Dzień później musiałam zaanektować swoje aktorstwo. Miało to miejsce o świcie, przez co wybitne zdolności odrobinę zmarniały. Zaspałam, ponaglana czasem, poza tym ogrom rozrastającej się we mnie złości nie nawiązywał wyłącznie do przewinienia Naruto. Tego dnia skradałam się korytarzem drugiego piętra liceum, non stop monitorując wejście do sali lekcyjnej. Byłam zabójcą, wynajętym przez dumę Sakury Haruno; niebywale wymagającego klienta. W tę rolę wcielałam się regularnie i miałam ją wyrobioną. Wiarygodność malała wczesnymi porami. Sterana i senna Sakura nie radziła sobie już tak dobrze.
Przebudził
mnie widok końskiego ogona. Ino jak zawsze szła wzdłuż korytarza z szykiem
kobiety idealnej. Jasne, wypielęgnowane włosy tańczyły za jej plecami, jakby
wokół Yamanaki rozstawiono wiatraczki, które kojarzyłam z sesjami
fotograficznych. Tak naprawdę nic nie tworzyło sztucznych wichrów. Nie było też
żadnych akcesoriów, modelujących wiązkę światła.
Była
Ino. Tyle wystarczało.
- Hej! – Zanurzyłam się w lawinie uczniów. Ino
usłyszała moje wołania i stanęła na czubkach palców, rozglądając się dookoła.
- Sakura?
Zezłoszczona,
resztę drogi utorowałam sobie łokciami. Mijane osoby nie przyjęły tego z
entuzjazmem i do moich uszu dotarło parę siarczystych przekleństw, które
zignorowałam.
- Tutaj! – instruowałam ją.
- Och! - Dziewczyna wreszcie przypomniała
sobie, że jej przyjaciółka ma coś, czym nie może pochlubić się nikt inny –
wyraziście różowe włosy, które w większości przypadków działały jak neony. -
Cześć, skarbie! – przywitała mnie śródręczem ręki, wymierzając lekki cios w
moje czoło. Nigdy nie zrozumiałam dlaczego woli to, od pospolitego potrząsania
dłońmi. – Załatwiłaś coś z panną
Cherron? I dlaczego do mnie nie przyszłaś? Wczoraj mówiłaś, że wpadniesz.
Powinnam
była poczuć, że zawiodłam, a jednak jakiś głos z wewnątrz powiedział mi, że
przy ambarasie z Sasuke Uchihą i przedstawieniu Naruto miałam prawo nie
spamiętać wczorajszych obowiązków.
A
właśnie!
- Widziałaś Naruto?
- Sakura! – Ino się rozgniewała. Zmarszczki w
okolicach kącików ust trochę oszpeciły jej zewnętrzną doskonałość. – Nie wiem,
gdzie jest Naruto! Lepiej powiedz mi czemu nie przyszłaś! To ma związek z Francuzką?
- Nie!
- To dlaczego…
- Hana miała problemy z angielskim. Musiałam
pomóc jej rozwiązać zadania z podręcznika. – Jeszcze w trakcie mówienia,
dotarło do mnie jak wiele potknięć zawiera ta historyjka. Nie znosiłam Calvina
Shepherda i angielsko – Ino była tego świadoma. Poza tym nigdy nie pomogłabym
Hanie, nie oczekując niczego w zamian. Wobec tego dodałam: - Mama jest kiepska
z angielskiego i byłam ostatnią deską ratunku dla Hany. Sama mam z tym
problemy, ale od czego jest Internet? – Żeby urzeczywistnić moją opowieść,
zwieńczyłam ją filuternym uśmiechem.
Ino
wchłonęła całość, przytakując ze zmarszczonym nosem. To częściowo dało mi
gwarancje sukcesu, chociaż przyjaciółka wykryła nieścisłości.
- To może przyjdziesz dzisiaj?
- Najpierw pomóż znaleźć mi Naruto.
- A czego ty po nim chcesz? I… - Zamierzała
zapytać o coś więcej, ale płomienie furii wymknęły mi się spod kontroli i
obtoczyły swoimi trzaskającymi językami. Ino najwyraźniej je zauważyła. – Och,
okej. Rozumiem. Co zrobił tym razem?
- Nie przyszedł! – warknęłam.
- Na wasz trening?
- Tak! – Od wczoraj wyłapywanie jego twarzy
pośród tłumu przyjęło się jako mój nowy nawyk. Właśnie go praktykowałam,
słuchając paplaniny Ino.
- To do niego niepodobne. Ech! Przecież on na
ciebie leci. Nie mógłby odpuścić sobie takiej okazji. Nie zapomniałby przecież
ot, tak.
- Ile czasu zostało do ósmej? – Spojrzałam na
przyjaciółkę.
- Z pięć minut, nie więcej – odparła.
Ten
krok niósł ze sobą ryzyko, ale w gruncie rzeczy nie rozpoczynałam dziś zajęć
kazaniami Tsunade. Matematyk był w miarę wyrozumiały i z pewnością wybaczyłby
mi spóźnienie. Podwinęłam rękawy mundurka i ruszyłam wprzód.
Jednak
Ino domagała się wyjaśnień.
- Co ty robisz?
- Idę się rozejrzeć – odpowiedziałam surowo.
Nosek
Yamanaki zmarszczył się bardziej, niż miał to w zwyczaju.
- Po co? Najlepiej poczekać aż sam przyjdzie do
klasy.
- Porachunki załatwiam osobiście, bez
ingerencji osób trzecich.
- Spóźnisz się – ostrzegła mnie, choć w
rzeczywistości zabrzmiało to jak groźba. – Sakura, odpuść sobie. Naruto
zazwyczaj się spóźnia.
- Bo pałęta się z Kibą przy szkolnym bufecie –
powiedziałam. – Znajdę ich i zabiję Uzumakiego.
- Wyśmienicie. Powodzenia.
Och,
jakie szczęście, że nie postanowiła rzucić się za mną jak cień. Opuściłam ją
nadąsana i zniecierpliwiona. Wiedziałam, że nie dam rady przebyć godzinnej
lekcji w towarzystwie tych dwóch szkodników bez destabilizacji emocjonalnej.
Naruto mnie wystawił, Sasuke oszukał, szacując moje IQ na nie więcej niż
dziesięć punktów.
Wielkimi
krokami pokonałam stopnie i wlazłam na wyższe piętro. Okolice szkolnego bufetu zaczynały
się z wolna przerzedzać, ułatwiając moje zadanie. Z daleka widziałam już
kierujących się na zajęcia rówieśników, a od celu dzielił mnie jeszcze jeden
zakręt. Strzeż się, Uzumaki! Mój odgrywany, nierealny zabójca był w swoim
żywiole.
Zwolniłam
przy ścianie i przystanęłam. Rozległo się spójne „dzień dobry”, a niedługo
potem grupka pierwszorocznych licealistek wyłoniła się zza zakrętu, rzucając mi
kilka dociekliwych spojrzeń.
Prócz
tego, znalazła się jeszcze jedna przeszkoda. Mianowicie głos, który odpowiedział
wcześniej na przywitanie rozweselonych nastolatek.
- Wiesz, że mnie też nie uśmiecha się praca
tutaj – mówił.
Calvin
Shepherd, o zgrozo!
Przylgnęłam
płasko do ściany, maksymalnie sfrustrowana. To było tak bardzo niesprawiedliwe!
Gdyby pech był żywą istotną, posądzałabym go o los odrzuconego przez
społeczeństwo samotnika, który dramatycznie próbuje się do każdego przylepić. Szczęście
natomiast byłoby rozkapryszone i niegrzeczne, acz potrzebne społeczeństwu.
Przez wrodzoną złośliwość sprzyjałoby w najmniej oczekiwanych momentach, równie
nagle się ulatniając.
Sklęłam
w myślach całe Phoenix, przez to, że miasto pozwoliło zwiać jednemu z
obywateli. Sterczałam za ścianą, niechętna do spotkania twarzą w twarz i
zarazem przerażona wizją niekończącego się czekania. Mimo wszystko wyłapywałam
strzępki rozmowy. Tymczasowo przeobraziłam zabójcę na szpiega.
- To nie ma z tym nic wspólnego… Brakowało mi
pieniędzy… Tak, to jest powód… Nie okłamuję cię… Och, dzień dobry! – Mamroty
przerwała kolejna dostawa podopiecznych.
Moje założenie potwierdziło się, gdy dwójka barczystych chłopców
pokonała zakręt. Jeden z nich, bardziej tęgi i wyższy, na mój widok podskoczył
jak oparzony.
- Oi! Co ty wyprawiasz? – Na jego twarz
wkradła się mieszanka upokorzenia i złości. To drugie nabrało na silę, gdy
kolega zaniósł się śmiechem. Brzmiał tak potwornie drwiąco, że dostałam gęsiej
skórki. – Kretynka! – obraził mnie ten pierwszy. – Nie kryj się po kątach!
Ciszej,
ciszej! błagalne krzyki rozdzierały mnie od środka. Kazałam im się zamknąć, robiąc najbardziej
nieporuszoną minę, na jaką było mnie stać. Chłopak pogroził mi pięścią, a jego blond
towarzysz pociągnął go za rękaw mundurka.
- Chodź. Zostaw ją.
Gdy
odchodzili, miałam dziwne przeczucie, że ktoś obrzucił mnie wiązanką obelg. Wystawiłam
język plecom tego tłustego, niekulturalnego typa i wróciłam do szpiegowskich
obowiązków. Na szczęście profesor nie zwrócił uwagi na warkoty mojego nowego
znajoma, lecz wciąż czynnie udzielał się w rozmowie. Ktoś mu odpowiadał. Niedosłyszalnie,
zbyt cicho…
W
ogóle to uważałam ściany za bardzo pożyteczne. Ta, stanowiąca część hurtowni
odkopywała mi piłkę, a skruszona, mlecznobiała, będąca własnością liceum
zapewniała mi schron przed Shepherdem. Niemniej odważyłam się na chwileczkę
porzucić właściwości szkolnej ściany i zza niej wyjrzeć.
Nie
wiedziałam jednak, że tak bardzo tego pożałuję.
Właściwie
nie wiedziałam też, dlaczego on nadal działał na mnie w ten sposób. Powinnam
przecież pogodzić się z tym, że odkąd tylko panna Cherron zapoczątkowała naszą
znajomość, chłopak zjawia się wszędzie – najczęściej wyrasta z ziemi i piorunuje wzrokiem.
Teraz
Sasuke stał przed profesorem, zwrócony do mnie plecami. Shepherd wałkował
temat, na który od chwili dostrzeżenia mojego fatum, przestałam zwracać uwagę.
Czyżbym trafiła na strofowanie Sasuke Uchihy? Nie. Dłuższe obserwacje pozwoliły
mi zredukować tę myśl i zastąpić ją inną. Co licealista, palacz i opryszek w
jednym, miał wspólnego z urzekającym i szampańskim Calvinem Shepherdem?
Psiakrew!
- Nie potrzebuję tego – powiedział Sasuke, tak
cicho, że gdyby nie był on w zasięgu mojego wzroku, zapewne wzięłabym to za
szelesty w tle. – Darujcie sobie. Oboje.
Oboje?
Jest
więcej Shepherdów?
Ten
absurd posunął mnie do fatalnych w skutkach czynów. Wychyliłam się zza ściany
bardziej niż dotychczas, zaintrygowana, czy gdzieś w pobliżu nie czai się
przypadkiem bliźniaczy brat profesora. Cha! Ino pofrunęłaby do siódmego nieba,
słysząc to. Jaka szkoda, że nie mogłam do końca uczepić się tej misji
szpiegowskiej. Nagle nauczyciel dyskretnie nachylił się nad Sasuke i… o mój
Boże, wysunął ku mnie palec wskazujący.
- Wygląda na to, że któryś z nas ma cień –
usłyszałam.
- Pewnie ty – fuknął Sasuke. Jakimś cudem mi
się upiekło; chłopak nie uznał mnie za godną swojej uwagi.
Calvin
Shepherd zmrużył oczy, a ja z niewytłumaczalnych przyczyn, zamiast czmychnąć za
ścianę jak oklepana bohaterka filmów, sterczałam w bezruchu, gapiąc się w oczy
nauczyciela.
Prawdopodobnie
wierzyłam, że jakoś się z tego wywinę.
- O! – Twarz profesora pojaśniała.
Poznał
mnie, cholera. Poznał mnie!
- Heroine
– Jego akcent zdawał się dopieszczać to słowo. Nauczyciel pomachał mi,
stosując swój zniewalający uśmiech. Nie! Mnie nie powalał na kolana. Poza tym
skąd wzięła się ta ksywka? Heroine?
Zakłopotana,
skłoniłam się przed Shepherdem.
- J-ja… ja chciałam tylko… To nie tak, że…
Sasuke
natychmiast się odwrócił. Zrobił to tak gwałtownie, że sam Shepherd podskoczył,
spłoszony jak owca.
Jego
spojrzenie było bardziej dobitne, aniżeli „O
nie, znowu ty!”, padające twarzą w twarz.
- Szukam Naruto! – Migiem przywróciłam się do
porządku.
- Cóż, może nie jestem ekspertem, ale wydaje
mi się, że kiedy chcemy kogoś znaleźć, najlepszym rozwiązaniem jest rozglądanie
się i przechadzka po szkolnych korytarzach – zaczął profesor. - Polecam na
przyszłość, Sakuro. Skradanie się za ścianą nie przyniesie żadnych efektów.
