Naruto
wrzeszczał, jakby biegł po rozżarzonych węglach. Porywacz nabrał prędkości, dowiedziawszy
się, że ścigacze wciąż siedzą nam na ogonie. Okazało się, że moich przyjaciół
nie udawało się zmylić, chociaż często skręcaliśmy gwałtownym ruchem. Nie miałam
pojęcia dokąd, czułam natomiast, że ta metoda miała nas poratować, a działała
na opak.
Od
samego początku wiedziałam, że w jatce z Temari umiejętności Uchihy będą
niewiele warte. Dzisiaj była wyjątkowo zmotywowana, by odbić mnie z jego łapsk.
Oczywiście mogłam powiedzieć o tym wszystkim Sasuke, tyle że w ogóle się ku
temu nie poczuwałam. Doskwierała mi niedyspozycja i brak stabilizacji
emocjonalnej. Wierzcie mi lub nie, ale porywał mnie przystojniak, który nie tak
dawno poszedł na prosty układ — randkę, a kartą przetargową było pospolite
macanko. Dobry Boże!
— Masz w ogóle jakiś plan? – Odważyłam się w
tak beznadziejnej chwili skrzyżować ramiona. Sasuke był już zadyszany, jego koordynacja
ruchowa ucierpiała na rzecz zmęczenia. Nawet dopięłam swego, uchylając szal.
Jedno oko i tak miałam skrępowane opatrunkiem, ale drugie sprawowało się
świetnie. Ujrzałam profil swojego oprawcy: widniała na nim przeżywana katorga i
warstwa potu, do którego przylepiały się czarne włosy. – Sasuke! – krzyknęłam,
żeby go ocucić.
Nie
wiedziałam czemu, ale podstępnie się uśmiechnął.
— Masz dobrych obrońców.
— Naruto i Temari? – Zamarłam.
Pokiwał
głową, a ja z duszą na ramieniu odkryłam, że mój „przewoźnik” zaczyna
zmniejszać prędkość. Podwójnego szoku doznałam zauważając, że w ścigaczach
brakuje Temari. Tylko Naruto rzucał mięsem jak meserszmit i chwiejnie biegł
przed siebie. Kiedy wyczuł, że i Sasuke traci siły, wykorzystał ostatnią namiastkę
swoich i prawie nas doścignął. Byliśmy blisko jezdni, na jej poboczu, manewrując
między baniastymi drzewami.
Właśnie
przejeżdżał samochód. To jego światła pozwoliły mi zobaczyć osobę,
przebiegającą w poprzek jezdni, zanim zdążyła zastąpić nam drogę.
— Oddawaj ją!
Sasuke
nagle się zatrzymał. Niemal wypadłam mu z rąk, ale w samą porę się
przytrzymałam, głośno oddychając z wrażenia. Temari chciała rozkurczyć się z
godnością, lecz zagiął ją wysiłek fizyczny. Głośno wciągała powietrze, chociaż odzyskiwanie
sił nie szło jej tak opieszale jak Uzumakiemu. Zanim skontrolowałam czy blondyn
trzyma się cało, dopadła mnie okropna drętwica. Cóż za emocjonujące przeżycie
na zakończenie dnia! Teoretycznie powinnam wyjść z tego najkorzystniej, a mimo
to moje oddechy mieszały się z resztą. Ich miażdżyło zmęczenie, mnie:
adrenalina.
— Sasuke, odbiło ci?! – Ach tak, Naruto
zaczynał dochodzić do siebie.
Temari
miała ten etap już za sobą i teraz po prostu się na nas gapiła.
— I po co było to wszystko? – wytknęłam
Sasuke. Może i na samopoczucie podczas ucieczki nie narzekałam, to były też
mniej przyjemne ukłucia, które sprzeczały się z tymi dobrymi. Ogólnie bywało ze
mną lepiej.
Zdecydowanie!
Sasuke
bowiem z premedytacją upuścił mnie na ziemię. Mimo że wyścielała ją trawa, a
lekki ból zniosłam dzielne, nie wypadało przecież bagatelizować takiego chamstwa.
— Piękne dzięki! – Oburzyłam się więc,
podnosząc na niego wzrok. – Dlaczego to zrobiłeś?
— Jesteś za ciężka.
Nie
było aż tak źle, jak przypuszczałam – Sasuke odpowiedział! Z niedowierzeniem
otaksowałam własne ciało, żeby uświadomić mu pomyłkę. Można było mi zarzucić
mnóstwo rzeczy, ale do rejestru grubasów się nie wpisywałam!
— Nie jestem ciężka.
Starałam
się też nie zastanawiać, co myśli nasza widownia, słuchając tej dysputy.
— Może i twoje piersi nie ważą dużo, ale
głupota w głowie nadgania to wszystko.
Temari
krytycznie się nam przyglądała, za to Naruto nie ustał w miejscu, tylko wyjął
pomocą dłoń. Przynajmniej sądziłam, że taką od niego dostanę, niestety zanim
się na mnie skoncentrował, jego spojrzenie padło na Sasuke.
— Nie pozwalaj sobie, ty bezcze…
— O nie. – Natychmiast wstałam i uspokajająco
odsunęłam przyjaciela. – Nie, nie, nie, nie – lamentowałam, patrząc mu w prosto
w oczy. Przy okazji dowiedziałam się, jak cholernie bolą mnie pośladki.
— Sakura—chan, ale on…
— Jest popieprzony, wiem.
— Szalik! – wykrzyknął bezsensu. Szal leżał w
trawie i najwidoczniej musiał spaść razem ze mną. – Miałaś go na oczach.
Fantazja
seksualna a’la Uchiha, ot co!
Chciałam
to wyjaśnić, ale ręka, którą położyłam na mostku przyjaciela, została
gwałtownie odciągnięta. Myślałam, że to rozjuszona bestia: Temari w swoim
najgroźniejszym wydaniu. Co się okazało, był to Sasuke. Tłumił wściekłość, ale
mimo to płonęła w jego bezbrzeżnych oczach.
Dopiero
to dało Temari powód, by wkroczyć.
Byłam
szmacianą lalką, czymś tego rodzaju, bo znajomi wymieniali się mną jak
nieuzgodnioną własnością. Teraz trafiłam w ręce przyjaciółki, która chwilę
później pchnęła mnie w ramiona Uzumakiego.
— Zajmij się nią.
— Chyba żartujesz! — Wycelował oczami w
Sasuke: groźnymi, świeżo po przyswojeniu nieprawdopodobieństw. Uchiha,
nieprzejęty, odwrócił wzrok, by ofiarować go stanowczej Tem. Jakby nie do końca
przystawał na wydany rozkaz. – Temari! Widziałaś, do licha, co z nią robił? –
uniósł się Naruto.
— Tylko porywał – wtrąciłam jak na półgłówka
przystało.
Tak
patrzyli na mnie też inni; rzutami oczu — identycznie skołowanymi. A ja miałam wszelkie prawo, by tak świrować,
na Boga! Żyłam ustatkowaną, nudnawą egzystencją nastolatki. Do tej pory w
ramiona nie brał mnie rasowy zboczeniec, który w dodatku takiego określenia nie
uwzględniał.
Naruto
przełknął ślinę.
— Czego od niech chcesz, Sasuke?
— Zabierz ją do domu. – Temari wyręczyła
Uchihę i jeszcze raz popchnęła mnie na Uzumakiego. – To przekracza wszelkie
pojęcie – marudziła.
Zanim
Naruto odciągnął mnie od towarzystwa, nie zapomniał oczywiście spiorunować
Sasuke spojrzeniem. A jednak to właśnie ja napotkałam jego oczy. Były we mnie
wpatrzone, wyraźnie się na czymś skupiały, a po tym jak Naruto wyniuchał ten
wzrokowy kontakt, automatycznie wszedł mi w paradę, zasłaniając Uchihę.
— Temari!
— Ja się z nim rozmówię – poinformowała.
Nie
godziłam się na takie zakończenie.
— A co ze mną?
— Wracasz do domu.
— Dlaczego?!
Pokarała
mnie palcem wskazującym. To mi przypominało własną matkę.
— Bo mnie wkurzyłaś! Porządnie! — warknęła.
Temari non stop pozowała na „wkurzoną”, jednak jakkolwiek pełna złej woli była
jej mina, nigdy nie nadwyrężyłam cierpliwości. Nigdy aż do dzisiaj. — Ja ci tu
niespodzianki organizuję, a ty się nie pojawiasz! Mówiłaś Naruto, że
przyjdziesz, durniu! Przemogłam się, by z tobą zagrać, mimo że obiecałyśmy
sobie coś innego. Dlaczego ty ciągle mi to robisz? Usiedź raz na dupsku, żebym
nie musiała więcej się martwić!
— Tem… — Nie stać mnie było na coś mądrego,
wybałuszyłam tylko oczy.
— Idź. Porozmawiamy później – zipnęła tonem
kończącym dysputy. – Teraz zajmę się tym panem. – I przeniosła złe spojrzenie
na Sasuke.
— Co masz na myśli?
— Właśnie! – poparł mnie Naruto. – Najchętniej
sam bym się nim zajął. Nie musisz się fatygować.
— Bójkom mówię stanowcze „nie”, poza tym
ostatnio, o ile się nie mylę, zamiast Sasuke, ucierpiała niewinna osoba w
waszym otoczeniu – powiedziała i dowodem na to był mój plaster. – Sakura,
zostaw mnie z nim na chwilę.
Sasuke
nie oponował. Wydawało mi się, że i on chce rozmówić się z Temari.
Świetne!
Następna, przekomiczna zagadka do rozwikłania! Łączyły go tajemnicze związki z
Sanadą i Calvinem, a teraz do tej grupy dopisała się moja przyjaciółka –
niewiarygodne! Coraz bardziej się w tym gubiłam.
— Co się dzieje, do cholery?
— Nic. – Temari zaczęła odchodzić. Sasuke, ku
memu zdziwieniu, podreptał za nią. Uszczypnęła mnie zazdrość, ponieważ sama
chciałabym pewnego dnia osiągnąć taki sukces. Chciałabym, żeby się mnie
słuchał.
— Chodź. – Naruto niepewnie się wycofał.
Buntowałam
się dopóki, dopóty sylwetki obu drogich mi osób nie straciły się w morzu cieni
i nieoświetlonej ciemności.
Była do bólu przewidywalna.
Odchodząc, miał pewność, że ona traci nad sobą panowanie, fiksuje od nadmiaru
doświadczeń. Doświadczeń, które wcześniej nie były jej pisane. Nie powinny i,
prawdę mówiąc, Sasuke miał tego dopilnować. Żeby ta żądna wiedzy dziewczyna
nigdy, przenigdy nie dostała się za ustanowioną w jego świadomości granicę.
Pech chciał, że zdążył już
zaniedbać ten obowiązek. I teraz nie wiedział czy aby na pewno jest to coś,
czego można by żałować.
— Dowiem się, dlaczego upatrzyłeś sobie akurat
Sakurę? – Temari prowadziła ich watahę, do czego nie był kompletnie
przyzwyczajony. Ani razu nie obejrzała się za siebie, zwracając się do Sasuke.
Wyczuł tylko, że głos dosmaczał jej gniew. – A, zaczekaj! Pewnie wyniuchałeś,
że problemy się jej trzymają, co? Sakura nie jest głupiutka, ale jeżeli każdy
przejaw ciekawości to jeden stopień w górę do piekła, wiedz, że jest już
całkiem niedaleko tych wrót.
— Rozgadana jesteś – skitował drwiąco.
— Zawsze, gdy otoczenie doprowadzi mnie na
skraj wytrzymałości. A ty! – Przystanąwszy, odwróciła się w stronę Sasuke i
niemalże ukuła go palcem w nos. – Gadaj natychmiast! Czegoś jej się tak
uczepił?
Przewrócił niecierpliwie
oczami.
— Nigdy nie chciałem mieć z nią do czynienia.
Ona sama nieustannie go
zagadywała, sama pojawiała się tam, gdzie on. Ona sama inicjowała kolejne
spotkania, a potem on sam nie mógł się jej oprzeć, a uchwalony dawniej dystans
nagle przestał być cokolwiek warty. Oczywiście żadnej z tych myśli nie
przedstawił światu: były jego osobistym kątem w duszy.
Temari cały czas paplała.
Cholera, nie wsłuchiwał się. Druga cholera? Wcale nie było mu żal tych
straconych minut z rzeczywistością.
— … w każdym razie mógłbyś mnie oświecić.
Myślę, myślę i wymyślić nie mogę – dokończyła coś, o czym pojęcie miał zielone.
W dodatku wbiła wzrok w Sasuke, wyraźnie czegoś oczekując. – Uchiha, draniu!
Dlaczego… z nią uciekłeś?
Niech będzie prosta odpowiedź,
zawyrokowało ego Uchihy.
— Była ze mną. Nie zamierzałem wam jej
oddawać.
— I tak ją sobie zabraliśmy – prychnęła
zwycięsko.
— A ja i tak wezmę ją sobie z powrotem –
oznajmił, przewidując, że ją zaskoczy. Ludzie strofują za omijanie odpowiedzi,
a kiedy są one jasno przez nas przedstawiane albo nikt nie wierzy, albo wszyscy
rozpatrują wizytę u dobrego psychiatry. Zawsze zastanawiało go, co zrobiłaby
Sakura, gdyby przykładowo każda myśl Sasuke wkradałaby się jej do głowy. Hm,
kiedyś zdecydowanie poczęstuje ją kilkoma z nich. –To ona była namolna – dodał
nagle i dziwił się, że ten głos naprawdę jest jego. – To ona naciskała. Ja?
Ostrzegłem. Nie posłuchała. A ty po prostu jej pilnuj, tak jak ci mówiłem. Poza
tym…! – Uniósł apodyktycznie dłoń, widząc, że rozmówczyni rozwiera usta. – Nie
zadawaj pytań. Obojętnie czy jesteś milczącą, czy gadatliwą Temari. Nie
obchodzi mnie to.
Znaleźli się w parku. Sasuke
nie wiedział, że przeszli już taki kawał drogi, a jednak. Raz na jakiś czas
rozglądał się po otoczeniu, żeby przypadkiem cień magicznej dziewczyny nie
ukazał mu się znienacka i nie zniknął za mrugnięciem oka.
— Jesteś pieprzonym wariatem – powiedziała mu
Temari i nareszcie zaczęła przypominać tę stateczną, rozważną odsłonę samej
siebie. Przyjął ją ochoczo i słuchał dalej: – Dlaczego każesz mi jej pilnować?
— Nie czuję się zobligowany do udzielania
odpowiedzi – sfuszerował swoją formułkę.
Temari nie ustępowała.
— Mafia? Jakieś porachunki, prawda? Sakura została
w to przypadkiem wplątana.
— Ciepło. Powiedziałbym, że nawet gorąco.
— Czyli mam rację?
— Może. – Sasuke odwrócił się do niej plecami,
schował ręce w kieszeniach i kiedy dostrzegł przedzierający się zza drzew
księżyc, nie mógł już oderwać od niego wzroku. – Bardzo prawdopodobne, że są to
porachunki. Ale „porachunki” to rewanż za krzywdę, prawda?
Zawiał wiatr. Kierując się
dźwiękiem, pomyślał, że Temari opatuliła się swoją pikowaną kurtką. Samemu
Sasuke doskwierało zimno, tym bardziej, że oboje nie tak dawno zakończyli dziki
wyścig.
— Prawda. Co jest nie tak z tym rewanżem? –
zapytała nadzwyczaj spokojnie.
— To, że nie ma za co się rewanżować. A
krzywda i tak jest wyrządzana.
Sasuke! – jego męskie,
konsekwentne ego gdyby mogło, stłukłoby go młotkiem na kwaśnie jabłko. I
faktycznie, powiedział za dużo. A przecież utrzymywanie języka za zębami
opanował już przy początkach tych niekończących się rewanżów. Do perfekcji.
— Co to za mafia? – Odetchnął, usłyszawszy te
słowa.
