Posuwałam się do przodu, ich śladami. Nie wiodły daleko, ale zwiastowały zagrożenie i szeptały, że brak mi zabezpieczeń. Chłód uderzał we mnie równie gwałtownie, co bębniący o parasolkę deszcz, a manewry wokół kałuż wcale nie rozgrzewały. W zasadzie ziąb ten podziałał na moją psychikę, bo nagle przestraszyłam się, jak blisko mi do gnębiciela. Możliwe, że dramatyzowałam, wyolbrzymiłam ważkość spotkań Sasuke, łudziłam się zarazem o odkrycie czegoś, co pokrywałoby się z pogłoskami. Spotkanie mogło być sprawą przyziemną, jednak ciekawość, którą w sobie nosiłam, była nieśmiertelna. Nie umiałam zetrzeć jej w proch, póki sama nie wygasła, najczęściej przepędzona rozczarowaniem.
Trójka zbiegów zatrzymała się w
pobliżu księgarni. Bingo, pomyślałam, zauważając przed wejściem kontuar z
wystawionymi książkami i afiszami promocyjnymi. Całość chroniła przed deszczem
przeźroczysta folia, która w tym wydaniu sprawowała się jako baldachim.
W otoczeniu książek sterczała przemoczona ekspedientka. Zbliżyłam się do
wystawy i pobieżnie przeglądałam okładki. Od chłopców dzieliły mnie dwa metry,
nie więcej.
Ucieszyłam się, słysząc znajomy
głos, rozkoszowałam się dumą, płynącą z mojego małego zwycięstwa.
- To miał być koniec. – Głos ten należał do
Sasuke. Był okrutnie nieczuły i brzmiał jak rzucane pretensje. – Mieliście
przestać.
- Nie było wyjścia – powiedział ten z
bejsbolówką. – Matce Sasoriego znowu się pogorszyło. Liczył się czas, nie
sposób, Sasuke.
Sasuke. Sasuke. Sasuke otaczały
tajemnice. Mogłam wyobrazić je sobie jako fruwające dookoła sejfy, skrytki…
pojemniki, które potrzebowały kluczy. Nikt, nigdy żadnego nie odnalazł, mało
który w ogóle próbował dopasować te, jakie miał już wcześniej. Sekrety były
bezpiecznie i nietknięte.
A ja chciałam przedrzeć się do ich
wnętrza.
Myślałam, że jest samotnikiem z
wyboru, tymczasem Sasuke wściekał się o koniec, który nie nastąpił. Wściekał
się na… dwóch mężczyzn. Przyjaciół czy wrogów? Odstąpiłam od kontuaru, pilnując
jednocześnie, żeby parasolka mnie nie zdradziła. Myślałam, czy postępuje
prawidłowo i spoglądałam na anioła. Włosy miał wilgotne, zbuntowane, każdy
kosmyk wybrał sobie inną pozycję ułożenia, jak gdyby deszcz sprzysiągł ich
przeciwko ładowi. Oczy Sasuke obserwowały czujnie dwójkę kolegów, mrużyły się,
kiedy z ust ich właściciela wyłaziły jakieś słowa.
-
Przestańcie – rozkazał, choć nie zabrzmiało to władczo. Chłopcy nie
zareagowali przychylnie; blondyn prychnął, a ten ze szkarłatnymi włosami
zwyczajnie mu odpowiedział:
- Nie rezygnujemy z przyjemności.
- Racja, polubiłem tę robotę – zgodził się z
nim drugi.
Poprzednie Nie było wyjścia, straciło swą wartość. Sasuke to zrozumiał i
wściekł się jeszcze bardziej. Nie widziałam twarzy tych osób, ale w ich głosach
czułam uśmiechy.
- Było przyjemniej, gdy nam towarzyszyłeś. To
przykre, że jesteśmy dla ciebie łatwi do przejrzenia, ale nie zapominaj o
zasadzie uczciwości. – Chłopak z bejsbolówką trzepnął go po ramieniu. - Gęba na
kłódkę, Uchiha. Następnym razem będziemy bardziej dyskretni, obiecuję.
Sasuke odwrócił wzrok. To było
gorsze niż gest poddańczy, sugerowało wyraźną bezsilność. Jako widz, miałam
ochotę temu zapobiec, jak postać drugoplanowo w obliczu końca filmu, ta która
dodaje otuchy głównemu bohaterowi i oddaje mu swoje serce, bezpowrotnie.
Spróbowałam drugi raz zinterpretować minę Sasuke, ale nie uległa ona zmianom.
- To już nie twoja sprawa, prawda? Nie masz
nic go gadania – powiedział szkarłatny kolega.
Był niziutki, ale miał głos człowieka, który przecierpiał całe życie.
Pomyślałam, że może chodzić o jego matkę.
Pomyślałam też, że postępuję
niewłaściwie. Sasuke miał znajomych; ekscentrycznych, niegrzecznych, ale
jednak. Choć potrzeba ciągnięcia mojej małej misji paliła żywym ogniem, w serce
kłuło mnie jednocześnie poczucie winy. Nie powinnam go szpiegować. Wolałam stać
na stanowisku neutralnej, świadoma, że do tego osiągnięcia włożę mnóstwo
wysiłku.
Spojrzałam za siebie, na teatr,
będący małym barokowym budynkiem. Przed wejściem zbierali się rodzice reszty
dzieciaków, z którymi pracowała moja siostra. Powinnam być wśród nich.
I zamierzałam się tam przedostać,
wystrzelić przed siebie, lekceważąc samochody na jezdni. Odwiodła mnie od tego
melodyjka. Pozytywnie nastrajająca i wyjątkowo dziewczęca. W kieszeni kurtki
tonął mój telefon, a wraz z nim osoba domagająca się ze mną kontaktu.
Rozbrzmiała Stefy z piosenką Fool for
love. Przerażona, zaczęłam przeszukiwać kieszeń, równocześnie kierując się
do teatru.
Ale panika, pośpiech i zaburzenie
koncentracji w jednym, nie wpłynęły korzystanie na moją misję. Poczułam tylko
jak zahaczam nogą o nierówny kafel nawierzchni. Potknąwszy się, upadłam na
kolana, co jednoznaczne było z pieczeniem w wewnętrznych stronach dłoni, kiedy
tylko się nimi podparłam. Usłyszałam chlupnięcie i wiedziałam już, że
rozbryzgałam kałużę pod sobą.
Nie, nie, nie! To się nie
wydarzyło. To sen, zły koszmar.
Uchylając powieki, przed oczami
stanęła mi konstrukcja bruku i fragment parasolki, która wyślizgnęła mi się z
dłoni i upadła gdzieś obok. Jej materiał uwalany był błotem i zdeptany przez
przechodnia, a ten właśnie spojrzał się przez ramię, by rzucić krótkie
przeprosiny.
Ale nie to było najgorsze. Punkt
kulminacyjny mojej klęski nastąpił wtedy, gdy okrutnie mnie wyśmiano. Rechot
ten, dzięki śledztwu, skojarzałam z blondynem.
- Oi, Uchiha. Jakaś dziewczyna
padła ci do stóp! – rzucił.
Tyle że kiedy uniosłam wzrok,
zamiast bejsbolówki, dostrzegłam na wprost parę czarnych, świdrujących mnie
oczów. Były wytrącone z równowagi, pozbyły się tamtej stanowczości, którą
podziwiałam. And for sure, you’re way too
cool for me brzęczało z głośniczka mojej komórki.
Nie wiedząc jak się zachować,
zagryzłam dolną wargę i uciekłam wzrokiem w dalekie zakątki ulicy Kyomachi.
- To ty – odezwał się „jego” głos, działając
na mnie w ten sam, zagadkowy sposób. Odkąd upadłam, nie śmiałam nawet drgnąć. A
teraz? Czułam się paskudnie, kosmicznie upokorzona, mokra, obdarta z resztek
honoru. Coś mną szarpnęło. To Sasuke. Sasuke podniósł mnie na nogi. Z początku
nie nadążyłam za tempem, przez co omal nie wylądowałam na ziemi po raz drugi.
Ale on mnie przytrzymał. Uratował.
Chłopak z bejsbolówką ucichł,
zaskoczony.
- Ty… znasz ją? - Ja też nie mogłam nadziwić
się powadze Sasuke. Właśnie upokorzyłam się przed paczką jego znajomych, może
nie zdradziłam swojego pierworodnego zamysłu, ale wystarczyło błysnąć
inteligencją, żeby mnie przejrzeć. Nie wierzyłam w to, jednak po twarzy Sasuke
nie przebiegł nawet cień uśmiechu.
- Co ty tu robisz? – syknął do mnie.
Bezmyślnie wskazałam na witrynę
księgarni. Promocja! Promocja przyjdzie mi z pomocą. Sasuke wciąż ściskał rękaw
mojej kurtki, chyba łyknął bajeczkę, i trzymał mnie blisko siebie. Czułam jak
jego oddech smaga mnie po czole.
- Ona jest z naszej szkoły – stwierdził
Szkarłatny. Cholera wie. Może było to pytanie. W każdym razie wywołało niemałe
wrażenie na blondynie.
- Poważnie? Nigdy jej nie widziałem.
- Przyjrzyj się tym włosom. Plus, zna ją
Uchiha.
- Chodzimy razem do klasy – szepnęłam
cichuteńko, a mina Sasuke, będąca przestrogą, dała mi do zrozumienia, że miałam
się nie odzywać.
Blondyn zjawił się blisko mnie i
chwycił między palce pasmo moich włosów. Przez pogodę i kompromitację sprzed
chwili były wilgotne, roztrzepane i gdzieniegdzie usiane brązowymi plamkami ze
zbiornika kałuży.
- Są różowe – powiedział oprawca, a potem
zerknął mi w oczy. – Chyba naprawdę cię już widziałem.
Sasuke wycofał się, ciągnąc mnie za
sobą.
Skorzystałam z chwili i wyjęłam
świergoczący telefon. Był cały i czyściutki, a na wyświetlaczu widniało imię
mojej siostry. Miałam właśnie odebrać, ale melodyjka urwała się po refrenie.
Spóźniłam się. Wejście przed teatrem zastawione było przez rodziców, ale żaden
nie widział się jeszcze ze swoim podopiecznym.
Niech to szlag!
- Idźcie już – Towarzystwo zdążyło się
roztrajkotać, ale usłyszałam kreślące rozmowę słowa Sasuke. Poza tym dotarło do
mnie jak wielkim zainteresowaniem cieszy się mój upadek. Byłam na językach
całej ulicy, a znaleźli się i tacy, którzy w ogóle nie dbali o dyskretność,
tylko bezpośrednio wytykali mnie palcami i szeptali między sobą.
Chyba żadna twarz nie mogła spiec
dorodniejszego raka. Z tą myślą podniosłam parasolkę i ruszyłam wzdłuż bruku,
bliżej teatru.
- Zaczekaj.
Powstrzymał mnie chwyt. Ilość
włożonego w to wysiłku pozwoliła mi rozpoznać oprawcę przed rzutem oka w tył.
Sasuke uwolnił mnie spomiędzy naporu jego kolegów i poprowadził w niewiadome
miejsce. Patrzyłam jak oddalają się wścibskie twarze mieszkańców, roznoszone
między sobą wieści o moim upadku. Zniknęli po nie więcej niż dwóch minutach,
zastąpieni ścianą i egipskimi ciemnościami. Sasuke przywiódł mnie do wnęki
między dwoma kamienicami, a jasność trwała tak długo, póki nie znaleźliśmy się
z tyłu budynku.
Rąbnęłam plecami o ścianę i cicho
stęknęłam.
- Nie znasz umiarów, co? – Przede mną płonęły
oczy Sasuke. Paliły żywcem, poniżały, były najprawdziwszą ujmą, która odciska
piętno widoczne do końca życia. Katował mnie nimi bez końca, aż przypomniałam
sobie, że promocja księgarni nie obchodziła mnie prawie wcale.
On wiedział. Wiedział, że wolę go
od książek pod baldachimem.
- Sasuke, ja… nie chciałam. - To nieprawda.
Chciałam. Ale do takich rzeczy nie wolno było się przyznawać.
- Czego nie chciałaś? – zapytał spokojniej. –
Szpiegować mnie? Podsłuchiwać? Czy bez przerwy dręczyć referatem?
Wybór był prosty.
- Chyba tylko ostatniego. A dwóch pierwszych
nie określałabym tak ostro.
Rozwścieczyłam go tak bardzo, że
zastawił mi drogę ucieczki, prostując ramiona i uderzając pięściami w tylną
ścianę kamienicy. Uwięził pomiędzy nimi moją głowę. Wystraszoną do szpiku
kości. Powoli napływały mi do głowy treści wszystkich krążących po liceum
pogłosek. O bijatykach, groźbach, zatargach z policją i przepędzeniu ze szkoły
mojego poprzednika, skazanego na referat. Powoli zaczynało docierać do mnie, że
igram z ogniem, a nie pospolitym uczniowskim opryszkiem.