Chyba, że twoje motywy były jednak inne.
- Wcale, że nie! – odkrzyknęłam. Ręce
samoistnie zdążyły już zwinąć się do piąstek, a ciało zawibrować z wściekłości.
Poczułam się okropnie upokorzona przed Sasuke. – Myślałam, że to Naruto z panem
rozmawia, Shepherd-sensei.
Mężczyzna
zaniósł się śmiechem. Nie był to jednak śmiech, który zwykle słyszę przy
pytlowaniu dowcipów.
- Co pana tak bawi?! – uniosłam się.
- Shepherd-sensei brzmi bardzo zabawnie, nie
uważasz?
- Nie.
- Och. – Mina tego typa wreszcie przestała
dawać mi do zrozumienia, że ma ze mnie niezły ubaw. Zmieszany, zerknął na
Sasuke. – Jesteście razem w klasie, prawda?
- Tak. – A to niespodzianka! Sasuke
najwidoczniej zaopatrzył słowniczek w nowy termin.
Przyjrzałam
się mu czujnie, przywołując koszmarne wspomnienia. Pamięć bardzo dokładnie
zarejestrowała moją wczorajszą norę, prowizorycznie utworzoną z kołdry i
awaryjnego koca. Wtedy z palącą mnie od środka ciekawością zabierałam się do
wertowania jego wypocin, uposażona wyłączne w wyświetlacz telefonu komórkowego
z włączonym trybem oszczędzania baterii. Warunki, choć karygodne, nie
powstrzymały mnie przed poznaniem punktu widzenia Sasuke Uchihy na miłość.
Zdążyłam zaznajomić się z całą treścią, a Hana ani razu nie wywęszyła moich
późnonocnych działań.
Jaka
szkoda, że tak bardzo się przeliczyłam!
Trudno,
pomyślałam, wzgardliwie taksując typa przede mną, Naruto będzie musiał poczekać.
Gdyby był świadom konszachty, jaką dla niego przygotowałam, pewnie przyjąłby z
ulgą chwilowe bezpieczeństwo.
- Jesteś Sakura… Niestety, nie pamiętam
twojego nazwiska – wyżalił się Shepherd.
Wolałabym,
aby ten stan rzeczy pozostał nietknięty już na zawsze.
- Haruno. – Jednak wymogi grzecznościowych
manier nakazały mi zadziałać wbrew sobie. W duchu kazałam im się zamknąć i
wycofać.
- Naprawdę? To niebywałe! Jestem pod wrażeniem
tego, jak znaczenie imienia i nazwiska nawiązuje do twoich włosów. Są dokładnie
tego samego koloru, co płatki kwiatów wiśni… Sakury.
- Och, bo się wzruszę – sapnęłam.
- Słucham? – Mężczyzna przechylił głowę w
lewo, rzucając mi pytające spojrzenie.
Uniosłam
dłonie wnętrzem na zewnątrz w geście poddańczym, powracając do roli
zdyscyplinowanej uczennicy.
- Nic takiego. Zastanawiałam się tylko, ile
czasu zostało do dzwonka. Mam sprawę.
- Do mnie?
- Nie – odrzekłam prostolinijnie, a rzut oka
wykazał, że Sasuke wiedział co kryło moje zaprzeczenie.
- Idę na lekcję – warknął do profesora,
modulując swój głos tak, żebym odebrała to jako ostrzeżenie.
- Nigdzie nie idziesz!
Oczy
Calvina Shepherda zwęziły się do rozmiarów groszku. Nie rozumiałam wówczas, co
wywarło na nim wrażenie w moim wybuchu. Impuls powiódł mnie wprzód i nim się
obejrzałam, w ręku ściskałam już kawałek szkolnego uniformu Sasuke. Od razu po
tej gwałtownej napaści, wymierzono we mnie dzikie spojrzenie, rozjaśnione
tańczącymi językami ognia.
W
normalnych okolicznościach runęłabym na flanelową wykładzinę, jednak Sasuke zmitygował
się od wabiącej gapiów scenie w liceum i tylko odtrącił mój nadgarstek. Swoim
aktem odwagi zdążyłam już ściągnąć uwagę paru uczniów.
- Mówiłem, żebyś tak nie robiła – wzburzył
się.
Shepherd
odciął nas od siebie i niepokojącą się uśmiechnął, jak świadek niecodziennych
zdarzeń, próbujący otrząsnąć się z szoku.
- Masz sprawę do Sasuke? – zapytał.
Wyjęłam
z kieszeni fragment kartki A4, który jeszcze niedawno był niestarannie
zwiniętym rulonikiem. Wczoraj zafundowałam mu kilka nowych oznak wysłużenia, a
wszystko przez nagłe napady furii. Teraz formował się w kuleczkę,
przypominającą obiekty, którymi ciskają po klasie amatorscy wandale; Naruto i
Kiba.
- Oddaję! – Naparłam dłonią z kulką na jego
tors, a chłopak ją ode mnie odebrał, niewzruszony. – Następnym razem postaraj
się bardziej.
- Cóż to? – zainteresował się Shepherd, nie
finiszując dotąd swoich zmagań z osłupieniem. – Sasuke! Napisałeś list do
Sakury?
Sasuke
zrobił minę, jakby profesor posądzał go o kolekcjonowanie tęczowych kucyków.
- To nie list – powiedział.
- To referat – sprostowałam, łudząc się, że
„Cal”, choć raz mógłby być dla mnie użyteczny i poprzeć dotychczasowe upory.
Nauczyciel
rozwarł usta w niemym krzyku niedowierzenia, a Sasuke zwęził podejrzliwie oczy.
- Co takiego ci w tym nie pasuje?
- Hmm. – Udałam namysł, a tuż po tym wybuchłam
złością, która dotąd osiadała na dnie, uśmierzona, acz wrząca: – Prawdopodobnie
naruszenie praw autorskich! Cóż, może nie jestem ekspertem – celowo
przytoczyłam wcześniejsze słowa profesora. – ale wydaje mi się, że takie
zagrania są nie w porządku. I nielegalne!
- Zdajesz sobie sprawę ile osób w szkole
spisuje od deski do deski z Wikipedii? – drążył.
- Od ciebie oczekiwałam czegoś innego!
- To nie jest nielegalne.
- Nie o to się rozchodzi! – Rany! Jakby tylko
to doprowadzało mnie do krańcowej wściekłości. Tak naprawdę nie mogłam pogodzić
się z tym, że praca, która miała w jakiś sposób odkryć chociaż trochę z kart
Sasuke Uchihy, okazała się zwyczajną, internetową kopią.
- To, że zauważyłaś podobieństwa oznacza, że
sama wcześniej zaglądałaś na artykuł o miłości – zauważył.
- Miłości? – Profesor Shepherd zdążył odstąpić
na bezpieczną odległość, pozwalając na rozwój naszej pogawędki. Nie oznaczało
to jednak, że puszczał padające zdania mimo uszu. Wprost przeciwnie. Kątem oka
rejestrowałam coraz to nowsze odmiany zdziwienia na jego nieskalanej twarzy.
Byłam
wytrącona z równowagi. Najbardziej dokuczał mi fakt, że – jak zwykle – tylko jedna
ze stron pruła sobie żyły, zaś druga gapiła się na mnie chłodno. Sasuke robił
wrażenie bezpodstawnie oskarżonego. Owszem, odważyłam się zatopić w oceanie
Internetu, lecz było to kierowanie potrzebą nabycia inwencji twórczej, niczym
więcej.
- Mógłbyś chociaż dodać swoje trzy grosze.
- Jeśli chcesz zarzucić mi pogwałcenie praw
autorskich, pamiętaj, aby wspomnieć o dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach
uczniów liceum – prychnął, robiąc coś, czego przekazu niezupełnie zrozumiałam.
Sasuke zwinął palce lewej ręki, prostując tylko wskazujący i środkowy. Gdy we
mnie wymierzył, nie mogłam się oprzeć i pomyślałam, że chłopak trzyma w ręku
rewolwer. Nawet odchylił palce w sposób, który klarownie potwierdzał moje
domysły. – Czekam na pozew – usłyszałam, wyobrażając sobie odurzający hałas wystrzału.
W
moim przypadku ludzka ciekawość nie była rzeczą, której z łatwością dało się
przeciwstawić.
- Co to ma znaczyć? – Zmarszczyłam brwi.
- Chcę, żebyś zniknęła – odrzekł.
- Celując we mnie z niewidzialnej spluwy?
- Zabijanie jest nielegalne. Bardziej
nielegalnie, niż zrzynanie tekstów Wikipedii. Muszę to jakoś zrekompensować.
Nie
wiedząc czemu, moja wcześniejsza furia nagle spotulniała. Działo się tak za
każdym razem, gdy tłumiło ją zaintrygowanie tokiem myślenia Sasuke Uchihy.
Kiedy zastanowiłam się nad kwestią zimitowanego rewolweru, wyobraźnia podsunęła
mi sugestię wycelowania w Hanę.
- Jesteś naprawdę dziwną osobą – powiedział
Sasuke głosem, który niejednokrotnie powodował napad ciarek, intensywniejszy
niż ten, fundowany przez nocne wyprawy po parku. Lubiłam, kiedy go stosował.
Choć nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć, był dla mnie tonem zarezerwowanym
na pochlebstwa. Jestem dziwna osobą…
- Ale przede wszystkim wściekłą osobą. Na
ciebie – podkreśliłam jednak, wiedząc, że nie wypadłam najlepiej z tą
niespodziewaną zmianą nastawienia. Spróbowałam ponownie zagotować w sobie
gniew, jednak nie odzyskał już wcześniejszego poziomu wrzenia. – Nie odpuszczę
ci z referatem! Panna Cherron bez cienia wątpliwości zauważy, że tekst nie jest
twojego autorstwa.
- Jesteś też uparta – rzucił znowu.
- Dziwna, wściekła, uparta – nadmieniłam
wszystko, z poirytowaniem wymachując ramionami. - Coś jeszcze?
- Nie.
No
i proszę. Sasuke Uchiha – tryb niedostępności – aktywowany.
- Napisz to na nowo.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? – spróbowałam spokojniej. Calvin
Shepherd zajmował się tymczasem wymierzaniem poziomu napięcia, wiszącego między
nami.
- Lekcje już dawno się zaczęły – wtrącił.
Sasuke
zlekceważył go w sposób, którego nierzadko doświadczałam:
- Nie zamierzam rozwlekać się nad takimi
głupstwami.
- Ja też nie, ale musimy. Inaczej oboje
utkniemy w tej szkole po wsze czasy!
- Tylko rok dłużej. – Profesor zabrzmiał tak,
jakby postrzegał ów rok za stratę, której uczeń w ogóle nie odczuje. Uderzyła
we mnie przemożna chęć na wymierzenie w niego rewolwerem.
Zniknij!
I
zniknął. Może nie całkiem, bo mój wzrok wciąż obejmował jego sylwetkę. Niemniej
została ona zastąpiona przez niższego, choć bardziej mocarnego „mężczyznę”.
Kiba wbił się gwałtownie w przestrzeń między mną, a Sasuke, a obłęd w jego
oczach postawił mnie w stan alarmu.
- Hola, hola! Kiba Inuzuka! Nie jesteśmy już
dziećmi, żeby biegać po szkolnych korytarzach – Shepherd obruszył się nagłym
wtargnięciem ucznia.
Ale
on nie słuchał. Zatrząsnął moimi ramionami i sapał dziko, jak po dobrnięciu do
mety długodystansowego biegu.
- Wreszcie – wykrztusił. Byłam po prawdzie
znieczulona na jego nieokiełznane ataki histerii, w większości wypadków
wieńczone drwiącym rechotem. Wmówiłam sobie, że i tego dnia postanowił wywinąć
z Naruto psikusa.
Naruto
jednak nigdzie nie było, chociaż zwykle ganiał za Kibą, uzbrojony w kokosowe
batony i paczkę orzeszków dla Choujiego.
- Hej – zaczęłam całkiem poważnie. Sasuke
przyglądał się zdarzeniu z ubocza. – Co się stało?
- Ten idiota znowu się w coś wpakował! – Kiba
drżał w spazmach, opierając się na moich barkach. Rozważałam prawdopodobieństwa
naumyślnie odstawionej sceny, a rzeczywistych trosk. Spojrzałam w jego oczy i
wiedziałam już, że to wszystko dzieje się naprawdę. Kiba stwarzał dla mnie
konkurencje w stopniu zaawansowania aktorskiego, niemniej mnie, jako mistrzyni,
łatwo przychodziła dedukcja prawdy i fikcji.
- Mówisz o Naruto? – Wykorzystałam pierwszy
trop.
Kiba
zatwierdził to skinięciem, a ja poczułam mrowienie w żołądku. Och, znowu!
- Co konkretnie się wydarzyło?
Profesor
nadstawił ucha, przejęty paniką nastolatka. Spoważniał jak doświadczony pedagog
i zbliżył się do towarzystwa, przez co w czwórkę stworzyliśmy okrąg, włączając
w to Sasuke.
Kiba
westchnął i spojrzał na Shepherda.
- Napadli go, prze pana. Głupi Naruto!