Bał się, bo umysł miała wyjątkowo
bystry. Potrafiła też opanować się w najtrudniejszych do przejścia momentach.
Mimo że najpierw emocje wymknęły się jej spod kontroli, teraz była już taka, z
jaką chciał konfrontować Sasuke. Pomyślał też, że opłaciłoby mu się
przeciągnięcie wątku z mafią.
— Jest niebezpieczna – powiedział po krótkiej
pauzie. – Śmiertelnie.
— Chcą cię zabić? – Brzmiało to dosyć
nienaturalnie, ponieważ Temari użyła wyjątkowo nieprzejętego głosu. W pewnej
chwili zaczęło go to drażnić.
— Nie mnie. Akurat mnie zawsze pomijają.
— Polują na Sakurę? – Wreszcie
się przeraziła.
— Nie jestem pewien.
— Nie jesteś pewien? Co to znaczy: nie jesteś
pewien?!
Obrzucił ją niechętnym
spojrzeniem. Wyszło szydło z worka. Wściekła na świat, wyszczekana i mocna w
gębie maszkara, której Sasuke nie cierpiał. Temari zaciskała już obie pięści i
najprawdopodobniej jedną z nich chciała mu przyłożyć. Na wszelki wypadek
defensywnie się wycofał, wolał, żeby go nie sprowokowała.
— Jeśli coś jej się stanie… — warknęła,
naumyślnie nie dokańczając. Sasuke miał sam sobie dopowiedzieć resztę, ale na
nie reagował tremą na żadną pogróżkę.
Odezwał się więc ze spokojem:
— Pilnuj jej. Tylko tego od ciebie chcę.
— Przypilnuję! Ale wiedz, że cały czas będę
usiłowała wybić Sakurze ciebie z głowy. Może wtedy skończy się to dla niej
dobrze.
Niech i tak będzie. Cokolwiek z
tego wyniknie, Sasuke stanie na wysokości zadania. Musi, prawda? Ostateczne i
ona się do tego zobowiązała, wyszeptała mu to pod łóżkiem, cała w skowronkach,
przepełniona dziecinną pewnością do swego, a przecież nigdy nie powiedział jej,
z czym przyjdzie jej się borykać.
Sasuke przyjął wytyczone przez
Temari warunki:
— Rozumiem.
— To świetnie – prychnęła. – Szkoda, że ja
nie. Ciebie nie rozumiem.
— Nie warto się wysilić – odparł.
— Sakura stwierdziła, że warto. – Temari
zmrużyła gniewnie oczy. Miała mu za złe, że zaintrygował magiczną dziewczynę,
dobre sobie! Sakura dysponowała niewiarygodnym samozaparciem, chociaż odsuwał
ją od siebie tysiące razy, mniej lub bardziej brutalnie.
Cholewka! Sasuke nigdy nie
specjalizował się w podejmowaniu decyzji. Och, inaczej. Decyzje podejmować
potrafił – jak najbardziej. Szkopuł tkwił w trafności. Nie zawsze był to dobry
wybór, a teraz, bardziej niż kiedykolwiek, nurtowało go, jaki będzie finał. Nie
dało się ukryć, że był podekscytowany. Poza tym scalał się z tym lęk, bo
przecież niebezpieczeństwo wciąż nad nimi wisiało, a im dalej posuwał się
Sasuke, tym było poważniejsze. A jednak magiczna dziewczyna jakoś inaczej na
niego oddziaływała. Najchętniej wyzbyłby się strachu na rzecz dreszczu emocji,
ale nie zdołał na tyle opanować swoich uczuć. Nie miał nad nimi absolutnej
władzy. Jeszcze.
Temari westchnęła i wtedy się
na nią zapatrzył. Włosy miała spięte u góry, kurtkę niedopiętą, a policzki zaróżowione
od mrozu. Dzisiaj spisała się znakomicie i miał przemożną chęć to przyznać.
Tyle że wtedy brakłoby jej terminów, które ustalałyby skalę jego popieprzenia.
Nie dodając niczego, poszedł
swoją drogą. Oczywiście korciło go, żeby
wytropić swoją zgubę, jednak w porę odzyskał rozum, zmitygował się od
szaleńczych zamiarów. Bo kto będzie kwilić po kątach? Całymi dniami? Dławiącą
rozpaczą?
On.
To zawsze był on.
A najgorsze, że zapuszczał się
dalej, chociaż konsekwencje znał już na wylot.
Ze
szponów Naruto oswobodziłam się dopiero przed domem. Ulice zdążyły już
obumrzeć, ludzie wygrzewali się przy kominkach, czemu dowodziły działające
światła w oknach. Raz na jakiś czas przejeżdżał tędy samochód, a innym razem
zza ogrodzenia czyjeś posesji zaszczekała na nas psina, ale ten dominujący
spokój nie podtrzymywał na duchu, nie uśmierzał żadnej z wypalających mojego
wnętrza emocji.
— Zostaw mnie! – Kiedy byłam już wolna, nie
zastanawiałam się czy traktuję przyjaciela zbyt ostro: te wszystkie tajemnice
po prostu mnie przerosły. Naruto znęcał się nade mną złym spojrzeniem, a ja nie
byłam mu dłużna. Chciał złapać mój nadgarstek po raz kolejny i podprowadzić pod
sam ganek, ale się nie dałam. – Widziałeś to? – wydukałam głosem
przypominającym chlipnięcie. – Temari właśnie odeszła z Sasuke.
— To ona powinna tu być, nie ja – warknął. –
Niech cię pociesza, albo wleje trochę rozumu do głowy. Tymczasem ja dałbym
popalić Sasuke. Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, kim on jest.
— Wobec tego słucham. – Stanęłam w pozycji
wzorcowej furiatki: ułożyłam ramiona na krzyż i obrobiłam Uzumakiego
wyzywającym spojrzeniem. – Kim jest?
— Zwykłym wandalem! Sakura-chan, on nie jest
normalnym człowiekiem. Uwierz mi.
Ależ
wierzyłam. Nawiasem mówiąc, zachowanie Sasuke popierało ten osąd wieloma
dowodami.
— W takim razie trzeba mu pomóc –
powiedziałam.
— On nie chce pomocy. Nie chce nikogo wokół
siebie – mruknął Naruto, ściszając dotychczasowy ton głosu.
— To dlaczego mnie porwał? – Ta uwaga sprawiła,
że na twarz przyjaciela wdarły się zmarszczki. Pokryło się nimi czoło, a brwi
niemal nadziały się pośrodku. Naruto wypuścił powietrze, tak jakby kopcował w
sobie cały jego arsenał. Możliwe że próbował ochłonąć.
— Nie wiem. – W końcu dostałam odpowiedź.
Uzumaki stwarzał pozory bezradnego. – To i tak nie jest partia dla ciebie,
rozumiesz? Widziałem w Shobarze…
— Że przyciska mnie do drzewa. Nic więcej.
— Nie tylko to. – Wyprostował jeden palec i
zaczął odliczać. – Wyprowadzał cię też ze starej, nieużywanej hurtowni, której
grozi zawalenie, a potem wziął na ręce… i po prostu uciekł!
— Sama nie całkiem jeszcze go rozumiem, ale to
nie powód, żeby… Ej! – A niech to. Nagle odczułam serie dzióbnięć. To sprawka
tych szpilek rozstawionych dookoła serca i żołądka – zawsze odzywały się, kiedy
czegoś dociekłam. – Naruto! – Naruto zrobił wielkie oczy, widząc mnie w takim
stanie. – Powiedziałeś, że wyprowadzał mnie z hurtowni?
— T—tak – odbąknął. – Dlaczego cię to… — I
momentalnie szpilki ubodły także i jego: – Ach tak, szal. Zaraz! To ty nie
wiedziałaś nawet, gdzie cię zabrał?
Pokręciłam
głową.
— Co robiliście? – Zmrużył podejrzliwe oczy.
— Pracujemy razem nad referatem. Jako że
Sasuke zbytnio się nie udziela, czasami muszę na niego naciskać. Szukaliśmy
jakiegoś cichego miejsca do pisania, a on powiedział, że wie, gdzie takie jest.
Niestety kazał mi obwiązać sobie oczy i nie podglądać, żebym się nie
dowiedziała jak do niego trafić.
— I zgodziłaś się?
— Nie miałam wyboru. Cherron musi dostać
gotowy referat czy tego chcemy, czy nie.
Sakura,
jesteś do kitu. Bo w zasadzie zrobiłam to, z czego wolałam się wyleczyć.
Potępiałam kłamstwa jak nigdy, a od czasu bliższego poznania Sasuke stały się
one częstsze. Nie były już mało ważnymi bredniami, a ich wartość rosła, z
każdym kolejnym razem. Mama nadal nie dowiedziała się ode mnie, kim jest
bohater, ba! Nie miała pojęcia, że w ogóle znam jego tożsamość. Ino znałam od
kołyski, a jakoś nie potrafię zdobyć się na zwierzenia. „Hej, powiem ci coś
niewiarygodnego: zakochałam się!” Ale czym by to sparowała? Drwiącym chichotem?
Masą ostrzeżeń i wydarzeń, które mogłyby wyniknąć z mojej znajomości z Sasuke?
Jasny
gwint.
Dlaczego
z takim spokojem przyjmuję do siebie to zauroczenie? Uchiha nie był byle kim. Wzgardzi
mną, a mi zostanie się z tym pogodzić i będzie to bez wątpienia bardziej
bolesne od innych, pospolitych zauroczeń normalną osobą.
Naruto
przyglądał mi się, jakbym była książką, którą on zapalczywie czyta.
— Hej, Sakura-chan.
— Hm? – Popatrzyłam mu w oczy. Troska
zniknęła, ustępując miejsca uporowi.
— Wiesz, że jeśli cię skrzywdzi, połamię mu
kości, obedrę ze skóry, wrzucę do pieca i będę obserwował jak jego ciało się
wypala w niewyobrażalnym bólu?
Udało
mu się mnie rozbawić. OK, minę miał najpoważniejszą w świecie, a jednak
posłużył się tonem oddanego przyjaciela i zauważając, że chichram jak głupia,
on lekko się uśmiechnął.
— Wiem – wysapałam. – Zawsze mogę na ciebie
liczyć.
Naruto
położył mi rękę na lewym barku.
— Ja na ciebie też, hm? Dlatego Sakura-chan,
nie rób mi takiego świństwa i się w nim nie zakochuj, dobra?
Niezamierzenie
starł mi z twarzy radość. Znieruchomiałam, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to
powiedział. Poza tym niepoprawnie odczytał moją reakcję i zaczął się tłumaczyć:
— No wiem, to głupota, ja tylko… mówię to na
wszelki wypadek, jasne? To wszystko. Mogę podarować ci całą paczkę owocowych
cukierków z nadzieniem czekoladowym i galaretką albo szyszki z ryżu
preparowanego, ale… — przerwał, a jego ręka spełza w dół, rozkładając się w
pobliżu piersi. Prawie mnie spłoszył, przywołując wspomnienia z Sasuke i naszą
umowę, jednak w ostatniej chwili pojęłam, co urządzało sobie wędrówki w głowie
Uzumakiego. – Serca ci nie naprawię. Słyszałem, że w naszym wieku najbardziej
odczuwa rozstania i odrzucenia. Więc na nic go nie narażaj, zgoda?
— Chciałabym móc zrobić z tego przyjacielskie
postanowienie, ale, cholera, tego nie da się kontrolować – zamarudziłam,
wzdychając.
Naruto
znów się rozweselił.
— To prawda. Temari wspominała coś ostatnio o
tym, że trzeba zrobić rewolucje.
— Będę dowódcą. – Wypięłam się butnie.
Naruto
zasunął do końca zamek błyskawiczny w bezrękawniku i dopiero wtedy
zorientowałam się, że przez ramię przewieszony ma bawełniany materiał — ten
bosko pachnący. Opamiętał się, kiedy zaczęłam wystawiać sztorcująco rękę.
— O, byłbym zapomniał. – Odwinął go i mi
podał. – Twój szalik.
Mój?
Podziękowałam
mu uśmiechem. Nie wiedziałam, że podniósł go z ziemi. Tym samym nie miałam
pojęcia, że cały czas go ze sobą nosił. Musiałam być dość mocno wyprowadzona z
równowagi, żeby pozwolić sobie na takie przeoczenie. Tak czy inaczej, nadal nie
poznałam związku, łączącego Sasuke z moją przyjaciółką.
Chciałam
dopytać go teraz, ale po prawej stronie otworzyły się drzwi.
Na
werandę mojego domu wyszedł kosmiczny bogacz i zanim cokolwiek nasunęło mi się
na myśl, mężczyzna zakołysał się, niemal lądując zadkiem na zbitych deskach z
wycieraczką. W ostatnim momencie pomógł sobie wystającym spod okien relingiem,
a oprócz tego z tyłu asekurowała go… moja matka.
— To nie był dobry pomysł – mruknęła, a ja
pozostałam niezauważona. Posłałam Uzumakiemu wymowne spojrzenie, żeby nie odważył
się sprzeniewierzyć, ujawniając naszą lokalizację. Calvin miał rację. Fachowy
ze mnie podsłuchiwacz.
Oddech
kosmicznego bogacza był szybki i urywany. Mama posadziła go na leżance, którą
wystawialiśmy na werandę wiosną, a od której sprzątnięcia zawsze wymigiwałyśmy
się z Haną.
— To zaraz przejdzie – wyrzęził nasz gość, łapiąc
się za pierś.
— Kto to? – szepnął do mnie Naruto.
— Szofer Livii. – Nie przemyślając niczego
dokładnie, ucapiłam dłoń Uzumakiego i odciągnęłam go w ciemniejszy zakamarek.
Ukryliśmy się za płotem naszego ogrodu, od jego zewnętrznej strony. Naruto
popukał się w czoło, żebym zrozumiałam na ile nierozważna jestem, ale
najprościej w świecie to zignorowałam.
Kosmiczny
bogacz łapał oddechy. Mama pochylała się nad nim, zasypując pytaniami o
pogotowie, telefon lub ewentualny dowóz na miejsce, na co mężczyzna odpowiadał:
— To ja jestem tutaj szoferem. Miałem cię
wszędzie dowozić, nie pamiętasz?
— Mimo to nie powinieneś się tak forsować. –
Westchnęła moja mama i dosiadła się do niego. – Jesteś pewien, że ci przejdzie?
— Zawsze przechodzi.
Cokolwiek
zaszło w domu, w Hanie przebudziło to geny dynastii Haruno. Zauważyłam jak
karzełkowata blondyneczka zagląda przez drzwi wejściowe, a przy jej kolanach
kołysze się podtrzymywany za ucho królik. Gdyby nie problemy zdrowotne gościa
mamy, pomyślałabym, że to przednie. Patrzeć jak obie Haruno podsłuchują z
użyciem własnych sposobów.
— Koleś ma chyba problemy z sercem – zdiagnozował
Naruto.
Bogacza
znałam przelotnie, właściwie tylko z widzenia, dlatego też do tejże wzmianki
podeszłam pasywnie. Głównie skupiałam się za zajściu, które mnie ominęło.
Zakładałam, że mama tym razem wzięła stronę tego mężczyzny i pozwoliła mu
przytaszczyć zakupy do domu. We wtorki organizowano promocje w bliskim
supermarkecie i co tydzień, w ten właśnie dzień, ilość kupionych bambetli
rachowałyśmy z siostrą w kilogramach. Inna sprawa – w żaden sposób nie mogłam
potwierdzić, że mamę łączy z kosmicznym bogaczem najprawdziwszy romans.
Szeptali coś między sobą, raz za razem
naśmiewając się ze spraw, których nie byłam w stanie dosłyszeć.
— Uuuu. – Naruto wydał z siebie klarowny
skowyt, sugerujący w klasach podstawowych coś silniejszego od „lubię cię”. –
Wyglądają przesłodko.
— Zamknij się – zganiłam go.
— Jeszcze raz, Sakura-chan. Dlaczego skradamy
się przy twoim ogrodzie do twojego domu i patrzymy jak twoja mama kokietuje szofera wielkiej
Livii? Będziesz łaskawa mnie oświecić? – Udał ćwoka, drapiąc się w okolicach
potylicy.
