10/23/2013

6# Ratuj się!


Posuwałam się do przodu, ich śladami. Nie wiodły daleko, ale zwiastowały zagrożenie i szeptały, że brak mi zabezpieczeń. Chłód uderzał we mnie równie gwałtownie, co bębniący o parasolkę deszcz, a manewry wokół kałuż wcale nie rozgrzewały. W zasadzie ziąb ten podziałał na moją psychikę, bo nagle przestraszyłam się, jak blisko mi do gnębiciela. Możliwe, że dramatyzowałam, wyolbrzymiłam ważkość spotkań Sasuke, łudziłam się zarazem o odkrycie czegoś, co pokrywałoby się z pogłoskami. Spotkanie mogło być sprawą przyziemną, jednak ciekawość, którą w sobie nosiłam, była nieśmiertelna.  Nie umiałam zetrzeć jej w proch, póki sama nie wygasła, najczęściej przepędzona rozczarowaniem.
Trójka zbiegów zatrzymała się w pobliżu księgarni. Bingo, pomyślałam, zauważając przed wejściem kontuar z wystawionymi książkami i afiszami promocyjnymi. Całość chroniła przed deszczem przeźroczysta folia,  która  w tym wydaniu sprawowała się jako baldachim. W otoczeniu książek sterczała przemoczona ekspedientka. Zbliżyłam się do wystawy i pobieżnie przeglądałam okładki. Od chłopców dzieliły mnie dwa metry, nie więcej.
Ucieszyłam się, słysząc znajomy głos, rozkoszowałam się dumą, płynącą z mojego małego zwycięstwa.
 - To miał być koniec. – Głos ten należał do Sasuke. Był okrutnie nieczuły i brzmiał jak rzucane pretensje. – Mieliście przestać.
 - Nie było wyjścia – powiedział ten z bejsbolówką. – Matce Sasoriego znowu się pogorszyło. Liczył się czas, nie sposób, Sasuke.
Sasuke. Sasuke. Sasuke otaczały tajemnice. Mogłam wyobrazić je sobie jako fruwające dookoła sejfy, skrytki… pojemniki, które potrzebowały kluczy. Nikt, nigdy żadnego nie odnalazł, mało który w ogóle próbował dopasować te, jakie miał już wcześniej. Sekrety były bezpiecznie i nietknięte.
A ja chciałam przedrzeć się do ich wnętrza.
Myślałam, że jest samotnikiem z wyboru, tymczasem Sasuke wściekał się o koniec, który nie nastąpił. Wściekał się na… dwóch mężczyzn. Przyjaciół czy wrogów? Odstąpiłam od kontuaru, pilnując jednocześnie, żeby parasolka mnie nie zdradziła. Myślałam, czy postępuje prawidłowo i spoglądałam na anioła. Włosy miał wilgotne, zbuntowane, każdy kosmyk wybrał sobie inną pozycję ułożenia, jak gdyby deszcz sprzysiągł ich przeciwko ładowi. Oczy Sasuke obserwowały czujnie dwójkę kolegów, mrużyły się, kiedy z ust ich właściciela wyłaziły jakieś słowa.
 -  Przestańcie – rozkazał, choć nie zabrzmiało to władczo. Chłopcy nie zareagowali przychylnie; blondyn prychnął, a ten ze szkarłatnymi włosami zwyczajnie mu odpowiedział:
 - Nie rezygnujemy z przyjemności.
 - Racja, polubiłem tę robotę – zgodził się z nim drugi.
Poprzednie Nie było wyjścia, straciło swą wartość. Sasuke to zrozumiał i wściekł się jeszcze bardziej. Nie widziałam twarzy tych osób, ale w ich głosach czułam uśmiechy.
 - Było przyjemniej, gdy nam towarzyszyłeś. To przykre, że jesteśmy dla ciebie łatwi do przejrzenia, ale nie zapominaj o zasadzie uczciwości. – Chłopak z bejsbolówką trzepnął go po ramieniu. - Gęba na kłódkę, Uchiha. Następnym razem będziemy bardziej dyskretni, obiecuję.
Sasuke odwrócił wzrok. To było gorsze niż gest poddańczy, sugerowało wyraźną bezsilność. Jako widz, miałam ochotę temu zapobiec, jak postać drugoplanowo w obliczu końca filmu, ta która dodaje otuchy głównemu bohaterowi i oddaje mu swoje serce, bezpowrotnie. Spróbowałam drugi raz zinterpretować minę Sasuke, ale nie uległa ona zmianom.
 - To już nie twoja sprawa, prawda? Nie masz nic go gadania – powiedział szkarłatny kolega.  Był niziutki, ale miał głos człowieka, który przecierpiał całe życie. Pomyślałam, że może chodzić o jego matkę.
Pomyślałam też, że postępuję niewłaściwie. Sasuke miał znajomych; ekscentrycznych, niegrzecznych, ale jednak. Choć potrzeba ciągnięcia mojej małej misji paliła żywym ogniem, w serce kłuło mnie jednocześnie poczucie winy. Nie powinnam go szpiegować. Wolałam stać na stanowisku neutralnej, świadoma, że do tego osiągnięcia włożę mnóstwo wysiłku.
Spojrzałam za siebie, na teatr, będący małym barokowym budynkiem. Przed wejściem zbierali się rodzice reszty dzieciaków, z którymi pracowała moja siostra. Powinnam być wśród nich.
I zamierzałam się tam przedostać, wystrzelić przed siebie, lekceważąc samochody na jezdni. Odwiodła mnie od tego melodyjka. Pozytywnie nastrajająca i wyjątkowo dziewczęca. W kieszeni kurtki tonął mój telefon, a wraz z nim osoba domagająca się ze mną kontaktu. Rozbrzmiała Stefy z piosenką Fool for love. Przerażona, zaczęłam przeszukiwać kieszeń, równocześnie kierując się do teatru.
Ale panika, pośpiech i zaburzenie koncentracji w jednym, nie wpłynęły korzystanie na moją misję. Poczułam tylko jak zahaczam nogą o nierówny kafel nawierzchni. Potknąwszy się, upadłam na kolana, co jednoznaczne było z pieczeniem w wewnętrznych stronach dłoni, kiedy tylko się nimi podparłam. Usłyszałam chlupnięcie i wiedziałam już, że rozbryzgałam kałużę pod sobą.
Nie, nie, nie! To się nie wydarzyło. To sen, zły koszmar.
Uchylając powieki, przed oczami stanęła mi konstrukcja bruku i fragment parasolki, która wyślizgnęła mi się z dłoni i upadła gdzieś obok. Jej materiał uwalany był błotem i zdeptany przez przechodnia, a ten właśnie spojrzał się przez ramię, by rzucić krótkie przeprosiny.
Ale nie to było najgorsze. Punkt kulminacyjny mojej klęski nastąpił wtedy, gdy okrutnie mnie wyśmiano. Rechot ten, dzięki śledztwu, skojarzałam z blondynem.
- Oi, Uchiha. Jakaś dziewczyna padła ci do stóp! – rzucił.
Tyle że kiedy uniosłam wzrok, zamiast bejsbolówki, dostrzegłam na wprost parę czarnych, świdrujących mnie oczów. Były wytrącone z równowagi, pozbyły się tamtej stanowczości, którą podziwiałam. And for sure, you’re way too cool for me brzęczało z głośniczka mojej komórki.
Nie wiedząc jak się zachować, zagryzłam dolną wargę i uciekłam wzrokiem w dalekie zakątki ulicy Kyomachi.
 - To ty – odezwał się „jego” głos, działając na mnie w ten sam, zagadkowy sposób. Odkąd upadłam, nie śmiałam nawet drgnąć. A teraz? Czułam się paskudnie, kosmicznie upokorzona, mokra, obdarta z resztek honoru. Coś mną szarpnęło. To Sasuke. Sasuke podniósł mnie na nogi. Z początku nie nadążyłam za tempem, przez co omal nie wylądowałam na ziemi po raz drugi. Ale on mnie przytrzymał. Uratował.
Chłopak z bejsbolówką ucichł, zaskoczony.
 - Ty… znasz ją? - Ja też nie mogłam nadziwić się powadze Sasuke. Właśnie upokorzyłam się przed paczką jego znajomych, może nie zdradziłam swojego pierworodnego zamysłu, ale wystarczyło błysnąć inteligencją, żeby mnie przejrzeć. Nie wierzyłam w to, jednak po twarzy Sasuke nie przebiegł nawet cień uśmiechu.
 - Co ty tu robisz? – syknął do mnie.
Bezmyślnie wskazałam na witrynę księgarni. Promocja! Promocja przyjdzie mi z pomocą. Sasuke wciąż ściskał rękaw mojej kurtki, chyba łyknął bajeczkę, i trzymał mnie blisko siebie. Czułam jak jego oddech smaga mnie po czole. 
 - Ona jest z naszej szkoły – stwierdził Szkarłatny. Cholera wie. Może było to pytanie. W każdym razie wywołało niemałe wrażenie na blondynie.
 - Poważnie? Nigdy jej nie widziałem.
 - Przyjrzyj się tym włosom. Plus, zna ją Uchiha.
 - Chodzimy razem do klasy – szepnęłam cichuteńko, a mina Sasuke, będąca przestrogą, dała mi do zrozumienia, że miałam się nie odzywać.
Blondyn zjawił się blisko mnie i chwycił między palce pasmo moich włosów. Przez pogodę i kompromitację sprzed chwili były wilgotne, roztrzepane i gdzieniegdzie usiane brązowymi plamkami ze zbiornika kałuży.
 - Są różowe – powiedział oprawca, a potem zerknął mi w oczy. – Chyba naprawdę cię już widziałem.
Sasuke wycofał się, ciągnąc mnie za sobą.
Skorzystałam z chwili i wyjęłam świergoczący telefon. Był cały i czyściutki, a na wyświetlaczu widniało imię mojej siostry. Miałam właśnie odebrać, ale melodyjka urwała się po refrenie. Spóźniłam się. Wejście przed teatrem zastawione było przez rodziców, ale żaden nie widział się jeszcze ze swoim podopiecznym.
Niech to szlag!
 - Idźcie już – Towarzystwo zdążyło się roztrajkotać, ale usłyszałam kreślące rozmowę słowa Sasuke. Poza tym dotarło do mnie jak wielkim zainteresowaniem cieszy się mój upadek. Byłam na językach całej ulicy, a znaleźli się i tacy, którzy w ogóle nie dbali o dyskretność, tylko bezpośrednio wytykali mnie palcami i szeptali między sobą.
Chyba żadna twarz nie mogła spiec dorodniejszego raka. Z tą myślą podniosłam parasolkę i ruszyłam wzdłuż bruku, bliżej teatru.
 - Zaczekaj.
Powstrzymał mnie chwyt. Ilość włożonego w to wysiłku pozwoliła mi rozpoznać oprawcę przed rzutem oka w tył. Sasuke uwolnił mnie spomiędzy naporu jego kolegów i poprowadził w niewiadome miejsce. Patrzyłam jak oddalają się wścibskie twarze mieszkańców, roznoszone między sobą wieści o moim upadku. Zniknęli po nie więcej niż dwóch minutach, zastąpieni ścianą i egipskimi ciemnościami. Sasuke przywiódł mnie do wnęki między dwoma kamienicami, a jasność trwała tak długo, póki nie znaleźliśmy się z tyłu budynku.
Rąbnęłam plecami o ścianę i cicho stęknęłam.
 - Nie znasz umiarów, co? – Przede mną płonęły oczy Sasuke. Paliły żywcem, poniżały, były najprawdziwszą ujmą, która odciska piętno widoczne do końca życia. Katował mnie nimi bez końca, aż przypomniałam sobie, że promocja księgarni nie obchodziła mnie prawie wcale.
On wiedział. Wiedział, że wolę go od książek pod baldachimem.
 - Sasuke, ja… nie chciałam. - To nieprawda. Chciałam. Ale do takich rzeczy nie wolno było się przyznawać.  
 - Czego nie chciałaś? – zapytał spokojniej. – Szpiegować mnie? Podsłuchiwać? Czy bez przerwy dręczyć referatem?
Wybór był prosty.
 - Chyba tylko ostatniego. A dwóch pierwszych nie określałabym tak ostro. 
Rozwścieczyłam go tak bardzo, że zastawił mi drogę ucieczki, prostując ramiona i uderzając pięściami w tylną ścianę kamienicy. Uwięził pomiędzy nimi moją głowę. Wystraszoną do szpiku kości. Powoli napływały mi do głowy treści wszystkich krążących po liceum pogłosek. O bijatykach, groźbach, zatargach z policją i przepędzeniu ze szkoły mojego poprzednika, skazanego na referat. Powoli zaczynało docierać do mnie, że igram z ogniem, a nie pospolitym uczniowskim opryszkiem.