Przebieg
wychowania fizycznego był… nietypowy. Przede wszystkim pękałam od
nieadekwatnego do sytuacji napuszenia, że po raz pierwszy jestem obiektem
gnębień w dziewczyńskim gronie. Były to takie „pozytywne gnębienia”, objawiane
wtedy, kiedy drogą wyjątku okazałeś się jedynym rzetelnym informatorem. W
trakcie mojego objawienia, wydarzyło się wiele wystrzałowych, na swój sposób,
rzeczy.
Po
pierwsze: Naruto okazał się być cały i zdrowy.
- Mam tylko piękną śliwę pod okiem! – Relacje
zdawał telefonicznie. Jako, że niezidentyfikowani do tej pory wandale zwinęli
mu komórkę, Kiba zdradził mi numer do pani Uzumaki, niedługo po tym jak ta
zawiadomiła go o zdarzeniu. – To był moment! Usłyszałem tylko szelest i bum!
Przed oczami zobaczyłem mroczki, a potem świat odpłynął. Ocknąłem się, gdy było
już całkiem ciemno, a do domu wróciłem po północy.
- Jesteś nieodpowiedzialnym idiotą, wiesz o
tym? – nakrzyczałam na niego.
- Dzięki, Sakura-chan. Potrzebowałem tego –
burknął, wyraźnie dotknięty moim nieuzasadnionym wybuchem. – Nadal wściekasz
się, że nie przyszedłem na trening?
- Kretyn.
Po
drugie: Naruto robił prawdziwą furorę!
Jego
„wypadek” zrobił takie zamieszanie, że sama nauczycielka wychowania fizycznego
zezwoliła nam na luźniejszą lekcję, żebyśmy mogły przełknąć wstrząsające wieści.
Naruto był jej ulubieńcem. Żywiołowy, naszpikowany zapałem i pełen pomysłów na
rozgrywki – tak, każdy troszczył się o jego losy. Natomiast dla samego Naruto
rola kozła ofiarnego była koszmarnie upokarzająca, co dosadnie stwierdzały jego
przyciszony prośby o odegnanie oblegającego mnie zbiorowiska. Dziewczyny
przekrzykiwały jedna drugą, polemizowały i stwarzały własne wersje zdarzeń.
- Ze śliwą będziesz wyglądał jak twardziel –
spróbowałam go pocieszyć.
- Albo jak mięczak! – odparował. – Nie
zamierzam zjawić się w szkole przez najbliższy tydzień.
- Wpadniemy do ciebie.
- Nie! – zaprotestował ostro, a ja nie
drążyłam. Niektóre szczeble dumy były dla mężczyzn jak publiczne obnażanie. Zrozumiałam,
że Naruto wolał wykurować się w samotności. – Tak bardzo szkoda mi telefonu! –
jęczał.
- Oj, przestań. Najważniejsze, że żyjesz.
- Jesteś mistrzem, Sakura-chan. Doprawdy.
Mistrzem… w czym?
Aż
bałam się zapytać.
Poza
tym była jeszcze trzecia sprawa – najgorsza: Naruto stał się ofiarą i to ja
ponosiłam za to winę.
Wiedziałam,
że nigdy nie przebaczę samej sobie. Gdybym nie przyjęła jego propozycji
treningu, przyjaciel czaiłby się dziś z chytrym uśmieszkiem blisko szkolnego
bufetu, mamiąc sprzedawczynie. Kilka razy dopiął swego i dostał batoniki po
dwukrotnie niższej cenie. Może i dzisiaj osiągnąłby sukces, a Kiba zzieleniałby
z zazdrości. Nie! Ja wyśniłam sobie trening na boisku, który nie miał nawet
profesjonalnej murawy. Nazywałam to w ten sposób tylko potocznie, choć w
rzeczywistości był to asfaltowy prostokąt z siatką pęknięć i kilkoma punktami,
z których wzbijały się w górę pojedyncze źdźbła trawy. Do czego doprowadziła
moja chciwość?
- Koniec tego dobrego. – Gwizdek nauczycieli
przerwał sielankę.
Dziewczyny
rozpierzchły się po linii końcowej boiska do siatkówki, a ja wcisnęłam czerwoną
słuchaweczkę. Wysoki stopnień ulgi, którą poczułam, wcale nie wykluczał mojej
winy. Przytłoczona paskudnym uczuciem, zacisnęłam szczęki. Dlaczego ściana
hurtowni mi nie dogodziła? Spróbowałam obarczyć ją częścią odpowiedzialności,
ale zrewanżowała się złośliwością rzeczy martwych. Gdyby sprawa była
poważniejsza, komenda policji w Izumo nie przyjęłaby na składanie zeznań
nędznej blachy.
Nauczyciela
zarządziła rozgrzewkę wokół boiska. Na jego murawie trwał już mecz chłopców,
czyli agresywna gra i przeplatające się ze sobą oszczerstwa, które tak czy
inaczej puszczano później w niepamięć.
Kiedy
miałam już włączyć się w ruch okrężny z Ino, ta dzióbnęła mnie łokciem między
żebra.
- Patrz! – usłyszałam przy uchu głos,
sugerujący niepotrzebne mielenie ozorem.
I
wtedy zza przedniej części budynku szkolnego wycwałował Sasuke. Miał na sobie
typowy strój sportowy – luźną koszulkę, czarne spodenki i nowiutkie adidasy.
Opiekun męskiej grupy przywołał go do siebie, zirytowany piętnastominutowym
spóźnieniem. Patrzyłam jak Sasuke zawiązuje sznurowadła i wkracza na boisko,
nie angażując się zupełnie w rozmowę z nauczycielem. Odgadywałam w myślach
powody, dla których Ino zastosowała „ten” ton. Zwykle był on zarezerwowany do
wstrętnego obrabiania, tymczasem Sasuke nieszkodliwie włączył się do gry.
Jedyne co rzuciło mi się w oczy, to sam jego wygląd. Zniewalający wygląd.
- Spóźnił się – syknęła przyjaciółka, gdy
zaczęłyśmy truchtać za Tenten i Hinatą.
- I co z tego?
- To do niego nie podobne.
Potrząsnęłam
głową, niedowierzając. Nigdy nie przejęłabym się taką błahostką, więc szczerze
odpowiedziałam:
- Skup się lepiej na biegu, Ino. Pamiętaj, że
miałaś ćwiczyć formę.
- Jednak nie chcę. – Yamanaka obiema rękoma wskazała
na swoje ciało, metodą prezenterek w telezakupach. – Czego mi brakuje, hm?
- Kondycji – palnęłam zgryźliwie.
Ino
łypnęła na mnie złowrogo i odrzuciła grzywkę – ten gest był ewidentnym dowodem
jest wyższości. Tyczyło się to przynajmniej spraw przyziemnych, przykładowo:
stopnia kobiecości.
- Nie zamierzam brać udziału w maratonach.
Kondycja nie jest mi potrzebna. Myślałam bardziej nad jakimś kursem samoobrony.
Sama rozumiesz… Te wandale, które dopadły Naruto mogą wciąż grasować w mieście.
Nie chcę mieć z nimi do czynienia.
Nie
mogłam powstrzymać drwiącego rechotu.
- Mówisz, jakby rozchodziło się o seryjnych
morderców. Ino! To pewnie jakieś rozkapryszone nastolatki.
Ino
się zastanowiła.
- Faktycznie, młodzież jest teraz bardzo…
specyficzna.
- Wszystkiego można się po nich spodziewać.
Naruto miał przecież jeden z nowszych modeli telefonu – zauważyłam. - Poza tym,
słyszałaś co powiedział? Szedł na boisko i pisał smsa, nic dziwnego, że ktoś go
wyczaił i okradł, kiedy był zdekoncentrowany. Ech, pamiętam jak cieszył się
powrotem ojca z Tokio.
- Bardziej chyba cieszył się z przyjazdu
nowego telefonu. Pamiętasz przecież jego gruchota. Kiba nie dawał mu spokoju.
O
tak. Tak. Jeszcze trochę, Ino. Jeszcze ciut więcej nadmienionych faktów, a być
może uda mi się zredukować poczucie winy.
Nagle
rozległ się niepokojący świst. Jego brzmienie wręcz przestrzegało przed
skutkami.
Odwiedziona
od tematu kradzieży, zaczęłam błądzić wzrokiem za źródłem dźwięku. Piłka do
nożnej pofrunęła w górę, przekraczając dopuszczalne standardy. Ino zagaiła do
Hinaty, a ja w milczeniu śledziłam tor lotu piłki. Gdy myślałam, że grzmotnie w
ziemię, odbijając się od murawy, ktoś przyjął ją na tors i z niewiarygodną
płynnością ustawił obiekt przed stopami, rzucając się do ataku.
Automatycznie
zwolniłam, zaabsorbowana zjawiskiem, które mimo wszystko nie powinno budzić we
mnie konkretnych emocji. A jednak. Jakimś cudem on ciągle mnie zadziwiał, nawet
jeżeli spodziewałam się wszystkiego.
Sasuke
grał. Co więcej, potrafił grać. Obserwowałam go i czułam, że uznanie wkrada mi
się na twarz, a to odkrycie rozzłościło mnie bardziej, niż porachunki z
Shepherdem. Sasuke płynnie lawirował między zawodnikami, zwodząc ich na różne
sposoby. Shikamaru piłka uciekła między nogami. Chouji chciał zaatakować z
lewej, jednak Sasuke przejrzał go na wylot, skutecznie myląc. Wpierw zimitował
krótki ruch w przewidzianym przez Choujiego kierunku, a potem znienacka
wyruszył w przeciwną stronę.
Nawet
nie zauważyłam, że się zatrzymałam, burząc ruch dziewczyn. Pech chciał, że
wpadła na mnie światowa jędza numer jeden. Byłam tego świadoma już przy
zderzeniu, gdy szkarłatne włosy zatańczyły mi przed oczami.
- Haruno! – Karin umiejscowiła się obok, z
oburzeniem rozkładając ramiona. Nie, ona nie wpadła na to, żeby mnie wyminąć.
Po co, skoro można odegrać sztuczną scenkę, która postawi mnie w złym świetle?
– Obijasz się, Haruno? Obijasz się?!
Karin
słynęła ze swojej skłonności do nadmiernego powtarzania nazwisk. Kwestia
przyzwyczajenia. Bardziej znienawidzone przez nią dziewczęta wiedziały też, że
uwielbiała wrabiać we własne występki, a już szczególnie specjalizowała się w
wykorzystywaniu sytuacji. Właśnie wpadłam w jej sidła, oczarowana chłopcem spod
ciemnej gwiazdy.
- Haruno! – Pchnęła mnie w bark.
- Zamyśliłam się – odpowiedziałam tonem, z
którego Sasuke mógłby być dumny. Przez tę absurdalną myśl, spróbowałam wzmocnić
efekt jakąś Uchihowską mimiką, ale nie byłam na tyle zaawansowana w bezduszności.
- Na tej lekcji się biega! – krzyknęła głośno,
licząc, że uwaga dotrze do uszów nauczycielki. – Tutaj liczy się aktywność
fizyczna, Haruno!
No
i zadziałało.
Opiekunka
zaczęła śpieszyć w naszą stronę. Karin momentalnie odwróciła się do mnie
plecami, przybierając minę pokrzywdzonej.
- Haruno chyba lamentuje w myślach. Wpadłam na
nią i prawie się wywróciłam.
Och,
biedna.
Mała,
pryszczata sportsmenka otaksowała mnie badawczo. Gdyby nie znaczenie ojca Karin
w współfinansowaniu szkoły w wielu projektach, z pewnością by mi się upiekło.
Niestety w tych okolicznościach przewidziałam co mnie czeka, nim nauczycielka
orzekła moje zadośćuczynienie.
- Jeżeli nie potrafisz się skupić na lekcjach,
zapraszam do składziku, Sakura. Potrzebujemy dziesięciu piłek do koszykówki,
dwadzieścia pachołków i rozkładane kosze. Pamiętaj o napompowaniu piłek. Nikt
nie chce grać plackami. A teraz idź.
Już
mnie rwie, pomyślałam ogarnięta nagłym gniewem.
W
gruncie rzeczy „składzikowa kara” nie była żadną torturą, ale koszmar zaczynał
się w chwili, kiedy któraś z ćwiczących zgłaszała zastrzeżenie do twardości
używanej piłki. Wówczas musiałam wrócić do roboty, a z reguły, gdy odezwała się
pierwsza, reszta szła jej śladami.
Ponuro
wyminęłam obie panie.
Przy
składziku szwendała się Temari. Mimo że nie została skarcona za żadne
przewinienie, przywykłam już, że przyjaciółka zawsze dybała w okolicach, żeby
zarezerwować dla siebie wysoko jakościową piłkę. Kiedyś Ino napiętnowała
flamastrem jedną z nich i do teraz widniało na niej krótkie „Tem”, choć
przyjaciółka od dawna nie tknęła obiektu, oczarowana nowszymi modelami.
Zauważywszy
mnie, zrobiła minę dyrektorki, która
przyjmuje ucznia na dywanik po raz enty.
- Co tym razem?
- Karin – odparłam warkliwie. – Lepiej wracaj
na boisko. Już dawno zaczęłyśmy.
- Akaru i tak mi przebaczy. – Przed oczami
Temari pewnie zamajaczyła typowa scenka spóźnionego ucznia i besztającego go
nauczyciela. Na dziewczynie nie zrobiło to jednak wrażenia. Zasadniczym powodem
tej odporności była jej ranga w osiągnieciach sportowych. Temari przyczyniła
się do większości zwycięstw w turniejach międzyszkolnych, a pani Akaru – drobna
nauczycielka WFu – ceniła ją jak piracki łup. Zresztą Temari czerpała korzyści
z tego, jak ją traktowano.