Co
miałam mu powiedzieć, hę? Calvin mógłby wygłosił na ten temat długowieczne
tyrady, przecież nie raz dałam się mu złapać na gorącym uczynku.
— Naruto – zdecydowałam się na szczerość. –
Podsłuchiwanie to moje hobby.
— Obsesja. – Z miną erudyty ulepszył moje
stwierdzenie.
— Hobby.
— Nad którym nie panujesz.
— Być może. – Przystałam na jego wersję, choć
zdenerwował mnie tym puszczonym oczkiem. Dureń (jakby to spuentowała Temari). –
W każdym razie jest cień szansy, że czegoś się dowiem.
Naruto,
znudzony, wywrócił oczami.
— Dowiedziałaś się. Serce mu szwankuje.
— Nie chodzi mi o niego!
— A zatem o to, że przesłodko wyglądają –
powiedział bez krępacji.
— Mama zarzeka się, że to przyjaźń – streściłam,
nie spuszczając z nich oczu. Mebuki podnosiła go na duchu, klepała leciutko po
klatce, jakby dało się tym zabiegiem zlikwidować problemy zdrowotne. Oprócz
tego mało brakowało, a wyłożyłaby się na jego prawej stronie. Był to obrazek
dwojga kochanków, a matkę nie stać by było na tak zażyłą znajomość. Miłość
potrzebuje chwili by się rozwinąć i rozgrzać swoją ułudą. Natomiast prawdziwą,
niesłabnącą przyjaźń buduje się latami – nic dziwnego, że uważano ją za
rozsądniejszą alternatywę.
— Jasne. – Naruto uznał, że tak krótki czas i
tak odważne gesty mogą być już tylko miłością. – Trzeba być ślepym, żeby tego
nie zauważyć. Twoja mama ma wypisane na czole jak bardzo jest zakochana. O,
patrz! Na szyi zwisa jej jeszcze etykieta i wiesz co? Głosi to samo, co treść z
czoła. No i słyszę jej krzyk. Wrzeszczy, że bardzo go kocha i ma gamoniowatą
córkę, która musiałaby przyłapać ich na seksie, aby czemukolwiek dać wiarę.
— Ej! – Pod pewnymi względami to ostatnie mnie
obrzydziło. – Wcale tak nie jest.
— Masz jej to za złe?
— Skądże. Może na początku trudno było mi się
z tym pogodzić, ale… minęło już pięć lat, no nie? Nie mogę zabronić jej napisać
nowego rozdziału.
— Cóż za metafora. Bardzo trafna – pochwalił
mnie, za co ja, w rewanżu, sprzedałam mu kuksańca. Głupi Naruto, głupi,
niemożliwe głupi. I kochany zarazem. – Metafory zawsze mnie wzruszają.
— A mnie wzrusza to, że znasz znaczenie takich
słów. – Złośliwie się do niego uśmiechnęłam. Temat Sasuke wyparował, z czego
niezmiernie się ucieszyłam. Wolałam dowcipnego, porywczego Naruto, który miał w
zwyczaju kompromitować się okropnie nieśmiesznymi odzywkami. Koledzy je
przemilczali, ja – ostatnim tchem połykałam wychodzący na zewnątrz śmiech. Tak,
często mnie rozbawiał, ale rzadko dawałam mu tą satysfakcję.
— Czuję się już świetnie. – Usłyszeliśmy
zdławiony głos kosmicznego bogacza, który nagle zakasłał. Ta napaść skończyła
się na solidnym kichnięciu. Miałam wrażenie, że zawibrował cały dom, łącznie z
ogródkiem.
— Na zdrowie – powiedziała mama i wskazała mu
stojący równolegle do deptaka samochód. Ten luksusowy, finansowany budżetem
Livii. Karoseria Toyoty mogła równie dobrze służyć za lustro, a te
przyciemniane szyby od zawsze nadawały autu pewną intymność i od zawsze
szalenie podobały mi się w filmach akcji.
– Pora na ciebie.
— Szefowa da mi wycisk. – Westchnął.
— Za półgodzinne spóźnienie? Jak najbardziej.
Mamie
udało się opanować nerwy, chociaż niepokój odbijał się na twarzy – znałam ją od
zawsze, nic więc dziwnego, że rozszyfrowywanie pantomimy było łatwizną.
Mężczyzna w smokingu rozstał się z nią prostym uśmiechem, z kolei ona pomajtała
ręką jak pięciolatka.
— Słodko. – Naruto zrobił zrzędliwą minę.
Mama
zorientowała się, że oboje z bogaczem mieli widownię. Dostrzegłam jak w zasięg
wzroku łapie podkradającą się za drzwiami Hanę, a byłam przekonana, że w innych
okolicznościach to spotkanie sfinalizowałby jakiś skromny pocałunek.
No
tak, od „skromnych pocałunków” wszystko się zaczynało. Że u mnie działało to
inaczej, albo gorzej – kompletnie odwrotnie, to już inna sprawa. Lepiej trzymać
się myśli, że Sasuke po prostu nie radzi sobie z panowaniem nad potrzebami
samców alfa.
Parsknęłam
ze śmiechu, nie robiąc sobie nic z olbrzymich gałek ocznych Uzumakiego.
— Najmądrzej będzie się schować – zarządził
znienacka.
— Dlacz…
Nie
zdążyłam dopytać. Silnik Toyoty zafurczał i już po chwili przestrzeń blisko
przedniego zderzaka oblały włączone światła wozu. Cudem nie popełniliśmy gafy.
Całe szczęście Naruto przeprowadził mnie na drugą stronę ogrodzenia, gdzie nie
dosięgała nas jasnota.
— „Jak zawsze niezawodny” – zaintonował mój
jąkliwy ton głosu, którym (zawsze niechętnie) fundowałam mu pochwały. – Czy są
to słowa, cisnące ci się na usta, Sakura-chan?
— Może – odparłam. Pod pewnymi względami
pamięć przedstawiła mi sceny z minionych dni. M o ż e. Sasuke uraczał mnie
takimi treściwymi odpowiedziami, a ja papugowałam, bo „może” zatajało „tak” i
eliminowało „nie”.
Dokonał
się cud. Naruto rozczochrał mi włosy, a kiedy mama schowała się w domu,
zajmując się perorowaniem młodszej córki, podał mi dłoń i lekko podniósł mnie
do pionu. Był to jeden z niewielu razy, w których odniosłam sukces: wytrwałam w
byciu szpiegiem do samego końca. Bezpieczna, z poczuciem niebywałej
zaradności.
— Dzisiaj trening — zapowiedziała Temari, a
jej głos podziałał na mnie jak zapadnia szubienicy. To natarcie zostało
wymierzone następnego dnia, chwilę zanim na zegarze wybijała przeklęta ósma.
Był to czas, w którym zjadały mnie nerwy: jako że zdążyłam jeszcze uwidzieć
Sasuke, nie miałam pewności czy ten dzień nie stanie się wyjątkiem od reguły.
Może akurat uzna, że dłuższe ignorowanie mnie, nie przyniesie mu żadnych
zysków. – O siedemnastej. Wyrobisz się? – Temari miała porcelanową skórę,
doniosłą, za poważną minę i lekko spełźniętą prawą brew, po której zawsze
dawało się poznać czy jest zła. – Sakura – fuknęła oczekująco.
— Dam radę – powiedziałam.
— Świetnie. To będzie twoja rekompensata za
wczoraj.
Skoro
mowa o „wczoraj”, cisnęło mi się usta mnóstwo pytań. Co działo się po moim odejściu? Odkąd utrzymujesz kontakty z Sasuke? I
jak to się stało, że zechciał z tobą porozmawiać, odtrącając tym samym mnie?
Tak, można było zdefiniować to zazdrością, bo wkładałam w to tyle starań
(bezskutecznie, jak się okazuje), a Tem nie skinęła nawet palcem, żeby
utemperować Sasuke.
— Wyjaśnisz mi cokolwiek? – zapytałam w
ostateczności, nie chcąc wdawać się w mało produktywną rozmowę, która miała
dopiero dążyć do celów.
— Przedstawię sprawę jasno. – Nabrała
powietrza. – To nie żaden romans, a ja nie jestem zwyrodnią przyjaciółką. Nie
mam z tym popaprańcem nic wspólnego, a on w żadnej mierze na ciebie nie
zasługuje.
Potrafiła
zaskakiwać, no nie?
— Odradzasz mi go?
— Bingo. – Prawa brew niebezpiecznie zadrgała.
Sasuke musiał zaleźć jej za skórę, przynajmniej sądziłam, że to jego zasługa, a
nie moja. – Już wolę zeswatać cię z Naruto, poważnie.
Tego
się nie lękałam. Temari nie specjalizowała się w miłosnym orędownictwie, a
swatka była z niej żadna. Raz czy dwa Ino i Tenten nagadały coś potencjalnym
kandydatom na parę i podobno to skutkowało, ale jak Tem włączała się do akcji,
zawsze prosto z mostu opowiadała, jak bardzo nietrafiony będzie ich związek. Ulubieńceami
Yagury były psy, a Fuu wolała pogłaskać grzbiet kota. Temari przewidziała
wtedy, że grozi temu rozpad.
— Przeciwieństwa się przyciągają. Cholera,
Tem. Nie znasz tego powiedzenia? – Zirytowała tym znawczynię: Ino.
— To tę mądre urywki z książek albo wierszy?
Wszystkie kłamią, a wyjątków jest za mało.
Zawsze
pulsowała życiem, a co najważniejsze: optymizmem.
A
jednak nadal nie potrafiłam jej rozgryźć. Jeśli spotkanie było czystym
przypadkiem, zrządzeniem losu… dlaczego Sasuke zgodził się z nią pójść,
wiedząc, że skończy się to na pytaniach, których szczerze nie cierpiał?
Przecież nie mógł spodziewać się pochwał, tym bardziej, że było to zetknięcie z
Temari no Sabaku.
— O czym rozmawialiście? – Zamrugałam dwa razy
szybciej, a to symbolizowało rosnącą ciekawość.
— Mówiąc szczerze, to o tobie.
Moje
serce zabiło szybciej. Szczęście, że nie miało doczepionego dzwoneczka, żeby
każdy słyszał jak przyśpiesza.
— A konkretniej?
— Konkretniej po tej rozmowie stwierdzam, że
miłość jest do bani. Jak to tak? Zakochiwać się w kimś, kogo jeszcze przed
faktem dokonanym oceniamy jako nieodpowiedniego?
— Nie powiesz mi, prawda? – Zadziornie się
uśmiechnęłam.
— Utrzymanie tajemnicy do czegoś zobowiązuje.
Obiecałam mu.
— Spiskujesz za plecami własnej przyjaciółki?
— To nie jest spisek, skoro wiesz o jego
istnieniu – palnęła zadowolona z siebie. – O siedemnastej przyjdę po ciebie.
— Nie masz mojego domu po drodze. Może lepiej
spotkajmy się na miejs…
— Przyjdę po ciebie. – Po tych słowach
odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę sali lekcyjnej.
Sama
powinnam zacząć się zbierać, sporo się tego uzbierało i dłuższą chwilę po
prostu stałam nieruchomo – na środku korytarza drugiego piętra, gdzie mijało
mnie najwięcej uczniów. Temari bez ogródek przyznała, że dzieli z Sasuke pewien
sekret i nie było mi łatwo się z tym pogodzić. Pod pewnymi względami postrzegałam
to jako… perwersyjne. Przy okazji był to powód, by moja zawiść
napęczniała.
Nieznany
mi chłopak w mundurku potrącił mnie barkiem. Nie upomniałam go żadnym z
zarezerwowanych na to spojrzeń, gdyż najprawdopodobniej uratował mnie od
następnego spóźnienia, które Tsunade skrzętnie odnotowywała w swoim
dzienniczku.
Idąc
w stronę sali natknęłam się na tego nieprzewidywalnego, diabolicznie
atrakcyjnego i apetycznego chłopaka. Na końcu języka przesiadywała jeszcze masa
śmielszych przymiotników, ale nie miałam czasu ich wymieniać. Markował się na
złego chłopaczka, tego, który w alternatywnej rzeczywistości czerpie z życia
garściami i obtoczony jest fałszywymi przyjaźniami, zawdzięczając to bogactwu
rodziców. Prawdziwe życie przedstawiło to w gorszej odsłonie. Sasuke
odseparował się od znajomych, a te bałamuty z gimnazjum nie wysiliły się, by
udzielić mu wsparcia po wypadku matki i ojca.
Teraz
zmierzał do klasy, nadzwyczaj spokojnie, chociaż dzwonek właśnie pośpieszał
inne wałęsające się po holu osoby. Zauważyłam też, że z uszu standardowo
zwisają mu słuchawki. Oboje nadchodziliśmy z przeciwnych kierunków i gdybym
zwolniła, nasze spotkanie stałoby się nieuniknione dokładnie przed progiem
klasy.
Ale
takim zachowaniem nic bym nie pozyskała. Zrobi mi się co najwyżej przykro przez
brakujący odzew na wydukane „cześć”.
Pogodziłam
się z faktem, że na terenach szkoły robię dla niego za jedną cząstkę tłumu,
której, mimo trzymania pod stałymi obserwacjami, nie omieszka się grubiańsko
ignorować.
Co
z tego, że wczoraj spełniałam twoje fantazje, prawda Sasuke? Normalny mężczyzna
kupuje na taką okazję jedwabną opaskę w odcieniach czerwieni, która dodawała
pikanterii kochankom, ale jakie to miało znaczenie, skoro ty wolałeś użyć
szalika, wycałować mnie do granic wytrzymałości, udowodnić, że jestem w tobie
zakochana i po stokroć przekonana o niegasnącej chrapce na kolejne serie
rozkoszy? Jakie miało znaczenie to, że teraz wyszłam ci z naprzeciwka, jeśli na
obcowanie ze mną najdzie cię ochota dopiero, kiedy wokół nas nie będzie już
nikogo?
Co
z tego, że na ciebie patrzę? Co z tego, że wzrokiem domagam się jakiegoś
przywitania, sygnału, oznaki, że nie pełnię funkcji przedmioty do całowania po
twoich godzinach nauki?
Co
z tego…?
Prawda,
Sasuke?
Ten
długi, żałosny monolog, nie przyniósł ze sobą żadnych zmian. Wślizgnęłam się
pierwsza do klasy, dzięki Bogu przed przyjściem Tsunade, i od razu zajęłam
swoje miejsce. Sasuke pewnie oszczędzi mi wyjaśniania przyczyn wczorajszego
porwania, ale miałam do niego sprawę: nieco innego charakteru. Rozplanowałam
świetną strategię, dzięki której nie nabawimy się bólów głowy przy pracy nad
referatem. Czułam też, że tym razem spotkam się z akceptacją.
Drzwi
się rozsunęły. Wszedł Sasuke i wyjął z uszu słuchawki. Tem podniosła wzrok znad
przepisywanego zadania domowego, a Naruto struchlał, jednak obie te reakcje nie
były długotrwałe. Przyjaciele dosyć szybko uporali się ze świadomością, że
szkoła nie jest odpowiednim miejscem na osobiste porachunki.
Sasuke
przez cały czas spoglądał gdzieś w dół – nawet kiedy pokonywał jeszcze
korytarz, będąc pod moim nachalnym okiem. Dopiero kiedy usiadł w ławce
przekonałam się, że z kimś esemesuje, a telefon obsługiwał blisko kieszonek
spodni. Gdy tylko skończył stukać palcem w wyświetlacz, spoczęła na mnie para
karych oczu.
I
tak do końca dnia.
Założyłam
na siebie bieliznę termoaktywną, podkoszulek, bluzę, a kompozycję zakańczała
niezapięta kurtka. Miałam też czapkę na głowie dla dodatkowej ochrony. Śnieg
stopniał, ale często utrzymywały się zerowe temperatury, za to dzisiaj wskaźnik
spadł na dół, ogłaszając trzystopniowy mróz.