- Uderzysz mnie? – przemówiłam głosem, który wibrował
świeżym strachem.
Sasuke westchnął, ale nie
powiedział nic więcej. Znów pojawiał się niezwykle blisko, drażnił oddechem i
oczarowywał spojrzeniem. Widziałam tylko delikatne zarysy jego twarzy, lecz
byłam niezachwianie pewna, że przenika przez nią czysta złość. Stwierdziłam, że
gdyby chciał mi przyłożyć, już dawno padłabym, nieprzytomna, dzieląc losy
Uzumakiego.
Przynajmniej wyjaśniło się, czemu
Sasuke wcielił się w zagubionego bohatera, obezwładnionego bezsilnością. To ja
byłam sprawcą. Wiedział, że czaję się w pobliżu i nasłuchuję. Musiał zachować
słowa dla siebie.
Właśnie wtedy zdecydowałam, że
wyjawię mu prawdę.
- Ciekawiło mnie, kim oni byli.
Sasuke uniósł brwi, zdołałam
dostrzec ich ruch. Oddech miał spokojniejszy, jednak wciąż czułam dookoła jak
roztacza swój gniew.
- Deidara i Sasori, są w klasie równoległej –
odpowiedział.
- Wyglądają na starszych.
- Bo są starsi.
- Powtarzają klasę?
- Deidara trzeci raz, Sasori drugi.
Sasuke urzeczywistniał wszystkie
pozory młodocianego łobuza. Bijatyki, nieuzasadniana agresja i kontakt z
ludźmi, którzy wywoływali kontrowersje.
Myślałam, że strach się we mnie
odezwie. Ugrzęźnie w przełyku albo zacznie łaskotać żołądek. Nic z tego. Nie
czułam go. I nie rozumiałam dlaczego.
- Coś jeszcze? – Zmrużył oczy.
Chcę cię poznać, chcę, żebyś pomógł
mi rozwikłać zagadki twojego jestestwa, mógłbyś też ciężkiej mi odpowiadać,
och. Przydałoby mi się więcej przestrzeni. Tracę oddech, gdy jesteś tak blisko.
Tracę go i wariuję. Coś się ze mną dzieje.
- To wszystko – odparłam tak melancholijnie,
że udało mi się go zaskoczyć.
- Ani słowa o referacie?
- Właśnie podpuszczasz mnie, żebym przytoczyła
ten temat.
- Nie. – Odsunął się. Teraz, kiedy to zrobił,
pomyślałam, że chcę go bliżej siebie. Psiakość. W ramach zwykłego testu
sprawdzającego przyłożyłam sobie dłoń do policzka. Paliło. – Co robisz? – Przez
otchłań cieni wyłapałam jego zmrużone oczy.
- Nic takiego.
Sasuke wyglądał tak, jakby sunęło
mu się na usta milion słów. Jakby przechowywał tam całe ich stado, ale spojrzał
na mnie i przełknął je wszystkie. W końcu wziął mnie za rękę.
- Jesteś tutaj ze mną. Tylko ty. W
ciemnościach. Co teraz zrobisz?
Uśmiechnęłam się niewinnie.
- Zapytam więc, czy będziesz w stanie napisać
referat jeszcze raz.
- Poprawna odpowiedź brzmi inaczej – burknął,
choć zabrzmiało to milej niż jakiekolwiek inne burknięcia. – Powinnaś wiać.
Daleko. Zapomnieć o referacie.
- Zapomnę, jeśli zgodzisz się na mój pomysł.
- Na nic się nie zgadzam. Znikaj stąd.
Porozumiewawczo zerknęłam na moją
dłoń, która wciąż i wciąż przejęta była jego dotykiem. Sasuke od razu ją puścił
i odchrząknął.
- Teraz już możesz – powiedział.
- Najpierw się zgódź. Przecież lubisz muzykę.
Nawet… - Potrzebowałam sekundy, żeby zastanowić się czy warto, ale w końcu
wyciągnęłam rękę i posadziłam ją na mostku chłopaka, gdzie teoretycznie miały
wisieć słuchaweczki. Odnalazłam ich fakturę w chwili, gdy Sasuke odstąpił w
tył, prawie jak spłoszone zwierzę, cudem ocalałe przed schwytaniem w potrzask.
Teraz przylegaliśmy do ścian po
przeciwnych stronach.
- Idź stąd! – podniósł głos.
- Zgódź się! Napisz pracę na podstawie
ulubionej piosenki. Będzie ci łatwiej.
- Napisałem już referat.
- Przepisałeś! – poprawiłam go zjadliwie. – Panna
Cherron nie grzeszy bystrością, ale rozpozna, że wyszukane słownictwo nie ma z
tobą nic wspólnego.
Racja, zachowywałam się nie w
porządku. Poznałam już tożsamość jego kolegów, a nawet dowiedziałam się
ilokrotnie powtarzają rok. Mimo panoszącego się poczucia zwycięstwa, czułam, że
jest to moja szansa – jedna z niewielu. Mam przed sobą Sasuke, całego dla mnie.
Ciemności niczego mi nie utrudniały, pamięć nie zawodziła. Oczami duszy
widziałam jego twarz. Anielsko piękną. I upadłą zarazem.
Nagle Sasuke poderwał się z
miejsca. Bałam się, że zwieje tak, jak powinnam to uczynić ja. Ale on pojawił
się naprzeciwko mnie, przygniótł do ściany i wykrzyknął w twarz:
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Pojmij
to wreszcie! I zniknij. Na zawsze! Dostałaś to, co chciałaś, a decyzja Cherron
nie leży w twoim interesie. Daj jej to i zostaw mnie w spokoju!
Serca nie nosiłam w całości od
śmierci taty. Było troszeczkę liche i poobrywane z krawędzi. Sasuke oderwał
następny kawałek, rozdarł go tym krzykiem. Niewyobrażalnie stanowczym,
definitywnym i nasyconym odrobiną współczucia. Odrobineczką.
A może i nie. Może to ja koloryzuję
jego uczucia, żeby usprawiedliwiać tę bezduszność.
Oczy miałam wytrzeszczone, ręce
podkurczone do miejsca, gdzie tłukło mi serce. Chyba z wolna zaczynałam
odczuwać strach, a Sasuke dopiął swego.
- No idź! – Zrobił mi miejsce.
Poszłam, przystając w wąskiej
przestrzeni, która wiodła do światła. Utożsamiłam ją z ucieczką od
nieskończonego zła i drogą do wolności.
- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz przyjąć
pomocy drugiego człowieka. Uh, teraz to ja nie rozumiem, jak mogłam chcieć ci
tej pomocy udzielić. Jesteś kretynem! Upartym idiotą, który nie wie przed czym
ucieka.
Wtedy rozdzwonił się mój telefon.
Wróciła Stefy wraz ze swoim zadurzonym głosem.
Ostatni raz spojrzałam na Sasuke. I
odważyłam się zrobić coś naprawdę głupiego. Wyjęłam z kieszeni długopis,
przeznaczony na składanie autografów pod teatrem, które potwierdzały odbiór
dziecka przez rodzinę. Wyjęłam go, podbiegłam do Sasuke, szarpnęłam jego dłoń,
którą on z początku usiłował wyrwać, ale udobruchałam go paroma szeptami.
- Nic ci nie będzie. Dlaczego znowu chcesz
uciec?
- Przestań – powtarzał tę mantrę, lecz stał
nieruchomo, cierpliwie czekając aż dokończę dzieła. Wreszcie wykreśliłam
wszystkie litery na jego skórze, przy kłykciach. – Co to? – zapytał, kiedy
wyprostowałam się, gotowa do odejścia.
- Twój największy błąd – odrzekłam. – Nie
polecam do współtworzenia przy referacie, ale możesz potraktować to jako radę
ode mnie.
- Nie potrzebuję ich.
Co za niewdzięcznik.
Wyjęłam telefon, roztrzepałam włosy
i wbiegłam w szczelinę pomiędzy kamienicami. Oczy mnie piekły, przestraszyłam
się tego bardziej niż krzyku Sasuke. Przestraszyłam się łez. Były zwarte,
gotowe, by spłynąć.
- Hej! – wołał za moimi plecami. Wolał mnie!
Cha! Emocje zdążyły stworzyć taki miszmasz, że udało mi się pozostać nieugiętą,
choć korciło mnie, aby zajrzeć do tyłu. Napawać się widokiem przejętego Sasuke.
Czymś się przejął. Może zrozumiał. Pojął, co jest jego największym błędem.
- Cholera! – Tym razem wyczułam w tym panikę,
nie szczyptę, a znacznie więcej. Po drugiej stronie ulicy stała Hana. Skrywała
się pod zadaszaniem i rozmawiała z przyjaciółką, nie zauważając mnie. W prawej
dłoni trzymała komórkę. Stefy prosiła o kontakt, a ja rezolutnie ją
ignorowałam. Zła na swoje łzy, popędziłam wprzód, metodą bezmyślną i odruchem
warunkowym.
Gdy tylko wkroczyłam na jezdnie,
ulica Kyomachi podwoiła liczbę dźwięków o parokroć. Stała się żywsza. Rozniosły
się krzyki, równie spanikowane, co brzmienie głosu Sasuke. Sasuke, pomyślałam.
Sasuke nadal mnie nawoływał. Słyszałam go!
Ocucił mnie pisk opon. Wyrwał z
zamroczenia.
Zatrzymałam się pośrodku jezdni,
jeszcze nie do końca otrząśnięta z emocjonalnej katastrofy. Później ujrzałam
rozpędzone Suzuki i jego właścicielkę za przednią szybą, która wciskała pedał
hamulca z wielkimi oczami i wyrysowaną na twarzy histerią.
Jasna cholera!
Piosenka Stefy się urwała, pisk
opon dźwięczał mi w uszach. Jakaś siła obezwładniła mnie pod pachami,
poprowadziła do tyłu. Odciągnęła od niebezpieczeństwa i zagwarantowała ulgę
kierowcy Suzuki. Zobaczyłam Hanę przy krawędzi jezdni, oniemiałą i przerażoną.
Miała ochotę do mnie podbiec, ale uniemożliwiał jej to wzmożony ruch.
Ostrzegłam ją niemrawym ruchem ręki, żeby wybić siostrze z głowy pomysł, który
mógł skończyć się dla mnie fatalnie.
- Żyje! – wrzasnął ktoś z tłumu.
Byłam już na deptaku. Przemoczona,
ale bezpieczna. Uścisk pod pachami malał, aż zniknął zupełnie. Odwróciłam się
za siebie i zaniemówiłam, widząc Sasuke.
- Zaczyna się.
Zakręciło mi się w głowie.
Upadłabym, gdyby nie trzymał mojego nadgarstka.
- Ty! – Dźgnął mnie palcem między piersi. To
nie była wściekłość, to była furia. – To ty jesteś moim największym błędem!
Wkrótce się rozpłaczę, bez względu
na to czy oglądała mnie sam Sasuke, czy cała ulica. W naszą stronie spieszyli
sprzedawcy okolicznych sklepów z odmalowaną na twarzy ulgą.
- Nie, Sasuke… Nie to miałam na my…
- Ratuj się! – powiedział jadowitym głosem, a
potem podwędził mi długopis i nabazgrał coś na mojej dłoni. – Ratuj się.
Zamrugałam oczami, żeby polepszyć
sobie widoczność i nieumyślne uroniłam kilka łez. Sasuke się wzdrygnął, ale
potrząsnął głową, jakby odpędzał obraz czyjeś śmierci, i zniknął za rogiem.
- Ratuj się – szepnęłam bezgłośnie.
Dotarła do mnie ekspedientka z księgarni
i zaczęła wypytywać się o samopoczucie. Byłam tak zamroczona, że właściciel
cukierni był skory zawiadomić pogotowie, ale powstrzymałam go. Powoli
zaczynałam dochodzić do siebie.
- To szok posttraumatyczny – mówiła jakaś
kobieta w roboczym fartuszku. – Ktoś musi zaprowadzić ją do domu. Chyba
ucierpiała psychicznie.
- A gdzie ten młodzieniec? – pytał mężczyzna z
cukierni, co dało się poznać na pierwszy rzut oka. – Zniknął?
Zgromadzeni zaczęli się rozglądać,
a niedługo przybiegła do nas kobieta z Suzuki. Ta, w przeciwieństwie, do
reszty, nie robiła wrażenia odprężonej, tylko udzieliła mi surowej reprymendy.
