9/22/2013

5# Klucz do jego serca


Dzień później musiałam zaanektować swoje aktorstwo. Miało to miejsce o świcie, przez co wybitne zdolności odrobinę zmarniały. Zaspałam, ponaglana czasem, poza tym ogrom rozrastającej się we mnie złości nie nawiązywał wyłącznie do przewinienia Naruto. Tego dnia skradałam się korytarzem drugiego piętra liceum, non stop monitorując wejście do sali lekcyjnej. Byłam zabójcą, wynajętym przez dumę Sakury Haruno; niebywale wymagającego klienta. W tę rolę wcielałam się regularnie i miałam ją wyrobioną. Wiarygodność malała wczesnymi porami. Sterana i senna Sakura nie radziła sobie już tak dobrze.
Przebudził mnie widok końskiego ogona. Ino jak zawsze szła wzdłuż korytarza z szykiem kobiety idealnej. Jasne, wypielęgnowane włosy tańczyły za jej plecami, jakby wokół Yamanaki rozstawiono wiatraczki, które kojarzyłam z sesjami fotograficznych. Tak naprawdę nic nie tworzyło sztucznych wichrów. Nie było też żadnych akcesoriów, modelujących wiązkę światła.  
Była Ino. Tyle wystarczało.
 - Hej! – Zanurzyłam się w lawinie uczniów. Ino usłyszała moje wołania i stanęła na czubkach palców, rozglądając się dookoła.   
 - Sakura?
Zezłoszczona, resztę drogi utorowałam sobie łokciami. Mijane osoby nie przyjęły tego z entuzjazmem i do moich uszu dotarło parę siarczystych przekleństw, które zignorowałam. 
 - Tutaj! – instruowałam ją.
 - Och! - Dziewczyna wreszcie przypomniała sobie, że jej przyjaciółka ma coś, czym nie może pochlubić się nikt inny – wyraziście różowe włosy, które w większości przypadków działały jak neony. - Cześć, skarbie! – przywitała mnie śródręczem ręki, wymierzając lekki cios w moje czoło. Nigdy nie zrozumiałam dlaczego woli to, od pospolitego potrząsania dłońmi.  – Załatwiłaś coś z panną Cherron? I dlaczego do mnie nie przyszłaś? Wczoraj mówiłaś, że wpadniesz.
Powinnam była poczuć, że zawiodłam, a jednak jakiś głos z wewnątrz powiedział mi, że przy ambarasie z Sasuke Uchihą i przedstawieniu Naruto miałam prawo nie spamiętać wczorajszych obowiązków.
A właśnie!
 - Widziałaś Naruto?
 - Sakura! – Ino się rozgniewała. Zmarszczki w okolicach kącików ust trochę oszpeciły jej zewnętrzną doskonałość. – Nie wiem, gdzie jest Naruto! Lepiej powiedz mi czemu nie przyszłaś! To ma związek z Francuzką?
 - Nie!
 - To dlaczego…
 - Hana miała problemy z angielskim. Musiałam pomóc jej rozwiązać zadania z podręcznika. – Jeszcze w trakcie mówienia, dotarło do mnie jak wiele potknięć zawiera ta historyjka. Nie znosiłam Calvina Shepherda i angielsko – Ino była tego świadoma. Poza tym nigdy nie pomogłabym Hanie, nie oczekując niczego w zamian. Wobec tego dodałam: - Mama jest kiepska z angielskiego i byłam ostatnią deską ratunku dla Hany. Sama mam z tym problemy, ale od czego jest Internet? – Żeby urzeczywistnić moją opowieść, zwieńczyłam ją filuternym uśmiechem.
Ino wchłonęła całość, przytakując ze zmarszczonym nosem. To częściowo dało mi gwarancje sukcesu, chociaż przyjaciółka wykryła nieścisłości.
 - To może przyjdziesz dzisiaj?
 - Najpierw pomóż znaleźć mi Naruto.
 - A czego ty po nim chcesz? I… - Zamierzała zapytać o coś więcej, ale płomienie furii wymknęły mi się spod kontroli i obtoczyły swoimi trzaskającymi językami. Ino najwyraźniej je zauważyła. – Och, okej. Rozumiem. Co zrobił tym razem?
 - Nie przyszedł! – warknęłam.
 - Na wasz trening?
 - Tak! – Od wczoraj wyłapywanie jego twarzy pośród tłumu przyjęło się jako mój nowy nawyk. Właśnie go praktykowałam, słuchając paplaniny Ino.
 - To do niego niepodobne. Ech! Przecież on na ciebie leci. Nie mógłby odpuścić sobie takiej okazji. Nie zapomniałby przecież ot, tak.  
 - Ile czasu zostało do ósmej? – Spojrzałam na przyjaciółkę.
 - Z pięć minut, nie więcej – odparła.
Ten krok niósł ze sobą ryzyko, ale w gruncie rzeczy nie rozpoczynałam dziś zajęć kazaniami Tsunade. Matematyk był w miarę wyrozumiały i z pewnością wybaczyłby mi spóźnienie. Podwinęłam rękawy mundurka i ruszyłam wprzód.
Jednak Ino domagała się wyjaśnień.
 - Co ty robisz?
 - Idę się rozejrzeć – odpowiedziałam surowo.
Nosek Yamanaki zmarszczył się bardziej, niż miał to w zwyczaju.
 - Po co? Najlepiej poczekać aż sam przyjdzie do klasy.
 - Porachunki załatwiam osobiście, bez ingerencji osób trzecich.
 - Spóźnisz się – ostrzegła mnie, choć w rzeczywistości zabrzmiało to jak groźba. – Sakura, odpuść sobie. Naruto zazwyczaj się spóźnia.
 - Bo pałęta się z Kibą przy szkolnym bufecie – powiedziałam. – Znajdę ich i zabiję Uzumakiego.
 - Wyśmienicie. Powodzenia.
Och, jakie szczęście, że nie postanowiła rzucić się za mną jak cień. Opuściłam ją nadąsana i zniecierpliwiona. Wiedziałam, że nie dam rady przebyć godzinnej lekcji w towarzystwie tych dwóch szkodników bez destabilizacji emocjonalnej. Naruto mnie wystawił, Sasuke oszukał, szacując moje IQ na nie więcej niż dziesięć punktów.
Wielkimi krokami pokonałam stopnie i wlazłam na wyższe piętro. Okolice szkolnego bufetu zaczynały się z wolna przerzedzać, ułatwiając moje zadanie. Z daleka widziałam już kierujących się na zajęcia rówieśników, a od celu dzielił mnie jeszcze jeden zakręt. Strzeż się, Uzumaki! Mój odgrywany, nierealny zabójca był w swoim żywiole.
Zwolniłam przy ścianie i przystanęłam. Rozległo się spójne „dzień dobry”, a niedługo potem grupka pierwszorocznych licealistek wyłoniła się zza zakrętu, rzucając mi kilka dociekliwych spojrzeń.
Prócz tego, znalazła się jeszcze jedna przeszkoda. Mianowicie głos, który odpowiedział wcześniej na przywitanie rozweselonych nastolatek.
 - Wiesz, że mnie też nie uśmiecha się praca tutaj – mówił.
Calvin Shepherd, o zgrozo!
Przylgnęłam płasko do ściany, maksymalnie sfrustrowana. To było tak bardzo niesprawiedliwe! Gdyby pech był żywą istotną, posądzałabym go o los odrzuconego przez społeczeństwo samotnika, który dramatycznie próbuje się do każdego przylepić. Szczęście natomiast byłoby rozkapryszone i niegrzeczne, acz potrzebne społeczeństwu. Przez wrodzoną złośliwość sprzyjałoby w najmniej oczekiwanych momentach, równie nagle się ulatniając.
Sklęłam w myślach całe Phoenix, przez to, że miasto pozwoliło zwiać jednemu z obywateli. Sterczałam za ścianą, niechętna do spotkania twarzą w twarz i zarazem przerażona wizją niekończącego się czekania. Mimo wszystko wyłapywałam strzępki rozmowy. Tymczasowo przeobraziłam zabójcę na szpiega.     
 - To nie ma z tym nic wspólnego… Brakowało mi pieniędzy… Tak, to jest powód… Nie okłamuję cię… Och, dzień dobry! – Mamroty przerwała kolejna dostawa podopiecznych.  Moje założenie potwierdziło się, gdy dwójka barczystych chłopców pokonała zakręt. Jeden z nich, bardziej tęgi i wyższy, na mój widok podskoczył jak oparzony.
 - Oi! Co ty wyprawiasz? – Na jego twarz wkradła się mieszanka upokorzenia i złości. To drugie nabrało na silę, gdy kolega zaniósł się śmiechem. Brzmiał tak potwornie drwiąco, że dostałam gęsiej skórki. – Kretynka! – obraził mnie ten pierwszy. – Nie kryj się po kątach!
Ciszej, ciszej! błagalne krzyki rozdzierały mnie od środka.  Kazałam im się zamknąć, robiąc najbardziej nieporuszoną minę, na jaką było mnie stać. Chłopak pogroził mi pięścią, a jego blond towarzysz pociągnął go za rękaw mundurka.
 - Chodź. Zostaw ją.
Gdy odchodzili, miałam dziwne przeczucie, że ktoś obrzucił mnie wiązanką obelg. Wystawiłam język plecom tego tłustego, niekulturalnego typa i wróciłam do szpiegowskich obowiązków. Na szczęście profesor nie zwrócił uwagi na warkoty mojego nowego znajoma, lecz wciąż czynnie udzielał się w rozmowie. Ktoś mu odpowiadał. Niedosłyszalnie, zbyt cicho…
W ogóle to uważałam ściany za bardzo pożyteczne. Ta, stanowiąca część hurtowni odkopywała mi piłkę, a skruszona, mlecznobiała, będąca własnością liceum zapewniała mi schron przed Shepherdem. Niemniej odważyłam się na chwileczkę porzucić właściwości szkolnej ściany i zza niej wyjrzeć.  
Nie wiedziałam jednak, że tak bardzo tego pożałuję.
Właściwie nie wiedziałam też, dlaczego on nadal działał na mnie w ten sposób. Powinnam przecież pogodzić się z tym, że odkąd tylko panna Cherron zapoczątkowała naszą znajomość, chłopak zjawia się wszędzie – najczęściej wyrasta z ziemi  i piorunuje wzrokiem.
Teraz Sasuke stał przed profesorem, zwrócony do mnie plecami. Shepherd wałkował temat, na który od chwili dostrzeżenia mojego fatum, przestałam zwracać uwagę. Czyżbym trafiła na strofowanie Sasuke Uchihy? Nie. Dłuższe obserwacje pozwoliły mi zredukować tę myśl i zastąpić ją inną. Co licealista, palacz i opryszek w jednym, miał wspólnego z urzekającym i szampańskim Calvinem Shepherdem? Psiakrew!
 - Nie potrzebuję tego – powiedział Sasuke, tak cicho, że gdyby nie był on w zasięgu mojego wzroku, zapewne wzięłabym to za szelesty w tle. – Darujcie sobie. Oboje.
Oboje?
Jest więcej Shepherdów?
Ten absurd posunął mnie do fatalnych w skutkach czynów. Wychyliłam się zza ściany bardziej niż dotychczas, zaintrygowana, czy gdzieś w pobliżu nie czai się przypadkiem bliźniaczy brat profesora. Cha! Ino pofrunęłaby do siódmego nieba, słysząc to. Jaka szkoda, że nie mogłam do końca uczepić się tej misji szpiegowskiej. Nagle nauczyciel dyskretnie nachylił się nad Sasuke i… o mój Boże, wysunął ku mnie palec wskazujący.
 - Wygląda na to, że któryś z nas ma cień – usłyszałam.
 - Pewnie ty – fuknął Sasuke. Jakimś cudem mi się upiekło; chłopak nie uznał mnie za godną swojej uwagi.
Calvin Shepherd zmrużył oczy, a ja z niewytłumaczalnych przyczyn, zamiast czmychnąć za ścianę jak oklepana bohaterka filmów, sterczałam w bezruchu, gapiąc się w oczy nauczyciela.
Prawdopodobnie wierzyłam, że jakoś się z tego wywinę.
 - O! – Twarz profesora pojaśniała.
Poznał mnie, cholera. Poznał mnie!
 - Heroine – Jego akcent zdawał się dopieszczać to słowo. Nauczyciel pomachał mi, stosując swój zniewalający uśmiech. Nie! Mnie nie powalał na kolana. Poza tym skąd wzięła się ta ksywka? Heroine?
Zakłopotana, skłoniłam się przed Shepherdem.
 - J-ja… ja chciałam tylko… To nie tak, że…
Sasuke natychmiast się odwrócił. Zrobił to tak gwałtownie, że sam Shepherd podskoczył, spłoszony jak owca.
Jego spojrzenie było bardziej dobitne, aniżeli „O nie, znowu ty!”, padające twarzą w twarz.
 - Szukam Naruto! – Migiem przywróciłam się do porządku.
 - Cóż, może nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że kiedy chcemy kogoś znaleźć, najlepszym rozwiązaniem jest rozglądanie się i przechadzka po szkolnych korytarzach – zaczął profesor. - Polecam na przyszłość, Sakuro. Skradanie się za ścianą nie przyniesie żadnych efektów. Chyba, że twoje motywy były jednak inne.   
 - Wcale, że nie! – odkrzyknęłam. Ręce samoistnie zdążyły już zwinąć się do piąstek, a ciało zawibrować z wściekłości. Poczułam się okropnie upokorzona przed Sasuke. – Myślałam, że to Naruto z panem rozmawia, Shepherd-sensei.
Mężczyzna zaniósł się śmiechem. Nie był to jednak śmiech, który zwykle słyszę przy pytlowaniu dowcipów.
 - Co pana tak bawi?! – uniosłam się.
 - Shepherd-sensei brzmi bardzo zabawnie, nie uważasz?
 - Nie.
 - Och. – Mina tego typa wreszcie przestała dawać mi do zrozumienia, że ma ze mnie niezły ubaw. Zmieszany, zerknął na Sasuke. – Jesteście razem w klasie, prawda?
 - Tak. – A to niespodzianka! Sasuke najwidoczniej zaopatrzył słowniczek w nowy termin.
Przyjrzałam się mu czujnie, przywołując koszmarne wspomnienia. Pamięć bardzo dokładnie zarejestrowała moją wczorajszą norę, prowizorycznie utworzoną z kołdry i awaryjnego koca. Wtedy z palącą mnie od środka ciekawością zabierałam się do wertowania jego wypocin, uposażona wyłączne w wyświetlacz telefonu komórkowego z włączonym trybem oszczędzania baterii. Warunki, choć karygodne, nie powstrzymały mnie przed poznaniem punktu widzenia Sasuke Uchihy na miłość. Zdążyłam zaznajomić się z całą treścią, a Hana ani razu nie wywęszyła moich późnonocnych działań.
Jaka szkoda, że tak bardzo się przeliczyłam!
Trudno, pomyślałam, wzgardliwie taksując typa przede mną, Naruto będzie musiał poczekać. Gdyby był świadom konszachty, jaką dla niego przygotowałam, pewnie przyjąłby z ulgą chwilowe bezpieczeństwo.
 - Jesteś Sakura… Niestety, nie pamiętam twojego nazwiska – wyżalił się Shepherd.
Wolałabym, aby ten stan rzeczy pozostał nietknięty już na zawsze.
 - Haruno. – Jednak wymogi grzecznościowych manier nakazały mi zadziałać wbrew sobie. W duchu kazałam im się zamknąć i wycofać.
 - Naprawdę? To niebywałe! Jestem pod wrażeniem tego, jak znaczenie imienia i nazwiska nawiązuje do twoich włosów. Są dokładnie tego samego koloru, co płatki kwiatów wiśni… Sakury.
 - Och, bo się wzruszę – sapnęłam.
 - Słucham? – Mężczyzna przechylił głowę w lewo, rzucając mi pytające spojrzenie.
Uniosłam dłonie wnętrzem na zewnątrz w geście poddańczym, powracając do roli zdyscyplinowanej uczennicy.
 - Nic takiego. Zastanawiałam się tylko, ile czasu zostało do dzwonka. Mam sprawę.
 - Do mnie?
 - Nie – odrzekłam prostolinijnie, a rzut oka wykazał, że Sasuke wiedział co kryło moje zaprzeczenie.
 - Idę na lekcję – warknął do profesora, modulując swój głos tak, żebym odebrała to jako ostrzeżenie.
 - Nigdzie nie idziesz!
Oczy Calvina Shepherda zwęziły się do rozmiarów groszku. Nie rozumiałam wówczas, co wywarło na nim wrażenie w moim wybuchu. Impuls powiódł mnie wprzód i nim się obejrzałam, w ręku ściskałam już kawałek szkolnego uniformu Sasuke. Od razu po tej gwałtownej napaści, wymierzono we mnie dzikie spojrzenie, rozjaśnione tańczącymi językami ognia.
W normalnych okolicznościach runęłabym na flanelową wykładzinę, jednak Sasuke zmitygował się od wabiącej gapiów scenie w liceum i tylko odtrącił mój nadgarstek. Swoim aktem odwagi zdążyłam już ściągnąć uwagę paru uczniów.
 - Mówiłem, żebyś tak nie robiła – wzburzył się.
Shepherd odciął nas od siebie i niepokojącą się uśmiechnął, jak świadek niecodziennych zdarzeń, próbujący otrząsnąć się z szoku.    
 - Masz sprawę do Sasuke? – zapytał.
Wyjęłam z kieszeni fragment kartki A4, który jeszcze niedawno był niestarannie zwiniętym rulonikiem. Wczoraj zafundowałam mu kilka nowych oznak wysłużenia, a wszystko przez nagłe napady furii. Teraz formował się w kuleczkę, przypominającą obiekty, którymi ciskają po klasie amatorscy wandale; Naruto i Kiba.
 - Oddaję! – Naparłam dłonią z kulką na jego tors, a chłopak ją ode mnie odebrał, niewzruszony. – Następnym razem postaraj się bardziej.
 - Cóż to? – zainteresował się Shepherd, nie finiszując dotąd swoich zmagań z osłupieniem. – Sasuke! Napisałeś list do Sakury?
Sasuke zrobił minę, jakby profesor posądzał go o kolekcjonowanie tęczowych kucyków.
 - To nie list – powiedział.
 - To referat – sprostowałam, łudząc się, że „Cal”, choć raz mógłby być dla mnie użyteczny i poprzeć dotychczasowe upory.
Nauczyciel rozwarł usta w niemym krzyku niedowierzenia, a Sasuke zwęził podejrzliwie oczy.
 - Co takiego ci w tym nie pasuje?
 - Hmm. – Udałam namysł, a tuż po tym wybuchłam złością, która dotąd osiadała na dnie, uśmierzona, acz wrząca: – Prawdopodobnie naruszenie praw autorskich! Cóż, może nie jestem ekspertem – celowo przytoczyłam wcześniejsze słowa profesora. – ale wydaje mi się, że takie zagrania są nie w porządku. I nielegalne!
 - Zdajesz sobie sprawę ile osób w szkole spisuje od deski do deski z Wikipedii? – drążył.
 - Od ciebie oczekiwałam czegoś innego!
 - To nie jest nielegalne.
 - Nie o to się rozchodzi! – Rany! Jakby tylko to doprowadzało mnie do krańcowej wściekłości. Tak naprawdę nie mogłam pogodzić się z tym, że praca, która miała w jakiś sposób odkryć chociaż trochę z kart Sasuke Uchihy, okazała się zwyczajną, internetową kopią.
 - To, że zauważyłaś podobieństwa oznacza, że sama wcześniej zaglądałaś na artykuł o miłości – zauważył.
 - Miłości? – Profesor Shepherd zdążył odstąpić na bezpieczną odległość, pozwalając na rozwój naszej pogawędki. Nie oznaczało to jednak, że puszczał padające zdania mimo uszu. Wprost przeciwnie. Kątem oka rejestrowałam coraz to nowsze odmiany zdziwienia na jego nieskalanej twarzy.
Byłam wytrącona z równowagi. Najbardziej dokuczał mi fakt, że – jak zwykle – tylko jedna ze stron pruła sobie żyły, zaś druga gapiła się na mnie chłodno. Sasuke robił wrażenie bezpodstawnie oskarżonego. Owszem, odważyłam się zatopić w oceanie Internetu, lecz było to kierowanie potrzebą nabycia inwencji twórczej, niczym więcej.
 - Mógłbyś chociaż dodać swoje trzy grosze.
 - Jeśli chcesz zarzucić mi pogwałcenie praw autorskich, pamiętaj, aby wspomnieć o dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach uczniów liceum – prychnął, robiąc coś, czego przekazu niezupełnie zrozumiałam. Sasuke zwinął palce lewej ręki, prostując tylko wskazujący i środkowy. Gdy we mnie wymierzył, nie mogłam się oprzeć i pomyślałam, że chłopak trzyma w ręku rewolwer. Nawet odchylił palce w sposób, który klarownie potwierdzał moje domysły. – Czekam na pozew – usłyszałam, wyobrażając sobie odurzający hałas wystrzału.
W moim przypadku ludzka ciekawość nie była rzeczą, której z łatwością dało się przeciwstawić.  
 - Co to ma znaczyć? – Zmarszczyłam brwi.
 - Chcę, żebyś zniknęła – odrzekł.
 - Celując we mnie z niewidzialnej spluwy?
 - Zabijanie jest nielegalne. Bardziej nielegalnie, niż zrzynanie tekstów Wikipedii. Muszę to jakoś zrekompensować.
Nie wiedząc czemu, moja wcześniejsza furia nagle spotulniała. Działo się tak za każdym razem, gdy tłumiło ją zaintrygowanie tokiem myślenia Sasuke Uchihy. Kiedy zastanowiłam się nad kwestią zimitowanego rewolweru, wyobraźnia podsunęła mi sugestię wycelowania w Hanę.
 - Jesteś naprawdę dziwną osobą – powiedział Sasuke głosem, który niejednokrotnie powodował napad ciarek, intensywniejszy niż ten, fundowany przez nocne wyprawy po parku. Lubiłam, kiedy go stosował. Choć nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć, był dla mnie tonem zarezerwowanym na pochlebstwa. Jestem dziwna osobą…
 - Ale przede wszystkim wściekłą osobą. Na ciebie – podkreśliłam jednak, wiedząc, że nie wypadłam najlepiej z tą niespodziewaną zmianą nastawienia. Spróbowałam ponownie zagotować w sobie gniew, jednak nie odzyskał już wcześniejszego poziomu wrzenia. – Nie odpuszczę ci z referatem! Panna Cherron bez cienia wątpliwości zauważy, że tekst nie jest twojego autorstwa.
 - Jesteś też uparta – rzucił znowu.
 - Dziwna, wściekła, uparta – nadmieniłam wszystko, z poirytowaniem wymachując ramionami. -  Coś jeszcze?
 - Nie.
No i proszę. Sasuke Uchiha – tryb niedostępności – aktywowany.  
 - Napisz to na nowo.
 - Nie licz na to.
 - Dlaczego? – spróbowałam spokojniej. Calvin Shepherd zajmował się tymczasem wymierzaniem poziomu napięcia, wiszącego między nami.
 - Lekcje już dawno się zaczęły – wtrącił.
Sasuke zlekceważył go w sposób, którego nierzadko doświadczałam:
 - Nie zamierzam rozwlekać się nad takimi głupstwami.
 - Ja też nie, ale musimy. Inaczej oboje utkniemy w tej szkole po wsze czasy!
 - Tylko rok dłużej. – Profesor zabrzmiał tak, jakby postrzegał ów rok za stratę, której uczeń w ogóle nie odczuje. Uderzyła we mnie przemożna chęć na wymierzenie w niego rewolwerem. 
Zniknij!
I zniknął. Może nie całkiem, bo mój wzrok wciąż obejmował jego sylwetkę. Niemniej została ona zastąpiona przez niższego, choć bardziej mocarnego „mężczyznę”. Kiba wbił się gwałtownie w przestrzeń między mną, a Sasuke, a obłęd w jego oczach postawił mnie w stan alarmu.
 - Hola, hola! Kiba Inuzuka! Nie jesteśmy już dziećmi, żeby biegać po szkolnych korytarzach – Shepherd obruszył się nagłym wtargnięciem ucznia.
Ale on nie słuchał. Zatrząsnął moimi ramionami i sapał dziko, jak po dobrnięciu do mety długodystansowego biegu.
 - Wreszcie – wykrztusił. Byłam po prawdzie znieczulona na jego nieokiełznane ataki histerii, w większości wypadków wieńczone drwiącym rechotem. Wmówiłam sobie, że i tego dnia postanowił wywinąć z Naruto psikusa.
Naruto jednak nigdzie nie było, chociaż zwykle ganiał za Kibą, uzbrojony w kokosowe batony i paczkę orzeszków dla Choujiego. 
 - Hej – zaczęłam całkiem poważnie. Sasuke przyglądał się zdarzeniu z ubocza. – Co się stało?
 - Ten idiota znowu się w coś wpakował! – Kiba drżał w spazmach, opierając się na moich barkach. Rozważałam prawdopodobieństwa naumyślnie odstawionej sceny, a rzeczywistych trosk. Spojrzałam w jego oczy i wiedziałam już, że to wszystko dzieje się naprawdę. Kiba stwarzał dla mnie konkurencje w stopniu zaawansowania aktorskiego, niemniej mnie, jako mistrzyni, łatwo przychodziła dedukcja prawdy i fikcji. 
 - Mówisz o Naruto? – Wykorzystałam pierwszy trop.
Kiba zatwierdził to skinięciem, a ja poczułam mrowienie w żołądku. Och, znowu!
 - Co konkretnie się wydarzyło?
Profesor nadstawił ucha, przejęty paniką nastolatka. Spoważniał jak doświadczony pedagog i zbliżył się do towarzystwa, przez co w czwórkę stworzyliśmy okrąg, włączając w to Sasuke.
Kiba westchnął i spojrzał na Shepherda.  
 - Napadli go, prze pana. Głupi Naruto!