Temari
zjawiła się punktualnie, przygotowana bardziej niż poprzednim razem. Pikowaną
kurtkę zastąpiła typem pilota bombowca. Natomiast włosy zebrała w krótki,
koński ogon, który szmyrgał ją po karku. Rzuciła mi swoją piłkę, gdy zbiegałam
po schodach werandy. Kiedy udało mi się ją zręcznie schwytać, pomyślałam, że
ten trening nie będzie tylko szansą na wyciśnięte z niej szczegółów spotkania
Sasuke, nie! Spędzę czas z Tem i ocenię jej wyrobione umiejętności gry. Jeśli
los będzie dla mnie łaskawy, nie dokopie leżącemu, tylko podaruje przeczucie,
dzięki któremu uwierzę, że będę w stanie dorównać Temari.
Zawsze
mogłam wymówić się plastrem, bo przecież ujmował mi sporo walorów odpowiedniej
widoczności.
— Skąd ta nagła chęć na trening ze mną? –
zapytałam ją w drodze na boisko. Właśnie zeszłyśmy z dzielnicy na skąpo
obudowany teren blisko parku. – Obiecałyśmy sobie, że zagramy przeciwko sobie
dopiero w dniu rekrutacji.
— Musiałam zainterweniować. Uwsteczniłaś się.
Przykleiłam
do niej zaskoczone spojrzenie.
— Jak to?
— Powiedz mi lepiej jak układają się sprawy z
twoim nowym, niezawodnym trenerem? – Uśmiechnęła się złośliwie, wiedząc, że ten
pomysł w ogóle nie wypalił. Właściwie zamieszanie z referat, wzmianką w gazecie
i czekającą na realizację randką odsunęły piłkę nożną na daleki plan. Dopiero
co zaświtało mi w głowie, że kiedyś naprawdę usiłowałam wtrynić Sasuke na
stanowiska nauczyciela. Sakura, gdzie znikł twój zapał?
Wskoczyłam
na krawężnik, rozprężyłam ramiona i popadając w zamysł, bawiłam się w
utrzymywanie balansu.
— Nawet mu tego nie zaproponowałam. – Teraz
zostało mi już tylko się wyżalić. – Prawdę mówiąc, zapomniałam.
Temari
nie wydawała się zszokowania ani zawiedziona. Podrzucała piłkę z ręki do ręki,
co wyglądało jak żonglerka. Jej mina nie zdradzała żadnych emocji.
— A więc poprosisz o pomoc Naruto?
— Nie. – Zagryzłam wargę. – Jego ostatni
wypadek… Chyba zwyczajnie się boję, że mógłby się powtórzyć. Ciężko było mi
znieść poczucie winy.
— W takim razie zaczniesz działać na własną
rękę?
— Najwyraźniej.
Wtedy
na twarzy Temari wystąpiła pierwsza możliwa do odczytu emocja: zażenowanie. Doprowadziło
to do tego, że omsknęła mi się noga, a żeby ustać w pionie, musiałam podeprzeć
się nią o asfalt, przegrywając tym samym zabawę.
— Sakura. – Nagle Tem się zatrzymała. Zrobiłam
to samo, w połowie stojąc na krawężniku. – Nie zrozum mnie źle, ale… Czy gra w
piłkę nożną sprawia ci w ogóle przyjemność?
Prychnęłam.
— Głupie pytanie.
— Ależ nie. Planowałam zadać ci go od
dłuższego czasu. Uparłaś się na ten sport, nie mając żadnego doświadczenia.
— Co chcesz mi przez to powiedzieć? Że muszę
mieć w domu specjalną gablotę pucharów i medali za osiągnięcia sportowe? Tak
jak TY? – Poczułam nagły przypływ złości i nie potrafiłam sobie z nim poradzić.
Tem właśnie dyskryminowała mnie za puste półki w pokojach, a nie uważałam tego
za sprawiedliwe zagranie.
— Ilość medali i pucharów nie ma nic do rzeczy
– powiedziała, oczywiście z niedorzecznym w tej sytuacji spokojem.
— Więc?
— Odpowiedz na pytanie. Czy gra sprawia ci
przyjemność?
Wgramoliłam
się na krawężnik obiema stopami i spojrzałam w stronę, skąd majaczyła
konstrukcja nieczynnej hurtowni. Przed oczami przebiegły mi spędzone tam chwile,
kiedy dusiłam strach w jego zarodku, żeby nocą przejść park po to, by następnie
skoncentrować się na samotnej grze. Tamta determinacja musiała się ze mnie
ulotnić, ponieważ w tym momencie, pleśniejąc przed laptopem z kubkiem
podgrzanego mleka chyba nie miałabym sił, żeby wymknąć się z domu i robić to,
co robiłam systematycznie. Nie tylko byłabym potwornie samotna. Przede
wszystkim załamywałabym się zdolnościami, a właściwie ich brakiem.
Mimo
to pewna odpowiedź nasunęła mi się na język:
— Myślę wtedy o tacie.
— Twój tata lubił ten sport – bardziej
stwierdziła niż zapytała.
Tak
czy inaczej, pokiwałam głową.
— Może nawet kochał.
— A ty, Sakura, kochasz jego, nie piłkę nożną.
– Głos Temari ciął jak tantō używane przy harakiri. Może nie rozpłatała mi tym
wnętrzności, ale serce na pewno. Nie mogłam zobaczyć nigdzie własnej miny, w
każdym razie złagodziła ona wyraz twarzy rozmówczyni. – Sakura… — zaczęła
jakbym miała zaraz się rozpłakać. – Nie miałam na myśli nic złego. Chcę tylko,
żebyś przestała się zmuszać do tego sportu, bo nigdy na poważnie się nim nie
zainteresowałaś. Na rekrutacji nie wszyscy uczestniczy będą mieli tę samą
historię w rejestrze. Tam będą spisywane osiągnięcia. Wiem, to brzmi powrotnie
i jeśli chcesz nadal to ciągnąć, nie mogę ci zabronić. Po prostu widzę, że brak
ci zapału… Widzę jak się męczysz.
— To dlatego mnie zaprosiłaś na trening? – OK,
miałam w oczach łzy. Jednak wykonałam kilka sowich mrugnięć, żeby się ich
pozbyć. – Chciałaś mi to powiedzieć? – dokończyłam z wyrzutem.
Temari
lekko się uśmiechnęła.
— Nie. Chciałam, żebyś mi pokazała, co
potrafisz.
— Wyzywasz mnie? – sprostowałam.
Lekki
uśmiech nabrał figlarności. Jeśli przedtem była zmieszania swoją dosadną
przemową, teraz nie było po tym śladu. Ja też nie zamierzałam dłużej zachowywać
się jak beksa. Temari jednak nie przekreśliła mnie z listy. „Zdeptanie ambicji
to broń ostateczna, która wywiera najlepsze albo najgorsze skutki” – powiedziała
kiedyś. Była wyznawczynią tej przesłanki i postanowiła przetestować na mnie jej
efektywność.
Niech
będzie. Coś w żołądku zaczęło mi wibrować. Prawdopodobnie dreszczyk
podniecenia. Dawno nie poświęciłam czasu treningowi, ale w tej chwili byłam
najpewniejsza w świecie, że gałki wyskoczą jej z oczodołów, gdy się na mnie
pozna.
— To jak będzie? – Tem założyła wyzywająca
ramiona na piersi.
Zeskoczyłam
z podwyższenia.
— Wchodzę w to.
„I
po jaką cholerę?” – gromiłam się w myślach, tracąc piłkę sprzed nóg po raz
tysięczny. Przeciwnik przeturlał ją zwinnie między moimi nogami, a starania
osiągnięcia w miarę dobrego czasu reakcji na nic się zdały, bo Tem była
szybsza. Jedyne czego się nabawiłam to utraty równowagi. Co prawda,
załagodziłam upadek podparciem wewnętrznych części dłoni, ale obie zostały
obdarte. Syknęłam, zdyszana i ograbiona z wszelkiego ducha walki.
Temari
po łebkach dokooptowała piłkę ku bramce, a potem popędziła do mnie. Oczywiście
nie mogłam liczyć na oparcie przy wstawaniu, sama musiałam dźwignąć się na
nogi, otrzepać kolana z brudów i
wydmuchnąć powietrze na znak poddańczy.
— Dziesięć do dwóch – oznajmiła. Wszyscy
byliby przeszczęśliwy z takiego stosunku bramek. Wszyscy oprócz Tem. – Wiesz co
to oznacza?
— Nie mam kondycji i tyle – zafurczałam.
— Determinacji wyczuwam brak.
— Robisz za Yodę?
Pod jej nogę przyturlała się piłka. Co za
niefart! Oprócz tego, że nie dorastałam jej do pięt w grze, ona dysponowała
jeszcze mocą przyciągania z Gwiezdnych
Wojen. Momentalnie wgniotła piłkę do ziemi swoją stopą.
— Nie, to ty markujesz się na Anakina –
odszczeknęła się za ostatnie.
Doprowadzając
włosy do ładu, wiedziałam, że dotychczasowe zalążki złości zaczynają dorastać.
Były kwiatami, a Temari ogrodniczką z konewką do dyspozycji, która je
pielęgnowała. Nic dziwnego, że Anakin miał Obi Wana powyżej uszu.
— Nie jestem jeszcze dość dobra w te klocki,
ale to się zmieni. Mam trzy miesiące.
— Mniej niż trzy miesiące – podkreśliła. –
Mogłabym z tobą trenować, ale sama widzisz, że nie uda nam się nic
wygospodarować. Powiem wprost: jesteś kie…
Szczwana,
dopowiedziałam dla własnej świadomości i odkopnęłam piłkę spod stopy
przyjaciółki. Rzuciłam się jej śladami, a następnie gwałtownie zawróciłam,
wpadając w poślizg. Koła auta zapiszczałyby donośnie, ja skupiłam się na ataku
i odepchnęłam ręką od zwiastującej zderzenie murawy. Potem należało już tylko
biec. Uczyniłam więc tak, pilnując piłki jak skarbu. Na końcu wymierzyłam
ostateczny cios w środek bramki przeciwnika.
Temari
przyblokowała atak. Stanęła na miejscu bramkarza i miała trochę więcej uczuć
odbitych na twarzy.
— Nieźle – pochwaliła mnie. – Pomijając, że
było to oszustwo. Na boisku nie trafią ci się takie okazje. Żaden gracz nie
stanie nad tobą i sobie nie ponarzeka.
— No to dam mu powód – warknęłam, cała się
trzepiąc od nagłego wzrostu samozaparcia. Temari rozpoczęła atak. Przed
wystartowaniem obiecałam sobie, że nie będzie to kolejna walka z wiatrakami.
Kiedy
znalazłam się już wystarczająco blisko, przypuściłam, że spróbuje mnie zmylić,
tak jak poprzednie dwa miliony razów. Odskoczyłam, oddając się wierzeniu, że
skieruje piłkę w którąś ze stron.
Lewo
czy prawo? Rety, wybieraj!
Lewo!
Postawiłam
twardo nogę i przerzuciłam na nią ciężar ciała. Piłka odbiła się od mojej
łydki… zablokowana! Wykorzystałam szokującą dla Tem chwilę i bez żadnych
uśmiechów zwycięzcy (nie chwal dnia przed zachodem słońca, zgadza się?),
przejęłam nasz skarb. Dobra, taki leciuteńki zakwitł mi w kącikach ust, gdy
oszukałam doganiającą mnie Temari. Zrobiłam to, posyłając szybkim ruchem piłkę
w tył oraz udając, że nie daję rady nad nią zapanować. To nazywało się: pechem
początkującego, który on przebiegle użył na swoją korzyść. Krótki kontakt
wzrokowy z przeciwniczką dał mi do zrozumienia, że połknęła haczyk. Wtedy
postarałam się z całych sił, by w miarę późno, ale zarazem nie za wcześnie, przywrócić
piłkę na pozycję przede mną koniuszkami palców w stopie.
I
nie uwierzycie… Powiodło mi się!
Dalej
biegłam z taką szybkością, że każde potknięcie groziłoby przekoziołkowaniem, a
co za ty idzie: następnym bolesnym urazem. Starczyło, że jedno oko utrudniało
mi ćwiczenia, a kiedy mówiłam o tym Tem, stwierdziła, że to beznadziejna
wymówka.
Ona
pragnęła udowodnić mi, że nie kocham nożnej całym sercem. Kocham tatę i robię
to, co kochał on, żeby pośmiertnie uczynić go dumnym. Ale ten sport… sam w
sobie nie był taki okropny. Kiedy już zasuwało się do przodu z uczuciem presji,
zbliżającej się wygranej… to na świecie nie było już nic piękniejszego.
Zwolniłam,
wzięłam zamach i głośno stęknęłam, oddając najmocniejszy kop w swoim
osiemnastoletnim życiu. Włosy nachodziły mi do oka, drugie osłaniał plaster,
dlatego niewiele mogłam uwidzieć przed strzałem.
Wiedziałam
natomiast, że piłka nie naciągnęła siatki w bramce. Wiedziałam, że nie uderzyła
w poprzeczkę ani słupek.
Gdy
odgarnęłam zawadzające kosmyki, wiedziałam też, że do mojego trzeciego gola nie
dojdzie już nigdy.
W
bramce stał chłopak. Mało tego, opatulił piłkę ramionami, przyciskając ją do podbrzusza.
Skubany obronił mój debiutancki kopniak, a siła, którą w to włożyłam popchnęła
go kawałek w tył, a jednak nie przekroczono linii bramki.
Kipiałam
ze wściekłości po dokonaniu tego odkrycia. Sekundę później poznałam twarz
nieoficjalnego bramkarza i moja wściekłość zmieszała się z szokiem,
nierozumieniem i dozą obaw.
Potrząsnąwszy
głową, chłopak roztrzepał sobie włosy. Roześmiał się pod nosem, po czym uniósł
wzrok. Ten, umiejscowiony na drugim miejscu w moim rankingu.
Temari,
utykając, podeszła do mnie. Oczy miała wielkie jak monety.
— To…
Dwie,
różnobarwne tęczówki. Błękit i brąz – zestaw śmiertelny.
— Kopę lat, Sakura Haruno – odezwał się,
nakładając na twarz pamiętny uśmiech. – A może kopę dni… W zasadzie widzieliśmy
całkiem niedawno. Niezły cios. – Poklepał wierzch utytłanej piłki. – Kto by
pomyślał, że drzemie w tobie taka siła?
Kirisame…
— Sanada! – wyrwała się Tem, czym kompletnie
mnie zszokowała. Obeszło się bez uprzejmości. Wcale nie uszczęśliwił
przyjaciółki swoją wizytą.
Skąd
ona w ogóle go znała?
Sanada
dokładnie się jej przyjrzał. Miał dziś bardziej pokraczne włosy niż przy
wszystkich naszych spotkaniach. Próba zaczesania ich na jeden bok skończyła się
tragiczne i teraz rozbełtana grzywka zasłania jego oczy, dopóki jej nie
odrzucił. Nosił kurtkę, która wyglądała jak mundur żołnierski. Oprócz tego od
chłodu chroniły go tylko nauszniki i para skórzanych butów.
— Kim jesteś? – zwrócił się do Temari, mrużąc
przy tym oczy. – Nie pamiętam cię.
— Nic dziwnego. Nigdy cię nie poznałam –
odburknęła.
Pociągnęłam ją za rękaw, żeby dłużej nie czuć
się jak dzieciak, zawadzający przy dyspucie dorosłych.
— Skąd znasz jego imię?
— Było o nim głośno rok temu. Opuścił szkołę
przez Sasuke.
— To tylko legenda – wtrącił się Sanada.
Czekałam aż wytłumaczy, dlaczego dłużej nie przebywa w Shobarze albo w
ostateczności palnie jakimś żenującym tekstem. Ku memu zdziwieniu, przestałam
dla niego istnieć. Odtąd liczyła się tylko Temari.