 - Uderzysz mnie? – przemówiłam głosem, który wibrował świeżym strachem.
Sasuke westchnął, ale nie powiedział nic więcej. Znów pojawiał się niezwykle blisko, drażnił oddechem i oczarowywał spojrzeniem. Widziałam tylko delikatne zarysy jego twarzy, lecz byłam niezachwianie pewna, że przenika przez nią czysta złość. Stwierdziłam, że gdyby chciał mi przyłożyć, już dawno padłabym, nieprzytomna, dzieląc losy Uzumakiego.
Przynajmniej wyjaśniło się, czemu Sasuke wcielił się w zagubionego bohatera, obezwładnionego bezsilnością. To ja byłam sprawcą. Wiedział, że czaję się w pobliżu i nasłuchuję. Musiał zachować słowa dla siebie.
Właśnie wtedy zdecydowałam, że wyjawię mu prawdę.
 - Ciekawiło mnie, kim oni byli.
Sasuke uniósł brwi, zdołałam dostrzec ich ruch. Oddech miał spokojniejszy, jednak wciąż czułam dookoła jak roztacza swój gniew.
 - Deidara i Sasori, są w klasie równoległej – odpowiedział. 
 - Wyglądają na starszych.
 - Bo są starsi.
 - Powtarzają klasę?
 - Deidara trzeci raz, Sasori drugi.
Sasuke urzeczywistniał wszystkie pozory młodocianego łobuza. Bijatyki, nieuzasadniana agresja i kontakt z ludźmi, którzy wywoływali kontrowersje.
Myślałam, że strach się we mnie odezwie. Ugrzęźnie w przełyku albo zacznie łaskotać żołądek. Nic z tego. Nie czułam go. I nie rozumiałam dlaczego.
 - Coś jeszcze? – Zmrużył oczy.
Chcę cię poznać, chcę, żebyś pomógł mi rozwikłać zagadki twojego jestestwa, mógłbyś też ciężkiej mi odpowiadać, och. Przydałoby mi się więcej przestrzeni. Tracę oddech, gdy jesteś tak blisko. Tracę go i wariuję. Coś się ze mną dzieje.
 - To wszystko – odparłam tak melancholijnie, że udało mi się go zaskoczyć.
- Ani słowa o referacie?
 - Właśnie podpuszczasz mnie, żebym przytoczyła ten temat.
 - Nie. – Odsunął się. Teraz, kiedy to zrobił, pomyślałam, że chcę go bliżej siebie. Psiakość. W ramach zwykłego testu sprawdzającego przyłożyłam sobie dłoń do policzka. Paliło. – Co robisz? – Przez otchłań cieni wyłapałam jego zmrużone oczy.
 - Nic takiego.
Sasuke wyglądał tak, jakby sunęło mu się na usta milion słów. Jakby przechowywał tam całe ich stado, ale spojrzał na mnie i przełknął je wszystkie. W końcu wziął mnie za rękę.
 - Jesteś tutaj ze mną. Tylko ty. W ciemnościach. Co teraz zrobisz?
 Uśmiechnęłam się niewinnie.
 - Zapytam więc, czy będziesz w stanie napisać referat jeszcze raz.
 - Poprawna odpowiedź brzmi inaczej – burknął, choć zabrzmiało to milej niż jakiekolwiek inne burknięcia. – Powinnaś wiać. Daleko. Zapomnieć o referacie.
 - Zapomnę, jeśli zgodzisz się na mój pomysł.
 - Na nic się nie zgadzam. Znikaj stąd.
Porozumiewawczo zerknęłam na moją dłoń, która wciąż i wciąż przejęta była jego dotykiem. Sasuke od razu ją puścił i odchrząknął.
 - Teraz już możesz – powiedział.
 - Najpierw się zgódź. Przecież lubisz muzykę. Nawet… - Potrzebowałam sekundy, żeby zastanowić się czy warto, ale w końcu wyciągnęłam rękę i posadziłam ją na mostku chłopaka, gdzie teoretycznie miały wisieć słuchaweczki. Odnalazłam ich fakturę w chwili, gdy Sasuke odstąpił w tył, prawie jak spłoszone zwierzę, cudem ocalałe przed schwytaniem w potrzask.   
Teraz przylegaliśmy do ścian po przeciwnych stronach.
 - Idź stąd! – podniósł głos.
 - Zgódź się! Napisz pracę na podstawie ulubionej piosenki. Będzie ci łatwiej.
 - Napisałem już referat.
 - Przepisałeś! – poprawiłam go zjadliwie. – Panna Cherron nie grzeszy bystrością, ale rozpozna, że wyszukane słownictwo nie ma z tobą nic wspólnego.
Racja, zachowywałam się nie w porządku. Poznałam już tożsamość jego kolegów, a nawet dowiedziałam się ilokrotnie powtarzają rok. Mimo panoszącego się poczucia zwycięstwa, czułam, że jest to moja szansa – jedna z niewielu. Mam przed sobą Sasuke, całego dla mnie. Ciemności niczego mi nie utrudniały, pamięć nie zawodziła. Oczami duszy widziałam jego twarz. Anielsko piękną. I upadłą zarazem.
Nagle Sasuke poderwał się z miejsca. Bałam się, że zwieje tak, jak powinnam to uczynić ja. Ale on pojawił się naprzeciwko mnie, przygniótł do ściany i wykrzyknął w twarz:
 - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Pojmij to wreszcie! I zniknij. Na zawsze! Dostałaś to, co chciałaś, a decyzja Cherron nie leży w twoim interesie. Daj jej to i zostaw mnie w spokoju!
Serca nie nosiłam w całości od śmierci taty. Było troszeczkę liche i poobrywane z krawędzi. Sasuke oderwał następny kawałek, rozdarł go tym krzykiem. Niewyobrażalnie stanowczym, definitywnym i nasyconym odrobiną współczucia. Odrobineczką.
A może i nie. Może to ja koloryzuję jego uczucia, żeby usprawiedliwiać tę bezduszność.
Oczy miałam wytrzeszczone, ręce podkurczone do miejsca, gdzie tłukło mi serce. Chyba z wolna zaczynałam odczuwać strach, a Sasuke dopiął swego.
 - No idź! – Zrobił mi miejsce.
Poszłam, przystając w wąskiej przestrzeni, która wiodła do światła. Utożsamiłam ją z ucieczką od nieskończonego zła i drogą do wolności.
 - Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz przyjąć pomocy drugiego człowieka. Uh, teraz to ja nie rozumiem, jak mogłam chcieć ci tej pomocy udzielić. Jesteś kretynem! Upartym idiotą, który nie wie przed czym ucieka.
Wtedy rozdzwonił się mój telefon. Wróciła Stefy wraz ze swoim zadurzonym głosem.
Ostatni raz spojrzałam na Sasuke. I odważyłam się zrobić coś naprawdę głupiego. Wyjęłam z kieszeni długopis, przeznaczony na składanie autografów pod teatrem, które potwierdzały odbiór dziecka przez rodzinę. Wyjęłam go, podbiegłam do Sasuke, szarpnęłam jego dłoń, którą on z początku usiłował wyrwać, ale udobruchałam go paroma szeptami.
 - Nic ci nie będzie. Dlaczego znowu chcesz uciec?
 - Przestań – powtarzał tę mantrę, lecz stał nieruchomo, cierpliwie czekając aż dokończę dzieła. Wreszcie wykreśliłam wszystkie litery na jego skórze, przy kłykciach. – Co to? – zapytał, kiedy wyprostowałam się, gotowa do odejścia.
 - Twój największy błąd – odrzekłam. – Nie polecam do współtworzenia przy referacie, ale możesz potraktować to jako radę ode mnie.
 - Nie potrzebuję ich.
Co za niewdzięcznik.
Wyjęłam telefon, roztrzepałam włosy i wbiegłam w szczelinę pomiędzy kamienicami. Oczy mnie piekły, przestraszyłam się tego bardziej niż krzyku Sasuke. Przestraszyłam się łez. Były zwarte, gotowe, by spłynąć.
 - Hej! – wołał za moimi plecami. Wolał mnie! Cha! Emocje zdążyły stworzyć taki miszmasz, że udało mi się pozostać nieugiętą, choć korciło mnie, aby zajrzeć do tyłu. Napawać się widokiem przejętego Sasuke. Czymś się przejął. Może zrozumiał. Pojął, co jest jego największym błędem.
 - Cholera! – Tym razem wyczułam w tym panikę, nie szczyptę, a znacznie więcej. Po drugiej stronie ulicy stała Hana. Skrywała się pod zadaszaniem i rozmawiała z przyjaciółką, nie zauważając mnie. W prawej dłoni trzymała komórkę. Stefy prosiła o kontakt, a ja rezolutnie ją ignorowałam. Zła na swoje łzy, popędziłam wprzód, metodą bezmyślną i odruchem warunkowym. 
Gdy tylko wkroczyłam na jezdnie, ulica Kyomachi podwoiła liczbę dźwięków o parokroć. Stała się żywsza. Rozniosły się krzyki, równie spanikowane, co brzmienie głosu Sasuke. Sasuke, pomyślałam. Sasuke nadal mnie nawoływał. Słyszałam go!
Ocucił mnie pisk opon. Wyrwał z zamroczenia.
Zatrzymałam się pośrodku jezdni, jeszcze nie do końca otrząśnięta z emocjonalnej katastrofy. Później ujrzałam rozpędzone Suzuki i jego właścicielkę za przednią szybą, która wciskała pedał hamulca z wielkimi oczami i wyrysowaną na twarzy histerią.
Jasna cholera!
Piosenka Stefy się urwała, pisk opon dźwięczał mi w uszach. Jakaś siła obezwładniła mnie pod pachami, poprowadziła do tyłu. Odciągnęła od niebezpieczeństwa i zagwarantowała ulgę kierowcy Suzuki. Zobaczyłam Hanę przy krawędzi jezdni, oniemiałą i przerażoną. Miała ochotę do mnie podbiec, ale uniemożliwiał jej to wzmożony ruch. Ostrzegłam ją niemrawym ruchem ręki, żeby wybić siostrze z głowy pomysł, który mógł skończyć się dla mnie fatalnie.
 - Żyje! – wrzasnął ktoś z tłumu.
Byłam już na deptaku. Przemoczona, ale bezpieczna. Uścisk pod pachami malał, aż zniknął zupełnie. Odwróciłam się za siebie i zaniemówiłam, widząc Sasuke.
 - Zaczyna się.
Zakręciło mi się w głowie. Upadłabym, gdyby nie trzymał mojego nadgarstka.
 - Ty! – Dźgnął mnie palcem między piersi. To nie była wściekłość, to była furia. – To ty jesteś moim największym błędem!
Wkrótce się rozpłaczę, bez względu na to czy oglądała mnie sam Sasuke, czy cała ulica. W naszą stronie spieszyli sprzedawcy okolicznych sklepów z odmalowaną na twarzy ulgą.
 - Nie, Sasuke… Nie to miałam na my…
 - Ratuj się! – powiedział jadowitym głosem, a potem podwędził mi długopis i nabazgrał coś na mojej dłoni. – Ratuj się.
Zamrugałam oczami, żeby polepszyć sobie widoczność i nieumyślne uroniłam kilka łez. Sasuke się wzdrygnął, ale potrząsnął głową, jakby odpędzał obraz czyjeś śmierci, i zniknął za rogiem.
 - Ratuj się – szepnęłam bezgłośnie.
Dotarła do mnie ekspedientka z księgarni i zaczęła wypytywać się o samopoczucie. Byłam tak zamroczona, że właściciel cukierni był skory zawiadomić pogotowie, ale powstrzymałam go. Powoli zaczynałam dochodzić do siebie.
 - To szok posttraumatyczny – mówiła jakaś kobieta w roboczym fartuszku. – Ktoś musi zaprowadzić ją do domu. Chyba ucierpiała psychicznie.
 - A gdzie ten młodzieniec? – pytał mężczyzna z cukierni, co dało się poznać na pierwszy rzut oka. – Zniknął?
Zgromadzeni zaczęli się rozglądać, a niedługo przybiegła do nas kobieta z Suzuki. Ta, w przeciwieństwie, do reszty, nie robiła wrażenia odprężonej, tylko udzieliła mi surowej reprymendy. Kiwałam bezwiednie głową, jej głos dochodził do mnie z oddali, zniekształcony i zbyt cichy. W końcu pani z księgarni upomniała ją, każąc spojrzeć na mój stan.
Jednak to nie Suzuki zawiniło.
Tylko anioł. Smutny, uparty anioł, obdarty ze skrzydeł.
 - Trzeba by było go znaleźć – zaproponował ktoś z towarzystwa.
 - Tak – ożywiłam się. – Tak, tak.
Ekspedientka pochyliła się nade mną, chichocząc jak bogini. Dopiero teraz dostrzegłam, że jest naprawdę piękna. Ona także była aniołem. I potrafiła fruwać, miała skrzydła, które rozprężała szeroko, gdy wzbijała się ku niebu.
 - To twój bohater – uświadomiła mnie życzliwie, jak pięcioletniego dzieciaka.
Potajemnie spojrzałam na własną dłoń.