Przebieg wychowania fizycznego był… nietypowy. Przede wszystkim pękałam od nieadekwatnego do sytuacji napuszenia, że po raz pierwszy jestem obiektem gnębień w dziewczyńskim gronie. Były to takie „pozytywne gnębienia”, objawiane wtedy, kiedy drogą wyjątku okazałeś się jedynym rzetelnym informatorem. W trakcie mojego objawienia, wydarzyło się wiele wystrzałowych, na swój sposób, rzeczy.
Po pierwsze: Naruto okazał się być cały i zdrowy.
 - Mam tylko piękną śliwę pod okiem! – Relacje zdawał telefonicznie. Jako, że niezidentyfikowani do tej pory wandale zwinęli mu komórkę, Kiba zdradził mi numer do pani Uzumaki, niedługo po tym jak ta zawiadomiła go o zdarzeniu. – To był moment! Usłyszałem tylko szelest i bum! Przed oczami zobaczyłem mroczki, a potem świat odpłynął. Ocknąłem się, gdy było już całkiem ciemno, a do domu wróciłem po północy.
 - Jesteś nieodpowiedzialnym idiotą, wiesz o tym? – nakrzyczałam na niego.
 - Dzięki, Sakura-chan. Potrzebowałem tego – burknął, wyraźnie dotknięty moim nieuzasadnionym wybuchem. – Nadal wściekasz się, że nie przyszedłem na trening?
 - Kretyn.
Po drugie: Naruto robił prawdziwą furorę!
Jego „wypadek” zrobił takie zamieszanie, że sama nauczycielka wychowania fizycznego zezwoliła nam na luźniejszą lekcję, żebyśmy mogły przełknąć wstrząsające wieści. Naruto był jej ulubieńcem. Żywiołowy, naszpikowany zapałem i pełen pomysłów na rozgrywki – tak, każdy troszczył się o jego losy. Natomiast dla samego Naruto rola kozła ofiarnego była koszmarnie upokarzająca, co dosadnie stwierdzały jego przyciszony prośby o odegnanie oblegającego mnie zbiorowiska. Dziewczyny przekrzykiwały jedna drugą, polemizowały i stwarzały własne wersje zdarzeń.
 - Ze śliwą będziesz wyglądał jak twardziel – spróbowałam go pocieszyć.
 - Albo jak mięczak! – odparował. – Nie zamierzam zjawić się w szkole przez najbliższy tydzień.
 - Wpadniemy do ciebie.
 - Nie! – zaprotestował ostro, a ja nie drążyłam. Niektóre szczeble dumy były dla mężczyzn jak publiczne obnażanie. Zrozumiałam, że Naruto wolał wykurować się w samotności. – Tak bardzo szkoda mi telefonu! – jęczał.
 - Oj, przestań. Najważniejsze, że żyjesz.
 - Jesteś mistrzem, Sakura-chan. Doprawdy.
Mistrzem…  w czym?
Aż bałam się zapytać.
Poza tym była jeszcze trzecia sprawa – najgorsza: Naruto stał się ofiarą i to ja ponosiłam za to winę.
Wiedziałam, że nigdy nie przebaczę samej sobie. Gdybym nie przyjęła jego propozycji treningu, przyjaciel czaiłby się dziś z chytrym uśmieszkiem blisko szkolnego bufetu, mamiąc sprzedawczynie. Kilka razy dopiął swego i dostał batoniki po dwukrotnie niższej cenie. Może i dzisiaj osiągnąłby sukces, a Kiba zzieleniałby z zazdrości. Nie! Ja wyśniłam sobie trening na boisku, który nie miał nawet profesjonalnej murawy. Nazywałam to w ten sposób tylko potocznie, choć w rzeczywistości był to asfaltowy prostokąt z siatką pęknięć i kilkoma punktami, z których wzbijały się w górę pojedyncze źdźbła trawy. Do czego doprowadziła moja chciwość?
 - Koniec tego dobrego. – Gwizdek nauczycieli przerwał sielankę.
Dziewczyny rozpierzchły się po linii końcowej boiska do siatkówki, a ja wcisnęłam czerwoną słuchaweczkę. Wysoki stopnień ulgi, którą poczułam, wcale nie wykluczał mojej winy. Przytłoczona paskudnym uczuciem, zacisnęłam szczęki. Dlaczego ściana hurtowni mi nie dogodziła? Spróbowałam obarczyć ją częścią odpowiedzialności, ale zrewanżowała się złośliwością rzeczy martwych. Gdyby sprawa była poważniejsza, komenda policji w Izumo nie przyjęłaby na składanie zeznań nędznej blachy.
Nauczyciela zarządziła rozgrzewkę wokół boiska. Na jego murawie trwał już mecz chłopców, czyli agresywna gra i przeplatające się ze sobą oszczerstwa, które tak czy inaczej puszczano później w niepamięć.
Kiedy miałam już włączyć się w ruch okrężny z Ino, ta dzióbnęła mnie łokciem między żebra.
 - Patrz! – usłyszałam przy uchu głos, sugerujący niepotrzebne mielenie ozorem.
I wtedy zza przedniej części budynku szkolnego wycwałował Sasuke. Miał na sobie typowy strój sportowy – luźną koszulkę, czarne spodenki i nowiutkie adidasy. Opiekun męskiej grupy przywołał go do siebie, zirytowany piętnastominutowym spóźnieniem. Patrzyłam jak Sasuke zawiązuje sznurowadła i wkracza na boisko, nie angażując się zupełnie w rozmowę z nauczycielem. Odgadywałam w myślach powody, dla których Ino zastosowała „ten” ton. Zwykle był on zarezerwowany do wstrętnego obrabiania, tymczasem Sasuke nieszkodliwie włączył się do gry. Jedyne co rzuciło mi się w oczy, to sam jego wygląd. Zniewalający wygląd.
 - Spóźnił się – syknęła przyjaciółka, gdy zaczęłyśmy truchtać za Tenten i Hinatą.
 - I co z tego?
 - To do niego nie podobne.
Potrząsnęłam głową, niedowierzając. Nigdy nie przejęłabym się taką błahostką, więc szczerze odpowiedziałam:
 - Skup się lepiej na biegu, Ino. Pamiętaj, że miałaś ćwiczyć formę.
 - Jednak nie chcę. – Yamanaka obiema rękoma wskazała na swoje ciało, metodą prezenterek w telezakupach. – Czego mi brakuje, hm?
 - Kondycji – palnęłam zgryźliwie.
Ino łypnęła na mnie złowrogo i odrzuciła grzywkę – ten gest był ewidentnym dowodem jest wyższości. Tyczyło się to przynajmniej spraw przyziemnych, przykładowo: stopnia kobiecości.
 - Nie zamierzam brać udziału w maratonach. Kondycja nie jest mi potrzebna. Myślałam bardziej nad jakimś kursem samoobrony. Sama rozumiesz… Te wandale, które dopadły Naruto mogą wciąż grasować w mieście. Nie chcę mieć z nimi do czynienia.
Nie mogłam powstrzymać drwiącego rechotu.
 - Mówisz, jakby rozchodziło się o seryjnych morderców. Ino! To pewnie jakieś rozkapryszone nastolatki.
Ino się zastanowiła.
 - Faktycznie, młodzież jest teraz bardzo… specyficzna.
 - Wszystkiego można się po nich spodziewać. Naruto miał przecież jeden z nowszych modeli telefonu – zauważyłam. - Poza tym, słyszałaś co powiedział? Szedł na boisko i pisał smsa, nic dziwnego, że ktoś go wyczaił i okradł, kiedy był zdekoncentrowany. Ech, pamiętam jak cieszył się powrotem ojca z Tokio.
 - Bardziej chyba cieszył się z przyjazdu nowego telefonu. Pamiętasz przecież jego gruchota. Kiba nie dawał mu spokoju.
O tak. Tak. Jeszcze trochę, Ino. Jeszcze ciut więcej nadmienionych faktów, a być może uda mi się zredukować poczucie winy.
Nagle rozległ się niepokojący świst. Jego brzmienie wręcz przestrzegało przed skutkami.
Odwiedziona od tematu kradzieży, zaczęłam błądzić wzrokiem za źródłem dźwięku. Piłka do nożnej pofrunęła w górę, przekraczając dopuszczalne standardy. Ino zagaiła do Hinaty, a ja w milczeniu śledziłam tor lotu piłki. Gdy myślałam, że grzmotnie w ziemię, odbijając się od murawy, ktoś przyjął ją na tors i z niewiarygodną płynnością ustawił obiekt przed stopami, rzucając się do ataku. 
Automatycznie zwolniłam, zaabsorbowana zjawiskiem, które mimo wszystko nie powinno budzić we mnie konkretnych emocji. A jednak. Jakimś cudem on ciągle mnie zadziwiał, nawet jeżeli spodziewałam się wszystkiego.
Sasuke grał. Co więcej, potrafił grać. Obserwowałam go i czułam, że uznanie wkrada mi się na twarz, a to odkrycie rozzłościło mnie bardziej, niż porachunki z Shepherdem. Sasuke płynnie lawirował między zawodnikami, zwodząc ich na różne sposoby. Shikamaru piłka uciekła między nogami. Chouji chciał zaatakować z lewej, jednak Sasuke przejrzał go na wylot, skutecznie myląc. Wpierw zimitował krótki ruch w przewidzianym przez Choujiego kierunku, a potem znienacka wyruszył w przeciwną stronę.
Nawet nie zauważyłam, że się zatrzymałam, burząc ruch dziewczyn. Pech chciał, że wpadła na mnie światowa jędza numer jeden. Byłam tego świadoma już przy zderzeniu, gdy szkarłatne włosy zatańczyły mi przed oczami.
 - Haruno! – Karin umiejscowiła się obok, z oburzeniem rozkładając ramiona. Nie, ona nie wpadła na to, żeby mnie wyminąć. Po co, skoro można odegrać sztuczną scenkę, która postawi mnie w złym świetle? – Obijasz się, Haruno? Obijasz się?!
Karin słynęła ze swojej skłonności do nadmiernego powtarzania nazwisk. Kwestia przyzwyczajenia. Bardziej znienawidzone przez nią dziewczęta wiedziały też, że uwielbiała wrabiać we własne występki, a już szczególnie specjalizowała się w wykorzystywaniu sytuacji. Właśnie wpadłam w jej sidła, oczarowana chłopcem spod ciemnej gwiazdy.
 - Haruno! – Pchnęła mnie w bark.  
 - Zamyśliłam się – odpowiedziałam tonem, z którego Sasuke mógłby być dumny. Przez tę absurdalną myśl, spróbowałam wzmocnić efekt jakąś Uchihowską mimiką, ale nie byłam na tyle zaawansowana w bezduszności.
 - Na tej lekcji się biega! – krzyknęła głośno, licząc, że uwaga dotrze do uszów nauczycielki. – Tutaj liczy się aktywność fizyczna, Haruno!
No i zadziałało.
Opiekunka zaczęła śpieszyć w naszą stronę. Karin momentalnie odwróciła się do mnie plecami, przybierając minę pokrzywdzonej.
 - Haruno chyba lamentuje w myślach. Wpadłam na nią i prawie się wywróciłam.
Och, biedna.
Mała, pryszczata sportsmenka otaksowała mnie badawczo. Gdyby nie znaczenie ojca Karin w współfinansowaniu szkoły w wielu projektach, z pewnością by mi się upiekło. Niestety w tych okolicznościach przewidziałam co mnie czeka, nim nauczycielka orzekła moje zadośćuczynienie.
 - Jeżeli nie potrafisz się skupić na lekcjach, zapraszam do składziku, Sakura. Potrzebujemy dziesięciu piłek do koszykówki, dwadzieścia pachołków i rozkładane kosze. Pamiętaj o napompowaniu piłek. Nikt nie chce grać plackami. A teraz idź.
Już mnie rwie, pomyślałam ogarnięta nagłym gniewem.
W gruncie rzeczy „składzikowa kara” nie była żadną torturą, ale koszmar zaczynał się w chwili, kiedy któraś z ćwiczących zgłaszała zastrzeżenie do twardości używanej piłki. Wówczas musiałam wrócić do roboty, a z reguły, gdy odezwała się pierwsza, reszta szła jej śladami.
Ponuro wyminęłam obie panie.
Przy składziku szwendała się Temari. Mimo że nie została skarcona za żadne przewinienie, przywykłam już, że przyjaciółka zawsze dybała w okolicach, żeby zarezerwować dla siebie wysoko jakościową piłkę. Kiedyś Ino napiętnowała flamastrem jedną z nich i do teraz widniało na niej krótkie „Tem”, choć przyjaciółka od dawna nie tknęła obiektu, oczarowana nowszymi modelami.  
Zauważywszy mnie,  zrobiła minę dyrektorki, która przyjmuje ucznia na dywanik po raz enty.
 - Co tym razem?
 - Karin – odparłam warkliwie. – Lepiej wracaj na boisko. Już dawno zaczęłyśmy.
 - Akaru i tak mi przebaczy. – Przed oczami Temari pewnie zamajaczyła typowa scenka spóźnionego ucznia i besztającego go nauczyciela. Na dziewczynie nie zrobiło to jednak wrażenia. Zasadniczym powodem tej odporności była jej ranga w osiągnieciach sportowych. Temari przyczyniła się do większości zwycięstw w turniejach międzyszkolnych, a pani Akaru – drobna nauczycielka WFu – ceniła ją jak piracki łup. Zresztą Temari czerpała korzyści z tego, jak ją traktowano.
 - Pomyśl jak by zareagowała, gdybym pewnego dnia przyniosła całoroczne zwolnienie lekarskie z jej lekcji – dumała kiedyś, chytrze się przy tym uśmiechając.
Oczywiście zazdrościłam Temari tych przywilejów, lecz od czasu do czasu mi sprzyjały. Na przykład teraz nie cierpiałam z samotności.  
Dłuższy czas dokonywaliśmy inspekcji na piłkach do koszykówki. Składzik słynął ze swojego nierozgarnięcia. Było to pomieszczenie ciut większe od wnętrza szafy, przy czym jego środek zapełniały przeróżne badziewia – począwszy od pachołków i drążków do doskonalenia płynności kozłowania, aż do piłek lekarskich i kozłów na przeskoki. Kiedy otwierano drzwi, należało liczyć się z lawiną przyrządów, które wysypywały się z brzękami. Na szczęście mnie ten rytuał ominął, ponieważ Temari zdążyła już złapać wszystkie uciekające piłki i umieścić je w siatce.
 - Jeden, dwa, trzy… – liczyłam pod nosem.
Temari przyglądała się swoim znaleziskom, kwestionując decyzję Akaru. Okazało się, że kupiono nowy sprzęt do siatkówki, a Temari bardzo chciała go przetestować. Teraz siedziała na piłce lekarskiej i piła duszkiem napój dla osób z niedoborem żelaza. 
 - Od dziś nie znoszę koszykówki – powiedziała. – Dlaczego akurat dzisiaj musimy w to grać?
 - Ostatnio znienawidziłaś też siatkówkę – zauważyłam, krzywo na nią spoglądając.