Chłopak
wyrzucił piłkę, która potoczyła się na trawnik. Zjawiając się przy nas, nie
strwonił ani sekundy, żeby na mnie spojrzeć. Chyba mogłabym dmuchnąć w gwizdek
wuefistów albo odegrać szybki koncert na tamburynach – prawdopodobieństwo
zdobycia jego uwagi było niewiarygodnie niskie.
— Rozpuść włosy – usłyszałam jego rozochocony
głos.
Chłopaczysku
nikt nie uświadomił, że tak nie wolno zwracać się do Tem.
— Dlaczego miałabym to robić?
— Może wtedy cię rozpoznam.
Temari
z wdziękiem dokonała kilku poprawek w uczesaniu, ale nie przekuła w czyn
polecenia Sadnady. Uśmiech, który zawitał na jej twarzy, sugerował, że poznała
się już na typie mężczyzny, jakim był. Durny
arogant, grzmiało zapewne w jej myślach.
— Nie rozpuszczam włosów dla byle kogo.
Chłopak
poruszył junacko brwiami. Bogowie przenajświętsi, jemu się wydawało, że to
flirt!
— Dlaczego nie ma cię w Shobarze? – zapytałam,
żeby powstrzymać nadchodzące zło. Założę się, że Sanada nigdy nie doceni mojej
dobrej woli. Ale przyjaciółka nie rozpuszczała włosów na skinienie palca, tak
samo jak nie cierpiała być tą, do której ktoś się umizguje.
— W Shobarze? – Tem spojrzała na mnie z
konsternacją. – O czym ty mówisz, do diaska? I skąd ON zna twoje imię?
— Pracował w ośrodku – powiedziałam.
— Musiałem ją sprawdzić – rzucił Sanada, na co
zakrztusiłam się własną śliną. – Niestety z moich planów nic nie wyszło. W
każdym razie przyjechałem tutaj, żeby spędzić czas z dawnymi przyjaźniami. Za
dwa tygodnie wracam do Korei, pracować – zaakcentował to tak, jakby tylko jemu
dane było podjąć się jakieś fuszerki.
Usta
Temari lekko się rozwarły. Sugerując się częstotliwością chwil, w których ktokolwiek zdolny był ją zaskoczyć, tą
reakcję powinnam odczuć jako wielkie dokonanie.
— Sprawdzić…? – Zaniemówiła.
Co
najgorsze, skojarzenia, które z pewnością nakładały się na siebie w jej głowie,
były w dużej mierze trafne.
— Przyczepił się – warknęłam, pozując na
nadąsaną.
Sanada
zmierzył mnie od góry do dołu.
— Nie jesteś nikim wyjątkowym, Sakura Haruno.
Wybacz, ale nie wpadłaś mi w oko.
— Dobra. – Temari wycofała się dla
bezpieczeństwa. Nie tylko od Sanady, ale także ode mnie. Nie rozumiałam. Czy
wcisnęli ją do izolatki z dwoma, szajbniętymi popaprańcami? Wygląda na to, że
nie robiliśmy wrażenia osób poczytalnych. Wygląda na to, że po doświadczeniu
tylu wybryków Sasuke, nienormalność stała się nagle dla mnie normalna.
Szybko
się zreflektowałam.
— Tem, nie wyobrażaj sobie jakiś absurdów! On…
jest zwykłym kobieciarzem i próbował mnie uwieść.
— Uwieść ciebie? – zadrwił ten domniemany
kobieciarz. Patrzyłam tępo jak wkłada ręce do kieszeni z stopniowo pogłębiającym
się uśmiechem w kącikach ust. Potem zawędrowałam oczyma wyżej, na twarz Sanady,
zajadle usiłując ograniczyć zetknięcie naszych spojrzeń, chociaż szło mi to
tragicznie. – Nie uwodzę byle jakich dziewczyn. – To stwierdzenie powiązałam z
Temari. – Sprawdzając cię, bynajmniej nie kierowałem się własnymi pobudkami. To
była przysługa dla dobrego przyjaciela.
I
oto w głowie zaczęło mi się przejaśniać.
— On o niczym nie wiedział. Nie wiedział, że
zamierzasz… — Brakło mi słów. No bo jak miałabym ubrać to w słowa?
— Nie zdążyłam się z nim jeszcze przywitać –
odparł Sanada. Ukradkiem zauważyłam, że co chwilę strzela oczami na stojącą
obok mnie Tem. Obrzydził mnie domysł o nowym adoratorze.
— Ktoś mi powie o kim mowa? – mruknęła z
ironią.
— Teraz wiesz, jak się czuję! – wygarnęłam jej
ostrzej niż wymagała tego sytuacja. Sanadzie udało się zbić mnie z pantałyku. –
Powiedziałeś, że on… – zważałam na
słowa – się mną zainteresował. Skąd takie przypuszczenie, skoro w Shobarze
podobno nie zdążyłeś z nim nawet porozmawiać przed potańcówką?
— Obserwuję. – Na moment demonstracyjnie
rozszerzył oczy. – To zaszczyt, czuć je na sobie, prawda?
Nagle
w jego brzuch rąbnęła rozpędzona piłka.
— Prymityw z ciebie! – Temari głośno
wydmuchiwała powietrze, a malachitowe oczy skrzyły się z wściekłości. – Czegoś
tu chciał?
Niespodziewany
ból wykrzywił twarz Kirisame. Głowę miał spuszczoną i tylko czekałam aż
skwituje ten naskok prowokującą do rękoczynów salwą śmiechu. Zaskoczył mnie
jednak, reagując spokojnie. Sanada popatrzył na Temari, a w różnobarwnych tęczówkach
zobaczyłam coś, co dobiło mnie do reszty.
Zachwyt.
On
nawet nieśmiało się w nim nie czaił — on wylazł w całej swojej okazałości! Nie
chciałam zaufać własnym oczom, dopóki heterochromik nie zwieńczył tego
filuternym uśmieszkiem.
— Kiedyś rozpuścisz dla mnie włosy – oznajmił
jak po przegranej w biegach przełajowych, gdzie porażka nie była tak bolesna z
poznaną wartością zwycięzcy.
— Jeszcze się przekonany – odburknęła Tem, ale
była widocznie skołowana całym zajściem. – Co za facet cieszy się, że omal nie
dostał piłką po gębie?
— Tam celowałaś? – podłapał ubawiony.
— Nie. Na ten czas nie czuję potrzeby
zrobienia ci krzywdy. Za to jej muszę skopać dupsko. – Niespodziewanie zdałam
sobie sprawę, że to o mnie się rozprawia. – Co za cuda działy się na tej
potańcówce?! Najpierw ten dureń wynosi cię spod łóżka, a teraz dowiaduję się,
że Sanada, uczeń o którym plotkowano z pół roku próbował cię tam… Jak to szło?
– Zahamowała furię, by się upewnić.
— Sprawdzić – powiedział jej.
Na
to niezwykle porozumienie rozdziawiłam buzię. Sprawą drugorzędną była ujawniona
nowość — przez przypadek czy nie — doprowadziła mnie na skraj wytrzymałości.
— Przestałam cię słuchać po kwestii: „ten dureń
wyciąga cię spod łóżka”! – syknęłam na nią.
Zaraz
rozpocznie się melodramat, a Sanada będzie w nim uczestniczyć.
— Sasuke! – niemal ryknęła. – Widziałam to.
— Byłaś w pokoju?
— Weszłam ukradkiem, bojąc się, że któraś
będzie słodko drzemała. Tymczasem nie było tam nikogo oprócz słodkiej parki. W
dodatku popieprzonej, bo oboje upatrzyli sobie wykładzinę zamiast mięciutkiego
łóżka.
Westchnęłam.
— To długa historia.
— Ta z moim udziałem też – przypomniał mi
kąśliwie Sanada. Miałam ochotę wydrzeć mu piłkę i wziąć przykład z Tem. – Hm, z
kwiatu wiśni piękna kłamczuszka, jak się okazuje. Mnie mówiłaś coś zupełnie
innego. Podobno do niczego między wami nie doszło…
— Czego od nas chcesz?
— Na pewno nie wywiadu. A taki niedługo
zaczniesz ze mną przeprowadzać. Sasuke nie bez powodu mnie ostrzegał.
Spojrzałam
na niego niecierpliwie.
— Dobra. – Skapitulował. – W rzeczywistości
moim pierwszym powodem przyjścia tutaj była potrzeba uświadomienia ci jak
beznadziejnie grasz w piłkę. Chciałem też powiedzieć twojej koleżance, że – w
odróżnieniu od ciebie – spisuje się całkiem nieźle. – Wykonałam sztuczny gest
wypluwania wymiocin, widząc jak puszcza jej perskie oko. Wiodła mną też mściwa
natura za tę bezpośrednią krytykę.
— Za dużo masz zębów, durniu? – Wkurzyła się
Tem. – Grabisz sobie.
— Chwaląc cię?
Och,
proszę. Niech skowronki ćwierkają gdzie indziej. Z bólem serca zmuszona byłam
zainterweniować.
— Patrzyłeś jak gramy?
Znów zademonstrował swoją wrodzoną wadę.
— Mówiłem, że obserwuję. Ty też powinnaś
zacząć.
Nie
miałam bladego pojęcia, co krzątało się po jego popapranym móżdżku, ale z
dziwnym przeczuciem rozejrzałam się po okolicy. Czas trwania treningu oscylował
w granicach półtora godziny, więc przypuszczalnie dobijała godzina
dziewiętnasta. Całkiem się już ściemniło, więc i tak nic nie zobaczyłam.
— Czemu się dziwisz? – zapytał heterochromik,
nachalnie mi się przypatrując. Przynajmniej na ten moment byłam ważniejsza od
Tem. – Sasuke twierdził, że macie zaplanowane spotkanie.
— Spotkanie? – odezwała się przyjaciółka.
— Zaplanowane? – Zdębiałam. Owszem, jakieś
„spotkanie” było między nami uzgodnione, ale nie dogadywaliśmy się co do
terminu. Poza tym, jeśli Sanada o nim wiedział, oznaczało to, że miał już powitanie
z Sasuke za sobą. Od jak dawna pomieszkuje w Izumo?
Na
litość boską, Sakura!
Odgoniłam
od siebie te niedomówienia, skupiając uwagę na ważniejszych sprawach.
— Gdzie jest Sasuke? — zapytałam Sanadę. –
Teraz?
Permanentna
cisza panowała jeszcze w chwili, gdy chłopak naprowadzał mnie we właściwą
stronę. Uczynił to z pomocą brody, której krótki ruch przedstawił nam przejście
na następną przecznice. Sądziłam, że od razu spostrzegę tam stojącego Sasuke,
jednak przeliczyłam się.
— Zapraszam – oznajmił głosem przewodnika,
oprowadzającego zgraję przedszkolaków. – Droga wolna.
Temari
pomarszczyła sobie przez niego całe czoło.
— Ma tam iść?
— Tam jest Sasuke? – zignorowałam ją na rzecz
załagodzenia głodu badacza. Czułam w żołądku jak daje o sobie znać. – Czeka na
mnie? – dopytałam, kiedy Sanada potwierdził to pierwsze.
— To kolejny cel, w jakim tu przyszedłem. Sasuke
mówił, że macie zaplanowane spotkanie.
Wypraszam
sobie. Nikt nie ustalał żadnej klarownej daty. Cóż to miał być za niefortunny
wymysł? Z paniki przyjrzałam się sobie od czubków palców u stóp aż do obszaru,
które mogłam jeszcze sama ocenić. Miałam poobdzierane kłykcie i wewnętrzne
części dłoni (w końcu redukowałam nimi możliwe obrażenia innych narażonych na
to miejsc). Włosy przeczesałam poprzednio między palcami, ale i tak wiedziałam,
że cudu dokona w tych okoliczność tylko prawdziwy zestaw fryzjerski. Dobrze!
Nie poskąpiłabym plastikowym grzebieniem! Ale dość o wyglądzie, bo to z
psychiką wyprawiały się największe fenomeny.
Do
spotkań spod tej kategorii trzeba nastawiać się przynajmniej jedną noc i połowę
dnia, w której notabene widuję „mojego samca”.
— Przysłał cię tu? – Następne bezsensowne
pytanie. Nie potrafiłam zadziałać inaczej.
Sanada
pogonił mnie we wskazanym kierunku.
— Przejdź ulicę i idź przed siebie.
— Nie – zacharczała Tem, mocno ściskając mój
nadgarstek. Wtedy dowiedziałam się, że wielokrotne powtarzane asekuracje rękoma
skończyły się na kontuzji. Jakaś kość głośno zachrzęściła i Temari musiała
odskoczyć, zbita z tropu. – Co jest?
Nie
ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – przynajmniej byłam wolna i nie
musiałam martwić się, że siła przyjaciółki zapobiegnie moim planom.
Poza
tym to niezdecydowanie zaczynało grać heterochromikowi na nerwach. Tupał lewą
stopą, co miało nam uświadomić jego zniecierpliwienie.
— Idziesz?
Temari
przyjęła pozycję, która groziła poważnemu dąsowi. Było to dla mnie wielkim
zaskoczeniem, zwłaszcza, że to ona radziła zawsze, bym nie widziała w Sasuke
tylko opryszka, kreowanego przez szkolne większości.
— Pewnie sika w majtki na myśl o spotkaniu ze
mną – prychnęła nagle.
Och,
czyżby wczorajsza narada nie skończyła się na uprzejmościach? Wyobraźnia
chciała mi przedstawić kilka przykładowych, niedorzecznych scen, w których to
Sasuke przypadła rola przerażonej do szpiku kości ofiary. Ofiary naszego
kochanego straszydła „No Sabaku”. Jeden scenariusz właśnie się układał, ale
proces został przerwany, kiedy Sanada migiem do mnie podszedł.
— C-co…
— Ileż on ma na ciebie czekać? – zamarudził i
popchnął mnie lekko do przodu.
Obejrzałam
się za siebie. Tam, skąd teoretycznie mogły podglądać nas dwie kare tęczówki.
— Nie idź tam. To musi być jakiś pieprzony
spisek – usłyszałam Temari.
— Skąd wiesz?
— Widziałam wcześniej jak zaglądają tu na
boisko. Oczywiście nie miałam pewności, że jest to akurat Sasuke i… Sanada. –
Imię drugiego pana wymówiła z jawnym obrzydzeniem, ale wydawało się, że takie
rzeczy nakręcają chłopaka nawet bardziej. Twarz rozświetlił mu uśmiech
samozadowolenia. Temari głęboko odetchnęła i dodała coś więcej: — Sasuke wie,
że jeśli cię skrzywdzi, przerobię go na mielonkę. A ty dobrze wiesz, że
zadawanie się z nim źle na ciebie wpływa... i zapewne będzie wpływać nadal. To
nie jest osoba, w której można…
„…się
zakochać” chciała powiedzieć, ale powściągnęła się od tego w obecności Sanady.
Dzięki Bogu, Tem.
— W każdym razie nikt nie karze ci tam iść.
— Oj, przestań ją tak zniechęcać – jęknął
Kirisame. – Sasuke to świetny facet! I to wcale nie od niego zależy czy Sakurze
coś się przytrafi.
— Co masz na myśli?
Znów
przytwierdził mi do pleców swoje ręce i zaczął bezczelnie odganiać. Naprawdę
odnosiłam wrażenie, że jestem dzieciakiem wykluczonym z dyskusji rozwodzących
się rodziców.
— Podaruj sobie wywiady, OK? – poprosił
Sanada. Tym razem jego lśniące ząbki wcale mnie nie zachwyciły, a wręcz
odwrotnie – całe to udawanie nieoględnego było straszliwie mdłe. – Skoro
zainteresował się tobą sam Sasuke, musisz coś w sobie mieć. Idź tam wreszcie,
bo wyjdę z siebie. I on też.
— A-ale Tem…
— Poradzi sobie. Nie jest dzieckiem. – Rzucił
w jej stronę wyzywające spojrzenie. – Mam nadzieję.