- Pomyśl jak by zareagowała, gdybym pewnego
dnia przyniosła całoroczne zwolnienie lekarskie z jej lekcji – dumała kiedyś,
chytrze się przy tym uśmiechając.
Oczywiście
zazdrościłam Temari tych przywilejów, lecz od czasu do czasu mi sprzyjały. Na
przykład teraz nie cierpiałam z samotności.
Dłuższy
czas dokonywaliśmy inspekcji na piłkach do koszykówki. Składzik słynął ze
swojego nierozgarnięcia. Było to pomieszczenie ciut większe od wnętrza szafy,
przy czym jego środek zapełniały przeróżne badziewia – począwszy od pachołków i
drążków do doskonalenia płynności kozłowania, aż do piłek lekarskich i kozłów
na przeskoki. Kiedy otwierano drzwi, należało liczyć się z lawiną przyrządów,
które wysypywały się z brzękami. Na szczęście mnie ten rytuał ominął, ponieważ
Temari zdążyła już złapać wszystkie uciekające piłki i umieścić je w siatce.
- Jeden, dwa, trzy… – liczyłam pod nosem.
Temari
przyglądała się swoim znaleziskom, kwestionując decyzję Akaru. Okazało się, że kupiono
nowy sprzęt do siatkówki, a Temari bardzo chciała go przetestować. Teraz
siedziała na piłce lekarskiej i piła duszkiem napój dla osób z niedoborem
żelaza.
- Od dziś nie znoszę koszykówki – powiedziała.
– Dlaczego akurat dzisiaj musimy w to grać?
- Ostatnio znienawidziłaś też siatkówkę –
zauważyłam, krzywo na nią spoglądając.
Temari
musnęła opuszkiem palca nawierzchnię piłki, ugrzęźniętej między kolanami.
Zrobiła to tak subtelnie, że przez chwilę odniosłam wrażenie, jakby dziewczyna
pielęgnowała warty fortunę antyk.
- Wtedy nie było tego cudeńka. Ej, Sakura!
- Hm?
- Mam dla ciebie tekst piosenki, o który
prosiłaś.
Odtąd
byłam już niezdolna do dalszego bilansowania pachołków i reszty sprzętu.
Mechanicznie przerwałam czynności, niczym gadżet kuchenny, którego wtyczkę
odcięto od prądu. Temari, nieprzejęta, mówiła dalej:
- Godzinę szukałam tłumaczenia. Czyżby
„niezastąpiony Cal” ci to zadał?
- Nie. – Strząsnęłam z siebie myśli, rugające
za zapominalstwo. Wybryk z Wikipedią i napad na Naruto najwyraźniej skołowały
mnie na tyle, żebym zapomniała o następnej szansie na odkrycie kart Sasuke
Uchihy. – Przepraszam, że zawracałam ci wczoraj głowę. Wiem, że było późno,
ale… byłam zajęta czymś innym, a zależało mi na czasie.
Temari
przyjęła przeprosiny kiwnięciem głowy.
- Pozwoliłam sobie przesłuchać tej piosenki –
zaczęła złowróżbnym tonem.
Z
konsternacją uświadomiłam sobie, że – w przeciwieństwie do niej - ja nie zdążyłam zaznajomić się z brzmieniem
melodii. Po spotkaniu z Sasuke wróciłam do domu, zbyt podekscytowana jego
referatem, żeby zaprzątać sobie głowę stukaniem w klawiaturę i wertowaniem
wyników Google. Zdradził mi tytuł piosenki, dobrowolnie – to już coś, myślałam wówczas. Rywalizacja
zakończyła się zwycięstwem zawartości referatu, lecz po głowie wciąż ganiała mi
nazwa zespołu. W strachu i wierze.
Pomyślałam wtedy, że, poznając jego kąt patrzenia na miłość, Temari w
międzyczasie pomoże mi zająć się zdobyczą – muzyką Sasuke Uchihy.
- Ostatni opuszczony człowiek – mruknęła, a ja
z opóźnieniem zrozumiałam, że to przetłumaczony tytuł utworu. – Niezły kawałek.
Nie jest to gatunek, którego słucham, ale piosenka była całkiem przyjemna.
W
duchu podziękowałam jej za brak dociekliwości. Ona wiedziała, że to, czego
samowolnie nie zdradzę, jest wiedzą zakazaną.
- O czym jest tekst? – przemówiła przeze mnie
ludzka ciekawość.
- Trudno powiedzieć. Wokalista złapał jakiś
dołek. Jest tam coś o zagubieniu, śmierci.
- Och.
Pięknie!
Nawet gdybym nie pozyskała tego tytułu od Sasuke, uproszczenie Temari częściowo
się z nim utożsamiało. To prawda, że nie mogłam zakładać, iż ta muzyka jest
niewyraźnym obrazem tajemnicy, którą trzyma w zamknięciu; w swoim sercu. Ale
chciałam w to wierzyć.
I
uwierzyłam naprawdę.
Kiedy
chciałam dowiedzieć się od Temari szczegółów dostarczenia tekstu, uprzedził
mnie wrzask. Tak ostry, tak przenikliwy… Mogłabym przysiąc, że moje bębenki
uszne zadrżały pod naporem tego hałasu.
- Nie stój, tylko przynieś maty, do cholery! –
To był nauczyciel WFu, który szkolił chłopców. Był w szkole znaną postacią
przez przymusowe „do cholery”, kończącym w jego przypadku każdą wypowiedź.
Kiedyś nabijaliśmy się z kulturalnego powitania w wykonaniu tego mężczyzny. Dzień dobry… do cholery, brzmiałoby
ekstra!
Musiałam
jednak odgonić od siebie myśli o „dawniej”, zwłaszcza, że przyniesie mat było
klarownym znakiem na to, że będziemy miały z Temari towarzystwo.
Utwierdził
mnie w tym dźwięk sunących po wąskim bruku adidasów. Składzik umiejscowiony był
w tylnej części budynku szkoły, z zewnętrz, z tego powodu posłańca ujrzeliśmy
dopiero po tym, jak wyłonił się zza zakrętu.
Zdziwienie,
które się we mnie rozpierzchło nie było wynikiem jego pojawienia, lecz
częstotliwości przypadków, w których na siebie wpadaliśmy.
Sasuke
zbliżył się do otwartych na oścież drzwi schowka i zanurzył po kolona w
wysypisku sprzętu sportowego. Albo przewidział, że będę tu w towarzystwie
Temari, albo najzwyczajniej w świecie nas nie zauważył, ale to uznałam za
absurd.
- Wygadany chłopak – Temari parsknęła
cichuteńko pod nosem.
Czy
przed skazaniem na referat, ja też zachowywałabym się tak luźno? Porównałam obecny
stan ze stanem przyjaciółki i nie mogłam się nadziwić drastycznym zmianom,
które zaszły w moim organizmie. Mięśnie mi stwardniały, jakby ktoś przestrzegł
ich przed smykałką Sasuke do bijatyk. Jakby zachowywały środki ostrożności, uzbrajając
mnie w zwielokrotnioną siłę.
Temari
głośno westchnęła, rozprostowała nogi i stanęła na nie, w pełni rozluźniona.
- Chyba masz rację, Sakura. Pójdę już na
boisko.
Z
przestrachem przełknęłam ślinę.
- Nie pomożesz mi?
- Poradzisz sobie – jęknęła, obejmując
wzrokiem siatkę, w której według moich obliczeń uwięziłam już osiem piłek.
Potem rzuciła Sasuke szybkie spojrzenie, a ja zrozumiałam aluzję. – W razie
czego znajdziesz chętnego do pomocy.
- Chętnego? – ściszyłam głos do szeptu. –
Chyba śnisz! Ja nie chcę…
Ale
Temari nigdy się tego nie dowiedziała. Zamiast pozwolić mi dokończyć, ulotniła
się z miejsca, nie zapominając rzecz jasna o okrągłej zdobyczy. Sposób w jaki
mnie porzuciła przywiódł mi na myśl Ino. Postępowała identycznie, gdy obrót
wydarzeń doprowadzał do momentów sam-na-sam z Naruto Uzumakim.
Wypuściłam
powietrze jak uczeń przed końcowymi egzaminami.
Szok
nastąpił dopiero wtedy, gdy odwróciłam się z powrotem w stronę wejścia do
składziku. Sasuke nie gmerał już w zawartości wysypiska, tylko przyglądał mi
się z potrzebą mordu czającą się w oczach. Była dostrzegalna nawet z
oszacowanej odległości czterech metrów.
- Co? – Postanowiłam nie wymiękać i wciąż
jawnie okazywać złość za poprzedni wybryk. Moje pytanie zabrzmiało jak warkot
rozjuszonego zwierzęcia.
Sasuke
naostrzył spojrzenie. Mogło ciąć jak brzytwa.
- Słowo o referacie, a pożałujesz.
- Tak się składa, że nie miałam zamiaru
przytoczyć tego nieszczęsnego tematu.
- I dobrze – odrzekł głosem bezdusznej maszyny
i zanurkował w stosie opakowań z piłeczkami pingpongowymi. Z racji tego, że
maty do ćwiczeń były najrzadziej używane, oboje wiedzieliśmy, że będą gdzieś na
szarym końcu tego gruzowiska.
Maniery,
Sakura. Maniery!
- Pomóc ci?
- Nie.
Fuknęłam,
zażenowana moimi zdolnościami przewidującymi przyszłość. Przez chwilę,
króciusieńką, nieodczuwalną chwilę, do głowy wdarł mi się obraz twarzy Sasuke –
zlanej potem. Hola! Nie był to jednak ten pot typu „a fuj!”, była to odmiana
nadająca męskości, urzekająca kobiety. Był to pot, który sklejał do czoła i
policzków pojedyncze pasma włosów i przez tę wizję wyśniłam sobie Sasuke, który
przerywa akcję poszukiwawczą mat i spogląda na mnie. Wiedziałam, że jeśli
rzeczywiście by to uczynił, jego piękno mnie pochłonie. Hebanowe włosy
przyklejone do wyjątkowo przystojnej twarzy to zabójcze zestawienie. Och! Gdyby
zło było nieatrakcyjne, nikt nie ulegałby pokusie.
Zajęłam
poprzednie siedzisko Temari, czyli nowiusieńką piłkę lekarską, która zapadła
się lekko pod moim ciężarem.
Jednak
Sasuke kusił. Uwodził mnie, grzebiąc w składziku. Nie do wiary! Choć powinnam
wrócić do segregowania, serce rozkazało mi przemówić. Miękkim, swobodnym
głosem.
- Lubisz słuchać muzyki, prawda, Sasuke?
- Nic ci do tego – bąknął, a potem
nieruchomiejąc dodał: - Jeśli myślisz, że tłumaczeniem piosenek coś wskórasz,
grubo się mylisz.
Byłam
w nim zatracona. Tak bardzo zatracona, że prawdę przetrawiłam z wielkim
opóźnieniem. Sam Sasuke spojrzał na mnie, zmylony tym milczeniem.
- Podsłuchiwałeś! – W końcu należycie się
oburzyłam.
Teraz
rozumiałam, dlaczego pan „do cholery” emitował negatywną energię. Po prostu
Sasuke krył się za ścianą, zamiast spełniać jego polecenie. Psiakrew, słyszał.
Słyszał jak Temari wyraźnie przytaczała tytuł tej piosenki. Z pewnością słyszał
też zaciętość w moim głosie, gdy próbowałam czegokolwiek dowiedzieć się o
przesłaniu tekstu.
Sasuke
mi nie odpowiedział. Kopniakami utorował sobie drogę do głębszych zaułków
schowka. Właśnie przetrącał na bok kijki, które były obwiązane w połowie niczym
bukiet. W końcu wyszarpał kilka zwinięty mat i niedbale rzucił ja ze siebie,
szukając dalej.
Przestraszona
tym, że Sasuke opacznie zrozumiał moje zamiary, wyrzuciłam z siebie:
- To nie tak, że cię szpieguję. Chciałam
zobaczyć o czym jest ta piosenka ze względów naukowych. Widzisz, ja też lubię
muzykę. Sądziłam, że moglibyśmy użyć tej wspólnej cechy, prawdopodobnie
jedynej. Skoro nie chcesz napisać nic o miłości z własnego doświadczenia, mógłbyś
wykorzystać swoje ulubione utwory. Ja na przykład…
- Ucisz się – Głos przerwał mi jako drugi.
Najpierw dostałam w twarz z lazurowej maty, która zdążyła odmotać się w czasie
lotu. Zdezorientowana, przetarłam oczy, a Sasuke stał już przodem do mnie, oplatając
ramionami trzy różnokolorowe rulony mat. – Mówiłem, żebyś przestała paplać o
referacie.
- Kiedy ja próbuję ułatwić ci zadanie! –
Podchwyciłam jego wzrok i od razu spiorunowałam go swoją wściekłością.
Sasuke
zaczynał zbierać się do odejścia. Niedobrze.
- Ty chyba chcesz nie zdać u panny Cherron –
improwizowałam.
- Nieprawda.
- Dlaczego się nie udzielasz?
- To strata czasu.
- Rok nie będzie dla ciebie stratą czasu? –
Nic nie mogłam poradzić na to, że mój ton stawał się opryskliwy. Próbowałam go
zrozumieć… i zachować dla siebie na chwilkę dłużej. Z tej przyczyny, niby
przypadkowo, przesunęłam czubkami palców rozcapierzoną na ziemi matę, tak żeby
Sasuke natrudził się przy jej podnoszeniu.