Temari musnęła opuszkiem palca nawierzchnię piłki, ugrzęźniętej między kolanami. Zrobiła to tak subtelnie, że przez chwilę odniosłam wrażenie, jakby dziewczyna pielęgnowała warty fortunę antyk.
 - Wtedy nie było tego cudeńka. Ej, Sakura!
 - Hm?
 - Mam dla ciebie tekst piosenki, o który prosiłaś.
Odtąd byłam już niezdolna do dalszego bilansowania pachołków i reszty sprzętu. Mechanicznie przerwałam czynności, niczym gadżet kuchenny, którego wtyczkę odcięto od prądu. Temari, nieprzejęta, mówiła dalej:
 - Godzinę szukałam tłumaczenia. Czyżby „niezastąpiony Cal” ci to zadał?
 - Nie. – Strząsnęłam z siebie myśli, rugające za zapominalstwo. Wybryk z Wikipedią i napad na Naruto najwyraźniej skołowały mnie na tyle, żebym zapomniała o następnej szansie na odkrycie kart Sasuke Uchihy. – Przepraszam, że zawracałam ci wczoraj głowę. Wiem, że było późno, ale… byłam zajęta czymś innym, a zależało mi na czasie.  
Temari przyjęła przeprosiny kiwnięciem głowy.
 - Pozwoliłam sobie przesłuchać tej piosenki – zaczęła złowróżbnym tonem.
Z konsternacją uświadomiłam sobie, że – w przeciwieństwie do niej  - ja nie zdążyłam zaznajomić się z brzmieniem melodii. Po spotkaniu z Sasuke wróciłam do domu, zbyt podekscytowana jego referatem, żeby zaprzątać sobie głowę stukaniem w klawiaturę i wertowaniem wyników Google. Zdradził mi tytuł piosenki, dobrowolnie  – to już coś, myślałam wówczas. Rywalizacja zakończyła się zwycięstwem zawartości referatu, lecz po głowie wciąż ganiała mi nazwa zespołu. W strachu i wierze. Pomyślałam wtedy, że, poznając jego kąt patrzenia na miłość, Temari w międzyczasie pomoże mi zająć się zdobyczą – muzyką Sasuke Uchihy.   
 - Ostatni opuszczony człowiek – mruknęła, a ja z opóźnieniem zrozumiałam, że to przetłumaczony tytuł utworu. – Niezły kawałek. Nie jest to gatunek, którego słucham, ale piosenka była całkiem przyjemna.
W duchu podziękowałam jej za brak dociekliwości. Ona wiedziała, że to, czego samowolnie nie zdradzę, jest wiedzą zakazaną.
 - O czym jest tekst? – przemówiła przeze mnie ludzka ciekawość.
 - Trudno powiedzieć. Wokalista złapał jakiś dołek. Jest tam coś o zagubieniu, śmierci.
 - Och.
Pięknie! Nawet gdybym nie pozyskała tego tytułu od Sasuke, uproszczenie Temari częściowo się z nim utożsamiało. To prawda, że nie mogłam zakładać, iż ta muzyka jest niewyraźnym obrazem tajemnicy, którą trzyma w zamknięciu; w swoim sercu. Ale chciałam w to wierzyć.
I uwierzyłam naprawdę.
Kiedy chciałam dowiedzieć się od Temari szczegółów dostarczenia tekstu, uprzedził mnie wrzask. Tak ostry, tak przenikliwy… Mogłabym przysiąc, że moje bębenki uszne zadrżały pod naporem tego hałasu. 
 - Nie stój, tylko przynieś maty, do cholery! – To był nauczyciel WFu, który szkolił chłopców. Był w szkole znaną postacią przez przymusowe „do cholery”, kończącym w jego przypadku każdą wypowiedź. Kiedyś nabijaliśmy się z kulturalnego powitania w wykonaniu tego mężczyzny. Dzień dobry… do cholery, brzmiałoby ekstra!
Musiałam jednak odgonić od siebie myśli o „dawniej”, zwłaszcza, że przyniesie mat było klarownym znakiem na to, że będziemy miały z Temari towarzystwo.
Utwierdził mnie w tym dźwięk sunących po wąskim bruku adidasów. Składzik umiejscowiony był w tylnej części budynku szkoły, z zewnętrz, z tego powodu posłańca ujrzeliśmy dopiero po tym, jak wyłonił się zza zakrętu.
Zdziwienie, które się we mnie rozpierzchło nie było wynikiem jego pojawienia, lecz częstotliwości przypadków, w których na siebie wpadaliśmy.
Sasuke zbliżył się do otwartych na oścież drzwi schowka i zanurzył po kolona w wysypisku sprzętu sportowego. Albo przewidział, że będę tu w towarzystwie Temari, albo najzwyczajniej w świecie nas nie zauważył, ale to uznałam za absurd.
 - Wygadany chłopak – Temari parsknęła cichuteńko pod nosem.
Czy przed skazaniem na referat, ja też zachowywałabym się tak luźno? Porównałam obecny stan ze stanem przyjaciółki i nie mogłam się nadziwić drastycznym zmianom, które zaszły w moim organizmie. Mięśnie mi stwardniały, jakby ktoś przestrzegł ich przed smykałką Sasuke do bijatyk. Jakby zachowywały środki ostrożności, uzbrajając mnie w zwielokrotnioną siłę.
Temari głośno westchnęła, rozprostowała nogi i stanęła na nie, w pełni rozluźniona.
 - Chyba masz rację, Sakura. Pójdę już na boisko.
Z przestrachem przełknęłam ślinę.
 - Nie pomożesz mi?
 - Poradzisz sobie – jęknęła, obejmując wzrokiem siatkę, w której według moich obliczeń uwięziłam już osiem piłek. Potem rzuciła Sasuke szybkie spojrzenie, a ja zrozumiałam aluzję. – W razie czego znajdziesz chętnego do pomocy.
 - Chętnego? – ściszyłam głos do szeptu. – Chyba śnisz! Ja nie chcę…
Ale Temari nigdy się tego nie dowiedziała. Zamiast pozwolić mi dokończyć, ulotniła się z miejsca, nie zapominając rzecz jasna o okrągłej zdobyczy. Sposób w jaki mnie porzuciła przywiódł mi na myśl Ino. Postępowała identycznie, gdy obrót wydarzeń doprowadzał do momentów sam-na-sam z Naruto Uzumakim.
Wypuściłam powietrze jak uczeń przed końcowymi egzaminami.
Szok nastąpił dopiero wtedy, gdy odwróciłam się z powrotem w stronę wejścia do składziku. Sasuke nie gmerał już w zawartości wysypiska, tylko przyglądał mi się z potrzebą mordu czającą się w oczach. Była dostrzegalna nawet z oszacowanej odległości czterech metrów.
 - Co? – Postanowiłam nie wymiękać i wciąż jawnie okazywać złość za poprzedni wybryk. Moje pytanie zabrzmiało jak warkot rozjuszonego zwierzęcia.     
Sasuke naostrzył spojrzenie. Mogło ciąć jak brzytwa.
 - Słowo o referacie, a pożałujesz.
 - Tak się składa, że nie miałam zamiaru przytoczyć tego nieszczęsnego tematu.
 - I dobrze – odrzekł głosem bezdusznej maszyny i zanurkował w stosie opakowań z piłeczkami pingpongowymi. Z racji tego, że maty do ćwiczeń były najrzadziej używane, oboje wiedzieliśmy, że będą gdzieś na szarym końcu tego gruzowiska.
Maniery, Sakura. Maniery!
 - Pomóc ci?
 - Nie.
Fuknęłam, zażenowana moimi zdolnościami przewidującymi przyszłość. Przez chwilę, króciusieńką, nieodczuwalną chwilę, do głowy wdarł mi się obraz twarzy Sasuke – zlanej potem. Hola! Nie był to jednak ten pot typu „a fuj!”, była to odmiana nadająca męskości, urzekająca kobiety. Był to pot, który sklejał do czoła i policzków pojedyncze pasma włosów i przez tę wizję wyśniłam sobie Sasuke, który przerywa akcję poszukiwawczą mat i spogląda na mnie. Wiedziałam, że jeśli rzeczywiście by to uczynił, jego piękno mnie pochłonie. Hebanowe włosy przyklejone do wyjątkowo przystojnej twarzy to zabójcze zestawienie. Och! Gdyby zło było nieatrakcyjne, nikt nie ulegałby pokusie.
Zajęłam poprzednie siedzisko Temari, czyli nowiusieńką piłkę lekarską, która zapadła się lekko pod moim ciężarem.
Jednak Sasuke kusił. Uwodził mnie, grzebiąc w składziku. Nie do wiary! Choć powinnam wrócić do segregowania, serce rozkazało mi przemówić. Miękkim, swobodnym głosem.
 - Lubisz słuchać muzyki, prawda, Sasuke? 
 - Nic ci do tego – bąknął, a potem nieruchomiejąc dodał: - Jeśli myślisz, że tłumaczeniem piosenek coś wskórasz, grubo się mylisz.
Byłam w nim zatracona. Tak bardzo zatracona, że prawdę przetrawiłam z wielkim opóźnieniem. Sam Sasuke spojrzał na mnie, zmylony tym milczeniem.
 - Podsłuchiwałeś! – W końcu należycie się oburzyłam.
Teraz rozumiałam, dlaczego pan „do cholery” emitował negatywną energię. Po prostu Sasuke krył się za ścianą, zamiast spełniać jego polecenie. Psiakrew, słyszał. Słyszał jak Temari wyraźnie przytaczała tytuł tej piosenki. Z pewnością słyszał też zaciętość w moim głosie, gdy próbowałam czegokolwiek dowiedzieć się o przesłaniu tekstu.
Sasuke mi nie odpowiedział. Kopniakami utorował sobie drogę do głębszych zaułków schowka. Właśnie przetrącał na bok kijki, które były obwiązane w połowie niczym bukiet. W końcu wyszarpał kilka zwinięty mat i niedbale rzucił ja ze siebie, szukając dalej.
Przestraszona tym, że Sasuke opacznie zrozumiał moje zamiary, wyrzuciłam z siebie:
 - To nie tak, że cię szpieguję. Chciałam zobaczyć o czym jest ta piosenka ze względów naukowych. Widzisz, ja też lubię muzykę. Sądziłam, że moglibyśmy użyć tej wspólnej cechy, prawdopodobnie jedynej. Skoro nie chcesz napisać nic o miłości z własnego doświadczenia, mógłbyś wykorzystać swoje ulubione utwory. Ja na przykład…
 - Ucisz się – Głos przerwał mi jako drugi. Najpierw dostałam w twarz z lazurowej maty, która zdążyła odmotać się w czasie lotu. Zdezorientowana, przetarłam oczy, a Sasuke stał już przodem do mnie, oplatając ramionami trzy różnokolorowe rulony mat. – Mówiłem, żebyś przestała paplać o referacie.
 - Kiedy ja próbuję ułatwić ci zadanie! – Podchwyciłam jego wzrok i od razu spiorunowałam go swoją wściekłością.
Sasuke zaczynał zbierać się do odejścia. Niedobrze.
 - Ty chyba chcesz nie zdać u panny Cherron – improwizowałam.
 - Nieprawda.
 - Dlaczego się nie udzielasz?
 - To strata czasu.
 - Rok nie będzie dla ciebie stratą czasu? – Nic nie mogłam poradzić na to, że mój ton stawał się opryskliwy. Próbowałam go zrozumieć… i zachować dla siebie na chwilkę dłużej. Z tej przyczyny, niby przypadkowo, przesunęłam czubkami palców rozcapierzoną na ziemi matę, tak żeby Sasuke natrudził się przy jej podnoszeniu.
Trzy dodatkowe sekundy to zawsze coś!
Patrzyłam jak się do mnie zbliża. Minę miał zwyczajną, jak gdybym była martwym przedmiotem, a nie domagającą się wiedzy nastolatką.
 - Daj Cherron to, co ode mnie dostałaś. Mam kartkę w plecaku i mogę w każdej chwili ci ją zwrócić – mówiąc to, okrążył mnie, przycupnął przed matą i zaczął zwijać ją na odczepnego. – Nie bądź taka uparta. Wikipedia zebrała dostateczną ilość bzdur o miłości.
Dlaczego „miłość” brzmiała tak… nędznie w jego ustach? Wydawać by się mogło, że Sasuke wyraża się o jakieś osobie, do której żywi urazę, a nie o ludzkim uczuciu.
 - Nie bądź taki zamknięty – poprosiłam, połowicznie się uśmiechając. Sasuke uniósł wzrok i wlepił go we mnie. Gdy zaczynałam rozkoszować się nową perspektywą, on dźwignął się na nogi. I znów. Znów uderzyła we mnie świadomość nieodpowiedniej bliskości. Chcąc ukryć zakłopotanie, odezwałam się ponownie: - Jeśli nie pasuje ci temat, powiedz to, a ponegocjujemy z panną Cherron. Poza tym z pewnością jest świadoma istnienia Wikipedii. Skoro masz coś do powiedzenia, nie trzymaj tego w sobie.
 - Wtedy musiałbym krzyczeć – odparł.
Przyjrzałam mu się dokładniej, a w oczach zauważyłam ledwie dostrzegalny smutek, którego on prędko się pozbył.
 - Sasuke…
 - Wracam. – Obawiałam się, że to powie, a gdy już to nastąpiło, poczułam jak rozrywa mnie żal. Tak bardzo, bardzo chciałam móc go zrozumieć. Nagle naczelną kontrolę przejął głupi impuls.
 - Czy kiedyś się przede mną otworzysz? – zapytałam.
 - Nie – odwarknął i zaczął człapać w stronę wąskiego bruku. – Zajmij się swoimi sprawami.
 - To, co zamknięte zawsze da się otworzyć. Potrzeba tylko klucza.
 - Ale go nie znajdziesz.
 - Znajdę – powiedziałam, pewniejsza niż kiedykolwiek. Wejście do serca Sasuke mogą blokować tuziny kłódek z grawerem: „Zrezygnuj”, jednak od środka rozsadzała mnie niesamowita siła i wiara w to, że otworzę je wszystkie.
Tylko dlaczego?
Dlaczego chciałam się w to wikłać, zamiast zająć swoimi sprawami?
Odpowiedź chowała się w niewiadomym „gdzieś”, razem z kluczami do kłódek trzymających w zamknięciu tajemnice Sasuke.
 - Hej! – Ścisnęłam trzonek zamontowany do siatki z piłkami i dogoniłam go. Tak czy owak, nie obładowałabym się wszystkim za jednym razem, toteż zdecydowałam, że po pachołki i złożone kosze wrócę za chwilę.
Może i naprzykrzałam się Sasuke, może i zezłościłam go, gdy tylko nasz chód się ze sobą zrównał. Nic jednak nie zabraniało mi spytać się o taką błahostkę:
 - Zaczekasz na mnie po lekcjach?
 - Po co? – zdziwił się. Było to zdziwienie głębsze od tego, jakie wyrysowało się na jego twarzy na trakcie wzdłuż szkolnych bram. Wtedy nie mógł uwierzyć, że znalazła się osoba zdolna do rąbnięcia go napatoczonym kamyczkiem.
 - Chcę ci coś powiedzieć. – Uśmiechnęłam się tajemniczo.
 - Powiedz mi teraz.
 - Teraz nie mogę!
 - Bo…?
Bo… chcę cię jeszcze dzisiaj zobaczyć, jasne?
 - Nie mogę już dłużej cię zatrzymywać. Poza tym pani Akaru jest już pewnie zdenerwowana, że wciąż nie przychodzę. Idź dalej.
I poszedł.
Nie wiedziałam czy kiedykolwiek się dla mnie zatrzyma.