— Słonko, zdaje mi się, że żyjemy w innych
wymiarach – odpyskowała mu z przekąsem, co w ogóle chłopaka nie zraziło. Wypchnął
mnie już za murawę i zawrócił do Tem. – Czego chcesz? – Odstępowała, gdy on się
przybliżał. I tak w kółko. Niezależność mojej przyjaciółki musiała naprawdę
mocno zawrócić Sanadzie w głowie. Najwyższa pora! Od zawsze czułam, że Tem jest
niedoceniania, a przecież chowała w sobie tyle troski i czułości. Na zewnątrz
uchodziła z niej zaledwie garstka pozytywnych uczuć. Właściwie to kot był
zdolny więcej napłakać, ale i tak ją kochałam.
— Potowarzyszę ci – zaoferował się Sanada.
— Dzięki, postoję.
Nieśpiesznie
wcieliłam w życie pomysł o ewakuacji. Niechże kłócą się ile dusza zapragnie! Ja
zamierzałam tymczasem przegramolić się przez kawałek zmarzniętej łąki,
podziurawiony asfalt i wreszcie deptak, którym można było dostać się na inną
dzielnice. Tem, orientując się w moich zamiarach, zaprezentowała mi odwrócony
do dołu kciuk na znak, że wykonywanie nieśmiałych kroków to jak posłanka na
stryczek. Podkopywała piłkę, a Sanada usiłował jej ją skraść, głośno przy tym
rechocząc. Miał melodyjny, miły dla ucha dźwięk, który na pewno zauroczył samą
przeciwniczkę przesłodkiego lovey—dovey.
W
tym samym czasie odczułam świerzbienie w koniuszkach palców. Nie było to dla
mnie niczym nowym – reagowałam tak na tremę, najczęściej dając upust swędzeniu
poprzez miętoszenie ubrania.
Niespodziewanie
Sanada przestał dokazywać Tem. Nawet ona już dłużej nie podkopywała piłki,
dostępując tego uczucia, które nie zwiastowało niczego dobrego.
Heterochromik
odsłonił dla mnie swoje ząbki. Tym razem nigdzie mnie nie pośpieszał. Chwilę
się gapił i wszystko, co wyczytałam z jego niekompatybilnych oczu głośno
alarmowało, aby mieć się na baczności.
Wreszcie
usłyszałyśmy z Tem jego ściszony chichot. Takimi sposobami śmiali się stuknięci
doktorzy, których opętała żądza nowych odkryć, a także bezsporna pewność, że
owe odkrycia pobiją cały świat.
Dopiero
po minucie niespokojniej cieszy padły ostatnie słowa. Wydarzyło się to
dokładnie w chwili, kiedy rozległ się tętent stóp po popękanej murawie:
— To mściciel. On nie odpuszcza.
Usłyszałam
za sobą posapywania, krewkie oddechy podrażniły mi odkryty kark. Zanim
ktokolwiek zdążył zareagować, męskie ramię objęło nieświadomą Sakurę na wysokości
łopatek i zagarnęło bliżej swojego korpusu. Wyszło ze mnie coś, przypominające
pisk. Wtedy moim oczom ukazała się miotająca Tem, którą Sanada przytrzymał z
przebiegłym wyrazem twarzy, chociaż było widać, jak wiele wysiłku kosztuje go
powstrzymywanie takiej torpedy.
Postanowiłam
sama zareagować.
— Hej.
Mój napastnik był jednak niewiarygodnie silny.
Czułam na skórze jak wszystkie jego mięśnie coraz bardziej się napinają. Zaczął
odciągać mnie od przyjaciółki i wówczas jeden, kruczoczarny włos, smyrgnął mój
policzek. Poznałam też dopiero co dochodzący mi do nozdrzy zapach – z takim
samym miałam do czynienia w ośrodku, pod pamiętnym łóżkiem, na niewygodnej
wykładzinie.
— Sasuke! – wykrzyknęłam automatycznie.
Tem
i Sanada zaczynali przybierać rozmiary mrówek. Im mniejsi się stawali, tym
dalej przenosił mnie Uchiha. Nadal jednak utrzymywałam się na nogach. Inna
sprawa, że wyglądało to jak ciągnięcie po podłodze bezwładnej kukły.
Właśnie
wtedy ktoś zaśmiał się nad moim uchem.
Naprawdę
sądziłam, że przybyło nam towarzystwa. Ale Temari wciąż siłowała się z Sanadą,
klęła w niebogłosy i gdy udawało jej się wyrwać, Kirisame od razu ją doganiał,
na powrót więżąc w sidłach. Zanim zdążyłam się nadziwić jak sprawny fizycznie i
szybki jest, zrozumiałam, że tamten śmiech nie mógł należeć do żadnego z nich.
Poza tym w wykonaniu Sanady wiązałam to raczej z rechotem. Ten słyszalny był
bardziej melodyjny, czysty… Wiedziałam, że nigdy, przenigdy mnie nim nie
uraczono.
— UCHIHA, ZABIJĘ! – ryknęła Temari. Cały ich
wrestling był tragiczny w skutkach. Zamrugałam dwa razy, a oni wyłożyli się już
na ziemi i akurat to Tem była górą, usadawiając się okrakiem nad Sanadą. Nie
zdołała jednak należycie wykorzystać przewagi, ponieważ przeciwnik przejrzał
jej plany i mocno trzymał nadgarstki.
Śmiech
po raz kolejny się powtórzył.
Kiedy
odciągnięto mnie za pęknięty asfalt i przewłóczono przez drogę do następnej
przecznicy, Sasuke przestał się cackać i wziął mnie na ręce. Doświadczyłam
prawdziwego déjà vu, tyle że dzisiaj do
zestawu szkodzącego widoczności nie zakwalifikował się szalik.
Nagle
to zobaczyłam. Uśmiech szerszy niż kiedykolwiek indziej. Może nie dorównywał temu
od Sanady, ale w ciemnościach uwidziałam na własne oczy kawałek białych
ząbeczków. Sasuke śmiał się pod nosem, a brwi miał mocno ściągnięte.
Wyczuwając, że się na niego gapię, zrewanżował się, wcale nie zmieniając maski
na ozięblejszą.
— Mówiłem jej – oznajmił głosem spiskowca i
wskoczył ze mną na chodnik. – Mówiłem Temari, że zabiorę cię z powrotem.
— S-sasuke… — To była wyjątkowa, może i
wartościowa chwila, w której ślina nic nie przynosiła mi na język. Po prostu
zgłupiałam. Nie miałam bladego pojęcia, jak powinno się reagować, będąc
bezradną i niesioną w objęciach Sasuke Uchihy. Dawniej nie śniło mi się nawet,
że zamienię z nim słowo.
— Chciałaś randki? To będziesz ją miała.
Przytknęłam
policzek do jego skórzanego płaszcza. Był ciemnobeżowy, a ja nie mogłam się
doczekać aż przekonam się jak doskonale Sasuke w nim wygląda. Na razie miałam
ograniczone widoki.
I
nieprzepartą zachciankę na śmiech.
Palce
znów mnie świerzbiły, więc obracałam między opuszkami guziczki od jego ubrania.
— Jesteś… idiotą. – Nic innego nie
przychodziła mi na myśl. Sasuke najprawdopodobniej wściekłby się na mnie za tę
zniewagę, może właśnie zagrzewał w sobie gniew, tak czy owak, nie uszedł od na
zewnątrz z prostych względów. Zaczęłam się chichrać. Cichutko, odrobinę
nieśmiało, skoro była to najgłupsza rzecz, której nie zdążyłam stłumić,
niemniej robiłam to dość długo, by wzbudzić w nim zaskoczenie. „Zabierz mnie
dokąd tylko chcesz!” – cisnęło mi się na usta, ale przed takim absurdem udało
mi się zmitygować. Sasuke był już nieźle zmylony moim zachowaniem. Teraz
marszczył brwi, zerkał na mnie w chwilach, gdy otoczenie nie wymagało od niego
koncentracji. – No co? – Przytuliłam się do jego obojczyka. – Masz takie
pomysły, że sama nie wiem jak najlepiej się nastawić. No i… mina Tem była
bezcenna.
Jakiś
czas Sasuke przyglądał mi się w milczeniu. Lekkie potknięcie o wyboistość na
naszej drodze zmusiło go do podzielenia uwagi. Odchrząknąwszy, zajęłam się
podziwianiem jego profilu. Stanęłam przed naprawdę poważnym problemem. Randka
miała odbywać się na moich warunkach – bez pocałunków, obmacywania i tych
odważniejszych czynów, do których mógłby posunąć się Sasuke. A w tym momencie,
przytaczając te ustalone prawidła, uznałam, że najlepiej, gdyby jeszcze raz
czymś mnie zaskoczył. Oczywiście taki efekt zyskał już na samym początku,
sprytnie rozplanowując to z nowym przyjezdnym – Sanadą. Ja… chciałam po prostu
dotknąć jego ust. Ich kształt wyrył mi się już w pamięci… Miękkość i smak
wymagały jednak praktyki, od której w ogóle nie stroniłam.
Mógłby
się nade mną pochylić i spełnić tą głupią zachciankę.
Jednak
Sasuke wolał wlec mnie w nieznane. Mimo to, rozpęczniało we mnie dobre
przeczucie.
Od autorki: http://www.youtube.com/watch?v=dJ9FY06urr4
– tak, tak, to wykrzyknęłam kończąc rozdział. Aj noł, długością nie powala na
kolana, ale aż się rwę, by zacząć magiczną 13stkę. Dlaczemu? Ano dlatemu, że –
jak zdążyliście się domyślić – szykuje się porządne SS. Przyznam, że całego
przebiegu „randki” nie skończyłam planować, ale na pewno zdążę zaczerpnąć
inspiracji z wielu źródeł, zresztą znajomi zaskoczyli mnie tyloma pomysłami, że
głowa boli. Teraz będę wykreślać niechciane z nich i adorować te… dobrze się
zapowiadające. Mowa tu o Sasuke, ludziska! Z pewnością nie napiszę niczego zwyczajnego.
Inna
sprawa. Ferie się skończyły, ilość wolnego czasu zmalała, a ilość nauki –
odwrotnie – podrosła. Oprócz tego od niedawna mam przy sobie kochanego,
przecudownego szczeniaka i jemu także muszę poświęcać czas. (Jest mniej
kochany, gdy zesra się tam, gdzie nie trzeba, ale to temat na inną dyskusję ^.^”).
Tem
jest zajebi***, nie? Aż za bardzo ._. Sanady nie skreślajcie. Nie jest byle
jaką postacią i dużo napracowałam się nad jego charakterem, a i tak mam
wrażenie, że ciągle niewłaściwie go oddaję w rozdziałach. Ech, trudno. Może to
poprawi się z biegiem czasu. Nigdy wcześniej nie kreowałam tak… bezpośredniego
w rozmowach bohatera. *tak ładnie nazwane*
Niektórzy
wiedzą, inni nie – GAT będzie miało ok. 20 rozdziałów. Mówię, żebyście się nie
spodziewali nie wiadomo jakiego tasiemca.
Na deser macie truuu oblicze Saska.
A to dodaję na ostatnią chwilę (też bardzo truuu)
Spoiler
alert! *tak sondze*
JUTRO
CHAPTER! MOJA SAKURA DA CZADU! (a jak nie, to potnę się tępym nożem…) Kibicujcie
SasuSaku, wierni i mniej wierni. Nie mam hejtów na Karin i doniedawna
akceptowałam nawet NaruSaku, ale, cholera, ta wojna sprawiła, że stałam się
wielką przeciwniczką tej pary i teraz liczę tylko na rozwój SS. Zwłaszcza, że
Hinata miała już z Naruto swoje dwie minuty sławy ._.
Noo,
więcej wiary!
Śledźcie
rosnące procenty i kochajcie SS. (nawet ci, którzy czytają tego bloga dla
fabuły, a nie znienawidzonych bohaterów XD)
Sasuke jesteś czarującym, popieprzonym wariatem. Najlepszy typ faceta^^, jak go nie kochać? Nawet jak bym próbowała przegrałabym tą walkę i to śmiercią tragiczną. Mimo, że było mało SS, rozdział był świetny. W końcu czego innego można się spodziewać po Akemii.
OdpowiedzUsuńCo do Sanady, jak dla mnie nie jest on negatywną postacią, w sumie to jak się wszystko z tym,, sprawdzaniem" wyjaśniło, to nic do niego nie mam. Co więcej, lubię go. Te jego figlarne uśmieszki, a do tego
lekko( porządnie) dziwaczne zachowania.
Sakura ma własnego ochroniarza:) Dobrze mieć taką przyjaciółkę, zawsze pomoże i wesprze.
Oby Nasza Wisienka spędziła przyjemnie tą randkę i nie pogardziłabym 1, 2 bądź milionami pocałunków od Saska.
Życzę Ci owocnej nauki oraz weny. Pozdrawiam
Yuki-chan
O jejciuuuu ! Zakochalam sie ;* fabula powala charaktery i plan tez no boskie! Myślałaś kiedys o napisaniu ksiazki?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Minami Yune
Napisanie książki to moje marzenie życiowe numer jeden! I wierzę, że pewnego dnia mi się uda. B|
UsuńDziękuję ci bardzo, miło mi to słyszeć. Osobiście często mam momenty, w których nie jestem przekonana do fabuły bloga, no ale będę nad nią pracować cały czas.
Również pozdrawiam :3
Mam nadzieję, że tytuł książki ujawnisz^^
UsuńWierzę w Ciebie, dasz radę napisać :D
Pewnie, że ujawnię ;D
UsuńUuu...Czuje,że następny rozdział miło zaskoczy *sexy time* ^^ Cóż pochwalę też ten blog za piękny layout :D Czy robisz je może w jakimś programie?
OdpowiedzUsuńW programie robię tylko nagłówek, konkretniej w Photoshopie. Resztą (kodami CSS, HTMLem) zajmuje się na bloggerze w Projektancie Szablonów.
UsuńSexy time zawsze najprzyjemniej się pisze, hyhy. W sumie mam wielką wenę na zaczęcie nowego rozdziału. xD
To dobrze,liczę na ciebie i twoją wenę ^^ .Ja tam trochę w grafice siedzę,ale nigdy nie lubiłam HTML i CSS grr ;___;
UsuńHTML to zło, sama go nienawidzę, ale CSS jest w miarę prosty. Jak się poszuka dobrych blogów pomocniczych, wszystko da się ogarnąć :)
UsuńMuszę to wszystko ogarniać by spełnić swoje marzenie o zostaniu grafikiem komputerowym.Nie ma tak łatwo xD No cóż trzeba to przeboleć
UsuńNigdy nie ma łatwo ._. Ale grunt to się nie poddawać i iść dalej - nasza droga Ninja, nie? xD
UsuńŻyczę ci oczywiście powodzenia!
