8/12/2014

#18 Zakochaliśmy się

Nie mogłam nic poradzić na to, że czułam się jak popychadło. Nasza wycieczka zapowiadała się w miarę sympatycznie, lecz Sasuke wpadł nagle w tak okropnie parszywy nastrój, że byłam gotowa zebrać w sobie tyle poczucia godności, co Temari i podziękować mu za takie denne towarzystwo. Wypchnęłam jednak tę myśl z głowy, ponieważ była niezgodna z moją naturą. Poza tym miałam niewielką nadzieję, że dowiem się, czemu Uchiha nagle stał się takim burakiem. Nie żeby wcześniej nim nie był, ale teraz zburaczył się do potęgi.  
 - Wysiadaj – rozkazał podle. Czułam się jak prowadzona na stryczek. Sasuke spojrzał na mnie przelotnie i to wystarczyło, abym zaczęła przypuszczać, że to siebie powinnam obwiniać za jego chamstwo.
Tylko dlaczego?
Pierwsze podejrzenie padło na pocky. Sasuke wyrażał się o słodyczach dość wulgarnie, tymczasem ja ciągle je podjadałam. Ale… poważnie? Wydziwiać przez pudełko słodkich biszkoptów?
 - No już! – Grzebałam się, więc upomniał mnie krzykiem. Rzuciłam mu krzywe spojrzenie i przyjrzałam się pagórkowi, przy którym zaparkowaliśmy. Sanada i Temari zdążyli zrobić użytek z pierwszego tee boxu, co oznaczało, że najwyższa pora gdzieś się zaszyć.
Zbierałam się do wspinaczki na wzgórze, gdy nagle drogę zagrodziła mi ręka Sasuke. Tkwił w niej czarny, nieokreślony przedmiot wielkości piąstki. Przez wzgląd na humorki Uchihy wolałam sama odkryć co takiego dostałam w prezencie. Minęłam go nieskromnie i już w połowie drogi na szczyt, połapałam się, że to piracka lornetka. Niezłe cudeńko.
 - Pilnujesz pracowników tej dziury. Jeśli jest tu jakiś dozorca, może mu się nie spodobać nasze zachowanie – wytłumaczył warkliwie.
Na ten raz nie uraził mnie już aż tak bardzo. Po pierwsze interesowałam się nową zabawką, a po drugie: do buraków dało się przyzwyczaić. Przyśpieszyłam i od razu runęłam na brzuch, żeby nie zdradzić lokalizacji. W czapce od Sasuke było mi niemiłosiernie ciepło, a złośliwość losu spowodowała, że chmury gdzieś się rozproszyły, więc słońce bez przeszkód mogło zająć się przegrzewaniem mózgów. Pozbycie się nakrycia nie wchodziło jednak w rachubę. Koniuszek czapki i tak wystawał znad szczytu pagórka, lecz ponad wszelką wątpliwość, nie rzucało się to w oczy tak bardzo jak pąsowy róż czyiś włosów.
 - Gotowa – oznajmiłam bojowo.
Sasuke dołączył chwilę później. Osunął się na przystrzyżoną trawę, ściągnął pasek z futerałem i wyjął aparat fotograficzny. Żeby zabłysnąć kompetencją upewniłam się, że nikt nie interesuje się naszymi poczynaniami, ale pani w okienku nie miała na  nas widoku, a oprócz Tem i Sanady, pole golfowe nie służyło innym klientom. Dla pewności próbowałam wypatrzyć dozorcę lub ochronę, ale po przeczesaniu obszaru obiektyw lornetki nie pokazał nic zajmującego.
 - Wszędzie czysto.
 - Świetnie – odmruknął Sasuke, zajęty przymierzaniem się do wizjera. Byłam okropnie niedocenianym podwładnym.
Jeszcze trochę poobserwowałam Tem i Sanadę. Słyszałam kliknięcia, więc Sasuke musiał zacząć uwieczniać tę randkę na zdjęciach. Przed oczami wyobraźni stanęła mi rozwścieczona Temari. Skoro usiłowała wycisnąć ze mnie coś na temat golfa, to jasne, że miała mierne pojęcie o grze. Zresztą nietrudno było zauważyć, jak przyjaciółka tupie lewą nogą. A pobudzona lewa noga oznaczała, że Tem nie chce się upokorzyć.
Niestety Sanada dobrze sobie radził. Przymierzał się właśnie do uderzenia kijem, a po łatwości, z jaką się nim obchodził, wiedziałam już, że nie chybi. Całym czasem nawijał coś do Tem, ale krótkie ruchy jej warg i mina sugerowały wymijające odpowiedzi. Stało się oczywiste, że ta randka nie jest dla niej żadną przyjemnością.
Cholera.
Przez ten mętlik w głowie sięgnęłam po pocky. Nieważne czy Sasuke je tolerował, czy nie. Stres należało zajadać.
 - Jest sfrustrowany – usłyszałam cichy, pewny swego głos. Sasuke jedno oko skupiał na wizjerze, a drugie zaciskał, więc nie mógł wiedzieć, że na niego zerkam. Swoją drogą starałam się to ograniczać. Tu nie chodziło o to, że wyglądał bosko, a ja nadal chowałam urazę za wrogość, którą dał mi odczuć bez konkretnego powodu. Tu chodziło o nagie ciało, ponieważ ono zbyt często stawało mi przed oczyma. Cholercia no! Dlaczego miałabym wyobrażać sobie nagiego faceta, który traktuje mnie w ten sposób?
 - Nieumyślnie mruczysz swoje myśli pod nosem czy raczysz nawiązać ze mną rozmowę? – spytałam bardziej wrednie niż początkowo zamierzałam.
Sasuke ogarnęła złość. Przerwał zabawę w fotografa i potarł skroń, jakby zmęczony moim zachowaniem.
 - Nie wiem. – W jego głosie słychać było niepokój.
Co, do diabła?
 - Nie wiesz, czy chcesz nawiązać ze mną rozmowę?
 - Po prostu pracuj dalej. Rób to, co masz robić – odparł zimno.
Och, trzymajcie mnie! Złamałam swoje zakazy i zaczęłam się na niego gapić. Był zabójczo przystojny, ale właśnie nadepnął mi na odcisk i jedyne, co miałam ochotę uczynić to skraść Sasuke okulary, roztłuc je w drobny mak, a potem wepchnąć mu do gardła.
 - Z czym masz problem, do diabła? Zrobiłam coś nie tak? Masz coś do pocky? Jeżeli tak, mogę zanieść je do wózka i…
 - To nie ma nic wspólnego z twoimi gównianymi pocky! – wykrzyknął. Od tej pory czekałam tylko aż uzupełni wypowiedź. „Powodzenia” – rzucił sarkastycznie mój mózg.
W sumie nie byłam zaskoczona, gdy Sasuke naprawdę zamilkł.
 - Jest takie jedno przysłowie, które twierdzi, że milczenie jest złotem, ale nie bierz go sobie do serca, okay? - Oddałam mu lornetkę. – Zrobiłeś już wystarczająco dużo zdjęć?
 - Chyba tak – powiedział, wsuwając ją do kieszonki w koszuli.
Myślałam, jak postąpić. Jeśli się podniosę, zachowam dumę, lecz równie dobrze mogę ją wykurzyć i oznajmić coś, co właśnie wymyśliłam.
 - A jednak znów pozujesz na bezuczuciowego i robisz wszystko, żeby kogoś zranić.
Sasuke patrzył na mnie z odrazą. Spróbował wstać, ale nagle zrezygnował. Wytrzymałam każde kolejne spojrzenie jego czarnych oczu i wyobraziłam sobie, że właśnie ze sobą walczy. Miotał się między ustąpieniem, a postawieniem kawy na ławę. Osobiście kibicowałam tej drugiej połowie, nawet jeżeli odrobinę mnie przerażała, odbijając się na twarzy Uchihy.
Tak czy owak, nie było już odwrotu.
Sasuke założył ręce za głowę i wpił palce w kark.
 - Chcesz umrzeć?
 - Co?
Tego na pewno się nie spodziewałam.
 - To, jak bardzo uparta jesteś, zapędzi cię do grobu.
 - Ale…
 - Skończysz jak mój brat. Chcesz tego?
Przez chwilę to, z jaką powagą się wypowiadał oraz to, jak mocno wierzył w te słowa kazało mi pomyśleć o jakieś zakaźnej i jednocześnie śmiertelnej chorobie, na którą cierpieli Uchiha. Później wspomnienia mnie przytłoczyły, ale dopatrzyłam się w nich jednego momentu ze szpitala, gdy Sasuke wykrzykiwał mi w twarz coś podobnego.
Wszyscy umrzecie!
 - Nie umrę – zapewniłam. – I twój brat także.
Sasuke uniósł brew.
 - Twierdzisz, że jesteście nieśmiertelni?
 - Oczywiście, że nie. Nie to miałam na myśli…
 - Twierdzisz, że potrafisz przewidzieć swoją śmierć i jej zapobiec?
Sasuke zapędził mnie w ślepy zaułek. Czułam się jak przegrana po skończonym pościgu, gdy nie ma dokąd uciec, a przeciwnik już zaczyna się szczerzyć z powodu zwycięstwa.  
 - Sasuke, przecież…
 - Ludzie umierają w każdej chwili. Nawet teraz, kiedy na ciebie patrzę, wiem, że ktoś umiera.
Wlepiłam wzrok w swoje ręce. Nie mogłam uwierzyć, że tak się tym przejmuje. Nie mogłam uwierzyć, że ostatecznie, po spędzonym razem czasie, on nadal uważa, że kopnę w kalendarz. 
Tyle, że to było pozbawione sensu. Skoro wierzył, że kontakt z nim jest zabójczy, dlaczego dzisiaj mnie tutaj zaprosił? Dlaczego zaciągnął do męskiej ubikacji? Dlaczego się ze mną przespał, do jasnej cholery? To wszystko było nielogiczne.
Z innej beczki: sądziłam, że słowa, które skierował do mnie w szpitalu, wywołał atak choroby. Tymczasem właśnie dochodziło do mnie, że Sasuke żyje w przekonaniu o tych przedwczesnych śmierciach każdego dnia.
Na mojej twarzy musiał malować się strach. Bardzo prawdopodobne, że Uchiha opacznie zrozumie tą reakcję i pomyśli, iż udało mu się mnie przestraszyć. Błąd! Nie czułam lęku przed losem, który dla mnie przewidział. Czułam lęk przed chorobą, która właśnie objawiała mi swój wysoki stopień zaawansowania.
Wyższy niż przypuszczałam.
Wyższy od relacji Itachiego. Nie. Albo nie. Przecież wspominał o nagraniu. Wspominał, że pierwsza napaść choroby została udokumentowana domową kamerą do nagrywania „sił wyższych”. Nigdy nie pytałam jak to wszystko się odbywało. Ani jego, ani Sasuke.
 - Mało ci dowodów? Mało nasłuchałaś się opowieści Itachiego? – zapytał. Już dłużej na mnie nie patrzył. Próbowałam się pozbierać i robiłam to, patrząc jak Sasuke wkłada aparat do futerału. – Mało osób odeszło?
Zamierzałam głośno opisać wszystkie nielogiczne rzeczy, których się dopuścił, ale wtem coś uniosło mnie do góry. Zdezorientowana, jęknęłam, kiedy nastąpiła utrata punktu zaczepienia z ziemią. Moje nogi zaczęły panicznie młócić powietrze, a materiał dżinsowego bezrękawnika wkuł mi się w pachy.
 - Ty zdradliwa, parszywa, ślepa jak kura… - odezwał się kobiecy, przeokropnie zły głos. Gdyby stworzono konkurs kobiecych, przeokropnie złych głosów, ten bezprecedensowo zgniótłby konkurencję na miazgę.
 - Słoneczko, nie tak nerwowo – poradził Sanada. Właśnie wdrapywał się na pagórek od przeciwnej strony i rósł przede mną coraz szybciej, aż ostatecznie zobaczyłam go w pełnej krasie. Do gry założył polówkę i starte rybaczki. 
 - Au, Temari, do jasnej cholery! To boli! – zaprotestowałam z myślą o wżynającym się w pachy dżinsie.
 - Słoneczko… – Sanada spróbował jeszcze raz.
 - Zamknij ryj!
 - Czuję miłość w powietrzu – powiedział Sasuke. Przez chwilę wlepiły się w niego wszystkie spojrzenia. – Ach, nie. To tylko to gówniane pocky. – Rzucił okiem na słodycze, które wysypały się z pudełka i przeturlał się na plecy. – Miłość nie cuchnie truskawkami.
Temari nagle mnie upuściła. Zaryłam tyłkiem o ziemię i po prostu musiałam jęknąć. 
 - Ty…! – Tem wycelowała w Sasuke palcem wskazującym. Moje męki z powodu promieniującego bólu na chwilę odwróciły jej uwagę. Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu i… tak jakby się rozmyśliła: – Albo ty! Tak! Najpierw ty!
 - Zaczekaj! To Sasuke mnie tu przyprowadził! Ja wcale tego nie chciałam!
 - A jednak zostałaś – syknęła. Oczywiście pragnęłam dalej się bronić, ale nie dostałam takiej szansy: – Sanada!
Sanada miał dziwny wyraz twarzy. Niby przyglądał się Tem ze sceptycyzmem, niby zmieszał się tym, że zostaliśmy z Sasuke nakryci, niemniej jednak coś pozwoliło mi dostrzec też cień gniewu. Przypomniałam sobie co wymamrotał Uchiha, zanim wdałam się z nim w sprzeczkę:
Jest sfrustrowany.
A zanim zdążyłam to przemyśleć, Sanada podał Tem… pistolet.
 - O kurczę! – Zaczęłam żałośnie się wycofywać. – Chyba żartujesz.
 - Sakura. Ta broń została zaprojektowana z myślą o zboczeńcach i durniach, którzy nie znają granic. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę zmuszona użyć jej przeciwko tobie. Nie sądziłam też, że gdy będę miała cię na muszce, poczuję, że ci się należy. Ale to prawda. Twój ryj na to zasłużył.
 - Ale…  
Puf. Nie zdołałam poprosić o pomoc Sanadę ani Sasuke. Temari nacisnęła spust i raptem trafiła we mnie struga lodowatej wody. Na tyle, na ile było to możliwe osłaniałam się ramionami, ale Tem szybko przerwała nalot, powtarzając, że zasłużyłam. Wredny babsztyl! Użyłam kilku mocnych słów i ściągnęłam z głowy czapkę, żeby ją wyżymać.
 - No tak – odezwał się Sanada. – Mnie przynajmniej ostrzegła. Ale dogadaliśmy się i postanowiłem skonfiskować tę spluwę, żeby nie dostała się w niepowołane ręce.
Podniosłam się z ziemi, zła na cały świat. Gdyby Sasuke nie spowodował zamieszania swoimi herezjami, nigdy nie zostalibyśmy zauważeni.
Sasuke zawiesił pokrowiec - z aparatem w środku - na szyi. Znów wszyscy byliśmy w niego wpatrzeni. Z ust Tem na razie nie wyciekała piana, więc najwyraźniej Kirisame zdążył ją już uprzedzić, że cała rozpierducha sprowadza się do zabawy w paparazzi.
  - Powiadają, że opanowanie sztuki kamuflażu wcale nie przychodzi tak trudno. – Poirytowany Sanada przebiegł oczami po mnie i Sasuke. – Pod warunkiem, że się ukrywa, a nie wystaje znad pieprzonego pagórka!
Temari skrzyżowała ramiona, przyjmując pozycję typowej jędzy.
 - Czego spodziewałeś się po zatrudnieniu Sakury? Ta porażka była do przewidzenia.
 - Ma rację – mruknął Sasuke.