My Darkest Day – Save Yourself

Ratuj się, głosił przekaz. Był piosenką. Skrytą wiadomością od Sasuke. Choć bolało mnie serce, ucieszyłam się, że znalazł dla siebie formę przekazu i dzielił się nią ze mną.
 - Twój bohater! – Nie wiedziałam, w którym momencie Hana przedostała się na drugą stronę ulicy, ale zjawiła się przy mnie w mgnieniu oka, opasając ramionami. – Powiem wszystko mamie! Wszystko! – jęczała płaczliwie. – Dostaniesz taki szlaban, że przez miesiąc nie wyjdziesz na to głupie boisko!
 - Śmiało. – Pogłaskałam jej włosy.
Czułam się już o niebo lepiej. Skryłam łzy gdzieś głęboko, tak żeby nie wyjrzały na wierzch, nigdy. Próbowałam wypędzić z pamięci chwile z Sasuke, postąpić tak, jak przykazał.
Popełniłem błąd. Ratuj się.
Mimo to wciąż… Wciąż uważałam, że rozwiązanie jest niewłaściwe.

To wstyd, że nie wiesz przed czym uciekasz.
Może mógłbyś naprawić wszystkie swoje krzywdy.

Potępiał to nieustannie, jednak była to pierwsza pokusa, której nie potrafił się oprzeć. Była głosami w głowie, a głosy te słyszą nieliczni. Docierają do tych, co bujają w obłokach. Cierpią przeszłością lub badają system, którym kieruje się świat. A świat był potwornie niesprawiedliwy, szykował świetlane przyszłości i paskudne doświadczenia – wszystko to rozdzielano nierówno. Sasuke szybko się o tym przekonał, chociaż wcale tego nie chciał. Teraz brzęczała mu w uszach melodyjka; była dokładnie taka, jak ona. Taka, z którą nie miał nic wspólnego. Taka, która czarowała, osiadała w pamięci na długo i kusiła. Była tym, czemu nie mógł się oprzeć.
Musiał przyznać, że spacerowało się inaczej, słuchając żywszej muzyki. W tajemniczy sposób napełniała go energią, sprawiała, że park w Izumo nie straszył przemieszczającymi się cieniami, tylko srebrzył się sierpem księżyca i przypominał scenerię z magicznych filmów. 

Wiesz, że to twój największy błąd.

Słyszał głos Ellie Goulding, koncentrował się podwójnie, by zrozumieć śpiewane słowa. Zasysał nikotynę i patrzył na drugą dłoń. Trzymał w niej smycz, ale tkwił tam także tytuł piosenki. Wiedział, czemu wybrała właśnie tę. Odkryła jego strach. Nie był dla niego nowością, ale wydawało mu się, że skutecznie go maskował. Nie sądził, że dziewczynka jej pokroju rozłupie skorupę. Nie wierzył w nią ani trochę, gdy oznajmiła, że znajdzie klucz. Teraz czuł, że się pomylił. Obawiał się tego.  
Jego lęki były silniejszy niż przypuszczała. Sasuke bał się dźwięku jej imienia, dbał o to, żeby nie zostało wypowiedziane jego głosem.
Nienawidził jej za to, co mu zrobiła.
Nienawidził jej za to, że teraz szuka jej w ciemnościach parku z nadzieją. Najprawdziwszą nadzieją! Że będzie mu dane ją minąć. Nadąsaną, w bluzie, która pomieściłaby dwa jej klony, z piłką pod pachą i zmarszczonymi ustami. Sasuke przejrzał już, że jest to jej gest mobilizujący. Wiedział o niej coraz więcej.
I obiecał sobie, że na tym poprzestanie.

Wcale nie zostałam uziemiona, nie dostałam też innego rodzaju szlabanu. Mama była zaniepokojona moim niedoszłym wypadkiem, ale też wniebowzięta faktem, że wciąż oddycham i kapryszę na szynkę w kanapkach. Nawet słówka nie pisnęła o moich upodobaniach francuskiego pieska.
Oprócz tego, przy śniadaniu w poniedziałek, dowiedziałam się, że zapędy detektywistyczne odziedziczyłam właśnie po niej.
 - Musimy znaleźć tego chłopaka! Uratował ci życie!
 - I był bardzo przystojny – relacjonowała Hana, kołysząc nogami, które nie sięgały ziemi. Ja usiłowałam trzymać się domowych tradycji i wierzyć do samego końca, że wspomnienia Hany były zbyt mgliste, by uchwycić w nich twarz mojego anioła. 
 - Możemy umieścić ogłoszenie w lokalnej gazecie. Pamiętasz jak wyglądał, Sakura?
 - Ani trochę.
Nie usatysfakcjonowałam mamy, więc przerzuciła się na moją siostrę.
 - A ty, Hana?
To, czy wypadek w Kyomachi szybko wymknie się z pamięci mojej rodziny, zależało właśnie od niej. Hana zasadziła we mnie ziarnko nadziei i nieświadomie nim sterowała. Mogła zawyrokować na jaką skalę się rozgałęzi i czy w ogóle rozkwitnie.
 - Miał ciemne włosy – przemówiła. – Był w długim płaszczu i myślałam na początku, że to jakiś złodziejaszek. W filmach o gangsterach ludzie wyglądali podobnie.
A jednak. W informacjach było sporo luk, ale po zbadaniu mojego środowiska, policja bez trudu dojdzie do prawdy. Ziarno nadziei pochłonęła ziemia.
Mama podchodziła do sprawy z… majestatycznością. To właśnie z tego powodu nie byłam z nią szczera. Zapewne nie zachowa się wyrozumiale, kiedy wyjaśnię jej, że urządzam fochy na osobę, której zawdzięczam życie. Nie potrafiłam postąpić inaczej. Niech Sasuke pozostanie incognito, dopóki nie uporam się z własnym sercem. Tak! Wciąż było niesprawne i potrzebowało tymczasowej kuracji. Powiedziałam mu już, że nie będzie to proste, ponieważ niedługo spotkam się z nim w szkole. Chłopakiem, który specjalizuje się w sprzecznościach. Ratuje mnie, a potem prosi, bym sama tak postępowała.
Ratuj się…
Nie odsłuchałam piosenki. Bezsenna noc zaowocowała nowymi postanowieniami. Jedno z nich budziło we mnie szczególne emocje. W ramach wdzięczności dostosuję się do próśb Sasuke. Uratuję się i zniknę. Nie tknę już niczego, co ma jakiś związek z moim aniołem.
 - Trudno. Te strzępy informacji muszą nam wystarczyć. Pogadam z moją koleżanką i dowiem się co można zrobić w tej sprawie. – Mama wyznaczyła koniec porannej rozmowy i zaczęła odprawiać nas do szkół.
Dopiłam kawę i dołączyłam do Ino. Poprosiłam mamę, żeby zachowała wypadek w tajemnicy i nie wspominała o nim przy moich przyjaciółkach, choć wątpliwie podchodziłam do obietnicy Hany. Bałam się, że zdradzi nasz sekret, a zaufanie Ino stracę bezpowrotnie. Poparcia Temari również łatwo nie odzyskam.
Poniedziałkowe Izumo olśniewało widokami. Góry na dalekim horyzoncie wyglądały jakby pokryła je warstwa złocistego śniegu, przez wychodzące spomiędzy nich słońce. Z rozciągających się połaci traw czynił natomiast zielone niebo. Poranna rosa błyszczała jak gwiazdy. Brakowało mi tęczy, lecz wiedziałam, że nie pojawi się znikąd, nawet jeśli sobie tego zażyczę.
Życzenia się nie spełniały.
Myślałam, że liceum odżyje po weekendzie prawie tak samo, jak słoneczna pogoda, ale na korytarzach wykryłam zamarcie, braki w uczniach i głosy tak ciche, że ledwie słyszalne. Później Ino objaśniła mi, że pierwszoroczniaki wybyły na wycieczki, a rada uczniowska omotała Tsunade i dokonała czegoś pięknego; załatwiła pozostałym salę kinową. Jedyną, unikatową i zaopatrzoną w nowoczesny sprzęt. Od wczesnego ranka przewodniczący klas wojowali pod sekretariatem o zaklepanie dogodnego miejsca w kolejce. Neji wrócił jeszcze przed rozpoczęciem angielskiego i nie musiał niczego tłumaczyć, bo odkryliśmy po jego twarzy, że klasa wylądowała na szarym końcu.
 - Szósta i siódma lekcja? – Kiba przygryzał kokosowego batonika i wgapiał się na wejście sali kinowej, którą umiejscowiono na tym samym piętrze. Nie mogłam odgonić od siebie myśli, że w duecie jest bardziej zabawny i rozochocony, jednak Naruto twierdził, że śliwa pod okiem nadal jest zbyt widoczna, by ukryły ją podkłady kosmetyczne jego matki.  – Możemy wybrać film?
 - Akcja – zagłosował Chouji. – Chcę film akcji.
Temari podkradła mu z paczuszki orzecha.
 - Zgodzę się na wszystko, ale nie wyskakujcie z mdłymi romansami.
 - Może horror? – rzuciłam.
 - Horror byłby dobry, ale na pierwszej godzinie mamy do towarzystwa Cherron, a ona się na to nie zgodzi. Co powiecie na film psychologiczny?
 - Nie, Tem. Proszę cię. – Ino dramatycznie potarła swoje czoło. Wyglądała jak realistyczna księżna z czasów historycznych, której wiatr zgarnął chusteczkę. – Takie filmy są potwornie nudne! Co powiecie na koreańską dramę?
 - Wolę japońskie – westchnęła Tenten.
 - Dlaczego? Koreańskie są lepszej jakości! Znajoma polecała mi komedię „Dziecko i ja”, gra tam Jang Geun Suk! W roli ojca!
Kiba dłużej tego nie zniósł i parsknął śmiechem.
 - Kto?
 - Przystojniak – przełożyłam to na przystępniejszy język. – Tak myślę. Nigdy go nie widziałam. Ale ona piszczy tylko wtedy, gdy aktor jest tego godzien.
 - Ja nie chcę oglądać przystojniaków. Chcę fi…
Nie przejmowałam się tym czego chce Kiba i prawdę mówiąc nawet nie zareagowałabym na nagłą pauzę, gdyby nie to, że mną szarpnięto. O nie. Po spotkaniach Sasuke miałam serdecznie dość pomiatania moim ciałem jak laleczką do zabaw.
 - Kiba! – Obrzuciłam go spojrzeniem z horrorów. Przysługiwało ono intruzom wkradającym się do domu i mądrze projektujących akt mordu. Chłopak nie wzruszył się, tylko strącił mnie na bok, odizolowując od pozostałych. – Co robisz? – sapnęłam. Jakie to było denerwujące! I bolesne! Przypomniałam sobie o napadach agresji ze strony Sasuke i przygryzłam wargę, żeby nie stracić kamiennej maski z twarzy.
Ale utraciłam ją, niedługo potem. Widok Sasuke, wleczącego się do klasy nie był niczym nadzwyczajnym, może odrobinę mi dokuczył, ale przecież przygotowywałam się na niego od tamtego zdarzenia na Kyomashi. Przetrwałabym ten obraz, gdyby nie Kiba, bo wtedy zauważyłam jak natarczywie świdruje go wzrokiem.
 - Pracujesz z nim nad tym referatem? – szepnął do mnie, sprawdzając, czy nasz krąg nie przybrał nikogo dodatkowego.
Zastanawiałam się dokąd z tym zmierzał. Myśl, że sobotę spędził w pobliżu teatru zniknęła tak prędko, jak się napatoczyła. Nie odpowiedziałam mu, czując, że chce dorzucić coś więcej. Może widziano nas razem?
 - Sakura, bo… Naruto podejrzewał, że będziesz potrzebowała pomocy. Mówił, że masz z nim niewiele wspólnego…
 - Mów jaśniej – zażądałam.
Zamiast wyjaśnić, zaczął gmerać w kieszeniach. Gdy wydawało mi się, że przegrzebał już wszystkie, wręczono mi świstek papieru. Zobaczyłam ciąg cyfr i cudem zdusiłam w sobie słowa uznania.
 - Czy to…
 - Jego numer telefonu.
 - Skąd Naruto go ma? Jest aktualny? – dopytywałam się, nie patrząc na rozmówcę. Te cyfry były dla mnie magiczne. Obiecałam sobie, że odetnę się od niego, jednak dzisiaj dostałam w ręce kod. Tak tajny jak szyfry z filmów akcji i kryminałów. Tak wartościowy!
 - Kiedyś mieli się skontaktować w sprawie zeszłorocznej wycieczki, no i Sasuke nie miał wyboru, musiał go przedyktować. Numeru ponoć nie zmienił. Naruto jakoś to sprawdził.
 - Dzwoniąc?
 - Bo ja wiem. Mówił mi, że był sygnał, więc prawdopodobnie dzwonił. Przyda się? – Patrzył na mnie, a jego oczy pożądały jakiegoś potwierdzenia. Gwarancji przydatności. – Bezpieczniej dla ciebie, żebyś załatwiła to przez telefon. Ty i ja dobrze wiemy, że i tak go nie przekonasz.
 - Warto spróbować. – Wcieliłam się w zakłamaną zołzę. Nie lubiłam tej roli. Nie znosiłam jej tak bardzo i czasami bez zastanowienia mogłabym wtajemniczyć innych w chowane chwile z życia. W tym przypadku przemówiła mi do rozsądku troska Naruto. Przekazał mi ten numer, robiąc z Kiby sowę, tylko dlatego, żebym uniknęła rozmowy „twarzą w twarz” z Sasuke. Obawiał się, że mogę sobie nie poradzić, a opryszkowi puszczą nerwy. – Dziękuję. – Posłałam Kibie uśmiech.
 - Chyba nie ma na świecie siły, która pozwala krzywdzić przez telefon.
 - Nawet w takim przypadku potrafię o siebie zadbać.
 - Nie wątpię. – Rozczochrał mi włosy.
Ja też nie. Wstrzyknięto we mnie taką siłę, że tymi cyframi potrafiłabym podbić świat, rozkodować najtajniejsze sejfy i przy okazji mieć zapasy, na drobne wypadki. Mogłabym przecież mu podziękować. Foch nie dobiegł końca, ale kultura osobista go przewyższała i natychmiast rozgniotła jak robactwo.
Możliwości było w bród, tyle że brak mi było odwagi na jakąkolwiek z nich. Powód do zatelefonowania, jaki obmyślałam, zawsze wydawał się zbyt błahy i Sasuke prędzej czy później zrozumiałby, że mu się narzucam.
Znowu.

