siostrę. Musieliśmy się przeprowadzić. Sasuke skontaktował się ze mną i
opowiedział, jakie pogłoski rozeszły się po szkole.
— Że zwiałeś przez niego? – wywnioskowałam.
— Dokładnie. Były jeszcze inne wersje. Że
zniszczył mi psychikę, zastraszał albo regularnie bił. Uch, przed wyjazdem
zwichnąłem sobie kostkę i oczywiście cała odpowiedzialność spadła na Sasuke. –
Sanada musnął palcem mój opatrunek. – Chyba nie tylko ja tak miałem, co?
— Ta sama historia – zgodziłam się, robiąc
zatroskaną minę. Przez cały ten czas zapomniałam o plastrze, ponieważ minione
dni przyzwyczaiły mnie do sprawności jednego oka.
— Sasuke wszystko mi opowiedział. – Chłopak
spoważniał. Odczytałam to z brzmienia jego głosu.
— Musicie być bardzo blisko, skoro wszystko ci
mówi.
— Na to trzeba było sobie zapracować. Sasuke
to ciężki orzech do zgryzienia – poprawił mnie, a ta poprzednio odnotowana
powaga od razu usunęła się w kąt. – Ale ty też dasz radę. Po dniu dzisiejszym
stwierdzam, że nie jesteś jednak taka zła… ani zwykła. Myślałem, że niezła z
ciebie histeryczka i nic poza tym.
Sanada
obrócił mnie w stronę, gdzie straciłam z oczu Sasuke. Zanim jednak poszłam,
wspomniałam sobie o kolejnej, niewyjaśnionej kwestii.
— A co z Temari? – zapytałam, nie odwracając się
na powrót.
— Niech to będzie nasza słodka tajemnica.
Pozwolisz?
— Niczego jej nie zrobiłeś?
— Gdzieżbym śmiał – prychnął i zorientował
się, że to do mnie nie przemówiło. – Byłoby ciężko cokolwiek jej zrobić. Jest
unikatem, nieobliczalnym i niezwykle silnym. Do teraz bolą mnie jeszcze
mięsnie, a musiałem śpieszyć się, żeby zdążyć odpalić wóz i po was przyjechać.
Najchętniej wziąłbym ją z nami, ale Sasuke by mnie poszatkował na kawałeczki.
— A ona jego – stwierdziłam, co brało się z
jej jawniej wrogości wobec Uchihy. – Pewnie się martwi. Sasuke tak nagle…
— Spokojnie. Znikaj się randkować, ja do niej
zadzwonię.
Teraz
wręcz musiałam wbić w niego oczy.
— Jak to? Przecież…
Sanada,
szczerząc się, wyrecytował mi numer telefonu przyjaciółki. Cyfra w cyfrę.
Otworzyłam buzię z wrażenia, a on puścił mi oczko.
— Zapamiętałem go w samochodzie. Szybko się
uczę.
— Pieprzony prześladowca! – palnęłam, ale był
to jednocześnie komplement za niezły system podrywający.
Jeszcze
zanim natrafiłam na Sasuke, mój nos pomarszczył się, czując obrzydliwy fetor.
Jego sprawca sterczał na krawędzi lasu, skąd mogłam już zauważyć dach
supermarketu i kilka dalszych ulic. Sasuke zaciągnął się papierosem, a
wydmuchując kłębki dymu, uniósł spojrzenie, które zawiesiło się na dłużej na
niebie.
Wiedziałam,
że moje najście nie będzie dla niego żadnym fenomenem. Właściwie dałabym sobie ściąć
głowę, że szelesty, powstające przez stawiane kroki były jak zdradliwe szepty,
które Sasuke wyłapywał uszami. Stawiłam
się zatem tuż obok niego i, trzymając nadaktywny język za zębami, zerknęłam w
tym samym kierunku. Ramionami okrywałam słoik malinowego dżemu. Kupiłam go,
zanim zostawiłam Sanadę (za jego własną radą). Tyle jest różnych tematów do
rozmów, a w głowie nie wynajdywałam ani jednego. Panowała tam zupełna pustka,
choć tym razem nie było to powodem do narzekania.
Cisza
w ogóle mnie nie konfundowała, a poza tym przygotowywałam się na pewne
szaleństwo. Idąc tym tropem, nerwy zjadały mnie bardziej niż troska o
utrzymanie odpowiedniego nastroju. Zresztą… był w sam raz. Nic nie mogło mi
teraz przeszkodzić.
— Sasuke?
— Hm? – odmruknął, nie odklejając oczu od
punktu zaczepienia, gdzieś na niebie. Może wypatrywał ostatnich świetlików?
Rety,
do brzucha nadlatywało coraz to więcej motyli. Czułam jak żołądek zawiązuję mi
się w pętelkę – taka byłam stremowana i sztywna! Jakbym zawodowo połykała kije.
— Chciałabym ci podziękować. Za dzisiaj.
Zrobiłeś to, co prawda z zaskoczenia…
— Późno zrozumiałem, że to będzie dobra
okazja.
— Okazja na co? – Przestałam liczyć gwiazdy,
tylko dokładnie otaksowałam Sasuke.
— Na to spotkanie – powiedział. — Zgodnie z
naszą umową. – Między palcem wskazującym, a środkowym, gniótł się papieros.
Choć raz mógłby się do czegoś nadać. Odtworzyłam sobie oczami duszy scenę, w
której byłam najodważniejszą osobą na świecie.
I
zrobiłam to.
Jak
najszybciej pojmałam papierosa i rzuciłam nim w dal, nie interesując się
dalszym losem. Sasuke gwałtownie wybałuszył oczy. Pewnie! Rzadko kiedy ktoś
spodziewa się po mnie tak zaawansowanego kuku
na muniu, mimo że normę przekroczyłam już dawno temu. Sasuke zbierał się właśnie
do okazania złości, na razie pokonując jeszcze zdziwienie. Mniej więcej w
momencie, gdy jego usta się rozwarły, mocno stanęłam na czubkach palców i
złożyłam najlepszy podpis na świecie: całus na jego zaziębionym policzku.
— Dziękuję – szepnęłam zaraz po tym wszystkim
i z narastającą odwagą zbadałam jego reakcję.