 - Co za…! – Niewiarygodne, jak bardzo utożsamiałam się w tej chwili z Sanadą. Starałam się zapanować nad emocjami, ale nosiłam w sobie pełną od gniewu czarę, która wkrótce mogła się przelać. Okay, zachowałam się podle. Wkopałam Temari w tragiczną randkę z fetyszystą i do teraz w ogóle nie doceniłam tego, że zgodziła się na nią pójść. Postawiła mi jeden warunek: nie podglądaj i nie łaź za mną jak cień. Ściśle mówiąc, miałam unikać tego, co zrobiłaby Ino.
Zaczęło mnie nosić. Rozczarowałam samą siebie. Poczułam, że to niesprawiedliwie tak po prostu gniewać się na Temari przez to, że przerwała mój dialog z burakiem. Zrobiłam jej znacznie gorsze rzeczy.
 - Ta randka jest do bani – powiedziała.
Sytuacja stała się niezręczna. Sanada wyglądał jak zbity pies, a Sasuke robił za wczasowicza, wylegując się na słońcu. Czy tylko mi przyszła na myśl ucieczka? W sumie to byłoby najmądrzejsze posunięcie. Jakkolwiek przymusowa i „do bani” była ta randka, wypadałoby ją przynajmniej  dokończyć.
 - Sasuke – rzekłam ze śmiertelną powagą. – Chyba powinniśmy już iść.
Uchiha posłusznie wstał i zdjął okulary, wieszając je na podkoszulku.
 - Choć raz dobrze gadasz.
 - I co? Teraz zamierzacie się zmyć? – spytała Tem, gdy ja ratowałam pocky.
 - Nie „zmyć’, tylko z dobrego serca podarować wam czas sam na sam – sprostowałam, człapiąc już za Sasuke, który kierował się w stronę naszego melexa. – Pogadajcie, powyjaśniajcie sobie różne  sprawy…
 - Tutaj nie trzeba nic wyjaśniać.
Posłałam jej błagalne spojrzenie. Jeśli kiedyś Sanada wydał mi się typem odpornym na ostre słowa, w tej chwili zmieniłam zdanie. Naprawdę trochę go żałowałam, widząc jak stoi za moją przyjaciółką, przeszyty na wylot ostrzem jej krytyki.
 - Do zobaczenia, Sanada! – zawołałam.
Tem domyśliła się podtekstu. Z westchnięciem spojrzała na Kirisame, a ten jeszcze leniwie mi odmachiwał.
Odeszłam, mając do tego co najmniej trzy powody. Rozdrażniona Tem jest bee. Sanada, któremu niemal współczułam też jest bee – wolę jego nonszalancję – ale najbardziej bee są niedokończone dyskusje z Sasuke Uchihą.
Gdy rozległ się turkot silnika, spróbowałam ułożyć sobie w głowie parę wstępnych formułek, ale obawiałam się, że mój rozmówca skontruje każdą próbę nawiązania kontaktu: tę przemyślaną i tę zupełnie spontaniczną.
Wślizgując się na miejsce obok Sasuke, mogłam tylko pomyśleć: niech dzieje się, co chce i powiedzieć to, co akurat przyniosła mi na język ślina:
 - Sanada musi bardzo ją lubić.
 - Sanada jest w szoku. – Sasuke wykonał skręt, dzięki czemu nasz wóz wyłonił się zza wzniesienia. – Nieczęsto spotyka się z odrzuceniem. Temari to jędza.
 - Dlatego, że go nie chce? – Uniosłam się.
 - Dlatego, że jej nie lubię.
Rzuciłam przemoczoną czapką prosto do bagażnika. Sasuke nie skomentował jej losu, więc ja także się tym nie zamartwiałam.
 - Tem wysyłała Sanadzie dość jasne sygnały – dodałam.
 - Kobiety można łatwo zbajerować. Spójrz na jego oczy – to zawsze był dobry patent.
 - Tem nie ulegnie słodkim oczkom.
Świadectwem moich słów były krzyki, które właśnie usłyszeliśmy.
Sasuke dodał gazu.
 - Kłócą się… - odezwałam się zaskoczona.
 - To nie nasz problem.  
Jego nie, ale mój był bezapelacyjnie. To ja kazałam Temari wpełznąć do tego bagna, i to ja pierwsza się stamtąd wygrzebałam, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem podczas ucieczki. Zostawiłam tam przyjaciółkę na pożarcie.
I  żałowałabym tego jeszcze bardzo, bardzo długo, gdyby nie żelazne ogrodzenie, do którego nieuchronnie wiózł nas melex.
 - To już koniec naszego spotkania? – Nie starałam się ukryć strachu.
Oczy Sasuke wychynęły spod grzywki.
 - Tak, to koniec.       
Nagle ogarnęła mnie złość. Jej napływ był tak dobitny, że jedyne, co wydawało mi się w tej chwili słuszne, to zatrzymanie pojazdu. Tylko to uchroniłoby nas od dotarcia do bram; tylko tyle mogłam zrobić, żeby nie dać „końcowi” dojść do skutku.
Więc wcisnęłam pedał hamulcu – tak, ja - najmocniej, jak umiałam. Wetknęłam stopę między nogi Uchihy i zanim zdążyłam ocenić jak szeroko otworzył usta, zerwało nas do przodu.
Chociaż brakowało dwóch centymetrów, aby Sasuke rypnął czołem o deskę rozdzielczą, a mi przed oczami pomrugiwały plamki, pragnęłam jak najszybciej przejść do meritum. Temari i Sanada skakali sobie w tym czasie do oczu, zatem nie widziałam powodu, żebyśmy również nie mogli rozpętać małej wojny.  
 - Czy tobie już kompletnie odbiło? – zawołał gniewnie Sasuke.
To mnie nie dźgnęło. Nie teraz. Nie, kiedy moja złość przerastała wszystko inne.
 - Muszę w końcu dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. – Obeszłam melexa i stanęłam po stronie kierowcy, dając mu do zrozumienia, że powinien wysiąść.  – Dlaczego mnie tutaj zaprosiłeś? – wydusiłam z siebie bez skrępowania. - Dlaczego wczoraj zabrałeś mnie do domu? Dlaczego zrobiłeś ze mną te wszystkie rzeczy, jeśli tak czy inaczej, sądziłeś, że moja rychła śmierć to pewniak?
Sasuke patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale tylko z początku. Po paru chwilach na jego twarzy odmalował się wyraz, który zawsze informował mnie, że właśnie przekroczyłam granicę.  
Raptem poderwał się z siedzenia i zaczął sobie wzdychać. Naprawdę. Westchnął jeden raz, potem kolejny. Powtarzał ten rytuał jeszcze jakiś czas, jeżdżąc ręką po włosach.  
 - Ty nie rozumiesz. Naprawdę tego nie rozumiesz. – Brzmiało to tak, jakbym w rzeczywistości powinna to rozumieć. Trudno, widocznie byłam wyjątkowo niepojętna. Przecież nadal miałam ochotę zadać mu tysiąc pytań. – Czasami trudno nad tym zapanować – powiedział Sasuke, zerkając dosłownie wszędzie, tylko nie w moje oczy. – Czasami jest to wręcz niewykonalne. Są chwilę, kiedy wydaje mi się, że tym razem będzie inaczej, jednak później uświadamiam sobie, że gdybym zacząć w to wierzyć, podjąłbym ogromne ryzyko. Ja… odkąd pamiętam… jestem rozdarty. I to zawsze z tego samego powodu.  
Napinając się, zauważyłam, że nielekko przychodzi mu rozmowa na ten temat. W pewien sposób było to dla Sasuke… ubliżające. I podczas gdy on przeciągał spojrzenie po horyzontach, żeby uniknąć spotkania naszych oczu, ja starałam się jakoś mu odpowiedzieć.
 - Wyobraź sobie, co czułem po naszym seksie – rzucił niespodziewanie. Oczywiście patrzył na wypożyczalnię sprzętu golfowego.
 - Kusi mnie, aby powiedzieć ci, że to paranoja, ale… nie wiem czy mi wolno. Właściwie to nie wiem, jak rozmawiać z…
 - Chorym psychicznie? – uściślił dla mnie, zupełnie nieurażony.
Westchnęłam.
 - Tak, właśnie. Zdiagnozowano u ciebie chorobę, a ty się jej nie wypierasz…
Sasuke ponownie się wtrącił:
 - Prawda, nie wypieram się jej, ale też nie całkiem się z tym zgadzam.
 - Słucham? Tyle razy podkreślałeś, że jesteś popieprzony. Jeszcze dzisiaj kazałeś mi pamiętać, że obcuję z osobą, która ma, moment, jak to szło? – Udałam zastanowienie, lekko pukając opuszką palca o skronie. – O! Z osobą, która ma nierówno pod sufitem.
Teraz to on westchnął. Niedługo zrobi się z tego zacięta rywalizacja.
 - Jestem po prostu wrażliwy na czyjeś bezpieczeństwo. To dość oczywiste i uważam, że każdy człowiek, którego posadziłbym na swoim miejscu, reagowałby tak samo. – Jego twarz pozostała sztywna i surowa.
 - Ale twoje ataki…
 - Dlatego nie wypieram się choroby. Dlatego mała część mnie pogodziła się z tym, że coś ze jest nie w porządku. To są momenty, kiedy nie mam nad sobą żadnej kontroli. Wtedy wszystko mnie przerasta i czuję, że za chwilę wybuchnę. Nagle ktoś umiera. Nagle dowiaduję się, że nad kimś zawisła groźba śmierci. Mam prawo mieć tego dość, prawda? Mam prawo odreagowywać! – Usiłowałam zachować kamienną twarz, gdy mną potrząsnął, lecz na krótką chwilę do mojego serca zakradł się strach. Rozumiałam doskonale tą całą filozofię z rozdarciem i podziałem na malutkie kawałki. U Sasuke były takie, upierające się przy istnieniu choroby psychicznej. We mnie chowały się skurczybyki, które wybierały dogodny moment, żeby przypomnieć mi o Ino, a konkretniej o jej bolesnym doświadczeniu.
„Uderzył mnie!”– mówiły błękitne oczy, kiedy radziła potraktować to jak ostrzeżenie.  
A moje serduszko od razu odparowało, zgorszone:
„On właśnie się zwierzył. Tobie, Sakuro! Dosadnie opisał wszystko, czego doznaje i wszystko, z czym musi się mierzyć. Jeśli on kiedykolwiek użyje wobec ciebie przemocy, to ja pochodzę z przeszczepu od chińskiego dawcy!”
Nie było mowy, żebym zawdzięczała życie chińczykowi, więc pogrążyłam się we wstydzie. Skupiłam się na swoich pragnieniach, stwierdzając, że najbardziej zależy mi na tym, aby się uspokoił; stwierdzając, że chcę go przytulić i brać przykład z Nobu; stwierdzając, że czuję się odpowiedzialna za przywrócenie Sasuke do normalności i za skopanie tyłka „siłom wyższym” bądź jakimkolwiek istotom, które zarządzają losem ludzi.
 - Nie waż się mi współczuć. – Sasuke drżał ze złości. Miałam go właśnie objąć i wyszeptać jak bardzo będę się starać, żebyśmy przetrwali, jednak Uchiha pokrzyżował mi plany, zaczynając krzyczeć:
 - Codziennie żałuję tego, że to właśnie twoje nazwisko wyczytała Cherron, tego feralnego dnia! Żałuję, że pozwoliłem ci się do mnie zbliżyć! Żałuję, że czasami odpuszczałem zamiast dalej cię odpychać! Nie mogłaś kręcić mnie trochę mniej?!
Po wielu sekundach ciszy, zdecydowałam się na słaby uśmiech.    
 - Cokolwiek powiesz, ja i tak nie dam ci świętego spokoju. Dobrze o tym wiesz. A przynajmniej nie do tego momentu, w którym zdołasz mnie przekonać, że już w ogóle cię nie kręcę.
 - Zakochałaś się – powiedział. Wreszcie podłapałam jego spojrzenie. Patrzyliśmy na siebie, milcząc jak zaklęci. Choć Sasuke wcale tego nie robił, wydawało mi się, że mnie dotyka.
 - Ty też – odrzekłam szeptem.
 - Tak, właśnie tak. Gdybym się nie zakochał, wierz mi, nie porwałbym cię do mojego domu, chociaż wiedziałem, że Sanada pożyczył mi wóz i idąc z tobą na piechotę, zostawię go bez opieki na stacji paliw jak ostatni sukinsyn, ale z drugiej strony nie chciałam nas podwozić, ponieważ nie da się jednocześnie całować dziewczyny i kierować samochodem. To znaczy, nie jest to niemożliwe, tyle że…
 - Rozumiem! – zawołałam, zdumiona ilością słów, które z niego wyciekły.
A Sasuke jeszcze nie skończył:
 - Dziś Sanada kazał mi zrobić te zdjęcia, a kiedy podsunął, żebym zabrał cię ze sobą i przestał wymyślać niestworzone scenariusze, odmawiałem tylko przez chwilę. Natomiast teraz umieram z ciekawości, bo okazuje się, że jesteś mu coś winna, a ja nie mam zielonego pojęcia, co między wami zaszło.
Rozbolał mnie mięsień żuchwy. Pewnie dlatego, że za mocno otworzyłam buzię. Potem głośno się zaśmiałam.
 - Nie obraź się – zaczęłam – ale teraz wypadłeś nawet uroczo.
 - Jezu. – Przybity Sasuke cofnął się z jękiem.  – Przestań się szczerzyć, tylko zrozum, że przy mnie grozi ci coś strasznego.
 - To ty właśnie oznajmiłeś, że jesteś we mnie zakochany. Jakże mogłabym rozpaczać? Po tym wyznaniu nawet śmierć nie jest mi straszna! – rzekłam wojowniczo, wypinając klatkę piersiową. Gdy jednak ujrzałam jak jego nastrój się pogarsza, zamiast zmierzać ku lepszemu, natychmiast straciłam zapał. – Sasuke!
 - Co? – Wydał mi się zmieszany. I wściekły. Wściekły na to, że musi czuć się zmieszany. – Nie mogę ignorować tego, co działo się przez te wszystkie lata.
 - Nie możesz obwiniać się za czyjąś śmierć! – sprostowałam. – Nie ty niesiesz ze sobą zagrożenie. To tylko… niefortunne, cholernie nieszczęśliwie przypadki. Przecież z Sanadą znasz się już chyba z ponad rok i…
 - Poleciał do Korei, więc długo się nie widzieliśmy.
 - To nie ma znaczenia.
 - Tego nie wiesz. Ty i ja to…
Nigdy nie dowiedziałam się, co tworzyliśmy razem, ponieważ Sasuke dostrzegł coś, co sprawiło, że cały zesztywniał. Rzadko zdarzało się, żeby tak wyraźnie dzielił się ze światem swoimi emocjami, więc sprawdziłam co takiego ma na celowniku.
 - Wy zawsze potraficie poprawić mi humor! – zawołał głos.
Sanada!
Jakimś cudem stąpał między naszym nieszczęsnym pagórkiem, a bunkrem z piasku, szczerząc się niczym aktor w reklamie pasty do zębów. Za nim niechętnie podążała Temari, niosąc kij.
 - D-długo tak… nas widzicie? – spytałam. Sugerując się odległością, która wynosiło około trzydziestu metrów, nowe obawy zapchały mi mózg.
 - Wystarczająco długo, żeby ogarnąć, jak bardzo jesteście w sobie zakochani – odparła  z drwiną Tem.