Do domu wracałam z Haną. Do tej pory emocjonowała się zdarzeniem z Kyomashi, a ja zmuszona byłam ją uciszać i karcić, gdy odzywała się zbyt głośno. No i dłoń! Piekła, świerzbiła, powoływała głosy w mojej głowy, utrudniała mi uregulowane życie.
Save Yourself…
I piosenka, i numer były moim łupem. Nieocenionym skarbem, własnoręczną zdobyczą. Problem był tylko jeden. Nie miałam pomysłu, jak mądrze ten łup zużyć. Z dwóch wariantów to muzyka była mniej szkodliwa i nie narażała mnie na styk z Sasuke, lecz serce nie dawało ani trochę swojego poparcia. Wiesz, jak to się skończy, mówiło. Posłuchałam go, wiedziałam! Wiedziałam, czym to grozi. Już teraz czułam grasujące wewnątrz mnie symptomy. Ignorowanie ich nie wychodziło nikomu na dobre, a mój przypadek był szczególny.
 - O, popatrz! – Hana skubnęła spódniczkę od mojego mundurka. – Mama była w pracy?
 - Idzie dopiero w nocy… - odparłam, tracąc pewność na widok Toyoty przed podjazdem do domu. Naszym rodzinnym autem był Nissan, ale nie było wątpliwości, że to ona wyskoczyła z miejsca pasażera. – Mama? – zapytałam samą siebie.
Mama była przeszczęśliwa. Wokół jej głowy krążyły srebrzące się motyle. Niewysłowienie piękne.
 - Hej, siostra, siostra! – Ton Hany zdradzał wykrycie czegoś nadzwyczajnego. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się. Wysiadł stamtąd mężczyzna; wysoki i elegancki. Miał na sobie garnitur, kojarzoną z biurowymi urzędasami teczkę, a do czoła przyklejono mu etykietę z nadrukiem: „Jestem kosmicznie bogaty”. Wywnioskowałam to szybko po najnowszym modelu Toyoty. – Kto to? – odezwała się Hana. – Nie znam go.
 - Ja też nie. Może pracuje z mamą?
Kierowca mamy otworzył bagażnik i wyjął kilka papierowych torb ze sklepu spożywczego. Mama uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, a kiedy chciała odebrać pakunki, ten pokręcił zawadiacko głową  i polecił jej ruszyć przodem. Rozpoczęła się walka o lepsze maniery.
 - Jest bogaty. – Podzieliłam się z siostrą moim spostrzeżeniem.
 - To randka? - Nerwy mi zadrżały, gdy wyobraziłam sobie, że Hana odgadła znaczenie tej sceny.
 - No coś ty. Mama nie chodzi na randki.
Zwolniłyśmy kroku, a wtedy mama odniosła zwycięstwo i przejęła zakupy. Mężczyzna dał jej do zrozumienia, że nie jest przychylnie do tego nastawiony i właśnie stracił okazję na zaimponowanie kobiecie.
 - Przecież drzwi są zaraz obok. – Wiatr przyprowadził do nas jej śmiech. Brzmiał inaczej od tych, którymi chichotała w domu.
 - To randka – stwierdziła Hana. - definitywnie.
 - Mama z nikim się nie umawia!
 - No to zaczęła!
 - Nie może!
 - Bo? Tata raczej nie da rady przemówić jej do rozumu.
Nie podjęłam tematu ojca, żeby nie pogorszyć sytuacji. Hana tak czy inaczej zdążyła już zmizernieć. Zresztą kondycji „partnera” mamy też można było wiele zarzucić. Mężczyzna był strasznie blady i sterany. Chyba nie przywykł do pięciosekundowego trzymania torb, gdyż robotę tą wykonywała za niego wynajęta służba. Pomyślałam, że matka uratowała mu skórę, bo prawdopodobnie zemdlałby z wysiłku w drodze przez ogród.
Na pożegnanie wymienili się uściskami dłoni.
Kosmiczny bogacz wrócił do samochodu i odpalił silnik. Wtedy spojrzenia moje i mamy spotkały się.

 - Przystojniak na celowniku?
 - Sakura, skończ! Powiedziałam ci, że nie mogłam odmówić. Znasz Livię…
 - To ona mogła cię odwieźć, a nie…
 - To jej pracownik. – Nabuzowałam matkę niezdrową energię. Rozpakowywała zakupy, unikając mojego spojrzenia. Krążyła po kuchni, marszcząc czoło na każdą przytoczoną uwagę, która dotyczyła bezpośrednio, lub pokrywała się z tematem kierowcy Toyoty. – Livia miała stertę umów do podpisania. Wiesz, że to ciężka praca.
Livia była jedyną osobą spoza rodziny, którą widywała mama. Redaktor naczelna pisemka kojarzonego z przebrzydle bogatymi pracownikami w smokingach i rodzic dzieci o przekroczonym poziomie własnej wartości. Nie wiedziałam, co sprawiło, że nadawały na tych samych falach. Matka była wdową, doniedawna pogrążoną w depresji i niedbałości. Wyszła z tego dzięki terapiom i pomocy dziadków, a Livia… Livia była dla niej odległym światem. Światem, w którym magia i luksusy są stałym bywalcem, dziennym porządkiem.
Matka przyglądała mi się dłuższą chwilę, badając czy przeszła mi poprzednia nadwrażliwość i chyba miałam zbyt potulną minę, bo następny temat podjęła z uprzejmym uśmiechem:
 - Nie zgadniesz co dla ciebie załatwiłam!
 - Co?
 - Bohatera!
 - Bohatera? – jęknęłam, zbita z tropu tym ostentacyjnym okrzykiem. – Jakiego boh… - I wtedy napłynęły mi do mózgu wszystkie ubytki. – Sas… to znaczy, chłopaka w płaszczu?
Jak? Jak?
Mama dotarła do lodówki tanecznym krokiem.
 - Niedługo się znajdzie, perełko. Livia wspomni o nim w swoim magazynie. Ponadto obiecała, że da cynk kolegą z branży, a o wypadku napiszą w lokalnej gazetce – ugasiła zapał dopiero wtedy, gdy ujrzała moją minę. Och, wierzyłam, że bladością dorównywałam kuchennym ścianom. – Spokojnie! Jesteś w pełni anonimowa. Nikt się nie dowie o tym wypadku.
 - A bohater? On się dowie!
 - On wie. Sakura, nie rozumiem dlaczego się tak burzysz?
 - B-b-bo… - Odrzucał mnie. Sprawiał, że czułam się niepotrzebna i poniżona. Miał oczy, które powinny odprężać, zachwycać, jaśnieć dobrocią. Powinny, a działały odwrotnie. 
 - Ten chłopak uratował ci życie – przypomniała mi. – Musisz teraz mu pomniki stawiać, a nie kaprysić.
Rzeczywiście, powinnam czuć dozgonną wdzięczność. I czułam. Gdzieś głębiej. W zakątkach, do których nie było łatwo dotrzeć. Mimo położenia wiedziałam, że niebawem się pomnoży. Niebawem, gdy sprawa ucichnie. Przed oczami miałam tylko jego obraz. Obraz Sasuke, który przegląda gazetę przy porannej, świeżo zaparzonej kawie i z herbatnikiem wetkniętym do ust. Pomijając, że widok był niczego sobie, Sasuke z pewnością uznałbym, że to ja stoję za tym ogłoszeniem.
Chce mi dokuczyć, czy jak? A może teraz zacznie mnie szantażować. Utrzyma wszystko w tajemnicy, jeśli napiszę ten piekielny referat. Zołza.  
 - Masz minę jak Krzyk Edvarda Muncha – powiedziała mama.
Owszem, przyciskałam dłonie do policzków, ale buzię miałam przymkniętą. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Obrabowałam lodówkę z paru drobiazgów i rzuciłam do mamy:
 - Idę na górę.
I poszłam. Z mętlikiem i mnóstwem nasuwających się scenariuszy. We wszystkich Sasuke przygryzał tego przeklętego herbatnika, ale nie to było moim zmartwieniem. Obawiałam się jego reakcji, a próba powstrzymania redaktorki Livii spaliłaby na panewce i zbudziła podejrzenia mamy. Oczywiście mogłabym obstawić, że Sasuke nie ma w zwyczaju wertować gazet, ale z doświadczenia wiedziałam, że takie założenia rozczarowywały.
Odpaliłam laptopa i zamknęłam się w pokoju na cztery spusty.  Kursor szwendał się po ekranie, a odrobinkę niżej, na mojej ręce, gorzał napis z tytułem piosenki i wykonawcą. Mimowolnie przerwałam zajęcia na przeglądarce i analizowałam „jego” pismo.
Dlaczego?
To tak jakby obdzierano ze skóry zwierzę, a mnie, widza, skazano na niemoc i bezsilność. Jak bardzo bym się nie starała, tych myśli nie odegnam. Głosy roznosiły się w mojej głowie jak natrętne owady. Słyszałam tytuł piosenki, Save Yourself, wygłoszone nieskazitelnym akcentem Calvina Shepherda. Słyszałam wrzaski Sasuke, te, które rozdarły mi serce i doprowadziły do łez. Wstydziłam się tego. Wstydziłam się tego tak bardzo, że wszystkie moje wyrzuty skierowane do samej siebie, przyłączy się do głosu Shepherda i wołań Sasuke. Tworzyły pogłębiający się chaos.
Ratuj się.
Ratuj się, Sakura.
Sakura? Nie. On nigdy nie mówił do mnie po imieniu. Najprawdopodobniej po prostu go nie znał, nie miał także ochoty poszerzać swojej wiedzy o takie bezwartościowe wyrażenie. Sakura Haruno istniała dla niego w rutynowej liście sprawdzanej obecności, istniała gdzieś wśród tabunu uczniów… Nie była nikim konkretnym.
Kliknęłam w domyślną stronę przeglądarki, a na tle białego migał kursor.
 - Ostatni raz – pisnęłam do siebie przez zęby. – Ostatni raz, Sakura, ostatni.
Zanim zdążyłam dwukrotnie uprosić się, bym jednak tego nie robiła, włączył się film, zapłonął ogień i rozbrzmiał niepozorny początek piosenki.
A potem nadeszły słowa.