— Chwila. – Odsunął mnie od siebie. Głos miał
matowy, a brwi mocno ściągnięte.
Motyle
z mojego brzucha wpadły w szał. Ani one, ani ja nie mieliśmy bladego pojęcia,
co się dzieje.
— Wyrzuciłaś mojego papierosa – warknął
Sasuke, pokazując mi otwartą paczkę, w której wiało pustkami. O kąt opierała
się tylko jedna sztuka, bardzo samotna. Ale chwila! Daję mu całusa w policzek,
a on przejmuje się straconą nikotyną? – Wiesz ile mnie to kosztuje?
— Wiesz, że to cię zabija? – odszczeknęłam
się.
Nagle
zanurzył pudełko w przedniej kieszeni i, łapiąc mnie w tali, przyciągnął do
siebie. Jego oczy były skoncentrowane. Mogłabym przypuścić, że poza mną nie
widziały niczego innego.
— Właśnie nie zastosowałaś się do naszej umowy
– wytknął mi. – Miałaś mnie nie całować.
Co
takiego?
— Mówiłam wtedy o naszych ustach.
— Nie możesz tak robić. – Zirytował się. –
Jeśli chcesz, żebym ja także trzymał się umowy, musisz się opanować. Taki gest
jest… niebezpieczny. Zaraz naprawdę skończysz w rowie.
— Świetnie. – Oddaliłam się od niego,
napierając na klatkę piersiową. Puścił mnie. – Sanada znów wcisnął ci thermę?
— Nie. Akurat w tych okolicznością są to
hormony. Tak czy inaczej, oddajesz mi kasę za papierosa.
— Nie ma mowy. – Z rozpędu posprawdzałam czy
jego zguba nie wypala się gdzieś nieopodal. Na szczęście nie rzuciła mi się w
oczy. – Mógłbyś bardziej dbać o zdrowie – oznajmiłam. – Papierosy zabijają.
— Nie będę dla nich prostym wyzwaniem. Nie
załatwią mnie tak łatwo.
— Mogłyby wcale cię nie załatwiać, gdybyś
przestał palić. Życie ci niemiłe?
I
wtedy to powiedział:
— Na coś trzeba umrzeć.
Świat
przekoziołkował, a ja razem z nim – poturbowana i przybita. Większej nawałnicy
wspomnień jeszcze nie odczułam na własnej skórze. Była najbardziej bolesna ze
wszystkich doświadczonych, trwała najdłużej i przedstawiała najmniej obrazów,
jak klatki filmu w kamerze. Nie nazbierało się tego aż tyle, żeby mogło trwać
wiecznie, ale trzy, cztery gorsze wspomnienia z etapów śmierci taty w kółko się
powtarzały.
— Chyba się przeziębiłaś – stwierdził Sasuke.
– Jesteś strasznie blada.
I
wściekła!
Prychnęłam,
tak drwiąco jak nigdy przedtem.
— Mógłbyś bardziej szanować swoje życie!
Nie
okazał zdziwienia. Może go nie odczuł, może był doskonale uodporniony, a może
po prostu go nie obchodziłam. Mogłam wybuchać wrzącą złością tyle razy, ile mi
się to podobało, ale on nigdy, choćby nie wiem co, nie raczy się do tego odnieść.
— Dlaczego ludzie wciągają truciznę? –
Rozłożyłam ramiona, wzburzona. – Dlaczego dobrowolnie prowadzą się do grobu?
Nie rozumiem tego.
Sasuke
w błogim spokoju przeczekał aż skończę. Zanim przemówił, minęły dwie minuty.
Dwie minuty, w których słychać było mój oddech, nic więcej.
— A ja rozumiem.
Zebrało
mi się na płacz. Czym prędzej przetarłam oczy i wyprostowałam plecy.
— Co rozumiesz?
— Dlaczego jesteś taka wrażliwa na dym
papierosowy. Teraz to widzę.
Otworzyłam
wieczko dżemu. Jego marnotrawco ze zwykłej złośliwości nie było dobrym
rozwiązaniem, a nie zapowiadało się, bym zabawiło długo w towarzystwie Uchihy.
Prawdę mówiąc, już teraz miałam ochotę iść stąd na koniec świata. Sasuke
rozumiał. Niezwykle szybko połapał się w moim toku myślenia. Wiedział już, że
kogoś straciłam.
Czy
przemilczenie tematu miało jakikolwiek sens? Szydło i tak wylazło już w worka –
Sasuke przejrzał na oczy. Cierpiałam i ostatkiem sił hamowałam przypływy
słonych łez.
Zanurzyłam
palec wskazujący w przetworze i nabrałam trochę na skosztowanie. Dżem był
przepyszny. A im bardziej zraniona byłam, tym więcej słodyczy byłam zdolna w
sobie pomieścić.
— Proszę. – Z twarzą nadąsanego brzdąca,
podałam Sasuke słój. Odmówił jednak, kręcąc głową.
— Opowiedz.
Połknęłam
następną porcję. Gdybym miała łyżeczkę, o! Albo ogromną, kuchenną chochelkę z
wystawy mamy. Chciałam najeść się do syta. Ciągle było mi mało.
— Hej. – Guziki u góry płaszcza Sasuke stanęły
mi przed oczami. Ich właściciel niestosownie się do mnie zbliżył.
— Nie możesz po prostu mnie pocałować? –
jęknęłam.
Potem
żałowałam, że wolałam gapić się w konfiturę, zamiast na niego.
— Nie mogę dzisiaj tego zrobić.
— W takim razie przerywam układ. Chcę żebyś
mnie pocałował.
— Wiem o tym. – Westchnął. – Od początku tylko
tego chcesz.
— Jesteś za bardzo pewny siebie. – Nabrałam
porcji na dwa palce i dokładnie oblizałam. Tato ciągle chodził mi po głowie.
Nieumiarkowana śmiałość Sasuke nadszarpywała moje nerwy. A dżem rozpływał mi
się w ustach i sprawiał, że nie mogłam przestać go pałaszować.
Gdy
znów zamoczyłam palec, Sasuke złapał mój nadgarstek. I wtedy skosztował
konfitury, wkładając ów palec do ust, niemal w całości. Głośno krzyknęłam,
usiłując go powstrzymać, ale Uchiha był na to za silny. Czułam jak jego język
urządza sobie wycieczki po mojej skórze i przyjemnie muska. Właśnie,
przyjemnie! Nie potrzebne mi było żadne lutro, wiedziałam, że pomidor zazdrości
mi już kolorytu na twarzy.