Trzy
dodatkowe sekundy to zawsze coś!
Patrzyłam
jak się do mnie zbliża. Minę miał zwyczajną, jak gdybym była martwym
przedmiotem, a nie domagającą się wiedzy nastolatką.
- Daj Cherron to, co ode mnie dostałaś. Mam kartkę
w plecaku i mogę w każdej chwili ci ją zwrócić – mówiąc to, okrążył mnie,
przycupnął przed matą i zaczął zwijać ją na odczepnego. – Nie bądź taka uparta.
Wikipedia zebrała dostateczną ilość bzdur o miłości.
Dlaczego
„miłość” brzmiała tak… nędznie w jego ustach? Wydawać by się mogło, że Sasuke
wyraża się o jakieś osobie, do której żywi urazę, a nie o ludzkim uczuciu.
- Nie bądź taki zamknięty – poprosiłam,
połowicznie się uśmiechając. Sasuke uniósł wzrok i wlepił go we mnie. Gdy
zaczynałam rozkoszować się nową perspektywą, on dźwignął się na nogi. I znów.
Znów uderzyła we mnie świadomość nieodpowiedniej bliskości. Chcąc ukryć
zakłopotanie, odezwałam się ponownie: - Jeśli nie pasuje ci temat, powiedz to,
a ponegocjujemy z panną Cherron. Poza tym z pewnością jest świadoma istnienia
Wikipedii. Skoro masz coś do powiedzenia, nie trzymaj tego w sobie.
- Wtedy musiałbym krzyczeć – odparł.
Przyjrzałam
mu się dokładniej, a w oczach zauważyłam ledwie dostrzegalny smutek, którego on
prędko się pozbył.
- Sasuke…
- Wracam. – Obawiałam się, że to powie, a gdy
już to nastąpiło, poczułam jak rozrywa mnie żal. Tak bardzo, bardzo chciałam
móc go zrozumieć. Nagle naczelną kontrolę przejął głupi impuls.
- Czy kiedyś się przede mną otworzysz? –
zapytałam.
- Nie – odwarknął i zaczął człapać w stronę
wąskiego bruku. – Zajmij się swoimi sprawami.
- To, co zamknięte zawsze da się otworzyć.
Potrzeba tylko klucza.
- Ale go nie znajdziesz.
- Znajdę – powiedziałam, pewniejsza niż
kiedykolwiek. Wejście do serca Sasuke mogą blokować tuziny kłódek z grawerem:
„Zrezygnuj”, jednak od środka rozsadzała mnie niesamowita siła i wiara w to, że
otworzę je wszystkie.
Tylko
dlaczego?
Dlaczego
chciałam się w to wikłać, zamiast zająć
swoimi sprawami?
Odpowiedź
chowała się w niewiadomym „gdzieś”, razem z kluczami do kłódek trzymających w
zamknięciu tajemnice Sasuke.
- Hej! – Ścisnęłam trzonek zamontowany do
siatki z piłkami i dogoniłam go. Tak czy owak, nie obładowałabym się wszystkim
za jednym razem, toteż zdecydowałam, że po pachołki i złożone kosze wrócę za
chwilę.
Może
i naprzykrzałam się Sasuke, może i zezłościłam go, gdy tylko nasz chód się ze
sobą zrównał. Nic jednak nie zabraniało mi spytać się o taką błahostkę:
- Zaczekasz na mnie po lekcjach?
- Po co? – zdziwił się. Było to zdziwienie
głębsze od tego, jakie wyrysowało się na jego twarzy na trakcie wzdłuż szkolnych
bram. Wtedy nie mógł uwierzyć, że znalazła się osoba zdolna do rąbnięcia go
napatoczonym kamyczkiem.
- Chcę ci coś powiedzieć. – Uśmiechnęłam się
tajemniczo.
- Powiedz mi teraz.
- Teraz nie mogę!
- Bo…?
Bo… chcę cię jeszcze dzisiaj
zobaczyć, jasne?
- Nie mogę już dłużej cię zatrzymywać. Poza
tym pani Akaru jest już pewnie zdenerwowana, że wciąż nie przychodzę. Idź
dalej.
I
poszedł.
Nie
wiedziałam czy kiedykolwiek się dla mnie zatrzyma.
W innym życiu, kiedy światło
mnie nie oślepiało, zabiłbym tylko po to, aby zasnąć.
Ponad chmurami nie ma
żadnego Boga, nad ziemią nie ma żadnej stopy. Jestem koronowany na opuszczonego
króla.
Mój świat ciągnie mnie na
dno, ludobójstwo o mnie zapomniało. Nie mogę trwać, bez tych, którzy mnie
opuścili. Żałuję czasu, kiedy tego nie widziałem.
Podążałam
chodnikiem z kamienia polnego, który wiódł do bram liceum. Przed oczami miałam
tekst piosenki Sasuke, a chcąc uniknąć powtórzenia pomyłki, niezwłocznie
zabrałam się do czytania zawartości. Trudno było mi stwierdzić, jakie uczucia
malowały się na mojej twarzy, ale bez wątpienia przykuwałam tym uwagę innych.
Jeden z mijanych uczniów nawet zajrzał mi znad ramienia, myśląc, że przeglądam
jakieś straszliwe fotografie.
Ludobójstwo
o mnie zapomniało?
Nie
mogę trwać bez tych, którzy mnie opuścili?
Jasny
gwint. Kim był Sasuke? Czy naprawdę utożsamiał się z opuszczonym królem?
W
sercu żywiłam nadzieję, że to nieprawda. Przecież polubienie piosenki nie jest
jednoznaczne z odczuwaniem uczuć, śpiewanych przez wokalistę. Gdyby wybierano
tylko tą muzykę, która oprócz dobrego brzmienia, podziela także nasze
światopoglądy, na spisie moich MP3 znalazłoby się tylko kilka pozycji.
Jeszcze
dwukrotnie przebiegłam wzrokiem po najbardziej trafnych fragmentach tekstu i
nie mogłam powstrzymać ciarek.
- Oi, Sakura!
Ktoś
nawoływał mnie głosem przesączonym świeżutką wesołością. Pomyślałam, że to miła
odmiana i odwróciłam się za siebie.
Kiba
zjawił się przede mną, ciężko dysząc. Jego maleńkie, czarne oczęta rozbłysły
niepodważalnym szczęściem, jak u pięciolatka.
- Co się stało? – spytałam, a on odstawił
krótki taniec.
- Nie uwierzysz! Cal załatwił nam wycieczkę.
Cal?
Naburmuszyłam
się. Zatem Ino nie była już dłużej wyjątkiem wśród uczniów? Czy ta ksywka
rozpierzchła się już na tak szeroką skalę?
- Dokąd jedziemy?
- Eee… - zastanowił się. – Nie pamiętam nazwy
miasta, ale wiem, że odbywa się tam comiesięczny konkurs i jest on świetny.
Uwierz mi! Spotkałem teraz Cala i o wszystkim mi opowiedział. Podobno miejsca
są zarezerwowane, ale jeszcze jutro urządzimy w klasie głosowanie. I tak jestem
pewien, że każdy się zgodzi.
- Na czym polega ten konkurs? – Wiedziałam, że
wpierw należało dowiedzieć się o płatnościach, miejscu pobytu, terminach i
warunkach, jednak kwestia z konkursem zepchnęła na dalszy plan resztę pytań. Ekscytacja
Kiby dowodziła faktowi, że rozgrywki będą czymś wyjątkowym.
Chłopak
odchrząknął. Oho, szykowała się skomplikowana mielizna.
- W mieście jest las. Potężny, ogromny! Ponoć
na końcu tego lasu znajduje się wejście na stromy pagórek. Szczyt pagórka jest
metą, las zastawiono setkami pułapek. Poza tym każdy zawodnik ma do dyspozycji
pistolet, którzy strzela czerwoną farbą.
- Czerwoną farbą? – Zmarszczyłam nierozumnie
brwi.
- Tak. Ma proste zastosowanie. Kiedy na twojej
drodze stanie inny zawodnik, masz prawo w niego wymierzyć. Umazanie czerwoną
farbą równa się dyskwalifikacji. W ten sposób pozbywasz się wrogów – wyjaśnił,
kipiąc ekscytacją.
Na
usta wkradł mi się sprośny uśmieszek – taki przygotowawczy. Oczami wyobraźni
widziałam pędzącego Naruto ze spluwą i siebie, jak umiejętnie czmycham przed
szkarłatną mazią, którą we mnie celuje. Widziałam złość Kiby, gdy docieram do
mety przed nim. Słyszałam oklaski, owacje, aplauzy – wszystko to, spowodowane
moim zwycięstwem.
Kiba
przeczuł, że snuję już swoje fantazje i łobuzersko się uśmiechnął.
- Odwieczni rywale?
Uścisnęłam
jego dłoń.
- Jasne! Co będzie czekało mnie na mecie?
- Kiedy dotrzesz tam jako ostatnia? –
zażartował. – Pomyślmy… Cal wspominał coś o lampionach życzeń. Wiesz o czym
mowa? Puszcza się je do nieba, recytuje życzenie i takie tam. Z tego co
zrozumiałem, każdy uczestnik po dobrnięciu może wzbić w górę jeden, ale to
lampion od zwycięscy jest największy i odróżnia się od innych kolorem. Podobno
piszemy na nich swoje imiona, a w centrum miasta zbierają się wszyscy gapie,
żeby oglądać widowisko. Poza tym to wszystko odbywa się w nocy! Rany! Nie mogę
się doczekać!
- Brzmi świetnie – stwierdziłam. Być może
dołączyłabym do tańców radości Kiby, ale Sasuke nie spełnij mojej prośby i
uciekł tak, że nawet nie miałam okazji się z nim pożegnać. To wyssało ze mnie
trochę entuzjazmu.
Kiba
zaklasnął i rozejrzał się dookoła.
- Idę powiedzieć reszcie. Jeżeli któryś się
sprzeciwi, zginie!
- W takim wypadku będę mogła ci pomóc – zapewniłam.
- Jutro dowiemy się jeszcze o terminie wyjazdu
i cenie, spokojna głowa.
- Jasne.
Chłopak
pożegnawszy mnie serdecznym uśmiechem, wybrał swój następny cel, klejąc się do
Nejiego i Tenten.
Ja
myślami przykleiłam się do Sasuke. Znowu.
Dobra!
Powiedzmy, że byłam w posiadaniu klucza do jednej z kłódek. Problem tkwił w
tym, że choć klucz doskonale dopasowywał się do zamka, jakaś siła
uniemożliwiała mi jego przekręcenie. To Sasuke, pomyślałam. To on utrudniał mi
dostęp. Zostawił mnie. Uciekł.
Tak
naprawdę chciałam być pierwszą, która opowie mu o tej niesamowitej konkurencji.
Tak naprawdę chciałam, żeby z demonicznym uśmiechem uznał mnie za swojego
przeciwnika i obiecał emocjonującą rywalizację w objęciach lasu. Ale to było
tylko życzenie. Życzenia nie mają w zwyczaju się spełniać. Sasuke wieść o
konkursie skwitowałby uwagą o głupocie pomysłodawców i organizatorów oraz
zarzutem bezsensowności.
Tak…
Tym był Sasuke.
Chłopakiem
spod ciemniej gwiazdy. Opuszczonym królem. Człowiekiem, którego oszczędzono w trakcie
ludobójstwa.
Był
sam. Na własne życzenie.
Kiedy
nadszedł weekend plan wycieczki był już kompletny. Shepard wyjaśnił nam dokąd
się wybieramy, a celem była Shobara. Od dotarcia tam dzieliła nas godzina drogi
i wcale nie byłam rozanielona z tego powodu. Wolałam dłuższe podróże autokarem,
wolałam śledzić pędzące za oknem ulice, zmieniające się migiem krajobrazy.
Hałas nie był przeszkodą. Wystarczyło zatkać uszy obiema słuchaweczkami i ulec
muzyce, odpłynąć w siną dal.
Na
psychiczne przygotowania mieliśmy czas do środy. Obietnica dwóch nocy
spędzonych w Shobarze, napędzała klasę niesamowitą radością. Naruto ulżyło,
kiedy zrozumiał, że upamiętniająca napad śliwa, zdąży do tego czasu zniknąć.
Poza tym był bardzo sfrustrowany naszą niezapowiedzianą wizytą. Razem z Ino,
Kibą, Choujim i wymagającą nakłaniania Temari, stwierdziliśmy, że dobrze będzie
upewnić się, czy z Uzumakim wszystko w porządku. Sprawa została zgłoszona na
policję, ale Naruto wciąż opłakiwał stratę telefonu. Choć pan Minato ani razu
nie zrugał go za tę nieuwagę, jego syn bezustannie wyciskał z siebie żale.
Sumienie
rozdzierało mnie swymi krzykami. To twoja
wina, Sakura. To ty zaprosiłaś go na trening o nieodpowiedniej porze.
Zdjęta tym uczuciem, przeprosiłam Naruto na oczach jego matki, a pani Kushina
przyłożyła synowi w głowę.