Kiwałam bezwiednie głową, jej głos dochodził do mnie z oddali, zniekształcony i
zbyt cichy. W końcu pani z księgarni upomniała ją, każąc spojrzeć na mój stan.
Jednak to nie Suzuki zawiniło.
Tylko anioł. Smutny, uparty anioł,
obdarty ze skrzydeł.
- Trzeba by było go znaleźć – zaproponował
ktoś z towarzystwa.
- Tak – ożywiłam się. – Tak, tak.
Ekspedientka pochyliła się nade
mną, chichocząc jak bogini. Dopiero teraz dostrzegłam, że jest naprawdę piękna.
Ona także była aniołem. I potrafiła fruwać, miała skrzydła, które rozprężała
szeroko, gdy wzbijała się ku niebu.
- To twój bohater – uświadomiła mnie
życzliwie, jak pięcioletniego dzieciaka.
Potajemnie spojrzałam na własną
dłoń.
My Darkest Day –
Save Yourself
Ratuj się, głosił przekaz. Był
piosenką. Skrytą wiadomością od Sasuke. Choć bolało mnie serce, ucieszyłam się,
że znalazł dla siebie formę przekazu i dzielił się nią ze mną.
- Twój bohater! – Nie wiedziałam, w którym
momencie Hana przedostała się na drugą stronę ulicy, ale zjawiła się przy mnie
w mgnieniu oka, opasając ramionami. – Powiem wszystko mamie! Wszystko! –
jęczała płaczliwie. – Dostaniesz taki szlaban, że przez miesiąc nie wyjdziesz
na to głupie boisko!
- Śmiało. – Pogłaskałam jej włosy.
Czułam się już o niebo lepiej.
Skryłam łzy gdzieś głęboko, tak żeby nie wyjrzały na wierzch, nigdy. Próbowałam
wypędzić z pamięci chwile z Sasuke, postąpić tak, jak przykazał.
Popełniłem
błąd. Ratuj się.
Mimo to wciąż… Wciąż uważałam, że rozwiązanie
jest niewłaściwe.
To wstyd, że nie
wiesz przed czym uciekasz.
Może mógłbyś
naprawić wszystkie swoje krzywdy.
Potępiał
to nieustannie, jednak była to pierwsza pokusa, której nie potrafił się oprzeć.
Była głosami w głowie, a głosy te słyszą nieliczni. Docierają do tych, co
bujają w obłokach. Cierpią przeszłością lub badają system, którym kieruje się świat.
A świat był potwornie niesprawiedliwy, szykował świetlane przyszłości i
paskudne doświadczenia – wszystko to rozdzielano nierówno. Sasuke szybko się o
tym przekonał, chociaż wcale tego nie chciał. Teraz brzęczała mu w uszach
melodyjka; była dokładnie taka, jak ona. Taka, z którą nie miał nic wspólnego.
Taka, która czarowała, osiadała w pamięci na długo i kusiła. Była tym, czemu
nie mógł się oprzeć.
Musiał
przyznać, że spacerowało się inaczej, słuchając żywszej muzyki. W tajemniczy
sposób napełniała go energią, sprawiała, że park w Izumo nie straszył
przemieszczającymi się cieniami, tylko srebrzył się sierpem księżyca i
przypominał scenerię z magicznych filmów.
Wiesz, że to
twój największy błąd.
Słyszał
głos Ellie Goulding, koncentrował się podwójnie, by zrozumieć śpiewane słowa.
Zasysał nikotynę i patrzył na drugą dłoń. Trzymał w niej smycz, ale tkwił tam
także tytuł piosenki. Wiedział, czemu wybrała właśnie tę. Odkryła jego strach.
Nie był dla niego nowością, ale wydawało mu się, że skutecznie go maskował. Nie
sądził, że dziewczynka jej pokroju rozłupie skorupę. Nie wierzył w nią ani trochę,
gdy oznajmiła, że znajdzie klucz. Teraz czuł, że się pomylił. Obawiał się
tego.
Jego
lęki były silniejszy niż przypuszczała. Sasuke bał się dźwięku jej imienia,
dbał o to, żeby nie zostało wypowiedziane jego głosem.
Nienawidził
jej za to, co mu zrobiła.
Nienawidził
jej za to, że teraz szuka jej w ciemnościach parku z nadzieją. Najprawdziwszą
nadzieją! Że będzie mu dane ją minąć. Nadąsaną, w bluzie, która pomieściłaby
dwa jej klony, z piłką pod pachą i zmarszczonymi ustami. Sasuke przejrzał już,
że jest to jej gest mobilizujący. Wiedział o niej coraz więcej.
I
obiecał sobie, że na tym poprzestanie.
Wcale nie zostałam uziemiona, nie
dostałam też innego rodzaju szlabanu. Mama była zaniepokojona moim niedoszłym wypadkiem,
ale też wniebowzięta faktem, że wciąż oddycham i kapryszę na szynkę w
kanapkach. Nawet słówka nie pisnęła o moich upodobaniach francuskiego pieska.
Oprócz tego, przy śniadaniu w
poniedziałek, dowiedziałam się, że zapędy detektywistyczne odziedziczyłam
właśnie po niej.
- Musimy znaleźć tego chłopaka! Uratował ci
życie!
- I był bardzo przystojny – relacjonowała
Hana, kołysząc nogami, które nie sięgały ziemi. Ja usiłowałam trzymać się
domowych tradycji i wierzyć do samego końca, że wspomnienia Hany były zbyt
mgliste, by uchwycić w nich twarz mojego anioła.
- Możemy umieścić ogłoszenie w lokalnej
gazecie. Pamiętasz jak wyglądał, Sakura?
- Ani trochę.
Nie usatysfakcjonowałam mamy, więc
przerzuciła się na moją siostrę.
- A ty, Hana?
To, czy wypadek w Kyomachi szybko
wymknie się z pamięci mojej rodziny, zależało właśnie od niej. Hana zasadziła
we mnie ziarnko nadziei i nieświadomie nim sterowała. Mogła zawyrokować na jaką
skalę się rozgałęzi i czy w ogóle rozkwitnie.
- Miał ciemne włosy – przemówiła. – Był w długim
płaszczu i myślałam na początku, że to jakiś złodziejaszek. W filmach o
gangsterach ludzie wyglądali podobnie.
A jednak. W informacjach było sporo
luk, ale po zbadaniu mojego środowiska, policja bez trudu dojdzie do prawdy. Ziarno
nadziei pochłonęła ziemia.
Mama podchodziła do sprawy z…
majestatycznością. To właśnie z tego powodu nie byłam z nią szczera. Zapewne
nie zachowa się wyrozumiale, kiedy wyjaśnię jej, że urządzam fochy na osobę,
której zawdzięczam życie. Nie potrafiłam postąpić inaczej. Niech Sasuke
pozostanie incognito, dopóki nie uporam się z własnym sercem. Tak! Wciąż było
niesprawne i potrzebowało tymczasowej kuracji. Powiedziałam mu już, że nie
będzie to proste, ponieważ niedługo spotkam się z nim w szkole. Chłopakiem,
który specjalizuje się w sprzecznościach. Ratuje mnie, a potem prosi, bym sama
tak postępowała.
Ratuj
się…
Nie odsłuchałam piosenki. Bezsenna
noc zaowocowała nowymi postanowieniami. Jedno z nich budziło we mnie szczególne
emocje. W ramach wdzięczności dostosuję się do próśb Sasuke. Uratuję się i
zniknę. Nie tknę już niczego, co ma jakiś związek z moim aniołem.
- Trudno. Te strzępy informacji muszą nam
wystarczyć. Pogadam z moją koleżanką i dowiem się co można zrobić w tej
sprawie. – Mama wyznaczyła koniec porannej rozmowy i zaczęła odprawiać nas do
szkół.
Dopiłam kawę i dołączyłam do Ino.
Poprosiłam mamę, żeby zachowała wypadek w tajemnicy i nie wspominała o nim przy
moich przyjaciółkach, choć wątpliwie podchodziłam do obietnicy Hany. Bałam się,
że zdradzi nasz sekret, a zaufanie Ino stracę bezpowrotnie. Poparcia Temari
również łatwo nie odzyskam.
Poniedziałkowe Izumo olśniewało
widokami. Góry na dalekim horyzoncie wyglądały jakby pokryła je warstwa złocistego
śniegu, przez wychodzące spomiędzy nich słońce. Z rozciągających się połaci
traw czynił natomiast zielone niebo. Poranna rosa błyszczała jak gwiazdy.
Brakowało mi tęczy, lecz wiedziałam, że nie pojawi się znikąd, nawet jeśli
sobie tego zażyczę.
Życzenia się nie spełniały.
Myślałam, że liceum odżyje po
weekendzie prawie tak samo, jak słoneczna pogoda, ale na korytarzach wykryłam
zamarcie, braki w uczniach i głosy tak ciche, że ledwie słyszalne. Później Ino
objaśniła mi, że pierwszoroczniaki wybyły na wycieczki, a rada uczniowska
omotała Tsunade i dokonała czegoś pięknego; załatwiła pozostałym salę kinową.
Jedyną, unikatową i zaopatrzoną w nowoczesny sprzęt. Od wczesnego ranka
przewodniczący klas wojowali pod sekretariatem o zaklepanie dogodnego miejsca w
kolejce. Neji wrócił jeszcze przed rozpoczęciem angielskiego i nie musiał
niczego tłumaczyć, bo odkryliśmy po jego twarzy, że klasa wylądowała na szarym
końcu.
- Szósta i siódma lekcja? – Kiba przygryzał kokosowego
batonika i wgapiał się na wejście sali kinowej, którą umiejscowiono na tym
samym piętrze. Nie mogłam odgonić od siebie myśli, że w duecie jest bardziej
zabawny i rozochocony, jednak Naruto twierdził, że śliwa pod okiem nadal jest
zbyt widoczna, by ukryły ją podkłady kosmetyczne jego matki. – Możemy wybrać film?
- Akcja – zagłosował Chouji. – Chcę film
akcji.
Temari podkradła mu z paczuszki
orzecha.
- Zgodzę się na wszystko, ale nie wyskakujcie
z mdłymi romansami.
- Może horror? – rzuciłam.
- Horror byłby dobry, ale na pierwszej godzinie
mamy do towarzystwa Cherron, a ona się na to nie zgodzi. Co powiecie na film
psychologiczny?
- Nie, Tem. Proszę cię. – Ino dramatycznie
potarła swoje czoło. Wyglądała jak realistyczna księżna z czasów historycznych,
której wiatr zgarnął chusteczkę. – Takie filmy są potwornie nudne! Co powiecie
na koreańską dramę?
- Wolę japońskie – westchnęła Tenten.
- Dlaczego? Koreańskie są lepszej jakości!
Znajoma polecała mi komedię „Dziecko i ja”, gra tam Jang Geun Suk! W roli ojca!
Kiba dłużej tego nie zniósł i
parsknął śmiechem.
- Kto?
- Przystojniak – przełożyłam to na
przystępniejszy język. – Tak myślę. Nigdy go nie widziałam. Ale ona piszczy
tylko wtedy, gdy aktor jest tego godzien.
- Ja nie chcę oglądać przystojniaków. Chcę fi…
Nie przejmowałam się tym czego chce
Kiba i prawdę mówiąc nawet nie zareagowałabym na nagłą pauzę, gdyby nie to, że
mną szarpnięto. O nie. Po spotkaniach Sasuke miałam serdecznie dość pomiatania
moim ciałem jak laleczką do zabaw.
- Kiba! – Obrzuciłam go spojrzeniem z
horrorów. Przysługiwało ono intruzom wkradającym się do domu i mądrze
projektujących akt mordu. Chłopak nie wzruszył się, tylko strącił mnie na bok,
odizolowując od pozostałych. – Co robisz? – sapnęłam. Jakie to było
denerwujące! I bolesne! Przypomniałam sobie o napadach agresji ze strony Sasuke
i przygryzłam wargę, żeby nie stracić kamiennej maski z twarzy.
Ale utraciłam ją, niedługo potem.
Widok Sasuke, wleczącego się do klasy nie był niczym nadzwyczajnym, może
odrobinę mi dokuczył, ale przecież przygotowywałam się na niego od tamtego
zdarzenia na Kyomashi. Przetrwałabym ten obraz, gdyby nie Kiba, bo wtedy zauważyłam
jak natarczywie świdruje go wzrokiem.
- Pracujesz z nim nad tym referatem? – szepnął
do mnie, sprawdzając, czy nasz krąg nie przybrał nikogo dodatkowego.
Zastanawiałam się dokąd z tym
zmierzał. Myśl, że sobotę spędził w pobliżu teatru zniknęła tak prędko, jak się
napatoczyła. Nie odpowiedziałam mu, czując, że chce dorzucić coś więcej. Może
widziano nas razem?