Cudownie. Uznając, że nie zależy mi na jakiś inteligentnym kontrataku za pogwałcenie naszej prywatności, po prostu siedziałam cicho. Sasuke również nie miał zamiaru ich besztać, zatem jakiś czas gapiliśmy się na intruzów w ciszy.
Ostatecznie Sanada wystąpił do przodu i głośno powiedział:
 - Zastanawialiśmy się czy macie ochotę zagrać!
 - Mamy! – zapewniłam szybko.
Właściwie to nie; nie miałam najmniejszej ochoty na partyjkę golfa, ale ktoś musiał w końcu przerwał tę żenadę. Sasuke przystał na propozycję. Jego twarz nie zdradzała, co między nami zaszło, nawet jeśli mierzyliśmy się w oko w oko ze świadkami kłótni. W przeciwieństwie do niego, nie potrafiłam się opanować, przerażona tym, że Kirisame zacznie nas męczyć niezręcznymi pytaniami.
Ale najwidoczniej nie miał na to nastroju. Zawróciliśmy z Sasuke do tee boxu z wózkiem golfowym, a Tem i Sanada poszli na piechotę. Pod naszą nieobecność zdążyli rzucić monetą i wylosować pierwszego gracza.
 Kiedy – w pełnej gotowości - staliśmy w półkolu nad piłką, zauważyłam, że Sasuke i Temari szczególnie często obmacują swoje kije i testują różne chwyty. Uchiha przewrócił oczami, bo to jemu przypadła pierwsza kolejka. Bez ogródek spytałam się czy ktokolwiek grał w golfa już wcześniej i oprócz Sanady, który się zgłosił, reszta ponownie przyczepiła wzrok do piłeczki.
Czy w nią trafię, czy też nie – dla mnie było to bez różnicy. Najwyżej się zbłaźnię. Jednak Sasuke Uchiha i Temari no Sabaku, zarozumiali, „bezbłędni” i „najlepsi z najlepszych”, nie wyobrażali sobie losu, z którym ja - prawdę powiedziawszy - liczyłam się od samego początku.
 - No dalej, Uchiha. – Temari znów przybrała pozycję zołzy, wspierając dłonie na biodrach. Na pewno czułaby się o niebo lepiej, gdyby Sasuke chybił.
Sasuke zgarbił się przed piłką i zaczął przymierzać do niej główkę kija.
 - Pomóc? – zaproponował Sanada.
 - Wystarczy, że powiesz jak poprawnie trzymać ten szajs.
 - Przede wszystkim oburącz. Stań w lekkim rozkroku, bokiem do kierunku lotu piłki.
Zaczęłam pochłaniać tę wiedzę z małą nadzieją, że jednak się nie skompromituję. Sanada, ku memu zaskoczeniu, tłumaczył wszystko rzeczowo i bez zbędnego wywyższania się.
 - Technicznie dobrze wykonane uderzenie jest niemożliwe dla amatora, dlatego pieprznij tą piłkę najmocniej, jak się da i pomódl się, żeby nie ugrzęzła w piasku – zakończył, stając między mną, a Tem.
 - Technicznie dobrze, to zaraz ci pieprznę w łeb.
 - I co się plujesz? Chcę tylko pomóc.
Temari wyrzuciła ręce w powietrze.
 - Możemy wreszcie zacząć?
 - Nie – odwarknął Sasuke. Jego spojrzenie jeździło od dalekiego horyzontu przed nami i z powrotem do piłeczki.
 - Ale to stanie się dzisiaj? – Sanada zaczął wywijać kijem. Nie nawyczyniał jednak  za dużo, ponieważ łokieć Tem wylądował między jego żebrami. – Au! T-ty mendo…!
Uchiha prychnął.
 - Już nie „słoneczko”?
- Już dla mnie nie świeci.
 - Nigdy dla ciebie nie świeciła… - zaczęła Temari.
 - Ty świeciłaś dla mnie odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem – wszedł jej w słowo Sanada. – To ja po prostu nigdy nie świeciłem dla ciebie.
Sasuke wykonał zamach, lecz raptem zatrzymał się w bezruchu. I to tylko po to, żeby rzucić:
 - Romantyczne w chu…
 - Ani słowa więcej! – wzburzyła się Tem.  
Zaczęłam tracić cierpliwość. Skrycie liczyłam, że Uchiha spudłuje, a ja nareszcie stanę przed szansą spisania się lepiej od niego. To było dla mnie potwornie ważne, dlatego, gdy wrócił do punktu wyjścia, czyli lekkiego rozkroku, wystąpiłam z porządnym opieprzem.
Straszna szkoda, że mniej więcej w połowie krzyków, wrył się dzwonek z telefonu.
 - Moja? – Sanada obłapił kieszenie rybaczek. Temari również odruchowo posprawdzała czy nic jej nie wibruje, ale, koniec końców, to Sasuke odłożył kij i wyjął komórkę.
 - Moja – oznajmił.
Sanada wciągnął powietrze. Nie uciekła mi szybka wymiana spojrzeń między nim, a Sasuke. Pamiętałam „kawałek nieba” i to, jak pobladł, zerkając na wyświetlacz. Potem zostawił mnie samą i zniknął.
Na szczęście tym razem Sasuke zareagował spokojniej. Odszedł na parę kroków i zaczął rozmowę, która z mojej perspektywy była tylko przytłumionymi oraz niezrozumiałymi słowami. Sanadzie najwyraźniej ulżyło, więc z werwą zaoferowałam zastępstwo za Uchihę. Tem natychmiast przesunęła mnie na właściwe miejsce.
 - Uderzaj!
I to właśnie uczyniłam – z ociągnięciem, ale główce mojego kijka udało się nie ominąć celu. Byłam uszczęśliwiona trafem, nawet jeśli piłka nie poszybowała daleko. Po konsultacjach, które wszczęła Tem, postanowiliśmy współpracować i zobaczyć ile wykonamy uderzeń, zanim piłka znajdzie się wreszcie w dołku. Sasuke był ostatni w kolejce, ale nie załapał się do pierwszej tury.
Gdy minęła druga, Sanada gniewnym tonem rozpoczął krytykę postawy Temari, a ona złośliwie nie poprawiła ani jednego błędu, tylko uderzała po swojemu. Kirisame (i mnie) wpienił fakt, że nawet ta samowolka wychodziła jej jako tako – Tem spudłowała tylko raz. Po czwartej turze miałam na koncie dwa niecelne rozmachy, jeden żałosny traf i całkiem konkretne uderzenie, za które zostałam pochwalona przez naszego „mistrza”.
Z biegiem czasu przesuwaliśmy się bliżej dołka, zależnie od toru lotu piłki. Kiedy nie nadchodziła moja kolej, wypatrywałam w oddali Sasuke – odchodząc, rozpłynął się za pagórkiem. Od tej strony nie miałam jednak na niego widoku.
Minęło już ponad piętnaście minut.
Sanada zawahał się przez chwilę, gdy go o tym poinformowałam, ale potem stwierdził, że to normalne. Chciałabym móc wprost zapytać od kogo był ten telefon, tyle że różnokolorowe oczy chłopaka wyraźnie mi tego zakazywały, naprowadzając na Tem. Skoro zachowywał się w ten sposób, zapewne miało to związek z chorobą Sasuke. W końcu Itachi prosił, żebym dochowała tajemnicy i nikogo nie wprowadzała w sytuację jego brata. Zależało im na poufności.
Przy następnej turze udało mi się tylko drasnąć piłkę. Całym czasem myślałam z kim Sasuke może toczyć rozmowę i jaki patent stosuje ów tajemniczy gość, jeśli potrafi zagadać go na tak długo. Pomyślałam wtedy o grupie wsparcia. Kosmiczny bogacz nie udzielił mi żadnych konkretnych informacji. Właściwie tylko głośno rozważał, czy powinnam tam dołączyć, a kiedy dwadzieścia minut później przytoczyłam ten temat w obecności Sasuke, ten również nie wydał mi się specjalnie rozmowny.
O co tu chodziło?
Sanada już leciutko stukał kijem w piłkę, ponieważ wielkimi krokami zbliżaliśmy się do pierwszego dołka. Jak się okazało, łącznie mieliśmy ich zaliczyć osiemnaście, pomijając już, że runda amatorskiego golfa trwała do pięciu godzin. My zastosowaliśmy parę uproszczeń: między innymi ręczne uwalnianie piłki z przeszkód. Sanada atakował nas przez to oskarżeniami o niesprawiedliwą grę, ale gdy zaproponowałyśmy, aby wydobył piłkę z wysokiej trawy, używając kijka, mruknął coś niezrozumiale i pozwolił nam dalej robić swoje. Podobno to najbardziej nielubiana przez graczy przeszkoda. Trudno im się dziwić.
Zaczęła się szósta tura. Po Sasuke nadal nie było śladu. Tym razem spotkałam spojrzenie Sanady i zobaczyłam tam odbicie własnych myśli. Coś jest nie tak.
Nie wytrzymałam:
 - Potwierdź tylko, że to nie był telefon od jego brata.
 - Nie, na pewno nie. – Sanada zerknął nieufnie na Temari, ale i tak westchnął, otwierając się przede mną: - Widziałem. To nie Itachi ani specjalny numer alarmowy.
 - Specjalnie numer ala…?
 - Dzwonimy z niego do Sasuke, kiedy sprawa dotyczy jego brata i jest śmiertelnie poważna.
 - Jacy „my”? – zapytałam, ale po chwili sama spróbowałam sobie odpowiedzieć: – Grupa wsparcia?
Sanada znów spojrzał na Temari. Ona natomiast podejrzliwie nas obserwowała.
 - Wiesz o grupie wsparcia?
 - Nie, ja po prostu…
 - Kurczę, ciągle zapominam, że Itachi z tobą rozmawiał. No tak. – Sanada oddalił się odrobinę i zaczął chodzić w kółko.
Przypomniałam sobie, że w tym momencie istota i skład grupy wsparcia obchodziły mnie tyle, co nic. Dodałam więc szybko:     
 - Kto w takim razie dzwonił?
 - Udawajcie, że nie mam uszu – poradziła Tem, widząc jak wątpiące oczy Sanady ponownie się na niej zatrzymują.
Doszłam do wniosku, że przekonując go, zmarnuję sporo czasu. Bez słowa wytłumaczenia odłożyłam kij i pognałam za pagórek. Sasuke powinien szwendać się w okolicy, jeżeli ma nerwice natręctw i urządza sobie dalekie podróże, rozmawiając przez telefon. Siostra mojej babki ma tak od młodości – do dziś zapuszcza się w głąb wsi, nie całkiem świadoma, że przemierzyła kilometry podczas trajkotania. 
Szansa na to, że Sasuke cierpi na podobną przypadłość wynosiła jeden do miliona. A jednak nigdzie go nie dostrzegłam.
 - Sanada! – Przywołałam go do siebie machnięciem ręki.
Przybiegł w trymiga. Jego mina nie zapowiadała niczego dobrego.
 - Kurczę – zawołał, zastając pustą przestrzeń. Potem powtórzył, głośniej: - Kurczę!
Temari podpatrywała nas z daleka. Najwyraźniej nie była pewna, czy powinna mieszać się w tę sprawę. Wolałam jednak nie tracić cennego czasu na spieranie się z Kirisame i przekonywanie go, że przyjaciółka jest osobą, której bezdyskusyjnie można zaufać. Tym zajmę się później. Tem na pewno rozdrażni tak wiele niejasności, ale na wypadek ubłagałam ją krótkim spojrzeniem: proszę, wytrzymaj!
Wzruszyła ramionami i zebrała porozrzucane kije.
 - Musimy go znaleźć – powiedziałam do Sanady, drżąc na całym ciele.
 - Wiem. Wiem o tym. – Przeczesał włosy i przez chwilę przypominał mi lwa. – Wiem, wiem.
 - To zróbmy coś!
 - Subaru – zająkał się. Potem na mnie spojrzał, bosko olśniony: – Parking! Samochód!
 - Środek transportu? – podpowiedziałam.
 - Myślisz, że bez pozwolenia pożyczył twój wóz? – Temari nadbiegła niespodziewanie, uzbrojona we wszystkie cztery kije. Obraz prezentował się koszmarnie. Wyobraziłam sobie, że używa ich na nas jak mieczów świetlnych. Sanada musiał pomyśleć o tym samym, bo oboje równocześnie się wycofaliśmy. – No co? – spytała.
Chłopak przeczesał kieszenie rybaczek – przednie i tylne. Gdy dobrał się do lewego pośladka, szczęknęły klucze.
 - Nie wziął wozu.
Przebiegłam oczami po caluśkim polu golfowym.
 - To niemożliwe, żeby wyszedł poza teren. Wyjście jest w zupełnie innym kierunku – stwierdziłam. – Zauważylibyśmy go, gdyby tam zawracał.
 - Zaraz – powiedziała Tem. – Dlaczego od razu zakładacie, że gdzieś spieprzył?
Sanada także zaczął się rozglądać.
 - Powiedzmy, że takie sytuacje już się zdarzały.
 - Te telefony są aż tak przerażające?
 - Przerażająca to jest jego psychika, nie-słoneczko.
Czasami aż za bardzo. Przyjmując założenie, że rzeczywiście dostał następnego ataku i popadł w obłęd, Sasuke mógł być wszędzie. Jeszcze dziś opisywał mi jakie katastrofalne uczucia targają nim w takich sytuacjach i szczerze wątpiłam, żeby teraz miało dla niego znaczenie to, czy o czymś nas poinformowałam.
No jasne, że nie.
Jednak oprócz podstawowe pytania - gdzie jest Sasuke? – trapiło mnie jeszcze jedno.
Co takiego wywołało atak?
Nie muszę tłumaczyć, o czym pomyślałam. To byłoby niesprawiedliwe. To byłoby… fatalne, okrutne, straszne… Rozumiałam, że ludzkie życie jest kruche jak porcelana, ale rozumiałam też, że Itachi kruszył się powoli, a nie z rozmachem, za jednym mrugnięciem.
 - Najmądrzej byłoby dowiedzieć się czy jest stąd jakieś inne wyjście. Przecież to pole golfowe jest chyba ogrodzone, nie? – odezwała się Tem.
I miała rację. Pierwszą warstwę ogrodzenia stanowiły zalesione przestrzenie. Pole nie było specjalnie wielkie, luksusowe bądź profesjonalne, czasami uważano je raczej za atrapę, a jako, że znajdowało się w pobliżu jezdni, dorobiono drugą warstwę: płot. Zupełnie automatycznie przypomniałam sobie jak zwinnie Sasuke prześlizgnął się na drugą stronę okratowania, gdy zmierzaliśmy tutaj tym nieszczęsnym skrótem.
Dlatego powiedziałam:
 - To nie będzie konieczne. Z tego, co widzę, ogrodzenie nie jest szczególnie wysokie. 
Sanada ogarnął mój tok myślenia.
 - Przejście na drugą stronę to dla Sasuke łatwizna.
 - W takim razie dokąd mógł pójść?
 - Niebawem się tego dowiem. Teraz zajmijmy się wózkami. Nie-słoneczko, poradzisz sobie jako kierowca? Ja poprowadzę wózek od Sakury i Sasuke, okay? Pakujcie kije i piłkę. Jak najszybciej się stąd zmywamy.
Po raz pierwszy Temari wydała mi się zagubiona. Sanada już ruszył w stronę mojego melexa, ona natomiast skakała spojrzeniem od punktu do punktu, jakby właśnie zlecono jej coś po chińsku.   
 - Tem? Wszystko wyjaśnię po drodze, obiecuję. – Pociągnęłam ją za rękę. – A teraz chodź, proszę. Musimy się spieszyć!  

Nie wolno było podważać wyborów Temari bądź im niedowierzać – właśnie tego nauczyłam się po trzech latach w jednej klasie ogólniaka. Jeśli dziewczyna decydowała się na coś, co w żadnym razie nie było do niej podobne, należało to zaakceptować i uwierzyć, że ma ku temu wystarczające powody. A powody Tem były zawsze wystarczająco wystarczające, żebym wystarczająco długo nad nimi rozmyślała, i tak ich nie odgadując.
Teraz jednak nawet się nie wysiliłam, bardziej zajęta panikowaniem, lecz obstawiałam, że Temari pragnie uciąć z Kirisame krótką pogawędkę. Dlaczego? Ano dlatego, że wrypała się na przedni fotel. Zrobiła to, mimo że to ja byłam już o krok od naciśnięta klamki tamtych drzwi. 
Sanada zniknął pod pretekstem wykonania telefonu i zostawił nas w wozie. Przez szybę przyglądałam się jak maszeruje w tę i nazad niczym zwierzę w klatce. Zanim przystawił komórkę do ucha, niedowierzał czemuś, co ujrzał na wyświetlaczu.
Dla uspokojenia postanowiłam mówić. Mówienie zawsze działało, a zatem Tem miała pecha.
 - Myślałam, że chcesz go zaszlachtować.
 - To nie tak. Po prostu czekam na odpowiedni moment, żeby wreszcie jasno przedstawić Sanadzie sytuację.
 - A sytuacja jest taka, że w żadnym stopniu nie oczarowały cię jego prześliczne oczęta, tak? – podsumowałam.
 - Oczy ma całkiem ładne – przyznała. - Ale nie tylko oczy mają czarować. Wiesz o czym mówię.
 - Wiem, wiem. – Przytrzymywałam się brzegu siedzenia. Sanada nie wyglądał na szczęśliwego, a gdy skończył rozmawiać i wreszcie ruszył w naszym kierunku, przycisnęłam guziczek, aby szyba zsunęła się w dół. – I co? Co się stało?
 - Itachi, ablacja chirurgiczna, przerażony Sasuke… - wymienił, a wsiadłszy do auta, wydał mi się raczej zmęczony niż rozhisteryzowany. Zamarł jednak, widząc Tem po prawej. – Ojej, kogoż tu przywiało?
 - Chcę tylko chwilę porozmawiać – odparła nabzdyczona i oczywiście patrzyła w przeciwnym kierunku.
 - Zmieniłaś zdanie?
 - Nie. Chcę porozmawiać właśnie dlatego, żeby wytłumaczyć ci dlaczego go nie zmieniłam.
Teraz i Sanada zrobił się wielce obrażony.
 - W słowach jesteś ostra jak brzytwa, nie-słoneczko.
 - Halo! – odezwałam się, opadając na fotel. – Sasuke? Ablacja jakaśtam? Cokolwiek?
 - Ablacja chirurgiczna to operacja. Sasuke dowiedział się od Ca… pewniej osoby z grupy wsparcia, że jego brat przez nią przejdzie – wyjaśnił mi Kirisame. Nacisk kładziony na grupę wsparcia potraktowałam podejrzanie, lecz na ten czas musiałam wziąć pod lupę co innego.
 - Powiedziałeś, że nikt nie dzwonił z numeru alarmowego!
 - Bo nie dzwonił. To numer jednego członka grupy. Nie dzwonił do Sasuke z alarmowego, bo operacja tego typu nie jest niczym poważnym i bynajmniej nie zagraża życiu pacjenta. Ale… wiesz doskonale, co dolega Sasuke, prawda? On traktuje to nieco inaczej. Po pierwsze: nie znosi, gdy w ogóle nadarza się sytuacja, aby ktoś mógł umrzeć. Pewnie już wysnuł miliard teorii, co się może wydarzyć, żeby jego brat tego nie przeżył. Według naszych ustaleń będzie szwendał się gdzieś przy parku w Izumo albo blisko boiska, a biorąc pod uwagę odległość, która dzieli go od celu, bez problemu przechwycimy Sasuke w drodze. Wszystko jasne?
 - Rozumiem tylko jedną rzecz – pochwaliła się z drwiną Tem: – Że nie wolno mi nic z tego rozumieć. To jakiś wielki sekret, ta?
 - Ostra jak brzytwa i mądra jak sowa. Tym bardziej szkoda, że już nie jesteś moim słoneczkiem.
 - Tylko mi się wydaję, czy nagle zrobiliście się za bardzo spokojni? – Wrypałam twarz między ich siedzenia. Złą, oburzoną twarz. – Sanada, jedź wreszcie! Co z tego, że wiemy dokąd zmierza?! Musimy prędko go odnaleźć, zanim stanie się coś złego!
 - Co sugerujesz? – spytał, ale na szczęście obudził silnik samochodu i wrzucił bieg. – Sasuke nie zrzuci się z mostu. Nie jest głupi.
 - Nie jest głupi, ale na pewno jest mu cholernie smutno. Potrzebuje kogoś, kto podniesie go na duchu.
 - Jezu, ale to szlachetne – mruknęła Temari.
Po dwóch minutach Subaru pędziło już przed siebie. Sześćdziesiąt kilometrów na godzinę wydawało mi się bezpiecznym wynikiem, ale z czasem przestałam zawracać sobie głowę szybkością. Czułam, że liczył się czas. Czułam, że choć Sasuke będzie z uporem powtarzał, że nas nie potrzebuje, tylko my będziemy w stanie przywrócić mu spokój.
Operacja ponoć nie niosła ze sobą żadnego ryzyka, właściwie była niegroźna i wystarczyło ją „odbębnić” – tak to postrzegał zdrowy umysłowo człowiek. Dla Sasuke, osoby, która co rusz kogoś traciła, to kolejne, ogromne ryzyko, jeśli nie wyrok na jego bracie. Bądźmy szczerzy, Uchiha nie sądził, że to nieszczęśliwe zbiegi okoliczności. On uważał, że w jakiś sposób przyczynia się do czyjeś śmierci, więc z pozoru nieszkodliwa operacja była dla niego czymś przeraźliwym: możliwością na to, że to tajemnicze przekleństwo może się potwierdzić.
Ponownie. 
Nagle samochód gwałtownie podskoczył i, słowo daję, przez moment całkowicie stracił kontakt z powierzchnią. Tem i ja zaczęłyśmy krzyczeć – ja z przerażenia, a Tem po prostu krzyczała na Sanadę. Koła wozu zetknęły się wreszcie z asfaltem, co dał nam do zrozumienia ich przeciągły pisk. Kirisame udało się odzyskać panowanie nad kierownicą, a ja – jak podejrzewałam - dorobiłam się siniaka, uderzając czołem o tył przedniego fotela.
Sanada nie zatrzymał jednak wozu. Zwolnił do trzydziestki i zaczął zalewać nas pytaniami. Zamroczona promieniującym bólem po wypadku masowałam jego epicentrum i wygodniej umościłam się na swoim miejscu, pobieżnie odpowiadając na zadane mi pytania.
 - Koleś, jak można nie zauważyć progu zwalniającego? – spytała gniewnie Tem. Na szczęście nie zaliczyła bliskiego spotkania z deską rozdzielczą.
 - Przepraszam, przepraszam. Nie jestem stąd. W Korei wcale się od nich nie roi.
Niedobrze.
Znaczy się, w tamtej chwili, niczego nieświadoma ja, zwyczajnie mierzyła spojrzeniem mijane dzielnice, szukając wśród tłumów Sasuke Uchihy. Robiłam to z dzwoniącym w piersi sercem i rękami przyciśniętymi do szyby. Wyglądałam jak mała, odurzona nadzieją dziewczynka, która patrzy przechodnią w oczy, za każdym razem doznając ogromnego rozczarowania.
 - To dziwne – stwierdziła po długich minutach milczenia Tem. – Powinniśmy już dawno go wyprzedzić. Uchiha nie podróżuje chyba z prędkością światła.
Słońce znów osnuły chmury. Zbierało się na deszcz.
 - Musi gdzieś tu być – mamrotał Sanada.
Rozpoznałam już wijące się wstęgi ścieżek parku. O tej porze liczba spacerowiczów znacząco przygasła. Dostrzegłam tylko pojedyncze osoby z psiakami na smyczach. Okolica stawała się coraz bardziej upiorna, im bardziej ciemniało niebo u góry. Nie widząc Sasuke, zrozumieliśmy z Sanadą, że istniała jeszcze jedna miejscówka, do której mógł się udać. Temari uznała, że Sasuke nie miał szans nigdzie dotrzeć z pola golfowego, bo sama droga na dworzec zajmowała z tego osiedla około piętnaście minut. Byłam innego zdania, bo przecież niewiadomą jest, jak szybko Uchiha ulotnił się z pola golfowego. Przecież rozegrano kilka rund, zanim się połapaliśmy.
Kiedy przedstawiłam teorię na głos, wszyscy przyznali mi rację.
 - Nie mamy innego wyjścia – ciągnęłam. – On musi być w hurtowni. W tym obskurnym pokoju z kartonami. 
Sanada zerknął ostrzegawczo na Tem, a ta podniosła obronnie  ręce.
 - Nie mam uszu, jasne?
 - Tylko tam ma szanse się uspokoić, bez obawy, że ktoś zobaczy go w takim stanie – mówiłam z przejęciem. – Jedź już!
Posłuchał. Wcisnął pedał gazu aż kątem oka wypatrzyłam, że wskaźnik szybkości dobija osiemdziesiątki. Nie robiło to jednak różnicy. Świadoma, że nic więcej nie wskóram, na wszelki wypadek skakałam od okna do okna, rejestrując widoki. Nie wyobrażałam sobie, żebyśmy mogli go ominąć i popędzić dalej.
Sanada i Temari zaczęli polemizować:
 - Co takiego sprawia, że nie mogę ci się spodobać? – pytał on.
 - Jesteś obrzydliwe pewny siebie i myślisz, że twoja wada genetyczna zdobędzie serce każdej kobiety, proste.
 - Moja wada genetyczna tylko mi w tym pomaga. Resztą zajmuje się osobowość.
 - Doprawdy? To dziwne, bo mnie nie ujęło ani to, ani to.
 - Wrrr! To strasznie wkurzające, gdy dziewczyna moich marzeń uparcie wmawia sobie, że na mnie nie leci, chociaż wiem, że jest zupełnie ina…
 - Nie jest inaczej! Nie jest ani trochę inaczej, pojmij to wreszcie! Nienawidzę obrzydliwej pewności siebie, nienawidzę, gdy ktoś polega tylko na swoim wdzięku i urodzie. Durniu, to ty sobie wmawiasz, że twoja osobowość choć trochę dokłada się do zwycięstwa w walce o kobiece serce, kiedy w rzeczywistości sprawę załatwiają śliczne oczka!
Ojej. Mnie by rozpadło się serce.
Sanadę natomiast wzięły nerwy. Odbiło się na to na Subaru, które zawyło, gdy kierowca skazał go na męczarnie jeżdżenia na zbyt niskim biegu. Słysząc to, Kirisame ulżył wozowi.
 - O nie! – zawołał. – Myślałem, że jesteś silną, samowystarczalną kobietą, tymczasem okazujesz się pospolitą mendą!
 - Dlatego, że na ciebie nie lecę?
 - Dlatego, że próbujesz mnie zranić, żebym się poddał! Wiem, że tak naprawdę nie myślisz o mnie w ten sposób. Może los podarował mi w prezencie śliczne oczka, ale na swoją osobowość nie narzekam i wiem, że łatwo ją polubić. Jestem pewny siebie, owszem, ale na pewno nie próżny. Znam granicę.
 - Podoba mi się ktoś inny.
 - Co?
 - Co? – dołączyłam się.
 - Podoba mi się ktoś inny – wycedziła Tem i tak mocno wykręciła szyję, żeby wyjrzeć za okno, iż przez chwilę wydawało mi się, że chrzęsła tam jakaś kość.
Sanada drżał ze złości.
 - Ach tak? Świetnie. Ten gość musi być świetny! Już go nienawidzę – ostatnie wyszeptał, a potem szybko włączył radio i nie szczędził nam decybeli, coraz bardziej podkręcając głośność. – Nie chcę już słyszeć ani słowa więcej.
 - Czego słuchasz? – Od razu złamałam zakaz.
 - Przekonasz się.
Temari obrzuciła go niechętnym spojrzeniem, ale on nie był w stanie tego ujrzeć. Skupił się na drodze przed sobą, a wskaźnik na desce rozdzielczej dobijał już do setki. Nawet po tym, jak zjechał z drogi ekspresowej, prędkość nie malała. Wtedy to naprawdę nie miało dla mnie żadnego znaczenia.
Z głośników płynęła wolna, uspokajająca muzyka. Odrobinę się rozluźniałam. 1. Prawdopodobieństwo tego, że Sasuke skrywał się w hurtowni było tak ogromne, że we mnie zakorzeniło się to jako pewność. 2. Wierzyłam, że nie wyrządzi sobie żadnej krzywdy. Co najwyżej pokrzyczy trochę i przejdzie się po pomieszczeniu od wybranego punktu A do punktu B dziesiątki razy.
Jeszcze troszeczkę.
Nagle ta „wolna, uspokajająca muzyka”, która, nie ukrywajmy, chwilowo odprężyła nawet Tem, przemieniła się w agresywny dubstep. Sanada roześmiał się gorzko i znów zwiększył prędkość.
 - Serio? – wzburzyła się moja przyjaciółka. – Serio?! 
 - Jak najbardziej, nie-słoneczko. A teraz wybacz, śpieszę na pomoc mojemu kumplowi!
 - Wyłącz to!
 - Nie – odrzekł chrapliwie.
 - Sanada! – Pogroziła mu piąstką.
Piosenka znów zmieniła ton na wolniejszy. Temari odetchnęła, lecz Sanada marudził pod nosem coś na temat wożenia naszych zadków.
Wtedy to się stało.
Samochód znów podskoczył, tracąc wszelkie punkty zaczepienia z jezdnią. Lecz tym razem lot trwał o wiele dłużej i ani ja, ani Temari nie dostałyśmy szansy, aby porządnie opieprzyć Sanadę. Tu nie chodziło o to, że z szoku zabrakło mi języka w ustach. Wszystko zdarzyło się tak szybko, że gdy wylądowaliśmy na ziemi, auto zakręciło się wokół własnej osi i samowolnie zjechało w nieznane. Zdążyłam dostrzec, jak kierowca walczy o przejęcie kontroli nad maszyną, ale każdy jego wysiłek szedł na marne.  W którymś momencie siła raptownie strąciła mnie na bok, a ból w barku tak mocno dawał mi w kość, że znajomych widziałam już podwójnie.
Zobaczyłam jeszcze głowę Tem, która mocno uderza o szybę. Potem rozległ się pisk opon, auto ponownie wykonało półobrót i ostatecznie popędziło w stronę najbliższego drzewa za krawężnikiem. Tak. Kora tego piekielnego drzewa była ostatnim widokiem, którym mogłam się nacieszyć przed utratą przytomności. 


Od autorki: No tak, obiecałam poprawę, a waszą cierpliwość naciągnęłam nawet bardziej niż zwykle. Cóż, dla waszej wiadomości nie zaserwuję wam teraz długiej listy powodów, dla których mielibyście mi wybaczyć. Nie wymówię się także „brakiem czasu” ani dość popularnym „brakiem weny”, niemniej jakieś wytłumaczenie się wam należy, więc będę wręcz bezczelnie szczera.
Nie cierpię szkolnych romansów. Nie ze względu na ich sUodkość – one po prostu mnie nudzą. Ogólnie lubię wątek miłosny, ale głównie w fantastyce lub książkach z wizjami przyszłości. GAT narodziło się tylko dlatego, bo byłam ogromnie ciekawa jak poradzę sobie ze szkolnym romansem i, bądźmy szczerzy, czymś bardzo rozchwytywanym w blogsferze Narutowskich fanfików. Mówiąc szczerze, to dzięki wam skończę tę historię. Byłam naprawdę bardzo, bardzo, bardzo (bardzo) zaskoczona, kiedy okazało się, że blog został tak ciepło przyjęty. Obserwatorów i komentarzy przybywało w zastraszającym tempie, więc naturalnie uznałam, że coś jednak musi w tym opowiadaniu być, skoro tyle osób tak dobrze go przyjęło. Na fejsbuczkach piszę wam ciągle, że wena i chęci są. Są, są, ale korci mnie napisać coś własnego. UWIELBIAM Sakurę Haruno, jestem całym sercem oddana SasuSaku i do dziś jestem pewna, że Kishi ich zeswata, jednak po tylu latach pisania, w mojej głowie siedzi przynajmniej dziesięć wizji własnych bohaterów i własnego świata przedstawionego, rozumiecie. Chcę już wyjść poza ten poziom i wspiąć się trochę wyżej, jeśli oczywiście sobie poradzę, a na tym etapie, czuję, że właśnie tak będzie.
Do czego zmierzam? Ano do tego, że czasami naprawdę się zmuszam, by dopisać rozdział. No i te narzekania na shouboxie jakoś jeszcze bardziej mnie do tego zniechęcają. Nie mówię o osobach, które cieszą się rosnącymi procentami, tylko o tych, które oczekują, że w wakacje dzień w dzień będę siedzieć przed lapkiem i stukać w klawiaturę.
Wybaczcie więc, że końcówka tego rozdziału wydaje się… słaba. Tak miało się stać, ale jestem przekonana, że mogłabym to wszystko lepiej opisać. Trudno. Teraz nic lepszego ze mnie nie wyjdzie. Do zakończenia GAT zostały dwa/góra trzy rozdziały. Obiecuję, że postaram się odzyskać chęci i zakończyć bloga z klasą; żeby nie uderzyło was wrażenie, że te ostatnie posty są pisane po macoszemu.   
Losy Totsuzen na ten czas są pod znakiem zapytania. Niby mam ułożoną fabułę, niby jest bliższa gatunkom, które kocham, ale to ciągle nie będzie moja własna twórczość, tylko fanfik. W tym roku dochodzi jeszcze matura, a więc kupa nauki. Czas pokaże. Przy planowaniu i pisaniu pierwszych rozdziałów Totsuzena wena była olbrzymia, zatem wierzę, że to tylko taki mały kryzys i niebawem mi przejdzie. Jeśli wyrwę się kiedyś z fanfikowego świata, chciałabym przynajmniej zrobić to, nie zostawiając żadnego bloga na lodzie.
To teraz was przeproszę, że znów zostawiam czytelników w takim punkcie opowiadania. Dla pocieszenia dodam, że nie słynę z sad endów.
Trzymajcie się!

PS Zrobiłam z Sanady dupstepowca! Jak kogoś ciekawi, czegoż słucha, zapraszam do zakładki z muzyczką!


34 komentarze:

  1. Dwa, trzy rozdziały do końca? ;___; Prosze powiedz ze to zart :(
    Rozdział fantastyczny, opłacało się czekać :)
    Sanada mega mi się podoba w tym opowiadaniu
    I jestem ciekawa kto podoba sie Temari i co będzie dalej z Sasuke i Sakurą
    (naprawdę mam nadzieję, że dobijesz chociaż do 30 rozdziałów, bo grzechem byłoby tak szybko kończyć tak fantastyczne opowiadanie)
    No i jeszcze dodam, że zakochałam się w takim Sasuke! Jest idealny :) (dziwne mam ideały, hm XD)
    Pozdrawiam i życzę weny/ A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niekomentująca do tej pory czytelniczka melduje się na służbie!

    Na początku przeproszę, że nie komentowałam wcześniejszych rozdziałów, ale niestety nie jestem czytelniczką od samego początku. :c Ale w każdym razie nie to chciałam tu napisać, tylko że jeśli chciałabym skomentować w teraz w tym komentarzu poprzednie rozdziału, to po prostu bym nie umiała. Nie potrafiłabym zebrać do kupy myśli i pewnie nie wyszłoby z tego nic sensownego. Pragnę napisać komentarz, gdy przeczytam od początku naraz wszytskie rozdziały razem z końcem. W między czasie będe zapisywać jakieś cytaty bądź myśli w notatniku, a na końcu to podsumuję. Kiedyś już tak zrobiłam i sposób mi się spodobał. W sensie nie! Nie oznacza to, że nie będe komentować teraz przyszłych rozdziałów. Tylko no, to co opisałam to taki plan na więksyz komentarz co do całości :3 Mam nadzieję, że rozumiesz? Bo nie wiem czy dobrze się określiłam xD

    Podczas czytania tego rozdziału również zapisałam parę drobnostek, z którymi się podzielę, w sensie no znasz je, bo są Twoje, ale dołącze do tego moje myśli. Tak... Znowu nie umiem się wysławiać i wychodiz jakieś masło maślane.

    Uchiha nagle stał się takim burakiem. Nie żeby wcześniej nim nie był, ale teraz zburaczył się do potęgi.

    Zakochałam się w tym xD Może to dlatego że ogólnie przezwisko "burak" mile mi się kojarzy, a może przez to, że wywołałaś tym u mnie uśmiech od ucha do ucha.

    - Ludzie umierają w każdej chwili. Nawet teraz, kiedy na ciebie patrzę, wiem, że ktoś umiera.

    To jest takie, no... Nie umiem znaleźć na to określenia, ale gdy to czytałam od razu pomyślałam sobie " W tej chwili też ktoś może umierać". A to z kolei sprawiło, że poczułam się smutnie. Co jeszcze do smutku, to całe wyznania, chyba mogę to tak nazwać, Sasuke też wywołały u mnie podobne uczucie.

    - Technicznie dobrze wykonane uderzenie jest niemożliwe dla amatora, dlatego pieprznij tą piłkę najmocniej, jak się da i pomódl się, żeby nie ugrzęzła w piasku – zakończył, stając między mną, a Tem.
    - Technicznie dobrze, to zaraz ci pieprznę w łeb.
    - I co się plujesz? Chcę tylko pomóc.
    Temari wyrzuciła ręce w powietrze.
    - Możemy wreszcie zacząć?

    Ta scenka, ponownie sprawiła, że się śmiałam. No to było po prostu genialne! Kocham taki humor. Mimo że nie mogę go sprecyzować, to wiem, że go kocham. :D

    - Już nie „słoneczko”?
    - Już dla mnie nie świeci.
    - Nigdy dla ciebie nie świeciła… - zaczęła Temari.
    - Ty świeciłaś dla mnie odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem – wszedł jej w słowo Sanada. – To ja po prostu nigdy nie świeciłem dla ciebie.
    Sasuke wykonał zamach, lecz raptem zatrzymał się w bezruchu. I to tylko po to, żeby rzucić:
    - Romantyczne w chu…
    - Ani słowa więcej! – wzburzyła się Tem.

    O to jest kolejna taka scena. Zwłascza podsumowanie Sasuke. prosto, zwięźle i na temat xD A całe to "słoneczko" na prawdę mi się spodobało. To znaczy no, że przezwisko. Żeby ktoś sobie nie pomyślał, że chodzi mi o inne słoneczko, bo teraz słoneczka mają różne znaczenia. Z resztą nieważne, bo komentarz schodzi na zły tor.

    W każdym razie, rozdział wywołał dużo emocji. Więc brawo, świetna robota. Uczucia oddane bardzo realistycznie i poruszająco, a humor jak to ma w zwyczaju bawi :D

    Muszę rozbić komentarz na dwa, bo wyświetliło mi się powiaodmienie pryz publikacji, że wartość musi mieć co najwyżej 4 096 znaków xD Także zaraz opublikuję drugą część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadchodzę z częścią komentarza, którą musiałam odciąć :c

      Odniosłabym się teraz do tego co umiesciłaś od siebie pod rozdziałem. Rozumiem co masz na myśli jeśli chodzi o no wiesz, własny świat i bohaterów. Aczkolwiek ja miałam na odwrót. Na siłe chciałam napisać coś własnego ignorując fakt, że fabuła bloga od początku należała do bohaterów Naruto. Jednak marzy mi się napisanie czegoś własnego, a pisanie fanfiction traktuję jako takie przygotowanie. Dzięki blogowi, przesiedziałam sporo czasu nad interpunkcją, do czego wcześniej bym się raczej nie zmusiła. Pomogło mi też czytanie twórczości innych blogerek jak i książek. Ale mniejsza, bo zaczynam się rozpisywać o sobie xD W każdym razie rozumiem o co chodzi Ci z tym, że chcesz tak jakby iść dalej. Z jednej strony to dobrze, że nie ograniczasz się tylko wiesz, no do fanfiction. No a drugiej strony nie ma xD

      A co do końcówki to ja takie uwielbiam. Ogółem lubię jeśli chodzi o wypadki samochodowe. Oczywiście, że w realu jest to, no wiadomo, że nieszczęśliwe. Ale czyta mi się o tym na prawdę dobrze, zwłaszcza opis jaki temu nadałaś sprawił, że wszystko można było sobie dokładnie wyobrazić, co nie zawsze się udaję. Także ponownie brawo :D

      Pozdrawiam i trzymam za Ciebie kciuki :)

      O i jeszcze jedno! Widzę, że czytasz Hopeless. Bardzo chciałabym ja przeczytać i normalnie poluję w bilbiotece, bo ostatnio mi ją zwinęli sprzed nosa! Ja wchodzę, a dziewcyzna wychodzi i niesie w rękach jedyny egzemplarz ;_; No więc, jeśli mogę zapytać, to poleciłabyś ją? :3

      Usuń
    2. Wohooł. Jak zobaczyłam tyle wymienionych w komentarzu fragmentów, to byłam święcie przekonana, że to wypisane błędy, ale nie! Jak miło, że udało mi się kogoś rozbawiać :]
      Bardzo dziękuję za taaaaaki komentarz <3 Nie pogardziłabym częstszymi, ha!
      O "Hopeless" na razie nie mogę powiedzieć nic - kończę dopiero książkę Greena. Ale słyszałam już wiele pochlebnych opinii i to od dość wymagających czytelników, dlatego zacieram rączki na lekturę :p

      Usuń
  3. Rozdział wyczepisty!
    Urzekł mnie ten jeden z niewielu momentów otwartości Sasuke. Zwierzył się Sakurze z większości swoich emocji, a nawet wyznał miłość! To jest to!
    Ten wypadek zmroził mnie. Teraz to dopiero Uchiha eksploduje. Jestem (prawie) pewna, że Saki przeżyje, ale już sobie wyobrażam, w jakim stanie będzie Sasu, gdy się o tym dowie. Brr! Aż mi się niemiło robi. W końcu jego (pierwsza) miłość została zmuszona do bardzo bliskiego kontaktu ze śmiercią, której tak panicznie się boi. Już widzę, jak Sasuke wrzeszczy na Sakurę: "Wiedziałem, że tak będzie! Niedługo umrzesz", czy coś w ten deseń. A ja nienawidzę (NIENAWIDZĘ), kiedy Uchiha jeszcze bardziej pogrąża się w przeświadczeniu o swojej klątwie.
    Mam nadzieję na w miarę szczęśliwy koniec ;)
    O! I jeżeli zaczniesz pisać coś własnego, to koniecznie musisz dać link. Będę czytać ^^

    Troszku mi smutno, że to już (prawie) koniec GAT. Przywiązałam się do tego opowiadania ;>. Czytelniczką jestem od momentu, kiedy natrafiłam na link do twojego FF bodajże na Lapidarium Narutowskim. Weszłam tu wtedy po raz pierwszy. Wtedy też ostatnim rozdziałem była magiczna trzynastka, więc siedzę tu dość sporo czasu. Oczywiści nie dorównuję czytelnikom, którzy byli tu od początku ^^". Cóż, ja tu pitu pitu, a już późna pora (23:13), więc będę już kończyć mój wywód.

    Weny życzę na zakończenie tego blożka z przytupem, na jaki zasługuje!

    Zawsze wierna
    ShoriChan

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohayo :3

    Sasuke się załamie ;o operacja,wypadek ukochanej i przyjaciela..
    Zycie go utwierdza jedynie w jego przekonaniach..Kurcze nie wyobrażam sobie jak bardzo jest mu ciężko ;c Słowo "zburaczył" jest meeega ;D Przeraża mnie logika bruneta,wszędzie śmierć.. cholerny burak no ;c Jego życie to jeden wielki dramat ;c Mam nadzieję,że chociaż psa nie skrzywdzisz droga Akemii ;p

    "Zobaczyłam jeszcze głowę Tem, która mocno uderza o szybę."

    Straszny widok,sama miałam zaszczyt doświadczyć owej sceny lecz rolę Tem grała moja młodsza siostra..Hmm ta końcowa scena wstrząsnęła mną. Wywołała wiele skrajnych emocji.Strach,smutek to niewiele w porównaniu do tego co działo się w mojej głowie.Może to przez moje własne przeżycia.

    " - Tego nie wiesz. Ty i ja to…"

    To nie daje mi spokoju. Co on chciał powiedzieć?! Może uważa to za błąd? A może za ryzyko? Może głupotę...
    Jeeeezuuusieeeńku..
    Mam nadzieję,że Sakura zdoła wyprowadzić go z tej choroby. Mam nadzieję,że ten dramat zakończy się happy endem.

    "- Technicznie dobrze, to zaraz ci pieprznę w łeb."

    Moja reakcja była tak bardzo nieogarnięta,ten wybuch śmiechu,łzy w kącikach oczu i mama z miną godną psychiatry pochylającego się nad jednym z trudniejszych pacjentów domu "bez klamek".;D

    "Losy Totsuzen na ten czas są pod znakiem zapytania. "

    To zdanie mnie przeraziło tak bardzo,że...no nie wiem..
    Gapiłam się w to zdanie jak "wół na malowane wrota". Mam nadzieję,że wena powróci. Normalnie będę się o to modlić ;o
    Chcę wiedzieć Czy Sakura zostanie inkubatorem heh ^^ Chcę wiedzieć czy poradzi sobie z tym burakiem no i co będzie z tą małą dziewczynką które imie mi wyleciało z głowy(kurde) ;<


    Sanada i Dupstep ;D Tu mnie zagięłaś muszę przyznac ;D
    Ten blog to super sprawa ;) Szkoda,że Ci nie leży ale no mnie wciągnął :)
    Mój komentarz jeeest troszkę nieogarnięty ale...może się przyzwyczaisz do mojego psychopatycznego bełkotu ;D

    Podsumowując :
    1.Rozdział jest wy,ku,rwi,s,ty ;D !
    2.Sasuke to burak zgadzam się z różową ^^
    3.Błagam nie zostawiaj Totsuzen ;C
    4.Końcówka rozdziału świetna <3
    5.Kocham tego bloga iCiebie za pisanie go ^^

    Przepraszam za błędy to z ekscytacji ;D!
    (Tak,tak trzeba się jakoś tłumaczyć ,nieee? *-*)

    Pozdrawiam i żczę weny,ściskam,całuję.
    Wierna i oczarowana czytelniczka;

    Polly-chan ~

    OdpowiedzUsuń
  5. Akemii, jesteś dupa. Legalna, patentowana dupa.
    Rozumiem twój ból, bo osobiście też nienawidzę romansów z całego serca. Szkolne wersje tego gatunku są nie do zniesienia. SasuSaku wprost gardzę, ale mimo wszystko, kiedy przychodzi mi wybrać kolejnego fanfika do przezcytania, zazwyczaj jest włąśnie o tej parze.
    I pomimo mojej nienawiści do dziko romantycznych zrywów, GAT urzekł mnie w całej rozciągłości.
    Ostatnich kilku rozdziałów wyczekiwałam z niecierpliwością. Ale wszystko co dobre kiedyś bierze w łeb. GAT też.
    Kocham tą historię całym sercem, ale chciałabym, żeby już się skończyła. Będzie mi smutno, ale tak będzie lepiej, bo, niestety, widać, że straciłąś do niej serce.
    Rozdział nie jest zły. Jest ciekawy, dużo się dzieje. W pewnym momencie byłam pewna, że Sakura się zamachnie, i rąbnie Sasuke z półobrotu. To jest chyba to, czego mi ostatnio tu brakuje.
    Brakuje mi też Sasuke na białym koniu, wyciągającego Sakurę z wraku Subaru.
    Chciałabym, żebyś znów pokochała tą opowieść, bo jest tego warta.
    Pozdrawiam,
    Me.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę się starała z całych sił, no ale wiadomo, ciężko pisać coś, na co rzyga się tęczą. Mnie to chyba dołuje ta początkowa słodkość pierwszych rozdziałów, bo ni mam już jak z tego wybrnąć.
      Ale obiecuję, będę walczyć (shannaro, te sprawy).
      Się już tego szkolnego romansiora zaczęło, to trzeba go przynajmniej zajebiście skończyć C:
      Dzięki za komentarz.

      Usuń
  6. Woah, moja kochana Akemii! Guess who's back?! Mari is heereee!
    Okej, a teraz poważnie-niepoważnie. Kiedy ja Ci ostatnio skomentowałam notkę, no kiedy? Właśnie, ja też nie pamiętam. I wybacz, ale czytałam wszystko! I rozpływam się przy ostatnich rozdziałach. Ty doskonale wiesz, jak uwielbiam Twoje blogi, Twój styl pisania i Ciebie. (No właśnie, panna, wpadnij czasem na gg, tęskno mi do naszych rozmów)!
    Ah, rozdział. Mówiłam Ci już, że kocham Twojego Sasuke? A Sanada i Temari to wisienka na torcie. Szczerze mówiąc po ostatnim rozdziale spodziewałam się, że czymś nam tu dowalisz, ja to po prostu wiedziałam. No i proszę! Rozdarłaś i zszokowałaś mnie końcówką. Patrzenie na śmierć bliskich nie jest czymś, co życzyłabym komukolwiek. Nie uśmiercaj mi tu nikogo, bo jeszcze Sasek popełni samobójstwo i co? >< Naprawdę, z każdym słowem coraz bardziej wciągam się w czytanie, w opowieść. To tak jakbym to przeżywała... albo chociaż patrzyła na to z boku, ale jednak dalej na żywo! Kobieto, to, jak opisujesz Sasuke i jego uczucia to coś nieziemskiego! Całość jak zwykle cudnie się zgrała, Ty uwielbiasz coś złego i dobrego w jednym, oj Ty Ty... Ah, ja tu pitu pitu, a dalej nie napisałam nic konkretnego. Ale co mogę pisać, jeśli sama wszystko dobrze wiesz? Weny do skończenia bloga życzę, kochana, bo to najważniejsze!
    No i cóż... wiem jak się czujesz z popędzaniem co do notki i brakiem chęci. Pomiędzy bałaganem w moim zakręconym życiu nie miałam, no cóż... czasu ani chęci usiąść przed wordem i zacząć skrobać. Miałam nadzieję, jak to wcześniej sobie mawiałyśmy, że obudzę się, a rozdział będzie gotowy. Nie ma tak dobrze. A szkodaa! Różnica między nami jest jedna! Ty masz czytelników! ><
    Ah, mówiłam Ci już, że nienawidzę szkoły? Wzgardziłam klasą maturalną, maturą, podaniami na studia, ale przynajmniej mam to za sobą. Jazda zacznie się w październiku. Oj, moja droga, prawo mnie wzywa! Pochwalę Ci się za to, że napisałam połowę rozdziału i mam zamiar go skończyć w ciągu trzech dni. Wow, jak na mnie i aktualną sytuację to spore wyzwanie, hahaha.
    No cóż... weny i jeszcze raz weny, moja droga! Bo moje serduszko raduje się, kiedy mogę czytać trochę z Twojej twórczości (no i kiedy widzi Cię na gg, no błagam, zostaw chociaż jakiś inny kontakt :C).
    Pozdrawiaa
    Twoja ukochana Mari!
    Ding dang who's your bosss?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariiiiii!!!!
      GG dało ciała i nie chce się włączyć! Mogę maila podać, adres fejbuczka, jak ci wygodniej, ale gadu-gadu kaput totalnie.
      Mniejsza z tym! Jak się cieszę, że dałaś znak życia <3 I cieszę się podwójnie, że kontynuujesz fanfika, bo akurat niedawno odwiedzałam twojego bloga i myślałam, cholera, jaka szkoda, że nie ma na nim życia.
      A maturą już rzygam, choć nawet nie zaczęłam się do niej uczyć. Takie tam (y).
      Powodzonka w kończeniu rozdziału - trzymam kciuki, bejb. I odzywaj się częściej C:

      Usuń
    2. Cokolwiek podaj, moja droga, mogę Cię nawet zasypywać sms-ami, haha, aby był jakiś kontakt!
      Aj, ja też się cieszę, że blog znowu ruszy, bo notki nie było od grudnia, a to tragedia. Szczególnie, że obiecałam ją w krótkim czasie. ><
      Rzygaj maturą, rzygaj póki możesz. A Ty jeszcze zdajesz tą nową! No, będę trzymać kciuki!
      Nie-dziękuję, żeby nie zapeszyć! Pewna piosenka dodała mi takiej weny, że od razu złapałam się za worda. A nie ma jej jeszcze na yt, co ja wrzucę z notką? *ból i rozpacz w oczach*
      Będę, będę! Nie dam Ci tak łatwo o mnie zapomnieć, kochana!

      Usuń
    3. Hehe, nie.
      Na szczęście zdaję starą (technikum ma dobrze), dlatego rzygam nią trochę mniej. :P
      Tyyy, co to za piosenka? Mnie też by mogła wena chwycić!

      Usuń
    4. O jaka sprytna, kto ma dobrze!
      Chcesz, to podeślę Ci na e-mail (tylko podaj :* XD), bo na necie naprawdę, nieuchwytna, haha. Przynajmniej na ten moment.
      No i tajny-lajkowaczu, zamiast tylko lajkować mi stronę, odezwałabyś się! Ew. mogę podać Ci prywatny profil. ><

      Usuń
    5. No, właśnie. Prywatny by się przydał, bo do fanpejdżów ciężko się piszę.
      https://www.facebook.com/akemii.ss?fref=ts - here's mine, bejb. W sensie, nie prywatny, ale taki, że można normalnie mnie do znajomych dodać i sobie popisać :P
      To tam będę czekać na ciebie i piosenkę <3

      Usuń
  7. Nie dziw się Akemi, że ten blog został tak ciepło przyjęty :P :P
    Co prawda to szkolny romans SasuSaku ale fabuła jest bardzo orginalna !!!
    Postacie zresztą też xD

    Szkoda że zaplanowałaś jeszcze tylko 3 rozdziały :( No ale cóż, lepiej żebyś napisała 3 rozdziały i była z nich zadowolona, niż żeby ciągnąć bloga na siłe.
    Dowaliłaś Sasuke na tym blogu. Kompletnie nie mogę przewidzieć tego jak zakończysz to opowiadanie!!! Jak na razie w głowie mam same czarne scenariusze.
    Sasuke ulotnił się żeby odreagować operację brata. Boję się wyobrażać sobie jak zareaguje że Sakura i Sanada mieli wypadek samochodowy, kiedy go szukali. To że była z nimi Temari zapewne oleje.
    Kurcze ich stan może być bardzo poważny jeśli jechali ponad 80 km/h. :( :(

    Chociaż i tak mam nadzieję, że wolisz szczęśliwe zakończenia Akemi :)

    Sanada jest bezbłędny a te jego kłótnie z Tem :D Nie sądziłam, że znajdzie się ktoś kto tak szybko będzie ją doprowadzać do szału :D

    Co prawda nie mam pojęcia jaka jest ta nowa matura, ale na pewno sobie poradzisz :) !!

    Hmmm, mam pytanko. Wspomniałaś że wolisz zacząć pisać coś swojego. Czy planujesz to również publikować na blogu?

    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akemii, proszę! Akemi przez jedno "i" jest takie... takie... nie moje, o!
      A co do pytanka, to owszem, planuję najpierw wam to udostępnić, żeby ogarnąć jak ludzie przyjmą moją nie-fanfikową twórczość. Potem, o ile opowiadanie nie okaże się klapą, będę dręczyć wydawnictwa >:)

      Także pozdrawiam!

      Usuń
    2. Sroki, na pewno już się nie pomylę!!!
      To super :D

      Usuń
  8. A ja ponarzekam na dzień dobry! :D
    W takim momencie... w takim momencie... milion myśli przechodzi mi przez głowę jak to się skończy :D w ogóle jestem tak podjarana, że nie długo koniec, jak nigdy wcześniej! :D dlaczego? :D a no dlatego, że nie mogę się doczekać jak to zakończysz :D nie wiem, czego mogę się spodziewać :D czy czymś zaskoczysz, czy pójdziesz w normalne zakończenie :D czy coś wymyślisz, że wszyscy będziemy się śmiać, czy też płakać :D to mnie tak mega interesuje, że ja chcę jak najszybciej koniec! :D i mam nadzieję, że Sasuke choć troszeczkę, tak tyciu tyciu, będzie milszy dla Sakury :D (tyciu, tyciu... :D ) rozdział dobry :D
    Weny, weny nie tylko do GAT :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram powyższy komentarz :-D Sasuuuke mógłby być milszy, ale co do zakończenia, wolałabym płakać...ze szczęścia :-) i oczywiście też czekam na zakończenie od początku (publiczność krzyczy: nieeeeeeeeeeeeeeeee no co ty), więc ucieszyłam się, że została tak mało rozdziałów- krótkie opowiadania najbardziej zapadają w pamięci.
      Pozdrawiam i całuski
      Taka tam Klaudia S.

      Usuń
  9. Świetne ! Zapraszam do mnie ! http://ten-tails.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Oh yeah, I'm back !!
    Pffff.... jak to szło "Zostały dwa/trzy rozdziały do końca, ale ciii... nikt nie wie" czy jakoś tak! A sama się wygadała! A miała być taka big niespodzianka!! I niespodzianke szlag trafił :P
    Ejj Nikiro, ale po tej końcówce to nie dziwie się, że dostałam kilka wiadomości z pytaniami czy się czasami nie zgadałyśmy ahahah! Ta wieź ponownie dała o sobie znać, mówię ci :D Obie jesteśmy takie złe, że hoho <3
    Dobra a teraz skomentuje ten rozdział jako czytelnik: Jakim prawem do jasnej anielki rozbili się na drzewie?! SERIO!? SERIO?! Ty chcesz, żebym ja zawału dostała czy coś w ten deseń?! Oczywiście, że chcesz xD
    A tak swoją drogą... tak Sakura na bank jakoś wyjdzie z tego wypadku. Może się połamie, bo coś tam o bolącym barku wspomniałaś, ale jak cię kocham Akemii, nie zabijaj mi tu Sanady!!!!!!! Przecież, jeśli i jego Sasuke straci, to będzie już całkowity rozpierdol :O
    No proszę, proszę, tak ładnie cię proszę! Patrz, o tak ładnie cię teraz proszę:
    https://38.media.tumblr.com/f18285c6a6458822f231656207a75748/tumblr_na9havj3a91tsrqj0o1_500.gif *______* Tożto, jest potrójna moc kotków ze
    Shreka <3
    Zresztą i tak pewnie w przyszłym rozdziale, po tym wypadku Sasuke będzie starał się całkowicie się odsunąć Sakurę od siebie. No bo przecież to on sprowadził na nią to neiszczęście. Pffff brednie! Mam ochotę wziąść tego zboczeńca z klasą na solówę i wyjaśnić mu kilka spraw jasno i wyraźnie! Ale Niech Sakura się nie poddaje! Zresztą i tak czuję, że będzie mu bez przerwy dreptać po piętach! Ale gdyby zwątpiła, to mam dla niej taką dobrą radę: NIE PODDAWAJ SIE DZIEWCZYNO!!!
    W ogóle wczoraj/dziś miałam niezłego mindfucka gdy zaczęłam nadrabiać GAT. Największy zonk to był gdy przebrzydły bogacz okazał się Itachim! No tego kużwa to nawet ja się nie spodziewałam! Kilka dobrych minut zajęło mi dojście do siebie po przeczytaniu tego fragmentu. Z początku sądziłam, że to tylko chwilowy zbieg okoliczności... ale nie ! Ty to na serio zrobiłaś :D
    Ahhh Nikiro... ale ja i tak cały czas przed oczami mam jedną scenę i wbrew pozorom nie jest to Sasuke z kucykiem na głowie :D Mówię to o tym w jak spektakularny sposób Sasuke porwał Sakurę, gdy Sanada użerał się z Temari i ten jego histeryczny śmiech i te słowa "Mówiłem jej. Mówiłem, że cię odzyskam" czy jakoś tak ! No normalnie mam tą scenę przed oczami!!!!! To było genialne xD
    Po za tym już widze jak Chustii rzuca w ciebie piorunami za tą próbę swatki Temari z Sanadą... To byłby dopiero duet! Tylko pamiętaj i raz jeszcze spójrz na te kotki... nie zabijaj mi Sanady!!! Pamiętaj ja za miesiąc będę w Polandii i znajdę cię Nikiro jeśli coś mu zrobisz - tak to jest oficjalna groźba! CHA! ]:->
    Wybacz, że komentarz taki... hmm... niespójny (?), ale wiesz Nikiro to z emocji XD
    A maturkami nie przejmuj się - dasz radę :D Podeślę ci swoją BC na korepetycje, ta skubana zdała matury na 80/90% O.o Takie zazdro! :D
    No nic Nikiro, dorwę cię jeszcze na fejsbuczku :* :3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się do prośby dołanczam !!! Niech Sanada przeżyje ! :)

      Usuń
    2. Saaa naaa daa , Saaa naa daa :D !!!

      Usuń
    3. Boru, stęskniłam się za twoimi komentarzami, Miku :'D

      SANADA MA FANÓW, YAAAHOOO!
      http://media.tumblr.com/3ad7ca7525c7503c400688f1f32d6f45/tumblr_inline_n9p7v0px3V1skcz14.gif

      Usuń
  11. Taaa. Nie propagujesz sad endów, ale masz ludzi obok co nadrabiają normę, nie?
    O Tot już pisałyśmy i doszłyśmy do konsensusu.
    Dobrze wiem, jak bardzo nie lubisz szkolnych romansów. Przypominasz mi to na każdym kroku, kochanie, co nie zmienia faktu, że i tak zakonczysz opowiadanie z klasą.
    Z racji, że znam zakończenie, nie będę ci robiła żadnych wyrzutów jak to mam w zwyczaju. Wiem, że nie urzeczywistnisz najgorszej opcji, bo stwierdziłaś, że nie masz do tego serca, więc jestem spokojna.
    Sanada jest chyba twoją najlepszą postacią spoza kanonu. Jest absolutnie genialny.
    Rozumiem to,że Ten jest samodzielna i niezależna, ale przesadza.
    Tyle ode nie. Pisanie z telefonu jest męczące, więc doceń co dla ciebie robię, frajerze.
    Dużo chęci na GAT!

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam od początku twoje opowiadanie i żadne mnie tak nie wciągnęło. Każdego dnia czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział i jak dzisiaj zaczęłam kończyć info od cb to przestraszyłam się, że zablokujesz opowiadanie O_O Mam nadzieję, iż dokończysz to opko bo jestem bardzo, bardzo ciekawa...a propos końc rozdziału- nooo bez jaj -_-

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak czuję się dziwnie, bo pierwszy raz się będę udzielać, bo zawsze siedzę cicho. No ale kiedyś trzeba! Kobieto, zakończyłaś w takim momencie! Cały czas nachodzą mnie pytanie "co będzie, co się stanie". Mimo wszystko jest to napięcie i oczekujesz bardziej rozdziału. Od samego początku pokochałam GAT i twierdzę że z rozdziału na rozdział staję się to opowiadanie coraz lepsze. W ogóle świetnie opisujesz emocje przeżywane przez bohaterów. Aż w którymś momencie normalnie chciałam krzyczeć do monitor "dalej Sanada" XD Co do Sanady zaczęłam go lubić odkąd pomógł Sakurze. Z Temari stworzyliby fajna parę :3 :3 Akemii bardzo lubię twoje opowiadania! I jeżeli kiedyś wydasz książkę znajdzie się ona u mnie na półce!
    Pozdrawiam i życzę sporo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  14. kurczę w takim momencie!! Katastrofa, co teraz zrobi Sasuke!! Ehh..
    To jest najlepszy romansik jaki czytalam, tak jak już kiedys pisałam jest wyjątkowy, oryginalny i w ogóle the best! Trochę mi smutno, że zostało tak mało rozdziałów, ale z drugiej strony przeciąganie tego opowiadanie nie miało by sensu. Na siłę musiałabyś coś wymyślać, więc po co się męczyć.... a tak to zakończysz z klasą. Ja również kibicuję SasuSaku i mam nadzieję, że Kishimoto ich zeswata. W końcu w 685 rozdziale mieli swój własny uroczy momenck :)
    Przepraszam, że nie napiszę nic więcej, ale mąż domaga się kompa.. mały zgredzik xD
    Serdecznie pozdrawiam!
    P.S. o co chodzi z tą kłótnią? Przynajmniej takie odniosłam wrażenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło mi! :)
      Czuję, że tych momentów w chapterach jeszcze mega duuużo przed nami.

      "Kłótnia" - czy raczej bezsensowna dyskusja - rozpoczęła się na shoutboxie. Możesz podejrzeć, jeśli chcesz: tam poniżej jest opcja HISTORIA. Ostrzegam: to ryje puchę :P

      I również pozdrawiam, oczywiście!

      Usuń
  15. Akemii Nikiro, nienawidzę cię. Tak bardzo cię nienawidzę, a jednak tak uwielbiam, zajebisty paradoks!

    Jak no, jak! Jak można tak zakończyć rozdział, brr... JAK SANADA UMRZE, to przysięgam, że więcej mnie tu nie znajdziesz (ach, ten jawny szantaż xD). On jest zbyt zajebisty, żeby umierać...

    Co do tego, że Sasuke jest tak przekonany o swoim fatum to mu się nie dziwię - nieszczęścia chodzą parami (a wplątała się jeszcze Sakura - jest para xD :> )

    Lubię taką wojowniczą Tem - mam nadzieję, że kimś kto jej się podoba (o ile mówiła prawdę) jest Shika - nie mogło być inaczej xD

    Wiesz, że strasznie uwielbiam twój styl - to jak wszystko opisujesz, te emocje! Zawsze jak coś się dzieje, to tak szybko bije mi serce... Uwielbiam to w tym wszystkim - i proszę nie trać nigdy pasji do tego co uwielbiasz :> Ja czekam na książkę!

    Po za tym troszkę się tutaj pozmieniało, a w szczególności szablon - podoba mi się, jest taki delikatny :>

    Sanda i dubstep <3 jaaa... kiedyś miałam fazę na dubstep w gimbazie przez koleżankę... I chyba znów mi wróci faza. :3

    No nic, pisz mi szybciutko następny rozdział, no!

    Pozdrawiam cieplutko :>

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie mam ostatnio weny na pisanie komentarzy, więc będzie krótko i na temat. Przynajmniej się postaram.:>
    Opowiadanie jest świetne i mi osobiście naprawdę bardzo się podoba, więc nie wiem, o co chodzi hejterom na czacie, chyba po prostu są zazdrośni... ;_; No ale co zrobisz? Nic nie zrobisz.
    Ta ich gra w golfa sprawiła, że w sumie chciałabym kiedyś spróbować w to zagrać. Zawsze sądziłam, że to jedna wielka nuda, ale kto wie, może rzeczywiście fajna sprawa.
    Zwierzający się Sasek! No tego jeszcze nie było, jejku, był taki uroczy, kiedy wypowiadał te wszystkie słowa o śmierci, wrażliwości itp. No i przyznał, że się zakochał w Haruno. Czego chcieć więcej? *,*
    Mam nadzieję, że Itaś pomyślnie przejdzie operację i nic mu nie będzie.'
    No i oczywiście musiałaś tak zakończyć rozdział i zostawić nas w takiej niepewności... -,- Ech, jak mogłaś? XD Cieszę się, że nie zrobisz sad endu. Żeby im się tylko nic nie stało, bo Sasuke oszaleje ze strachu i boję się, że mógłby nawet odejść, zostawić w spokoju Sakurę.
    Jak przyjdzie wena to może napiszę jakiś lepszy komentarz. xdd
    Czekam na kolejny rozdział i wielka szkoda, że powoli zbliża się koniec tej historii. :/
    Weny i dużo chęci, zarówno na tego bloga, jak i na Totsuzen. :)
    No i wierzę, że kiedyś znajdę jakieś twoje dzieło w Empiku.

    OdpowiedzUsuń