Super rozdział:D Mam nadzieję, że kolejna notka niedługo:P Super prezent na urodziny;P Dzięki:D Życzę dużo weny do dalszego pisania:) Pozdrawiam cieplutki;)
OdpowiedzUsuńAch rozdział super, w końcu pojawił się Sanda... zastanawiałam się jaką rolę mu przepiszesz i widzę, że jest ona ciekawa :D haha podobało mi się zachowanie Temari w stosunku do Sandy i na odwrót, ciekawy obrót zdarzeń. Chociaż SS było mało rozdział czytało się b.fajnie i domyślam się, że w następnym będzie gorąco :D:D:P Życzę od-groma weny i powodzenia w nauce i wychowaniu psiaka, żeby jak to ujęłaś?? Aaaa żeby "nie srał tam gdzie nie trzeba" :) I jeszcze raz dużo weny i jak najszybszego pojawienia się rozdziału :*
OdpowiedzUsuńAch, Akemii, ty to jednak jesteś.... Normalnie mistrz wciskających w fotel, robiących z żołądka supeł końcówek. Ja chyba nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek coś skończyła w normalny, taki ludzki (no wiesz, bez szargania nerwów czytelników) sposób. No serioooooo... >.< Wgl takie trochę (zamierzone z twojej strony) deja vu: Sasek znów porwał Sakure, a Tem ponownie się temu sprzeciwiała xd Ale jakoś nie potrafiłam zaufać Sanadzie. Serio, nie wierzyłam, że Sasek rzeczywiście czeka tam w ciemnościach na Sakurę i już się bałam, że wkopie ją w jakieś kłopoty. Że właśnie ta domniemana "mafia" ją dorwie, czy coś, i tamten fragment czytałam jak na szpilkach i tylko wyczekiwałam jakiejś napaści z nożem (albo jak kto woli nakanaidowym tasakiem xd swoją drogą, to jak Narutek opisywał śmieć Uchihy było... intrygujące, czytałabym B|) w roli głównej. No ale do niczego takiego nie doszło, a Chustii poczuła zawód, bo jest żądna krwi (dziś znów czytałam Kinga, on źle działa na moją psychikę, zdecydowanie *,*). Ale! Brak czerwonej posoki płynącej po konohańskich ulicach oznacza R-A-N-D-K-E! Uuuu, już się nie mogę doczekać tych seksów-nieseksów. No i co ten Sasek niby wymyślił? Tak porywać na wieczór, ciemno, bezdomne psy wszędzie chodzą, jeszcze ich zagryzą i co wtedy? (widziałam dziś dokument, gdzie pieski w schronisku się nawzajem gryzły T^T) No wtedy to nie będzie seksów, a płacz i niezadowolona chusteczka... chociaż z drugiej strony: krew, dużo krwi, brutalne rozszarpywanie ciała Sakury przez wściekłe psy, Sasuke sikający w gacie i uciekające jak siusiumajtek... to nie byłoby takie złe, ej! Pomyśl o tym Akemii, pomyśl!
OdpowiedzUsuńCoś od dupy strony zaczęłam ten komentarz, ech, no nic. Generalnie to czuję, że moje podejrzenia co do Sanady są prawdziwe. Jak nic to ten przyjaciel Saska, już się od tego nie wykręcisz! Pomógł mu "zaprosić" Sakurę na randkę, a takie rzeczy to tylko przyjaciele dla siebie robią. Co więcej! Dla Uchihy stawił czoła samej Temari, ha! To już jest friendship: level hard. No właśnie, Temariiiiiiiiiiiii! Ale dużo mi tu jej dałaś <3 Normalnie szok! I tak, jest zajebista, ja to wiedziałam od zawsze, a inne ludki się dopiero tego dowiadują B| I bądź pewna, że ja nie zapomnę o tej partówce co mi obiecałaś! Moje urodziny to termin ostateczny, Nikiro. Inaczej będzie foch stulecia i już nie zobaczysz mojego komentarza na żadnym swoim blogu - tak, grożę ci B| He he... Ale wracając do Temari <3 Tekst o tym, że nie rozpuszcza włosów dla byle kogo podbił moje serce :3 Bo ona tylko je rozpuszcza dla mojego najukochańszego lenia <3 No i właśnie, tu miałam zgrzyt. Bo o ile Sanadę lubię, to za każdym razem jak flirtował z Tem w mojej głowie zapalała się żarówka, a usta mimowolnie wykrzywiały. Myślałam tylko: Zostaw ją, nie dotykaj, ona jest dla Nary, wara! I przez to zamiast się skupić na tym, jak fajnie czytać coś o Temari, to ja hejtowałam każdy dotyk Sanady. Dupek. Łapy precz! Jesteś fajny, ale łapy precz, do cholerki!
Na tym chyba zakończę. Wiem, nie jest to komentarz rodem z ANI, ale starałam się. Tyle że nie oszukujmy się, Akemii, w porównaniu do poprzednich 3-4 rozdziałów, ten miał w sobie mniej akcji, więc i opinia siłą rzeczy musiała się skrócić. Co zrobić? Ale skoro w następny randka, to coś czuję, że wyświetli mi się limit słów...
Pozdrawiam i WENY! <3
Haaa, foch się skończył? Chustii, witam cię z powrotem z otwartymi ramionami. Jak na to, co działo się w rozdziale, komentarz i tak jest długi, więc wiesz... Mistrzyni z ciebie i tyle. Zaczęłam czytać to zastanawiałam się czy będzie historyjka z życia Chusteczki - haha, była ;D
UsuńJa myślałam, że z tobą coś nie teges po Nakanaide, ale z tymi psami to dowaliłaś ._. Na pewno o tym pomyślę (y) Będzie dobre! I jakie oryginaaalne! B| No bo gdzie niby słodką parkę zagryzły psy? Takiego trolingu to nawet Masashi by pozazdrościł , he-heee.
To ty tak zaciekle bronisz Temari przed innymi samcami? ._.
Ups.
Haha, no bo ja lubię wciskać jakieś historyjki z mojego życia w komentarze, przecież to jest takie ciekawe <3 Dziś na przykład zobaczyłam swój plan na przyszły semestr i za głowę się złapałam. W środę mam zajęcia 7-20 - loffffff </3 (seriooooo?)
UsuńI ja jestem bardzo teges. Tylko moja wyobraźnia jest trochę nie teges. Ale nie oszukujmy się... za to ludki pokochały Nakanaide XDDD I mówię ci, te psy to strzał w dziesiątkę!
Czy to "Ups." ma oznaczać, że szykowałaś coś dla Temari z Sanadą? T^T
Nie ma spoilerów, nawet dla czytelników uprzywilejowanych B|
UsuńAle wezmę sobie tą zaborczą obronę do serca ;D
Miałam dziś paskudny dzień, serio. A tu wchodzę i co? Rozdział! to już troche mi ten dzien polepszyło. skonczyłam czytać z bananem na twarzy. i jeszcze to "Mówiłem jej – oznajmił głosem spiskowca i wskoczył ze mną na chodnik. – Mówiłem Temari, że zabiorę cię z powrotem." KOCHAM CIE UCHIHA. no tyle. nexta wyczekuję…
OdpowiedzUsuńDobra, jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńPrzez ciebie nie spałam, tylko czytałam!
Serio!
A Uchiha to już mi topi serce tą swoją władczością, tym swoim charakterkiem i zachowaniem, bo cóż innego mogłabym powiedzieć?
Spałam genialnie, wyspałam się nawet ( 4 godziny snu + GAT = genialny poranek )
Wczoraj byłam druga a tu bum! tyyle komentarzy ;3
Z niecierpliwością czekam na nexta i zapraszam do siebie ;3
Buziaczki!
Cześć Akemii! Pamiętasz mnie jeszcze? xD Tak, tak, wiem, nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, zUa ja, ale jestem już na bieżąco, a to się liczy! Pomijając fakt, że rozdział czytałam coś po 2 w nocy do 3 na telefonie, więc od razu nie skomciałam.
OdpowiedzUsuńZacznę od szablonu - już wiesz, że mi się cholernie podoba. Akemiś jak Ty to robisz co? Też bym takie chciała, no ;< Taki zimowy, subtelny, delikatny, idealny no!
Ale trzeba się przestać zachwycać szablonem i przejść do treści.
Nawet nie wiesz jak mi serce łomotało, kiedy czytałam ten rozdział. Ha! Nawet prawie pod koniec wyskoczyło z piersi( a tego bym nie chciała xD ), więc no... Grabisz sobie, tym graniem na moich emocjach ;< Ale w sumie... Zawsze to robisz xD
Na początku nie mogłam oswoić się z tym blogiem, byłam tak przywiązana do ANI, że... dalej mi się za nim troszkę tęskni ;)
Ale to zupełnie inne opowiadanie, inna historia, inny świat.
Sasuke zboczeniec z dziwnymi fetyszami, powiązaniem z mafią. Normalnie Sakura nie mogła sobie upatrzyć kogoś lepszego. Ale jak to cała ona, przyciąga problemy.
Nigdy w życiu nie spodziewałabym się tam Sanady! Uwielbiam tego gościa! Niech spada od Tem, jest mój! xD I nie ma mi flircić z nią, bo od tego jest Shikamaru, ta rola już została zajęta xD
Jestem ciekawa co Sasek zaś wykombinował z tą randką, WYCZUWAM MACANKO. Zboczeniec jeden xd Ale coś czuję, że czymś zaskoczy i to bardzo. W końcu to Sasuke Uchiha, ne?
No i Sasek się uśmiecha, coś czuję, że to dobry znak. Ale nie można zapominać o jego powiązaniach z mafią. Coś czuję, że niedługo nie będzie tak kolorowo.
Sanada... Ja chce więcej Sanady!
No i w sumie sama już nie wiem co napisać ;o Taka pustka, rozdział mi się podobał, więc czekam na następny, w końcu będzie randka <3
Pozdrawiam cieplutko! ;3
Pamiętaaam! I obawiałam się, że mnie porzuciłaś :c Bo tak piszę i piszę, a komentarzy od Sasamuś ciągle brak odkąd skończyło się ANI. Nawiasem mówiąc, też tęsknie za tą historią. Taki gatunek pisze mi się lepiej niż szkolny romans T^T
UsuńA z szablonem... eee miałam zaplanowany zupełnie inny (i gotowy nawet!) ale wypatrzyłam dzień przed dodaniem rozdziału to zdjęcie z Saskiem (<3) i doszłam do wniosku, że nie mogę przejść obok niego obojętnie. Ech, zajebistość Uchihy po prostu mnie przerosła... nie umiem z nią walczyć ._. W każdym razie robiłam szablon pod wpływem impulsu i jestem z niego dumna B| I dziękuję! To dla mnie wielki komplement, słyszeć, że tobie się spodobał ;)
"WYCZUWAM MACANKO." - XDD Tag, Sasame. W tym blogu Sasek zasłynął tylko tym. xD
Ej, ej! No nie gadaj, że Sanada ma fankę! Aaaa! Na ANI leciały straszne hejty na Rena, a tutaj pojawia się nastawiona pozytywnie osóbka do mojej własnej postaci! <3 Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy!
W ogl dziękuję za komentarz! Zawsze lubiłam twoje, bo pisałaś je prawie tak, jak opowiadanie. xD Także tego... uracz mnie jeszcze jakimś, ok? ;> Nie pogardziłabym!
Także pozdrawiam!
Założę funclub Sanady!AAA! On jest zajebisty no :D Lubię takich gości, sama nie wiem czemu :D A w dodatku te jego oczka *w* Rozpływam się :D
UsuńOkej, postaram się tutaj wpadać regularnie i komciać rozdziałki :D Po prostu musiałam się przyzwyczaić do tego bloga, bo tak jakoś... trudno mi się było trochę przestawić ;) Ale teraz jest już w porządku :D
Trzymajta się i wenyyyy i żebyś mi tu pisała zboczuchne rozdziały z Sanad... znaczy się z Sasuke i Sakurą oczywiście :D ;*
Frajerze... Ty i GAT jestescie najlepszymi odciagnikami od szkoly. Chyba nigdy lepiej nie spedzilam tak WOKu i angielskiego. W pewnych momentach nauczyciele patrzyli sie na mnie bardzo... dziwnie, bo nie widzieli telefonu, ale moja rozchachana morda swiecila na cala klase ._. Robisz ze mnie wariatke, Nikiro.
OdpowiedzUsuńSanada jest... jedyny w swoim rodzaju. Bardzo podpasowal mi charakterem, ktory wcale nie jest zwyczajny, a wlasnje oryginalny. Jest blondynem, no! Zdecydowanie on i jego bezczelne usposobienie moglyby byc ze mna, nie pogardzilabym! Czuje chemie pomiedzy nim a No Sabaku. Czuje romans :3 btw. Gdzie jest Nara?
Twoja Tem jest takim moim odpowiednikiem: zawsze wie najlepiej, zawsze ma racje, ma argument sily i czesto sie wtrynia nie trzeba (Y) Tak, zdecydowanie ja lubie. Wiedz o tym B|
Nurtuje mnie jedna sprawa.
Jesli Sasuke i Sanada sa wrogami - teoretycznie, z tego co sadza uczniowie szkoly - to dlaczego pomogli sobie nawzajem? Zauwazylam juz, ze Tem zna czesc przeszlosci Sasuke i bardzo mnie deprymuje to, ze ja nie mam o niej pojecia. Nienawidze czegos nie wiedziec -.-"
Nie moge sie doczekac 13! <3
Imai skomentowała. He-hee.
UsuńCzłowieczku, nigdzie nie było napisane, że są wrogami ._. Tylko Sanada zsikał się w majtki ze strachu przed Sasuke. Ale obie przeżyłyśmy dostateczną ilość lat w szkole, by wiedzieć co to plotki i ile w nich prawdy. xD
13 - pechowa trzynastka T^T
Aaaa, Sanada ma kolejnego fana! Sanada jest z siebie dumny!
Dzięki za komentarz, Imai! <3
(czas najwyższy na mnie ._.)
Dopiero jutro postanowiłam wrócić do życia po pisaniu egzaminów próbnych, ale w sumie mam dobry humor i czuję się prawie przytomna, więc mogę skomentować.
OdpowiedzUsuńTaaaaak, przeczytałam rozdział dwa dni temu, ale no wiesz i tak dosyć negatywnie wpłynęło to na moją naukę, więc wybacz, że od razu nie skomentowałam. Ale zrobię to teraz ;)
Przede wszystkim szybcy i wściekli na początku. Matko, uśmiałam się przy tym, choć nie wiem czy to dobrze. Tym razem Sasuke skojarzył mi się z Mario, który ucieka... dobra mniejsza o to xd
Myślałam, że Temari się poddała, że wymiękła. I pojawiło się we mnie coś w stylu oburzenia, no bo jak to Temari wymięka? Temari!? No tak być nie może. I dobrze, że naskoczyła Sasuke od drugiej strony, bo zaczynałam w nią wątpić. Hmm. Wolałabym, by Sasuke później jakoś się jednak wydostał z tamtego miejsca, y'know. Ale rozumiem w sumie, że był w kropce i skończyło się tak jak się skończyło ;)
Mafia! Ja chyba kompletnie wyłączyłam myślenie i stwierdziłam, że nie będę wyprzedzać tej historii. W sumie to jakiegoś ugrupowania dresów się spodziewałam, a nie czegoś podobnego do mafii. Huh, może to jednak jest niebezpieczne ugrupowanie dresów?
Polubiłam Sanadę (kobieta zmienną jest). Co prawda narcyz z niego, ale możesz go umieszczać w rozdziałach w dowolnych ilościach, a ja marudzić na to nie będę <3 Choć, gdy zaczął podrywać Temari, to chciałam, żeby tam się nagle pojawił Shikamaru i nie wiem no. Po prostu stanął i Sanada by skumał, że z nim nie ma szans. Hmm.
Naruto często mnie denerwował, wiesz? Zwłaszcza w tym opowiadaniu, kiedy to podbił oko Sakurze. Ughr, tak bardzo wtedy mnie denerwował, że chciałam, by Sakura porządnie na niego nakrzyczała, może nawet by doszło do rękoczynów (tylko ze strony Sakury oczywiście). Coś tam rzeczywiście pokrzyczała, ale czy ja wiem, czy było to wystarczające?
W każdym razie w tym rozdziale nie umiałam tak po prostu go nie lubić. A próbowałam bardzo mocno! I nic.
Dobry się z niego przyjaciel nawet okazał, no...
;______________;
Sasuke pod koniec rozdziału tak cudny był ;__________; Tak się Sakura za nim uganiała, a teraz to on zawsze się pojawia, co ucieka z nią na rękach, podczas gdy Sanada podtrzymuje Temari... Która w rozrachunku jednak wygrała ( I dobrze! Shikamaru, gdzie jesteś? :( )
A wrócę jeszcze na chwilę do Temari i Sanady. Ja nie mówię, że ten jego flirt mi się nie podobał. Rozegrasz to jak zechcesz, bo sprawisz pewnie, że i tak mi się spodoba. Tylko jak już się zdecydujesz na ten romans, to chociaż nie umieszczaj tutaj samotnego, zdołowanego Shikamaru, bo tutaj bym się i ja zdołowała.
Wracając.
Sasuke, kochany mój, wróciłeś po nią. Tak cudnie, tak cudnie. Nawet nie wiesz jak BARDZO chcę wiedzieć co będzie na tej randce. Przecie to spotkanie z Uchihą! Nie może być zwykła i mało ekscytująca. Huh, tylko dlaczego mam wrażenie, że jednak te warunki Sakury znikną w mgnieniu oka? Dobra, mam takie wrażenie bo to Sasuke. Z Sasuke nie można tak i tyle.