- Sakura, bo… Naruto podejrzewał, że będziesz
potrzebowała pomocy. Mówił, że masz z nim niewiele wspólnego…
- Mów jaśniej – zażądałam.
Zamiast wyjaśnić, zaczął gmerać w
kieszeniach. Gdy wydawało mi się, że przegrzebał już wszystkie, wręczono mi
świstek papieru. Zobaczyłam ciąg cyfr i cudem zdusiłam w sobie słowa uznania.
- Czy to…
- Jego numer telefonu.
- Skąd Naruto go ma? Jest aktualny? –
dopytywałam się, nie patrząc na rozmówcę. Te cyfry były dla mnie magiczne.
Obiecałam sobie, że odetnę się od niego, jednak dzisiaj dostałam w ręce kod.
Tak tajny jak szyfry z filmów akcji i kryminałów. Tak wartościowy!
- Kiedyś mieli się skontaktować w sprawie
zeszłorocznej wycieczki, no i Sasuke nie miał wyboru, musiał go przedyktować.
Numeru ponoć nie zmienił. Naruto jakoś to sprawdził.
- Dzwoniąc?
- Bo ja wiem. Mówił mi, że był sygnał, więc
prawdopodobnie dzwonił. Przyda się? – Patrzył na mnie, a jego oczy pożądały
jakiegoś potwierdzenia. Gwarancji przydatności. – Bezpieczniej dla ciebie,
żebyś załatwiła to przez telefon. Ty i ja dobrze wiemy, że i tak go nie
przekonasz.
- Warto spróbować. – Wcieliłam się w zakłamaną
zołzę. Nie lubiłam tej roli. Nie znosiłam jej tak bardzo i czasami bez zastanowienia
mogłabym wtajemniczyć innych w chowane chwile z życia. W tym przypadku
przemówiła mi do rozsądku troska Naruto. Przekazał mi ten numer, robiąc z Kiby
sowę, tylko dlatego, żebym uniknęła rozmowy „twarzą w twarz” z Sasuke. Obawiał
się, że mogę sobie nie poradzić, a opryszkowi puszczą nerwy. – Dziękuję. –
Posłałam Kibie uśmiech.
- Chyba nie ma na świecie siły, która pozwala
krzywdzić przez telefon.
- Nawet w takim przypadku potrafię o siebie
zadbać.
- Nie wątpię. – Rozczochrał mi włosy.
Ja też nie. Wstrzyknięto we mnie
taką siłę, że tymi cyframi potrafiłabym podbić świat, rozkodować najtajniejsze
sejfy i przy okazji mieć zapasy, na drobne wypadki. Mogłabym przecież mu
podziękować. Foch nie dobiegł końca, ale kultura osobista go przewyższała i natychmiast
rozgniotła jak robactwo.
Możliwości było w bród, tyle że
brak mi było odwagi na jakąkolwiek z nich. Powód do zatelefonowania, jaki
obmyślałam, zawsze wydawał się zbyt błahy i Sasuke prędzej czy później
zrozumiałby, że mu się narzucam.
Znowu.
Do domu wracałam z Haną. Do tej
pory emocjonowała się zdarzeniem z Kyomashi, a ja zmuszona byłam ją uciszać i
karcić, gdy odzywała się zbyt głośno. No i dłoń! Piekła, świerzbiła, powoływała
głosy w mojej głowy, utrudniała mi uregulowane życie.
Save
Yourself…
I piosenka, i numer były moim
łupem. Nieocenionym skarbem, własnoręczną zdobyczą. Problem był tylko jeden.
Nie miałam pomysłu, jak mądrze ten łup zużyć. Z dwóch wariantów to muzyka była
mniej szkodliwa i nie narażała mnie na styk z Sasuke, lecz serce nie dawało ani
trochę swojego poparcia. Wiesz, jak to się skończy, mówiło. Posłuchałam go,
wiedziałam! Wiedziałam, czym to grozi. Już teraz czułam grasujące wewnątrz mnie
symptomy. Ignorowanie ich nie wychodziło nikomu na dobre, a mój przypadek był
szczególny.
- O, popatrz! – Hana skubnęła spódniczkę od
mojego mundurka. – Mama była w pracy?
- Idzie dopiero w nocy… - odparłam, tracąc
pewność na widok Toyoty przed podjazdem do domu. Naszym rodzinnym autem był
Nissan, ale nie było wątpliwości, że to ona wyskoczyła z miejsca pasażera. –
Mama? – zapytałam samą siebie.
Mama była przeszczęśliwa. Wokół jej
głowy krążyły srebrzące się motyle. Niewysłowienie piękne.
- Hej, siostra, siostra! – Ton Hany zdradzał
wykrycie czegoś nadzwyczajnego. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się. Wysiadł
stamtąd mężczyzna; wysoki i elegancki. Miał na sobie garnitur, kojarzoną z
biurowymi urzędasami teczkę, a do czoła przyklejono mu etykietę z nadrukiem:
„Jestem kosmicznie bogaty”. Wywnioskowałam to szybko po najnowszym modelu
Toyoty. – Kto to? – odezwała się Hana. – Nie znam go.
- Ja też nie. Może pracuje z mamą?
Kierowca mamy otworzył bagażnik i
wyjął kilka papierowych torb ze sklepu spożywczego. Mama uśmiechnęła się do
niego z wdzięcznością, a kiedy chciała odebrać pakunki, ten pokręcił zawadiacko
głową i polecił jej ruszyć przodem.
Rozpoczęła się walka o lepsze maniery.
- Jest bogaty. – Podzieliłam się z siostrą
moim spostrzeżeniem.
- To randka? - Nerwy mi zadrżały, gdy
wyobraziłam sobie, że Hana odgadła znaczenie tej sceny.
- No coś ty. Mama nie chodzi na randki.
Zwolniłyśmy kroku, a wtedy mama
odniosła zwycięstwo i przejęła zakupy. Mężczyzna dał jej do zrozumienia, że nie
jest przychylnie do tego nastawiony i właśnie stracił okazję na zaimponowanie
kobiecie.
- Przecież drzwi są zaraz obok. – Wiatr
przyprowadził do nas jej śmiech. Brzmiał inaczej od tych, którymi chichotała w
domu.
- To randka – stwierdziła Hana. - definitywnie.
- Mama z nikim się nie umawia!
- No to zaczęła!
- Nie może!
- Bo? Tata raczej nie da rady przemówić jej do
rozumu.
Nie podjęłam tematu ojca, żeby nie
pogorszyć sytuacji. Hana tak czy inaczej zdążyła już zmizernieć. Zresztą
kondycji „partnera” mamy też można było wiele zarzucić. Mężczyzna był strasznie
blady i sterany. Chyba nie przywykł do pięciosekundowego trzymania torb, gdyż
robotę tą wykonywała za niego wynajęta służba. Pomyślałam, że matka uratowała
mu skórę, bo prawdopodobnie zemdlałby z wysiłku w drodze przez ogród.
Na pożegnanie wymienili się
uściskami dłoni.
Kosmiczny bogacz wrócił do
samochodu i odpalił silnik. Wtedy spojrzenia moje i mamy spotkały się.
- Przystojniak na celowniku?
- Sakura, skończ! Powiedziałam ci, że nie
mogłam odmówić. Znasz Livię…
- To ona mogła cię odwieźć, a nie…
- To jej pracownik. – Nabuzowałam matkę
niezdrową energię. Rozpakowywała zakupy, unikając mojego spojrzenia. Krążyła po
kuchni, marszcząc czoło na każdą przytoczoną uwagę, która dotyczyła
bezpośrednio, lub pokrywała się z tematem kierowcy Toyoty. – Livia miała stertę
umów do podpisania. Wiesz, że to ciężka praca.
Livia była jedyną osobą spoza
rodziny, którą widywała mama. Redaktor naczelna pisemka kojarzonego z
przebrzydle bogatymi pracownikami w smokingach i rodzic dzieci o przekroczonym
poziomie własnej wartości. Nie wiedziałam, co sprawiło, że nadawały na tych
samych falach. Matka była wdową, doniedawna pogrążoną w depresji i niedbałości.
Wyszła z tego dzięki terapiom i pomocy dziadków, a Livia… Livia była dla niej
odległym światem. Światem, w którym magia i luksusy są stałym bywalcem,
dziennym porządkiem.
Matka przyglądała mi się dłuższą
chwilę, badając czy przeszła mi poprzednia nadwrażliwość i chyba miałam zbyt
potulną minę, bo następny temat podjęła z uprzejmym uśmiechem:
- Nie zgadniesz co dla ciebie załatwiłam!
- Co?
- Bohatera!
- Bohatera? – jęknęłam, zbita z tropu tym
ostentacyjnym okrzykiem. – Jakiego boh… - I wtedy napłynęły mi do mózgu
wszystkie ubytki. – Sas… to znaczy, chłopaka w płaszczu?
Jak? Jak?
Mama dotarła do lodówki tanecznym
krokiem.
- Niedługo się znajdzie, perełko. Livia
wspomni o nim w swoim magazynie. Ponadto obiecała, że da cynk kolegą z branży,
a o wypadku napiszą w lokalnej gazetce – ugasiła zapał dopiero wtedy, gdy
ujrzała moją minę. Och, wierzyłam, że bladością dorównywałam kuchennym ścianom.
– Spokojnie! Jesteś w pełni anonimowa. Nikt się nie dowie o tym wypadku.
- A bohater? On się dowie!
- On wie. Sakura, nie rozumiem dlaczego się
tak burzysz?
- B-b-bo… - Odrzucał mnie. Sprawiał, że czułam
się niepotrzebna i poniżona. Miał oczy, które powinny odprężać, zachwycać,
jaśnieć dobrocią. Powinny, a działały odwrotnie.
- Ten chłopak uratował ci życie – przypomniała
mi. – Musisz teraz mu pomniki stawiać, a nie kaprysić.
Rzeczywiście, powinnam czuć
dozgonną wdzięczność. I czułam. Gdzieś głębiej. W zakątkach, do których nie
było łatwo dotrzeć. Mimo położenia wiedziałam, że niebawem się pomnoży.
Niebawem, gdy sprawa ucichnie. Przed oczami miałam tylko jego obraz. Obraz
Sasuke, który przegląda gazetę przy porannej, świeżo zaparzonej kawie i z
herbatnikiem wetkniętym do ust. Pomijając, że widok był niczego sobie, Sasuke z
pewnością uznałbym, że to ja stoję za tym ogłoszeniem.
Chce
mi dokuczyć, czy jak? A może teraz zacznie mnie szantażować. Utrzyma wszystko w
tajemnicy, jeśli napiszę ten piekielny referat. Zołza.
- Masz minę jak Krzyk Edvarda Muncha – powiedziała mama.
Owszem, przyciskałam dłonie do
policzków, ale buzię miałam przymkniętą. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Obrabowałam lodówkę z paru
drobiazgów i rzuciłam do mamy:
- Idę na górę.
I poszłam. Z mętlikiem i mnóstwem
nasuwających się scenariuszy. We wszystkich Sasuke przygryzał tego przeklętego
herbatnika, ale nie to było moim zmartwieniem. Obawiałam się jego reakcji, a
próba powstrzymania redaktorki Livii spaliłaby na panewce i zbudziła
podejrzenia mamy. Oczywiście mogłabym obstawić, że Sasuke nie ma w zwyczaju
wertować gazet, ale z doświadczenia wiedziałam, że takie założenia rozczarowywały.
Odpaliłam laptopa i zamknęłam się w
pokoju na cztery spusty. Kursor szwendał
się po ekranie, a odrobinkę niżej, na mojej ręce, gorzał napis z tytułem
piosenki i wykonawcą. Mimowolnie przerwałam zajęcia na przeglądarce i
analizowałam „jego” pismo.
Dlaczego?
To tak jakby obdzierano ze skóry
zwierzę, a mnie, widza, skazano na niemoc i bezsilność. Jak bardzo bym się nie
starała, tych myśli nie odegnam. Głosy roznosiły się w mojej głowie jak
natrętne owady. Słyszałam tytuł piosenki, Save
Yourself, wygłoszone nieskazitelnym akcentem Calvina Shepherda. Słyszałam
wrzaski Sasuke, te, które rozdarły mi serce i doprowadziły do łez. Wstydziłam
się tego. Wstydziłam się tego tak bardzo, że wszystkie moje wyrzuty skierowane
do samej siebie, przyłączy się do głosu Shepherda i wołań Sasuke. Tworzyły
pogłębiający się chaos.
Ratuj
się.
Ratuj
się, Sakura.
Sakura? Nie. On nigdy nie mówił do
mnie po imieniu. Najprawdopodobniej po prostu go nie znał, nie miał także
ochoty poszerzać swojej wiedzy o takie bezwartościowe wyrażenie. Sakura Haruno
istniała dla niego w rutynowej liście sprawdzanej obecności, istniała gdzieś
wśród tabunu uczniów… Nie była nikim konkretnym.