W innym życiu, kiedy światło mnie nie oślepiało, zabiłbym tylko po to, aby zasnąć.
Ponad chmurami nie ma żadnego Boga, nad ziemią nie ma żadnej stopy. Jestem koronowany na opuszczonego króla.
Mój świat ciągnie mnie na dno, ludobójstwo o mnie zapomniało. Nie mogę trwać, bez tych, którzy mnie opuścili. Żałuję czasu, kiedy tego nie widziałem.
Podążałam chodnikiem z kamienia polnego, który wiódł do bram liceum. Przed oczami miałam tekst piosenki Sasuke, a chcąc uniknąć powtórzenia pomyłki, niezwłocznie zabrałam się do czytania zawartości. Trudno było mi stwierdzić, jakie uczucia malowały się na mojej twarzy, ale bez wątpienia przykuwałam tym uwagę innych. Jeden z mijanych uczniów nawet zajrzał mi znad ramienia, myśląc, że przeglądam jakieś straszliwe fotografie.
Ludobójstwo o mnie zapomniało?
Nie mogę trwać bez tych, którzy mnie opuścili?
Jasny gwint. Kim był Sasuke? Czy naprawdę utożsamiał się z opuszczonym królem?
W sercu żywiłam nadzieję, że to nieprawda. Przecież polubienie piosenki nie jest jednoznaczne z odczuwaniem uczuć, śpiewanych przez wokalistę. Gdyby wybierano tylko tą muzykę, która oprócz dobrego brzmienia, podziela także nasze światopoglądy, na spisie moich MP3 znalazłoby się tylko kilka pozycji. 
Jeszcze dwukrotnie przebiegłam wzrokiem po najbardziej trafnych fragmentach tekstu i nie mogłam powstrzymać ciarek.
 - Oi, Sakura!
Ktoś nawoływał mnie głosem przesączonym świeżutką wesołością. Pomyślałam, że to miła odmiana i odwróciłam się za siebie.
Kiba zjawił się przede mną, ciężko dysząc. Jego maleńkie, czarne oczęta rozbłysły niepodważalnym szczęściem, jak u pięciolatka.
 - Co się stało? – spytałam, a on odstawił krótki taniec.
 - Nie uwierzysz! Cal załatwił nam wycieczkę.
Cal?
Naburmuszyłam się. Zatem Ino nie była już dłużej wyjątkiem wśród uczniów? Czy ta ksywka rozpierzchła się już na tak szeroką skalę?
 - Dokąd jedziemy?
 - Eee… - zastanowił się. – Nie pamiętam nazwy miasta, ale wiem, że odbywa się tam comiesięczny konkurs i jest on świetny. Uwierz mi! Spotkałem teraz Cala i o wszystkim mi opowiedział. Podobno miejsca są zarezerwowane, ale jeszcze jutro urządzimy w klasie głosowanie. I tak jestem pewien, że każdy się zgodzi.
 - Na czym polega ten konkurs? – Wiedziałam, że wpierw należało dowiedzieć się o płatnościach, miejscu pobytu, terminach i warunkach, jednak kwestia z konkursem zepchnęła na dalszy plan resztę pytań. Ekscytacja Kiby dowodziła faktowi, że rozgrywki będą czymś wyjątkowym.
Chłopak odchrząknął. Oho, szykowała się skomplikowana mielizna.
 - W mieście jest las. Potężny, ogromny! Ponoć na końcu tego lasu znajduje się wejście na stromy pagórek. Szczyt pagórka jest metą, las zastawiono setkami pułapek. Poza tym każdy zawodnik ma do dyspozycji pistolet, którzy strzela czerwoną farbą.
 - Czerwoną farbą? – Zmarszczyłam nierozumnie brwi.
 - Tak. Ma proste zastosowanie. Kiedy na twojej drodze stanie inny zawodnik, masz prawo w niego wymierzyć. Umazanie czerwoną farbą równa się dyskwalifikacji. W ten sposób pozbywasz się wrogów – wyjaśnił, kipiąc ekscytacją.
Na usta wkradł mi się sprośny uśmieszek – taki przygotowawczy. Oczami wyobraźni widziałam pędzącego Naruto ze spluwą i siebie, jak umiejętnie czmycham przed szkarłatną mazią, którą we mnie celuje. Widziałam złość Kiby, gdy docieram do mety przed nim. Słyszałam oklaski, owacje, aplauzy – wszystko to, spowodowane moim zwycięstwem.
Kiba przeczuł, że snuję już swoje fantazje i łobuzersko się uśmiechnął.
 - Odwieczni rywale?
Uścisnęłam jego dłoń.
 - Jasne! Co będzie czekało mnie na mecie?
 - Kiedy dotrzesz tam jako ostatnia? – zażartował. – Pomyślmy… Cal wspominał coś o lampionach życzeń. Wiesz o czym mowa? Puszcza się je do nieba, recytuje życzenie i takie tam. Z tego co zrozumiałem, każdy uczestnik po dobrnięciu może wzbić w górę jeden, ale to lampion od zwycięscy jest największy i odróżnia się od innych kolorem. Podobno piszemy na nich swoje imiona, a w centrum miasta zbierają się wszyscy gapie, żeby oglądać widowisko. Poza tym to wszystko odbywa się w nocy! Rany! Nie mogę się doczekać!
 - Brzmi świetnie – stwierdziłam. Być może dołączyłabym do tańców radości Kiby, ale Sasuke nie spełnij mojej prośby i uciekł tak, że nawet nie miałam okazji się z nim pożegnać. To wyssało ze mnie trochę entuzjazmu.
Kiba zaklasnął i rozejrzał się dookoła.
 - Idę powiedzieć reszcie. Jeżeli któryś się sprzeciwi, zginie!
 - W takim wypadku będę mogła ci pomóc – zapewniłam.
 - Jutro dowiemy się jeszcze o terminie wyjazdu i cenie, spokojna głowa.
 - Jasne.
Chłopak pożegnawszy mnie serdecznym uśmiechem, wybrał swój następny cel, klejąc się do Nejiego i Tenten.
Ja myślami przykleiłam się do Sasuke. Znowu.
Dobra! Powiedzmy, że byłam w posiadaniu klucza do jednej z kłódek. Problem tkwił w tym, że choć klucz doskonale dopasowywał się do zamka, jakaś siła uniemożliwiała mi jego przekręcenie. To Sasuke, pomyślałam. To on utrudniał mi dostęp. Zostawił mnie. Uciekł.
Tak naprawdę chciałam być pierwszą, która opowie mu o tej niesamowitej konkurencji. Tak naprawdę chciałam, żeby z demonicznym uśmiechem uznał mnie za swojego przeciwnika i obiecał emocjonującą rywalizację w objęciach lasu. Ale to było tylko życzenie. Życzenia nie mają w zwyczaju się spełniać. Sasuke wieść o konkursie skwitowałby uwagą o głupocie pomysłodawców i organizatorów oraz zarzutem bezsensowności. 
Tak… Tym był Sasuke.
Chłopakiem spod ciemniej gwiazdy. Opuszczonym królem. Człowiekiem, którego oszczędzono w trakcie ludobójstwa.
Był sam. Na własne życzenie.