Chcęęęęę trzynastkę... ale poczekam! Żeby nie było, że naciskam. Istnieje życie poza komputerem, całego życia nie przesiedzisz pisząc :(
Nie wspominałam o szablonie, prawda? Wszyscy piszą, że cudowny to ja napiszę, że mi się nie podoba... dobra podoba mi się. Jest przepiękny ;________;
Czirs!
Hahaa, następna obrończyni Temari. Ja wiem, że ona najlepiej wygląda przy Shikamaru, a jak raz w jednym odcinku weszli razem go gabinetu Hokage... aaa, kisiel w gaciach *__*
UsuńNo, ale plan jest! Co prawda trochę go zmieniłam po buncie Chustii. xD
13stkę planuję wydać na Walentynki, bo ranka B| Czy mi się uda, wyjdzie w praniu. Mam cały tydzień, żeby pisać i zepnę dupsko!
Dziękuję za komentarz! I przepraszam... nie chciałam, żeby rozdział negatywnie wpływał na twoją naukę :c
(żartuję, dumna jestem i tyle B|)
(ale i tak przepraszam)
Zacznę od tego, że Sasuke z szablonu skradł moje serce *.* ogólnie śliczny nowy wygląd bloga, tylko trochę się musiałam namęczyć z kliknięciem w opcję komentarzy, bo mi ten napis uciekał i migał jakby za żadne skarby nie chciał, żebym coś naskrobała ;__;
OdpowiedzUsuńPowrót nadgorliwych przyjaciół, och witamy, nie tęskniłam xd nie wiem czy tylko u mnie wzbudzają takie uczucia, może jestem wyjątkowo wolnym ptakiem, w każdym bądź razie ta ich chorobliwa nadopiekuńczość i wyolbrzymianie jest.. chorobliwe. Chwała bogu, że jednak potem Naruto porzucił tą irytującą wścibskość i jak się czaił z Sakurą przy ogrodzeniu, to byli całkiem uroczy.
Poza tym ciągle mam nieodparte wrażenie, że w całym życiu Sakury akurat jej zdanie liczy się najmniej. Zgadzam się z jej stwierdzeniem, że jest jak dziecko niedopuszczone do rozmowy dorosłych i to nie tylko w przypadku Sanady i Temari.
Władczy faceci? Mrau, czemu nie. Chociaż Sakura momentami jest chyba zbyt uległa w stosunku do Sasuke. No, ale to w każdym razie tylko moje zdanie.
Ach, to było do przewidzenia, ale z miejsca pokochałam paring Sanada + Temari ♥ nie wiem, czy zamierzasz go uskutecznić do końca, czy tylko Kirisame pozostanie pierwszy raz w życiu spławiony, ale myślę, że stanowiliby ciekawą parę :D
Już wcześniej czytałam podejrzenia Chusteczki, co do tego, że kosmicznym bogaczem jest sam Itachi i muszę przyznać, że w świetle tej choroby ta teoria coraz bardziej do mnie przemawia. I teraz zakładając, że to niebezpieczeństwo, które przez Sasuke czyha na Sakure ma związek z Itachim, to może właśnie Itacz ma gdzieś jej mamę i tylko się z nią spotyka, żeby dowiedzieć się więcej o Sakurze, szpiegować ją, mieć haka, ewentualnie co tam jeszcze za korzyści płyną z tej znajomości.. Ale tak sobie pomyślałam, że mogliby sobie robić urocze podwójne randki xD
Śmiejący się Sasuke z ostatniej sceny absolutnie trafił prosto do mojego serca, uroczo ten moment opisałaś. Oby więcej takich jego dobrych humorków, szczególnie na randce! ♥
Pozdrawiam, buziaki ;3
Napis naprawię. U mnie na lapku działa normalnie, ale zauważyłam, że w szkole odwala mu tak, jak u ciebie ._.
UsuńCzas wyjaśnić kwestie nadopiekuńczych przyjaciół (xD):
Naruto to Naruto z Naruto... eee... w sensie, że z mangi. Jeju, no w każdym razie w jego przypadku zawsze trzymam się kanonu, a w mandze jest bardzo opiekuńczy, zwłaszcza do Sakury. (love, prawda?)
Ino odbija, bo poznała się na Sasku. A Tem nie miała wobec niego żadnych zastrzeżeń do pewnego czasu. Chyba wiadomo, od którego momentu zaczęła się martwić. xD
Ogólnie rzecz biorąc: mam jeszcze problemy z kreacją postaci i czasami wydają mi się nierealne, wręcz sztuczne. Z tą Sakurą trafnie zauważyłaś. W opowiadaniu chciałam, żeby przestała być tępą, przyciągającą problemy osobą, ale jak widać w ogóle mi to nie wyszło. Może przez moje poprzednie blogi nie potrafię wykreować jej inaczej, a to mnie wkurza, bo Sakura miała mi wyjść prawie tak, jak Temari. Nie wyszła ._. Będę musiała nad tym popracować, ale stopniowo, żeby Saku z rozdziału na rozdział nie zmieniła się w twardziela.
Cóż, dzięki wielkie za komentarz!
Również pozdrawiam! ;D
Eh...dopiero wczoraj mogłam sobie spokojnie przeczytać (fizyka,matma oraz chemia.''Święta Trójca'' która dawała mi w tym tygodniu kopa w dupę ;__;) Bardzo mi się podobał ten rozdział,szczególnie koniec xD Pozostaje mi tylko czekać do następnego. Przy okazji świetny layout strony,tak trzymać :)
OdpowiedzUsuńOh...ile ja bym dała żeby tak pisać :c Fabuła super,postacie dobrze opisane.Przychodzi mi na myśl tylko wielkie WOW :) Gratuluję
OdpowiedzUsuńWybacz mi, Akemii ;___;
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam od razu, jak się pojawił rozdział, ale nie miałam komputera, żeby skomentować, a na telefonie coś się popsuło, że nie chce się mi nic do końca ładować :C
Więc teraz, gdy dorwałam się do komputera, porzucam na chwilę naukę na biologię (swoją drogą, nienawidzę, arrr ;__; dobrze, że jest tylko w 1kl., a potem jestem już wolna <3) i zabieram się za komentowanie.
Jeju no, cudowny rozdział. Coś mi się taki za krótki wydał, bo szybko przeczytałam.
Ten skupia się bardziej na innych sprawach, m.in. piłce, tajemniczym szoferze mamy Sakury, a samego SasuSaku było mało, ale chyba tylko Ty umiesz w opowiadaniu SasuSaku w rozdziale zredukować SS do minimum, a i tak będzie mega ciekawie, do tego podsyciłaś chęć na rozdział 13.
Ach, ta 13, niby pechowa, ale ja ją lubię. Jestem pewna, że ten rozdział będzie moim ulubionym, jak ta liczba xD
Jak to Sasame wyżej napisała - będzie macanko <3
OBY.
Nie wiem, czy to tak specjalnie, czy nie, ale powiem Ci, Akemii, że mi Sanada bardzo przypomina Usui'ego z Kaichou wa Maid-sama <3
Taki pewny siebie, blondyn XD
Tak ogólnie z charakteru trochę pod niego podlatuje. Oczywiście to super, bo Usuiego uwielbiam, a co za tym idzie - dołączam do klubu fanów naszego Sanady XD
Wchodzę dzisiaj i co widzę? Że jeśli Ci się uda, to rozdział będzie w walentynki <3
W takim razie trzymam za to kciuki i już nie mogę się doczekać.
Ach, Sanada jest taki pewny siebie i to jego "jeszcze rozpuścisz dla mnie włosy" <3 no po prostu cudowny. Do tego śmiejący się Sasuke, coś niesamowitego. Sanada i Temari siłujący się ze sobą, aż mi się śmiać chce na samo wyobrażenie tej sytuacji xD
I ciągle to "zainteresował się tobą" - ojj tak, Sasuke, my wiemy.
No to tego, nic innego mi do głowy nie wpadnie, bo za dużo dzisiaj było biologii, ale wiedz, że jesteś niesamowita Akemii i podziwiam za taki talent <3
Chociaż należy Ci się reprymenda za kończenie w takich momentach ;__;
Raczej nie przestaniesz nas tak ranić, ale dobrze, że potem nagradzasz takimi rozdziałami :3
Jeszcze raz wybacz, że tak późno. Do następnej notki.
Pozdrawiam i życzę weny ;*
A no i jeszcze jedno. Śliczny szablon. Z resztą jak zawsze. Nie dość, że zna się na pisaniu, to jeszcze na szablonach i grafice XD
UsuńOhayo :3
OdpowiedzUsuńNie wiem, od czego zacząć, więc zacznę od szablonu. Jest taki delikatny, a ten Sasuke w nagłówku. <3 No i jak zwykle wszystko idealnie się prezentuje. ^^ Ech, chyba w życiu nie osiągnę takiego poziomu xD
Sasuke w roli zboczeńca... A więc nawet takie gbury jak on mają swoje zachcianki. xD Cóż, z jednej storny to normalne, no ale Sasuke... Rozumiesz o co mi chodzi. Jestem jednak szczęśliwa, że jest Ss, są pocałunki no i randka.
Śmiałam się jak głupia, czytając ten fragment, gdzie Uchiha biegnie z Sakurą na rękach. No jemu to już kompletnie odwaliło. Po cholerę on z nią uciekał, haha? No, ale to tylko Sasek chyba może zrozumieć.
No i teraz najważniejsze.. Martwi się o nią! On się o kogoś martwi. :o Cały czas zastanawiam się, z jaką to mafią on zadarł i czemu ona ma interesować się Sakurą, a nie nim.. Tyle zagadek, tyle pytań! ^^
Czyżby mama różowej w końcu przestała się smucić i zaczęła umawiać się z tym tajemniczym szoferem? ;> Chociaż na jej miejscu nie wiem czy bym tak postępowała, no bo w końcu miał problemy z sercem, a to wiązało się z jednym. No, ale z drugiej strony, nie marudząc, dobrze, że sobie kogoś w końcu znalazła. No przecież ileż można opłakiwać zmarłego męża! ;)
Nie wiem, czemu, ale mam wrażenie, że Naruto coś czuje do Sakury... Możliwe, że się mylę, no ale coś mi tu śmierdzi.
Sanda, Sanda, Sanda. Już go polubiłam i cieszę się, iż odegra on jakąś ważniejszą rolę w tym opowiadaniu. ^^ *,*
No i gdzie ten Sasek znowu ciągnie naszą różową? :> Nieprzewidywalny chłopak. <3 Ach, spotkać takiego...
Tylko 20 rozdziałów? ;_; Ech, czyli jeszcze tylko 8. :CCCCC
Mam nadzieję, że 13 niedługo ujrzy światło dzienne i niedługo rozwiejesz wszystkie moje wątpliwości i dostanę odpowiedzi na pytania, które mnie nurtują.
No, niestety... Mi ferie tak jak szybko przyszły, tak odeszły... Ech, no i trzeba siedzieć w tej szkole.... -.-
Cierpliwości do nauki przede wszystkim!
Buziaki ;*
Akemii, ah Akemii! Co mam Ci tu napisać?
OdpowiedzUsuńZnasz to potworne uczucie, gdy wchodzisz na jednego z tych blogów, które można by czytać i czytać, z zapartym tchem połykasz każde napisane słowo, a gdy kończysz czujesz pustkę? Pewnie nie, bo to głównie twoje blogi sprawiają, że można się tak czuć, ale to nie oto uczucie mi chodzi. Przenieśmy się już trochę dalej, gdy po przeczytanym rozdziale emocje nieco wyparowały i najwyższa pora napisać komentarz. Ale widzisz tam liczby jak z kosmosu i nagle całe chęci do napisania kilku miłych słów od siebie mijają, bo zaczynasz czuć się nie potrzebna... Tsa.. czuje to za każdym razem gdy kończę czytać jeden z twoich fenomenów i w efekcie wychodzi na to, że praktycznie nigdy nic tu po sobie nie zostawiam. Dziś taka mała zmiana, bo piszesz, że potrzebujesz kopa, a największego kopa dają komentarze. XD To się rozpisałam nie na temat...
Na dobry początek, postanowiłam się powyżywać artystycznie. Paint jest niezawodny, w każdej sytuacji xD A oto ja gdy widzę nowy rozdział:
ri.pinger.pl/pgr490/520fe6a00026f10852fb8406/Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png
A teraz do konkretów. Gdzie jest Shikamaru? Jakiś chłopaczek ewidentnie się do jego laski dostawia, a po nim ani widu, ani słych? Halo! Shikamaru! Istniejesz ty tam w ogóle! Obódź się! Albo i nie, śpij dalej. Z heterochromikiem i tak nie masz szans ;D
Panny Haruno są boskie! Takie małe Holmeski, jeszcze im tylko tych śmiesznych czapek i wdzinek brakuje i idealnie by się wpasowały. A i jeszcze wprawy, dużo wprawy, bo jak na razie to tylko podsłuchiwać umieją, a w zdolnościach obserwacyjnych głupiutki Uzumaki je przewyższa. Ale wierzę w nie, jeszcze się wykażą jako Holmeski. :P
Chce już randke! I mam takie dziwne przeczucie, że to nie Sasuke, a Sakura będzie pocić się i trudzić byleby dostać jednego małego buziaczka od brunecika. W końcu, umowa głosi, że mają iść na randkę bez buziaków, macanek i tej całej zboczonej reszty, a randka się jeszcze nie zaczęła, a Sakura już ma ochotę na małe co nieco.. :D Oj będzie ciekawie, na pewno xD
Eh muszę oddać kompa.. To na tyle z mojej strony.
Buziaki ; ******
"Sasuke bowiem z premedytacją upuścił mnie na ziemię. Mimo że wyścielała ją trawa, a lekki ból zniosłam dzielne, nie wypadało przecież bagatelizować takiego chamstwa.
OdpowiedzUsuń— Piękne dzięki! – Oburzyłam się więc, podnosząc na niego wzrok. – Dlaczego to zrobiłeś?
— Jesteś za ciężka.
Nie było aż tak źle, jak przypuszczałam – Sasuke odpowiedział!"
Ok, uśmiałam się jak durna, czytając tą krótką wymianę zdań :D
Muszę także wspomnieć tutaj, o bajeczności nowego szablonu- jest cudowny! Normalnie obraz Saska rozwala mnie na łopatki *,*
Wracając do rozdziału- jak zwykle czytało się go z ogromną przyjemnością! Dalej nie mogę sobie wyobrazić Sasuke na randce z Sakurą i powstrzymywania jego zboczeńskich akcji. Jestem pewna, że na pewno tą randkę przedstawisz w sposób nie tuzinkowy. Dlatego, jeszcze bardziej zżera mnie ciekawość co do jej przebiegu. Mam nadzieję, że Sasuke mimo wszystko nie będzie się zbytnio hamował, hahaha :D
Pisz jak najszybciej kolejny rozdział, mam nadzieję, że zdążysz w zaplanowanym przed siebie terminie walentynkowym!
Trzymam kciuki i życzę dużo weny! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się;) Też zaczęłam pisać.. Może zajdziesz? http://nelka862232.blog.pl/
OdpowiedzUsuńO nie... to ja się tu tak nakręciłam i w ogóle, a dowiaduję się, że będzie około 20 rozdziałów... no nie, tu smutam i to porządnie :( a co do rozdziału to Sasuke u mnie zaczyna plusować, a Sanada, hm... bardzo ciekawi mnie, co jeszcze zaoferujesz nam jego postaci :D w ogóle ja się tak zaczęłam śmiać, jak Sakura chciała randki a Sasuke postawił jej warunek :D przypomniało mi to jednego mojego kolegę, nie zapraszał mnie na randki ani nic, ale w tej sytuacji zachowałby się identycznie :D lecę czytać dalej ciekawość wiem, to pierwszy stopień do piekła :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D