Kliknęłam w domyślną stronę
przeglądarki, a na tle białego migał kursor.
- Ostatni raz – pisnęłam do siebie przez zęby.
– Ostatni raz, Sakura, ostatni.
Zanim zdążyłam dwukrotnie uprosić
się, bym jednak tego nie robiła, włączył się film, zapłonął ogień i rozbrzmiał
niepozorny początek piosenki.
A potem nadeszły słowa.
Jestem synem
diabła, prosto z piekła. A ty aniołem z nawiedzonym sercem.
Gdybyś była
mądra, uciekłabyś. I ochroniła samą siebie. Od demonów żyjących w ciemności.
Nie ma tu nic do
zdobycia, bo mogę nigdy się nie zmienić. A ty nigdy nie zrozumiesz mojej
choroby.
Ratuj się!
Od życia pełnego
kłamstw i serca pełnego bólu i smutku.
Ratuj się!
Od wyborów,
których dokonałem, bo nie podąża za mną nic, oprócz porażek.
Otarłam policzki, niepotrzebnie,
ponieważ oczy miałam suche, a od łez dzieliły mnie kilometry. Ale z świata
wewnętrznego, magicznego kąta duszy, zniknął Sasuke z herbatnikiem, a pojawił
się samotnik z wyboru, człowiek, który łowi uchem słowa tej piosenki i obarcza
siebie rolą syna diabła – pana ciemności.
Diabły nie ratują! Nie ratują
nikogo, a już na pewno trzymają się z dala od awansów na bohatera. Gdybyś był
diabłem, Sasuke, myślałam, pozwoliłbyś mi umrzeć, pozwoliłbyś Suzuki zmieść
mnie z ulicy, następne, bezwartościowe życie.
Nie byłeś synem diabła, idioto!
Podjęłam decyzję. Nie zastanawiałam
się czy przyniesie więcej korzyści, czy strat, po prostu stopniowo ją
realizowałam. Porwałam płaszcz, chwyciłam komórkę, pozdrowiłam mamę i
lekceważyłam jej protesty, kiedy zarzekała się, że jeśli nie wrócę, czekają
mnie surowe konsekwencje.
- Idę do bohatera, mamo – szepnęłam, pędząc
już wzdłuż pożartych przez cienie ulic. Straciłam rachubę, gapiąc się w laptop
i rozważając jak bardzo pożałuję odtworzenia tej piosenki. Zbliżała się
dwudziesta. Mogłam trafić na niego w parku, ale wolałam załatwić to na boisku.
Zabrałam ze sobą piłkę, za sprawą poczucia winy. Gra dobrze mi zrobi, ochłonę w
razie gdyby nie wszystko poszło gładko. W razie gdyby Sasuke… nie zechciał ze
mną współpracować. W razie gdyby, myślałam, ściskając w piąstce karteczkę od
Kiby, ten numer był niewłaściwy. Gra mnie odpręży. Zapomnę o porażce.
Park pokonałam ani razu nie
zwracając uwagę na faktury drzew i ułożenia gałązek, które zwykle wyglądały jak
szkielety. W głowie huczało mi od diabłów, demonów i rzeczy wiążących się z
czystym złem, ale myśli te zastępowałam przeciwieństwami. Sasuke był smutny,
nie groźny. Sasuke był zraniony, nie zły. Sasuke nie był diabłem, ani niczym co
się wiązało z tym stworzeniem.
Był…
Na pewno nie tutaj, uznałam,
omiatając wzrokiem okolice. Odszukałam jednego spacerowicza, ale była to
kobieta, zbyt niska i powolna, bez sikającego na mój widok wilczura. Cóż, w
takim razie musiałam zaufać liczbom.
Kiedy dobiegłam do boiska,
upuściłam piłkę. Mogła turlać się wszędzie – na razie nie była mi potrzebna.
Liczył się czas, cyfry, wola Sasuke i fakt, żebym zdążyła okiełznać oddech,
który przypominał startującą lokomotywę. Spokojnie, Sakura, spokojnie.
Zaczerpnęłam powietrza, dmuchnęłam na zmarznięte dłonie, żeby ekran dotykowy
zareagował, gdy musnę go opuszkami. Och, nie sądziłam, że pogoda tak się
zgorszy. Zaczęłam drżeć, a wydychane powietrze wyglądało jak dym papierosowy,
uciekający z ust Sasuke.
Sasuke, Sasuke!
Niech będzie.
Stanęłam na podwyższeniu ławy dla
kibiców, ale z nerwów nie śmiałam się usadawiać. Wystukałam numer z karteczki,
a potem przyszło mi cierpieć w męczarniach, słuchając jednostajnego sygnału
oczekiwania.
Nastąpił jeden, potem drugi,
czekałam na trzeci, ale urwał się w połowie.
- Halo? – Głos był prawie tak oziębły, jak
pogoda. Ale niepodważalnie należał do niego. Chciałam mu odpowiedzieć, lecz
zabrakło mi słów. Zwiały! Tak nagle, bez ostrzeżenia, bez skruchy… - Halo? –
powtórzył poirytowany Sasuke.
Ocaliła mnie obawa przed
rozłączeniem.
- Cześć.
Niezbyt to było szarmanckie i
profesjonalne. Głos nabrzmiał mi strachem i czymś tajemniczym, co nadawało mu
cech dziesięcioletniego dziecka.
Telefon ucichł na parę sekund.
- Kto mówi?
Ogarnij się, Sakura! Wypuściłam
powietrze, zerkałam byle gdzie, szukając punktu zaczepienia dla oczu, ale w
końcu natrafiłam na długopisowe kreślunki. Uspokoiły mnie. Poza tym przymknęłam
oczy, podziała moja wyobraźnia – zabójcza siła. Prawie tak kosmiczna jak opływające
w zera konto bankowe Livii. Pomogła mi wyobrazić sobie rozmówcę po drugiej
stronie. Z obowiązkowym herbatnikiem i kubkiem gorącego napoju. Sasuke siedział
na łóżku, pod pledem, przed sobą miał rozcapierzony komiks, mangę albo książkę
Czytał, a sygnał nadchodzącego połączenia zaburzył rutynę. Poprzekomarzał się z
wilczurem i zapytał się go czule, kto śmie mu zawadzać.
A potem odebrał. Najgłupszy telefon
w historii telefonów.
- Sasuke – zaczęłam. – Nie jesteś synem
diabła. Ani trochę go nie przypominasz.
Tak więc przedłużałam ten absurd, w
ogóle nie dziwiąc się panującej po drugiej stronie ciszy. Sasuke ogarnia, no
tak, próbował wytłumaczyć sobie, że poziom mojej głupoty mieści się w normie.
Bo dociekł już, że to ja. Z pewnością.
Dreptałam na czubkach palców po
metalowym pręcie ławy, podpórką dla stóp kibiców. Walcząc o równowagę,
zdradzałam Sasuke wszystkie swoje myśli, co do joty.
And you’re an angel with a
haunted heart…
- A ja nie jestem aniołem, cha! Może mam
trochę nawiedzone serce, ale nic mnie do niego nie upodabnia. Właściwie, wiesz
co?
Nie wyrzucił z siebie żadnej oznaki
zainteresowania.
- Ty jesteś aniołem – szepnęłam do telefonu,
mimowolnie się uśmiechając. – To ciebie z nim kojarzyłam. Właśnie wtedy, gdy,
niech będzie, podsłuchiwałam twoją rozmowę z… Ech, imion na pamiętam, ale wiem,
po ile razy powtarzają klasę. – Dalej nie mówiłam, żeby dać sobie chwilę
wytchnienia i przekonać się czy nadszedł już czas. W gruncie rzeczy Sasuke
wciąż to znosił i nie skrytykował żadnym słowem. Miłe zaskoczenie.
Wolałam nie zakładać, że nie ma go
przy telefonie.
- Jesteś aniołem. Trochę zagubionym z
uszkodzonymi skrzydłami. Takim, który musi nauczyć się latać, wierzę, że na
nowo, a nie po raz pierwszy. Prawda?
Cholera! Brnęłam w to, nie
otrzymując potwierdzenia.
Sasuke.
Odezwij się, proszę.
Westchnęłam, ale głos miałam
wesoły. Chybotałam się na pręcie i poddawałam woli serca. Ono wcale nie
skreśliło Sasuke z powodu sobotniego zachowania, głupie serce. Ono uznało, że
trzeba wbić opryszkowi co nieco do głowy.
Przedstawiłam mu zatem swoją
teorię:
- Sasuke! To, że nie możesz fruwać, wcale nie
oznacza, że strącono cię do piekieł. Twym skrzydłom potrzeba ratunku, słyszysz?
Tobie jest on potrzebny, nie mi. Ja nie mam przed czym uciekać. Tak sądzę. Na
początku rzeczywiście chciałam cię posłuchać i postąpić według tytułu piosenki,
ale później doszłam do wniosku, że nie jesteś taki straszny, na jakiego cię
kreują.
- Nie potrzebuję twojego współczucia. – Rety!
Jego głos rozległ się w słuchawce tak nagle, że aż się zachłysnęłam. Nie
odbiegał od rzeczy, których oczekiwałam, ale podniósł mnie na duchu.
Zasygnalizował, że jestem słuchana.
- To nie współczucie – zapewniłam go,
podejrzanie szczęśliwa zresztą. – To dziwna chęć niesienia pomocy idiotom,
którzy na to nie zasługują.
- Ta chęć może cię zabić – powiedział srogo.
- N-nie, nie zabije mnie. Co masz na myśli?
- W sobotę miałaś przedsmak.
- To ja byłam nieuważna! Proszę nie mieszać w
to tej chęci, okej? Uwierz mi, próbowałam z nią walczyć.
Och niebiosa, trzymajcie mnie, bo
obalę twierdzenie Kiby, które tyczyło się bodajże nietykalności podczas rozmów telefonicznych.
Nie po to produkowałam się pięć minut, żeby dostać w zamian groźbę śmierci.
Groźbę! Każde jego słowo zawierało w sobie jej nutkę.
- Dlaczego uważasz, że mogłabym zginąć? –
zapytałam.
- Rozłączam się.
Hę?
- S-sasuke, czek…
- Potrzebujesz ratunku, ale przede wszystkim
pomocy specjalisty.
Zorientowałam się, że złagodniał.
Jego głos. Nastał ten wyjątkowy moment, w którym nie grożono mi, ani nie ostrzegano.
- Chciałam ci tylko uświadomić, że w
okrucieństwie do diabła ci daleko! I że wyglądasz jak anioł! W ziemskiej
wersji! – zdenerwowałam się, w ogóle nie analizując cisnących się na język
słów. Dopiero potem się ocknęłam i sprostowałam: - Nie wyobrażaj sobie
niestworzonych rzeczy. Lubię cię, jednak… Albo nie do końca. Pff, nieważne.
Miałam ochotę zadzwonić, jasne? Z ochotami się nie walczy! Ta była potężna!
- Jak potężna?
Zbił mnie w tropu tym pytaniem.
Naprawdę spotulniał.
- Bardzo! – Mechaniczne rozłożyłam ramiona,
jak do prezentacji. Przez ten błąd ustała moja równowaga. Noga mi się omsknęła
i ześlizgnęła z pręta. Jęknęłam, sparaliżowana bólem w łydce. Swoją kompletną
postacią torturował mnie tylko przez chwilę, pieczenie pomału słabło i dopiero
wtedy zorientowałam się, że mój telefon leży nieopodal, kompletnie strzaskany i
nieżywy. – Cholera! – uderzyłam pięścią o murawę. Kilka razy, żeby ochłonąć. Nie
do wiary! Sasuke zaczął mięknąć, rozmawiał ze mną, nie przerwał połączenia ani
nie zganił mnie. No, raz stał się surowy, ale było to krótkotrwałe i niejasne.
Dobiła mnie utracona szansa,
zgniotła negatywnymi emocjami, których było od zatrzęsienia. Masując łydkę,
rozejrzałam się za baterią-uciekinierką i tylną klapą komórki. Znalazłam serce
telefonu, ale klapa przepadła w ciemnościach, a boisko od czasu zburzenia
szkoły i zamknięcia hurtowni przestało być oświetlane.
Jasny gwint.
Chcę go. Chcę Sasuke, z powrotem.
Chcę słyszeć jak jego głos łagodnieje w słuchawce. Chcę małymi kroczkami
docierać do tych skrytych kluczy, usłyszeć od niego, że mój telefon na coś się
zdał i pobudował jego wartość we własnych oczach. Ale zdecydowanie wyżłopałam
za dużo kawy. To ona była winna temu przypływowi odwagi i nietaktownym
pomysłom. Trudno było nie zgodzić się z Sasuke; tu przydałby się specjalista.
Wstałam z myślą, że kiedyś podejmę
następną próbę. Teraz byłam pewna, że Sasuke zwiększy dotychczas dzielący nas
dystans; mentalny, zarysowany oczami duszy. Będzie omijać mnie łukiem na
korytarzach i lekceważyć moje próby podchwycenia jego spojrzeń. Ot, skuteczne i
niewymagające przesadnego wysiłku.
A może jednak rozjarzyłam w nim
jakiś promyczek szczęścia. Może docenił, że ktoś widzi w nim niebiańską dobroć.
Cierpliwości też trzeba mu pogratulować. Momentami ją tracił, ale chwile przed
ostatecznym jej zanikiem były rozwlekłe, warte podziwu.
Zaaplikowałam baterię w jej
prawowite miejsce, nie śmiąc restartować telefonu. Wizja bilionów nieodebranych
połączeń od matki przekonała mnie do przyśpieszonego treningu piłki nożnej.
Moja porażka była częściowa, niekompletna, ale należało spożytkować obecność
piłki… i krzty ognia. Wojowałam z pustą bramką tak długo, dopóki nie zakłócił
tego czyiś oddech. Dobiegał z oddali i zatrwożył mnie swoim ciągiem. Był szybki
i urywany, ewidentnie podpowiadał, że jego kreator przebył długą drogę, żeby się
do mnie dostać. No właśnie, do mnie! Wspomniałam sobie o historyjkach Hany, tych
odnoszących się do gwałcicieli i złodziejaszków. Pomyślałam też o ostatnich doświadczeniach
Naruto i momentalnie przycisnęłam do siebie piłkę, gotowa puścić się do
ucieczki.
Ale to nie żaden złodziejaszek przeszkodził
mi w grze.
Nie był to też gwałciciel, bo tyle
mogłam wywnioskować, widząc tę osobę. Jej kształty przezierały przez mrok, ale dopisało
mi szczęście i intruz wszedł w łunę światła z oddalonej latarni. Ujrzał mnie,
lecz nie potrafił uporać się z dzikim oddechem. Czerpał nowe hausty powietrza i
dopiero te dawały jakieś rezultaty.
Wtedy zamarłam, olśniona własnym
odkryciem.
On przybiegł tutaj… do mnie.
Mrużyłam oczy, żeby odgadnąć jego minę i byłam już pewna, że z kabaretów nie
wrócił. Wyraz twarzy ustępował miejsca czemuś nowemu, a ten poprzedni skojarzyłem
ze strachem, choć absolutnie nie podpisywało się to pod osobowość Sasuke. A
jednak. Dostrzegłam go. Ten strach. Był silny, bo przedarł się przez wszystkie
jego maski. Był silny, bo udało mi się wyłapać go z mroków. Był silny, ale
ulotnił się śpiesznie, dając w zamian coś gorszego. To akurat najbardziej
zespalałam z Sasuke. Gniew zmroził mnie, gdy w ciemnościach zobaczyłam jego
oczy.
Wtedy naprawdę były bliskie diabłu.
Wyjęte z piekieł i rządne zemsty. Nie rozumiałam tylko z jakiś przyczyn Sasuke
szykował odwet, w dodatku na mnie.
Dlaczego?
Dlaczego się tu zjawił?
Od
autorki: To było ewidentnie…
wyczerpujące! Niewiele się działo, ale skorupa Sasuke zaczyna pękać. Bądźcie
cierpliwi, wyjaśnienia nastąpią niebawem. Wiecie przecież, że trzymanie
czytelników w niepewności to moje hobby, prawda? No!
Na rozdział siódmy nie będziecie
musieli czekać miesiąc. ANI pożegnałam epilogiem i GAT jest obecnie moim jedynym
blogiem, nie licząc ASW, prowadzonego z Sheeiren. O, właśnie. Strzeżcie się, bo
apokalipsa nadejdzie w pierwszym rozdziale, który się pomału szykuje. Rety, muszę
na urlop. Ale nie teraz xD. Jeszcze mam młodociany zapał to was pomęczę.
Piosenek z rozdziałów możecie
przesłuchać w zakładce „Muzyka”. Będą z czasem uzupełniane.
A teraz żegnam, czeka mnie tabela
słówek z czasem przeszłym. Niemiecki [*]
Odświeżanie co chwila dało rezultaty ;) Rozdział jest świetny, no ale jak możesz kończyć w takim momencie, no?? Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńBoże,rozdział świetny ! Uwielbiam tą nature Sasuke,to w jaki sposób opisujesz ich uczucia...ach,coś pięknego <3 NIewiem jak wytrzymam do następnej notki,ale ta to coś wspaniałego c: Dziękuję.Zrobiłaś mi dzień wsumie xd życzę duuuuuuuużo weny <3
OdpowiedzUsuńOhayo. Na początek dostrzegłam tylko jedną literówkę, ale nie będę ci jej pisać, tym z pewnością zajmą się inne, bardziej spostrzegawcze czytelniczki ;)
OdpowiedzUsuńHa! A jednak, czyli Sasori i Deidara! Mam nadzieję, że pojawią się częściej. Gdyby to nie byłby blog o tematyce SasuSaku, poprosiłabym o malutkie DeiSaku, ale cóż niestety. Kurde, kolejna blogerka zrobiła Sasora kurdupla xD Muszę sprawdzić ile ma wzrostu skoro i Ty i Tsuki tak go pokrzywdziły!
Jeju...Sasuke u ciebie jest jak...Nie wiem czy czytałaś, ale znajdzie się ktoś tu taki kto czytał "Wizje w mroku" autorstwa L.J Smith. Sasuke u ciebie jest jak Gabriel. Brakuje mu tylko sarkastyczności, za to jest bardziej łagodny ;)
Kurczę, głowię się już od jakiegoś czasu nad jednym zagadnięciem: Jakim sposobem ten tajemniczy Sasuke i uparta piłkarka Sakura się spikną? Ale po ostatniej scenie...Jeju! Akemii, serio w takim momencie! Coraz więcej łączy Ciebie i Tsuki! Ona też przerywa akcję w najciekawszym momencie -,- Szkoda tylko że ona nienawidzi Sasuke i ciągle robi z niego ostatnią sierotę losu xD
Bardzo spodobała mi się piosenka, w szczególności tekst. Kiedy GAT się zakończy, będę mogła z całą pewnością stwierdzić, że idealnie dobrałaś piosenki do każdej postaci. Tylko kiedy będzie ten koniec? xD
Co do ostatniej sceny...Wstrząsająca emocjonalnie. I to jak! Ja bym się nigdy na coś takiego nie odważyła. Dzwonisz do chłopaka i mówisz mu, że nie jest taki za jakiego się uważa. A potem BUM i po telefonie (łajza Sakura xD). A chłopak przybiega, zmęczony i przerażony...KYA jak słodko <3 Szkoda tylko, że przy okazji jest wściekły. A o co? Tego dowiemy się niedługo.
Teraz czekam tylko na AWS, epizod 7 i na podstrony Bohaterowie i Muzyka :) Może dodaj tych co są, a w trakcie rozwinięcia opowiadania będziesz dodawać kolejnych ;)
Mam jedno pytanie techniczne: jak zrobiłaś że przy zakładce zamiast symbolu bloggera jest serduszko? Na ANI miałaś shurikena, na SOH znak Liścia. Wiele blogów tak ma, tylko nie ja ._.
Dobra, teraz ja muszę spiąć moje szanowne 4 litery i dokończyć rozdział. Ta, i ta złudna nadzieja: "Tylko jedna scena, tylko jedna scena" xD
Pozdrawiam! ♥
No nie, nie wieże!! W takim momencie przerwałaś??? Chyba umrę zanim doczekam się tego co Sasuke zamierza zrobić!! :P
OdpowiedzUsuńAle rozdział?... Woooow, genialny!! Czytałam go z zapartym tchem a zwłaszcza ten moment z telefonem. Masz talent !! Życzę duuużo weny i będę czekała z niecierpliwością, ogromną niecierpliwością na kolejną notkę :)
Akemi ! Czy wspominałam już, jak bardzo Cię uwielbiam ?! Kurcze balans! Po przeczytaniu rozdziału, mam taką ochotę na cd, że nie masz pojęcia... A tu psikus... Bo na "7" muszę poczekać .... Why ?!! No dobra.. mniejsza o moje uszczerbki na zdrowiu... Przejdę do konkretów...
OdpowiedzUsuńPrzewidziałam dwa wydarzenia.
1. Zdemaskowanie Sakury przez Sasuke. To musiało się tak skończyć. Szkoda tylko, że zielonooka padła jak długa na ziemię i to wprost pod nogi ciemnookiego Jak już ma się mieć pecha, to na całego ..
2. Prawie potrącenie przez samochód i akcja ratunkowa Sasuke. Czułam w kościach, że tak to będzie. Bo jakże by inaczej *___* I tak oto oboje się wymienili tekstami ];-> Bardzo podobały mi się słowa piosenki, której słuchała Sakura. Aż muszę ją włączyć na YT :D :D
Ciekawe co to za tajemnicza rozmowa między Saskiem, Sasorim i Dei'em ? Uchyl rąbka tajemnicy w następnym rozdziale :P Jestem bardzo tego ciekawa :P O motyw z młodszą siostrą jest zawsze uroczy. Hana jak zwykle ma niesamowite teksty " To napewno randka. Definitywnie" xD Co ona ogląda w tej telewizji, że posiada takie słownictwo oraz ocenę sytuacji xD Ta mała jest słodka a jednocześnie przebiegła :P Dobrze, że nie widziała kim był bohater Sakury. Napewno powiedziała by matce a ta z pewnością chciałaby go odnaleźć. Z resztą i tak zaczęła już działać, wplątując w to Livię xD Hmm.. Ciekawe kim jest ten men, który odwiózł Panią Haruno. Na początku myślałam że chodzi o Madarę ale chyba się pomyliłam :P
O matko ! Rozmowa z Sasuke .... KYAAA !!!! Można by rzec, że na początku był to tylko monolog, ale gdy nasz przystojniak zadał pytanie " Jak bardzo" rozpłynęłam się i nie wiem dlaczego xD I to by była 3 sytuacja, którą przewidziałam. Z jakiegoś powodu, poczułam, że Uchiha pojawi się na boisku, na którym trenowała Sakura. Hmm... Tylko niepokoi mnie wyraz twarzy, który dostrzegła u Sasuke i dlaczego miał taki wyraz twarzy ? Ah ! Nie mogę się doczekać magicznej siódemki ! Czekam bardzo cierpliwie :D Pozdrawiam i ściskam i życzę wytrwałości z niemiecki, którego na szczęście nigdy nie poznałam :P Buziaki :*********************
mówiłam, że Akemi obdarzy nas czymś olśniewającym! ;p mówiłam! haha bombowe i nie zgadzam się, że nużące ;p
OdpowiedzUsuńi oczywiście jak zwykle i jak każdy przytoczę ten ostatni moment jako przykład ;p.. po prostu ostatnie słowa zawsze zapadają najgłębiej w świadomość i zarazem są najświeższymi emocjami którymi można się podzielić xD
och właśnie! muzyka.. xD jak nikt dobierasz idealne fragmenty xD
i łączę się z tobą w bólu niemieckiego.. (którego o zgrozo też muszę się nauczyć.. ;p i też tą tabelkę.. o_O)
pozdrawiam i życzę weny xD ( o którą postaramy się na czacie jeżeli nadarzy się okazja xD)
Jeeju..! Zakończenie w takim momencie jest nie fair .. ! :c Muzyka idealnie dobrana i swoją drogą świetna nuta ^.^
OdpowiedzUsuńTy masz taki świetny styl pisania, bisty język, świetnie opisujesz emocje, uczucia, że aż uhh. Zazdroszczę C:
Rozdział meega długaśny, co jest dobrze, ni trochu nie był nużący. I za szybko się skończył ;<
Tylko "trochę" Sakura w tym opowiadaniu ma smykałkę do lądowania w tarapatach czy potykania się na każdym kroku ;d
Ostania scena (jak wspomniałam, albo i nie) naaajlepsza (*-*) i (to już na pewno wyżej napisałam) nie powinna kończyć się w takim momencie :C. Teraz bd się zastanawiać co mogło wkurzyć (chociaż tu wiele powodów jest możliwych) Sasuke.
Życzę weny i z nieeeeecierpliwością czekam na next episode :D.
Btw. Powodzenia, niemiecki to złooo (przynajmniej dla mnie) - i 3/4 mojej klasy xd
łał super odcinek! <3
OdpowiedzUsuńnaprawde wciągający i pomimo małej ilości akcji naprawde ciekawy! bardzo chce już wiedzieć co będzie dalej więc prosze napisz następny odcinek jak najszybciej bo ciekawość mnie już zżera! <3
Hmpf!
OdpowiedzUsuń1. Znowu czytam po czasie!
2. Mnich cię za to scignie!
3. Kyaaaaaaa! <3
To bo meeeega! Tak az nie wiem od czego zacząć. Nawet nie wiesz, jak bardzo dziwni patrzyli się na mnie pasażerowie mzki, gdy słychać było tylko takie: oh! Ah! Emocjonowalam się prawie tak jak po widzach przyszłości Shee z Itasiem - znaczy to dosłownie "wielki komplement"
Akcja z samochodem i ratunkiem w ostatnim momencie jest taka znana, teoretycznieetyczne nie powinno zadziac się tu nic niezwykłego, a tu BUM!
AKEMII STAJL!
Nawet coś oklepanego potrafisz zmienić w cudo *.*
A te piosenki... <3
Nienawidzę jak ludzie słuchają muzyki, nie zastanawiając się nawet nad tym jaki niesie ona ze sobą przekaz. Ty doceniłaś, wyróżniłaś w nich to co najważniejsze - przesłanie. Ta akcja z telefonem, mnie rozniosła. Byłam pewna, że się rozlaczy w momencie, gdy zorientuje się z kim rozmawiał.
My, autorki znające jego przeszłość w mandze i uczucia, które nim kierują zachwycamy się tym. Jednak osoba, która z doskoku czytnie sobie GAT może to kiepsko odebrać i jest to dość smutne. Rzadko kiedy chłopak ma tyle uczuć, aby przekazać coś dziewczynie za pomocą piosenki i nie wyśmiał jej gdy ta mówi, że jest on aniołem a niesynem diabła. a szkoda! Sasek zrobił to perfekcyjnie. Jestem zachwycona tą notka <3 <3 <3
Niech mnich pilnuje cię podczas nauki tego szwabskiego języka.
(przepraszam za błędy-pisze z telefonu; doczytałam do końca, jak wróciłam do domu - przybiegłam z tego przystanku pod furtkę, dzida do kuchni po wieelki jogurt i do jadalni czytać. Nawet kompa nie włączyłam, tak wytrzuymać nie mogłam!)
Pozdrawiam! <3
Nie no w takim momencie przerywać !!! Nie wiem jak ja dotrwam do kolejnego rozdziału ! Pocieszam się tylko myślą, że nie ukaże się on szybciej :) :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem od czego zacząć. Rozdział był bardzo wciągający i długi co bardzo lubię, <3
Mam takie przeczucie że teraz Deidara i Sasori zainteresują się Sakurą. Zdziwienie Deidary. gdy ogarnął że ta dwójka się zna xD xD
Wiedziałam, że w którymś momencie Sakura się zwali z tego pręta :P Domyślam się też, czemu Sasuke taki wkurzony. Dziewczyna mu mówi, że miała wielką ochotę zadzwonić a tu nagle bum i zerwane połączenie. A jak przybiega sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku to ona najzwyczajniej w świecie gra w piłkę. To tylko moje domysły, więc pewnie się mylę ;) Teraz pewnie będę snuła ich masę, aż do następnego rozdziału.^^
Współczuję, że musisz uczyć się niemieckiego :( Ten język to zło ! :( :(
Pozdrawiam !!! :)
Mam nadzieje, że to porównanie cię nie urazi, bo nie ma tego na celu, ale jakoś znowu skojarzyło mi się ze Zmierzchem. Sakura w tym rozdziale była taka nierozważna i roztrzepana, trochę nawet fajtłapowata. A Sasuke próbował ją przekonać, dość brutalnie zresztą, żeby przed nim uciekała i go zostawiła.. Potem uratował jej życie. No trochę Bellowato i Edwardowo, ale podoba mi się. Podoba mi się da zawziętość Sakury i to, że Sasuke powoli zaczyna się łamać. Coraz bardziej intryguje mnie jego postać, a tak końcówka.. przybiegł do niej, żeby sprawdzić co się stało! Słodkie.
OdpowiedzUsuńTen króciutki punkt widzenia Sasuke, napisany kursywą, podbił moje serce *.*
Poza tym podobają mi się piosenki wspominane w rozdziałach.
Pozdrawiam, buziaki ;3
Zmierzch? ;__;
UsuńNie no, urażona się nie czuję, ale na pewno następnym razem postaram się pozbyć tego skojarzenia. Jak miałam czternaście lat, książka była dla mnie bestsellerem, dzisiaj (po ponownym przeczytaniu) próbuję zrozumieć czemu naprawdę została okrzyknięta tym bestsellerem.
Dziękuję za komentarz, a nawet za skojarzenie xD. Popracuję trochę, żeby już nigdy więcej ta historia nie przywodziła na myśl owego Zmierzchu.
Pozdrawiam! ^^
Niesamowite. Sasuke przybiegł by jej pomóc, a gdy dobiegł do celu zamiast pomartwić się chwilę to gdy ją zobaczył to co GNIEW, ech jakie to do niego podobne. Piosenkę świetnie dobrałaś ( save yourself) jest po prostu cudowna. Bardzo spodobało mi się że dodałaś to co czuł Sasuke, fajny pomysl dzięki temu czytelnicy mogą poznać troszkę bardziej naszego kochanego bohatera. No cóż czekam na następny rozdział. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńYuki-chan
O kobieto, aż żołądek mi się skręcał!
OdpowiedzUsuńOkrutnaś :D Jak można kończyć w takich momentach! :) Rozdział udany :D Za każdym przeczytanym zdaniem coraz łapczywiej pochłaniałam notkę ;D Uwielbiam, mam nadzieje, że ciąg dalszy pojawi się niebawem <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kakatai
"Kliknęłam w domyślną stronę przeglądarki, a na tle białego migał kursor." --> chyba coś tu jest nie tak.
OdpowiedzUsuńNo to po pierwsze, uzależniłam się od piosenki, która pełni w tym rozdziale nie małą rolę. Poważnie, uwielbiam twój gust co do muzyki jaką wstawiasz na blogi. A dodatkowo to ogromne wyrazy szacunku z mojej strony, domyślam się, że musiałaś się dość sporo namęczyć by znaleźć piosenkę z odpowiednim tekstem, a co dopiero stworzyć na jej podstawie prawie cały rozdział. Zadziwiasz mnie coraz bardziej i bardziej!
Po drugie to fragment od tego długiego cytatu do końca rozdziału przeczytałam ze cztery razy, a miejscami i więcej, bo znalazłam tam gdzieś jeszcze jedną literówkę, której później niestety nie umiałam znaleźć, ale co ważniejsze. Doszłam do wniosku, że Sasuke przybiegł do Sakury bo myślał, że jest w niebezpieczeństwie, prawda? No bo kto by tak nie pomyślał gdyby rozmówca po drugiej stronie nagle się rozłączył, a wydarzenie to uprzedziłby najprawdopodobniej huk spadającego telefonu? Jeszcze ten strach w jego oczach gdy biegł i który minął zaraz po tym jak zobaczył różową całą i zdrową, a zastąpił go gniew. Pewnie gniew o to, że go tak nastraszyła xD Proszę, powiedz, ze się nie mylę... ;pp
Początek był rozbrajający. Cieszyłam się jak głupia gdy sakura wymyśliła sobie kamuflaż w postaci wyprzedaży w księgarni. A jak się przewróciła wprost w kałuże - zafundowałam sobie kilka face palmów z powodu jej pecha. xD
A ta scenka w ciemnej uliczce. Tyle pozytywnych emocji mi przy niej towarzyszyło. Już dawno się tak nie czułam. W sumie to ostatni raz czytając epilog ANI.. *o* (dobrze myślisz, tylko ty tak potrafisz grac na uczuciach czytelników).
A co do niedokonanego wypadku? Miliony myśli w czasie gdy to czytała i oczywiście najmniej spodziewane rozwiązanie. Bohater się znalazł.
Ale no, wygląda na to, że ten bohater jest dość mocno zakompleksiony.
No to..
Buziaki ; ***
I pisz szybko kolejny rozdział bo kto to widział, żeby kończyć w takim momencie. Chcesz żebym ci na niedobór GAT zeszła. ;p
Trochę się spóźniłam, ale jestem! ;)
OdpowiedzUsuńNie do końca nic się nie działo, moja droga! Działo się i to wiele! A to, że wreszcie skorupa Sasuke zaczyna pękać, to przełom!
Prawdę podziewaszy nie spodziewałam się, że akurat tak potoczą się początkowe wydarzenia tego rozdziału. Ale lepiej nie mogłam sobie tego wyobrazić, po prostu majstersztyk ;)
Po mojej główce już chodzi pewna myśl, jeśli chodzi o Sasoriego i Deidary, i dlaczego Sasuke się z nimi spotkał. Coś wydaje mi się, że to oni napadli na Naruto i ukradli mu telefon a Sasuke przeczuwając, że to akurat oni postanowił wtrącić swoje dwa grosze - wyrażając tym samym własną opinie ;)
Pomógł jej wstać! On jej pomógł - to był pierwszy znak, że jego skorupa zaczyna pękać ;D
A później odciągnął ją od Sasoriego i Deidary... ALE... teraz ta dwójka ja znam. I się zastanawiam czy jakoś to wykorzystasz w późniejszych rozdziałach. No cóż, dowiem się w przyszłości ;] Będe cierpliwa :)
W alejce posypały się emocje ;D
Nie no psize komentarz juz z 20 minut a nie napisalam nic rozsadnego =.=' Dobra a wiec jade z tym koksem...
Rozdzial byl zarabisty! A najlepsza byla koncowka... Najwyrazniej Sasuke przejal sie tym ze jego rozmowa z Sakura zostala przerwana w brutalny sposob. I przybiegl do niej! *___* Przybiegl! *__* Normalnie az myslalam ze zaczne skakac z ekscytacji gdy to przeczytalam ;D Doslownie nie moge sie doczekac nowego rozdzialu... chcialabym go juz! Ale na wlasnym przykladzie wiem, ze to nie jest takie proste ;) Wiec wybaczam ;D
No dobra dalej... hmm... mamuska znalazla sobie nowego faceta? xD No wiem... nie wszystko od razu, ale ja tu wesze jakis watek na przyszlosc ]:-> Oczywiscie Saku niezadowolona, ale coz jej sie dziwic? Dla niej idealna osoba przy boku matki jest pewnie jej zmarly ojciec ;(
Ahh! Ja juz mialam nadzieje, ze planujesz jakas grubsza akcje z ta sala kinowa ... no wiesz xD Ale i tak nie jestem zawiedziona, bo Kiba dal jej JEGO numer telefonu xDDD Normalnie zgon na sali xD Fakt ze przez Naruciaka, ale nadal sie liczy xD Widocznie Naruciak odkupuje winy xD
Ale i tak koncowka najlepsza *___*
No nic kochana, bede cierpliwie czekac na magiczna siodemeczke ;) A w ogole jak tam prawko!? xD
Cyaaa ;***
Oszalałam na punkcie tego opowiadania!!!
OdpowiedzUsuńI przeczytałam tą notkę już 3 razy ;]
Kocham stworzonych przez ciebie gł. bohaterów ;)
Mogłabym pisać milion słów opisujących wspaniałość tego opowiadania, ale ono jest tak zajefajne!...jak serial 90210... zawsze się wściekałam że to koniec odcinka, ale potem ten długo wyczekiwany tydzień kończył się odkryciem zagadki!
I tutaj też tak jest, zagadka jest rozwiązana zaraz w następnych paru akapitach, a reszta notki to narastające napięcie, które ciach! Urywasz okropnie...
I Ty znasz to bezcenne uczucie, kiedy wiesz że ktoś po drugiej stronie szklanego ekranu czeka 'co jeszcze powiesz'.
A najbardziej uwielbiam to jak Sasuke broni się przed nią tym swoim niemal bestialskim zachowaniem ;)
Sakura chyba sama nie wiem, jak silnego Asa ma w rękawie... Ciekawe co on jej powie i co zrobi gdy do niej dobiegnie... A może ona właśnie wtedy zrozumie jak na niego działa.... hmmm, wszystko to intrygujące bardzo!
No nie mogę się doczekać co on jej powie.... 'Bałem się że coś Ci si stało'
NIE UWIERZĘ, takie słowa? Z jego ust... NIGDY!
A może mnie autorka bloga zaskoczy ;> ??
Nooo... pisz pisz!
WENY... OGROMNEJ WENY!!!
Aha.... i jeszcze jedno...