Kiedy nadszedł weekend plan wycieczki był już kompletny. Shepard wyjaśnił nam dokąd się wybieramy, a celem była Shobara. Od dotarcia tam dzieliła nas godzina drogi i wcale nie byłam rozanielona z tego powodu. Wolałam dłuższe podróże autokarem, wolałam śledzić pędzące za oknem ulice, zmieniające się migiem krajobrazy. Hałas nie był przeszkodą. Wystarczyło zatkać uszy obiema słuchaweczkami i ulec muzyce, odpłynąć w siną dal.
Na psychiczne przygotowania mieliśmy czas do środy. Obietnica dwóch nocy spędzonych w Shobarze, napędzała klasę niesamowitą radością. Naruto ulżyło, kiedy zrozumiał, że upamiętniająca napad śliwa, zdąży do tego czasu zniknąć. Poza tym był bardzo sfrustrowany naszą niezapowiedzianą wizytą. Razem z Ino, Kibą, Choujim i wymagającą nakłaniania Temari, stwierdziliśmy, że dobrze będzie upewnić się, czy z Uzumakim wszystko w porządku. Sprawa została zgłoszona na policję, ale Naruto wciąż opłakiwał stratę telefonu. Choć pan Minato ani razu nie zrugał go za tę nieuwagę, jego syn bezustannie wyciskał z siebie żale.
Sumienie rozdzierało mnie swymi krzykami. To twoja wina, Sakura. To ty zaprosiłaś go na trening o nieodpowiedniej porze. Zdjęta tym uczuciem, przeprosiłam Naruto na oczach jego matki, a pani Kushina przyłożyła synowi w głowę.
 - I co żeś zrobił? Przez twoją nieodpowiedzialność, Sakura-chan się obwinia! – krzyczała, a zaraz potem wybuchała płaczem i tuliła głowę Naruto do swojej piersi, kołysząc ich dwoje. – Tak się cieszę, że jesteś cały. Dzięki Bogu to tylko telefon…
Obeszło się bez dramatów, dzięki interwencji pana Minato – ojca Uzumakiego. Z całej rodzinki tylko on zdawał się mieć głowę na karku.
Gdy Kiba, Ino i Chouji pałaszowali upieczone przez Kushinę ciasteczka, ja wciąż sterczałam w sypialni Naruto. Temari mi towarzyszyła, wsparta ramieniem na framudze drzwi. Rozchodziło się o moje treningi, których utraty Naruto nie mógł sobie wybaczyć. Kiedy przyznałam mu się, że od napadu ani razu nie musnęłam czubkiem palców piłki, dwa uczucia rozdarły go na poły.
 - Granie na tym boisku jest teraz bardzo niebezpiecznie – warczał. – W okolicy wciąż mogą pałętać się osoby, które mają mój skarb. Sakura-chan, będziesz musiała znaleźć sobie nowe miejsce do gry. Zrobiłbym wszystko, żeby chodzić tam z tobą regularnie, ale słyszałaś moją mamę? To wydarzenie namąciło jej w głowie i teraz dużo dramatyzuje. Mógłbym się wymknąć, ale…
 - Nie! – weszłam mu w słowo, wyrażając się ostro. – Poradzę sobie sama, Naruto. Nie chcę już więcej cię narażać. Poza tym mam na liście nowego trenera.
 - Serio? – Temari ciekawsko przechyliła głowę.  
Wiedząc, że jestem w posiadaniu sekretu dokuczającego moim przyjaciołom, zaczęłam kołysać się z niewinnym uśmieszkiem i powolutku zmierzać do wbitego w sufit hamaka. Zawsze zazdrościłam Naruto tego gadżetu i stwierdziłam, że będzie mi łatwiej, bujając się na nim.
 - Kim on jest? – dociekał Uzumaki, siedząc na łóżku w pozycji kwiatu lotosu.
 - To dawny znajomy mojego ojca – skłamałam. - Jest surowy i wymagający, ale potrafi dobrze grać. Myślę, że doprowadzi mnie do zwycięstwa. 
Temari nie skąpiła mi swoich słynnych chichotów. Miały one podtekst umniejszający, były jak słowny przekaz: „Nigdy mnie nie pokonasz”. Od zawsze przewyższała mnie pod względem sportowym. Była szybsza, zwinniejsza, wytrzymalsza – to stało się faktem i choć wiele razy podważałam go na jej oczach, w skrytości wiedziałam, że wiele mi brakuje do doścignięcia przyjaciółki. Ale był to następny motywator; pokazanie Temari, że lata grania „tej gorszej”, przyczyniły się do mojego spektakularnego zwycięstwa. Leśny konkurs w Shobarze będzie początkiem tych sukcesów.
 - Powodzenia, Sakura-chan. – Uzumaki posłał mi udręczony uśmiech. Wciąż jeszcze pluł sobie w twarz za własną nieuwagę. – Wiem, że dopiero stawiasz pierwsze kroczki w tym sporcie, ale czuję, że będziesz znakomitą piłkarką.
Zacisnęłam bojowo pięść i obrzuciłam Temari wzrokiem zdeterminowanego wojownika.
 - Zrobię wszystko, żeby twoje przeczucie okazało się prawdą.
Gdy dobiegł kres wizyty u Uzumakich, drwina mojej przyjaciółki przeobraziła się w sceptycyzm. Zakładałam właśnie buty w przedsionku, widząc jak Temari z podejrzliwością pociera swój podbródek. Znałam ją na tyle dobrze , aby wiedzieć, że jej wewnętrzy radar rozpoznał jakieś nieprawidłowości. 
 - Sakura? – zaczęło się przed posiadłością Naruto. Chouji kłaniał się jeszcze przed Kushiną i chętnie częstował resztkami ciasteczek z plastikowej tacki, Kiba i Ino stali już przed okratowanym ogrodzeniem, wspierając się na nim, a Temari schwytała mnie w swoje sidła.
 - Co jest?
 - Nigdy nie opowiadałaś mi o żadnym znajomym twojego ojca. Tym bardziej o takim, który potrafi grać w nożną.
Piłeczkę odbiłam momentalnie. Nie potrzebowałam nawet namysłu.
 - Dobrze wiesz, że za życia taty nie interesowałam się nożną. Przynajmniej nie w takim stopniu, jak teraz.
 - Nieraz skarżyłaś się mi, że twój ojciec nie ma z kim pooglądać meczu, bo wszyscy jego znajomi zauroczeni są koszykówką! – odparowała, trochę wzburzona.  Zaskoczyła mnie jej reakcja - nietypowa i odbiegająca od standardów Temari. Właściwie sama jej napaść była zbyt bezpośrednia. Nawet jeżeli dopatrywała się jakiś kolizji, zwykle jej robota polegała na tym, aby dać mi do zrozumienia, że wie. Wie o moich kłamstewkach. Nie pojmowałam jej teraźniejszego wścibstwa, a już na pewno nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego zawładnęła nią taka wściekłość.  – A więc znajomy twoje ojca nie istnieje? – Przyjrzała mi się, kładąc ręce na biodrach. – Albo istnieje, ale w innej formie.
 - Dlaczego jesteś taka wściekła? – spytałam wprost.
W odpowiedzi pomachała mi przed nosem palcem wskazującym, jak sforująca dziecko matka.
 - Nie wpakuj się w żadne tarapaty, Sakura. Każdy ma prawo do tajemnic, a ja godzę się na to tak długo, póki ich ukrywanie nie zagraża twojemu życiu.
 - Nie zagraża!
 - Może nie życiu, ale bezpieczeństwu.
 - Nieprawda – upierałam się.
Temari dopiero teraz spostrzegła ciekawskie oczęta Ino, toteż nachyliła się nade mną, sycząc do ucha:
 - To Sasuke, prawda?
Wytrzeszczyłam oczy, unieruchomiona jej słowami, brzmieniem jego imienia w ustach Temari. Oziębłość z jaką mówiła, automatycznie przywiodła mi na myśl chwilę, w której z Sasuke wylazło słowo „miłość”, doprawione czystą nienawiścią.
Temari uznała moje milczenie jako szansę na dodanie swojego:
 - Nie zabraniam ci z nim rozmawiać, ale postaraj się nie zagłębiać w tę znajomość bardziej, niż pozwala ci na to wasz referat.
Oczarowana jej bystrością, spytałam:
 - Jak się domyśliłaś?
 - A bo ja wiem. Przeczucie. Albo fakt, że coraz częściej widzę cię przy nim. Może myśl podsunął mi także obraz z dzisiaj. Widziałam przecież jak się mu przyglądasz, kiedy szłam do składziku.
 - T-to… to było aż tak widocznie? – przestraszyłam się.
Temari uśmiechnęła się z wyższością.
 - Może dla innych jesteś oceanem tajemnic, lecz ja jestem syreną, która dzień w dzień pływa w tym oceanie.
 - Hę?
 - To z japońskiego – sprostowała. – Cherron dzisiaj pobłogosławiła ten fragment tekstu.  Rozumiesz mój przekaz?
Pokiwałam bezwiednie głową.
Chyba prawidłowo go odczytałam. Dla Ino, Kiby, Naruto, Choujiego, mamy i Hany jestem uwięzioną w twardej skorupie Sakurą. Temari rozłupała tę warstwę już na początku naszej znajomości, a we mnie uderzyło nieodparte przeczucie, że Sasuke niedługo zacznie podążać jej śladami, o ile już tego nie uczynił.
 - Nie rozmawiałaś z nim jeszcze, co?
 - Nie – odrzekłam. – Ale chcę to zrobić. Muszę.
 Temari zamyśliła się na chwilkę, po czym klepnęła mnie wewnętrzną stroną dłoni w plecy.
 - Cherron mówiła dzisiaj, że nie tylko miłość ma odurzające właściwości. Wiesz o co chodzi… Determinacja również może cię zaślepić. Uważaj na siebie. Mimo wszystko masz do czynienia ze specjalistą w bijatykach, który nie zawahał się przed grzmotnięciem kobiety.
 - Masz moje słowo. – Chciałam okazać swoją wdzięczność uśmiechem na trzydzieści zębów, niemniej przypomniałam sobie o zagrożeniu, które wisiało nade mną jak zawieszony w kreskówkach fortepian, grożący upadkiem. – Temari, ale… nie powiesz nic In…
 - Będę milczeć jak grób – przerwała mi. – Też masz moje słowo. 