— Sasuke, przestań… — wystękałam z trudem. – T—to
niedostosowanie się do naszej umowy!
— Mówiłaś, że chodziło o nasze usta – przerwał
na chwilę, by to powiedzieć, a potem zlizał resztki i popatrzył na mnie
najnormalniej w świecie, jak gdyby zapowiedział mi właśnie jutrzejszą pogodę.
— Jak mogłeś? – napadłam na niego.
— Jestem głodny.
— Uch! Proszę bardzo! – Zademonstrowałam mu
zawartość słoika. Tym razem się skusił.
Jedliśmy
w ciszy, interesowaliśmy się słojem na sekundę, by nabrać trochę dżemu, a potem
i tak zawieszaliśmy oczy na niebie. Było takie, jak zawsze – upstrzone
gwiazdami i cienką warstwą chmur, które okalały księżyc, grożąc przysłonieniem.
Wszystko w tym niebie było zwykłe, możliwie do obserwacji każdej nocy, ale ja
widziałam w nim coś niewysłowienie pięknego. Czułam, że dziś wyjątkowo zachwycało.
Dlaczego?
Bo
mogłam oglądać je z …nim.
I
nagle z własnej woli – może dlatego, żeby poczuć się lepiej, a może żeby przemówić
mu do rozumu i uchronić od podobnego końca – jakkolwiek koszmarnie bym się
przez to poczuła, chciałam opowiedzieć mu o ojcu.
Opowiedziałam,
szeptem, oglądając się na boki za podsłuchem, z zaniepokojonym sercem,
łomoczącym w piersi i tyloma obrazami ojca, których nie umiała określić żadna
znana mi jednostka matematyczna.
Tata
był wspaniały, „był” w przeciwieństwie do zapracowanej matki, wpadł w nałóg,
jego płuca okazały się strachajłami, a nie dwóją walecznych narządów. Umarł.
Oto, co mi się przytrafiło.
I
nie chcę, żebyś i ty umarł, pomyślałam, jednak postanowiłam zachować to dla
siebie. Jeszcze nie byliśmy na odpowiednio wysokim etapie znajomości. Na razie
sekretnie się w nim podkochiwałam, a on miał o tym nie wiedzieć. Taki jest
plan.
— Nienawidzę śmierci – zakończyłam, wydychając
powietrze. Na pewno byłam upaćkana dżemem, ale przed skompromitowaniem chroniła
mnie ciemność. Latarnie z ulicy nas nie dosięgały, dawały tylko możliwość dobrej
orientacji w terenie. – Gdyby śmierć była niewidzialnym bytem, nakopałabym jej
do tyłka.
— Ale nie moglibyśmy jej zabić – uściślił
Sasuke.
— Wiem. Wtedy wszyscy żyliby wiecznie.
Od
pewnego czasu przestał podjadać ze mną konfiturę. Zajęty własnymi myślami,
międlił między palcami tyczkowatą gałązkę z drzewa obok.
— Wszystko w porządku?
Słyszałam,
jak nabiera powietrza.
— Miałem kiedyś przyjaciela – odezwał się
cicho, a mnie sparaliżowało. „Miałem”, było czasem przeszłym, czasem, który
przeminął i czasem, którego nie da się zawrócić. Próbowałam nawiązać z Sasuke
kontakt wzrokowy, jednak wolał wyżywać się na gałązce. – Lubił język niemiecki
i bardzo chciał się go nauczyć. Zabiły go własne marzenia.
— Co to znaczy? – Przestraszyłam się.
— Nazbierał pieniędzy na wycieczkę. Tata
zrobił mu niespodziankę i wszystko zorganizował. Był podekscytowany, pierwszy
raz miał polecieć samolotem.
Nie
musiał dokańczać, domyśliłam się finału opowieści. Widząc umęczoną skrywaniem
emocji minę Sasuke, moje serce rozpadło się na kawałeczki. Uczucie się
pogłębiło, gdy pomyślałam o jego rodzicach. Ile ważnych dla siebie osób
stracił?
Już
nawet nie poczułam się szczególnie wyjątkowo, dlatego, że się mi zwierzył.
Zrobił to pewnie w rewanżu za opowieść o tacie, bo oboje fatalnie z tym sobie
radziliśmy.
— Sasuke… — wyszeptałam jak prośbę, aby
wreszcie na mnie spojrzał. Nic z tego.
Nie
obraziłabym się, gdyby robaczki świętojańskie potrafiły jednak urzeczywistniać
to, czego oglądacz sobie zażyczy. Zobaczyłam raptem jak jeden z nich lawiruje
między liśmy krzaka w oddali.
— To już nieważne. – Nagle Sasuke przywołał
się do porządku. Odpuścił niczemu winnej gałęzi i rozczochrał grzywkę po czole.
– Nie rozmawiajmy o śmierci. W tej walcie jesteśmy mrówkami, a ona jastrzębiem.
Zacisnęłam
usta w cienką linię, tylko i wyłącznie z bezsilności. Miał rację.
Gdy
wszystko zaczynało dobrze się układać, przerwał nam polifoniczny dzwonek
telefonu. Stary jak świat. Wydawała go komórka Sasuke, której nieśpiesznie się
dobył.
Teraz
to on pobladł, sprawdzając wyświetlacz. Miałam ochotę wspiąć się na czubki
palców i co nieco podejrzeć, ale to byłby już szczyt prostactwa w karierze
szpiegowskiej. Obserwowałam więc ciekawsko jak jego oczy raz za razem
gorączkowo we mnie strzelają. Sasuke pokręcił się w miejscu i w końcu
zdecydował się na jakiś konkret:
— Poczekaj tu, dobra? Nigdzie nie odchodź.
Zgodziłam
się kiwnięciem głowy.
Sasuke
pobiegł do centrum tutejszego wydarzenia, co było dla mnie niezrozumiałe. Nie
mówiąc już o tempie, które sobie narzucił. Niepokoiłam się tym telefonem, gdyż
nie każdy jego sekret stał przede mną otworem i było duże prawdopodobieństwo
tego, że występuje tu powiązanie z niebezpieczeństwem, o którym bez przerwy
trajkotał. Niepokój się pogłębił, bo spędziłam tu już siedem długich minut –
wiem, bo tylu się doliczyłam. Przyłapałam się nawet na obgryzaniu paznokci.
Wszystko byłoby w porządku, tyle że reakcja Sasuke nie dawała mi spokoju.
Kto
dzwonił? I jak ważną postacią musiał być, skoro samym telefonem wzbudził w
Sasuke histerię?
Po
następnym siedmiu minutach, sytuacja zaczęła się rozjaśniać.
Usłyszałam
zbliżające się kroki, miażdżyły trawę, łamały gałęzie, ale przede wszystkim
było im niezwykle śpiesznie.
— Sakura!
I
nie były to kroki Sasuke.
Sanada
w ogóle do mnie nie podszedł, tylko kazał mi samej przyjść, gestykulując. Nie
przyszło mi do głowy, żeby się sprzeciwiać, jego mina była odbiciem tej, którą
ukazał mi poprzednio Uchiha.
Przełknęłam
ślinę. Stało się coś strasznego, wiedziałam!
Kiedy
tylko dobiegłam do Sanady zasługą wszystkich sił, posłał mi krótkie spojrzenie,
ważące skale tego zdarzenia, a jakby wyrażono ją na termometrze, potłukłaby go
w sekundę.
— Co się stało?! – wysapałam. – Gdzie Sasuke?
— Musimy wracać. – Ścisnął moją rękę. –
Natychmiast.
I
pociągnął mnie za sobą, pędząc tak szybko, że miałam trudności, by za nim
nadążyć. Ale nie narzekałam – walczyłam, starałam się zrobić wszystko, co w
swojej mocy, bo gra nie toczyła się o byle co.
Tu
chodziło o Sasuke.
A
on był dla mnie tak bardzo ważną osobą, że każda myśl o jego smutku, powodowała
ból. W którymś momencie upuściłam słój, w zderzeniu z betonowym deptakiem,
stłukł się, a jego odłamki rozeszły się wachlarzem. Jednak słój nic dla mnie
teraz nie znaczył.
Sanada
dostrzegł moje paranoiczne starania i dodał mi sił kolejnym, lubianym przeze
mnie uśmiechem.
— Dzielna z ciebie dziewczyna.
I
dzięki temu biegłam jeszcze szybciej.
Od autorki: Witam
moje wygłodniałe psinki. Mam nadzieję, że ta kosteczka wam smakowała, a każda
następna będzie jeszcze smaczniejsza! :P
Soł,
mój najkrótszy rozdział właśnie się wam ujawnił. Trochę szkoda, że zobowiązałam
się dodać go w Walentynki, bo chętnie dorzuciłabym jeszcze kilka wątków, ale
nie o tym mowa. Pochwale wam się. Napisałam go w trzy dni, a z tymi procentami
trochę was oszukiwałam.
W
poniedziałek miałam solidne, siedem stron, ale uznałam to za denne i zaczęłam
od nowa. Skończyłam na pięciu stronach, jednak znów coś mi nie pasowało. Koniec
końców tą wersję rozdziału zaczęłam pisać w środę. Skończyłam dzisiaj… Wow,
wow, uszanowanko, rozdział taki szybki. Nie wydaje mi się być szczególnie
słabej jakości. Jestem z niego nawet zadowolona :P
Do następnej, potwory. Chyba spotkamy się wcześniej w prologu nowej historii SS. Adresem
podzielę się z wami już niedługo.
Uuu :D No ładnie.Przyjemnie czytało mi się ten rozdział (ale niedosyt po zjedzeniu tej "kosteczki" jednak zostaje *smuteczek*) Bardzo podobał mi się kawałek z wypuszczaniem świetlików,przypomniały mi się podchody na moim obozie -w- Bardzo miłe wspomnienia przywołałam przez ten rozdział,za co dziękuję xD Czekam z niecierpliwością na następny rozdział
OdpowiedzUsuńP.S
UsuńGif niszczy system ;D
Dzięki! I nie ma za co - fajnie, że się do tego przysłużyłam :P
UsuńEPICKI AVATAR <3
:o Dziękować,mam nowy pomysł na arta :D Tylko muszę nauczyć się rysować normalnie oczy,bo jak Zepsuje ślepka Saska to się powieszę ;___; Takiego czegoś nie można bezcześcić
UsuńNo niby nie można, a-ale ja chcę arta! I nie wierzę, że oczów nie umiesz normalnie rysować ._. W poprzednim arcie były doskonałe xD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFajnie, fajnie, ale krótkooo! Z resztą, nawet gdybyś napisała rozdział na 150 stron to i tak byłoby mało. T_T Tylko wiesz, nie zrób Sasuke krzywdy. Błagam Cię.
OdpowiedzUsuńMówisz nowa historia? Właśnie wprawiłaś mnie w euforię!
Kocham Cię, kobieto! <3
Oooooooo! Nieważne, że nie w Walentynki! Jest cudowny :3
OdpowiedzUsuńNiby najkrótszy, a równie dobry. Co się stanie z Sasuke? :C Co zrobił Sanada Temari, też mnie ciekawi XD no nieźle, same nowe pytania. Oj Akemii, Akemii. Nie było dzisiaj dużo pocałunków, ale scena w lesie po wypuszczeniu świetlików *^* no i jeszcze te świetliki, sama chciałabym je zobaczyć. To by było wspaniałe.
Jeszcze udało mi się dzisiaj skomentować, to jestem z siebie dumna aż xD
Ale mi się podobało <3 jak zawsze. Taka randka, to auto xd
Rozwaliłaś mnie tym tekstem o gwałcie i rowie. Się uśmiałam.
Wybacz, dzisiaj taki krótki komentarz ;---;
Ale Ty wiesz, że mi się podobało xD jak zawsze.
Mówisz nowa opowieść SasuSaku <33
Ale się cieszę. Już się nie mogę doczekać. Tylko wiesz, nie zaniedbuj nas na innych blogach B| tak tylko mówię XDDD
No to cóż, do następnej notki.