UsuńZaraziłam się tym Save Yourself... I nie mogę się od tego uwolnić ;P
:D Śliczne, cudo ja chcę więcej.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to robisz ale w każdym twoim blogu się zakochuję. Są genialne. Pomysły oryginalne, wszystko cudnie opisane i są dłuuuugie rozdziały <3
Życzę duuuuużo weny i oby 7 rozdział pokazał się szybko bez żadnych przeszkód w postaci nauki czy innych ^_^
Dobry wieczór. Dosłownie chwilę temu napisałam tutaj piękny, długi komentarz... BACH! laptop padł. ;/
OdpowiedzUsuńNie czytałam komentarzy, więc moje odczucia i spekulacje mogą się z jakąś osobą pokryć, więc nie bić z tego powodu. ^^
Nie pamiętam dokładnie, w którym rozdziale pojawił się pan magister/profesor Sepherd (nie wiem, czy dobrze napisałam), ale pierwsza myśl: BACH! ITACHI! Nie mam pojęcia, co tych dwóch mogłoby mieć do siebie, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić nikogo innego w roli nauczyciela od angielskiego. :D
Kolejna sprawa to "przyjaciele" Sasuke. Czy to przypadkiem nie oni napadli nocą na Naruto, okradli go, poturbowali, a potem telefonik spieniężyli, pieniążki przekazali na szczytny cel, a mianowicie dla matki Sasoriego?
Podoba mi się to, że jeżeli nawet Sasuke uczestniczył w tego typu akcjach, to raczej robił to ze względu na coś, zupełnie tego nie lubiąc, nie popierając, a można by i tutaj wcisnąć wyrzuty sumienia.
Ta część, gdzie narrator opisuje perspektywę Sasuke :3 <3 <3 Nic dodać, nic ująć. Pierwsza myśl: "Szaszke się zakochał :3". No cóż, myślę, że do miłości jeszcze trochę, ale bohaterowie są na dobrej drodze.
Rozmowa Sakury przez telefon z Sasuke! Boże! Kocham ponad życie! Tak myślałam, że przyleci. Na jego miejscu myślałabym o dwóch rzeczach: Albo niezdarna Sakura rąbnęła o coś i straciła przytomność, albo ci "przyjaciele" Sasuke ją napadli (z tego co pamiętam to Naruto zaatakowano gdzieś nieopodal").
Milej mi na serduchu po tym rozdziale. Kurczę, poprzednim razem napisałam tak dużo, a teraz... ;-/
Ach, wyłapałam dwa błędy, ale wydaje mi się, że nie były jakoś szczególnie istotne.
A tak poza tym, to widziałam podziękowanie (w tym dla mojej osoby, niach, niach, niach :D) przy epilogu ANI, żeby nie było, że jestem zła itd. bo na temat tamtego bloga to ja mam bardzo dużo do powiedzenia, z tym, że jestem kilka notek do tyłu, więc kiedy nadrobię, to się tam odezwę. :)
Pozdrawiam! :*
Noo, w końcu wzięłam się za nadrabianie blogów. Tutaj były aż dwa rozdziały, więc zamiast robić zadania z fizyki postanowiłam, że je przeczytam.
OdpowiedzUsuńSzczerze przyznam, iż w czasie kiedy zrobiłam sobie przerwę od blogów tęskniłam za twoimi opowiadaniami i postanowiłam już nigdy nie robić tak długiej przerwy. Tyczy to się rownież Ai no Ibuki, ktorego epilog przeczytalam calkiem niedawno.
Uwielbiam ten stan, kiedy wyobraznia zabiera mnie gdzies bardzo daleko od wszystkiego, czyli np. do swiata SasuSaku.
Co do referatu na temat miłości.. W sumie to może jest to dziwne, ale miałam cichą nadzieję, że Sasuke naprawdę sam, z głębi serca napisał tę pracę. Nadzieja matką głupich. xd
Ta sprawa z Deidarą, matką Sasoriego i tym wszystkim jest bardzo dziwna i pewnie nie prędko dowiemy się o co chodziło.
Nie spodziewałam się takiego przebiegu wydarzeń, no i ten wypadek. A tekst "On jest twoim bohaterem powalił mnie na kolana." Ciekawe co kryje się pod słowami "Ratuj się" i jak bardzo mroczne oblicze Sasuke ukrywa.
No i do tego wszystkiego ten dziwny Shepherd.. ^^
Mnóstwo zagadek i mnóstwo pytań, droga Akemii.
Jak zawsze nie zawiodłaś mnie, no i pozytywnie zaskoczyłaś. :)
Co do Ai no Ibuki.. Miałam wysłać mejla, ale okazało się, że jestem śmierdzącym leniem i po prostu napiszę do cb na gg.
Przepraszam za błędy, komentarz pisałam na telefonie.
Buziaki! :*:*
Kurde, ja chyba nie skomentowałam Ci poprzedniego rozdziału. Wybacz, sama nie wiem co już robię, a co nie... XD
OdpowiedzUsuńUwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam to, w jak piękny sposób rozwijasz postacie, fabułę i inne czynniki składające się na opowiadanie. Chyba nie przesadzę, jak powiem, że to już podchodzi pod profesjonalizm? Naprawdę, by w tak płynny sposób coś rozwinąć, to trzeba to po prostu umieć. :)
Kocham Twojego Sasuke. On jest taki... mroczny. Właśnie taki, jaki powinien być! Nie mówię, że każdy musi trzymać się kanonu, bo nie o to tu chodzi... Ale już rzadko po prostu się zdarza, że kreowanie mrocznego i tajemniczego Uchihę trwa tak długo. Zazwyczaj po prostu ta maska nagle pęka i ni stąd ni zowąd mamy czułego, kochanego chłopca...
Uwielbiam wszystkie sytuacje, te niebezpieczne, te spokojne, te pełne emocji... Ich dwuznaczne dialogi i wplatanie piosenki ze znaczeniem jest naprawdę świetnie poprowadzone! Kocham Twój styl, nie żartuję. A końcówka, podejrzewam, że nasz Sasuke się zmartwił. I on jest taki słodki na swój sposób ^__^ Haha, ja zawsze się doszukuję czułości we wszystkim, chociaż parę linijek wcześniej mówiłam, że nie lubię jak tak naglę z twardej postaci staje się klucha (powtarzam się, nie?). Ile sprzeczności we mnie...
Dziękuję za długie rozdziały! Zawsze patrzę na suwak i nie chcę by dochodził do końca, haha.
Pozdrawiam serdecznie, życzę ogromnej ilości weny i czasu! ^w^
Jejku, naprawdę nie wiem co powiedzieć. Zaniemówiłam, wmurowało mnie, nie umiem opisać tego słowami. Tyle emocji wywarł we mnie ten rozdział. To, co niedawno przeczytałam jest zbyt piękne, aby w skrócie streścić, ba! Podkreślić jego wyjątkowość, nietuzinkowość, oryginalność. Cokolwiek nie napiszę, będzie za mało. :))))))
OdpowiedzUsuńDziewczyno masz niebywały talent. Pewnie pisałam Ci to już w którymś z komentarzy i pewnie napiszę Ci to jeszcze nie raz. Zazdroszczę, naprawdę zazdroszczę Ci, ale z drugiej strony sobie też, bo mogę tak coś wspaniałego przeczytać. I nie chodzi o to, że pragnę Ci tutaj jakoś nadmiernie słodzić, podlizywać się, czy coś w tym rodzaju. Ja po prostu uważam, że Ty wkładając tyle wysiłku w napisanie rozdziału, poświęcając temu całe serce, zasłużyłaś na jakieś wyrazu pochwały, szacunku, docenienia tego. Mam nadzieję, że z mojej strony w minimalnym stopniu to otrzymasz. Bo ja naprawdę cieszę się, że postanowiłam czytać to wspaniałe opowiadanie. I nie żałuję tego, wręcz przeciwnie.
Historia Sakury z początku wydawała się prosta. Zwykła nastolatka szukająca sobie hobby, zajęcia. Mająca bliskich przyjaciół, rodzinę. Przeciętna dziewczyna, niewyróżniająca się niczym, no może kolorem włosów. I jej idealne, uporządkowane życie zmienia się wraz z decyzją nauczycielki o napisaniu referatu z największym łobuzem klasowym. Dziewczyna nie chce odwalić całej roboty sama, więc nachodzi chłopaka, starając się do tego przekonać. Spędzając z nim coraz więcej czasu, coraz bardziej go poznaje.A co więcej, orientuje się, że jej serce chce więcej i jeszcze więcej. Chce wiedzieć więcej o chłopaku, poznać jego sekrety, tajemnice, skrywane emocje i uczucia. Wszystko dotyczące jego. Chce jego. W tym wszystkim chłodna, obojętna maska Sasuke powoli pęka, a Sakurze udaje się dostrzec coś więcej niż pryzmat wierzchni, to, co pokazuje całej reszcie. Dziewczyna zaczyna widzieć wnętrze chłopaka. Poznaje je ...
Historia dopiero się rozpoczyna, a już chwyciła mnie za serce. Z każdym kolejnym słowem dostaje zastrzyku emocji, palpitacji. Pragnę kolejny rozdział i mogłabym czytać to w nieskończoność. Piszesz z perspektywy dziewczyny. Możemy wczuć się w jej sytuacje, widzieć jej oczami, czuć to, co ona. Opisujesz wszystko dokładnie, jak chociażby zmianę mimiki na czyjejś twarzy bądź tonacji w jego głosie. Sprawiasz, że czytelnik ma wrażenie, że to on bierze w tym udział, naprawdę wspaniale.
Ten rozdział jest moim ulubionym. I nie wiem czy to sprawka zawartych w nich uczuć, czy to przez to rozmowę przez telefon, a może przez uratowanie dziewczyny. Miejscami miałam ochotę płakać za dziewczynę. Jejku, co ty z nami wyprawiasz ^^
Podoba mi się porównywanie Sasuke do anioła, a także łączenie tekstów piosenki z fabułą.
Nie wiem co bym Ci tu jeszcze mogła napisać, chyba tyle wystarczy, bo zacznę pisać jeszcze większe bzdury.
Chciałabym Ci na koniec podziękować za tak długi rozdział i jednocześnie przeprosić za chaotyczny komentarz.
Życzę Ci mnóstwo weny, satysfakcji, jeszcze więcej czytelników i masy pomysłów. :)))))
Pozdrawiam!
Jeeeeeejuuu uwielbiam twój blog!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńSiemasz Akemiś! Pamiętasz może takiego pewnego, upierdliwego kurdupla o dziwnym nicku? Nie? Ja też nie! xD Mam jednak nadzieję, że nie zapomniałaś, że istnieje taki mały ktosiek jak Sasame.
OdpowiedzUsuńEh, czytałam, czytałam i już w połowie skończyły mi się mandarynki i gorąca czekolada, no co za życie! Jest zbyt brutalne -.-
Zacznę od piosenki, którą słuchała Sakura, jest nieziemska, idealna, zupełnie w moich klimatach! No i ten tekst.... Sasuke, chyba sam myślał, że sprzedał duszę diabłu. No, ale został bohaterem xD
Przyznam szczerze, że ta akcja z Sakurą w tym dziwnym zaułku podbiła moje serduszko, była taka pełna uczuć, niedopowiedzień, pełna rozczarowań, bólu, taka idealna <3
W końcu gdyby Sakura nie była taka ciekawska, do niczego by nie doszło, no, ale w sumie gdyby też nie była taka nieumyślna to by Sasuke nie został bohaterem ;d
Dziwi mnie, że praktycznie w milczeniu Sas wysłuchiwał Sakurci, no wiadomo, że coś jej tam odpowiedział, no, ale ... zwykle to by się rozłączył, albo by się rozzłościł xD
No i ... co ten Sas jest taki zły potem hm? No nic pozostaje mi tylko lecieć czytać następny rozdział i nadgonić zaległości :*
Yay, tak to ja mogę być trzymana w niepewności :D umiejętnie :D jestem syta po tym rozdziale i wcale mi nie przeszkadza, że urwane w takim momencie i że trzymasz mnie w niepewności :D
OdpowiedzUsuńmam tylko jedno zastrzeżenie "To sen, zły koszmar." Koszmar sam w sobie jest zły :D świetny rozdział :D
Pozdrawiam :D
Rozmowa Sasuke i Sakury skojarzyła mi się z blendem Planet ANM x Kękę - I hate you I love you.
OdpowiedzUsuń"Wiesz, że mogę lecieć tam wysoko ponad bóstwo, tylko daj mi proszę mała skrzydła, bo moich dawno już została tylko rdzawa brzytwa".
55 yrs old Executive Secretary Bevon Klejin, hailing from Swan Lake enjoys watching movies like Yumurta (Egg) and Geocaching. Took a trip to Monastery and Site of the Escurial and drives a Aston Martin DB3S. wiecej informacji
OdpowiedzUsuń