- I co żeś zrobił? Przez twoją
nieodpowiedzialność, Sakura-chan się obwinia! – krzyczała, a zaraz potem
wybuchała płaczem i tuliła głowę Naruto do swojej piersi, kołysząc ich dwoje. –
Tak się cieszę, że jesteś cały. Dzięki Bogu to tylko telefon…
Obeszło
się bez dramatów, dzięki interwencji pana Minato – ojca Uzumakiego. Z całej
rodzinki tylko on zdawał się mieć głowę na karku.
Gdy
Kiba, Ino i Chouji pałaszowali upieczone przez Kushinę ciasteczka, ja wciąż
sterczałam w sypialni Naruto. Temari mi towarzyszyła, wsparta ramieniem na
framudze drzwi. Rozchodziło się o moje treningi, których utraty Naruto nie mógł
sobie wybaczyć. Kiedy przyznałam mu się, że od napadu ani razu nie musnęłam
czubkiem palców piłki, dwa uczucia rozdarły go na poły.
- Granie na tym boisku jest teraz bardzo
niebezpiecznie – warczał. – W okolicy wciąż mogą pałętać się osoby, które mają
mój skarb. Sakura-chan, będziesz musiała znaleźć sobie nowe miejsce do gry.
Zrobiłbym wszystko, żeby chodzić tam z tobą regularnie, ale słyszałaś moją
mamę? To wydarzenie namąciło jej w głowie i teraz dużo dramatyzuje. Mógłbym się
wymknąć, ale…
- Nie! – weszłam mu w słowo, wyrażając się
ostro. – Poradzę sobie sama, Naruto. Nie chcę już więcej cię narażać. Poza tym
mam na liście nowego trenera.
- Serio? – Temari ciekawsko przechyliła głowę.
Wiedząc,
że jestem w posiadaniu sekretu dokuczającego moim przyjaciołom, zaczęłam
kołysać się z niewinnym uśmieszkiem i powolutku zmierzać do wbitego w sufit
hamaka. Zawsze zazdrościłam Naruto tego gadżetu i stwierdziłam, że będzie mi
łatwiej, bujając się na nim.
- Kim on jest? – dociekał Uzumaki, siedząc na
łóżku w pozycji kwiatu lotosu.
- To dawny znajomy mojego ojca – skłamałam. -
Jest surowy i wymagający, ale potrafi dobrze grać. Myślę, że doprowadzi mnie do
zwycięstwa.
Temari
nie skąpiła mi swoich słynnych chichotów. Miały one podtekst umniejszający,
były jak słowny przekaz: „Nigdy mnie nie pokonasz”. Od zawsze przewyższała mnie
pod względem sportowym. Była szybsza, zwinniejsza, wytrzymalsza – to stało się faktem
i choć wiele razy podważałam go na jej oczach, w skrytości wiedziałam, że wiele
mi brakuje do doścignięcia przyjaciółki. Ale był to następny motywator; pokazanie
Temari, że lata grania „tej gorszej”, przyczyniły się do mojego spektakularnego
zwycięstwa. Leśny konkurs w Shobarze będzie początkiem tych sukcesów.
- Powodzenia, Sakura-chan. – Uzumaki posłał mi
udręczony uśmiech. Wciąż jeszcze pluł sobie w twarz za własną nieuwagę. – Wiem,
że dopiero stawiasz pierwsze kroczki w tym sporcie, ale czuję, że będziesz
znakomitą piłkarką.
Zacisnęłam
bojowo pięść i obrzuciłam Temari wzrokiem zdeterminowanego wojownika.
- Zrobię wszystko, żeby twoje przeczucie
okazało się prawdą.
Gdy
dobiegł kres wizyty u Uzumakich, drwina mojej przyjaciółki przeobraziła się w
sceptycyzm. Zakładałam właśnie buty w przedsionku, widząc jak Temari z
podejrzliwością pociera swój podbródek. Znałam ją na tyle dobrze , aby
wiedzieć, że jej wewnętrzy radar rozpoznał jakieś nieprawidłowości.
- Sakura? – zaczęło się przed posiadłością
Naruto. Chouji kłaniał się jeszcze przed Kushiną i chętnie częstował resztkami
ciasteczek z plastikowej tacki, Kiba i Ino stali już przed okratowanym ogrodzeniem,
wspierając się na nim, a Temari schwytała mnie w swoje sidła.
- Co jest?
- Nigdy nie opowiadałaś mi o żadnym znajomym
twojego ojca. Tym bardziej o takim, który potrafi grać w nożną.
Piłeczkę
odbiłam momentalnie. Nie potrzebowałam nawet namysłu.
- Dobrze wiesz, że za życia taty nie
interesowałam się nożną. Przynajmniej nie w takim stopniu, jak teraz.
- Nieraz skarżyłaś się mi, że twój ojciec nie
ma z kim pooglądać meczu, bo wszyscy jego znajomi zauroczeni są koszykówką! –
odparowała, trochę wzburzona. Zaskoczyła
mnie jej reakcja - nietypowa i odbiegająca od standardów Temari. Właściwie sama
jej napaść była zbyt bezpośrednia. Nawet jeżeli dopatrywała się jakiś kolizji,
zwykle jej robota polegała na tym, aby dać mi do zrozumienia, że wie. Wie o
moich kłamstewkach. Nie pojmowałam jej teraźniejszego wścibstwa, a już na pewno
nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego zawładnęła nią taka wściekłość. – A więc znajomy twoje ojca nie istnieje? –
Przyjrzała mi się, kładąc ręce na biodrach. – Albo istnieje, ale w innej formie.
- Dlaczego jesteś taka wściekła? – spytałam
wprost.
W
odpowiedzi pomachała mi przed nosem palcem wskazującym, jak sforująca dziecko
matka.
- Nie wpakuj się w żadne tarapaty, Sakura.
Każdy ma prawo do tajemnic, a ja godzę się na to tak długo, póki ich ukrywanie nie
zagraża twojemu życiu.
- Nie zagraża!
- Może nie życiu, ale bezpieczeństwu.
- Nieprawda – upierałam się.
Temari
dopiero teraz spostrzegła ciekawskie oczęta Ino, toteż nachyliła się nade mną,
sycząc do ucha:
- To Sasuke, prawda?
Wytrzeszczyłam
oczy, unieruchomiona jej słowami, brzmieniem jego imienia w ustach Temari.
Oziębłość z jaką mówiła, automatycznie przywiodła mi na myśl chwilę, w której z
Sasuke wylazło słowo „miłość”, doprawione czystą nienawiścią.
Temari
uznała moje milczenie jako szansę na dodanie swojego:
- Nie zabraniam ci z nim rozmawiać, ale
postaraj się nie zagłębiać w tę znajomość bardziej, niż pozwala ci na to wasz
referat.
Oczarowana
jej bystrością, spytałam:
- Jak się domyśliłaś?
- A bo ja wiem. Przeczucie. Albo fakt, że
coraz częściej widzę cię przy nim. Może myśl podsunął mi także obraz z dzisiaj.
Widziałam przecież jak się mu przyglądasz, kiedy szłam do składziku.
- T-to… to było aż tak widocznie? –
przestraszyłam się.
Temari
uśmiechnęła się z wyższością.
- Może dla innych jesteś oceanem tajemnic,
lecz ja jestem syreną, która dzień w dzień pływa w tym oceanie.
- Hę?
- To z japońskiego – sprostowała. – Cherron
dzisiaj pobłogosławiła ten fragment tekstu.
Rozumiesz mój przekaz?
Pokiwałam
bezwiednie głową.
Chyba
prawidłowo go odczytałam. Dla Ino, Kiby, Naruto, Choujiego, mamy i Hany jestem
uwięzioną w twardej skorupie Sakurą. Temari rozłupała tę warstwę już na
początku naszej znajomości, a we mnie uderzyło nieodparte przeczucie, że Sasuke
niedługo zacznie podążać jej śladami, o ile już tego nie uczynił.
- Nie rozmawiałaś z nim jeszcze, co?
- Nie – odrzekłam. – Ale chcę to zrobić.
Muszę.
Temari zamyśliła się na chwilkę, po czym
klepnęła mnie wewnętrzną stroną dłoni w plecy.
- Cherron mówiła dzisiaj, że nie tylko miłość
ma odurzające właściwości. Wiesz o co chodzi… Determinacja również może cię
zaślepić. Uważaj na siebie. Mimo wszystko masz do czynienia ze specjalistą w
bijatykach, który nie zawahał się przed grzmotnięciem kobiety.
- Masz moje słowo. – Chciałam okazać swoją
wdzięczność uśmiechem na trzydzieści zębów, niemniej przypomniałam sobie o
zagrożeniu, które wisiało nade mną jak zawieszony w kreskówkach fortepian,
grożący upadkiem. – Temari, ale… nie powiesz nic In…
- Będę milczeć jak grób – przerwała mi. – Też
masz moje słowo.
Hana
od roku szlifuje wyuczone od siostry aktorstwo, a w soboty brała udział w
lekcjach dokształcających dla młodszych, które odbywały się w teatrze. W soboty
moim obowiązkiem było bezpiecznie sprowadzenie Hany z powrotem do domu. Dzisiaj
udało mi się zebrać wcześniej i przez ogrom czasu do południa, brukowaną ścieżkę
w centrum Izumo pokonywałam żółwim tempem.
Dzień
był pochmurny i deszczowy. Lawirowałam między kałużami i pilnowałam, żeby nie
potrącić parasolką mijanych przechodniów. Od teatru dzieliło mnie dwadzieścia
minut drogi. Musiałam minąć kino, ulubioną cukiernię, którą często
nawiedzałyśmy z Ino, szkołę Hany, dawne gimnazjum i kiosk, w którym naprędce
zaopatrzyłam się w paczkę gum do żucia.
Żałowałam,
że uczniom nie przysługuje urlop na żądanie. Chciałam ochłonąć. Reakcja Temari
sprzed wczoraj, odkrycie talentu Sasuke, piosenka, która teoretycznie miała być
dla mnie wskazówką, związek Shepherda ze szkolnym opryszkiem… Te wszystkie
zdarzenia tak bardzo namieszały mi w głowie, że w ogóle się nie wysypiałam.
Oprócz
tego do głowy wtargnęły mi myśli, których nie gościłam od dawien dawna.
Dotyczyły ojca i nie były one zwyczajnymi wspominkami. Niosły ze sobą ból,
dokuczliwe skurcze żołądka… Jeżeli Sasuke mi odmówi, zostanę bez trenera, a w
takim układzie nigdy nie pokonam Temari. Nie dorównam też innym dziewczynom,
które będą pretendować o miejsce w drużynie. Gdyby mój ojciec żył, po porażce
pokrzepiłby mnie paroma słowami, ale w głębi czułby się zawiedziony. Nie
chciałam go zawodzić. Nawet pośmiertnie.
Wreszcie
dotarłam na miejsce, a teatr stał otworem po drugiej stronie ulicy.
Stając
na krawędzi jezdni, rozejrzałam się po obu stronach, ale samochody bez przerwy
przemierzały główną ulicę Izumo. O takich porach weekendu ruch był szczególnie
wzmożony i wiedziałam, że utkną tu na dłużej. Przejście dla pieszych mogłam
sobie co najwyżej wyobrazić.
Wtedy
ktoś potrącił mój łokieć i ledwie zdołałam utrzymać chwiejącą się parasolkę.
Nie
miałam zamiaru upominać się o przeprosiny, odwróciłam się po prostu, żeby poznać
tożsamość prostaka.
- Zaczekaj, idioto! – Dobiegł mnie chrapliwy
głos, a chwilę później zobaczyłam trzy osoby kroczące wzdłuż chodnika. Zasięg mojego
wzroku obejmował plecy dwóch typów, zaś trzeciego, idącego na przodzie,
przesłonili jego koledzy. Wyglądało na to, że ten prowadzący chłopak miał dwa,
upierdliwe cienie, których nie mógł się pozbyć.
-
Coś cię jednak do nas przywiodło – zadrwił następny głos.
Potem
przechodnie się oddalili, a ja nie byłam w stanie wyłapywać strzępków ich
kłótni. Zawiesiłam na nich wzrok dopiero wtedy, gdy przesłonięta osoba się
zatrzymała. Na drodze i tak nie znalazł się żaden porządny kierowca, który
mógłby pozwolić mi dobrnąć do drugiej strony ulicy, więc z nudów zaczęłam przyglądać
się zbiorowisku.
Chłopak
z przodu pchnął kolegę ze szkarłatną czupryną, na co ten się zezłościł i syknął
coś do blondyna, którego długie włosy wypływały spod nakrycia bejsbolówki.
Przeczuwałam, że skądś ich znam, ale za nic w świecie nie mogłam przywołać
konkretnych obrazów. Zmrużyłam oczy, żeby polepszyć swoją widoczność i dopiero
wtedy, niespodziewanie, odległość między chłopakami, którzy stali odwróceni do
mnie tyłem, gwałtownie się zwiększyła.
I
poznałam twarz nękanego.
Sasuke…
Sasuke! Co on tu robił, do licha?
Mieszka tu! –
odkrzyknęła moja zirytowana podświadomość.
Miał
roztrzepane włosy, atramentowy płaszcz, niedbale dopięty na dwa guziki i
niesamowicie napiętą twarz. Wiedziona impulsem, ukryłam się pod kopułą
parasolki, z obawą, że na mój widok może zwiać, rozdrażniony naprzykrzaniami o
referat.
Nie.
Nawet mi do głowy nie przyszło, żeby w takim momencie domagać się drążenia
kwestii wypracowania. W wyobraźni zakładałam na nos szpanerskie okulary
przeciwsłoneczne z ciemnymi szkiełkami. Transformacja! Dyskretnie wróciłam do
roli szpiega z tygodnia i obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby dowiedzieć się
jak najwięcej, nie ujawniając prawdziwego oblicza.
Parasolka
była moim kamuflażem.
I
kaptur karminowej kurtki, którego machinalnie narzuciłam na głowę.
Któż
był na tyle odważny, by tak bezpardonowo zaczepiać Sasuke Uchihę? Faktycznie,
zgiełk i środek miasta poniekąd chronił śmiałków przed atakami. Nawet
największy łobuz nie chciałby się narażać w miejscu publicznym, kiedy wystarczy
jeden przechodzień, który wykręci numer policji. Pomyślałam więc, że muszą być
to osobiste porachunki, czyli sprawa, dzięki której pozyskam dodatkowy klucz do
kłódek, blokujących dostęp do Sasuke.
Zaintrygowana,
ruszyłam w ich kierunku.
Od autorki: Wreszcie!
Rany, to spełnienie po skończeniu rozdziału – bezcenne. I ulga! Tak, przede
wszystkim ulga. Napisałam coś, a efekty tego mnie usatysfakcjonowały. No, Sakura zaczyna być wścibska, a Sasuke ma
to wszystko w nosie – to akurat znacie z kanonu (xD). Dziękuję bardzo tym,
którzy piszą na chacie. To wcale nie drażni, przeciwnie. Aaa! Odkąd rozsadza
mnie ta niesamowita świadomość, że tyle osób czeka, nie musiałam nawet prosić o
wenę, bo ona sama mnie ogarnęła.
Blisko
osiemdziesięciu obserwatorów.
Jest
fejm.
I
jak szablon? No co? Musiałam znowu zmienić… tematem mi się znudził i tyle.
Przez tę moją wybredność jestem zmuszona regularnie odświeżać wygląd bloga.
Poza tym pisze mi się lepiej, gdy wiem, że opublikuję ten rozdział na blogu z
świeżym, nowiutkim szablonem <3.
W
Shobarze nie ma gigantycznego lasu, a konkurs w lesie jest moim własnym
wymysłem. Nie czepiajcie się o brak podobieństwa do rzeczywistego wyglądu
japońskich miast.
Dobra,
idę kuć Geografię.
A
was pozdrawiam.
I
zachęcam do komentowania.
Yaaay *.* - moja reakcja po przeczytaniu rozdziału xD
OdpowiedzUsuńNo cóż może od początku:
Stepherd & Sasuke...hmm zapowiada się interesująco-tajemniczo. Ciekawi mnie jaką prawdę kryła ta pogadanka. No i wybuch Sakury. Jezu, to było świetne! I do tego ochrzania Sasuke, a nie Naruto czy Kibę. Szok xD
Naruto łajzo, nie patrzy się w telefon kiedy idziesz ciemną uliczką, a w pobliżu kręci się szkolny chuligan i znajduje się opuszczona hurtownia. Przecież to idealne miejsce na napady, no! I jeszcze telefon ukradli..Rozumiem go, wiem jaki jest ból po stracie wypasionego telefonu. Naruto, łączmy się w bólu T^T
Wiedziałam! Wiedziałam, że Sakura poprosi Sasuke o trening. Znaczy go jeszcze nie poprosiła, ale to zrobi. O, nie mogę doczekać się reakcji Sasuke ^^ Na pewno odpowie "Nie", przecież tego nikt by się nie domyślił.
Jeej, Kushina u ciebie żyję ♥ I Minato. No ale Kushina *.* Sorka ale to jedna z lepszych żeńskich postaci ^^
No i końcówka. !!!!! To jak nic Deidara i Sasori! O boże, boże, bożenko, ja ich kocham! I kocham ciebie, że umieściłaś ich w opku (no jeśli to oni, ale z tego co wywnioskowałam to muszą być oni). Rzygam tęczą *.*
A Sakura jak zawsze musi się mieszać. No normalnie twoje opowiadanie to jedna wielka zagadka. Uchiha, Stepherd, ten napad..Kurczę, czuję się jakbym czytała bestsellerowy kryminał!
No a teraz sprawy techniczne - szablon zacny, ale nagłówek bardziej podchodzi pod tematykę ninja niż "School Life". Tło za to jest świetne. No i muzyka! Czytam, a w tle leci taka nastrojowa muzyczka, że czuję się jakby oglądała najprawdziwszy film! I ten gif na koniec. Leżę i nie wstaję xD i komentarz "Jest fejm" o Jashinie, masz niesamowite poczucie humoru.
Aaa przecież nowy rozdział na GAT równa się epilogu na Ai no Ibuki. O kurde, to już? ;(( Trzeba kupić sobie zapas chusteczek na tę chwilę.
Powodzenia z geografią. Szczerze - nienawidzę tego przedmiotu. W szkole toleruję tylko lekcje języka polskiego. Reszta - nie dziękuję.
Pozdrawiam cieplutko, bo już jesień i Yuuki tęskni za latem ♥
a zapomniałam zapytać! czy będziesz planować podstronę "Bohaterowie"? :)
UsuńJa też doskonale znam ból straty cennego telefonu - między innymi to zainspirowało mnie do zaplanowania losów Naruto xD.
UsuńDziękuję za cieplutkie pozdrowienia. Masz rację, takie są teraz potrzebne. Jesień nawet nie rozpoczęła się na dobre, a ja już chcę, żeby zniknęła :<
Co do twojego pytania; mam zamiar stworzyć zakładkę Bohaterowie, ale zrobię to dopiero później, gdy wkręcę w opowiadanie większą ilość postaci. Na razie jest ich niewiele.
To ja także ślę CIEPŁE pozdrowienia <3
Łoooo, Sakura widzę, że wkracza do akcji :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi jak Sasuke zareaguje na prośbę Sakury w związku z treningami. Pewnie na początku się nie zgodzi, ale ja mam nadzieje, że później jej będzie pomagał i to będzie bardzo interesująca pomoc :P W każdym razie rozdział pochłonęłam i jak zawsze czekam szybko i z niecierpliwością na nowy rozdział :)
Pozdrawiam i życzę duuużo weny :)
KYAAA !!!! NARESZCIE !!!! *____* Nie mogłam się doczekać tego cudeńka ! Jak zwykle się nie zawiodłam a rozdział tak szybko mi się czytało, że nie mogłam uwierzyć jak doszłam do końca. Notka była bardzo ale to bardzo energiczna. Przynajmniej ja to tak odczułam :D Oho .. Sakura zaczyna mieć kilka osobowości ... Jedna brutalna, jedna wścibska, inna zatroskana ... Zaczynam się jej bać xD Ah tak Karin ! Wredna małpa wykorzystująca pozycję ojca ! Ale dzięki niej... Sakura miała chwilę sam na sam z Sasuke *___* Oczywiście Pan doskonały całkowicie ją olał ... Choć na początku prawie zabił ją wzrokiem w tym składziku ^^" Bardzo podobał mi się początek :D Sfrustrowana i wściekła Sakura szukająca Naruto, ostatecznie znajduje Sasuke i to na nim wylewa swoje złości i niezadowolenia, pod pretekstem referatu ściągniętego z WIkipedii. Cóż, też bym się wkurzyła na taki numer. Wszystko psuje Kiba, który wpada między nimi. Uwielbiam profesorka. Jest taki .. barwny. Ciekawe tylko co go łączy z Sasuke. Hmm.. Przez chwilę myślałam, że to Madara w przebraniu xD Może ma coś wspólnego z rodziną Saska. Hmm... Temari jest jak bóstwo ! Zawsze rozgryzie Sakurę. Żadne kłamstwo nie ujdzie jej uwadze. TO też robi się trochę przerażające xD Dobrze, że można jej zaufać :) Jest prawdziwą przyjaciółką :) Moment w schowku i przed domem Naruto był super :D Temari tak szybko wszystko odgadła. Aż byłam w szoku. Szkoda, że Sasuke olał Sakurę i nie poczekał na nią po lekcjach. O matko .. Coś zaczyna się dziać między nimi, choć Sasuke jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawę, zaś Sakura wciska się tam gdzie wg Uchihy nie powinna. No cóż... Kobiety z natury są ciekawe :P Hmm.. Zastanawiam się o co chodzi z tymi typkami. Z opisu wnioskuje, że oprócz Sasuke był tam też Deidara i ... ( zapomniałam jak ma na imię ten drugi ^^" ) Aha ! Sasori ! Właśnie. Hmm... Oczywiście Sakura postanowiła zabawić się w detektywa i szpiega w jednym. Nie wróżę z tego nic dobrego... No ale co będzie dalej to już zostawiam Tobie. Jak to mówi Natsu z Fairy Tail " napaliłam się na c.d" :P :P Wiernie czekam na kolejny rozdzialik :D Padam do stóp i życzę dużo,dużo i jeszcze więcej weny :D :D Teraz cierpliwie oczekuje na epilog na Ibuki:D :D Pozdrawiam i ściskam. Buziaki :*** Twoja Mysia :)
OdpowiedzUsuńNo wiadomo, kochana! Karin w znacząco przeważających ilościach fanfików SS jest podłą jędzą, a ja nie oszczędzę jej tej roli tutaj, w GAT. To nie tak, że jej nie lubię, bo lubię - na swój sposób. Gdy ma swoje fazy i trzyma się z dala od Sasuke xD.
UsuńDziękuję ci bardzo za komentarz i cieszę się, że (o dziwo) rozdział czytało ci się szybko i uznałaś go za energiczny. Zazwyczaj, gdy sprawdzam błędy, czytanie notki strasznie mi się dłuży.
A ja już zacieram rączki do Epilogu na Ai no Ibuki.
Także ściskam i pozdrawiam <33
PS. Zapomniałam pochwalić śliczny i nowiutki wygląd bloga *___* Też bym chciała jakiś ładny *___* xD No to buziaki :***
OdpowiedzUsuńJestem szczęśliwa z powodu nowego rozdziału który jest świetny:) trochę sakurka się zrobiła ciekawska :D wiedziałam że ten nauczyciel jest podejrzany :) och jak ja czekam na tę wycieczkę i co się na niej fajnego potoczy bo pewnie masz jakąś ciekawą koncepcję na nią :D pozdrawiam Lilka901 :*
OdpowiedzUsuńJestem szczęśliwa z powodu nowego rozdziału który jest świetny:) trochę sakurka się zrobiła ciekawska :D wiedziałam że ten nauczyciel jest podejrzany :) och jak ja czekam na tę wycieczkę i co się na niej fajnego potoczy bo pewnie masz jakąś ciekawą koncepcję na nią :D pozdrawiam Lilka901 :*
OdpowiedzUsuńMnie osobiście nie musisz zachęcać, wiedz to. A szablon bloga przeboski! *,* Tylko Sasek taki za uśmiechnięty, a Haruno wygląda jak mała dziewczynka xD Ale mimo wszystko - jest słodki i piękny *,*
OdpowiedzUsuńA teraz przejdźmy do czytania:
,,Jestem dziwna osobą…" - dziwną; zjadłaś ogonek xD
Ajajajaj! Sasuke piłkarz! Teraz jest jeszcze bardziej idealny, niż wcześniej, o ile to możliwe :3 i to, jak nasza parka na siebie wpada! Cud, miód, malina <3 No bo każdy wie, jak kończy się później takie "przypadkowe" wpadanie na siebie, prawda? A przynajmniej kończy się tak w romansach...
I jestem ciekawa, czy Uchiha zgodzi się na ten trening... Do cholery xDDDDD Zapewne od razu nie, ale... Ale Haruno się tak łatwo nie poddaje, więc? Może przez jej ciągłe błagania się zgodzi? Ot tak, dla świętego spokoju? :p
I Temari! No taka przyjaciółka to skarb, naprawdę <3
Pozdrawiam, całusy ;*
Oj tam, Sasek może i uśmiechnięty, co do niego niepodobne, ale nie mogłam się powstrzymać, bo to zdjęcie... po prostu... No kocham je i basta xD.
UsuńCholera! A jednak znaleziono błąd :< I to taki karygodny i widoczny. Dziękuję ci, Rino, za odnalezienie go xD Postaram się na przyszłość nie zjadać tych ogonków (ale one są taaakie dobre...).
Również pozdrawiam ;*
Wiem, że są dobre, bo nieraz sama je kosztuję <3
UsuńNie popadajmy w paranoję, błąd wcale nie karygodny, a często napotykany (chyba nie tylko my lubujemy się w ich kosztowaniu :3)
A co do obrazka - faktycznie jest śliczny <3 Przynajmniej tutaj się nie zastanawiam, czy w Twoim opowiadaniu Sasuke maluje paznokcie xD (Na poprzednim szablonie widniał Uchiha z czarnymi pazurkami xD)
I ponownie pozdrawiam :D
Wiedziałam. No kurwa wiedziałam, że tak będzie! >.< Napisałam piękny, długi (a wiesz, jakie ja długie te komentarze potrafię pisać) komentarz i co? Cholerstwo się nie opublikowało! A jak już wcisnęłam przycisk "opublikuj" to coś mnie tknęło, że trzeba było skopiować go wcześniej, ale było już za późno. I to samo było na ANI! Ja tu wylewam swoje najskrytsze uczucia, a blogspot ma mnie w dupie... bezuczuciowe gówno! Ugh, jak znajdę jutro odrobinę cierpliwości, to powtórzę próbę i napisze coś konstruktywnego, a tymczasem wiedz, że Cię po prostu kocham, za to jak piszesz i za to opowiadanie, które zaczynam uwielbiać niemal tak bardzo, jak ANI.
OdpowiedzUsuńBuziaki, niech fejm będzie wiecznie z Tobą! <3
Wiem, kochana. Oj wiem. I teraz jest mi tak strasznie, strasznie smutno. Ano już wczoraj mogłam czytać twój piękny komentarz, a tu co? Głupi Blogger >.<
UsuńChaaaa! Trafiłam w gust Chusteczki. *duma, duma, duma*
No to czekam na komentarz!
Znajdź tę cierpliwość! xD
No, skoro czekasz, to już napiszę ten komentarz xd W sumie to miałam słaby dzień, sprawy ze studiami mnie wkurzyły i zamierzałam mieć w dupie napisanie swojej opinii, bo dodatkowe złoszczenie się na Blogspota mi się nie uśmiechało. Na szczęście koleżanka poprawiła mi humor głupimi obrazkami, ośmieszającymi Sasuke (przykład: http://nyanyan.it//obrazek.php?175528), więc znalazłam nieco cierpliwości i chęci :) No, to próba nr.2! (i oby 3 nie było!)
UsuńSasuke+Cal=ten-koleś-od-początku-mi-śmierdział. Serio, już jak tylko zaczął coś tam do Sakury świrować, to taka czerwona lampeczka mi się zapaliła i już go nie lubiłam. A tak właściwie, jakby spojrzeć na to logicznie i połączyć początek z końcem, to wysuwa mi się takie podejrzenie, że Sheapard (czy jak mu tam) zna/znał/trzymał się z/miał zatarg z (niepotrzebne skreślić) Itachim i jego koleżkami. No, a teraz i Sasek ma coś z nimi do czynienia, bo nie ma wątpliwości, że to Sasori i Dei go zaczepili na ulicy. Ale co to! "Zaczekaj, idioto!" do Sasuke? IDIOTO?! Mój ulubiony fragment rozdziału <3
Scena w składziku była obłędna! (Swoją drogą, nigdy nie pomyślałabym, że kiedykolwiek użyję słów "składzik" i "obłędny" w jednym zdaniu, lol) A ja chyba nigdy wcześniej nie utożsamiałam się z Temari tak dobrze - ta miłość do sportu, zdystansowana troska o przyjaciół i ten jej charakter mrrrrrrrr... A właśnie! Ja nadal wiernie upominam się o mojego Shikamaru. Zwykłe wspomnienie o nim już mi nie wystarcza, daj mi jakąś scenkę ShikaTema, chociaż najmniejszą... uciesz moje załamane (przez to co wyprawia Kishimoto) serce!
Dobra, bo odbiegam od tematu xd
Piosenka! Nie wierzę, że ona nie odzwierciedla duszy i historii Sasuke. Nie ma bata, żeby Ty albo Uchiha mi to wmówił! No chociażby te słowa, które wyznaczyłaś w rozdziale - wypisz wymaluj historia Sasuke! Już ja swoje wiem i wiernie się tej wersji będę trzymać! I mam nadzieję, że Sakura też nie da się tak łatwo spławić, bo inaczej ją wyśmieję xd Serio.
I wiesz co? Cholera, nie wiem jak tego dokonałaś, ale LUBIĘ Sasuke z tego opowiadania. No naprawdę, ta jego chłodna postawa, wyautowanie ze społeczeństwa, ten gest spluwy z palców i ten ubogi słownik XD No jest taki... fajny xd Boże, nie wierzę, że to przyznałam, ha xd
No i druga niesamowita rzecz - jego słowa mnie niesamowicie poruszyły. W poprzednim rozdziale, gdy Sakura spytała go, dlaczego się nie uśmiecha, odpowiedział, że do uśmiechu trzeba mieć powód, a on go nie ma. Te słowa podbiły moje serce i myślałam, że już bardziej nie może mi się ten gnojek podlizać. A jednak! "Wtedy musiałbym krzyczeć" przebiło stawkę! Trzy słowa, a jak potrafią człowieka poruszyć... gnojek =.='
A skoro już o słowniku napomknęłam, to bardzo podobają mi się te humorystyczne komentarze Sakury w myślach xd Dziewczyno, naprawdę masz niesamowite poczucie humoru, bo w tym rozdziale naprawdę wiele razy się śmiałam i to nawet ze zwykłych pierdół. A, no i Naruto! Ten to ma przechlapane. Telefon mu zabrali, oko podbili, a matka zakazała mu treningów, które były jedyną szansą na jakikolwiek podryw Sakury - biedak. Swoją drogą, cieszę się, że państwo Uzumaki u Ciebie żyją ^^ Kushina jest taka cudowna, że żałuję, że u siebie nie oszczędziłam ich. Ech, taką mamuśkę mieć!
No dobra, chyba napisałam wszystko co chciałam. Ufff... oby tym razem się opublikowało! Już zapobiegawczo skopiowane, ale zawsze... ta niepewność teraz będzie mnie dręczyć przy każdym publikowaniu komentarza xd
Bywaj! <3
Pierwsza rzecz jaką zrobię,to pochwalę za szablon.Naprawdę jest fajny ^^.Sasuke wyszedł na nim uroczo ^^.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa,mianowicie nowy chapter. Początek bez ciekawych,momentów,jednakże dalsza częśc była intrygująca,Sasuke prowadził poważną rozmowę z profesorkiem,wydaje mi się czy w przeszłości mieli nie rozwiązane sprawy?.No i lekcja w-f.Sasuke jako piłkarz ^^.Z łatwością wyobrażam sobie Sasuke według opisu Sakury :D.Wychodzi na to,że Sasuke ma za sobą smutną przeszłość,tekst piosenki i to co powiedziała Temari mówi sam za siebie.Poza tym nie wierzę,aby Sasuke nie zachowywałby się tak bez powodu.Końcówka,szkolny łobuz wpada w tarapaty,Sakura w roli detektywa :D.Czekam na kolejny chapter :D.
Pozdrawiam :).
Bardzo fajny rozdział :) Czytam na bieżąco wszystkie Twoje blogi i powiem Ci że jesteś moją ulubioną blogerką. Uwielbiam Twoje opowiadania, masz wyjątkową wyobraźnię - to dar! Prawdziwy talent! Bardzo podoba mi sie akcja. Sasuke bez serca i wścibska Sakura. Ciekawi mnie co będzie dalej i kiedy Sasuke ulegnie urokowi Haruno. Czekam na ciąg dalszy! <3
OdpowiedzUsuńPozdroski!
Marysia :)
No i pierwszy raz, z wielką dumą przybywam w porę na rozdział :D
OdpowiedzUsuńZacznę od szablonu - jeśli tak dobrze ci się pisze z myślą o opublikowaniu rozdziału w nowej szacie graficznej, jak dla mnie zmieniaj ją codziennie! Ten dzisiejszy jest cudny, magiczny i delikatny, chociaż ciągle mam słabość do nagłówka z poprzedniego.
Kurde świetne zakończenie poniedziałku, takie zagłębienie się w długi, interesujący rozdział.
Jak czytam konfrontacje Sakury z Sasuke, to matko! Całą siłą woli staram się nie zerkać w dół.. ale ciekawość zwykle zwycięża ;__: psuje sobie niespodzianki.
Kurde Sasuke może i jest chłodny, bezduszny itd, itp ale wydaje mi się w tym taki swobodny.. bez problemu mogłam go sobie wyobrazić mierzącego z tego udawanego rewolweru i była to genialna wizja :D
Poza tym jego związek z Sheperdem? Hmm
Wgl po tym rozdziale mam tyle różnych (w większości głupich) domysłów, że aż głowa boli. Od Sasuke wampira począwszy, na Calvinie jako Itachim skończywszy xD Ale w sumie te jego kontakty z Sasuke są dziwne. No i w sumie Sasuke dziwnie zachowuje się w stosunku do Sakury. Chyba za dużo 'Zmierzchu' co nie? Chociaż nie miałabym nic przeciwko, gdyby moje domysły okazały się prawdziwe xd ale dobra
Kolejna ważna i intrygująca rzecz - ksywka, którą 'Cal' nadał Sakurze. Heroine? (kurde kolejne skojarzenie ze Zmierzchem, stupid brain!) nie no, nauczyciel nazywający mnie narkotykiem? Czemu nie.
Ale najgenialniejszy pomysł to chyba wycieczka. Matko jak tylko to przeczytałam.. no świetne! Już nie mogę doczekać się jej przebiegu, a i sama mega chętnie bym się na taką wybrała.. chyba podrzucę pomysł w klasie xD
Sakura pokazuje pazurki, jak naskoczyła na profesorka.. uśmiałam się przy tej konfrontacji Sakura-Sasuke-Calvin. W ogóle bardzo podoba mi się ten humor wpleciony w przemyślenia Sakury.
A no i tajemnicza końcówka. Sasori i Deidara?
Pozdrawiam, buziaki ;3
Czekamy na następną. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńI jakbym mogła prosić o powiadomienie na GG -7821113
Usuńjeej, twoje opowiadania są the best! *.*
OdpowiedzUsuńnie mogę się od nich oderwać :)
zazdroszczę Ci tego wspaniałego talentu :3
rozdział bardzo mi się podobał (jak wszystkie ;p), te wszystkie wątki, które wplatasz w to opowiadanie czynią je wyjątkowym, tajemniczym, nieprzewidywalnym ... mogłabym wymieniać w nieskończoność :)
z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D
życzę weny i pozdrawiam cieplutko :> :))
Świetne... i na ty mógłby się skończyć cały komentarz:)
OdpowiedzUsuńTwoja kreacja Sakury jest świetna i w ogóle wszystkie postacie sprawiają wrażenie... naturalnych (?) nie wiem jak to nazwać, chodzi mi o to, że przypominają swoim zachowaniem prawdziwe osoby, nie są "przesadzone", brak ideałów i totalnych beztalęć(nie jestem pewna czy istnieje takie słowo, ale co tam). Wiesz o co chodzi.
Jeśli chodzi o szablon - bardzo dobrze, że go zmieniasz, bo mnie pierwszy rozdział nie porwał, zamknęłam kartę i zapomniałam, znowu tu trafiłam, szablon i rozdział były już inne, a że jestem typowym wzrokowcem nie skojarzyłam bloga, i... spodobały mi się :D (bo to takie normalne, że czytam od drugiego rozdziału)
teraz z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;>
Jesteś niesamowita tak samo jak ten blog. Cieszy mnie że piszesz długie rozdziały, a one za każdym razem coraz bardziej wciągają. Swoją drogą, jak mogłaś skończyć tą notkę w takim momencie?? No po prostu foch, nie no taki żarcik.Mam nadzieję że szybko zaczniesz pisać nexta i już nie długo się pojawi, bo na takiej depresji związanej z końcem tego posta to długo nie pociągnę. Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńYuki-chan
Rozdział przeczytałam ostatnio, ale jakoś nie miałam czasu by skomentować.
OdpowiedzUsuńW sumie zbytnio nie wiem co napisać, przelałam swoją całą wenę na komentarze na ANI, więc póki co będzie naprawdę króciutko, ale mam nadzieję, że za niedługo się rozkręcę tak jak na moim kochanym ANI, którego strasznie mi brakuje ;<
Wygląd bloga jest prześliczny *w*
Szczerze można było tego spodziewać się po Sasku, że przepisze to z internetu xD
Hm... piosenka idealnie pasuje do Sasuke, pewnie to pomoże jakoś Sakurze do niego dotrzeć.
No i co to za typki... Ciekawi mnie to..
Cóż, cóż... Dzisiaj króciutko ;<
Pozdrawiam i weny! ;*
Z rozdziału na rozdział coraz bardziej ekscytująco, tajemniczo, a umysł chce więcej, więcej, więcej! Naprawdę wkręcam się w to opowiadanie coraz bardziej. Ma coś w sobie takiego ... magicznego, no nie wiem jak to opisać, że do siebie kusi i wabi( dziwnie zabrzmiało ._.) Akcja na korytarzu, składziki i ta końcowa na ulicy- wszystko dosłownie cud, malina! :D
OdpowiedzUsuńSasuke powoli się otwiera na dziewczynę, chociaż w małym stopniu. Teraz przynajmniej ich rozmowę można nazwać dialogiem! :))) Zaciekawił mnie tekst piosenki. Wątpię, żebyś przypadkowo go dobrała.
Więc jaki naprawdę jest chłopak? - To pytanie teraz nie będzie mi dawało spokoju.
Korci mnie coraz bardziej do dalszej fabuły. Ach, to jest świetne. Wielkie pokłony w Twoją stronę za Twój talent!
Życzę mnóstwo weny i ogólnie wolnego czasu dla siebie.
Pozdrawiam!
Kończyć w takim momencie!? :D (jak ja się cieszę, że następny rozdział mam na wyciągnięcie ręki :D a właśnie, zapomniałam dodać w komentarzu pod poprzednim, albo jeszcze wcześniejszym rozdziałem, mianowicie, dziwię się, że Temari tak spokojnie przyjęła fakt, że Sakura była podduszona przez Sasuke :D ja to normalnie na jej miejscu poruszyłabym niebo i ziemię :D zaraz bym zgłosiła jej mamie albo szkole :D rozdział świetny, robi się coraz ciekawiej :D a ja mykam spać, jutro doczytam resztę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D