Hana od roku szlifuje wyuczone od siostry aktorstwo, a w soboty brała udział w lekcjach dokształcających dla młodszych, które odbywały się w teatrze. W soboty moim obowiązkiem było bezpiecznie sprowadzenie Hany z powrotem do domu. Dzisiaj udało mi się zebrać wcześniej i przez ogrom czasu do południa, brukowaną ścieżkę w centrum Izumo pokonywałam żółwim tempem.
Dzień był pochmurny i deszczowy. Lawirowałam między kałużami i pilnowałam, żeby nie potrącić parasolką mijanych przechodniów. Od teatru dzieliło mnie dwadzieścia minut drogi. Musiałam minąć kino, ulubioną cukiernię, którą często nawiedzałyśmy z Ino, szkołę Hany, dawne gimnazjum i kiosk, w którym naprędce zaopatrzyłam się w paczkę gum do żucia.
Żałowałam, że uczniom nie przysługuje urlop na żądanie. Chciałam ochłonąć. Reakcja Temari sprzed wczoraj, odkrycie talentu Sasuke, piosenka, która teoretycznie miała być dla mnie wskazówką, związek Shepherda ze szkolnym opryszkiem… Te wszystkie zdarzenia tak bardzo namieszały mi w głowie, że w ogóle się nie wysypiałam.
Oprócz tego do głowy wtargnęły mi myśli, których nie gościłam od dawien dawna. Dotyczyły ojca i nie były one zwyczajnymi wspominkami. Niosły ze sobą ból, dokuczliwe skurcze żołądka… Jeżeli Sasuke mi odmówi, zostanę bez trenera, a w takim układzie nigdy nie pokonam Temari. Nie dorównam też innym dziewczynom, które będą pretendować o miejsce w drużynie. Gdyby mój ojciec żył, po porażce pokrzepiłby mnie paroma słowami, ale w głębi czułby się zawiedziony. Nie chciałam go zawodzić. Nawet pośmiertnie.
Wreszcie dotarłam na miejsce, a teatr stał otworem po drugiej stronie ulicy.
Stając na krawędzi jezdni, rozejrzałam się po obu stronach, ale samochody bez przerwy przemierzały główną ulicę Izumo. O takich porach weekendu ruch był szczególnie wzmożony i wiedziałam, że utkną tu na dłużej. Przejście dla pieszych mogłam sobie co najwyżej wyobrazić.
Wtedy ktoś potrącił mój łokieć i ledwie zdołałam utrzymać chwiejącą się parasolkę.
Nie miałam zamiaru upominać się o przeprosiny, odwróciłam się po prostu, żeby poznać tożsamość prostaka.
 - Zaczekaj, idioto! – Dobiegł mnie chrapliwy głos, a chwilę później zobaczyłam trzy osoby kroczące wzdłuż chodnika. Zasięg mojego wzroku obejmował plecy dwóch typów, zaś trzeciego, idącego na przodzie, przesłonili jego koledzy. Wyglądało na to, że ten prowadzący chłopak miał dwa, upierdliwe cienie, których nie mógł się pozbyć.
- Coś cię jednak do nas przywiodło – zadrwił następny głos.
Potem przechodnie się oddalili, a ja nie byłam w stanie wyłapywać strzępków ich kłótni. Zawiesiłam na nich wzrok dopiero wtedy, gdy przesłonięta osoba się zatrzymała. Na drodze i tak nie znalazł się żaden porządny kierowca, który mógłby pozwolić mi dobrnąć do drugiej strony ulicy, więc z nudów zaczęłam przyglądać się zbiorowisku.
Chłopak z przodu pchnął kolegę ze szkarłatną czupryną, na co ten się zezłościł i syknął coś do blondyna, którego długie włosy wypływały spod nakrycia bejsbolówki. Przeczuwałam, że skądś ich znam, ale za nic w świecie nie mogłam przywołać konkretnych obrazów. Zmrużyłam oczy, żeby polepszyć swoją widoczność i dopiero wtedy, niespodziewanie, odległość między chłopakami, którzy stali odwróceni do mnie tyłem, gwałtownie się zwiększyła.  
I poznałam twarz nękanego.
Sasuke… Sasuke! Co on tu robił, do licha?
Mieszka tu! – odkrzyknęła moja zirytowana podświadomość.
Miał roztrzepane włosy, atramentowy płaszcz, niedbale dopięty na dwa guziki i niesamowicie napiętą twarz. Wiedziona impulsem, ukryłam się pod kopułą parasolki, z obawą, że na mój widok może zwiać, rozdrażniony naprzykrzaniami o referat.
Nie. Nawet mi do głowy nie przyszło, żeby w takim momencie domagać się drążenia kwestii wypracowania. W wyobraźni zakładałam na nos szpanerskie okulary przeciwsłoneczne z ciemnymi szkiełkami. Transformacja! Dyskretnie wróciłam do roli szpiega z tygodnia i obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby dowiedzieć się jak najwięcej, nie ujawniając prawdziwego oblicza.
Parasolka była moim kamuflażem.
I kaptur karminowej kurtki, którego machinalnie narzuciłam na głowę.
Któż był na tyle odważny, by tak bezpardonowo zaczepiać Sasuke Uchihę? Faktycznie, zgiełk i środek miasta poniekąd chronił śmiałków przed atakami. Nawet największy łobuz nie chciałby się narażać w miejscu publicznym, kiedy wystarczy jeden przechodzień, który wykręci numer policji. Pomyślałam więc, że muszą być to osobiste porachunki, czyli sprawa, dzięki której pozyskam dodatkowy klucz do kłódek, blokujących dostęp do Sasuke.
Zaintrygowana, ruszyłam w ich kierunku.