Życzę miiiiiiilion okazów weny pod jakąkolwiek postacią, pozdrawiam ;*
Ja nie wiem, skąd ty te gify bierzesz, ale każdy kolejny śmieszniejszy od poprzedniego xd Tańczący Sasuke - mózg rozjebany O.o I ha! Czuję się lepsza, bo ja już znam ten adres B| Nie ma to jak mieć chody u Nikiro, hue hue... No, to tego... Kurcze, nie wiem jak zacząć komentarz i już od pół godziny główkuję >.< Będzie krótki, coś czuję w kościach, ale bez zażaleń, jasne? Wgl ta duża czcionka mnie drażniła, nie jestem przyzwyczajona czytać taką wielką, a ty chyba zrobiłaś to specjalnie, żeby wydawało się, że notka dłuższa, heeee? Już cię przejrzałam, oszuście jeden! No dobra, to co było w tej notce?
OdpowiedzUsuńA! Randka! Tyy, tego to ja się na pewno nie spodziewałam. Uchiha romantykiem? Totakiedziwneżeażzabardzo. Ja myślałam, że on ją na jakieś rejskingi zabierze, czy coś innego co sprawia, że adrenalina robi "hops-hops!" (psy miały być!), a tu... świetliki i kawałek nieba O.o Halo, czy ja na dobrego bloga trafiłam? Adres się zgadza, szablon też, spóźnialska i niesłowna autoreczka też... nosz kurde, zaskoczyłaś! Ale ładnie to opisałaś, jak zwykle, kurde *___* Znowu jest zachwyt, Nikiro. I to, jak Sasek wziął i oblizał z dżemora palce Sakury *q* Jak coś tak obrzydliwego może być też tak seksowne? Dziwne, że ten dżemor nie zamienił się w kisiel w gatkach Haruno, haha :D Chociaż może? W sumie nie opisałaś, ech, niedopowiedzenia, niedopowiedzenia! No a potem przyszedł moment smutku, bo nadszedł temat śmierci i nagle ze śmiechu ściągnęłaś nas w rozpacz. No przykro mi się zrobiło, jak Sakura wspominała tatę i jak wyrzucała Sasuke tego peta :( A potem on powiedział jej o swoim przyjacielu, jaaaaaaaaaaa.... A potem bam! I moment grozy przyszedł i Akemii ZNOWU musiała zakończyć rozdział w najgorszym możliwym momencie, grrr.... Moje spekulacje co sie dzieje (ale ich nie bierz na serio, bo się naigrywam tylko xd): Itacza zagryzły psy, TE PSY, te groźne psy i właśnie go rozszarpują na kawałki na oczach.... eeee, Cala! I Cal zadzwonił do Saska, żeby ratował brata, ha ha! Ale Saska też te psy zaczeły gryźć, dlatego Saku i Sanada teraz tam biegną i ich też zagryzą. I będzie not happy end - ta daaam! Albo ewentualnie Temari tam wparuje z rozpuszczonymi włosami i Shiką u boku i rozgromi te psy, oł jeee B| Widzę to! Widzisz, jakie ja ci scenariusze wale genialne? A ty nic, ignorujesz, wgl nie doceniasz....
Sanada to debeściak. I w sumie już nie mam nic do tego, żeby zarywał do Temari. No zajebisty jest! Nie da sie gościa nie lubić. A jak powiedział, że zadzwoni do niej i wyrecytował numer z pamięci, to momentalnie mi się japa zaczęła cieszyć i wyobraziłam sobie, jak do niej dzwoni i pierwsze co, mówi:
- Jutro.
A ona:
- Kto mówi?
A on:
- Ten, dla którego rozpuścisz jutro włosy. A tak swoją drogą: z tą twoją psiapsią wszystko w porządku, seksi się właśnie z Sasuke, ale nie martw się - dzieciaka nie będzie!
A ona:
- Spuścić, to ja ci mogę łomot! *the end*
So go on! (live your life......) Sanada&Temari - masz moje pozwolenie :) Swoją drogą, serio jestem ciekawa, jak on ją udobruchał. Magia! Tak jak z tymi świetlikami!
Kończę, bo ten komentarz i tak nie ma głębszego sensu. Jeszcze dodam, że było dużo literówek i z dwa razy chyba zjadłaś słowo. Ale to tam, już mi się nie chce tego wypisywać jak na ANI (to dlatego tam takie długaśne były te komenty, o!)
Buźka :* Pisz tego Totsuzena szybko!
Ty, patrz. Pięć minut po tobie dodałam komentarz na Nakanaide. Pszypadek? Nie sondzie. B|
UsuńA ja ci mówię, że Tem przestanie być taka zajebista, bo mnie to gryzie, że Sakura przy niej wymięka. ._. I zostaw biedne, bezdomne, agresywne pieski w spokoju, nie będą się żadnym Uchihą karmić!
Rozczarowujesz, Chustii, rozczarowujesz - tyle ci powiem. Nawet ja walnęłam ci dłuższego komenta, a Akemii rzadko wali komentami, ale spokojnie, zemszczę się B| (Imai mnie tego nauczyła, nie wolno przepuszczać!)
So go on, live your life, so go on... <3 Hehee, nie chwał się, że englisza znasz. I Avril, hmpf (by Imai).
Miało być bez zażaleń, ty smrodzie! I wcale nie jest dłuższy, remis, ot co! Z resztą ty musisz po nadganiać, bo ja ci zawsze długie zostawiałam, a ty się obijałaś na TL, a za Nakanaide zabrałaś się, jak już się kończy, pf! A psy i tak ich dopadną, prędzej czy później, zobaczysz. A tak jeszcze wracając do fabuły GAT, to serio myślę, że to Cal dzwonił w sprawie Itachiego, bo... bo coś, nie wiem co. Albo Sasori/Deidara i coś niedobrego z tą mafią. Obstawiam jedną z tych dwóch opcji :)
UsuńBędę się chwalić angolem. Matura rozszerzona na 73%, to nie jest nic, jest się czym chwalić! xd No dobra, już nie będę...
Dlaczego mam wrażenie, że należysz do jakiegoś stowarzyszenia okrutnych sadystów i przed każdym opublikowanym rozdziałem kierują tobą myśli w stylu: "a zakończe w tym momencie, niech się moje pieseczki trochę (bardzo!) pomęczą, niech się katują. Buahahahah, będę się nad wami znęcać, będę!" Taka okrutna...-.-'
OdpowiedzUsuńKocham twoje rozdziały ale te końcówki mnie odbijają. potem połowa nocy spędzony na rozmyślaniach, co też tam się może wydarzyć? XD
Ranka wyszła niesamowicie. Biedna Saura w tym aucie. Przez chwilę sama miałam wrażenie, że Sasuke zaciągnie ją do łóżka (i niemiałabym nic przeciwko :P).
Kawałek nieba! Aż mam ochotę nalapac swietlikow i zrobić sobie takie romantyczną randkę sama ze sobą. Czemu zimą nigdzie nie ma tych małych robaczkowego?
Sakura zwierzyła się Sasuke! czekałam na to od dawna, ale czegoś takiego się nie spodziewałam. Nie ma to jak rozmawiać o śmierci na pierwszej randce. Rozwalasz system kobieto. XD
Nie mam nic przeciwko Sanadzie, wręcz przeciwnie bo w tym rozdziale uwiódł mnie do granic możliwości, tylko po co komu piąte koło u wozu? Bez niego byłoby romantyczniej. Chociaż pewnie w kolejnym rozdziale odegra swoją życiową rolę. XD
Nie martw się! nie zapomniałam o marmoladce! Pyszności ah Pyszności! Zastanawia mnie jak smakował Sasuke palec Sakury :P mniam mniam XD zrylas mi banie tym rozdziałem <3
Buziaki :***
Ps. Serio? 30 stron w trzy dni? a ja głupia się cieszę jak uda mi się napisać jedną -.-"
Pss. Jak coś będzie nie czytelne to wina T9.
Jak to dlaczego? Żeby pieseczki gryzły pazury ze zniecierpliwienia i miały chętkę na kolejny rozdział, oto cała tajemnica! ;D
UsuńA tak bardziej poważnie: to cześć natury pseudo-pisarzy, nic nie poradzisz. B|
Właśnie się dowiaduje, że ta cała randka była mega romantyczna, a wcale nie to było priorytetowym celem. Miało być strasznie i seksownie, a wyszło inaczej D: Mi zawsze wychodzi to inaczej niż zaplanuję, no ale przynajmniej banie ludziom ryję (y).
Ha, nieważne czy komentarz czytelny, czy nie (hejt na T9 i tak mam), ale ważne, że jesteś ze mną, bo tak długo nie było od ciebie odzewu, że bałam się, iż podarowałaś sobie moje blogi :c ALEE JESTEŚ! B|
I zostań na dłużeeej! ;D
Pozdrawiam!
Kurde, amaizing notka ^^ randka pierwszorzędna opisana w niebywały sposób! Po prostu bajka ;) a te świetliki- the beściarskie, zastanawia mnie tylko czy ten kawałek nieba to twój wymysł czy może gdzieś na świecie ktoś coś takiego robi? Musisz mi koniecznie powiedzieć skąd u Ciebie taki pomysł. Bardzo mnie zaciekawił i zaintrygował ;D i jak zwykle uciete w najlepszym momencie >,< jesteś okrotna! Ale i tak Twoje opka darze uwielbieniem <3
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam ;)
Mimo że rozdział był krótki to co chwila rozwalałaś w nim system :D :D
OdpowiedzUsuńSanada boski jest po prostu !! On i Sasuke są jak ogień i woda ^^ Wcześniej myślałam że są bardziej wrogami a to kumple, jeśli można to tak nazwać.
Mieć frajde z wykorzystywania faktu, że większość osób boi się Sasuke i tylko pogarszać mu opinie. ;D Co za człowiek.
Biedna Sakura była w tym samochodzie. Ta dwójka razem jest nieobliczalna, więc nic dziwnego że brała dosyć na poważnie ich gatki o gwałcie i rowie. Najlepsze w tej części było jak Sakura kopnęła Sasuke. Reakcja chłopaków była rozbrajająca ;D ;D :D
A potem to mnie totalnie zszokowałaś. Sasuke i świetliki !! Czego jak czego ale po nim się tego nie spodziewałam. ;)
i było bardzo romantycznie, nawet jak wcinali dżem razem to było urocze :) a tu ten telefon !
Ja obstawiam, że ma to coś związek z Itachim, bo chyba Temari nie wezwała policji i nie zgłosiła porwania o.O ??
Pozdrawiam :)
PS. Gif najlepszy!!!! Rozwalił mnie na łopatki !! :D
"Mieć frajde z wykorzystywania faktu, że większość osób boi się Sasuke i tylko pogarszać mu opinie" - idealnie to ujęłaś, proszę państwa, to właśnie jest Sanada B|
UsuńDobrze wiedzieć, że większości czytelników się spodobał! ;D
Ja tyż bym się świetlików nie spodziewała, do teraz nie wiem co mnie wzięło na taki nieUchihowy romantyzm. Hyhy, telefon to na razie tajemnica, nie powiem czy zgadłaś, czy nie :3
Dziękuję za komentarz.
Również pozdrawiam! <3
Zawsze twojego bloga czytałam w kościele < ja i kościół, coś nie idzie w parze. > A dziś miałam co robić na angolu i biologii. Czytam tego bloga od początku, ale niewiem czemu dopiero przy tej notce komentuje < nie wiem jak tak mogłam postąpić >
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to ja chcę już kolejny , kolejny i kolejny. Ja chcę więcej rozdziałów.
Jak Ty możesz w takich momentach kończyć rozdziały? No ja się pytam, jak tak możesz robić?
To uprowadzenie Sakurci *.*
Ta szczerość Sasusia ♥
Ten tekst ze zgwałceniem *.*
To miejsce gdzie ją zabrał ♥
To jak jej dżem z palców zlizywał ♡♥
To, to zwierzanie się siebie *.*
Było tak słodko, ale nie Ty to musiałaś przerwać.
Dlaczego on jej nie pocałował? Nande?
Ten głupi telefon, nie mógł go wyciszyć chociaż?
To na pewno było z resteuracji < domowa restauracja Itasia i Cal'a xD> dzwonili do niego dlatego, że mogą już jechać. Ja wiem, że Sanada jest ich szoferem, ja to wiem ;D. A Temari jest z nim potajemnie zwiazana i tylko oni wiedzą o ich miłości xD. Sanada dał jest wielkiego buziaka i dlatego ona puściła Sakurcie. Ja wiem, że tak jest, ja to wiem.
A co do Sanady i Tem
Ta jego pewność *.*
Ta jej zajebistość ♡ < to Sakura ma być bardziej zajebista. >
Co on jej nagadał?
Kiedy oni się umówią?
Teraz tylko muszę czekać na nastepny rozdział, który mam nadzieję, że pojawi się niedługo.
Życzę dużo weny. ;3
Pozdrawiam serdecznie ;3
Ps. Te piosenki są genialne ♥ , a w szczególności ta co leci jak się włączy bloga ♥.
Ahh..Jak zwykle cud, miód i maliny xd Z każdym nowym rozdziałem mój apetyt na kolejne wzrasta.:) Mam nadzieję, że przez nas nie zawalisz szkoły xd
OdpowiedzUsuńJak można skończyć w takim momencie Ty zła osobo! No i co, że piszesz genialnie i wszystko co tworzysz jest zajebiste, ale gniewać się będę za tą okrutną końcówkę .Tak musi być i koniec xd
Cały ten związek Sasuke Sandą jest podejrzany..-.- .Nie mogę się doczekać, kiedy to się wyjaśni .
Oficjalnie ogłaszam, że Temari stała się bardziej irytująca. Traktuje tą Sakurę, jak niesprawną umysłowo xd Powinna zająć się sobą, a nie na siłę kontrolować życie Haruno >. < Wiem wieem.Martwi się o swoją przyjaciółkę, ale plisss bez przesady! To nie jest dziecko.
Kolejna sprawa : Super niegroźne groźby Saska xd ahhahahah się uśmiałam xd Po prostu pięknie to opisałaś :D Nic dodać, nic ująć :3
Strasznie wzruszyła mnie ta scena, kiedy to Sasuke gadał z Sakurą po tym całym wypuszczeniu świetlików *,*. W ogóle jakie to było słodkie z jego strony ahh <3 Uchiha robi się coraz to bardziej otwarty i dowiadujemy się o nim nowych rzeczy :) Oby tak dalej:p
Tak na początku, jak on ją niósł to myślałam, że na jakieś wyścigi ją weźmie czy coś xd
No. KONIEC :) Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, a zwłaszcza, że teraz jest kolej Sakury by wypełnić swoją część umowy hahahhaha (niecny śmiech) xd
Pozdro MGG
ja chce następny rozdział!!!!!!!!! T-T
OdpowiedzUsuńgw
Cześć! :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno, ale miałam jakiś okropny zastój pisaniu komentarzy (co zdarza się coraz częściej) i nie mogłam naskrobać nic na żadnym z blogów, które czytam :/
Jakieś dwa rozdziały wcześniej pisałam, że nie lubię Sanady i ogólnie niech sobie pójdzie i się schowa. Nie rozumiem samej siebie. Oficjalnie go uwielbiam, kocham i w ogóle ach, ach, ach! Wszystko wydało mi się nagle w nim urocze, kolorowe oczy, blond włosy i dołki w policzkach :3 Huh, jak go polubiłam, to od razu spodobał mi się też jego wygląd :D Ten pomysł z gwałtem! I to jak z tym wyjechał tak nagle, że jak nie wymyśli dobrej wymówki, to Sasuke ją zgwałci. Mistrz!
Szczerze, to myślałam, że Sasuke nie wytrzyma (Sakura TEŻ) dnia bez pocałunku w towarzystwie Sakury. Ale on sobie znalazł sposób, bo po co się całować jeśli można W TAKI SPOSÓB JEŚĆ DŻEM. Sasuke potrafi!
Tak piękny pomysł z tymi świetlikami! To musi niesamowicie wyglądać <3
Ohoho, przyszedł czas na wyznania Sasuke. Tego spodziewałam się mniej niż świetlików. Co prawda, logiczne było, że kiedyś musiał się przed nią otworzyć, ale nie przypuszczałam, że zrobi to tak... Szybko? Bo to jest szybko jak na niego xd
Tak sobie myślałam, że zakończy się to wszystko dosyć spokojnie, a ja nie będę miała takiego poczucia, że zabierają mi książkę w najlepszym momencie. Ale mam. Okrutna jesteś z tym. Co tam się stało!?
Gif z Sasuke rozwala system. PARTY HARD :3 <3
Pozdrawiam i weny życzę!
:D WowWow,super rozdział.Świetliki najlepsze :)
OdpowiedzUsuńA tak nie nawiązując do rozdziału to grafiki do bloga robisz sama czy montujesz w PS-sie?
No w końcu nadrobiłam xD
OdpowiedzUsuńA tak zwlekałam o ten dwunasty rozdział, a tu już trzynasty...
Tą randką, to zostałam - tak jak zapewne inni - zaskoczona. Sasuke sam ją zainicjował, taki lovelas z niego się zrobił ;D Sasuke romantyk tak bardzo, wow, wow. ;p
Coś mi się tu wyczuwa pairing z Sanadą i Temari ;>
Okeyla to lubi. ^.^"
Kilka literówek znalazłam, ale jestem takim leniem, że już nie chce mi się do nich wracać xD
A te gify, to ty debeściarskie wtryniasz tutaj ;o
No dobra, pozostaje czekać na kolejny rozdział tu i na Totsuzen :D
I wybacz, że taki krótki ten kom, ale prawie czwarta nad ranem, więc zdycham... x.x
Pozdrawiam i życzę weny~! ;3
Wszyscy znajdują literówki, ale mówią, że nie chce im się ich wypisywać. (y). Jak żyć? JAK ŻYĆ? Literówek to ja jestem mistrzynią, przyznam. Jakoś widzę je dopiero po opublikowaniu rozdziału na blogu, a przy sprawdzaniu w Wordzie po prostu ich nie ma. ._.
UsuńWybaczę, że krótko po o 4 rano to ja się na drugi bok przewracałam. xD
Dzięki i również pozdrawiam! <3
No, jestem i ja. :D
OdpowiedzUsuńJaki dzisiaj miły dzionek, nie dość, że założyłaś nowego bloga, to jeszcze tutaj Sakura z Sasuke wybierają się na randkę. :3 TYLE SZCZĘŚCIE WSZĘDZIE. <3
Sama chciałabym, żeby ktoś zabrał mnie w takie miejsce. Osobiście uważam, że było to mega romantyczne. *,* Już samo "porwanie" było urocze.
Myślałam, że Sasuke z Sadną są wrogami, nienawidzą się itd. A tu się okazuje, że się przyjaźnią... Coraz bardziej go lubię.
Cały czas zastanawiam się, co oni zrobili z Temari. xDDDD Może zamknęli ją w jakiejś komórce. xDDD
Końcówka mnie rozwaliła totalnie. Co tam się, do cholery stało? :oooooo Kto dzwonił do Saska i o co w tym wszystkim chodzi? Sanda na koniec zachował się bardzo odpowiedzialnie i dobrze, że szybko zareagował.
Ja nie chcę, żeby mojemu ukochanemu coś złego się stało. Nie, noooooooooooooooooo! :cccccc
Ech.
Zdenerwowałam się i tyle. :P
Mam nadzieję, że niedługo pojawi się 14 część tego cudownego dzieła. :3
Swoją drogą jakoś niedługo ten blog będzie miał rok, nie? :>
Weeeeny i buziaki! :3
Witaj! :D
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest boski, chociaż ubolewam nad brakiem tych gorących pocałunków ;__; ale ten w policzek był uroczy i tak reakcja Sasuke ;p czytałam to wszystko z wypiekami na twarzy. Jak ja uwielbiam te momenty kiedy Sakura przyłapuje Sasuke na uśmiechu :3 od razu jest mi tak lepiej i cieplej na serduchu ;p Sanada miał świetny pomysł. "Porwanie" Sakury było dla mnie zabawne przez te wszystkie teksty, reakcje i groźby :D śmiałam się z komentarza Sanady na groźbę Sasuke. Ach i właśnie.. Cudowna randka. Trochę dziwna, ale właśnie dzięki temu mi się strasznie podobała. Kawałek Nieba, to musi być piękny widok *.* Jak to wymyśliłaś?
Trochę ten komentarz chaotyczny, ale to przez końcówkę rozdziału (przez która nie będę mogła zasnąć. Dzięki xD). Nie mogę się doczekać kolejnego "kawałeczka" gdyż ten sprawił, że jeszcze bardziej zgłodniałam ;p
Pozdrawiam i życzę weny, Asia ;*
PS Co takiego zrobił Sanada, że Temari mu odpuściła?! Kolejna sprawa, która mnie dręczy :)
No cześć panno Akemii, co świetnie pisze, robi cudne szablony i pięknie rysuje(życie takie niesprawiedliwe...). Rozdział przeczytałam dawno, dawno temu, kiedy po ziemi jeszcze łaziły dinozaury xD A tak serio, to nie skomciałam od razu, a potem... uwięzili moją prawą rękę w gipsie(to się nazywa pech), więc... nie miałam siły nawet niczego pisać. Ale już przybywam, żeby chociaż dać znak życia, że jestem, że czytam... bo pewnie znowu o mnie zapomnicie xD
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... ja chcę więcej Sanadyyyyyy! Jak najwięcej! Kocham tego typa normalnie! Chociaż na początku tak trochę mnie irytował, to ta jego gadka, uśmiech (mogę go sobie tylko wyobrazić - niestety) mnie oczarowały! Ten pan jest mój i go nie oddam! <3
Szczerze powiedziawszy, jestem zauroczona tą całą akcją. Te świetliki, noc, klimat - jakie to musiało być piękne!
Wcześniej ładnie sobie z nas igrałaś, bo w życiu bym nie wpadła, że "kawałek nieba", to będzie wypuszczanie świetlików, ze słoików (nie czuję, że rymuję, ha!).
Wcześniejsze wydarzenia były tak emocjonujące, że aż mi serce kołatało! To porwanie, dogryzanie Sanady i Sasuke, ja bym była przerażona na miejscu Saki, a ta wariatka, się tym jakby... nie przejmuje xD To jest zadziwiające.
No i najważniejsze - jedzenie tego dżemu... Taki mały gest, a cieszy takiego przeciętnego czytelnika i fana SS jak ja <3 podbiłaś tym moje serduszko no! Uwielbiam takie sceny. Są o wiele lepsze niż, jakieś romantyczne kolacje w restauracjach, przy świecach, na plaży. One są takie proste, urokliwe i wyjątkowe. Do tego słodki dżem, zapewne domowej roboty. Nic tylko cieszyć się taką chwilą!
Tylko potem...
Zaś coś namieszałaś! No, jak mogłaś! Już mnie świerzbi, żeby dowiedzieć się, co się stało temu Saskowi, że tak poleciał od razu. Eh, i te 69 procent, które no... mają swój podtekst, ale... nie mogę się już doczekać, więc pisz, pisz ;*
No nic, czekam na kolejny rozdział i życzę weny!
Pozdrawiam! <3
Witam, witam i gdzie następny rozdział się pytam??
OdpowiedzUsuńJuż dawno za jednym podejściem przeczytałam wszystkie te rozdziały i co? No i nico, bo nie wiem co dalej. Pacłam się w czoło gdy zepsułaś taki romantyczny moment. Mam cichą nadzieje, że nam ( Twoim czytelnikom ) jakoś wynagrodzisz.
Ja uparcie wierzę w Saki, że ona rozbije tą gburowatą skorupę Saska i dostanie się prosto do serducha, które mimo wszystko jest cieplutkie. No i że tam zostanie.
Nie raz po prostu płaczę ze śmiechu z przemyśleń Sakury, po prostu nie wyrabiam.
Wiesz tak się zastanawiam czy zadać Ci takie pytanko, ale zaryzykuję, jak by co możesz mnie zabić.
Nie myślałaś o założeniu bloga z jednopartówkami?? Ja bym chętnie takie Twojego autorstwa poczytała...
Pozdrawiam i ekspresem wysyłam wenę, by dotarła przed kwietniem.
Paulina
Sasuke ukrywa w sobie całkiem fajną drugą osobowość :D gdy już myślałam, że wszystko ułoży się spokojnie i w ogóle, to tu nawet randkę im przerwano :D i znowu się cieszę, że mogę kliknąć następny rozdział i zaraz przeczytać co się dalej stało :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D