Jestem synem diabła, prosto z piekła. A ty aniołem z nawiedzonym sercem.
Gdybyś była mądra, uciekłabyś. I ochroniła samą siebie. Od demonów żyjących w ciemności.
Nie ma tu nic do zdobycia, bo mogę nigdy się nie zmienić. A ty nigdy nie zrozumiesz mojej choroby.
Ratuj się!
Od życia pełnego kłamstw i serca pełnego bólu i smutku.
Ratuj się!
Od wyborów, których dokonałem, bo nie podąża za mną nic, oprócz porażek.

Otarłam policzki, niepotrzebnie, ponieważ oczy miałam suche, a od łez dzieliły mnie kilometry. Ale z świata wewnętrznego, magicznego kąta duszy, zniknął Sasuke z herbatnikiem, a pojawił się samotnik z wyboru, człowiek, który łowi uchem słowa tej piosenki i obarcza siebie rolą syna diabła – pana ciemności.
Diabły nie ratują! Nie ratują nikogo, a już na pewno trzymają się z dala od awansów na bohatera. Gdybyś był diabłem, Sasuke, myślałam, pozwoliłbyś mi umrzeć, pozwoliłbyś Suzuki zmieść mnie z ulicy, następne, bezwartościowe życie.
Nie byłeś synem diabła, idioto!
Podjęłam decyzję. Nie zastanawiałam się czy przyniesie więcej korzyści, czy strat, po prostu stopniowo ją realizowałam. Porwałam płaszcz, chwyciłam komórkę, pozdrowiłam mamę i lekceważyłam jej protesty, kiedy zarzekała się, że jeśli nie wrócę, czekają mnie surowe konsekwencje.
 - Idę do bohatera, mamo – szepnęłam, pędząc już wzdłuż pożartych przez cienie ulic. Straciłam rachubę, gapiąc się w laptop i rozważając jak bardzo pożałuję odtworzenia tej piosenki. Zbliżała się dwudziesta. Mogłam trafić na niego w parku, ale wolałam załatwić to na boisku. Zabrałam ze sobą piłkę, za sprawą poczucia winy. Gra dobrze mi zrobi, ochłonę w razie gdyby nie wszystko poszło gładko. W razie gdyby Sasuke… nie zechciał ze mną współpracować. W razie gdyby, myślałam, ściskając w piąstce karteczkę od Kiby, ten numer był niewłaściwy. Gra mnie odpręży. Zapomnę o porażce.
Park pokonałam ani razu nie zwracając uwagę na faktury drzew i ułożenia gałązek, które zwykle wyglądały jak szkielety. W głowie huczało mi od diabłów, demonów i rzeczy wiążących się z czystym złem, ale myśli te zastępowałam przeciwieństwami. Sasuke był smutny, nie groźny. Sasuke był zraniony, nie zły. Sasuke nie był diabłem, ani niczym co się wiązało z tym stworzeniem.
Był…
Na pewno nie tutaj, uznałam, omiatając wzrokiem okolice. Odszukałam jednego spacerowicza, ale była to kobieta, zbyt niska i powolna, bez sikającego na mój widok wilczura. Cóż, w takim razie musiałam zaufać liczbom.
Kiedy dobiegłam do boiska, upuściłam piłkę. Mogła turlać się wszędzie – na razie nie była mi potrzebna. Liczył się czas, cyfry, wola Sasuke i fakt, żebym zdążyła okiełznać oddech, który przypominał startującą lokomotywę. Spokojnie, Sakura, spokojnie. Zaczerpnęłam powietrza, dmuchnęłam na zmarznięte dłonie, żeby ekran dotykowy zareagował, gdy musnę go opuszkami. Och, nie sądziłam, że pogoda tak się zgorszy. Zaczęłam drżeć, a wydychane powietrze wyglądało jak dym papierosowy, uciekający z ust Sasuke.
Sasuke, Sasuke!
Niech będzie.
Stanęłam na podwyższeniu ławy dla kibiców, ale z nerwów nie śmiałam się usadawiać. Wystukałam numer z karteczki, a potem przyszło mi cierpieć w męczarniach, słuchając jednostajnego sygnału oczekiwania.
Nastąpił jeden, potem drugi, czekałam na trzeci, ale urwał się w połowie.
 - Halo? – Głos był prawie tak oziębły, jak pogoda. Ale niepodważalnie należał do niego. Chciałam mu odpowiedzieć, lecz zabrakło mi słów. Zwiały! Tak nagle, bez ostrzeżenia, bez skruchy… - Halo? – powtórzył poirytowany Sasuke.
Ocaliła mnie obawa przed rozłączeniem.
 - Cześć.
Niezbyt to było szarmanckie i profesjonalne. Głos nabrzmiał mi strachem i czymś tajemniczym, co nadawało mu cech dziesięcioletniego dziecka.
Telefon ucichł na parę sekund.
 - Kto mówi?
Ogarnij się, Sakura! Wypuściłam powietrze, zerkałam byle gdzie, szukając punktu zaczepienia dla oczu, ale w końcu natrafiłam na długopisowe kreślunki. Uspokoiły mnie. Poza tym przymknęłam oczy, podziała moja wyobraźnia – zabójcza siła. Prawie tak kosmiczna jak opływające w zera konto bankowe Livii. Pomogła mi wyobrazić sobie rozmówcę po drugiej stronie. Z obowiązkowym herbatnikiem i kubkiem gorącego napoju. Sasuke siedział na łóżku, pod pledem, przed sobą miał rozcapierzony komiks, mangę albo książkę Czytał, a sygnał nadchodzącego połączenia zaburzył rutynę. Poprzekomarzał się z wilczurem i zapytał się go czule, kto śmie mu zawadzać.
A potem odebrał. Najgłupszy telefon w historii telefonów.
 - Sasuke – zaczęłam. – Nie jesteś synem diabła. Ani trochę go nie przypominasz. 
Tak więc przedłużałam ten absurd, w ogóle nie dziwiąc się panującej po drugiej stronie ciszy. Sasuke ogarnia, no tak, próbował wytłumaczyć sobie, że poziom mojej głupoty mieści się w normie. Bo dociekł już, że to ja. Z pewnością.
Dreptałam na czubkach palców po metalowym pręcie ławy, podpórką dla stóp kibiców. Walcząc o równowagę, zdradzałam Sasuke wszystkie swoje myśli, co do joty.
And you’re an angel with a haunted heart…
 - A ja nie jestem aniołem, cha! Może mam trochę nawiedzone serce, ale nic mnie do niego nie upodabnia. Właściwie, wiesz co?
Nie wyrzucił z siebie żadnej oznaki zainteresowania.
 - Ty jesteś aniołem – szepnęłam do telefonu, mimowolnie się uśmiechając. – To ciebie z nim kojarzyłam. Właśnie wtedy, gdy, niech będzie, podsłuchiwałam twoją rozmowę z… Ech, imion na pamiętam, ale wiem, po ile razy powtarzają klasę. – Dalej nie mówiłam, żeby dać sobie chwilę wytchnienia i przekonać się czy nadszedł już czas. W gruncie rzeczy Sasuke wciąż to znosił i nie skrytykował żadnym słowem. Miłe zaskoczenie.
Wolałam nie zakładać, że nie ma go przy telefonie.
 - Jesteś aniołem. Trochę zagubionym z uszkodzonymi skrzydłami. Takim, który musi nauczyć się latać, wierzę, że na nowo, a nie po raz pierwszy. Prawda?
Cholera! Brnęłam w to, nie otrzymując potwierdzenia.
Sasuke.
Odezwij się, proszę.
Westchnęłam, ale głos miałam wesoły. Chybotałam się na pręcie i poddawałam woli serca. Ono wcale nie skreśliło Sasuke z powodu sobotniego zachowania, głupie serce. Ono uznało, że trzeba wbić opryszkowi co nieco do głowy.
Przedstawiłam mu zatem swoją teorię:
 - Sasuke! To, że nie możesz fruwać, wcale nie oznacza, że strącono cię do piekieł. Twym skrzydłom potrzeba ratunku, słyszysz? Tobie jest on potrzebny, nie mi. Ja nie mam przed czym uciekać. Tak sądzę. Na początku rzeczywiście chciałam cię posłuchać i postąpić według tytułu piosenki, ale później doszłam do wniosku, że nie jesteś taki straszny, na jakiego cię kreują.
 - Nie potrzebuję twojego współczucia. – Rety! Jego głos rozległ się w słuchawce tak nagle, że aż się zachłysnęłam. Nie odbiegał od rzeczy, których oczekiwałam, ale podniósł mnie na duchu. Zasygnalizował, że jestem słuchana.
 - To nie współczucie – zapewniłam go, podejrzanie szczęśliwa zresztą. – To dziwna chęć niesienia pomocy idiotom, którzy na to nie zasługują.
 - Ta chęć może cię zabić – powiedział srogo.
 - N-nie, nie zabije mnie. Co masz na myśli?
 - W sobotę miałaś przedsmak.
 - To ja byłam nieuważna! Proszę nie mieszać w to tej chęci, okej? Uwierz mi, próbowałam z nią walczyć.
Och niebiosa, trzymajcie mnie, bo obalę twierdzenie Kiby, które tyczyło się bodajże nietykalności podczas rozmów telefonicznych. Nie po to produkowałam się pięć minut, żeby dostać w zamian groźbę śmierci. Groźbę! Każde jego słowo zawierało w sobie jej nutkę.
 - Dlaczego uważasz, że mogłabym zginąć? – zapytałam.
 - Rozłączam się.
Hę?
 - S-sasuke, czek…
 - Potrzebujesz ratunku, ale przede wszystkim pomocy specjalisty.
Zorientowałam się, że złagodniał. Jego głos. Nastał ten wyjątkowy moment, w którym nie grożono mi, ani nie ostrzegano.
 - Chciałam ci tylko uświadomić, że w okrucieństwie do diabła ci daleko! I że wyglądasz jak anioł! W ziemskiej wersji! – zdenerwowałam się, w ogóle nie analizując cisnących się na język słów. Dopiero potem się ocknęłam i sprostowałam: - Nie wyobrażaj sobie niestworzonych rzeczy. Lubię cię, jednak… Albo nie do końca. Pff, nieważne. Miałam ochotę zadzwonić, jasne? Z ochotami się nie walczy! Ta była potężna!
 - Jak potężna?
Zbił mnie w tropu tym pytaniem. Naprawdę spotulniał.
 - Bardzo! – Mechaniczne rozłożyłam ramiona, jak do prezentacji. Przez ten błąd ustała moja równowaga. Noga mi się omsknęła i ześlizgnęła z pręta. Jęknęłam, sparaliżowana bólem w łydce. Swoją kompletną postacią torturował mnie tylko przez chwilę, pieczenie pomału słabło i dopiero wtedy zorientowałam się, że mój telefon leży nieopodal, kompletnie strzaskany i nieżywy. – Cholera! – uderzyłam pięścią o murawę. Kilka razy, żeby ochłonąć. Nie do wiary! Sasuke zaczął mięknąć, rozmawiał ze mną, nie przerwał połączenia ani nie zganił mnie. No, raz stał się surowy, ale było to krótkotrwałe i niejasne.
Dobiła mnie utracona szansa, zgniotła negatywnymi emocjami, których było od zatrzęsienia. Masując łydkę, rozejrzałam się za baterią-uciekinierką i tylną klapą komórki. Znalazłam serce telefonu, ale klapa przepadła w ciemnościach, a boisko od czasu zburzenia szkoły i zamknięcia hurtowni przestało być oświetlane.
Jasny gwint.
Chcę go. Chcę Sasuke, z powrotem. Chcę słyszeć jak jego głos łagodnieje w słuchawce. Chcę małymi kroczkami docierać do tych skrytych kluczy, usłyszeć od niego, że mój telefon na coś się zdał i pobudował jego wartość we własnych oczach. Ale zdecydowanie wyżłopałam za dużo kawy. To ona była winna temu przypływowi odwagi i nietaktownym pomysłom. Trudno było nie zgodzić się z Sasuke; tu przydałby się specjalista.
Wstałam z myślą, że kiedyś podejmę następną próbę. Teraz byłam pewna, że Sasuke zwiększy dotychczas dzielący nas dystans; mentalny, zarysowany oczami duszy. Będzie omijać mnie łukiem na korytarzach i lekceważyć moje próby podchwycenia jego spojrzeń. Ot, skuteczne i niewymagające przesadnego wysiłku.
A może jednak rozjarzyłam w nim jakiś promyczek szczęścia. Może docenił, że ktoś widzi w nim niebiańską dobroć. Cierpliwości też trzeba mu pogratulować. Momentami ją tracił, ale chwile przed ostatecznym jej zanikiem były rozwlekłe, warte podziwu.
Zaaplikowałam baterię w jej prawowite miejsce, nie śmiąc restartować telefonu. Wizja bilionów nieodebranych połączeń od matki przekonała mnie do przyśpieszonego treningu piłki nożnej. Moja porażka była częściowa, niekompletna, ale należało spożytkować obecność piłki… i krzty ognia. Wojowałam z pustą bramką tak długo, dopóki nie zakłócił tego czyiś oddech. Dobiegał z oddali i zatrwożył mnie swoim ciągiem. Był szybki i urywany, ewidentnie podpowiadał, że jego kreator przebył długą drogę, żeby się do mnie dostać. No właśnie, do mnie! Wspomniałam sobie o historyjkach Hany, tych odnoszących się do gwałcicieli i złodziejaszków. Pomyślałam też o ostatnich doświadczeniach Naruto i momentalnie przycisnęłam do siebie piłkę, gotowa puścić się do ucieczki.
Ale to nie żaden złodziejaszek przeszkodził mi w grze.
Nie był to też gwałciciel, bo tyle mogłam wywnioskować, widząc tę osobę. Jej kształty przezierały przez mrok, ale dopisało mi szczęście i intruz wszedł w łunę światła z oddalonej latarni. Ujrzał mnie, lecz nie potrafił uporać się z dzikim oddechem. Czerpał nowe hausty powietrza i dopiero te dawały jakieś rezultaty.
Wtedy zamarłam, olśniona własnym odkryciem.
On przybiegł tutaj… do mnie. Mrużyłam oczy, żeby odgadnąć jego minę i byłam już pewna, że z kabaretów nie wrócił. Wyraz twarzy ustępował miejsca czemuś nowemu, a ten poprzedni skojarzyłem ze strachem, choć absolutnie nie podpisywało się to pod osobowość Sasuke. A jednak. Dostrzegłam go. Ten strach. Był silny, bo przedarł się przez wszystkie jego maski. Był silny, bo udało mi się wyłapać go z mroków. Był silny, ale ulotnił się śpiesznie, dając w zamian coś gorszego. To akurat najbardziej zespalałam z Sasuke. Gniew zmroził mnie, gdy w ciemnościach zobaczyłam jego oczy.
Wtedy naprawdę były bliskie diabłu. Wyjęte z piekieł i rządne zemsty. Nie rozumiałam tylko z jakiś przyczyn Sasuke szykował odwet, w dodatku na mnie.
Dlaczego?
Dlaczego się tu zjawił?


Od autorki: To było ewidentnie… wyczerpujące! Niewiele się działo, ale skorupa Sasuke zaczyna pękać. Bądźcie cierpliwi, wyjaśnienia nastąpią niebawem. Wiecie przecież, że trzymanie czytelników w niepewności to moje hobby, prawda? No!
Na rozdział siódmy nie będziecie musieli czekać miesiąc. ANI pożegnałam epilogiem i GAT jest obecnie moim jedynym blogiem, nie licząc ASW, prowadzonego z Sheeiren. O, właśnie. Strzeżcie się, bo apokalipsa nadejdzie w pierwszym rozdziale, który się pomału szykuje. Rety, muszę na urlop. Ale nie teraz xD. Jeszcze mam młodociany zapał to was pomęczę.
Piosenek z rozdziałów możecie przesłuchać w zakładce „Muzyka”. Będą z czasem uzupełniane.
A teraz żegnam, czeka mnie tabela słówek z czasem przeszłym. Niemiecki [*]

29 komentarzy:

  1. Odświeżanie co chwila dało rezultaty ;) Rozdział jest świetny, no ale jak możesz kończyć w takim momencie, no?? Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże,rozdział świetny ! Uwielbiam tą nature Sasuke,to w jaki sposób opisujesz ich uczucia...ach,coś pięknego <3 NIewiem jak wytrzymam do następnej notki,ale ta to coś wspaniałego c: Dziękuję.Zrobiłaś mi dzień wsumie xd życzę duuuuuuuużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohayo. Na początek dostrzegłam tylko jedną literówkę, ale nie będę ci jej pisać, tym z pewnością zajmą się inne, bardziej spostrzegawcze czytelniczki ;)
    Ha! A jednak, czyli Sasori i Deidara! Mam nadzieję, że pojawią się częściej. Gdyby to nie byłby blog o tematyce SasuSaku, poprosiłabym o malutkie DeiSaku, ale cóż niestety. Kurde, kolejna blogerka zrobiła Sasora kurdupla xD Muszę sprawdzić ile ma wzrostu skoro i Ty i Tsuki tak go pokrzywdziły!
    Jeju...Sasuke u ciebie jest jak...Nie wiem czy czytałaś, ale znajdzie się ktoś tu taki kto czytał "Wizje w mroku" autorstwa L.J Smith. Sasuke u ciebie jest jak Gabriel. Brakuje mu tylko sarkastyczności, za to jest bardziej łagodny ;)
    Kurczę, głowię się już od jakiegoś czasu nad jednym zagadnięciem: Jakim sposobem ten tajemniczy Sasuke i uparta piłkarka Sakura się spikną? Ale po ostatniej scenie...Jeju! Akemii, serio w takim momencie! Coraz więcej łączy Ciebie i Tsuki! Ona też przerywa akcję w najciekawszym momencie -,- Szkoda tylko że ona nienawidzi Sasuke i ciągle robi z niego ostatnią sierotę losu xD
    Bardzo spodobała mi się piosenka, w szczególności tekst. Kiedy GAT się zakończy, będę mogła z całą pewnością stwierdzić, że idealnie dobrałaś piosenki do każdej postaci. Tylko kiedy będzie ten koniec? xD
    Co do ostatniej sceny...Wstrząsająca emocjonalnie. I to jak! Ja bym się nigdy na coś takiego nie odważyła. Dzwonisz do chłopaka i mówisz mu, że nie jest taki za jakiego się uważa. A potem BUM i po telefonie (łajza Sakura xD). A chłopak przybiega, zmęczony i przerażony...KYA jak słodko <3 Szkoda tylko, że przy okazji jest wściekły. A o co? Tego dowiemy się niedługo.
    Teraz czekam tylko na AWS, epizod 7 i na podstrony Bohaterowie i Muzyka :) Może dodaj tych co są, a w trakcie rozwinięcia opowiadania będziesz dodawać kolejnych ;)
    Mam jedno pytanie techniczne: jak zrobiłaś że przy zakładce zamiast symbolu bloggera jest serduszko? Na ANI miałaś shurikena, na SOH znak Liścia. Wiele blogów tak ma, tylko nie ja ._.
    Dobra, teraz ja muszę spiąć moje szanowne 4 litery i dokończyć rozdział. Ta, i ta złudna nadzieja: "Tylko jedna scena, tylko jedna scena" xD
    Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie, nie wieże!! W takim momencie przerwałaś??? Chyba umrę zanim doczekam się tego co Sasuke zamierza zrobić!! :P
    Ale rozdział?... Woooow, genialny!! Czytałam go z zapartym tchem a zwłaszcza ten moment z telefonem. Masz talent !! Życzę duuużo weny i będę czekała z niecierpliwością, ogromną niecierpliwością na kolejną notkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Akemi ! Czy wspominałam już, jak bardzo Cię uwielbiam ?! Kurcze balans! Po przeczytaniu rozdziału, mam taką ochotę na cd, że nie masz pojęcia... A tu psikus... Bo na "7" muszę poczekać .... Why ?!! No dobra.. mniejsza o moje uszczerbki na zdrowiu... Przejdę do konkretów...
    Przewidziałam dwa wydarzenia.
    1. Zdemaskowanie Sakury przez Sasuke. To musiało się tak skończyć. Szkoda tylko, że zielonooka padła jak długa na ziemię i to wprost pod nogi ciemnookiego Jak już ma się mieć pecha, to na całego ..
    2. Prawie potrącenie przez samochód i akcja ratunkowa Sasuke. Czułam w kościach, że tak to będzie. Bo jakże by inaczej *___* I tak oto oboje się wymienili tekstami ];-> Bardzo podobały mi się słowa piosenki, której słuchała Sakura. Aż muszę ją włączyć na YT :D :D
    Ciekawe co to za tajemnicza rozmowa między Saskiem, Sasorim i Dei'em ? Uchyl rąbka tajemnicy w następnym rozdziale :P Jestem bardzo tego ciekawa :P O motyw z młodszą siostrą jest zawsze uroczy. Hana jak zwykle ma niesamowite teksty " To napewno randka. Definitywnie" xD Co ona ogląda w tej telewizji, że posiada takie słownictwo oraz ocenę sytuacji xD Ta mała jest słodka a jednocześnie przebiegła :P Dobrze, że nie widziała kim był bohater Sakury. Napewno powiedziała by matce a ta z pewnością chciałaby go odnaleźć. Z resztą i tak zaczęła już działać, wplątując w to Livię xD Hmm.. Ciekawe kim jest ten men, który odwiózł Panią Haruno. Na początku myślałam że chodzi o Madarę ale chyba się pomyliłam :P
    O matko ! Rozmowa z Sasuke .... KYAAA !!!! Można by rzec, że na początku był to tylko monolog, ale gdy nasz przystojniak zadał pytanie " Jak bardzo" rozpłynęłam się i nie wiem dlaczego xD I to by była 3 sytuacja, którą przewidziałam. Z jakiegoś powodu, poczułam, że Uchiha pojawi się na boisku, na którym trenowała Sakura. Hmm... Tylko niepokoi mnie wyraz twarzy, który dostrzegła u Sasuke i dlaczego miał taki wyraz twarzy ? Ah ! Nie mogę się doczekać magicznej siódemki ! Czekam bardzo cierpliwie :D Pozdrawiam i ściskam i życzę wytrwałości z niemiecki, którego na szczęście nigdy nie poznałam :P Buziaki :*********************

    OdpowiedzUsuń
  6. mówiłam, że Akemi obdarzy nas czymś olśniewającym! ;p mówiłam! haha bombowe i nie zgadzam się, że nużące ;p
    i oczywiście jak zwykle i jak każdy przytoczę ten ostatni moment jako przykład ;p.. po prostu ostatnie słowa zawsze zapadają najgłębiej w świadomość i zarazem są najświeższymi emocjami którymi można się podzielić xD
    och właśnie! muzyka.. xD jak nikt dobierasz idealne fragmenty xD
    i łączę się z tobą w bólu niemieckiego.. (którego o zgrozo też muszę się nauczyć.. ;p i też tą tabelkę.. o_O)
    pozdrawiam i życzę weny xD ( o którą postaramy się na czacie jeżeli nadarzy się okazja xD)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeeju..! Zakończenie w takim momencie jest nie fair .. ! :c Muzyka idealnie dobrana i swoją drogą świetna nuta ^.^
    Ty masz taki świetny styl pisania, bisty język, świetnie opisujesz emocje, uczucia, że aż uhh. Zazdroszczę C:
    Rozdział meega długaśny, co jest dobrze, ni trochu nie był nużący. I za szybko się skończył ;<
    Tylko "trochę" Sakura w tym opowiadaniu ma smykałkę do lądowania w tarapatach czy potykania się na każdym kroku ;d
    Ostania scena (jak wspomniałam, albo i nie) naaajlepsza (*-*) i (to już na pewno wyżej napisałam) nie powinna kończyć się w takim momencie :C. Teraz bd się zastanawiać co mogło wkurzyć (chociaż tu wiele powodów jest możliwych) Sasuke.
    Życzę weny i z nieeeeecierpliwością czekam na next episode :D.
    Btw. Powodzenia, niemiecki to złooo (przynajmniej dla mnie) - i 3/4 mojej klasy xd

    OdpowiedzUsuń
  8. łał super odcinek! <3
    naprawde wciągający i pomimo małej ilości akcji naprawde ciekawy! bardzo chce już wiedzieć co będzie dalej więc prosze napisz następny odcinek jak najszybciej bo ciekawość mnie już zżera! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmpf!
    1. Znowu czytam po czasie!
    2. Mnich cię za to scignie!
    3. Kyaaaaaaa! <3
    To bo meeeega! Tak az nie wiem od czego zacząć. Nawet nie wiesz, jak bardzo dziwni patrzyli się na mnie pasażerowie mzki, gdy słychać było tylko takie: oh! Ah! Emocjonowalam się prawie tak jak po widzach przyszłości Shee z Itasiem - znaczy to dosłownie "wielki komplement"
    Akcja z samochodem i ratunkiem w ostatnim momencie jest taka znana, teoretycznieetyczne nie powinno zadziac się tu nic niezwykłego, a tu BUM!
    AKEMII STAJL!
    Nawet coś oklepanego potrafisz zmienić w cudo *.*
    A te piosenki... <3
    Nienawidzę jak ludzie słuchają muzyki, nie zastanawiając się nawet nad tym jaki niesie ona ze sobą przekaz. Ty doceniłaś, wyróżniłaś w nich to co najważniejsze - przesłanie. Ta akcja z telefonem, mnie rozniosła. Byłam pewna, że się rozlaczy w momencie, gdy zorientuje się z kim rozmawiał.
    My, autorki znające jego przeszłość w mandze i uczucia, które nim kierują zachwycamy się tym. Jednak osoba, która z doskoku czytnie sobie GAT może to kiepsko odebrać i jest to dość smutne. Rzadko kiedy chłopak ma tyle uczuć, aby przekazać coś dziewczynie za pomocą piosenki i nie wyśmiał jej gdy ta mówi, że jest on aniołem a niesynem diabła. a szkoda! Sasek zrobił to perfekcyjnie. Jestem zachwycona tą notka <3 <3 <3
    Niech mnich pilnuje cię podczas nauki tego szwabskiego języka.

    (przepraszam za błędy-pisze z telefonu; doczytałam do końca, jak wróciłam do domu - przybiegłam z tego przystanku pod furtkę, dzida do kuchni po wieelki jogurt i do jadalni czytać. Nawet kompa nie włączyłam, tak wytrzuymać nie mogłam!)

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie no w takim momencie przerywać !!! Nie wiem jak ja dotrwam do kolejnego rozdziału ! Pocieszam się tylko myślą, że nie ukaże się on szybciej :) :)
    Nawet nie wiem od czego zacząć. Rozdział był bardzo wciągający i długi co bardzo lubię, <3
    Mam takie przeczucie że teraz Deidara i Sasori zainteresują się Sakurą. Zdziwienie Deidary. gdy ogarnął że ta dwójka się zna xD xD
    Wiedziałam, że w którymś momencie Sakura się zwali z tego pręta :P Domyślam się też, czemu Sasuke taki wkurzony. Dziewczyna mu mówi, że miała wielką ochotę zadzwonić a tu nagle bum i zerwane połączenie. A jak przybiega sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku to ona najzwyczajniej w świecie gra w piłkę. To tylko moje domysły, więc pewnie się mylę ;) Teraz pewnie będę snuła ich masę, aż do następnego rozdziału.^^
    Współczuję, że musisz uczyć się niemieckiego :( Ten język to zło ! :( :(
    Pozdrawiam !!! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam nadzieje, że to porównanie cię nie urazi, bo nie ma tego na celu, ale jakoś znowu skojarzyło mi się ze Zmierzchem. Sakura w tym rozdziale była taka nierozważna i roztrzepana, trochę nawet fajtłapowata. A Sasuke próbował ją przekonać, dość brutalnie zresztą, żeby przed nim uciekała i go zostawiła.. Potem uratował jej życie. No trochę Bellowato i Edwardowo, ale podoba mi się. Podoba mi się da zawziętość Sakury i to, że Sasuke powoli zaczyna się łamać. Coraz bardziej intryguje mnie jego postać, a tak końcówka.. przybiegł do niej, żeby sprawdzić co się stało! Słodkie.
    Ten króciutki punkt widzenia Sasuke, napisany kursywą, podbił moje serce *.*
    Poza tym podobają mi się piosenki wspominane w rozdziałach.

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmierzch? ;__;
      Nie no, urażona się nie czuję, ale na pewno następnym razem postaram się pozbyć tego skojarzenia. Jak miałam czternaście lat, książka była dla mnie bestsellerem, dzisiaj (po ponownym przeczytaniu) próbuję zrozumieć czemu naprawdę została okrzyknięta tym bestsellerem.
      Dziękuję za komentarz, a nawet za skojarzenie xD. Popracuję trochę, żeby już nigdy więcej ta historia nie przywodziła na myśl owego Zmierzchu.

      Pozdrawiam! ^^

      Usuń
  12. Niesamowite. Sasuke przybiegł by jej pomóc, a gdy dobiegł do celu zamiast pomartwić się chwilę to gdy ją zobaczył to co GNIEW, ech jakie to do niego podobne. Piosenkę świetnie dobrałaś ( save yourself) jest po prostu cudowna. Bardzo spodobało mi się że dodałaś to co czuł Sasuke, fajny pomysl dzięki temu czytelnicy mogą poznać troszkę bardziej naszego kochanego bohatera. No cóż czekam na następny rozdział. Pozdrawiam
    Yuki-chan

    OdpowiedzUsuń
  13. O kobieto, aż żołądek mi się skręcał!

    OdpowiedzUsuń
  14. Okrutnaś :D Jak można kończyć w takich momentach! :) Rozdział udany :D Za każdym przeczytanym zdaniem coraz łapczywiej pochłaniałam notkę ;D Uwielbiam, mam nadzieje, że ciąg dalszy pojawi się niebawem <3
    Pozdrawiam,
    Kakatai

    OdpowiedzUsuń
  15. "Kliknęłam w domyślną stronę przeglądarki, a na tle białego migał kursor." --> chyba coś tu jest nie tak.

    No to po pierwsze, uzależniłam się od piosenki, która pełni w tym rozdziale nie małą rolę. Poważnie, uwielbiam twój gust co do muzyki jaką wstawiasz na blogi. A dodatkowo to ogromne wyrazy szacunku z mojej strony, domyślam się, że musiałaś się dość sporo namęczyć by znaleźć piosenkę z odpowiednim tekstem, a co dopiero stworzyć na jej podstawie prawie cały rozdział. Zadziwiasz mnie coraz bardziej i bardziej!
    Po drugie to fragment od tego długiego cytatu do końca rozdziału przeczytałam ze cztery razy, a miejscami i więcej, bo znalazłam tam gdzieś jeszcze jedną literówkę, której później niestety nie umiałam znaleźć, ale co ważniejsze. Doszłam do wniosku, że Sasuke przybiegł do Sakury bo myślał, że jest w niebezpieczeństwie, prawda? No bo kto by tak nie pomyślał gdyby rozmówca po drugiej stronie nagle się rozłączył, a wydarzenie to uprzedziłby najprawdopodobniej huk spadającego telefonu? Jeszcze ten strach w jego oczach gdy biegł i który minął zaraz po tym jak zobaczył różową całą i zdrową, a zastąpił go gniew. Pewnie gniew o to, że go tak nastraszyła xD Proszę, powiedz, ze się nie mylę... ;pp
    Początek był rozbrajający. Cieszyłam się jak głupia gdy sakura wymyśliła sobie kamuflaż w postaci wyprzedaży w księgarni. A jak się przewróciła wprost w kałuże - zafundowałam sobie kilka face palmów z powodu jej pecha. xD
    A ta scenka w ciemnej uliczce. Tyle pozytywnych emocji mi przy niej towarzyszyło. Już dawno się tak nie czułam. W sumie to ostatni raz czytając epilog ANI.. *o* (dobrze myślisz, tylko ty tak potrafisz grac na uczuciach czytelników).
    A co do niedokonanego wypadku? Miliony myśli w czasie gdy to czytała i oczywiście najmniej spodziewane rozwiązanie. Bohater się znalazł.
    Ale no, wygląda na to, że ten bohater jest dość mocno zakompleksiony.
    No to..
    Buziaki ; ***
    I pisz szybko kolejny rozdział bo kto to widział, żeby kończyć w takim momencie. Chcesz żebym ci na niedobór GAT zeszła. ;p

    OdpowiedzUsuń
  16. Trochę się spóźniłam, ale jestem! ;)
    Nie do końca nic się nie działo, moja droga! Działo się i to wiele! A to, że wreszcie skorupa Sasuke zaczyna pękać, to przełom!
    Prawdę podziewaszy nie spodziewałam się, że akurat tak potoczą się początkowe wydarzenia tego rozdziału. Ale lepiej nie mogłam sobie tego wyobrazić, po prostu majstersztyk ;)
    Po mojej główce już chodzi pewna myśl, jeśli chodzi o Sasoriego i Deidary, i dlaczego Sasuke się z nimi spotkał. Coś wydaje mi się, że to oni napadli na Naruto i ukradli mu telefon a Sasuke przeczuwając, że to akurat oni postanowił wtrącić swoje dwa grosze - wyrażając tym samym własną opinie ;)
    Pomógł jej wstać! On jej pomógł - to był pierwszy znak, że jego skorupa zaczyna pękać ;D
    A później odciągnął ją od Sasoriego i Deidary... ALE... teraz ta dwójka ja znam. I się zastanawiam czy jakoś to wykorzystasz w późniejszych rozdziałach. No cóż, dowiem się w przyszłości ;] Będe cierpliwa :)
    W alejce posypały się emocje ;D
    Nie no psize komentarz juz z 20 minut a nie napisalam nic rozsadnego =.=' Dobra a wiec jade z tym koksem...
    Rozdzial byl zarabisty! A najlepsza byla koncowka... Najwyrazniej Sasuke przejal sie tym ze jego rozmowa z Sakura zostala przerwana w brutalny sposob. I przybiegl do niej! *___* Przybiegl! *__* Normalnie az myslalam ze zaczne skakac z ekscytacji gdy to przeczytalam ;D Doslownie nie moge sie doczekac nowego rozdzialu... chcialabym go juz! Ale na wlasnym przykladzie wiem, ze to nie jest takie proste ;) Wiec wybaczam ;D
    No dobra dalej... hmm... mamuska znalazla sobie nowego faceta? xD No wiem... nie wszystko od razu, ale ja tu wesze jakis watek na przyszlosc ]:-> Oczywiscie Saku niezadowolona, ale coz jej sie dziwic? Dla niej idealna osoba przy boku matki jest pewnie jej zmarly ojciec ;(
    Ahh! Ja juz mialam nadzieje, ze planujesz jakas grubsza akcje z ta sala kinowa ... no wiesz xD Ale i tak nie jestem zawiedziona, bo Kiba dal jej JEGO numer telefonu xDDD Normalnie zgon na sali xD Fakt ze przez Naruciaka, ale nadal sie liczy xD Widocznie Naruciak odkupuje winy xD
    Ale i tak koncowka najlepsza *___*
    No nic kochana, bede cierpliwie czekac na magiczna siodemeczke ;) A w ogole jak tam prawko!? xD
    Cyaaa ;***

    OdpowiedzUsuń
  17. Oszalałam na punkcie tego opowiadania!!!
    I przeczytałam tą notkę już 3 razy ;]
    Kocham stworzonych przez ciebie gł. bohaterów ;)
    Mogłabym pisać milion słów opisujących wspaniałość tego opowiadania, ale ono jest tak zajefajne!...jak serial 90210... zawsze się wściekałam że to koniec odcinka, ale potem ten długo wyczekiwany tydzień kończył się odkryciem zagadki!
    I tutaj też tak jest, zagadka jest rozwiązana zaraz w następnych paru akapitach, a reszta notki to narastające napięcie, które ciach! Urywasz okropnie...
    I Ty znasz to bezcenne uczucie, kiedy wiesz że ktoś po drugiej stronie szklanego ekranu czeka 'co jeszcze powiesz'.
    A najbardziej uwielbiam to jak Sasuke broni się przed nią tym swoim niemal bestialskim zachowaniem ;)
    Sakura chyba sama nie wiem, jak silnego Asa ma w rękawie... Ciekawe co on jej powie i co zrobi gdy do niej dobiegnie... A może ona właśnie wtedy zrozumie jak na niego działa.... hmmm, wszystko to intrygujące bardzo!
    No nie mogę się doczekać co on jej powie.... 'Bałem się że coś Ci si stało'
    NIE UWIERZĘ, takie słowa? Z jego ust... NIGDY!
    A może mnie autorka bloga zaskoczy ;> ??
    Nooo... pisz pisz!
    WENY... OGROMNEJ WENY!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha.... i jeszcze jedno...
      Zaraziłam się tym Save Yourself... I nie mogę się od tego uwolnić ;P

      Usuń
  18. :D Śliczne, cudo ja chcę więcej.
    Nie wiem jak to robisz ale w każdym twoim blogu się zakochuję. Są genialne. Pomysły oryginalne, wszystko cudnie opisane i są dłuuuugie rozdziały <3
    Życzę duuuuużo weny i oby 7 rozdział pokazał się szybko bez żadnych przeszkód w postaci nauki czy innych ^_^

    OdpowiedzUsuń
  19. Dobry wieczór. Dosłownie chwilę temu napisałam tutaj piękny, długi komentarz... BACH! laptop padł. ;/
    Nie czytałam komentarzy, więc moje odczucia i spekulacje mogą się z jakąś osobą pokryć, więc nie bić z tego powodu. ^^

    Nie pamiętam dokładnie, w którym rozdziale pojawił się pan magister/profesor Sepherd (nie wiem, czy dobrze napisałam), ale pierwsza myśl: BACH! ITACHI! Nie mam pojęcia, co tych dwóch mogłoby mieć do siebie, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić nikogo innego w roli nauczyciela od angielskiego. :D

    Kolejna sprawa to "przyjaciele" Sasuke. Czy to przypadkiem nie oni napadli nocą na Naruto, okradli go, poturbowali, a potem telefonik spieniężyli, pieniążki przekazali na szczytny cel, a mianowicie dla matki Sasoriego?

    Podoba mi się to, że jeżeli nawet Sasuke uczestniczył w tego typu akcjach, to raczej robił to ze względu na coś, zupełnie tego nie lubiąc, nie popierając, a można by i tutaj wcisnąć wyrzuty sumienia.

    Ta część, gdzie narrator opisuje perspektywę Sasuke :3 <3 <3 Nic dodać, nic ująć. Pierwsza myśl: "Szaszke się zakochał :3". No cóż, myślę, że do miłości jeszcze trochę, ale bohaterowie są na dobrej drodze.

    Rozmowa Sakury przez telefon z Sasuke! Boże! Kocham ponad życie! Tak myślałam, że przyleci. Na jego miejscu myślałabym o dwóch rzeczach: Albo niezdarna Sakura rąbnęła o coś i straciła przytomność, albo ci "przyjaciele" Sasuke ją napadli (z tego co pamiętam to Naruto zaatakowano gdzieś nieopodal").
    Milej mi na serduchu po tym rozdziale. Kurczę, poprzednim razem napisałam tak dużo, a teraz... ;-/

    Ach, wyłapałam dwa błędy, ale wydaje mi się, że nie były jakoś szczególnie istotne.

    A tak poza tym, to widziałam podziękowanie (w tym dla mojej osoby, niach, niach, niach :D) przy epilogu ANI, żeby nie było, że jestem zła itd. bo na temat tamtego bloga to ja mam bardzo dużo do powiedzenia, z tym, że jestem kilka notek do tyłu, więc kiedy nadrobię, to się tam odezwę. :)

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Noo, w końcu wzięłam się za nadrabianie blogów. Tutaj były aż dwa rozdziały, więc zamiast robić zadania z fizyki postanowiłam, że je przeczytam.
    Szczerze przyznam, iż w czasie kiedy zrobiłam sobie przerwę od blogów tęskniłam za twoimi opowiadaniami i postanowiłam już nigdy nie robić tak długiej przerwy. Tyczy to się rownież Ai no Ibuki, ktorego epilog przeczytalam calkiem niedawno.
    Uwielbiam ten stan, kiedy wyobraznia zabiera mnie gdzies bardzo daleko od wszystkiego, czyli np. do swiata SasuSaku.
    Co do referatu na temat miłości.. W sumie to może jest to dziwne, ale miałam cichą nadzieję, że Sasuke naprawdę sam, z głębi serca napisał tę pracę. Nadzieja matką głupich. xd
    Ta sprawa z Deidarą, matką Sasoriego i tym wszystkim jest bardzo dziwna i pewnie nie prędko dowiemy się o co chodziło.
    Nie spodziewałam się takiego przebiegu wydarzeń, no i ten wypadek. A tekst "On jest twoim bohaterem powalił mnie na kolana." Ciekawe co kryje się pod słowami "Ratuj się" i jak bardzo mroczne oblicze Sasuke ukrywa.
    No i do tego wszystkiego ten dziwny Shepherd.. ^^
    Mnóstwo zagadek i mnóstwo pytań, droga Akemii.
    Jak zawsze nie zawiodłaś mnie, no i pozytywnie zaskoczyłaś. :)
    Co do Ai no Ibuki.. Miałam wysłać mejla, ale okazało się, że jestem śmierdzącym leniem i po prostu napiszę do cb na gg.
    Przepraszam za błędy, komentarz pisałam na telefonie.
    Buziaki! :*:*

    OdpowiedzUsuń
  21. Kurde, ja chyba nie skomentowałam Ci poprzedniego rozdziału. Wybacz, sama nie wiem co już robię, a co nie... XD
    Uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam to, w jak piękny sposób rozwijasz postacie, fabułę i inne czynniki składające się na opowiadanie. Chyba nie przesadzę, jak powiem, że to już podchodzi pod profesjonalizm? Naprawdę, by w tak płynny sposób coś rozwinąć, to trzeba to po prostu umieć. :)
    Kocham Twojego Sasuke. On jest taki... mroczny. Właśnie taki, jaki powinien być! Nie mówię, że każdy musi trzymać się kanonu, bo nie o to tu chodzi... Ale już rzadko po prostu się zdarza, że kreowanie mrocznego i tajemniczego Uchihę trwa tak długo. Zazwyczaj po prostu ta maska nagle pęka i ni stąd ni zowąd mamy czułego, kochanego chłopca...
    Uwielbiam wszystkie sytuacje, te niebezpieczne, te spokojne, te pełne emocji... Ich dwuznaczne dialogi i wplatanie piosenki ze znaczeniem jest naprawdę świetnie poprowadzone! Kocham Twój styl, nie żartuję. A końcówka, podejrzewam, że nasz Sasuke się zmartwił. I on jest taki słodki na swój sposób ^__^ Haha, ja zawsze się doszukuję czułości we wszystkim, chociaż parę linijek wcześniej mówiłam, że nie lubię jak tak naglę z twardej postaci staje się klucha (powtarzam się, nie?). Ile sprzeczności we mnie...
    Dziękuję za długie rozdziały! Zawsze patrzę na suwak i nie chcę by dochodził do końca, haha.
    Pozdrawiam serdecznie, życzę ogromnej ilości weny i czasu! ^w^

    OdpowiedzUsuń
  22. Jejku, naprawdę nie wiem co powiedzieć. Zaniemówiłam, wmurowało mnie, nie umiem opisać tego słowami. Tyle emocji wywarł we mnie ten rozdział. To, co niedawno przeczytałam jest zbyt piękne, aby w skrócie streścić, ba! Podkreślić jego wyjątkowość, nietuzinkowość, oryginalność. Cokolwiek nie napiszę, będzie za mało. :))))))
    Dziewczyno masz niebywały talent. Pewnie pisałam Ci to już w którymś z komentarzy i pewnie napiszę Ci to jeszcze nie raz. Zazdroszczę, naprawdę zazdroszczę Ci, ale z drugiej strony sobie też, bo mogę tak coś wspaniałego przeczytać. I nie chodzi o to, że pragnę Ci tutaj jakoś nadmiernie słodzić, podlizywać się, czy coś w tym rodzaju. Ja po prostu uważam, że Ty wkładając tyle wysiłku w napisanie rozdziału, poświęcając temu całe serce, zasłużyłaś na jakieś wyrazu pochwały, szacunku, docenienia tego. Mam nadzieję, że z mojej strony w minimalnym stopniu to otrzymasz. Bo ja naprawdę cieszę się, że postanowiłam czytać to wspaniałe opowiadanie. I nie żałuję tego, wręcz przeciwnie.
    Historia Sakury z początku wydawała się prosta. Zwykła nastolatka szukająca sobie hobby, zajęcia. Mająca bliskich przyjaciół, rodzinę. Przeciętna dziewczyna, niewyróżniająca się niczym, no może kolorem włosów. I jej idealne, uporządkowane życie zmienia się wraz z decyzją nauczycielki o napisaniu referatu z największym łobuzem klasowym. Dziewczyna nie chce odwalić całej roboty sama, więc nachodzi chłopaka, starając się do tego przekonać. Spędzając z nim coraz więcej czasu, coraz bardziej go poznaje.A co więcej, orientuje się, że jej serce chce więcej i jeszcze więcej. Chce wiedzieć więcej o chłopaku, poznać jego sekrety, tajemnice, skrywane emocje i uczucia. Wszystko dotyczące jego. Chce jego. W tym wszystkim chłodna, obojętna maska Sasuke powoli pęka, a Sakurze udaje się dostrzec coś więcej niż pryzmat wierzchni, to, co pokazuje całej reszcie. Dziewczyna zaczyna widzieć wnętrze chłopaka. Poznaje je ...
    Historia dopiero się rozpoczyna, a już chwyciła mnie za serce. Z każdym kolejnym słowem dostaje zastrzyku emocji, palpitacji. Pragnę kolejny rozdział i mogłabym czytać to w nieskończoność. Piszesz z perspektywy dziewczyny. Możemy wczuć się w jej sytuacje, widzieć jej oczami, czuć to, co ona. Opisujesz wszystko dokładnie, jak chociażby zmianę mimiki na czyjejś twarzy bądź tonacji w jego głosie. Sprawiasz, że czytelnik ma wrażenie, że to on bierze w tym udział, naprawdę wspaniale.
    Ten rozdział jest moim ulubionym. I nie wiem czy to sprawka zawartych w nich uczuć, czy to przez to rozmowę przez telefon, a może przez uratowanie dziewczyny. Miejscami miałam ochotę płakać za dziewczynę. Jejku, co ty z nami wyprawiasz ^^
    Podoba mi się porównywanie Sasuke do anioła, a także łączenie tekstów piosenki z fabułą.
    Nie wiem co bym Ci tu jeszcze mogła napisać, chyba tyle wystarczy, bo zacznę pisać jeszcze większe bzdury.
    Chciałabym Ci na koniec podziękować za tak długi rozdział i jednocześnie przeprosić za chaotyczny komentarz.
    Życzę Ci mnóstwo weny, satysfakcji, jeszcze więcej czytelników i masy pomysłów. :)))))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  23. Jeeeeeejuuu uwielbiam twój blog!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  24. Siemasz Akemiś! Pamiętasz może takiego pewnego, upierdliwego kurdupla o dziwnym nicku? Nie? Ja też nie! xD Mam jednak nadzieję, że nie zapomniałaś, że istnieje taki mały ktosiek jak Sasame.
    Eh, czytałam, czytałam i już w połowie skończyły mi się mandarynki i gorąca czekolada, no co za życie! Jest zbyt brutalne -.-
    Zacznę od piosenki, którą słuchała Sakura, jest nieziemska, idealna, zupełnie w moich klimatach! No i ten tekst.... Sasuke, chyba sam myślał, że sprzedał duszę diabłu. No, ale został bohaterem xD
    Przyznam szczerze, że ta akcja z Sakurą w tym dziwnym zaułku podbiła moje serduszko, była taka pełna uczuć, niedopowiedzień, pełna rozczarowań, bólu, taka idealna <3
    W końcu gdyby Sakura nie była taka ciekawska, do niczego by nie doszło, no, ale w sumie gdyby też nie była taka nieumyślna to by Sasuke nie został bohaterem ;d
    Dziwi mnie, że praktycznie w milczeniu Sas wysłuchiwał Sakurci, no wiadomo, że coś jej tam odpowiedział, no, ale ... zwykle to by się rozłączył, albo by się rozzłościł xD
    No i ... co ten Sas jest taki zły potem hm? No nic pozostaje mi tylko lecieć czytać następny rozdział i nadgonić zaległości :*

    OdpowiedzUsuń
  25. Yay, tak to ja mogę być trzymana w niepewności :D umiejętnie :D jestem syta po tym rozdziale i wcale mi nie przeszkadza, że urwane w takim momencie i że trzymasz mnie w niepewności :D
    mam tylko jedno zastrzeżenie "To sen, zły koszmar." Koszmar sam w sobie jest zły :D świetny rozdział :D

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Rozmowa Sasuke i Sakury skojarzyła mi się z blendem Planet ANM x Kękę - I hate you I love you.
    "Wiesz, że mogę lecieć tam wysoko ponad bóstwo, tylko daj mi proszę mała skrzydła, bo moich dawno już została tylko rdzawa brzytwa".

    OdpowiedzUsuń
  27. 55 yrs old Executive Secretary Bevon Klejin, hailing from Swan Lake enjoys watching movies like Yumurta (Egg) and Geocaching. Took a trip to Monastery and Site of the Escurial and drives a Aston Martin DB3S. wiecej informacji

    OdpowiedzUsuń