Od autorki: Wreszcie! Rany, to spełnienie po skończeniu rozdziału – bezcenne. I ulga! Tak, przede wszystkim ulga. Napisałam coś, a efekty tego mnie usatysfakcjonowały.  No, Sakura zaczyna być wścibska, a Sasuke ma to wszystko w nosie – to akurat znacie z kanonu (xD). Dziękuję bardzo tym, którzy piszą na chacie. To wcale nie drażni, przeciwnie. Aaa! Odkąd rozsadza mnie ta niesamowita świadomość, że tyle osób czeka, nie musiałam nawet prosić o wenę, bo ona sama mnie ogarnęła.

Blisko osiemdziesięciu obserwatorów.
Jest fejm.

I jak szablon? No co? Musiałam znowu zmienić… tematem mi się znudził i tyle. Przez tę moją wybredność jestem zmuszona regularnie odświeżać wygląd bloga. Poza tym pisze mi się lepiej, gdy wiem, że opublikuję ten rozdział na blogu z świeżym, nowiutkim szablonem <3.
W Shobarze nie ma gigantycznego lasu, a konkurs w lesie jest moim własnym wymysłem. Nie czepiajcie się o brak podobieństwa do rzeczywistego wyglądu japońskich miast.
Dobra, idę kuć Geografię.
A was pozdrawiam.
I zachęcam do komentowania.



26 komentarzy:

  1. Yaaay *.* - moja reakcja po przeczytaniu rozdziału xD
    No cóż może od początku:
    Stepherd & Sasuke...hmm zapowiada się interesująco-tajemniczo. Ciekawi mnie jaką prawdę kryła ta pogadanka. No i wybuch Sakury. Jezu, to było świetne! I do tego ochrzania Sasuke, a nie Naruto czy Kibę. Szok xD
    Naruto łajzo, nie patrzy się w telefon kiedy idziesz ciemną uliczką, a w pobliżu kręci się szkolny chuligan i znajduje się opuszczona hurtownia. Przecież to idealne miejsce na napady, no! I jeszcze telefon ukradli..Rozumiem go, wiem jaki jest ból po stracie wypasionego telefonu. Naruto, łączmy się w bólu T^T
    Wiedziałam! Wiedziałam, że Sakura poprosi Sasuke o trening. Znaczy go jeszcze nie poprosiła, ale to zrobi. O, nie mogę doczekać się reakcji Sasuke ^^ Na pewno odpowie "Nie", przecież tego nikt by się nie domyślił.
    Jeej, Kushina u ciebie żyję ♥ I Minato. No ale Kushina *.* Sorka ale to jedna z lepszych żeńskich postaci ^^
    No i końcówka. !!!!! To jak nic Deidara i Sasori! O boże, boże, bożenko, ja ich kocham! I kocham ciebie, że umieściłaś ich w opku (no jeśli to oni, ale z tego co wywnioskowałam to muszą być oni). Rzygam tęczą *.*
    A Sakura jak zawsze musi się mieszać. No normalnie twoje opowiadanie to jedna wielka zagadka. Uchiha, Stepherd, ten napad..Kurczę, czuję się jakbym czytała bestsellerowy kryminał!
    No a teraz sprawy techniczne - szablon zacny, ale nagłówek bardziej podchodzi pod tematykę ninja niż "School Life". Tło za to jest świetne. No i muzyka! Czytam, a w tle leci taka nastrojowa muzyczka, że czuję się jakby oglądała najprawdziwszy film! I ten gif na koniec. Leżę i nie wstaję xD i komentarz "Jest fejm" o Jashinie, masz niesamowite poczucie humoru.
    Aaa przecież nowy rozdział na GAT równa się epilogu na Ai no Ibuki. O kurde, to już? ;(( Trzeba kupić sobie zapas chusteczek na tę chwilę.
    Powodzenia z geografią. Szczerze - nienawidzę tego przedmiotu. W szkole toleruję tylko lekcje języka polskiego. Reszta - nie dziękuję.
    Pozdrawiam cieplutko, bo już jesień i Yuuki tęskni za latem ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a zapomniałam zapytać! czy będziesz planować podstronę "Bohaterowie"? :)

      Usuń
    2. Ja też doskonale znam ból straty cennego telefonu - między innymi to zainspirowało mnie do zaplanowania losów Naruto xD.
      Dziękuję za cieplutkie pozdrowienia. Masz rację, takie są teraz potrzebne. Jesień nawet nie rozpoczęła się na dobre, a ja już chcę, żeby zniknęła :<

      Co do twojego pytania; mam zamiar stworzyć zakładkę Bohaterowie, ale zrobię to dopiero później, gdy wkręcę w opowiadanie większą ilość postaci. Na razie jest ich niewiele.

      To ja także ślę CIEPŁE pozdrowienia <3

      Usuń
  2. Łoooo, Sakura widzę, że wkracza do akcji :)
    Bardzo mnie ciekawi jak Sasuke zareaguje na prośbę Sakury w związku z treningami. Pewnie na początku się nie zgodzi, ale ja mam nadzieje, że później jej będzie pomagał i to będzie bardzo interesująca pomoc :P W każdym razie rozdział pochłonęłam i jak zawsze czekam szybko i z niecierpliwością na nowy rozdział :)
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. KYAAA !!!! NARESZCIE !!!! *____* Nie mogłam się doczekać tego cudeńka ! Jak zwykle się nie zawiodłam a rozdział tak szybko mi się czytało, że nie mogłam uwierzyć jak doszłam do końca. Notka była bardzo ale to bardzo energiczna. Przynajmniej ja to tak odczułam :D Oho .. Sakura zaczyna mieć kilka osobowości ... Jedna brutalna, jedna wścibska, inna zatroskana ... Zaczynam się jej bać xD Ah tak Karin ! Wredna małpa wykorzystująca pozycję ojca ! Ale dzięki niej... Sakura miała chwilę sam na sam z Sasuke *___* Oczywiście Pan doskonały całkowicie ją olał ... Choć na początku prawie zabił ją wzrokiem w tym składziku ^^" Bardzo podobał mi się początek :D Sfrustrowana i wściekła Sakura szukająca Naruto, ostatecznie znajduje Sasuke i to na nim wylewa swoje złości i niezadowolenia, pod pretekstem referatu ściągniętego z WIkipedii. Cóż, też bym się wkurzyła na taki numer. Wszystko psuje Kiba, który wpada między nimi. Uwielbiam profesorka. Jest taki .. barwny. Ciekawe tylko co go łączy z Sasuke. Hmm.. Przez chwilę myślałam, że to Madara w przebraniu xD Może ma coś wspólnego z rodziną Saska. Hmm... Temari jest jak bóstwo ! Zawsze rozgryzie Sakurę. Żadne kłamstwo nie ujdzie jej uwadze. TO też robi się trochę przerażające xD Dobrze, że można jej zaufać :) Jest prawdziwą przyjaciółką :) Moment w schowku i przed domem Naruto był super :D Temari tak szybko wszystko odgadła. Aż byłam w szoku. Szkoda, że Sasuke olał Sakurę i nie poczekał na nią po lekcjach. O matko .. Coś zaczyna się dziać między nimi, choć Sasuke jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawę, zaś Sakura wciska się tam gdzie wg Uchihy nie powinna. No cóż... Kobiety z natury są ciekawe :P Hmm.. Zastanawiam się o co chodzi z tymi typkami. Z opisu wnioskuje, że oprócz Sasuke był tam też Deidara i ... ( zapomniałam jak ma na imię ten drugi ^^" ) Aha ! Sasori ! Właśnie. Hmm... Oczywiście Sakura postanowiła zabawić się w detektywa i szpiega w jednym. Nie wróżę z tego nic dobrego... No ale co będzie dalej to już zostawiam Tobie. Jak to mówi Natsu z Fairy Tail " napaliłam się na c.d" :P :P Wiernie czekam na kolejny rozdzialik :D Padam do stóp i życzę dużo,dużo i jeszcze więcej weny :D :D Teraz cierpliwie oczekuje na epilog na Ibuki:D :D Pozdrawiam i ściskam. Buziaki :*** Twoja Mysia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiadomo, kochana! Karin w znacząco przeważających ilościach fanfików SS jest podłą jędzą, a ja nie oszczędzę jej tej roli tutaj, w GAT. To nie tak, że jej nie lubię, bo lubię - na swój sposób. Gdy ma swoje fazy i trzyma się z dala od Sasuke xD.

      Dziękuję ci bardzo za komentarz i cieszę się, że (o dziwo) rozdział czytało ci się szybko i uznałaś go za energiczny. Zazwyczaj, gdy sprawdzam błędy, czytanie notki strasznie mi się dłuży.

      A ja już zacieram rączki do Epilogu na Ai no Ibuki.
      Także ściskam i pozdrawiam <33

      Usuń
  4. PS. Zapomniałam pochwalić śliczny i nowiutki wygląd bloga *___* Też bym chciała jakiś ładny *___* xD No to buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem szczęśliwa z powodu nowego rozdziału który jest świetny:) trochę sakurka się zrobiła ciekawska :D wiedziałam że ten nauczyciel jest podejrzany :) och jak ja czekam na tę wycieczkę i co się na niej fajnego potoczy bo pewnie masz jakąś ciekawą koncepcję na nią :D pozdrawiam Lilka901 :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem szczęśliwa z powodu nowego rozdziału który jest świetny:) trochę sakurka się zrobiła ciekawska :D wiedziałam że ten nauczyciel jest podejrzany :) och jak ja czekam na tę wycieczkę i co się na niej fajnego potoczy bo pewnie masz jakąś ciekawą koncepcję na nią :D pozdrawiam Lilka901 :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie osobiście nie musisz zachęcać, wiedz to. A szablon bloga przeboski! *,* Tylko Sasek taki za uśmiechnięty, a Haruno wygląda jak mała dziewczynka xD Ale mimo wszystko - jest słodki i piękny *,*
    A teraz przejdźmy do czytania:
    ,,Jestem dziwna osobą…" - dziwną; zjadłaś ogonek xD

    Ajajajaj! Sasuke piłkarz! Teraz jest jeszcze bardziej idealny, niż wcześniej, o ile to możliwe :3 i to, jak nasza parka na siebie wpada! Cud, miód, malina <3 No bo każdy wie, jak kończy się później takie "przypadkowe" wpadanie na siebie, prawda? A przynajmniej kończy się tak w romansach...
    I jestem ciekawa, czy Uchiha zgodzi się na ten trening... Do cholery xDDDDD Zapewne od razu nie, ale... Ale Haruno się tak łatwo nie poddaje, więc? Może przez jej ciągłe błagania się zgodzi? Ot tak, dla świętego spokoju? :p
    I Temari! No taka przyjaciółka to skarb, naprawdę <3
    Pozdrawiam, całusy ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, Sasek może i uśmiechnięty, co do niego niepodobne, ale nie mogłam się powstrzymać, bo to zdjęcie... po prostu... No kocham je i basta xD.

      Cholera! A jednak znaleziono błąd :< I to taki karygodny i widoczny. Dziękuję ci, Rino, za odnalezienie go xD Postaram się na przyszłość nie zjadać tych ogonków (ale one są taaakie dobre...).
      Również pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. Wiem, że są dobre, bo nieraz sama je kosztuję <3
      Nie popadajmy w paranoję, błąd wcale nie karygodny, a często napotykany (chyba nie tylko my lubujemy się w ich kosztowaniu :3)

      A co do obrazka - faktycznie jest śliczny <3 Przynajmniej tutaj się nie zastanawiam, czy w Twoim opowiadaniu Sasuke maluje paznokcie xD (Na poprzednim szablonie widniał Uchiha z czarnymi pazurkami xD)

      I ponownie pozdrawiam :D

      Usuń
  8. Wiedziałam. No kurwa wiedziałam, że tak będzie! >.< Napisałam piękny, długi (a wiesz, jakie ja długie te komentarze potrafię pisać) komentarz i co? Cholerstwo się nie opublikowało! A jak już wcisnęłam przycisk "opublikuj" to coś mnie tknęło, że trzeba było skopiować go wcześniej, ale było już za późno. I to samo było na ANI! Ja tu wylewam swoje najskrytsze uczucia, a blogspot ma mnie w dupie... bezuczuciowe gówno! Ugh, jak znajdę jutro odrobinę cierpliwości, to powtórzę próbę i napisze coś konstruktywnego, a tymczasem wiedz, że Cię po prostu kocham, za to jak piszesz i za to opowiadanie, które zaczynam uwielbiać niemal tak bardzo, jak ANI.

    Buziaki, niech fejm będzie wiecznie z Tobą! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, kochana. Oj wiem. I teraz jest mi tak strasznie, strasznie smutno. Ano już wczoraj mogłam czytać twój piękny komentarz, a tu co? Głupi Blogger >.<

      Chaaaa! Trafiłam w gust Chusteczki. *duma, duma, duma*
      No to czekam na komentarz!
      Znajdź tę cierpliwość! xD

      Usuń
    2. No, skoro czekasz, to już napiszę ten komentarz xd W sumie to miałam słaby dzień, sprawy ze studiami mnie wkurzyły i zamierzałam mieć w dupie napisanie swojej opinii, bo dodatkowe złoszczenie się na Blogspota mi się nie uśmiechało. Na szczęście koleżanka poprawiła mi humor głupimi obrazkami, ośmieszającymi Sasuke (przykład: http://nyanyan.it//obrazek.php?175528), więc znalazłam nieco cierpliwości i chęci :) No, to próba nr.2! (i oby 3 nie było!)

      Sasuke+Cal=ten-koleś-od-początku-mi-śmierdział. Serio, już jak tylko zaczął coś tam do Sakury świrować, to taka czerwona lampeczka mi się zapaliła i już go nie lubiłam. A tak właściwie, jakby spojrzeć na to logicznie i połączyć początek z końcem, to wysuwa mi się takie podejrzenie, że Sheapard (czy jak mu tam) zna/znał/trzymał się z/miał zatarg z (niepotrzebne skreślić) Itachim i jego koleżkami. No, a teraz i Sasek ma coś z nimi do czynienia, bo nie ma wątpliwości, że to Sasori i Dei go zaczepili na ulicy. Ale co to! "Zaczekaj, idioto!" do Sasuke? IDIOTO?! Mój ulubiony fragment rozdziału <3

      Scena w składziku była obłędna! (Swoją drogą, nigdy nie pomyślałabym, że kiedykolwiek użyję słów "składzik" i "obłędny" w jednym zdaniu, lol) A ja chyba nigdy wcześniej nie utożsamiałam się z Temari tak dobrze - ta miłość do sportu, zdystansowana troska o przyjaciół i ten jej charakter mrrrrrrrr... A właśnie! Ja nadal wiernie upominam się o mojego Shikamaru. Zwykłe wspomnienie o nim już mi nie wystarcza, daj mi jakąś scenkę ShikaTema, chociaż najmniejszą... uciesz moje załamane (przez to co wyprawia Kishimoto) serce!
      Dobra, bo odbiegam od tematu xd
      Piosenka! Nie wierzę, że ona nie odzwierciedla duszy i historii Sasuke. Nie ma bata, żeby Ty albo Uchiha mi to wmówił! No chociażby te słowa, które wyznaczyłaś w rozdziale - wypisz wymaluj historia Sasuke! Już ja swoje wiem i wiernie się tej wersji będę trzymać! I mam nadzieję, że Sakura też nie da się tak łatwo spławić, bo inaczej ją wyśmieję xd Serio.

      I wiesz co? Cholera, nie wiem jak tego dokonałaś, ale LUBIĘ Sasuke z tego opowiadania. No naprawdę, ta jego chłodna postawa, wyautowanie ze społeczeństwa, ten gest spluwy z palców i ten ubogi słownik XD No jest taki... fajny xd Boże, nie wierzę, że to przyznałam, ha xd
      No i druga niesamowita rzecz - jego słowa mnie niesamowicie poruszyły. W poprzednim rozdziale, gdy Sakura spytała go, dlaczego się nie uśmiecha, odpowiedział, że do uśmiechu trzeba mieć powód, a on go nie ma. Te słowa podbiły moje serce i myślałam, że już bardziej nie może mi się ten gnojek podlizać. A jednak! "Wtedy musiałbym krzyczeć" przebiło stawkę! Trzy słowa, a jak potrafią człowieka poruszyć... gnojek =.='

      A skoro już o słowniku napomknęłam, to bardzo podobają mi się te humorystyczne komentarze Sakury w myślach xd Dziewczyno, naprawdę masz niesamowite poczucie humoru, bo w tym rozdziale naprawdę wiele razy się śmiałam i to nawet ze zwykłych pierdół. A, no i Naruto! Ten to ma przechlapane. Telefon mu zabrali, oko podbili, a matka zakazała mu treningów, które były jedyną szansą na jakikolwiek podryw Sakury - biedak. Swoją drogą, cieszę się, że państwo Uzumaki u Ciebie żyją ^^ Kushina jest taka cudowna, że żałuję, że u siebie nie oszczędziłam ich. Ech, taką mamuśkę mieć!

      No dobra, chyba napisałam wszystko co chciałam. Ufff... oby tym razem się opublikowało! Już zapobiegawczo skopiowane, ale zawsze... ta niepewność teraz będzie mnie dręczyć przy każdym publikowaniu komentarza xd

      Bywaj! <3

      Usuń
  9. Pierwsza rzecz jaką zrobię,to pochwalę za szablon.Naprawdę jest fajny ^^.Sasuke wyszedł na nim uroczo ^^.
    Druga sprawa,mianowicie nowy chapter. Początek bez ciekawych,momentów,jednakże dalsza częśc była intrygująca,Sasuke prowadził poważną rozmowę z profesorkiem,wydaje mi się czy w przeszłości mieli nie rozwiązane sprawy?.No i lekcja w-f.Sasuke jako piłkarz ^^.Z łatwością wyobrażam sobie Sasuke według opisu Sakury :D.Wychodzi na to,że Sasuke ma za sobą smutną przeszłość,tekst piosenki i to co powiedziała Temari mówi sam za siebie.Poza tym nie wierzę,aby Sasuke nie zachowywałby się tak bez powodu.Końcówka,szkolny łobuz wpada w tarapaty,Sakura w roli detektywa :D.Czekam na kolejny chapter :D.
    Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajny rozdział :) Czytam na bieżąco wszystkie Twoje blogi i powiem Ci że jesteś moją ulubioną blogerką. Uwielbiam Twoje opowiadania, masz wyjątkową wyobraźnię - to dar! Prawdziwy talent! Bardzo podoba mi sie akcja. Sasuke bez serca i wścibska Sakura. Ciekawi mnie co będzie dalej i kiedy Sasuke ulegnie urokowi Haruno. Czekam na ciąg dalszy! <3
    Pozdroski!
    Marysia :)

    OdpowiedzUsuń
  11. No i pierwszy raz, z wielką dumą przybywam w porę na rozdział :D
    Zacznę od szablonu - jeśli tak dobrze ci się pisze z myślą o opublikowaniu rozdziału w nowej szacie graficznej, jak dla mnie zmieniaj ją codziennie! Ten dzisiejszy jest cudny, magiczny i delikatny, chociaż ciągle mam słabość do nagłówka z poprzedniego.
    Kurde świetne zakończenie poniedziałku, takie zagłębienie się w długi, interesujący rozdział.
    Jak czytam konfrontacje Sakury z Sasuke, to matko! Całą siłą woli staram się nie zerkać w dół.. ale ciekawość zwykle zwycięża ;__: psuje sobie niespodzianki.
    Kurde Sasuke może i jest chłodny, bezduszny itd, itp ale wydaje mi się w tym taki swobodny.. bez problemu mogłam go sobie wyobrazić mierzącego z tego udawanego rewolweru i była to genialna wizja :D
    Poza tym jego związek z Sheperdem? Hmm
    Wgl po tym rozdziale mam tyle różnych (w większości głupich) domysłów, że aż głowa boli. Od Sasuke wampira począwszy, na Calvinie jako Itachim skończywszy xD Ale w sumie te jego kontakty z Sasuke są dziwne. No i w sumie Sasuke dziwnie zachowuje się w stosunku do Sakury. Chyba za dużo 'Zmierzchu' co nie? Chociaż nie miałabym nic przeciwko, gdyby moje domysły okazały się prawdziwe xd ale dobra
    Kolejna ważna i intrygująca rzecz - ksywka, którą 'Cal' nadał Sakurze. Heroine? (kurde kolejne skojarzenie ze Zmierzchem, stupid brain!) nie no, nauczyciel nazywający mnie narkotykiem? Czemu nie.
    Ale najgenialniejszy pomysł to chyba wycieczka. Matko jak tylko to przeczytałam.. no świetne! Już nie mogę doczekać się jej przebiegu, a i sama mega chętnie bym się na taką wybrała.. chyba podrzucę pomysł w klasie xD
    Sakura pokazuje pazurki, jak naskoczyła na profesorka.. uśmiałam się przy tej konfrontacji Sakura-Sasuke-Calvin. W ogóle bardzo podoba mi się ten humor wpleciony w przemyślenia Sakury.
    A no i tajemnicza końcówka. Sasori i Deidara?

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekamy na następną. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jakbym mogła prosić o powiadomienie na GG -7821113

      Usuń
  13. jeej, twoje opowiadania są the best! *.*
    nie mogę się od nich oderwać :)
    zazdroszczę Ci tego wspaniałego talentu :3
    rozdział bardzo mi się podobał (jak wszystkie ;p), te wszystkie wątki, które wplatasz w to opowiadanie czynią je wyjątkowym, tajemniczym, nieprzewidywalnym ... mogłabym wymieniać w nieskończoność :)
    z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D
    życzę weny i pozdrawiam cieplutko :> :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetne... i na ty mógłby się skończyć cały komentarz:)
    Twoja kreacja Sakury jest świetna i w ogóle wszystkie postacie sprawiają wrażenie... naturalnych (?) nie wiem jak to nazwać, chodzi mi o to, że przypominają swoim zachowaniem prawdziwe osoby, nie są "przesadzone", brak ideałów i totalnych beztalęć(nie jestem pewna czy istnieje takie słowo, ale co tam). Wiesz o co chodzi.
    Jeśli chodzi o szablon - bardzo dobrze, że go zmieniasz, bo mnie pierwszy rozdział nie porwał, zamknęłam kartę i zapomniałam, znowu tu trafiłam, szablon i rozdział były już inne, a że jestem typowym wzrokowcem nie skojarzyłam bloga, i... spodobały mi się :D (bo to takie normalne, że czytam od drugiego rozdziału)
    teraz z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;>

    OdpowiedzUsuń
  15. Jesteś niesamowita tak samo jak ten blog. Cieszy mnie że piszesz długie rozdziały, a one za każdym razem coraz bardziej wciągają. Swoją drogą, jak mogłaś skończyć tą notkę w takim momencie?? No po prostu foch, nie no taki żarcik.Mam nadzieję że szybko zaczniesz pisać nexta i już nie długo się pojawi, bo na takiej depresji związanej z końcem tego posta to długo nie pociągnę. Pozdrawiam i życzę weny
    Yuki-chan

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział przeczytałam ostatnio, ale jakoś nie miałam czasu by skomentować.
    W sumie zbytnio nie wiem co napisać, przelałam swoją całą wenę na komentarze na ANI, więc póki co będzie naprawdę króciutko, ale mam nadzieję, że za niedługo się rozkręcę tak jak na moim kochanym ANI, którego strasznie mi brakuje ;<
    Wygląd bloga jest prześliczny *w*
    Szczerze można było tego spodziewać się po Sasku, że przepisze to z internetu xD
    Hm... piosenka idealnie pasuje do Sasuke, pewnie to pomoże jakoś Sakurze do niego dotrzeć.
    No i co to za typki... Ciekawi mnie to..
    Cóż, cóż... Dzisiaj króciutko ;<
    Pozdrawiam i weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej ekscytująco, tajemniczo, a umysł chce więcej, więcej, więcej! Naprawdę wkręcam się w to opowiadanie coraz bardziej. Ma coś w sobie takiego ... magicznego, no nie wiem jak to opisać, że do siebie kusi i wabi( dziwnie zabrzmiało ._.) Akcja na korytarzu, składziki i ta końcowa na ulicy- wszystko dosłownie cud, malina! :D
    Sasuke powoli się otwiera na dziewczynę, chociaż w małym stopniu. Teraz przynajmniej ich rozmowę można nazwać dialogiem! :))) Zaciekawił mnie tekst piosenki. Wątpię, żebyś przypadkowo go dobrała.
    Więc jaki naprawdę jest chłopak? - To pytanie teraz nie będzie mi dawało spokoju.
    Korci mnie coraz bardziej do dalszej fabuły. Ach, to jest świetne. Wielkie pokłony w Twoją stronę za Twój talent!
    Życzę mnóstwo weny i ogólnie wolnego czasu dla siebie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Kończyć w takim momencie!? :D (jak ja się cieszę, że następny rozdział mam na wyciągnięcie ręki :D a właśnie, zapomniałam dodać w komentarzu pod poprzednim, albo jeszcze wcześniejszym rozdziałem, mianowicie, dziwię się, że Temari tak spokojnie przyjęła fakt, że Sakura była podduszona przez Sasuke :D ja to normalnie na jej miejscu poruszyłabym niebo i ziemię :D zaraz bym zgłosiła jej mamie albo szkole :D rozdział świetny, robi się coraz ciekawiej :D a ja mykam spać, jutro doczytam resztę :D

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń