8/03/2013

3# Niekończące się oblicza


Nie tak prędko, perełko! A śniadanie? – Mama dopadła mnie w sieni, gdy połową ciała przestąpiłam już progi domu. Nie mogłam stłumić westchnięcia na widok tęczowego pudełeczka, w którym tkwił ekwipunek przetrwania na sześć szkolnych godzin.
 - Mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywała. Mam już osie…
 - Odwróć się – pomruknęła, żywo przy tym gestykulując. Z entym tego dnia westchnięciem wykonałam polecenie, czując nieprzyjemny ciężar, który wdzierał się do mojego plecaczka. – I już! – Mama otaksowała mnie z uśmiechem. – Posiłek to najważniejsza część dnia, nie zapominaj o tym, pereł…
 - Nie! – Wzniosłam ostrzegawczo palec wskazujący. – Nie nazywaj mnie tak.
Mama zamilkła. Wokół niej roztaczała się przedziwna, unikatowa aura. Zwykle ponura i markotna kobieta prezentowała się dzisiaj doskonale. Odziana w swój roboczy garnitur założyła szpilki, w związku z czym nie mogłam wyjść w podziwu. Ponadto miała jedwabiste i połyskujące włosy. Zbyt idealne uformowane fale podszepnęły mi, że rano improwizowała szczotka i cytrynowy szampon do włosów.
 - Czemu zawdzięczam twój dobry humor? – spytałam zaintrygowana.
 - Podwyżce – odrzekła bez namysłu. – Gdybyś nie włóczyła się ciągle z dala od domu, wiedziałabyś o tym już w piątkowy wieczór. Och, Sakura… Rozumiem, że dorastasz, co prawda buntowniczy okres pomalutku się kończy, lecz wciąż jego namiastki przedzierają się przez twoje zachowanie. Panna Cherron telefonowała do mnie i powiedziała o referacie. To kolejny powód, dla którego powinnaś wstrzymać swoje wyjścia i zabrać się za naukę… i rodzinę. Hana dzień w dzień uskarża się na nudę.
Pewnie, Hana była taką siostrzyczką, która wzdychała z utęsknieniem przy każdej mojej ewakuacji.
 - Czy panna Cherron wspomniała ci może z kim jestem zmuszona współpracować?
 - Z jakimś kolegą z klasy.
 - Bingo! – pstryknęłam palcami przed jej nosem. Mama zrobiła minę, która poddawała zwątpieniu nasze pokrewieństwo.
Niech ją piekło pochłonie! Pogoda była zbyt nieznośna, mundurek ciasnawy, a siostrzyczka musiała chybcikiem wsypać jakieś proszki do porannej kawy naszej rodzicielki.
Drogę do szkoły pokonałam biegiem. Od minionej konfrontacji z Sasuke Uchihą moje wystarczająco szarawe życie utraciło ostatnie przebłyski kolorów. Nie, nie uznawałam tego za strach. Po prostu jego zachowanie lekko zakręciło mi w głowie, a ta usterka odbiła się na przyjaciółkach, rodzinie, szkole i skupieniu, które było teraz najbardziej pożądaną cechą. Jak ja wyjaśnię Ino nagłe przekonanie do szali i bandanek? Ach, co tam Ino, to zatarg z Temari przerażał mnie do szpiku kości.
Kiedy wstąpiłam na brukowaną uliczkę wzdłuż której biegły żelazne bramy szkoły i… moje feralne wspomnienia, poczułam się głupio. Od zawsze krytycznie spoglądałam na bohaterki a’la nastolatkowych filmów, albo chociażby mang, które po brzegi przepełniają pokój mojej siostry. One zawsze trwonią czas na przejmowanie się błahostkami. Nie mogłam iść ich śladami i rujnować sobie procesów myślowych jakimś łobuzem. W tej sytuacji należało zobojętnieć na kwestie dotyczące Sasuke Uchihy, bo głowę dałabym sobie uciąć, że moje nazwisko (jeżeli w ogóle je zna) nawet nie przemknęło przez jego myśli w przeciągu weekendu.  Poprzysięgłam to sobie już wcześniej; nie będę okazywać strachu. Skoro potrafię późnym wieczorem pokonać upiorny park za kilkugodzinny mecz ze ścianą hurtowni, nie straszny mi żaden wszczynający bójki bęcwał.
Zresztą od pozostałych wyrytych w umyśle obelg odwiodła mnie Ino. Tradycyjnie oczekiwała mnie przy bramie z doskonałą aparycją i… jedną nowością, odbiegającą od przyzwyczajeń.
 - Co jest? – rzuciłam na dzień dobry. Jej wielkie, szafirowe oczy zmusiły mnie do stłumienia kulturalnych powitań. Ino pośpiesznie pociągnęła za kawałek czarnej bandanki, którą obwiązałam szyję. W powietrzu rozbrzmiał zduszony jęk zdziwienia.
 - Święto? A może to oczy robią mi psikusa? Sakura Haruno właśnie narzuciła na siebie coś więcej, oprócz szkolnego mundurka.
Wściekle odtrąciłam jej dłoń.
 - Cha, cha… bardzo śmieszne.
 - Jestem poważna, Sakura. Co się stało? – spojrzała na mnie z dezorientacją. – To jakiś pamiątkowy prezent od dziadków, że aż wstyd go ze sobą nie nosić?
Hej… to dobrze zapowiadające się kłamstewko.
Natychmiast przyoblekłam minę cierpiętnika i ponuro się roześmiałam.
 - Trafiłaś w sedno. Mniej więcej. Pamiętasz ciotkę z Matsue?
 - Tą nieszczęśliwą gadułę? – Ino skrzywiła się z odrazą. – To ona dała ci taki mało gustowny dodatek? Rany, bandanki wyszły z mody wieki temu. Skąd, do licha, wziął się u niej pomysł na kupno tego badziewia? Bez urazy, jeśli ci się podoba – zakończyła z obronnym gestem.
 - Nie podoba mi się – odparłam zgodnie z prawdą. – Ale mama kazała mi ją nosić, żeby nie zrobić cioci przykrości. Obiecałam jej, że wezmę ją w poniedziałek do szkoły.
 - Nie potrafisz kombinować? Obiecałaś, że ją weźmiesz, tak?
Potaknąłem.
I wtedy wszystkie moje zmysły spotęgowały swoją żywotność, ponieważ dłonie Yamanaki przedarły się do supła na karku. Przez nagłość tych wydarzeń zbyt gwałtownie od niej odskoczyłam. Skołowana mina przyjaciółki tylko dowiodła podejrzeniom – jestem szalona.
 - Hej, uspokój się skarbie… - powiedziała zbita z pantałyku. – Chciałam tylko, żebyś włożyła ją do plecaka. Miałabyś ją przy sobie i nie złamałabyś przysięgi.
Ale odkryłabym te cholerne szramy i zaczerwienione fragmenty skóry. Wolałam odgryźć sobie język niż ujawnić prawdę. Kłamałam notorycznie, jednak wobec przyjaciół chciałam być szczera. Czułam się paskudnie za każdym razem, gdy dla mojego dobra należało otoczyć coś tajemnicą.
 - Nie przeszkadza mi aż tak bardzo – Ze słuszną miną udoskonaliłam jej położenie. – Chodźmy lepiej na lekcję.
 - Nie odezwałaś się do mnie przez dwa dni – zaczęła ni z tego ni z owego.
Obie zaczęłyśmy zmierzać na szkolny dziedziniec. Wymuszałam na sobie obojętność, a jednak machinalnie mój wzrok błąkał się po twarzach uczniów w poszukiwaniu tej jedynej.
Dopiero potem dotarło do mnie, że należałoby odpowiedzieć Ino.
 - Byłam zajęta. Przecież ciotka przyjechała.
 - Wieczorami pałętałaś się w pobliżu hurtowni.
O rany. To zniosło grunt spod moich stóp. Przystanęłam w półkroku, gapiąc się na przyjaciółkę.
 - Skąd wiesz? Szpiegujesz mnie? – Zabrzmiało to oskarżycielsko.
 - Na początku nawet nie przyszło mi to do głowy, ale kiedy drugi raz zobaczyłam jak mijasz mój dom w nocy, musiałam się przekonać do czego cię ciągnie.
Jasny gwint! Przecież trzykrotnie mój wybór padł na okrężną trasę, nie tylko ze względu na ten nieszczęsny park, ale też godziny, w których to Sasuke Uchiha przechadzał się ze swoim wilczurem żwirowymi ścieżkami. Przez zaprogramowaną komendę: „Unikaj go!”, zupełnie zapomniałam, że po prawej stronie drogi piętrzył się dom Yamanaki.
I znów czas improwizować.
 - I co odkryłaś, Ino?
 - Że bardzo zaprzyjaźniłaś się z tamtejszą ścianą – rzekła na wpół rozbawiona, na wpół poważna.
 - Owszem, zdobyłam jej przychylność. W podzięce odkopuje mi piłkę.
 - Czy to ma oznaczać, że porzuciłaś przyjaźń ze mną na rzecz jakiś zdezolowanej ściany hurtowni, która swoją drogą ledwo utrzymuje się na nogach…? Albo cegłach? Ech, wszystko jedno!
 - Oczywiście, że nie – posłałam jej uśmiech z kolekcji tych najserdeczniejszych. – Przecież wiesz, że chodzę wieczorami grać. Muszę ćwiczyć do zbliżającej się rekrutacji.
 - Wynajmij sobie trenera, wtedy wszystko będzie prostsze. Nie będziesz musiała martwić się, że w drodze na boisko dopadnie cię jakiś niewyżyty gwałciciel – Chwyciła mnie za rękaw i zaczęła wlec w stronę wejścia. Na króciusieńką chwilę zapomniałam kto to jest Sasuke Uchiha.
 - Hana twierdzi, że nie muszę się tego obawiać – roześmiałam się.
 - Hana wymienia siostrzane złośliwości. Gdybyś przestała chodzić w znoszonych bluzach i ubrałabyś jakieś porządne buty… - Tu urwała, żeby z powątpieniem zerknąć na moje tenisówki. Lewy but był na tyle wysłużony, że głośno komunikował o nieuniknionej dziurze. – W każdym razie z kobiecym wyglądem byłabyś potencjalnym celem dla niewyżytych gwałcicieli.
 - Dlatego wolę bluzy… - mruknęłam.  

Temari połknęła haczyk, choć do maleńkiej, bezmózgiej ryby wiele jej brakowało. Ino zdążyła wypaplać jej zmyśloną na poczekaniu opowiastkę, zanim ta w ogóle wykazała zainteresowanie niecodziennym dodatkiem. Naruto obsaczył nas na moment, bo obejście łukiem tak drastycznej zmiany w moim wizerunku nie leżało w jego naturze. Cierpliwie wysłuchiwałam „krytyka”, który raz po raz zanosił się śmiechem, a towarzyszący mu Chouji zapragnął poczęstować mnie paczką orzeszków, ale w ogóle nie miałam na nie ochoty.
Dzwonek wytyczający kres sielankom właśnie zawył, a ława przede mną była pusta i nieskażona.
Nie zjawi się? Czyżby jego mózg także zaprogramował sobie konieczność unikania styków z Sakurą Jakąś-tam? Ech, z wielu powodów nie pokładałam wiary w to, że szkolny łobuz zaznajomił się z moim nazwiskiem. Nie pokładam też wiary w moją fachową reakcję na jego przybycie. Wciąż nie wykombinowałam nic konkretnego, a przecież należało odpowiednio zademonstrować mu nowo odkrytą pasywność.
 - Jak referat? – zagadnęła mnie Ino. Byłam na tyle nieobecna, że nawet nie wystawiłam na ryzyko własnego kręgosłupa, tylko z uporem gapiłam się w siedzisko przede mną. – Mam to zinterpretować jako „kiepsko”, czy „nie chcę o tym rozmawiać”?
 - To i to – ziewnęłam.
Ciekawe czy dożyję do środy?
Być może Sasuke Uchiha stwierdzi, że moja bandanka jest wręcz doskonałym powodem do wszczęcia bójki. Ponoć przyłożył kiedyś Ino, klasowemu uosobieniu szyku i kobiecości, więc moja pseudo-kobiecość nie będzie dla niego przeszkodą.
Wiedziałam, że planując to, wstąpię na warstwę cieniusieńkiego lodu, ale dla pewności przemagluję Yamanakę w sprawie tego bęcwała… Kiedyś tam, gdy nadarzy się okazja.
Drzwi rozsunęły się, a w klasie zawitał nauczyciel angielskiego – Calvin Shepherd, towar sprowadzony gdzieś z rejonów Phoenix po rocznej przerwie, Amerykanin, który w odróżnieniu od pani Cherron, miał cudaczną skłonność do kaleczenia japońskiego. Był młody, przystojny, i co za tym szło, cieszył się poważaniem wśród pierwszoroczniaków. Ale nie tylko. Ino w skrytości podkochiwała się w nim rok temu, a Temari niegdyś zarumieniła się, gdy poprosił ją o dostarczenie klasowego dziennika do dyrektorki. 
 - Open the window, please – Z niepocieszeniem trzeba było przyznać, że jego akcent był nieziemski. Chyba nikogo mowa nie zachwycała bardziej od ciała, a ja byłam skrytym wyjątkiem.
Jeden z uczniów wstał na prośbę profesora Shepherda.
Na tym zakończył się mój pasjonujący pobyt w placówce.
Sasuke Uchiha opuścił lekcje do cna. Ze złudną nadzieją wypatrywałam go w trakcie przerw, ale bez rezultatów. Nie wiedziałam jak powinnam się czuć. Bynajmniej nie odetchnęłam z ulgą, bo konfrontacja wciąż była w fazie oczekiwania – myślałam, że dzisiaj odhaczę ten punkcik z listy.
 - Ustaliłaś z nim termin spotkania? – zapytała Temari, błyszcząc tą niesamowitą zdolnością do odgadywania moich myśli.
 - Tak.
Dzięki Bogu nie zrobiła tego przy obecności Ino. Yamanaka już dawno pomknęła do domu. Ponoć czekała ją konferencja ze znajomymi, których poznała podczas ubiegłego koncertu.
 - Kiedy?
 - Wtorek – oznajmiłam z prostotą.
 - Idziesz? – Przyjrzała mi się bacznie.
A ja zaczęłam wiercić czubkiem buta we wnęce między dwoma chodnikowymi kaflami. Gdybym zrezygnowała, nie okazałabym szacunku wcześniejszym zaprzysiężeniom. Poza tym biorąc pod uwagę obecną sytuację, mogłam żywić nadzieje, że to Sasuke Uchiha opuści nasze spotkanie.
Jak to było? Wtorek po lekcjach.
Jeśli przełamała go grypa, angina, zapalenie płuc… cokolwiek… Wtedy istnieje małe prawdopodobieństwo, że jutro wcale nie zsynchronizujemy naszych umysłów… Ani pięści.
 - Boisz się, co? – Temari opacznie zrozumiała moje milczenie i z filozoficznym nastawieniem spojrzała na nieboskłon. – To zrozumiałe. Ten typ cudem nie wyleciał ze szkoły. Brał udział we wszystkich bójkach, jakie odbyły się na terenach liceum od czasu jego przybycia.
 - Skąd wiesz? – Gapiłam się na nią z rozdziawioną buzią.
 - Sprawdziłam – puściła mi perskie oko. – Muszę wiedzieć z kim się zadajesz. Jesteś strasznie nieostrożna, Sakura. Wszystko przez twoją dumę. Niech zgadnę. Chcesz tam iść, żeby udowodnić mu, że się go nie boisz, chociaż głęboko w środku nie wiesz co może cię czekać?
 - To nie tak…
 - A jak?
Westchnąwszy, spuściłam głowę.
 - Właśnie tak.
 - A widzisz. Po prostu bądź ostrożna, zgoda? – Znów wywiercała mi dziurę w twarzy, dlatego natychmiast uciekłam wzrokiem gdzieś w bok. Temari miała smykałkę do przewidywania moich działań, nim te w ogóle zdążą u mnie zaświtać.
 - Zgoda. 

Wtorek okazał się wykapaną monotonią dnia wczorajszego. Sasuke Uchiha nie pojawił się w szkole, a ja, zamiast przyjmować z ulgą nieunikniony scenariusz zaplanowanego spotkania, poczułam się znienacka bardzo przybita. Ino puściła parę z ust, co oznaczało mniej więcej tyle, że Naruto i jego brygada dowiedzieli się o moich sportowych zapędach. Od rana klasowe trio – Uzumaki, Chouji i Kiba – siedziało mi na głowie, zagajając swoimi nędznymi żarcikami.
 - To co, Sakurcia? – Inuzuka potrącił mnie łokciem w trakcie lekcji japońskiego. – Do którego klubu piłkarskiego wstępujesz? Kashiwa Reysol, Tokyo Verdy, a może mój ulubiony? Co powiesz na Kashima Antlers? Trzy razy z rzędu zdobyli superpuchar Japonii! Wierzysz w to? – wykrzyknął z ikrą, a później jego twarz zjawiła się tuż przed moją. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie chłopak przycupnął naprzeciw ławki.
 - Wierzę w to, że żadna z tych nazw nic mi nie mówi – odparłam rzeczowo.
Kiba rozdziawił buzię i zaczął zerkać za siebie.
 - Oi, Ino!
Moja przyjaciółka kluczyła pod tablicą, tworząc z innymi uczniakami nowe arcydzieła. Aktualnie mieliśmy chwileczkę wolności – panna Cherron została pilnie wezwana do biblioteki, co powtarzało się notorycznie od początku jej kariery w naszym liceum.
Kiba odchrząknął i wlepił we mnie parę bursztynowych tęczówek.
 - Jak możesz grać w piłkę nożną, nie znając tych klubów?
 - Zwyczajnie – Wzruszyłam ramionami. – Wykucie ich na pamięć nie poprawi moich umiejętności.
 - Gdzie grasz?
 - Nie twoja sprawa.
 - Chętnie bym zobaczył jak sobie radzisz – wyznał, lecz nawet Ino wyniuchałaby sarkazm, którym nasączony był jego głos.
O wilku mowa! Yamanaka właśnie zjawiła się obok, ręce umorusane miała od kredy, a twarz wykrzywioną w podrażnieniu.
 - Wołałeś? – łypnęła na Kibę.
 - Gdy mówiłaś, że Sakura będzie piłkarką, myślałem, że zna się na rzeczy.
Mogłabym spisać swoje życia na stronach pamiętnika, a jego ekranizacja byłaby lepsza niż dziecięce kołysanki. Trochę brakowało mi Sasuke Uchihy. Wolałam tkwić tutaj, zlana zimnym potem i wizjami, które podsuwałaby mi wyobraźnia, niż słuchać nauczycielskich tyrad bez szczególnego przejęcia.
Postanowiłam więc skoncentrować się na słowach Kiby. Być może naprawdę wypadałoby zaznajomić się z historią Japońskiej piłki nożnej, ot co! Wprawdzie wierzyłam w swoje wcześniejsze słowa, jednak od zawsze wiedziałam, że Kiba jest jednym z niewielu, który pokłada w to jakieś wysiłki i zainteresowanie – mogłabym zaczerpnąć od niego paru rad, a zrobię to tak, żeby sam Inuzuka nie był tego świadomy.
Po lekcjach pomknęłam do biblioteki wedle ustaleń. Jakaś mała iskierka w moim sercu wierzyła w Sasuke i urozmaicenie moich dzisiejszych rozrywek. Jasny gwint! Nagle przeraził mnie sposób, w jaki to wszystko odbierałam. Na myśl o konfrontacji to malutkie, naiwne serduszko zaczynało łomotać ze strachu, nie z ekscytacji! To wpływy Hany wyraźnie się na mnie odbijają. Wszystko za sprawą mang kierowanych do młodszych czytelników, gdzie całość jest taka schematyczna i ubarwiania różem. Były czasy, kiedy siostra nieustannie streszczała mi losy mangowych dziewczyn i ich romansów. Tam jedyną przeszkodą była następna bohaterka, a pech chciał, że podkochiwała się w tym samym chłopaku.
 - Dzień dobry – Z mojego osobistego świata wygnał mnie formalny głos. Dopiero teraz dotarło do mnie, że stoję w progu biblioteki, nie wykazując symptomów osoby zdrowo myślącej.
Z kolistego biurka wychylała się naznaczona wieloma bruzdami twarz opiekunki. Rozejrzałam się z wątpliwości, czy to aby na pewno ona chwilę temu się ze mną przywitała.
 - Dzień dobry – odpowiedziałam nieomal bezgłośnie. – C-czy mogłabym skorzystać z komputera?
 - Od sekcji z książkami historycznymi zakrętem w lewo – podano mi instrukcję, jakby naprawdę robiła to zaprogramowana maszyneria.
Niepewnie prześlizgnęłam się między szeregami książek. Nie miałam trudności z odnalezieniem sprzętu, ponieważ niejednokrotnie zaciągał mnie tutaj Naruto, twierdząc, że musi skorzystać ze mną z zasobów Internetu. Trwoniąc to oczywiście na infantylne gierki. Podążałam z góry utartą ścieżką, a mijając poszczególnie sekcje pobieżnie rozglądałam się za szpiczastą czupryną mojego partnera. Nie wiem na co liczyłam. Skoro nie był obecny w szkole, nie było cienia szansy, żeby znikąd pojawił się na umówionym spotkaniu.
Niemniej kultura żądała ode mnie potulnych oczekiwań. Zgoda, zadecydowałam, że będę tu tkwić dwadzieścia minut, przy okazji nadrabiając zaległości z piłkarskich wiadomości. Po upłynięciu wyznaczonego czasu nie będę niczego żałować. Na pewno nie obróciłam wniwecz moich cennych chwil – o nie, ja pomyślałam o wszystkim wcześniej i dokształciłam się troszeczkę Wikipedią.
Z rzędu trzech prastarych komputerów wybrałam ten środkowy. Naruto powiedział mi kiedyś, że wydaje się pochodzić z późniejszej epoki kamienia łupanego, w przeciwieństwie do pozostałych, którymi posługiwały się dzikusy. Zażenowana jego teoriami, wstukałam na klawiaturze listę japońskich klubów. Dowiedziałam się też ciut o J. League, ale wciąż nie do końca pojmowałam sens tych wszystkich procedur. Wszystko niesamowicie mnie nużyło. Pomyślałam, że tata bez cienia wątpliwości opowiedziałby cały życiorys klubu, niezależnie od tego, który bym wymieniła. Chociaż wobec historyjek mamy, był on raczej pasjonatem zagranicznych zespołów. Real Madryt? Tak, to był jedyny termin jaki przychodził mi do głowy. Wiedziałam też, że w pokoju Yamanaki widnieje plakat skrzydłowego, który przynależy do tego klubu.
W dalszych rejonach mego umysłu wiało pustką. W którymś momencie utopiłam twarz w dłoniach, zastanawiając się nad tym ile nowych umiejętności piłkarskich przybyło mi po zagłębieniu się w treści Wikipedii. Z ciekawości zajrzałam jeszcze na Keisuke Hondę, ale lektura prędko mnie odepchnęła – nie tylko objętością. Facet był niesamowity, to było jasne od kiedy załadowała mi się jego oficjalna strona i lista wyróżnień. Nie potrzebowałam wiedzieć nic więcej.
Wkrótce wpadłam na pomysł, żeby zobaczyć piłkarskie wyczyny na własne oczy. Przejrzałam parę filmów, w których tytule znalazłam takie słowa jak „umiejętności” czy „gole”. Szczęka opadła mi przy niektórych manewrach i jedyne czego się nabawiłam to uszkodzenia poczucia własnej wartości. O tak, solidnie ucierpiało w przeciągu seansów filmowych.
Gruchnęłam czołem o nawierzchnię stoliczka.
Chyba nigdy nie sprostam wymaganiom ojca, a afektem najmocniej rujnującym to marzenie była moja płeć. Co takiego uczyni kobieta w tego rodzaju sporcie? Dlaczego bardziej widowiskowe zdają się męskie rozgrywki? Nie pojmowałam tego.
 - Piłka nożna… - Podskoczyłam w miejscu, bo za mną znienacka rozległ się głoś myśliciela. Z oczami wielkimi jak owieczka na celowniku wilka zerknęłam za siebie, natykając się na słuszną twarz profesora Shepherda. – Och, wybacz. Przestraszyłem cię?
 - Nie… -  Oprócz tego, że w moich szortach nagle zrobiło się nieco wilgotno, reszta zdawała się być w najlepszym porządku.  
Słuszna twarzyczka profesora przeobraziła się w ojcowski uśmiech. Ten mężczyzna miał wyjątkowo ostre rysy twarzy. Chabrowymi oczyma wodził naprzemiennie po moim obliczu i obrazom wyświetlanym przez monitor. Nie dziw, że skrycie podkochiwała się w nim zatrważająca ilość dziewczyn z naszej szkoły – był młody, przystojny, a wnioskują po wystawnych garniturach był też piekielnie bogaty. Choć akurat teraz jego marynarka gdzieś zniknęła. Przez niedoprasowaną koszulę Calvin Shepherd wyglądał jak dziany przedstawiciel firmy na urlopie.
 - Lubisz oglądać przystojniaków, czy interesuje cię tutaj coś więcej? – zapytał, napierając oburącz na oparcie mojego krzesła.
A ja gapiłam się na niego nietaktownie, zupełnie osłupiała. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że ten mężczyzna z taką swobodą odnosi się do uczniów.
 - Och, czyż to nie sławny Ronaldo? – Jego twarz pojaśniała jeszcze bardziej. Wspólnie obejrzeliśmy jeden z „wolnych” w wykonaniu piłkarza.
 - Jest niezły – bąknęłam. Profesor roześmiał się, a do mnie dotarło na ile sposobności można było przyjąć do siebie tą uwagę. Otrząsnęłam się z szoku i dodałam pośpiesznie: – Nie jestem tu dla „przystojniaków”, po prostu lubię grać w piłkę.
 - To jakiś sekret? – Niespodziewanie ściszył głos do szeptu.
 - Nie. Dlaczego?
 - Oglądasz to wszystko po lekcjach w porze, gdzie wszystkie dzieciaki w twoim wieku kluczą od jednej imprezy do drugiej.
Cholera! Wiedziałam już do czego zmierza ta rozmowa! Za chwilę profesor zacznie roztrząsać moją osobowość samotnika i maglować w sprawie ilości „czynnych” przyjaciół. Kierowana dziwnym instynktem zgasiłam okienko przeglądarki i wcisnęłam wyłącznik.
 - Czekałam tu na kogoś – obwieściłam, wstając. Zdezorientowany rozmówca zrobił mi miejsce. – Niestety, ta osoba się nie pojawiła, więc po prostu pójdę do domu.
 - Chłopak? – Brwi profesora odstawiły krótki taniec – góra dół, góra dół.
Rozzłoszczona ciekawiłam się skąd wziął tak niedorzeczne przypuszczenie, ale jednocześnie odkryłam, że temperatura wokół moich policzków jest nieodpowiednio wysoka.
 - To nie jest mój chłopak – odwróciłam się plecami do profesora, nie dbając o wpajane przez matkę maniery. – To idiota.   
I odeszłam.
Mam z nim godzinę tygodniowo, więc speszenie i myśli o tej rozmowie osiądą gdzieś głęboko do następnego poniedziałku. Poza tym pojęłam coś okrutnego – zostałam oficjalnie wystawiona. Sasuke Uchiha nie miał możliwości kontaktu ze mną, ani uprzedzenia o jego napiętych dniach, niemniej poczułam się naprawdę fatalnie. Wystawiona przez klasowego łobuza – nic nadzwyczajnego, jednak rozsiane pod postacią plotek przez Ino mogło być dla mnie piekielnie niebezpiecznie. Żeby tylko Temari nie pisnęła jej słówka o dzisiejszym…
I żeby tylko Sasuke Uchiha nie sądził, że odpuściłam.
Jeśli będę musiała, przywiążę go do krzesła, zaszantażuje, zażądam okupu za matkę – zrobię wszystko, żeby już więcej nie widział we mnie przestraszonej dziewczynki.

- Jestem ciekawa dlaczego wrócił do zawodu – Ino otwarcie roztrząsała jakąś niedogodność. Czego dotyczyła, nie miałam pojęcia, ale wiedziałam, że im dłużej zwlekam z Sasuke Uchihą, tym bardziej nieznośnie czułam się z samą sobą. Po pierwsze; on ubliżył mojej wartości, znieważył majestat i w okropnie paskudny sposób ofiarował mi pierwszą, życiową „wystawkę do wiatru”.  Po drugie;  nie otrzymałam żadnego telefonicznego uprzedzenia. I nie obchodziło mnie, że nigdy nie wymieniliśmy się numerami – mógł to w prostu sposób załatwić.
 - Ona medytuje – usłyszałam szept. Generalnie nie przejęłabym się nim aż tak bardzo, ale nuta tajemniczości, którym był doprawiony zmusiła mnie do odegnania wcześniejszych myśli.
Po lewej ujrzałam Ino i Temari, przy czym ta druga niezbyt chętnie nadstawiała ucho.
 - Widzisz? Spójrz na jej dłonie – kontynuowała Yamanaka, w ogóle niezrażona tym, że wyrwano mnie z zadumy.
Mimo to zerknęłam z ciekawości w dół. Ramiona miałam ugięte, a ręce zwinięte w pięści. Wyglądałam mniej więcej jak rozweselony kibic na trybunach po finałowym golu. Można było to zinterpretować też w inny sposób – w tym wypadku bardziej trafny. Sakura Haruno była rozgniewana do szpiku kości.
 - To często powtarzający się rytuał – mówiła Ino. – Gdy coś za bardzo ją pochłania, mamrocze do siebie i, och właśnie! W ten sposób zaciska pięści. Zazwyczaj dzieje się to przez gniew. Rzadziej winna jest tutaj radość.
Natychmiast poluzowałam uściski, rozdrażniona oficjalnym wydźwiękiem jej intonacji.
 - Po prostu się zamyśliłam!
 - Kto cię tak zezłościł, skarbie?
Sasuke Uchiha!
 - Życie! – Wyraziłam się bardziej lapidarnie, wyzwalając z siebie duszone dotąd emocje.
Temari przyglądała mi się z ukosa. Wiedziałam już, że próbuje rozszyfrować po moich zmarszczkach mimicznych jak rozwinęło się spotkanie ze szkolnym łobuzem. Brzmi szalenie, ale ona posługiwała się tą umiejętnością po mistrzowsku.
 - Kiepskie popołudnie? – zapytała.
 - Mniej więcej – mruknąwszy, wsunęłam serwetkę do mijanego śmietnika. W trójkę wybrałyśmy się na lody. Ino zachłannie pragnęła wszcząć dyskusję na, ponoć nieznoszący zwłoki, temat. Teraz gdy o tym pomyślę, śmiem twierdzić, że ów „ważny wątek” został rozwiązany w czasie moich mentalnych podróży. Często zdarzało mi się uciekać dokądś duchem.
 - Sakura? Co sądzisz o naszym nowym-starym ciasteczku?
 - Nowym-starym ciasteczku? – wytrzeszczyłam oczy na Ino, lecz jakaś część mnie była jej wdzięczna za powrót do swojskiego nurtu życia.
Yamanaka nagle się wzburzyła.
 - Słuchałaś mnie w ogóle?
 - Tak, ale…
 - Mówiłam o naszym profesorku do angielskiego. Rany, dziewczyno. Zapomniałaś o metodzie „krakers, ciasteczko, czekolada”?
O metodzie, broń Boże – jej nie dało się wygnać z pamięci. Bardziej jednak zaskoczył mnie pierwszy fragment jej wypowiedzi.
 - Mówisz o profesorze Shepherdzie?
 - Dla mnie nie jest już profesorem Shepherdem – Ino butnie wysunęła podbródek, akcentując trudności jakie miała z wymówieniem nazwiska. – Po lekcjach poprosił mnie o skserowanie paru dokumentów i wiesz co? Gdy zapytałam się go, ile kopi chce dokładnie, on powiedział, że wystarczy zwracać się do niego „profesorze Cal”. Tylko ja dostałam taki przywilej!
 - Skąd wiesz? – rzuciła kąśliwie Temari. Właśnie przeprawiłyśmy się przez mój nieszczęsny park. W biały dzień wyglądał mnie przerażająco i tak jakby… zwyczajnie. Żołądek nie owijał się sznureczkiem strachu i znikąd też nie wiało ryzykiem spotkania zawodowego hultaja.
 - Jak to skąd? Na razie nikt się tym nie chwalił – powiedziała Ino. – Brzmi fajnie? Profesor Cal… - Wtem zaczęła mruczeć jak rozpieszczana kotka. Temari wbudowany miała radar na tego rodzaju zagrania, więc natychmiast zdzieliła ją łokciem po plecach.
 - Uspokój się, kobieto!
 - Ałć, to bolało, Tem! Następnym razem bądź bardziej ostrożna!
 - Nie mów do mnie „Tem”! – wzburzyła się o dwakroć bardziej. No jasne, Ino miała talent do potęgowania jej gniewu, a sama Temari była niestety podatna na te zagrywki.
W grupie tylko ja nie miałam treściwie wytyczonej roli. Byłam taką pałętającą się imitacją kobiety, pomiędzy silną Temari i szykowną Ino.
 - Ale Calvin też brzmi nieźle, prawda? – Twarz Yamanaki pojaśniała. – Ciekawe czy zgodziłby się, żebym tak się do niego zwracała?
 - Ino. Poprosił cię, żebyś wymawiała „Cal”, bo nie mógł znieść jak strasznie kaleczysz jego nazwisko. Shepherd! Ech, w szkole pojawił się kolejny dziwak godzien Cherron. Już dwoje obcokrajowców, z czego ta jedna na siłę stara się być za taką odbierana.
 - Potrafisz ugasić najsłabszy płomyczek w tunelu, Tem – warknęła Ino z oskarżycielską miną.
A więc o tym prawiła na początku naszego wypadu. Jestem ciekawa dlaczego wrócił do zawodu. Profesor Shepherd zrezygnował z nauczycielstwa rok temu i nic nie wskazywało na to, że chce odżywić relację z liceum. Wyglądał na odprężonego, gdy dyrektorka z upozorowaną miną cierpiętnika wręczała mu prezent pożegnalny. Co przywiało go z powrotem w nasze włości?

Wieczorem, pod wpływem dziwnego impulsu znalazłam się w parku. Ciemność zaścieliła nieboskłon, włączono okoliczne latarnie, a kształty drzew, ich nawierzchnia i ułożenie gałęzi znów mogło zapierać dech w piersiach. Parłam przed siebie wśród roślinności, która w mroku nabierała cech enigmatycznych szkieletów. Natychmiast uderzył we mnie strach – nie wiązał się on wyłącznie z otoczeniem. Trzy dni z rzędu dostawałam się na boisko okrężną trasą, z zamiarem umknięcia Sasuke Uchihe. Teraz celowo wybrałam wcześniejszą ścieżkę, tą przyprawiającą o dreszcze.
Musiałam go spotkać! Kawałek mnie nie przestawał się obawiać aury, którą roztaczał wokół siebie naumyślne, ale wysoce rozwinięta duma po prostu urządziła sobie strajk, póki nie przywrócę sobie honoru.
Minęłam dwóch przechodniów. W obu przypadkach, posiłkując się porównaniem Ino, rozbłysnęło światełko w tunelu. Tak, byłam na tyle szalona, aby mieć nadzieje, że to szkolny łobuz przechadza się tą ścieżką zamiast nieszkodliwych cywilów. Niestety za każdym razem blask pośród mroku gasnął. To nie był Sasuke Uchiha…
Przy końcówce przebytej drogi odezwał się mój telefon. Hana znów gmerała w ustawieniach, a jakaś żenujące piosenka kojarzona z motywem przewodnim programów telewizyjnych dla dzieci rozległa się wokoło. Korpulentna kobieta z psem zwróciła się ku mnie z dzikością i mimo mroku wiedziałam już, że wwierca we mnie wzrok przeznaczony dla szaleńców.
 - Jestem z Haną! Oglądamy film! – jęknęłam do komórki na dzień dobry dla mamusi.
 - Zapomniałam ci powiedzieć, że w lodówce zostało jeszcze trochę pizzy. Jeżeli macie ochotę, zjedzcie sobie na kolację – Ale ona jak zwykle wypowiadała się z niesamowitą melancholią. Nawet nuta chamstwa w moim głosie nie zdołała jej zrazić.
W końcu dotarłam na boisko. Wypłowiała, zielonkawa nawierzchnia nie gościła nikogo innego, oprócz fragmentów naderwanych gałęzi i jakiś podejrzanie wyglądających obiektów wywodzących się z gleby. Wzdłuż linii za jedną z bramek piętrzyła się potwornie stara ściana hurtowni – moja przyjaciółka, na której rzecz porzuciłam Ino.
Bez certolenia wymierzyłam piłce kopniaka, a blaszany kwadrat brzęknął donośnie, transportując przedmiot pod moje stopy.
 - Świetnie grasz – sapnęłam, powtarzając zabiegi. – Jesteś prawie tak świetna jak ten cały Ronaldo! Może wspólnie dołączymy do ulubionego klubu Kiby, hę?
Co za desperatka! Ludzie zwierzają się pluszakom i fotografiom bliskich, ale chyba nikt nie upadł jeszcze tak nisko, żeby grymasić ścianie…
 - Szkoda tylko, że zapomniałam jak ten cholerny klub się nazywa! – wykrzyknęłam, wieńcząc to mega-mocnym kopnięciem. Ściana zachybotała się niebezpiecznie.
Wkrótce odkryłam, że za pośrednictwem gry mogę odreagowywać stres. Każdy ruch sprawiał mi wiele przyjemności, łącznie z potężną siłą, którą w to wkładałam. Bez skrupułów mierzyłam w swoją „tymczasową przyjaciółkę”, niestety z jej strony nie mogłam oczekiwać niczego ponadczasowego. Blacha jak to blacha… niezbyt dobrze sprawowała się w grze, a siła odkopnięć pozostawiała wiele do życzenia.
Zastanawiałam się nad ubogaceniem treningów. Punkt pierwszy z listy mogłabym już odfajkować – codziennie grywam po dwie godzinny. Uznawszy, że taka ilość czasu na koncie może wystarczyć, umiejscowiłam się pośrodku boiska bez szczególnych zarysów dalszych postępowań.  
Kiedy z bliższa zaczynałam dopasowywać się do mojej przyjaciółki – będąc nieruchomą i milczącą – perspektywa, z której spoglądałam na bramkę przypomniała mi o osobistej, piłkarskiej lekcji w bibliotece.
Raz się żyje! – rozdzwoniło mi w głowie.
Z tą mantrą w sercu zaczęłam celować do bramki z rożnych odległości i kątów. Gdyby nie fakt, że brakuje mi bramkarza do towarzystwa, byłabym skłonna zadrzeć nosa przed Kibą i, niby przypadkowo, napomknąć coś o ilości trafień.
Powtarzałam zabiegi, ciekawa czy w jakikolwiek sposób rozwijają one moje umiejętności. Może powinnam usłuchać Ino i otwarcie przyznać się w liceum, że potrzebny mi trener. A nuż jakiś prostoduszny mężczyzna zechce uzyskać dodatkową rozrywkę!
Przekroczyłam środkową linę i tym razem zdecydowałam, że strzelę z ostrego kąta. Po ulokowaniu piłki w przyzwoitej pozycji, mimowolnie rozejrzałam się po wszystkich stronach, upewniając, że żaden cywil nie będzie tego świadkiem, w zależności od rozwinięcia. Kopniak mógł być moim wielkim triumfem, lub - wprost odwrotnie – życiową porażką. Po twarzy pana Cristiano odczytałam, że potrzebne mi skupienie. Uformowałam zmarszczki mimiczne w sposób, który ostrzegałby odbiorców przed wysokim stadium koncentracji. Wyobraziłam sobie spowolnione tempo i to jak kamerzysta robi na mnie zbliżenie. Wyobraziłam sobie, że miliony telewidzów jest wbitych teraz w fotele i zagryza paznokcie z potęgującego się napięcia. Wyobraziłam sobie, że ode mnie zależą losy ulubionego klubu Kiby i to mi przysłużyła ostatnia bramka…
I nagle jedna niezgodność obróciła te wyobrażenia wniwecz.
Za kratami wznoszącymi się do samego nieba dostrzegłam postać. Znieruchomiałam z wrażenia, a napięcie i widzowie sprzed telewizora odeszli w znużeniu. Prawdopodobnie strzeliłabym decydującego gola, gdyby ten osobnik okazał się nikim nieszkodliwym, ale on miał czelność być tym, na kogo czekałam całą wieczność.
Sasuke Uchiha!
Rozpoznałam to natychmiast po szpiczastemu cieniu czupryny i papierosie, który właśnie przytykał do ust. Poza tym przy jego boku wiernie kroczył wilczur – zdążyłam się zaznajomić z nim ostatnim razem i był tak zachwycony moją osobą, że z ekscytacji musiał się „załatwić”.
Zawładnęła mną filmowa brawura. Chwyciłam piłkę i popędziłam w jego stronę. Miałam niesamowicie straszliwe plany, które udoskonalały się z każdym połkniętym metrem. Aktorstwo szło mi gładko tylko, gdy w grę wchodziły proste kłamstewka, dlatego tym razem wcielę w rolę, będącą przełomem w mojej karierze. Śmigałam wśród ciemności po cichutku, pilnując, żeby łobuz mnie nie spostrzegł. Przeszkodą numer jeden był jego piesek, ale szczęście nagle mi dopisało – wilczur poczuł, że musi obwąchać spód mijanej latarni. Pokierowała mną wesołość i zapał spiskowca, dlatego już wkrótce, krocząc obrębami trawiastego boiska, przegoniłam Sasuke Uchihę i wyskoczyłam z mojego terytorium, gdy byłam już zadowalające metry przed nim.
Trakt przywiódł mnie do rozklekotanej ławy, która w czasach świetlności boiska służyła kibicom. Wspięłam się na nią nieporęcznie, przez obfitujący we mnie stres. Poprzysięgłam sobie, że uchowam strach gdzieś głęboko, ale na myśl ile mogę oczekiwać po tym chłopaku, zaschło mi w gardle. Czy aby na pewno spełnię się w nowej roli i dostanę zasłużonego Oscara?
I wówczas pojawił się na ścieżce biegnącej wprost na mnie. Napuszyłam policzki, zmieniłam pozycję na pół-leżącą i wsparłam się łokciem na ławie – mój majestat łatwo można było skojarzyć z osiedlową mafią. Brakowało mi tylko smolistego płaszcza i dziarskich okularów.
 - No proszę, proszę… kogo my tu mamy? – zagadnęłam w miarę głośno, gdyż wciąż dzieliła nas spora odległość.
Sasuke Uchiha przystanął, a jego wilczur naprężył się w gotowości, ujawniając swoje błyszczące kły. Luna z latarni znów go nie dosięgnęła, dlatego mimika stała się dla mnie enigmą.
Wysunęłam oskarżycielsko palec wskazujący.
 - Mieliśmy dzisiaj zacząć pisać referat!
 - Och – usłyszałam. Chwilę później Sasuke Uchiha wlazł wreszcie do snopu światła. Głupio łudziłam się, że ujrzę skruchę, jednak chłopak był niezrażony i zupełnie obojętny. Przez wrażenie, które na mnie wywarł znów zaczęłam roztrząsać kwestie jego samotności z wyboru. Dlaczego się na to zdecydował? Wyglądał zniewalająco! Skórzana kurtka, wyzierający spod niej podkoszulek i luźne spodnie – to wszystko sprawiało, że Ino rozpłynęłaby się przy pierwszej konfrontacji, a Naruto zacząłby czuć się zawistny o nowiusieńkiego konkurenta w walce o względy klasowych koleżanek.
Poza tym… jego twarz. Choć opatulała go nieprzyjemna i złowroga aura, jej rysy były bardzo delikatne - w oględzinach wspomogły mnie cienie, które na wpół tworzyła pobliska latarnia.
Zeskoczyłam z ławki, zziajana po grze i zdezorientowana tym nagłym przejawem uwielbienia. Odepchnęłam go od siebie natychmiast i wyszczególniłam punkty, w których Sasuke Uchiha zdążył mnie rozgniewać.
 - Chcesz czegoś konkretnego? – zapytał. Oczywiście było to „suche” i wyzute z emocji.
 - Proszę o audiencję! – parsknęłam.
Chłopak pokręcił głową i ruszył przed siebie. Przerażona tym, że wyminie mnie w ordynarny sposób, poczłapałam mu naprzeciw.
 - Dlaczego nie przyszedłeś?
 - Dokąd?
 - Znakomicie! – Ze złości nie stać mnie było na nic konkretniejszego. Jak mogłam sądzić, że Sasuke Uchiha nie będzie kojarzył mojego nazwiska? Temu typowi wyleciało z głowy spotkanie, przy którego omawianiu omal nie udusił klasowej koleżanki! – Żartujesz sobie ze mnie? – wzburzyłam się. Po części przyczyniły się do tego moje własne konkluzje.  – Mieliśmy pisać dziś wspólnie referat! Po lekcjach.
Nie wyglądał na poruszonego.
 - Zapomniałem – powiedział po chwili napiętego milczenia.
Teraz nie byłam już pewna kto jest bardziej zagrożony w czyim towarzystwie. Naprawdę dopadła mnie przemożna potrzeba na jakiś cios – najdrobniejszy kuksaniec. To był mój odruch warunkowy od czasów potyczek z Haną i przekomarzań z Naruto, bądź Kibą. Ciężko było mi to wstrzymać ze względu na „status społeczny” Sasuke Uchihy.
Stałam przed nim bezsilna i w chwili, w której przypomniałam sobie o śladach na szyi, czarne tęczówki podążyły w tę stronę.
Wydarzyło się coś… niesamowitego.
Poczułam delikatnie muśnięcie – ciepłe i łagodzące. Byłabym pewna, że gdyby w okolicach, które tknął promieniował jakiś rodzaj bólu, ten dotyk natychmiast by się go pozbył. Choć doświadczenie trwało niespełna sekunda, stało się dla mnie czymś elektryzującym. Potem jego dłoń silnie i boleśnie przechyliła moją głowę w tył. Po tej nieprzyjemności znów czułam to bezgranicznie ciepło.
Czy to możliwe, żeby dotyk kogoś … kamiennego i nieczułego mógł być tak subtelny?
Gdy moje oczy się rozwarły, zdałam sobie sprawę, że cała się telepię. Zdecydowałam się dzisiaj na niezawodną bluzę, nadzieje pokładałam w mroku, który mógłby skutecznie zatuszować zaczerwienienia na karku. A jednak Sasuke Uchiha ich nie przeoczył.
Wtedy z jego usta wydobyło się wściekłe prychnięcie. Łagodzący dotyk ustąpił i coś znienacka szarpnęło mnie za ramię. Twarz o delikatnych rysach zjawiła się wprost przede mną. Byłam odurzona, jakby ktoś nagle wtłoczył we mnie jakiś narkotyk.
 - Mało ci po ostatnim? – Otępiała patrzyłam na bezkresne tęczówki, w których strzelały rozwścieczone języki ognia.
Wtedy się obudziłam.
Choć próbowałam, za nic w świecie nie byłam w stanie odnaleźć logiki w jego postępowaniu. Czy on właśnie ma mi za złe to, że pomimo wyraźnych skaz na ciele, wciąż ośmielam się zaprzątać mu głowę referatem?
Odstąpiłam od niego gwałtownie.
 - Nie przestraszysz mnie! – Głos mi drżał, ale było to wynikiem wcześniejszych zaszłości. – Napiszemy to wspólnie!
Po raz kolejny jego twarz uformowała się… tak jakby w zdziwienie. Niestety, chłopak szybko potrząsnął głową, przy czym jego mimika wróciła do pierwotnej formy.
Wkrótce zaczął maszerować przed siebie. Było dla mnie oczywiste, że jego kolejnych zamiarem jest wyminięcie mnie.
Świadoma ryzyka, znowu zastąpiłam mu drogę.
 - Nie wiem dlaczego ta bardzo starasz się od tego uciec, ale mam zamiaru tu i teraz ustalić termin kolejnego spotkania.
 - Zejdź mi z drogi – mruknął przez zaciśnięte usta, a ja zrozumiałam, że ostatkami sił tłumi w sobie furię. Och, dzisiaj planowałam wrócić do domu w jednym kawałku. Bandanka nie byłaby pożyteczna w przypadku uszkodzonej kończyny, lub skręconego karku.
Sasuke Uchiha patrzył w punkt nad moją głową. Bierny dotąd piesek nagle ubogacił bezmierną ciszę szczeknięciami. Potem do moich nozdrzy dostał się znajomy swąd. Wielkimi oczyma gapiłam się jak chłopak zaciąga się papierosem. Gdy już myślałam, że kłąb nieznośnego dymu uderzy w moją twarz, atakując dławiącym kaszlem, Sasuke Uchiha piekielnie mocno zepchnął mnie w bok. Zachybotałam się, balansując między upadkiem, a utrzymaniem równowagi. Wreszcie zwyciężyła pierwsza, bardziej prawdopodobna opcja. Łupnęłam zadkiem o bruk, wypuszczając piłkę z objęć. Ta poturlała się gdzieś w ciemność, ale nie było to godne uwagi. Wolałam skoncentrować się na obliczu tego chłopaka, który wciąż tkwił w miejscu i wciąż patrzył w jeden punkt.
Wilczur przyczłapał do mnie i zaczął obwąchiwać. Byłam na tyle zbita z rytmu, że nawet nie pokwapiłam się, żeby odegnać go machnięciem ręki.
 - Hej, ja… - zamierzałam wykłócać się bez oporów, ale Sasuke Uchiha wszedł mi w słowo.
 - Jutro – rozbrzmiał oziębły głos.
 - Jutro?
 - Jutro, ta sama pora.
Dźwignęłam się na nogi, gdy zaczął odchodzić. Mimo tymczasowej wygranej bitwy, wiedziałam, że wojna nie została jeszcze skończona. Ruszyłam w ślad za nim.
 - Jeżeli masz zamiar zachować się jak ostatnim razem…
Zatrzymał się nazbyt szybko, a ja przypadkowo rąbnęłam czołem w jego ramię. Będąc pewna, że lada moment stanę się ofiarom kolejnych szarpnięć, odskoczyłam do tyłu jak błyskawica.
Nasze spojrzenia się skrzyżowały.
 - Będę jutro – powiedział. – Masz moje słowo.
Poczułam smagania wiatru, który chwilę później przywiał na oczy parę różowych pasm. Nie odtrąciłam ich, zbyt zahipnotyzowana. Jego wzrok, acz zimny sprawiał, że byłabym skora wybaczyć mu wszelkie błędy. Wicher zabawiał się włosami chłopaka, udoskonalając jego obliczę. Przenikaliśmy się spojrzeniami dłuższą chwilę. Nie wiedziałam co mną zawładnęło. To była jakaś obca, nieznana do tej pory potęga, która wzbraniała mi ruchów. Wolałam patrzeć w jego oczy.
Nagle rozbrzmiał telefon. Żenująca melodyjka z biblioteczki muzycznej Hany uderzyła w moje bębenki jak pięść w trakcie zażartej bójki. Rozpoznałam utwór Fool for love od Stefy, a Sasuke Uchiha odwrócił się do mnie plecami i zaczął się oddalać.
 - P-przepraszam – bąknęłam, zażenowana.
Muzyka grała. Zamiast wcisnąć zieloną słuchaweczkę i wyrwać się z tego przedziwnego marasu, obserwowałam z telefonem w dłoni jak jego sylwetka wsiąka w mrok.
'Cause your kind of a jerk, and for sure you're way too cool for me, śpiewała Stefy. Podejrzane dopasowanie tych słów do mojej obecnej sytuacji zmusiło mnie do spauzowania utworu.
 - Halo?
 - Sakura-chan, mam dla ciebie nowinkę! – usłyszałam w słuchawce, rozpoznając po wesolutkiej intonacji mojego przyjaciela Naruto. – Przepraszam, że tak późno dzwonię. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
Lekko zwiększyłam dystans między głośniczkiem, a moimi uszami. Dźwięk był tak silny, że z pewnością słyszeli go mieszkańcy okolicznych domów.
 - Nie, nie obudziłeś. Właśnie…eee… kładłam się spać. Co to za nowina?
 - Ino mówiła, że szukasz trenera!
Mimowolnie pacnęłam się w czoła. Ta kobieta jest nieobliczalna.
 - Po pierwsze: wcale nie mówiłam Ino, że potrzebuję trenera. Po drugie: ona sama zaproponowała, żebym zaczęła jakiegoś szukać. Po trzecie: co ty niby planujesz mi zaoferować?
 - Siebie – roześmiał się. – Wiem, że Kiba lepiej specjalizuje się w tych sprawach, ale on ma mnóstwo dodatkowych zajęć po szkole i wiesz, że zapisał się ostatnio do klubu kolekcjonerów. Możesz na mnie polegać. Miałem kiedyś styczności z tym sportem.
 - Co rozumiesz przez „styczności”? – zainteresowałam się. Może rzeczywiście lepiej ubogacić swoje treningi i zamienić obiekt martwy na żywego człowieka. Poza tym cichutko liczyłam, że doświadczenie Naruto naprawdę pomoże stać mi się lepszą.
 - To rozmowa kwalifikacyjna? – rozbrzmiała następna salwa rechotu.
Nie mogłam powstrzymać nasuwającego się uśmiechu.
 - Możesz tak to potraktować. No dalej. Opowiedz o swoich doświadczeniach.
Drżałam z zimna jak osika, lecz z uporem słuchałam wymienianych przez niego osiągnięć. Szczególny ziąb odczuwałam na nogach, które tylko do kolan osłaniały szerokie, piłkarskie szorty. Mimo to rozpatrywałam opowieści Naruto. Przykładowo nie miałam pojęcia, że w pierwszym semestrze został wezwany na zawody sportowe. Faktycznie wymigiwałam się wtedy od dopingowania, ale ponoć stał na podium wspólnie z Kibą. Oboje mieli też do czynienia z okolicznymi klubami piłkarskimi na dłuższą, lub krótszą metę. Tym razem to Kiba uznał, że zespoły z Izumo nie są godne jego talentu.
To opowiastki zdołały mnie przekonać. Po pięciu minutach miałam załatwionego trenera i pierwsze spotkanie, wyjątkowo na szkolnym boisku. Naruto mógłby się zniechęcić, widząc moje zawodowe miejsce „pracy”. Zresztą otoczenie przerażało nawet mnie, a on z natury był większą strachajłą.
Po zakończeniu rozmowy nic nie mogło mnie powstrzymać – podskoczyłam wesolutko z zapałem wygranego. Może z takim układem będzie dla mnie cień szansy podczas tegorocznej rekrutacji.
Zanurzyłam komórkę w kieszeni i już miałam zbierać się do domu, gdy nagle dotarło do mnie, że wcześniej zapodziałam gdzieś piłkę.
 - O nie! – wyrwało mi się. Oblana zimnym potem wytężyłam wzrok w poszukiwaniu okrągłego obiektu. Wyjęłam świeżo uchowany telefon i aktywowałam wyświetlacz, tworząc prowizoryczną latarką. Na survivalu nie miałabym szans na przetrwanie. – Piłeczko… - rozpoczęłam lament. – Gdzie jesteś?
Wystarczyło zrobić kilka kroków, zauważyć czyjeś skórzane buty ponad kostkę i wznieść wyświetlacz, żeby rozpoznać twarz – palpitacja serca gwarantowana. Nic dziwnego, że odskoczyłam od intruza z okrzykiem przestrachu.
 - Tego szukasz? – Sasuke Uchiha stał idealnie wyprostowany. W ustach miał papierosa, a dłoniach trzymał smycz i… moją piłkę.
Zarumieniłam się po uszy. Nie mogła  już dłużej znieść tych żenujących scenek w wykonaniu naszej dwójki. Nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego, oprócz piekielnego referatu panny Cherron. Czy on tkwił tu w czasie mojej telefonicznej rozmowy?
 - Dziękuję – szepnęłam mimo wcześniejszych nieprzyjemności. Zaświtały u mnie wpajane przez matkę maniery.
Chłopak cisnął piłką w moją stronę. Złapałam ją oburącz, ale siła sprawiła, że zatoczyłam się do tyłu, czując duszący ból w brzuchu. Ech, znowu zero delikatności. Wiedziałam, że na pierwszy rzut oka można poddać wątpliwościom moją kobiecość, ale domagałam się szacunku.
 - Cofam to! – prychnęłam. – Nie jestem ci wdzięczna. Jesteś… - I wtedy wtrącił się kaszel. – Zresztą nieważne!
Odwróciłam się na pięcie, nasłuchując psich szczęknięć. Moja jawna wrogość wobec pana oburzyła wilczura.
Nadal nie miałach w głowie żadnych wyobrażeń naszej wspólnej pracy. Do im częstszej styczności z Sasuke Uchihą byłam zmuszana, tym bardziej obawiałam się tego, na co przecież tak bardzo się uparłam – zjednoczenia umysłowego w kwestii „miłości”. Nadal nie wiedziałam także jakie będą rezultaty i czy w ogóle jakieś się pojawią.
Ten chłopak miał chęć mordu żarzącą się w oczach i skłonności do bycia agresywnym, ale między nami była taka jedna, cieniusieńka nic, dzięki której nie mogłam go znienawidzić – oboje nie mieliśmy żadnego doświadczania w temacie naszego referatu. To nas łączyło i sprawiało, że żywiłam nadzieje na zadziwiające efekty naszej pracy.



Od autorki: Witam z powrotem po wielu miesiącach! Get Around This – reaktywacja. Od dzisiaj możecie się spodziewać w miarę regularnych – co dwutygodniowych rozdziałów – rozdziałów, albo częstszych. Do końca poprzedniego fanficka zostały mi dwa rozdziały + epilog, dlatego też w związku z tym, że to końcówka, będę mogła bardziej skoncentrować się na tym blogu, a nie ukrywam ostatnimi czasu dużo myślałam nad fabułą i wprowadziłam wiele nowości, które, mam nadzieję, przypadną wam do gustu.
Ulepszyłam też poprzednią wersję szablonu, bo zauważyłam, że nie działa on poprawnie na wszystkich komputerach i laptopach.
Co do wydarzeń… spodziewajcie się więcej SasuSaku. Fazę „nudnych początków” mamy już oficjalnie za sobą.
Dziękuję za tak zadziwiającą liczbę obserwatorów i przepraszam, że musieliście tyle czekać.
Pozdrawiam!


24 komentarze:

  1. A-ke-mi-chan :33333333333333
    Boże, wreszcie, w końcu się doczekałaaam, mamo ;-;.
    Rozdział świetny! Podoba mi się taki Sasuke- jeszcze wredniejszy niż jest naprawdę. No nic, czekam na następny rozdział!


    Pozdrawiam,
    Mikayo.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i się doczekaliśmy kolejnego rozdziału :) Niestety zanim go przeczytałam, musiałam przypomnieć sobie poprzednie rozdziały :D.
    Rozdział był fajny, chociaż tak właściwie mało się w nim działo, no ale czego tu się spodziewać po początkach ? :P
    Sasuke, bardzo interesująca postać. Tajemnicza. Jestem ciekawa, czy tym razem zjawi się na spotkaniu. I co z niego wyniknie, bo temat pracy to oni mają ciekawy. Sama raczej lała bym wodę, gdybym miała takie zadanie. Na szczęście, jeszcze żadnej mojej nauczycielce nie wpadł taki pomysł do głowy!
    Hmm...ten pan Shepherd wydaje mi się jakiś taki podejrzany. No, ale to tylko moje przeczucie.

    Pozdrawiam,
    Miliko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Zapomniałabym ! Szablon, jest cudowny! Boże, dziewczyno, z szablonu na szablon jesteś coraz lepsza! A ja wręcz nie mogę się zachwycić nad twoimi zdolnościami. Ugh...aż ci zazdroszczę! XD

      Usuń
  3. cześć xD
    nie tylko ciebie długo nie było widać na tym blogu ;p. ja też zapuściłam korzenie na Ai No Ibuki i tego się trzymałam.
    dzisiaj jestem tutaj i kulturalnie po długiej przerwie staram się napisać coś sensownego, a zarazem odpowiedniego jak na 3rozdział..
    przyznaję, że mój ostatni komentarz.. bagatela w 1 rozdziale( żenada).. był dość kontrowersyjny. przecież jak mogłam nie chwalić cię za jakże wspaniałe kreowanie postaci, historii, miejsca i czasu.. ble ble ble.. bądźmy szczerzy, nic nie wiedziałam o zarysie..
    obecnie jednak jestem urzeczona tajemniczą naturą Sasuke i jego psa, który mam wrażenie, reaguje jak właściciel xD. i tak, wiem, że główni bohaterowie powinni przejść przeobrażenie i w ogóle, ale ja tak bardzo chciałabym, by ta zamknięta natura Sasuke została do końca, a swoje uczucia okazywał z cichy, jak i dosłownie fizyczny sposób xD
    tak.. to byłoby wielkie wyzwanie xD
    pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Dwa rozdziały i epilog? Mogłaś nic nie mówić, teraz przechodzę załamanie nerwowe *chlip chlip* Ale pocieszająca jest myśl, że pozostaje jeszcze ten blog, do którego trzeba będzie się przyzwyczaić, bo szczerze powiedziawszy jeszcze go nie czuję, nie porywa mnie tak jak ANI. Ale to pewnie dlatego, że początki i przywykłam za bardzo do ANI, w końcu to dzięki tamtemu blogowi polubiłam Twój styl i wgl :) Ech, pewnie się rozbeczę na zakończeniu, jak ja nie lubię pożegnań, a to przecież będzie pożegnanie z tamtą historią T_T

    Ale wracając do GAT! Była Temari, więc ja już jestem kupiona, w dodatku dogryzała sobie z Ino, więc wgl xd Tylko kiedy będzie Shikamaru? No weź, chociaż wzmianka, najmniejsza... Tak, jestem desperatką xd haha.

    Ogólnie początek rozdziału dość spokojny, a nawet bardzo spokojny, bo trochę się ponudziłam. Odżyłam dopiero na oczekiwaniu Sakury w bibliotece, bo choć diabełek podpowiadał mi, że Sasuke się nie pojawi, to aniołek cały czas tłumaczył, żebym cierpliwie go wypatrywała. Nie żebym lubiła Uchihę, bo do tego mi daleko, ale wyczekiwanie jego pojawienia było frustrujące xd Dlatego jak okazało się, że Haruno prowadzi rozmowę z tym nauczycielem, poczułam zawód. No i ogólnie - ten facet od angola mnie drażni xd taki cukierkowy, idealny, w którym uczennice się bujają. I nie wierzę, żeby Tem się zarumieniła! Ona rumieńce tylko pozostawia dla Nary i basta! xd (wypatruję, wypatruję...)

    Park, noc, boisko. Te fragmenty lubię najbardziej, bo mają ten dreszczyk adrenaliny. Jest ciemno, jest Sakura z piłką i zazwyczaj jest też Sasuke z psem xd Ten fragment zdecydowanie najbardziej mi się podobał, Sakura nawet przez chwilę była twarda, o! I moment, w którym Sasuke wodził dłonią po jej szyi, po tych śladach,a potem nagle bum - znowu brutal xd Ale obiecał jej spotkanie... tylko co on tam zobaczył ponad jej głową, hmm? A może, kogo? Ktoś tam był, czy to już ja się doszukuję nie wiadomo czego? xd A, no i coś tak czułam, że Uchiha podsłucha jej rozmowę z Naruto ;p

    Pozdrawiam i WENY! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak xD zgadzam się z sugestią chusteczki aha, że możeby tak zaangażować do opowiadania nieco Nary xD.. byłoby ciekawie, trochę inteligentnie i cholernie upierdliwie xD tak tak tak xD

      a propo.. chustaczko aha na twoim blogu troublesome love ostatnio wieje pustkami ;p

      pozdrawiam xD

      Usuń
    2. Widzisz, Akemii? Shikamaru cieszy się małym uwielbieniem, więc bądź tak miła i zaspokój nasze pragnienia! :D

      Plus królowo miecza, wiem, że wieje pustkami ;< I chciałabym to zmienić, ale chwilowo praca mi to uniemożliwia. Wczoraj wróciłam z pracy na wyjeździe, a od jutra zaczynam nową pracę "na miejscu" chociaż w rzeczywistości będę musiała dojeżdżać do niej półtorej godziny. Ale będę miała więcej wolnego, więc wtedy postaram się coś ogarnąć. Miło mi, że ktoś się jeszcze tym interesuje ^^

      Pozdrawiam również! :D

      Usuń
    3. Też się zgadzam, im więcej Nary tym lepiej!

      Usuń
    4. To jak wszyscy to wszyscy! ja też się podpisuję xD.

      Usuń
  5. Achh, och. Rodział wspaniały, zresztą jak zawsze. Cieszę się że zaczęłaś tworzyć nowego blogaa, bo no cóż, cięzko mi to powiedzieć ale Ai no Ibuki dobiega końca, więc juz wypełniasz ta pustkę po nim ^^ . Czekam na kolejny rozdział . gorące pozdrowienia ; **

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć Akemii. Od razu pragnę poinformować Cię, że możesz mnie już zaliczyć do grona Twoich fanek. Jakieś trzy dni temu przez przypadek znalazłam się na Twoim drugim blogu - Ai no Ibuki i ta historia pochłonęła mnie tak, że całość przeczytałam w jakieś dwa dni. Dziś dorwałam się do tego bloga i jestem zachwycona. Masz wspaniały, ciepły styl pisania. Twoje blogi są pełne humoru i zwrotów akcji. Dziękuję, że trochę ubarwiłaś mi wakacyjną zsyłkę na wieś (potocznie zwaną Zadupiem) i za to, że chwilami jak głupia szczerzyłam się do komputera czytając Twoje opowiadania :)
    Oby tak dalej!
    pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra, dobra nadrobiłam wszystko: i tu i na Ai no Ibuki i znów jestem zachwycona. Czy to nie wydaje się monotonne? Świetnie odnzalazłaś się w tych naszych, szkolnych realniach.
    Ta babeczka od francuskiego, jest moją faworytką. Sama uczę się tego pięknego języka i zrozumiałam wszystko co powiedziała, a dodatkowo spolszecznia pewnych wyrazów ubawiły mnie w stopniu conajmniej zadowalającym. Wielki plus za tę barwną postać!
    Gościu od angielskiego całkowicie mnie urzekł. Mów co chcesz, ale dla mnie jest wysokim, wysportowanym blondynem z niebieskimi oczami i nic a nic to nie zmieni. No nie ma bata.
    Czy Itachi mój kochany pojawi się na Get Around This? Strasznie mnie to zastanawia.
    Mówisz, że SasuSaku wchodzi w życie od następnej notki? ;3
    Chyba dwie i pół godziny spędziłam, aby przeczytać dwa rozdziały tu i na "AnI" czy jakkolwiek się to skraca. I to były najlepiej spędzone 2,5 godziny w tym tygodniu.
    Poważnie się zastanawiam, czy nie przeczytać SOH po raz trzeci. Muszę ten pomysł porządnie rozważyć.

    Cieszę się, że cały czas piszesz, nie przestawaj! :P
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Weszłam na bloga, żeby sprawdzić czy może już coś jest i nie zawiodłaś mnie. :) Bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że jest rozdział 3.
    Właśnie nadrobiłam zaległości z rozdziałami, choć wcale z tego powodu nie jestem zadowolona, bo cudownie się czyta Twoje opowiadania, zwłaszcza jak ma się kilka rozdziałów do przeczytania. :D
    Shepherd.. nauczyciel angielskiego. Mi jednak skojarzył się z Derekiem z Grey's Anatomy, więc nie mogę teraz go sobie inaczej wyobrazić. Nie dziwię się jednak, że dziewczyny za nim szaleją. xD Ma jakieś tajemnice, to widać.. Może już niedługo dowiemy się o co chodzi.
    Miałam nadzieję, iż Sasuke pojawi się na tym spotkaniu, a tu lipa. Zapomniało mu się. ;_____________; Ach, jak tak można? -.-
    Akcja w parku bardzo mi się podobała. Sakura już zachwyca się dotykiem mojego męża. *,* Ale co się dziwić, w końcu jest cudowny. Mógłby być tylko mniej gburowaty, aczkolwiek wiem, że na pewno zmienisz go na faceta nie do poznania. ;)
    Cóż, pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział i cieszyć się, że będzie dużo SasuSaku.
    Szkoda, że kończysz Ai no Ibuki.. No, ale jest pocieszenie w tym blogu. ;)
    Sayo! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmm, po pierwsze "a fe, Sasuś, kobiety bić". Myślę jednak, że będzie mooocno żałować swoich czynów w przyszłości. ^^
    Po drugie, to tylko moje wrażenie, że profesorek Shepherd (dobrze chociaż przepisałam? haha) dostawia się do Sakury?
    Tęęskniłam za rozdziałami na tym blogu pomimo tego, że to dopiero początek. Ale co z tego?! Twoje opowiadania potrafią zauroczyć już po pierwszych dwóch wersach. I nawet nie wiesz jak cieszę się, że kolejne rozdziały będą pojawiać się tu regularnie.
    W sumie nie wiem, co Ci mogę tu jeszcze napisać, bo nadal chowam się za doniczką w oczekiwaniu na Twoją opinię o moim jakże krótkim prologu, haha.
    Zapewne pomęczę Cię później na GG. : *
    Mari

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow!!!!!!!! Uwielbiam to opowiadanie!! Uwielbiam jak je piszesz!!! Uwielbiam w nim wszystko!!!. Jest to chyba jedne z moich ulubionych blogów :)
    Z tego co przeczytałam pod notką to rozdział ma się pojawiać najpóźniej co 14 dni więc 17 powinien już być :P Czekam z ogromną niecierpliwością na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdziała jak zawsze genialnie napisany :).Sasuke jako łobuz jest bardzo ciekawy ;).Bad boy'e mają to coś.Nie wierzę też,aby zachowywał się tak od zawsze,czy zostanie kiedyś wyjaśnione czemu jest taki?.Widzę też,żewieczorem jest tak-Sasuke wychodzi na spacer z psem,Sakura gra w piłkę.Nowy szablon jest pro :).Swoją drogą Sasuke w GAT przypomina Yoshidę Haru z Tonari no Kaibutsukun.Oboje są łobuzami,biorą udział w bójkach,przystojni,no i mają podobne zachowanie.Takie jest moje zdanie :).Sasuke zapomniał o spotkaniu w sprawie referatu,wściekłość Sakury.Jego odpowiedz zwaliła mnie z nóg,zapomniał :3.Skąd ja wiedziałam,że nie przyjdzie na to spotkanie.Teraz obiecał,że się zjawi,pożyjemy,zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  13. cudnie, cudnie, cudnie. Niby banalnie, a tak wspaniale. Oczywiście nie zrozum mnie źle jeśli chodzi o słowo ' banalnie '. Miałam na myśli, że ten rozdział jest napisany prosto, a jednak cudownie. Akcja zaczyna się dopiero rozkręcać. Myśle że Sasuke zmieni w końcu nastawienie Sakury. Ale oczywiście, wszystko po koleii. Myślę że i na tym blogu będzie mnóstwo niespodzianek. Świetnie to wykombinowałaś, z tym zamiłowaniem naszej rożowej do piłki nożnej. Hobby fantastyczne. Ćóż ja mogę jeszcze dodać. Oby tak dalej Akemi, oby ta wena dawała ci się we znaki . Pozdrawiam .

    A poniżej link do mojego bloga, chętnych gorąco zapraszam
    http://destiny-sasusaku-yumiiko.blogspot.com/2013_02_26_archive.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Ech, blogger nie lubi albo mnie, albo ciebie. Znowu nie powiadomił o notce ;__;
    Zacznę może od.. szablonu. Bardzo ładny, a fota z nagłówka podbiła moje serce <3
    Mam wrażenie, że profesor Calvin (Klain :D) odegra większą rolę w opowiadaniu, czy mam rację to się okaże, ale wydaje mi się, że jego postać mogłaby dużo namieszać ;D
    Ciągle intryguje mnie ten Sasuke.. matko jaki on tajemniczy! I ta jego brutalność.. jestem ciekawa jego historii, czy stał się taki przez śmierć rodziców, czy masz zupełnie inny pomysł na wytłumaczenie tego wszystkiego.
    Mam nadzieję, że następne spotkanie już się odbędzie, bo aż mnie zżera ciekawość czy Sakura wyjdzie z niego cało ;D

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  15. Blog zapowiada się genialnie. Nie mogłam się doczekać kiedy stworzysz historię w której wszystko dzieje się w prawdziwym świecie. Takie historie najbardziej do mnie docierają. Mam nadzieję, że nie opuścisz tego bloga. Nie mogę się doczekać nowej notki. A co do szablonu to genialny. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Niesamowicie się zapowiada... A szablon jest niesamowity! O ile Sasuke wygląda ok, to Sakura jest wsprost genialna.
    Co do samego tekstu, prócz drobnych błędó,w nie mogę powiedzieć ani słowa krytyki.
    Weny!
    F.

    OdpowiedzUsuń
  17. Trochę zwlekałam z przeczytaniem rozdziału, ale w końcu znalazłam czas i przybyłam!
    Co do szablonu, jest świetny i ten "hipsterski" Sasuke i "hipsterska" Sakura, cholernie mi się podobają ^^
    I ogólnie kolorystycznie mi się podoba ;)
    Co do rozdziału, nie wiem co napisać xd Pan z angielskiego wydaje się co najmniej dziwny, niby w porządku, ale jakiś taki.. Nie wiem xD Śmierdzi mi tu coś xD
    Real Madryt <3 huhu! Pamiętam jeszcze dość niedawno byłam zapalonym kibicem tego klubu (teraz mój entuzjazm nieco zmalał, ale wciąż jestem wierna). Cóż świeży *prawie jak świeże bułeczki prosto z pieca xD* pomysł z tą piłką nożną i wplątaniem w to Sakury - nie pamiętam już czy to pisałam czy nie xD
    Sasuke jest tu strasznie "groźny" i jego wilczur też się tak prezentuje *chociaż kocham tego wilczura*
    No i jestem ciekawa efektów treningu Sakury z Naruto, to będzie mieszanka wybuchowa ;D coś czuję, że Haruno nie będzie miała łatwo ;)
    Również ciekawa jestem jak potoczy się spotkanie Sakury i Sasuke, br.. aż mam ciarki na plecach.
    No i jeszcze ta informacja o ANI, dobijasz mnie wiesz? ;(
    Lecę czytać następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Coś czułam, że Sakura nie będzie miała łatwo. Wiedziałam, że chłopak nie zechce zawitać w bibliotece, a mimo to, jak główna bohaterka miałam do końca cień nadziei, że jednak to zrobi. :))
    Sasuke z rozdziału na rozdział wydaje się jeszcze bardziej mroczny, a tym bardziej tajemniczy. Nie mogę rozgryźć, o czym myśli. Nieprzewidywalny typ- chyba tak go można śmiało określić.
    Nie sądziłam, że dziewczyna użyje bandany, żeby zakryć szramy. I widocznie nie tylko mnie to zdziwiło. Jak dobrze, że Ino sama podsunęła pomysł na kłamstewko.
    Te wypady Sakury na boisko przez park, spotykanie tam chłopaka, ich konfrontacja coraz bardziej mnie ciekawią. A jeszcze bardziej to, jak z takich wrogich nastawień nakierujesz ich na tor zaprzyjaźnienia się, a potem miłości. :))
    Życzę masy weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja to na miejscu Sakury już w życiu bym nie weszła w drogę Sasuke :D a jakby znowu jej coś zrobił? :( yay, intryguje mnie twoje opowiadanie strasznie :D idę czytac daaaalej :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń