Nie mogłam nic poradzić na to, że czułam
się jak popychadło. Nasza wycieczka zapowiadała się w miarę sympatycznie, lecz
Sasuke wpadł nagle w tak okropnie parszywy nastrój, że byłam gotowa zebrać w
sobie tyle poczucia godności, co Temari i podziękować mu za takie denne
towarzystwo. Wypchnęłam jednak tę myśl z głowy, ponieważ była niezgodna z moją
naturą. Poza tym miałam niewielką nadzieję, że dowiem się, czemu Uchiha nagle
stał się takim burakiem. Nie żeby wcześniej nim nie był, ale teraz zburaczył
się do potęgi.
- Wysiadaj – rozkazał podle. Czułam się jak
prowadzona na stryczek. Sasuke spojrzał na mnie przelotnie i to wystarczyło,
abym zaczęła przypuszczać, że to siebie powinnam obwiniać za jego chamstwo.
Tylko dlaczego?
Pierwsze podejrzenie
padło na pocky. Sasuke wyrażał się o słodyczach dość wulgarnie, tymczasem ja
ciągle je podjadałam. Ale… poważnie? Wydziwiać przez pudełko słodkich
biszkoptów?
- No już! – Grzebałam się, więc upomniał mnie
krzykiem. Rzuciłam mu krzywe spojrzenie i przyjrzałam się pagórkowi, przy
którym zaparkowaliśmy. Sanada i Temari zdążyli zrobić użytek z pierwszego tee boxu, co oznaczało, że najwyższa
pora gdzieś się zaszyć.
Zbierałam się do
wspinaczki na wzgórze, gdy nagle drogę zagrodziła mi ręka Sasuke. Tkwił w niej
czarny, nieokreślony przedmiot wielkości piąstki. Przez wzgląd na humorki
Uchihy wolałam sama odkryć co takiego dostałam w prezencie. Minęłam go
nieskromnie i już w połowie drogi na szczyt, połapałam się, że to piracka
lornetka. Niezłe cudeńko.
- Pilnujesz pracowników tej dziury. Jeśli jest
tu jakiś dozorca, może mu się nie spodobać nasze zachowanie – wytłumaczył
warkliwie.
Na ten raz nie
uraził mnie już aż tak bardzo. Po pierwsze interesowałam się nową zabawką, a po
drugie: do buraków dało się przyzwyczaić. Przyśpieszyłam i od razu runęłam na
brzuch, żeby nie zdradzić lokalizacji. W czapce od Sasuke było mi
niemiłosiernie ciepło, a złośliwość losu spowodowała, że chmury gdzieś się
rozproszyły, więc słońce bez przeszkód mogło zająć się przegrzewaniem mózgów. Pozbycie
się nakrycia nie wchodziło jednak w rachubę. Koniuszek czapki i tak wystawał
znad szczytu pagórka, lecz ponad wszelką wątpliwość, nie rzucało się to w oczy
tak bardzo jak pąsowy róż czyiś włosów.
- Gotowa – oznajmiłam bojowo.
Sasuke dołączył
chwilę później. Osunął się na przystrzyżoną trawę, ściągnął pasek z futerałem i
wyjął aparat fotograficzny. Żeby zabłysnąć kompetencją upewniłam się, że nikt
nie interesuje się naszymi poczynaniami, ale pani w okienku nie miała na nas widoku, a oprócz Tem i Sanady, pole
golfowe nie służyło innym klientom. Dla pewności próbowałam wypatrzyć dozorcę lub
ochronę, ale po przeczesaniu obszaru obiektyw lornetki nie pokazał nic
zajmującego.
- Wszędzie czysto.
- Świetnie – odmruknął Sasuke, zajęty przymierzaniem
się do wizjera. Byłam okropnie niedocenianym podwładnym.
Jeszcze trochę
poobserwowałam Tem i Sanadę. Słyszałam kliknięcia, więc Sasuke musiał zacząć
uwieczniać tę randkę na zdjęciach. Przed oczami wyobraźni stanęła mi
rozwścieczona Temari. Skoro usiłowała wycisnąć ze mnie coś na temat golfa, to
jasne, że miała mierne pojęcie o grze. Zresztą nietrudno było zauważyć, jak
przyjaciółka tupie lewą nogą. A pobudzona lewa noga oznaczała, że Tem nie chce
się upokorzyć.
Niestety Sanada
dobrze sobie radził. Przymierzał się właśnie do uderzenia kijem, a po łatwości,
z jaką się nim obchodził, wiedziałam już, że nie chybi. Całym czasem nawijał
coś do Tem, ale krótkie ruchy jej warg i mina sugerowały wymijające odpowiedzi.
Stało się oczywiste, że ta randka nie jest dla niej żadną przyjemnością.
Cholera.
Przez ten mętlik
w głowie sięgnęłam po pocky. Nieważne czy Sasuke je tolerował, czy nie. Stres
należało zajadać.
- Jest sfrustrowany – usłyszałam cichy, pewny
swego głos. Sasuke jedno oko skupiał na wizjerze, a drugie zaciskał, więc nie
mógł wiedzieć, że na niego zerkam. Swoją drogą starałam się to ograniczać. Tu
nie chodziło o to, że wyglądał bosko, a ja nadal chowałam urazę za wrogość,
którą dał mi odczuć bez konkretnego powodu. Tu chodziło o nagie ciało, ponieważ
ono zbyt często stawało mi przed oczyma. Cholercia no! Dlaczego miałabym wyobrażać
sobie nagiego faceta, który traktuje mnie w ten sposób?
- Nieumyślnie mruczysz swoje myśli pod nosem
czy raczysz nawiązać ze mną rozmowę? – spytałam bardziej wrednie niż początkowo
zamierzałam.
Sasuke ogarnęła
złość. Przerwał zabawę w fotografa i potarł skroń, jakby zmęczony moim
zachowaniem.
- Nie wiem. – W jego głosie słychać było
niepokój.
Co, do diabła?
- Nie wiesz, czy chcesz nawiązać ze mną
rozmowę?
- Po prostu pracuj dalej. Rób to, co masz
robić – odparł zimno.
Och, trzymajcie
mnie! Złamałam swoje zakazy i zaczęłam się na niego gapić. Był zabójczo
przystojny, ale właśnie nadepnął mi na odcisk i jedyne, co miałam ochotę uczynić
to skraść Sasuke okulary, roztłuc je w drobny mak, a potem wepchnąć mu do
gardła.
- Z czym masz problem, do diabła? Zrobiłam coś
nie tak? Masz coś do pocky? Jeżeli tak, mogę zanieść je do wózka i…
- To nie ma nic wspólnego z twoimi gównianymi
pocky! – wykrzyknął. Od tej pory czekałam tylko aż uzupełni wypowiedź. „Powodzenia”
– rzucił sarkastycznie mój mózg.
W sumie nie
byłam zaskoczona, gdy Sasuke naprawdę zamilkł.
- Jest takie jedno przysłowie, które twierdzi,
że milczenie jest złotem, ale nie bierz go sobie do serca, okay? - Oddałam mu
lornetkę. – Zrobiłeś już wystarczająco dużo zdjęć?
- Chyba tak – powiedział, wsuwając ją do
kieszonki w koszuli.
Myślałam, jak
postąpić. Jeśli się podniosę, zachowam dumę, lecz równie dobrze mogę ją
wykurzyć i oznajmić coś, co właśnie wymyśliłam.
- A jednak znów pozujesz na bezuczuciowego i
robisz wszystko, żeby kogoś zranić.
Sasuke patrzył
na mnie z odrazą. Spróbował wstać, ale nagle zrezygnował. Wytrzymałam każde
kolejne spojrzenie jego czarnych oczu i wyobraziłam sobie, że właśnie ze sobą
walczy. Miotał się między ustąpieniem, a postawieniem kawy na ławę. Osobiście
kibicowałam tej drugiej połowie, nawet jeżeli odrobinę mnie przerażała,
odbijając się na twarzy Uchihy.
Tak czy owak,
nie było już odwrotu.
Sasuke założył
ręce za głowę i wpił palce w kark.
- Chcesz umrzeć?
- Co?
Tego na pewno
się nie spodziewałam.
- To, jak bardzo uparta jesteś, zapędzi cię do
grobu.
- Ale…
- Skończysz jak mój brat. Chcesz tego?
Przez chwilę to,
z jaką powagą się wypowiadał oraz to, jak mocno wierzył w te słowa kazało mi
pomyśleć o jakieś zakaźnej i jednocześnie śmiertelnej chorobie, na którą
cierpieli Uchiha. Później wspomnienia mnie przytłoczyły, ale dopatrzyłam się w
nich jednego momentu ze szpitala, gdy Sasuke wykrzykiwał mi w twarz coś
podobnego.
Wszyscy umrzecie!
- Nie umrę – zapewniłam. – I twój brat także.
Sasuke uniósł
brew.
- Twierdzisz, że jesteście nieśmiertelni?
- Oczywiście, że nie. Nie to miałam na myśli…
- Twierdzisz, że potrafisz przewidzieć swoją
śmierć i jej zapobiec?
Sasuke zapędził
mnie w ślepy zaułek. Czułam się jak przegrana po skończonym pościgu, gdy nie ma
dokąd uciec, a przeciwnik już zaczyna się szczerzyć z powodu zwycięstwa.
- Sasuke, przecież…
- Ludzie umierają w każdej chwili. Nawet
teraz, kiedy na ciebie patrzę, wiem, że ktoś umiera.
Wlepiłam wzrok w
swoje ręce. Nie mogłam uwierzyć, że tak się tym przejmuje. Nie mogłam uwierzyć,
że ostatecznie, po spędzonym razem czasie, on nadal uważa, że kopnę w
kalendarz.
Tyle, że to było
pozbawione sensu. Skoro wierzył, że kontakt z nim jest zabójczy, dlaczego
dzisiaj mnie tutaj zaprosił? Dlaczego zaciągnął do męskiej ubikacji? Dlaczego
się ze mną przespał, do jasnej cholery? To wszystko było nielogiczne.
Z innej beczki:
sądziłam, że słowa, które skierował do mnie w szpitalu, wywołał atak choroby. Tymczasem
właśnie dochodziło do mnie, że Sasuke żyje w przekonaniu o tych przedwczesnych
śmierciach każdego dnia.
Na mojej twarzy
musiał malować się strach. Bardzo prawdopodobne, że Uchiha opacznie zrozumie tą
reakcję i pomyśli, iż udało mu się mnie przestraszyć. Błąd! Nie czułam lęku
przed losem, który dla mnie przewidział. Czułam lęk przed chorobą, która
właśnie objawiała mi swój wysoki stopień zaawansowania.
Wyższy niż przypuszczałam.
Wyższy od
relacji Itachiego. Nie. Albo nie. Przecież wspominał o nagraniu. Wspominał, że
pierwsza napaść choroby została udokumentowana domową kamerą do nagrywania „sił
wyższych”. Nigdy nie pytałam jak to wszystko się odbywało. Ani jego, ani
Sasuke.
- Mało ci dowodów? Mało nasłuchałaś się
opowieści Itachiego? – zapytał. Już dłużej na mnie nie patrzył. Próbowałam się
pozbierać i robiłam to, patrząc jak Sasuke wkłada aparat do futerału. – Mało
osób odeszło?
Zamierzałam
głośno opisać wszystkie nielogiczne rzeczy, których się dopuścił, ale wtem coś
uniosło mnie do góry. Zdezorientowana, jęknęłam, kiedy nastąpiła utrata punktu
zaczepienia z ziemią. Moje nogi zaczęły panicznie młócić powietrze, a materiał
dżinsowego bezrękawnika wkuł mi się w pachy.
- Ty zdradliwa, parszywa, ślepa jak kura… -
odezwał się kobiecy, przeokropnie zły głos. Gdyby stworzono konkurs kobiecych, przeokropnie
złych głosów, ten bezprecedensowo zgniótłby konkurencję na miazgę.
- Słoneczko, nie tak nerwowo – poradził
Sanada. Właśnie wdrapywał się na pagórek od przeciwnej strony i rósł przede mną
coraz szybciej, aż ostatecznie zobaczyłam go w pełnej krasie. Do gry założył
polówkę i starte rybaczki.
- Au, Temari, do jasnej cholery! To boli! –
zaprotestowałam z myślą o wżynającym się w pachy dżinsie.
- Słoneczko… – Sanada spróbował jeszcze raz.
- Zamknij ryj!
- Czuję miłość w powietrzu – powiedział
Sasuke. Przez chwilę wlepiły się w niego wszystkie spojrzenia. – Ach, nie. To
tylko to gówniane pocky. – Rzucił okiem na słodycze, które wysypały się z
pudełka i przeturlał się na plecy. – Miłość nie cuchnie truskawkami.
Temari nagle
mnie upuściła. Zaryłam tyłkiem o ziemię i po prostu musiałam jęknąć.
- Ty…! – Tem wycelowała w Sasuke palcem
wskazującym. Moje męki z powodu promieniującego bólu na chwilę odwróciły jej
uwagę. Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu i… tak jakby się rozmyśliła: –
Albo ty! Tak! Najpierw ty!
- Zaczekaj! To Sasuke mnie tu przyprowadził!
Ja wcale tego nie chciałam!
- A jednak zostałaś – syknęła. Oczywiście
pragnęłam dalej się bronić, ale nie dostałam takiej szansy: – Sanada!
Sanada miał
dziwny wyraz twarzy. Niby przyglądał się Tem ze sceptycyzmem, niby zmieszał się
tym, że zostaliśmy z Sasuke nakryci, niemniej jednak coś pozwoliło mi dostrzec
też cień gniewu. Przypomniałam sobie co wymamrotał Uchiha, zanim wdałam się z
nim w sprzeczkę:
Jest sfrustrowany.
A zanim zdążyłam
to przemyśleć, Sanada podał Tem… pistolet.
- O kurczę! – Zaczęłam żałośnie się wycofywać.
– Chyba żartujesz.
- Sakura. Ta broń została zaprojektowana z
myślą o zboczeńcach i durniach, którzy nie znają granic. Nie sądziłam, że kiedykolwiek
będę zmuszona użyć jej przeciwko tobie. Nie sądziłam też, że gdy będę miała cię
na muszce, poczuję, że ci się należy. Ale to prawda. Twój ryj na to zasłużył.
- Ale…
Puf. Nie
zdołałam poprosić o pomoc Sanadę ani Sasuke. Temari nacisnęła spust i raptem
trafiła we mnie struga lodowatej wody. Na tyle, na ile było to możliwe
osłaniałam się ramionami, ale Tem szybko przerwała nalot, powtarzając, że zasłużyłam.
Wredny babsztyl! Użyłam kilku mocnych słów i ściągnęłam z głowy czapkę, żeby ją
wyżymać.
- No tak – odezwał się Sanada. – Mnie
przynajmniej ostrzegła. Ale dogadaliśmy się i postanowiłem skonfiskować tę
spluwę, żeby nie dostała się w niepowołane ręce.
Podniosłam się z
ziemi, zła na cały świat. Gdyby Sasuke nie spowodował zamieszania swoimi
herezjami, nigdy nie zostalibyśmy zauważeni.
Sasuke zawiesił
pokrowiec - z aparatem w środku - na szyi. Znów wszyscy byliśmy w niego
wpatrzeni. Z ust Tem na razie nie wyciekała piana, więc najwyraźniej Kirisame
zdążył ją już uprzedzić, że cała rozpierducha sprowadza się do zabawy w
paparazzi.
-
Powiadają, że opanowanie sztuki kamuflażu wcale nie przychodzi tak trudno. –
Poirytowany Sanada przebiegł oczami po mnie i Sasuke. – Pod warunkiem, że się
ukrywa, a nie wystaje znad pieprzonego pagórka!
Temari
skrzyżowała ramiona, przyjmując pozycję typowej jędzy.
- Czego spodziewałeś się po zatrudnieniu
Sakury? Ta porażka była do przewidzenia.
- Ma rację – mruknął Sasuke.
- Co za…! – Niewiarygodne, jak bardzo
utożsamiałam się w tej chwili z Sanadą. Starałam się zapanować nad emocjami,
ale nosiłam w sobie pełną od gniewu czarę, która wkrótce mogła się przelać. Okay,
zachowałam się podle. Wkopałam Temari w tragiczną randkę z fetyszystą i do
teraz w ogóle nie doceniłam tego, że zgodziła się na nią pójść. Postawiła mi
jeden warunek: nie podglądaj i nie łaź za
mną jak cień. Ściśle mówiąc, miałam unikać tego, co zrobiłaby Ino.
Zaczęło mnie
nosić. Rozczarowałam samą siebie. Poczułam, że to niesprawiedliwie tak po
prostu gniewać się na Temari przez to, że przerwała mój dialog z burakiem. Zrobiłam
jej znacznie gorsze rzeczy.
- Ta randka jest do bani – powiedziała.
Sytuacja stała
się niezręczna. Sanada wyglądał jak zbity pies, a Sasuke robił za wczasowicza,
wylegując się na słońcu. Czy tylko mi przyszła na myśl ucieczka? W sumie to
byłoby najmądrzejsze posunięcie. Jakkolwiek przymusowa i „do bani” była ta randka,
wypadałoby ją przynajmniej dokończyć.
- Sasuke – rzekłam ze śmiertelną powagą. –
Chyba powinniśmy już iść.
Uchiha
posłusznie wstał i zdjął okulary, wieszając je na podkoszulku.
- Choć raz dobrze gadasz.
- I co? Teraz zamierzacie się zmyć? – spytała
Tem, gdy ja ratowałam pocky.
- Nie „zmyć’, tylko z dobrego serca podarować
wam czas sam na sam – sprostowałam, człapiąc już za Sasuke, który kierował się
w stronę naszego melexa. – Pogadajcie, powyjaśniajcie sobie różne sprawy…
- Tutaj nie trzeba nic wyjaśniać.
Posłałam jej
błagalne spojrzenie. Jeśli kiedyś Sanada wydał mi się typem odpornym na ostre
słowa, w tej chwili zmieniłam zdanie. Naprawdę trochę go żałowałam, widząc jak
stoi za moją przyjaciółką, przeszyty na wylot ostrzem jej krytyki.
- Do zobaczenia, Sanada! – zawołałam.
Tem domyśliła
się podtekstu. Z westchnięciem spojrzała na Kirisame, a ten jeszcze leniwie mi
odmachiwał.
Odeszłam, mając
do tego co najmniej trzy powody. Rozdrażniona
Tem jest bee. Sanada, któremu niemal współczułam też jest bee – wolę jego
nonszalancję – ale najbardziej bee są niedokończone dyskusje z Sasuke Uchihą.
Gdy rozległ się
turkot silnika, spróbowałam ułożyć sobie w głowie parę wstępnych formułek, ale
obawiałam się, że mój rozmówca skontruje każdą próbę nawiązania kontaktu: tę przemyślaną
i tę zupełnie spontaniczną.
Wślizgując się
na miejsce obok Sasuke, mogłam tylko pomyśleć: niech dzieje się, co chce i powiedzieć to, co akurat przyniosła mi
na język ślina:
- Sanada musi bardzo ją lubić.
- Sanada jest w szoku. – Sasuke wykonał skręt,
dzięki czemu nasz wóz wyłonił się zza wzniesienia. – Nieczęsto spotyka się z
odrzuceniem. Temari to jędza.
- Dlatego, że go nie chce? – Uniosłam się.
- Dlatego, że jej nie lubię.
Rzuciłam przemoczoną
czapką prosto do bagażnika. Sasuke nie skomentował jej losu, więc ja także się
tym nie zamartwiałam.
- Tem wysyłała Sanadzie dość jasne sygnały –
dodałam.
- Kobiety można łatwo zbajerować. Spójrz na
jego oczy – to zawsze był dobry patent.
- Tem nie ulegnie słodkim oczkom.
Świadectwem
moich słów były krzyki, które właśnie usłyszeliśmy.
Sasuke dodał
gazu.
- Kłócą się… - odezwałam się zaskoczona.
- To nie nasz problem.
Jego nie, ale mój
był bezapelacyjnie. To ja kazałam Temari wpełznąć do tego bagna, i to ja
pierwsza się stamtąd wygrzebałam, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem
podczas ucieczki. Zostawiłam tam przyjaciółkę na pożarcie.
I żałowałabym tego jeszcze bardzo, bardzo
długo, gdyby nie żelazne ogrodzenie, do którego nieuchronnie wiózł nas melex.
- To już koniec naszego spotkania? – Nie
starałam się ukryć strachu.
Oczy Sasuke
wychynęły spod grzywki.
- Tak, to koniec.
Nagle ogarnęła
mnie złość. Jej napływ był tak dobitny, że jedyne, co wydawało mi się w tej
chwili słuszne, to zatrzymanie pojazdu. Tylko to uchroniłoby nas od dotarcia do
bram; tylko tyle mogłam zrobić, żeby nie dać „końcowi” dojść do skutku.
Więc wcisnęłam
pedał hamulcu – tak, ja - najmocniej, jak umiałam. Wetknęłam stopę między nogi
Uchihy i zanim zdążyłam ocenić jak szeroko otworzył usta, zerwało nas do
przodu.
Chociaż
brakowało dwóch centymetrów, aby Sasuke rypnął czołem o deskę rozdzielczą, a mi
przed oczami pomrugiwały plamki, pragnęłam jak najszybciej przejść do meritum.
Temari i Sanada skakali sobie w tym czasie do oczu, zatem nie widziałam powodu,
żebyśmy również nie mogli rozpętać małej wojny.
- Czy tobie już kompletnie odbiło? – zawołał
gniewnie Sasuke.
To mnie nie
dźgnęło. Nie teraz. Nie, kiedy moja złość przerastała wszystko inne.
- Muszę w końcu dowiedzieć się o co w tym
wszystkim chodzi. – Obeszłam melexa i stanęłam po stronie kierowcy, dając mu do
zrozumienia, że powinien wysiąść. –
Dlaczego mnie tutaj zaprosiłeś? – wydusiłam z siebie bez skrępowania. -
Dlaczego wczoraj zabrałeś mnie do domu? Dlaczego zrobiłeś ze mną te wszystkie
rzeczy, jeśli tak czy inaczej, sądziłeś, że moja rychła śmierć to pewniak?
Sasuke patrzył
na mnie ze zdziwieniem, ale tylko z początku. Po paru chwilach na jego twarzy odmalował
się wyraz, który zawsze informował mnie, że właśnie przekroczyłam granicę.
Raptem poderwał
się z siedzenia i zaczął sobie wzdychać. Naprawdę. Westchnął jeden raz, potem
kolejny. Powtarzał ten rytuał jeszcze jakiś czas, jeżdżąc ręką po włosach.
- Ty nie rozumiesz. Naprawdę tego nie
rozumiesz. – Brzmiało to tak, jakbym w rzeczywistości powinna to rozumieć. Trudno,
widocznie byłam wyjątkowo niepojętna. Przecież nadal miałam ochotę zadać mu
tysiąc pytań. – Czasami trudno nad tym zapanować – powiedział Sasuke, zerkając
dosłownie wszędzie, tylko nie w moje oczy. – Czasami jest to wręcz
niewykonalne. Są chwilę, kiedy wydaje mi się, że tym razem będzie inaczej, jednak później uświadamiam sobie, że
gdybym zacząć w to wierzyć, podjąłbym ogromne ryzyko. Ja… odkąd pamiętam…
jestem rozdarty. I to zawsze z tego samego powodu.
Napinając się,
zauważyłam, że nielekko przychodzi mu rozmowa na ten temat. W pewien sposób
było to dla Sasuke… ubliżające. I podczas gdy on przeciągał spojrzenie po
horyzontach, żeby uniknąć spotkania naszych oczu, ja starałam się jakoś mu
odpowiedzieć.
- Wyobraź sobie, co czułem po naszym seksie –
rzucił niespodziewanie. Oczywiście patrzył na wypożyczalnię sprzętu golfowego.
- Kusi mnie, aby powiedzieć ci, że to
paranoja, ale… nie wiem czy mi wolno. Właściwie to nie wiem, jak rozmawiać z…
- Chorym psychicznie? – uściślił dla mnie,
zupełnie nieurażony.
Westchnęłam.
- Tak, właśnie. Zdiagnozowano u ciebie
chorobę, a ty się jej nie wypierasz…
Sasuke ponownie
się wtrącił:
- Prawda, nie wypieram się jej, ale też nie
całkiem się z tym zgadzam.
- Słucham? Tyle razy podkreślałeś, że jesteś popieprzony.
Jeszcze dzisiaj kazałeś mi pamiętać, że obcuję z osobą, która ma, moment, jak
to szło? – Udałam zastanowienie, lekko pukając opuszką palca o skronie. – O! Z
osobą, która ma nierówno pod sufitem.
Teraz to on
westchnął. Niedługo zrobi się z tego zacięta rywalizacja.
- Jestem po prostu wrażliwy na czyjeś
bezpieczeństwo. To dość oczywiste i uważam, że każdy człowiek, którego
posadziłbym na swoim miejscu, reagowałby tak samo. – Jego twarz pozostała
sztywna i surowa.
- Ale twoje ataki…
- Dlatego nie wypieram się choroby. Dlatego
mała część mnie pogodziła się z tym, że coś ze jest nie w porządku. To są
momenty, kiedy nie mam nad sobą żadnej kontroli. Wtedy wszystko mnie przerasta
i czuję, że za chwilę wybuchnę. Nagle ktoś umiera. Nagle dowiaduję się, że nad kimś
zawisła groźba śmierci. Mam prawo mieć tego dość, prawda? Mam prawo
odreagowywać! – Usiłowałam zachować kamienną twarz, gdy mną potrząsnął, lecz na
krótką chwilę do mojego serca zakradł się strach. Rozumiałam doskonale tą całą
filozofię z rozdarciem i podziałem na malutkie kawałki. U Sasuke były takie,
upierające się przy istnieniu choroby psychicznej. We mnie chowały się
skurczybyki, które wybierały dogodny moment, żeby przypomnieć mi o Ino, a
konkretniej o jej bolesnym doświadczeniu.
„Uderzył mnie!”–
mówiły błękitne oczy, kiedy radziła potraktować to jak ostrzeżenie.
A moje serduszko
od razu odparowało, zgorszone:
„On właśnie się
zwierzył. Tobie, Sakuro! Dosadnie opisał wszystko, czego doznaje i wszystko, z
czym musi się mierzyć. Jeśli on kiedykolwiek użyje wobec ciebie przemocy, to ja
pochodzę z przeszczepu od chińskiego dawcy!”
Nie było mowy,
żebym zawdzięczała życie chińczykowi, więc pogrążyłam się we wstydzie. Skupiłam
się na swoich pragnieniach, stwierdzając, że najbardziej zależy mi na tym, aby
się uspokoił; stwierdzając, że chcę go przytulić i brać przykład z Nobu;
stwierdzając, że czuję się odpowiedzialna za przywrócenie Sasuke do normalności
i za skopanie tyłka „siłom wyższym” bądź jakimkolwiek istotom, które zarządzają
losem ludzi.
- Nie waż się mi współczuć. – Sasuke drżał ze
złości. Miałam go właśnie objąć i wyszeptać jak bardzo będę się starać, żebyśmy
przetrwali, jednak Uchiha pokrzyżował mi plany, zaczynając krzyczeć:
- Codziennie żałuję tego, że to właśnie twoje
nazwisko wyczytała Cherron, tego feralnego dnia! Żałuję, że pozwoliłem ci się
do mnie zbliżyć! Żałuję, że czasami odpuszczałem zamiast dalej cię odpychać!
Nie mogłaś kręcić mnie trochę mniej?!
Po wielu
sekundach ciszy, zdecydowałam się na słaby uśmiech.
- Cokolwiek powiesz, ja i tak nie dam ci
świętego spokoju. Dobrze o tym wiesz. A przynajmniej nie do tego momentu, w
którym zdołasz mnie przekonać, że już w ogóle cię nie kręcę.
- Zakochałaś się – powiedział. Wreszcie
podłapałam jego spojrzenie. Patrzyliśmy na siebie, milcząc jak zaklęci. Choć
Sasuke wcale tego nie robił, wydawało mi się, że mnie dotyka.
- Ty też – odrzekłam szeptem.
- Tak, właśnie tak. Gdybym się nie zakochał,
wierz mi, nie porwałbym cię do mojego domu, chociaż wiedziałem, że Sanada
pożyczył mi wóz i idąc z tobą na piechotę, zostawię go bez opieki na stacji
paliw jak ostatni sukinsyn, ale z drugiej strony nie chciałam nas podwozić,
ponieważ nie da się jednocześnie całować dziewczyny i kierować samochodem. To
znaczy, nie jest to niemożliwe, tyle że…
- Rozumiem! – zawołałam, zdumiona ilością
słów, które z niego wyciekły.
A Sasuke jeszcze
nie skończył:
- Dziś Sanada kazał mi zrobić te zdjęcia, a
kiedy podsunął, żebym zabrał cię ze sobą i przestał wymyślać niestworzone
scenariusze, odmawiałem tylko przez chwilę. Natomiast teraz umieram z
ciekawości, bo okazuje się, że jesteś mu coś winna, a ja nie mam zielonego
pojęcia, co między wami zaszło.
Rozbolał mnie
mięsień żuchwy. Pewnie dlatego, że za mocno otworzyłam buzię. Potem głośno się
zaśmiałam.
- Nie obraź się – zaczęłam – ale teraz
wypadłeś nawet uroczo.
- Jezu. – Przybity Sasuke cofnął się z
jękiem. – Przestań się szczerzyć, tylko
zrozum, że przy mnie grozi ci coś strasznego.
- To ty właśnie oznajmiłeś, że jesteś we mnie
zakochany. Jakże mogłabym rozpaczać? Po tym wyznaniu nawet śmierć nie jest mi
straszna! – rzekłam wojowniczo, wypinając klatkę piersiową. Gdy jednak ujrzałam
jak jego nastrój się pogarsza, zamiast zmierzać ku lepszemu, natychmiast straciłam
zapał. – Sasuke!
- Co? – Wydał mi się zmieszany. I wściekły.
Wściekły na to, że musi czuć się zmieszany. – Nie mogę ignorować tego, co
działo się przez te wszystkie lata.
- Nie możesz obwiniać się za czyjąś śmierć! –
sprostowałam. – Nie ty niesiesz ze sobą zagrożenie. To tylko… niefortunne,
cholernie nieszczęśliwie przypadki. Przecież z Sanadą znasz się już chyba z
ponad rok i…
- Poleciał do Korei, więc długo się nie widzieliśmy.
- To nie ma znaczenia.
- Tego nie wiesz. Ty i ja to…
Nigdy nie
dowiedziałam się, co tworzyliśmy razem, ponieważ Sasuke dostrzegł coś, co
sprawiło, że cały zesztywniał. Rzadko zdarzało się, żeby tak wyraźnie dzielił
się ze światem swoimi emocjami, więc sprawdziłam co takiego ma na celowniku.
- Wy zawsze potraficie poprawić mi humor! –
zawołał głos.
Sanada!
Jakimś cudem stąpał
między naszym nieszczęsnym pagórkiem, a bunkrem z piasku, szczerząc się niczym
aktor w reklamie pasty do zębów. Za nim niechętnie podążała Temari, niosąc kij.
- D-długo tak… nas widzicie? – spytałam.
Sugerując się odległością, która wynosiło około trzydziestu metrów, nowe obawy
zapchały mi mózg.
- Wystarczająco długo, żeby ogarnąć, jak
bardzo jesteście w sobie zakochani – odparła z drwiną Tem.
Cudownie. Uznając,
że nie zależy mi na jakiś inteligentnym kontrataku za pogwałcenie naszej
prywatności, po prostu siedziałam cicho. Sasuke również nie miał zamiaru ich
besztać, zatem jakiś czas gapiliśmy się na intruzów w ciszy.
Ostatecznie
Sanada wystąpił do przodu i głośno powiedział:
- Zastanawialiśmy się czy macie ochotę zagrać!
- Mamy! – zapewniłam szybko.
Właściwie to
nie; nie miałam najmniejszej ochoty na partyjkę golfa, ale ktoś musiał w końcu
przerwał tę żenadę. Sasuke przystał na propozycję. Jego twarz nie zdradzała, co
między nami zaszło, nawet jeśli mierzyliśmy się w oko w oko ze świadkami
kłótni. W przeciwieństwie do niego, nie potrafiłam się opanować, przerażona
tym, że Kirisame zacznie nas męczyć niezręcznymi pytaniami.
Ale
najwidoczniej nie miał na to nastroju. Zawróciliśmy z Sasuke do tee boxu z wózkiem golfowym, a Tem i
Sanada poszli na piechotę. Pod naszą nieobecność zdążyli rzucić monetą i
wylosować pierwszego gracza.
Kiedy – w pełnej gotowości - staliśmy w
półkolu nad piłką, zauważyłam, że Sasuke i Temari szczególnie często obmacują
swoje kije i testują różne chwyty. Uchiha przewrócił oczami, bo to jemu
przypadła pierwsza kolejka. Bez ogródek spytałam się czy ktokolwiek grał w
golfa już wcześniej i oprócz Sanady, który się zgłosił, reszta ponownie
przyczepiła wzrok do piłeczki.
Czy w nią
trafię, czy też nie – dla mnie było to bez różnicy. Najwyżej się zbłaźnię.
Jednak Sasuke Uchiha i Temari no Sabaku, zarozumiali, „bezbłędni”
i „najlepsi z najlepszych”, nie wyobrażali sobie losu, z którym ja - prawdę
powiedziawszy - liczyłam się od samego początku.
- No dalej, Uchiha. – Temari znów przybrała
pozycję zołzy, wspierając dłonie na biodrach. Na pewno czułaby się o niebo
lepiej, gdyby Sasuke chybił.
Sasuke zgarbił
się przed piłką i zaczął przymierzać do niej główkę kija.
- Pomóc? – zaproponował Sanada.
- Wystarczy, że powiesz jak poprawnie trzymać
ten szajs.
- Przede wszystkim oburącz. Stań w lekkim
rozkroku, bokiem do kierunku lotu piłki.
Zaczęłam
pochłaniać tę wiedzę z małą nadzieją, że jednak się nie skompromituję. Sanada,
ku memu zaskoczeniu, tłumaczył wszystko rzeczowo i bez zbędnego wywyższania
się.
- Technicznie dobrze wykonane uderzenie jest
niemożliwe dla amatora, dlatego pieprznij tą piłkę najmocniej, jak się da i
pomódl się, żeby nie ugrzęzła w piasku – zakończył, stając między mną, a Tem.
- Technicznie dobrze, to zaraz ci pieprznę w
łeb.
- I co się plujesz? Chcę tylko pomóc.
Temari wyrzuciła
ręce w powietrze.
- Możemy wreszcie zacząć?
- Nie – odwarknął Sasuke. Jego spojrzenie
jeździło od dalekiego horyzontu przed nami i z powrotem do piłeczki.
- Ale to stanie się dzisiaj? – Sanada zaczął
wywijać kijem. Nie nawyczyniał jednak za
dużo, ponieważ łokieć Tem wylądował między jego żebrami. – Au! T-ty mendo…!
Uchiha prychnął.
- Już nie „słoneczko”?
- Już dla mnie
nie świeci.
- Nigdy dla ciebie nie świeciła… - zaczęła
Temari.
- Ty świeciłaś dla mnie odkąd pierwszy raz cię
zobaczyłem – wszedł jej w słowo Sanada. – To ja po prostu nigdy nie świeciłem
dla ciebie.
Sasuke wykonał
zamach, lecz raptem zatrzymał się w bezruchu. I to tylko po to, żeby rzucić:
- Romantyczne w chu…
- Ani słowa więcej! – wzburzyła się Tem.
Zaczęłam tracić
cierpliwość. Skrycie liczyłam, że Uchiha spudłuje, a ja nareszcie stanę przed
szansą spisania się lepiej od niego. To było dla mnie potwornie ważne, dlatego,
gdy wrócił do punktu wyjścia, czyli lekkiego rozkroku, wystąpiłam z porządnym
opieprzem.
Straszna szkoda,
że mniej więcej w połowie krzyków, wrył się dzwonek z telefonu.
- Moja? – Sanada obłapił kieszenie rybaczek.
Temari również odruchowo posprawdzała czy nic jej nie wibruje, ale, koniec
końców, to Sasuke odłożył kij i wyjął komórkę.
- Moja – oznajmił.
Sanada wciągnął
powietrze. Nie uciekła mi szybka wymiana spojrzeń między nim, a Sasuke.
Pamiętałam „kawałek nieba” i to, jak pobladł, zerkając na wyświetlacz. Potem zostawił
mnie samą i zniknął.
Na szczęście tym
razem Sasuke zareagował spokojniej. Odszedł na parę kroków i zaczął rozmowę,
która z mojej perspektywy była tylko przytłumionymi oraz niezrozumiałymi
słowami. Sanadzie najwyraźniej ulżyło, więc z werwą zaoferowałam zastępstwo za
Uchihę. Tem natychmiast przesunęła mnie na właściwe miejsce.
- Uderzaj!
I to właśnie
uczyniłam – z ociągnięciem, ale główce mojego kijka udało się nie ominąć celu.
Byłam uszczęśliwiona trafem, nawet jeśli piłka nie poszybowała daleko. Po
konsultacjach, które wszczęła Tem, postanowiliśmy współpracować i zobaczyć ile
wykonamy uderzeń, zanim piłka znajdzie się wreszcie w dołku. Sasuke był ostatni
w kolejce, ale nie załapał się do pierwszej tury.
Gdy minęła
druga, Sanada gniewnym tonem rozpoczął krytykę postawy Temari, a ona złośliwie
nie poprawiła ani jednego błędu, tylko uderzała po swojemu. Kirisame (i mnie)
wpienił fakt, że nawet ta samowolka wychodziła jej jako tako – Tem spudłowała
tylko raz. Po czwartej turze miałam na koncie dwa niecelne rozmachy, jeden
żałosny traf i całkiem konkretne uderzenie, za które zostałam pochwalona przez
naszego „mistrza”.
Z biegiem czasu
przesuwaliśmy się bliżej dołka, zależnie od toru lotu piłki. Kiedy nie
nadchodziła moja kolej, wypatrywałam w oddali Sasuke – odchodząc, rozpłynął się
za pagórkiem. Od tej strony nie miałam jednak na niego widoku.
Minęło już ponad
piętnaście minut.
Sanada zawahał
się przez chwilę, gdy go o tym poinformowałam, ale potem stwierdził, że to
normalne. Chciałabym móc wprost zapytać od kogo był ten telefon, tyle że
różnokolorowe oczy chłopaka wyraźnie mi tego zakazywały, naprowadzając na Tem. Skoro
zachowywał się w ten sposób, zapewne miało to związek z chorobą Sasuke. W końcu
Itachi prosił, żebym dochowała tajemnicy i nikogo nie wprowadzała w sytuację
jego brata. Zależało im na poufności.
Przy następnej
turze udało mi się tylko drasnąć piłkę. Całym czasem myślałam z kim Sasuke może
toczyć rozmowę i jaki patent stosuje ów tajemniczy gość, jeśli potrafi zagadać
go na tak długo. Pomyślałam wtedy o grupie wsparcia. Kosmiczny bogacz nie
udzielił mi żadnych konkretnych informacji. Właściwie tylko głośno rozważał,
czy powinnam tam dołączyć, a kiedy dwadzieścia minut później przytoczyłam ten
temat w obecności Sasuke, ten również nie wydał mi się specjalnie rozmowny.
O co tu
chodziło?
Sanada już
leciutko stukał kijem w piłkę, ponieważ wielkimi krokami zbliżaliśmy się do
pierwszego dołka. Jak się okazało, łącznie mieliśmy ich zaliczyć osiemnaście,
pomijając już, że runda amatorskiego golfa trwała do pięciu godzin. My
zastosowaliśmy parę uproszczeń: między innymi ręczne uwalnianie piłki z
przeszkód. Sanada atakował nas przez to oskarżeniami o niesprawiedliwą grę, ale
gdy zaproponowałyśmy, aby wydobył piłkę z wysokiej trawy, używając kijka,
mruknął coś niezrozumiale i pozwolił nam dalej robić swoje. Podobno to
najbardziej nielubiana przez graczy przeszkoda. Trudno im się dziwić.
Zaczęła się
szósta tura. Po Sasuke nadal nie było śladu. Tym razem spotkałam spojrzenie
Sanady i zobaczyłam tam odbicie własnych myśli. Coś jest nie tak.
Nie wytrzymałam:
- Potwierdź tylko, że to nie był telefon od
jego brata.
- Nie, na pewno nie. – Sanada zerknął nieufnie
na Temari, ale i tak westchnął, otwierając się przede mną: - Widziałem. To nie
Itachi ani specjalny numer alarmowy.
- Specjalnie numer ala…?
- Dzwonimy z niego do Sasuke, kiedy sprawa
dotyczy jego brata i jest śmiertelnie poważna.
- Jacy „my”? – zapytałam, ale po chwili sama
spróbowałam sobie odpowiedzieć: – Grupa wsparcia?
Sanada znów
spojrzał na Temari. Ona natomiast podejrzliwie nas obserwowała.
- Wiesz o grupie wsparcia?
- Nie, ja po prostu…
- Kurczę, ciągle zapominam, że Itachi z tobą
rozmawiał. No tak. – Sanada oddalił się odrobinę i zaczął chodzić w kółko.
Przypomniałam
sobie, że w tym momencie istota i skład grupy wsparcia obchodziły mnie tyle, co
nic. Dodałam więc szybko:
- Kto w takim razie dzwonił?
- Udawajcie, że nie mam uszu – poradziła Tem,
widząc jak wątpiące oczy Sanady ponownie się na niej zatrzymują.
Doszłam do
wniosku, że przekonując go, zmarnuję sporo czasu. Bez słowa wytłumaczenia odłożyłam
kij i pognałam za pagórek. Sasuke powinien szwendać się w okolicy, jeżeli ma
nerwice natręctw i urządza sobie dalekie podróże, rozmawiając przez telefon. Siostra
mojej babki ma tak od młodości – do dziś zapuszcza się w głąb wsi, nie całkiem
świadoma, że przemierzyła kilometry podczas trajkotania.
Szansa na to, że
Sasuke cierpi na podobną przypadłość wynosiła jeden do miliona. A jednak
nigdzie go nie dostrzegłam.
- Sanada! – Przywołałam go do siebie
machnięciem ręki.
Przybiegł w
trymiga. Jego mina nie zapowiadała niczego dobrego.
- Kurczę – zawołał, zastając pustą przestrzeń.
Potem powtórzył, głośniej: - Kurczę!
Temari
podpatrywała nas z daleka. Najwyraźniej nie była pewna, czy powinna mieszać się
w tę sprawę. Wolałam jednak nie tracić cennego czasu na spieranie się z
Kirisame i przekonywanie go, że przyjaciółka jest osobą, której bezdyskusyjnie
można zaufać. Tym zajmę się później. Tem na pewno rozdrażni tak wiele niejasności,
ale na wypadek ubłagałam ją krótkim spojrzeniem: proszę, wytrzymaj!
Wzruszyła
ramionami i zebrała porozrzucane kije.
- Musimy go znaleźć – powiedziałam do Sanady,
drżąc na całym ciele.
- Wiem. Wiem o tym. – Przeczesał włosy i przez
chwilę przypominał mi lwa. – Wiem, wiem.
- To zróbmy coś!
- Subaru – zająkał się. Potem na mnie spojrzał,
bosko olśniony: – Parking! Samochód!
- Środek transportu? – podpowiedziałam.
- Myślisz, że bez pozwolenia pożyczył twój
wóz? – Temari nadbiegła niespodziewanie, uzbrojona we wszystkie cztery kije.
Obraz prezentował się koszmarnie. Wyobraziłam sobie, że używa ich na nas jak
mieczów świetlnych. Sanada musiał pomyśleć o tym samym, bo oboje równocześnie
się wycofaliśmy. – No co? – spytała.
Chłopak
przeczesał kieszenie rybaczek – przednie i tylne. Gdy dobrał się do lewego
pośladka, szczęknęły klucze.
- Nie wziął wozu.
Przebiegłam
oczami po caluśkim polu golfowym.
- To niemożliwe, żeby wyszedł poza teren. Wyjście
jest w zupełnie innym kierunku – stwierdziłam. – Zauważylibyśmy go, gdyby tam
zawracał.
- Zaraz – powiedziała Tem. – Dlaczego od razu
zakładacie, że gdzieś spieprzył?
Sanada także
zaczął się rozglądać.
- Powiedzmy, że takie sytuacje już się zdarzały.
- Te telefony są aż tak przerażające?
- Przerażająca to jest jego psychika,
nie-słoneczko.
Czasami aż za
bardzo. Przyjmując założenie, że rzeczywiście dostał następnego ataku i popadł
w obłęd, Sasuke mógł być wszędzie. Jeszcze dziś opisywał mi jakie katastrofalne
uczucia targają nim w takich sytuacjach i szczerze wątpiłam, żeby teraz miało
dla niego znaczenie to, czy o czymś nas poinformowałam.
No jasne, że
nie.
Jednak oprócz
podstawowe pytania - gdzie jest Sasuke? –
trapiło mnie jeszcze jedno.
Co takiego
wywołało atak?
Nie muszę
tłumaczyć, o czym pomyślałam. To byłoby niesprawiedliwe. To byłoby… fatalne,
okrutne, straszne… Rozumiałam, że ludzkie życie jest kruche jak porcelana, ale
rozumiałam też, że Itachi kruszył się powoli, a nie z rozmachem, za jednym
mrugnięciem.
- Najmądrzej byłoby dowiedzieć się czy jest
stąd jakieś inne wyjście. Przecież to pole golfowe jest chyba ogrodzone, nie? –
odezwała się Tem.
I miała rację.
Pierwszą warstwę ogrodzenia stanowiły zalesione przestrzenie. Pole nie było
specjalnie wielkie, luksusowe bądź profesjonalne, czasami uważano je raczej za
atrapę, a jako, że znajdowało się w pobliżu jezdni, dorobiono drugą warstwę:
płot. Zupełnie automatycznie przypomniałam sobie jak zwinnie Sasuke
prześlizgnął się na drugą stronę okratowania, gdy zmierzaliśmy tutaj tym
nieszczęsnym skrótem.
Dlatego
powiedziałam:
- To nie będzie konieczne. Z tego, co widzę,
ogrodzenie nie jest szczególnie wysokie.
Sanada ogarnął
mój tok myślenia.
- Przejście na drugą stronę to dla Sasuke
łatwizna.
- W takim razie dokąd mógł pójść?
- Niebawem się tego dowiem. Teraz zajmijmy się
wózkami. Nie-słoneczko, poradzisz sobie jako kierowca? Ja poprowadzę wózek od
Sakury i Sasuke, okay? Pakujcie kije i piłkę. Jak najszybciej się stąd zmywamy.
Po raz pierwszy
Temari wydała mi się zagubiona. Sanada już ruszył w stronę mojego melexa, ona
natomiast skakała spojrzeniem od punktu do punktu, jakby właśnie zlecono jej
coś po chińsku.
- Tem? Wszystko wyjaśnię po drodze, obiecuję.
– Pociągnęłam ją za rękę. – A teraz chodź, proszę. Musimy się spieszyć!
Nie wolno było podważać wyborów Temari
bądź im niedowierzać – właśnie tego nauczyłam się po trzech latach w jednej
klasie ogólniaka. Jeśli dziewczyna decydowała się na coś, co w żadnym razie nie
było do niej podobne, należało to zaakceptować i uwierzyć, że ma ku temu
wystarczające powody. A powody Tem były zawsze wystarczająco wystarczające,
żebym wystarczająco długo nad nimi rozmyślała, i tak ich nie odgadując.
Teraz jednak
nawet się nie wysiliłam, bardziej zajęta panikowaniem, lecz obstawiałam, że
Temari pragnie uciąć z Kirisame krótką pogawędkę. Dlaczego? Ano dlatego, że
wrypała się na przedni fotel. Zrobiła to, mimo że to ja byłam już o krok od
naciśnięta klamki tamtych drzwi.
Sanada zniknął
pod pretekstem wykonania telefonu i zostawił nas w wozie. Przez szybę
przyglądałam się jak maszeruje w tę i nazad niczym zwierzę w klatce. Zanim
przystawił komórkę do ucha, niedowierzał czemuś, co ujrzał na wyświetlaczu.
Dla uspokojenia
postanowiłam mówić. Mówienie zawsze działało, a zatem Tem miała pecha.
- Myślałam, że chcesz go zaszlachtować.
- To nie tak. Po prostu czekam na odpowiedni
moment, żeby wreszcie jasno przedstawić Sanadzie sytuację.
- A sytuacja jest taka, że w żadnym stopniu
nie oczarowały cię jego prześliczne oczęta, tak? – podsumowałam.
- Oczy ma całkiem ładne – przyznała. - Ale nie
tylko oczy mają czarować. Wiesz o czym mówię.
- Wiem, wiem. – Przytrzymywałam się brzegu
siedzenia. Sanada nie wyglądał na szczęśliwego, a gdy skończył rozmawiać i
wreszcie ruszył w naszym kierunku, przycisnęłam guziczek, aby szyba zsunęła się
w dół. – I co? Co się stało?
- Itachi, ablacja chirurgiczna, przerażony
Sasuke… - wymienił, a wsiadłszy do auta, wydał mi się raczej zmęczony niż
rozhisteryzowany. Zamarł jednak, widząc Tem po prawej. – Ojej, kogoż tu
przywiało?
- Chcę tylko chwilę porozmawiać – odparła
nabzdyczona i oczywiście patrzyła w przeciwnym kierunku.
- Zmieniłaś zdanie?
- Nie. Chcę porozmawiać właśnie dlatego, żeby
wytłumaczyć ci dlaczego go nie zmieniłam.
Teraz i Sanada
zrobił się wielce obrażony.
- W słowach jesteś ostra jak brzytwa,
nie-słoneczko.
- Halo! – odezwałam się, opadając na fotel. –
Sasuke? Ablacja jakaśtam? Cokolwiek?
- Ablacja chirurgiczna to operacja. Sasuke
dowiedział się od Ca… pewniej osoby z grupy wsparcia, że jego brat przez nią
przejdzie – wyjaśnił mi Kirisame. Nacisk kładziony na grupę wsparcia
potraktowałam podejrzanie, lecz na ten czas musiałam wziąć pod lupę co innego.
- Powiedziałeś, że nikt nie dzwonił z numeru
alarmowego!
- Bo nie dzwonił. To numer jednego członka
grupy. Nie dzwonił do Sasuke z alarmowego, bo operacja tego typu nie jest
niczym poważnym i bynajmniej nie zagraża życiu pacjenta. Ale… wiesz doskonale,
co dolega Sasuke, prawda? On traktuje to nieco inaczej. Po pierwsze: nie znosi,
gdy w ogóle nadarza się sytuacja, aby ktoś mógł umrzeć. Pewnie już wysnuł
miliard teorii, co się może wydarzyć, żeby jego brat tego nie przeżył. Według
naszych ustaleń będzie szwendał się gdzieś przy parku w Izumo albo blisko
boiska, a biorąc pod uwagę odległość, która dzieli go od celu, bez problemu przechwycimy
Sasuke w drodze. Wszystko jasne?
- Rozumiem tylko jedną rzecz – pochwaliła się
z drwiną Tem: – Że nie wolno mi nic z tego rozumieć. To jakiś wielki sekret,
ta?
- Ostra jak brzytwa i mądra jak sowa. Tym
bardziej szkoda, że już nie jesteś moim słoneczkiem.
- Tylko mi się wydaję, czy nagle zrobiliście
się za bardzo spokojni? – Wrypałam twarz między ich siedzenia. Złą, oburzoną
twarz. – Sanada, jedź wreszcie! Co z tego, że wiemy dokąd zmierza?! Musimy
prędko go odnaleźć, zanim stanie się coś złego!
- Co sugerujesz? – spytał, ale na szczęście
obudził silnik samochodu i wrzucił bieg. – Sasuke nie zrzuci się z mostu. Nie
jest głupi.
- Nie jest głupi, ale na pewno jest mu
cholernie smutno. Potrzebuje kogoś, kto podniesie go na duchu.
- Jezu, ale to szlachetne – mruknęła Temari.
Po dwóch
minutach Subaru pędziło już przed siebie. Sześćdziesiąt kilometrów na godzinę
wydawało mi się bezpiecznym wynikiem, ale z czasem przestałam zawracać sobie
głowę szybkością. Czułam, że liczył się czas. Czułam, że choć Sasuke będzie z
uporem powtarzał, że nas nie potrzebuje, tylko my będziemy w stanie przywrócić
mu spokój.
Operacja ponoć
nie niosła ze sobą żadnego ryzyka, właściwie była niegroźna i wystarczyło ją
„odbębnić” – tak to postrzegał zdrowy umysłowo człowiek. Dla Sasuke, osoby,
która co rusz kogoś traciła, to kolejne, ogromne ryzyko, jeśli nie wyrok na
jego bracie. Bądźmy szczerzy, Uchiha nie sądził, że to nieszczęśliwe zbiegi
okoliczności. On uważał, że w jakiś sposób przyczynia się do czyjeś śmierci,
więc z pozoru nieszkodliwa operacja była dla niego czymś przeraźliwym:
możliwością na to, że to tajemnicze przekleństwo może się potwierdzić.
Ponownie.
Nagle samochód
gwałtownie podskoczył i, słowo daję, przez moment całkowicie stracił kontakt z
powierzchnią. Tem i ja zaczęłyśmy krzyczeć – ja z przerażenia, a Tem po prostu
krzyczała na Sanadę. Koła wozu zetknęły się wreszcie z asfaltem, co dał nam do
zrozumienia ich przeciągły pisk. Kirisame udało się odzyskać panowanie nad
kierownicą, a ja – jak podejrzewałam - dorobiłam się siniaka, uderzając czołem
o tył przedniego fotela.
Sanada nie
zatrzymał jednak wozu. Zwolnił do trzydziestki i zaczął zalewać nas pytaniami.
Zamroczona promieniującym bólem po wypadku masowałam jego epicentrum i
wygodniej umościłam się na swoim miejscu, pobieżnie odpowiadając na zadane mi
pytania.
- Koleś, jak można nie zauważyć progu
zwalniającego? – spytała gniewnie Tem. Na szczęście nie zaliczyła bliskiego
spotkania z deską rozdzielczą.
- Przepraszam, przepraszam. Nie jestem stąd. W
Korei wcale się od nich nie roi.
Niedobrze.
Znaczy się, w
tamtej chwili, niczego nieświadoma ja,
zwyczajnie mierzyła spojrzeniem mijane dzielnice, szukając wśród tłumów Sasuke
Uchihy. Robiłam to z dzwoniącym w piersi sercem i rękami przyciśniętymi do
szyby. Wyglądałam jak mała, odurzona nadzieją dziewczynka, która patrzy
przechodnią w oczy, za każdym razem doznając ogromnego rozczarowania.
- To dziwne – stwierdziła po długich minutach
milczenia Tem. – Powinniśmy już dawno go wyprzedzić. Uchiha nie podróżuje chyba
z prędkością światła.
Słońce znów
osnuły chmury. Zbierało się na deszcz.
- Musi gdzieś tu być – mamrotał Sanada.
Rozpoznałam już
wijące się wstęgi ścieżek parku. O tej porze liczba spacerowiczów znacząco
przygasła. Dostrzegłam tylko pojedyncze osoby z psiakami na smyczach. Okolica
stawała się coraz bardziej upiorna, im bardziej ciemniało niebo u góry. Nie
widząc Sasuke, zrozumieliśmy z Sanadą, że istniała jeszcze jedna miejscówka, do
której mógł się udać. Temari uznała, że Sasuke nie miał szans nigdzie dotrzeć z
pola golfowego, bo sama droga na dworzec zajmowała z tego osiedla około
piętnaście minut. Byłam innego zdania, bo przecież niewiadomą jest, jak szybko
Uchiha ulotnił się z pola golfowego. Przecież rozegrano kilka rund, zanim się
połapaliśmy.
Kiedy
przedstawiłam teorię na głos, wszyscy przyznali mi rację.
- Nie mamy innego wyjścia – ciągnęłam. – On
musi być w hurtowni. W tym obskurnym pokoju z kartonami.
Sanada zerknął
ostrzegawczo na Tem, a ta podniosła obronnie
ręce.
- Nie mam uszu, jasne?
- Tylko tam ma szanse się uspokoić, bez obawy,
że ktoś zobaczy go w takim stanie – mówiłam z przejęciem. – Jedź już!
Posłuchał.
Wcisnął pedał gazu aż kątem oka wypatrzyłam, że wskaźnik szybkości dobija
osiemdziesiątki. Nie robiło to jednak różnicy. Świadoma, że nic więcej nie
wskóram, na wszelki wypadek skakałam od okna do okna, rejestrując widoki. Nie
wyobrażałam sobie, żebyśmy mogli go ominąć i popędzić dalej.
Sanada i Temari
zaczęli polemizować:
- Co takiego sprawia, że nie mogę ci się
spodobać? – pytał on.
- Jesteś obrzydliwe pewny siebie i myślisz, że
twoja wada genetyczna zdobędzie serce każdej kobiety, proste.
- Moja wada genetyczna tylko mi w tym pomaga.
Resztą zajmuje się osobowość.
- Doprawdy? To dziwne, bo mnie nie ujęło ani
to, ani to.
- Wrrr! To strasznie wkurzające, gdy
dziewczyna moich marzeń uparcie wmawia sobie, że na mnie nie leci, chociaż
wiem, że jest zupełnie ina…
- Nie jest inaczej! Nie jest ani trochę
inaczej, pojmij to wreszcie! Nienawidzę obrzydliwej pewności siebie,
nienawidzę, gdy ktoś polega tylko na swoim wdzięku i urodzie. Durniu, to ty
sobie wmawiasz, że twoja osobowość choć trochę dokłada się do zwycięstwa w
walce o kobiece serce, kiedy w rzeczywistości sprawę załatwiają śliczne oczka!
Ojej. Mnie by
rozpadło się serce.
Sanadę natomiast
wzięły nerwy. Odbiło się na to na Subaru, które zawyło, gdy kierowca skazał go
na męczarnie jeżdżenia na zbyt niskim biegu. Słysząc to, Kirisame ulżył wozowi.
- O nie! – zawołał. – Myślałem, że jesteś
silną, samowystarczalną kobietą, tymczasem okazujesz się pospolitą mendą!
- Dlatego, że na ciebie nie lecę?
- Dlatego, że próbujesz mnie zranić, żebym się
poddał! Wiem, że tak naprawdę nie myślisz o mnie w ten sposób. Może los
podarował mi w prezencie śliczne oczka, ale na swoją osobowość nie narzekam i
wiem, że łatwo ją polubić. Jestem pewny siebie, owszem, ale na pewno nie
próżny. Znam granicę.
- Podoba mi się ktoś inny.
- Co?
- Co? – dołączyłam się.
- Podoba mi się ktoś inny – wycedziła Tem i
tak mocno wykręciła szyję, żeby wyjrzeć za okno, iż przez chwilę wydawało mi
się, że chrzęsła tam jakaś kość.
Sanada drżał ze
złości.
- Ach tak? Świetnie. Ten gość musi być
świetny! Już go nienawidzę – ostatnie wyszeptał, a potem szybko włączył radio i
nie szczędził nam decybeli, coraz bardziej podkręcając głośność. – Nie chcę już
słyszeć ani słowa więcej.
- Czego słuchasz? – Od razu złamałam zakaz.
- Przekonasz się.
Temari obrzuciła
go niechętnym spojrzeniem, ale on nie był w stanie tego ujrzeć. Skupił się na
drodze przed sobą, a wskaźnik na desce rozdzielczej dobijał już do setki. Nawet
po tym, jak zjechał z drogi ekspresowej, prędkość nie malała. Wtedy to naprawdę
nie miało dla mnie żadnego znaczenia.
Z głośników
płynęła wolna, uspokajająca muzyka. Odrobinę się rozluźniałam. 1.
Prawdopodobieństwo tego, że Sasuke skrywał się w hurtowni było tak ogromne, że
we mnie zakorzeniło się to jako pewność. 2. Wierzyłam, że nie wyrządzi sobie
żadnej krzywdy. Co najwyżej pokrzyczy trochę i przejdzie się po pomieszczeniu
od wybranego punktu A do punktu B dziesiątki razy.
Jeszcze
troszeczkę.
Nagle ta „wolna,
uspokajająca muzyka”, która, nie ukrywajmy, chwilowo odprężyła nawet Tem,
przemieniła się w agresywny dubstep. Sanada roześmiał się gorzko i znów
zwiększył prędkość.
- Serio? – wzburzyła się moja przyjaciółka. –
Serio?!
- Jak najbardziej, nie-słoneczko. A teraz wybacz,
śpieszę na pomoc mojemu kumplowi!
- Wyłącz to!
- Nie – odrzekł chrapliwie.
- Sanada! – Pogroziła mu piąstką.
Piosenka znów
zmieniła ton na wolniejszy. Temari odetchnęła, lecz Sanada marudził pod nosem
coś na temat wożenia naszych zadków.
Wtedy to się
stało.
Samochód znów
podskoczył, tracąc wszelkie punkty zaczepienia z jezdnią. Lecz tym razem lot
trwał o wiele dłużej i ani ja, ani Temari nie dostałyśmy szansy, aby porządnie
opieprzyć Sanadę. Tu nie chodziło o to, że z szoku zabrakło mi języka w ustach.
Wszystko zdarzyło się tak szybko, że gdy wylądowaliśmy na ziemi, auto zakręciło
się wokół własnej osi i samowolnie zjechało w nieznane. Zdążyłam dostrzec, jak
kierowca walczy o przejęcie kontroli nad maszyną, ale każdy jego wysiłek szedł
na marne. W którymś momencie siła
raptownie strąciła mnie na bok, a ból w barku tak mocno dawał mi w kość, że
znajomych widziałam już podwójnie.
Zobaczyłam
jeszcze głowę Tem, która mocno uderza o szybę. Potem rozległ się pisk opon,
auto ponownie wykonało półobrót i ostatecznie popędziło w stronę najbliższego
drzewa za krawężnikiem. Tak. Kora tego piekielnego drzewa była ostatnim
widokiem, którym mogłam się nacieszyć przed utratą przytomności.
Od
autorki: No tak, obiecałam
poprawę, a waszą cierpliwość naciągnęłam nawet bardziej niż zwykle. Cóż, dla
waszej wiadomości nie zaserwuję wam teraz długiej listy powodów, dla których
mielibyście mi wybaczyć. Nie wymówię się także „brakiem czasu” ani dość
popularnym „brakiem weny”, niemniej jakieś wytłumaczenie się wam należy, więc
będę wręcz bezczelnie szczera.
Nie cierpię
szkolnych romansów. Nie ze względu na ich sUodkość – one po prostu mnie nudzą.
Ogólnie lubię wątek miłosny, ale głównie w fantastyce lub książkach z wizjami
przyszłości. GAT narodziło się tylko dlatego, bo byłam ogromnie ciekawa jak
poradzę sobie ze szkolnym romansem i, bądźmy szczerzy, czymś bardzo
rozchwytywanym w blogsferze Narutowskich fanfików. Mówiąc szczerze, to dzięki
wam skończę tę historię. Byłam naprawdę bardzo, bardzo, bardzo (bardzo)
zaskoczona, kiedy okazało się, że blog został tak ciepło przyjęty. Obserwatorów
i komentarzy przybywało w zastraszającym tempie, więc naturalnie uznałam, że
coś jednak musi w tym opowiadaniu być, skoro tyle osób tak dobrze go przyjęło.
Na fejsbuczkach piszę wam ciągle, że wena i chęci są. Są, są, ale korci mnie
napisać coś własnego. UWIELBIAM Sakurę Haruno, jestem całym sercem oddana
SasuSaku i do dziś jestem pewna, że Kishi ich zeswata, jednak po tylu latach
pisania, w mojej głowie siedzi przynajmniej dziesięć wizji własnych bohaterów i
własnego świata przedstawionego, rozumiecie. Chcę już wyjść poza ten poziom i
wspiąć się trochę wyżej, jeśli oczywiście sobie poradzę, a na tym etapie,
czuję, że właśnie tak będzie.
Do czego
zmierzam? Ano do tego, że czasami naprawdę się zmuszam, by dopisać rozdział. No
i te narzekania na shouboxie jakoś jeszcze bardziej mnie do tego zniechęcają.
Nie mówię o osobach, które cieszą się rosnącymi procentami, tylko o tych, które
oczekują, że w wakacje dzień w dzień będę siedzieć przed lapkiem i stukać w
klawiaturę.
Wybaczcie więc,
że końcówka tego rozdziału wydaje się… słaba. Tak miało się stać, ale jestem
przekonana, że mogłabym to wszystko lepiej opisać. Trudno. Teraz nic lepszego
ze mnie nie wyjdzie. Do zakończenia GAT zostały dwa/góra trzy rozdziały.
Obiecuję, że postaram się odzyskać chęci i zakończyć bloga z klasą; żeby nie
uderzyło was wrażenie, że te ostatnie posty są pisane po macoszemu.
Losy Totsuzen na
ten czas są pod znakiem zapytania. Niby mam ułożoną fabułę, niby jest bliższa
gatunkom, które kocham, ale to ciągle nie będzie moja własna twórczość, tylko
fanfik. W tym roku dochodzi jeszcze matura, a więc kupa nauki. Czas pokaże.
Przy planowaniu i pisaniu pierwszych rozdziałów Totsuzena wena była olbrzymia,
zatem wierzę, że to tylko taki mały kryzys i niebawem mi przejdzie. Jeśli wyrwę
się kiedyś z fanfikowego świata, chciałabym przynajmniej zrobić to, nie
zostawiając żadnego bloga na lodzie.
To teraz was
przeproszę, że znów zostawiam czytelników w takim punkcie opowiadania. Dla
pocieszenia dodam, że nie słynę z sad
endów.
Trzymajcie się!
PS Zrobiłam z
Sanady dupstepowca! Jak kogoś ciekawi, czegoż słucha, zapraszam do zakładki z
muzyczką!
Dwa, trzy rozdziały do końca? ;___; Prosze powiedz ze to zart :(
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny, opłacało się czekać :)
Sanada mega mi się podoba w tym opowiadaniu
I jestem ciekawa kto podoba sie Temari i co będzie dalej z Sasuke i Sakurą
(naprawdę mam nadzieję, że dobijesz chociaż do 30 rozdziałów, bo grzechem byłoby tak szybko kończyć tak fantastyczne opowiadanie)
No i jeszcze dodam, że zakochałam się w takim Sasuke! Jest idealny :) (dziwne mam ideały, hm XD)
Pozdrawiam i życzę weny/ A.
Niekomentująca do tej pory czytelniczka melduje się na służbie!
OdpowiedzUsuńNa początku przeproszę, że nie komentowałam wcześniejszych rozdziałów, ale niestety nie jestem czytelniczką od samego początku. :c Ale w każdym razie nie to chciałam tu napisać, tylko że jeśli chciałabym skomentować w teraz w tym komentarzu poprzednie rozdziału, to po prostu bym nie umiała. Nie potrafiłabym zebrać do kupy myśli i pewnie nie wyszłoby z tego nic sensownego. Pragnę napisać komentarz, gdy przeczytam od początku naraz wszytskie rozdziały razem z końcem. W między czasie będe zapisywać jakieś cytaty bądź myśli w notatniku, a na końcu to podsumuję. Kiedyś już tak zrobiłam i sposób mi się spodobał. W sensie nie! Nie oznacza to, że nie będe komentować teraz przyszłych rozdziałów. Tylko no, to co opisałam to taki plan na więksyz komentarz co do całości :3 Mam nadzieję, że rozumiesz? Bo nie wiem czy dobrze się określiłam xD
Podczas czytania tego rozdziału również zapisałam parę drobnostek, z którymi się podzielę, w sensie no znasz je, bo są Twoje, ale dołącze do tego moje myśli. Tak... Znowu nie umiem się wysławiać i wychodiz jakieś masło maślane.
Uchiha nagle stał się takim burakiem. Nie żeby wcześniej nim nie był, ale teraz zburaczył się do potęgi.
Zakochałam się w tym xD Może to dlatego że ogólnie przezwisko "burak" mile mi się kojarzy, a może przez to, że wywołałaś tym u mnie uśmiech od ucha do ucha.
- Ludzie umierają w każdej chwili. Nawet teraz, kiedy na ciebie patrzę, wiem, że ktoś umiera.
To jest takie, no... Nie umiem znaleźć na to określenia, ale gdy to czytałam od razu pomyślałam sobie " W tej chwili też ktoś może umierać". A to z kolei sprawiło, że poczułam się smutnie. Co jeszcze do smutku, to całe wyznania, chyba mogę to tak nazwać, Sasuke też wywołały u mnie podobne uczucie.
- Technicznie dobrze wykonane uderzenie jest niemożliwe dla amatora, dlatego pieprznij tą piłkę najmocniej, jak się da i pomódl się, żeby nie ugrzęzła w piasku – zakończył, stając między mną, a Tem.
- Technicznie dobrze, to zaraz ci pieprznę w łeb.
- I co się plujesz? Chcę tylko pomóc.
Temari wyrzuciła ręce w powietrze.
- Możemy wreszcie zacząć?
Ta scenka, ponownie sprawiła, że się śmiałam. No to było po prostu genialne! Kocham taki humor. Mimo że nie mogę go sprecyzować, to wiem, że go kocham. :D
- Już nie „słoneczko”?
- Już dla mnie nie świeci.
- Nigdy dla ciebie nie świeciła… - zaczęła Temari.
- Ty świeciłaś dla mnie odkąd pierwszy raz cię zobaczyłem – wszedł jej w słowo Sanada. – To ja po prostu nigdy nie świeciłem dla ciebie.
Sasuke wykonał zamach, lecz raptem zatrzymał się w bezruchu. I to tylko po to, żeby rzucić:
- Romantyczne w chu…
- Ani słowa więcej! – wzburzyła się Tem.
O to jest kolejna taka scena. Zwłascza podsumowanie Sasuke. prosto, zwięźle i na temat xD A całe to "słoneczko" na prawdę mi się spodobało. To znaczy no, że przezwisko. Żeby ktoś sobie nie pomyślał, że chodzi mi o inne słoneczko, bo teraz słoneczka mają różne znaczenia. Z resztą nieważne, bo komentarz schodzi na zły tor.
W każdym razie, rozdział wywołał dużo emocji. Więc brawo, świetna robota. Uczucia oddane bardzo realistycznie i poruszająco, a humor jak to ma w zwyczaju bawi :D
Muszę rozbić komentarz na dwa, bo wyświetliło mi się powiaodmienie pryz publikacji, że wartość musi mieć co najwyżej 4 096 znaków xD Także zaraz opublikuję drugą część.
Nadchodzę z częścią komentarza, którą musiałam odciąć :c
UsuńOdniosłabym się teraz do tego co umiesciłaś od siebie pod rozdziałem. Rozumiem co masz na myśli jeśli chodzi o no wiesz, własny świat i bohaterów. Aczkolwiek ja miałam na odwrót. Na siłe chciałam napisać coś własnego ignorując fakt, że fabuła bloga od początku należała do bohaterów Naruto. Jednak marzy mi się napisanie czegoś własnego, a pisanie fanfiction traktuję jako takie przygotowanie. Dzięki blogowi, przesiedziałam sporo czasu nad interpunkcją, do czego wcześniej bym się raczej nie zmusiła. Pomogło mi też czytanie twórczości innych blogerek jak i książek. Ale mniejsza, bo zaczynam się rozpisywać o sobie xD W każdym razie rozumiem o co chodzi Ci z tym, że chcesz tak jakby iść dalej. Z jednej strony to dobrze, że nie ograniczasz się tylko wiesz, no do fanfiction. No a drugiej strony nie ma xD
A co do końcówki to ja takie uwielbiam. Ogółem lubię jeśli chodzi o wypadki samochodowe. Oczywiście, że w realu jest to, no wiadomo, że nieszczęśliwe. Ale czyta mi się o tym na prawdę dobrze, zwłaszcza opis jaki temu nadałaś sprawił, że wszystko można było sobie dokładnie wyobrazić, co nie zawsze się udaję. Także ponownie brawo :D
Pozdrawiam i trzymam za Ciebie kciuki :)
O i jeszcze jedno! Widzę, że czytasz Hopeless. Bardzo chciałabym ja przeczytać i normalnie poluję w bilbiotece, bo ostatnio mi ją zwinęli sprzed nosa! Ja wchodzę, a dziewcyzna wychodzi i niesie w rękach jedyny egzemplarz ;_; No więc, jeśli mogę zapytać, to poleciłabyś ją? :3
Wohooł. Jak zobaczyłam tyle wymienionych w komentarzu fragmentów, to byłam święcie przekonana, że to wypisane błędy, ale nie! Jak miło, że udało mi się kogoś rozbawiać :]
UsuńBardzo dziękuję za taaaaaki komentarz <3 Nie pogardziłabym częstszymi, ha!
O "Hopeless" na razie nie mogę powiedzieć nic - kończę dopiero książkę Greena. Ale słyszałam już wiele pochlebnych opinii i to od dość wymagających czytelników, dlatego zacieram rączki na lekturę :p
Rozdział wyczepisty!
OdpowiedzUsuńUrzekł mnie ten jeden z niewielu momentów otwartości Sasuke. Zwierzył się Sakurze z większości swoich emocji, a nawet wyznał miłość! To jest to!
Ten wypadek zmroził mnie. Teraz to dopiero Uchiha eksploduje. Jestem (prawie) pewna, że Saki przeżyje, ale już sobie wyobrażam, w jakim stanie będzie Sasu, gdy się o tym dowie. Brr! Aż mi się niemiło robi. W końcu jego (pierwsza) miłość została zmuszona do bardzo bliskiego kontaktu ze śmiercią, której tak panicznie się boi. Już widzę, jak Sasuke wrzeszczy na Sakurę: "Wiedziałem, że tak będzie! Niedługo umrzesz", czy coś w ten deseń. A ja nienawidzę (NIENAWIDZĘ), kiedy Uchiha jeszcze bardziej pogrąża się w przeświadczeniu o swojej klątwie.
Mam nadzieję na w miarę szczęśliwy koniec ;)
O! I jeżeli zaczniesz pisać coś własnego, to koniecznie musisz dać link. Będę czytać ^^
Troszku mi smutno, że to już (prawie) koniec GAT. Przywiązałam się do tego opowiadania ;>. Czytelniczką jestem od momentu, kiedy natrafiłam na link do twojego FF bodajże na Lapidarium Narutowskim. Weszłam tu wtedy po raz pierwszy. Wtedy też ostatnim rozdziałem była magiczna trzynastka, więc siedzę tu dość sporo czasu. Oczywiści nie dorównuję czytelnikom, którzy byli tu od początku ^^". Cóż, ja tu pitu pitu, a już późna pora (23:13), więc będę już kończyć mój wywód.
Weny życzę na zakończenie tego blożka z przytupem, na jaki zasługuje!
Zawsze wierna
ShoriChan
Ohayo :3
OdpowiedzUsuńSasuke się załamie ;o operacja,wypadek ukochanej i przyjaciela..
Zycie go utwierdza jedynie w jego przekonaniach..Kurcze nie wyobrażam sobie jak bardzo jest mu ciężko ;c Słowo "zburaczył" jest meeega ;D Przeraża mnie logika bruneta,wszędzie śmierć.. cholerny burak no ;c Jego życie to jeden wielki dramat ;c Mam nadzieję,że chociaż psa nie skrzywdzisz droga Akemii ;p
"Zobaczyłam jeszcze głowę Tem, która mocno uderza o szybę."
Straszny widok,sama miałam zaszczyt doświadczyć owej sceny lecz rolę Tem grała moja młodsza siostra..Hmm ta końcowa scena wstrząsnęła mną. Wywołała wiele skrajnych emocji.Strach,smutek to niewiele w porównaniu do tego co działo się w mojej głowie.Może to przez moje własne przeżycia.
" - Tego nie wiesz. Ty i ja to…"
To nie daje mi spokoju. Co on chciał powiedzieć?! Może uważa to za błąd? A może za ryzyko? Może głupotę...
Jeeeezuuusieeeńku..
Mam nadzieję,że Sakura zdoła wyprowadzić go z tej choroby. Mam nadzieję,że ten dramat zakończy się happy endem.
"- Technicznie dobrze, to zaraz ci pieprznę w łeb."
Moja reakcja była tak bardzo nieogarnięta,ten wybuch śmiechu,łzy w kącikach oczu i mama z miną godną psychiatry pochylającego się nad jednym z trudniejszych pacjentów domu "bez klamek".;D
"Losy Totsuzen na ten czas są pod znakiem zapytania. "
To zdanie mnie przeraziło tak bardzo,że...no nie wiem..
Gapiłam się w to zdanie jak "wół na malowane wrota". Mam nadzieję,że wena powróci. Normalnie będę się o to modlić ;o
Chcę wiedzieć Czy Sakura zostanie inkubatorem heh ^^ Chcę wiedzieć czy poradzi sobie z tym burakiem no i co będzie z tą małą dziewczynką które imie mi wyleciało z głowy(kurde) ;<
Sanada i Dupstep ;D Tu mnie zagięłaś muszę przyznac ;D
Ten blog to super sprawa ;) Szkoda,że Ci nie leży ale no mnie wciągnął :)
Mój komentarz jeeest troszkę nieogarnięty ale...może się przyzwyczaisz do mojego psychopatycznego bełkotu ;D
Podsumowując :
1.Rozdział jest wy,ku,rwi,s,ty ;D !
2.Sasuke to burak zgadzam się z różową ^^
3.Błagam nie zostawiaj Totsuzen ;C
4.Końcówka rozdziału świetna <3
5.Kocham tego bloga iCiebie za pisanie go ^^
Przepraszam za błędy to z ekscytacji ;D!
(Tak,tak trzeba się jakoś tłumaczyć ,nieee? *-*)
Pozdrawiam i żczę weny,ściskam,całuję.
Wierna i oczarowana czytelniczka;
Polly-chan ~
Akemii, jesteś dupa. Legalna, patentowana dupa.
OdpowiedzUsuńRozumiem twój ból, bo osobiście też nienawidzę romansów z całego serca. Szkolne wersje tego gatunku są nie do zniesienia. SasuSaku wprost gardzę, ale mimo wszystko, kiedy przychodzi mi wybrać kolejnego fanfika do przezcytania, zazwyczaj jest włąśnie o tej parze.
I pomimo mojej nienawiści do dziko romantycznych zrywów, GAT urzekł mnie w całej rozciągłości.
Ostatnich kilku rozdziałów wyczekiwałam z niecierpliwością. Ale wszystko co dobre kiedyś bierze w łeb. GAT też.
Kocham tą historię całym sercem, ale chciałabym, żeby już się skończyła. Będzie mi smutno, ale tak będzie lepiej, bo, niestety, widać, że straciłąś do niej serce.
Rozdział nie jest zły. Jest ciekawy, dużo się dzieje. W pewnym momencie byłam pewna, że Sakura się zamachnie, i rąbnie Sasuke z półobrotu. To jest chyba to, czego mi ostatnio tu brakuje.
Brakuje mi też Sasuke na białym koniu, wyciągającego Sakurę z wraku Subaru.
Chciałabym, żebyś znów pokochała tą opowieść, bo jest tego warta.
Pozdrawiam,
Me.
Będę się starała z całych sił, no ale wiadomo, ciężko pisać coś, na co rzyga się tęczą. Mnie to chyba dołuje ta początkowa słodkość pierwszych rozdziałów, bo ni mam już jak z tego wybrnąć.
UsuńAle obiecuję, będę walczyć (shannaro, te sprawy).
Się już tego szkolnego romansiora zaczęło, to trzeba go przynajmniej zajebiście skończyć C:
Dzięki za komentarz.
Woah, moja kochana Akemii! Guess who's back?! Mari is heereee!
OdpowiedzUsuńOkej, a teraz poważnie-niepoważnie. Kiedy ja Ci ostatnio skomentowałam notkę, no kiedy? Właśnie, ja też nie pamiętam. I wybacz, ale czytałam wszystko! I rozpływam się przy ostatnich rozdziałach. Ty doskonale wiesz, jak uwielbiam Twoje blogi, Twój styl pisania i Ciebie. (No właśnie, panna, wpadnij czasem na gg, tęskno mi do naszych rozmów)!
Ah, rozdział. Mówiłam Ci już, że kocham Twojego Sasuke? A Sanada i Temari to wisienka na torcie. Szczerze mówiąc po ostatnim rozdziale spodziewałam się, że czymś nam tu dowalisz, ja to po prostu wiedziałam. No i proszę! Rozdarłaś i zszokowałaś mnie końcówką. Patrzenie na śmierć bliskich nie jest czymś, co życzyłabym komukolwiek. Nie uśmiercaj mi tu nikogo, bo jeszcze Sasek popełni samobójstwo i co? >< Naprawdę, z każdym słowem coraz bardziej wciągam się w czytanie, w opowieść. To tak jakbym to przeżywała... albo chociaż patrzyła na to z boku, ale jednak dalej na żywo! Kobieto, to, jak opisujesz Sasuke i jego uczucia to coś nieziemskiego! Całość jak zwykle cudnie się zgrała, Ty uwielbiasz coś złego i dobrego w jednym, oj Ty Ty... Ah, ja tu pitu pitu, a dalej nie napisałam nic konkretnego. Ale co mogę pisać, jeśli sama wszystko dobrze wiesz? Weny do skończenia bloga życzę, kochana, bo to najważniejsze!
No i cóż... wiem jak się czujesz z popędzaniem co do notki i brakiem chęci. Pomiędzy bałaganem w moim zakręconym życiu nie miałam, no cóż... czasu ani chęci usiąść przed wordem i zacząć skrobać. Miałam nadzieję, jak to wcześniej sobie mawiałyśmy, że obudzę się, a rozdział będzie gotowy. Nie ma tak dobrze. A szkodaa! Różnica między nami jest jedna! Ty masz czytelników! ><
Ah, mówiłam Ci już, że nienawidzę szkoły? Wzgardziłam klasą maturalną, maturą, podaniami na studia, ale przynajmniej mam to za sobą. Jazda zacznie się w październiku. Oj, moja droga, prawo mnie wzywa! Pochwalę Ci się za to, że napisałam połowę rozdziału i mam zamiar go skończyć w ciągu trzech dni. Wow, jak na mnie i aktualną sytuację to spore wyzwanie, hahaha.
No cóż... weny i jeszcze raz weny, moja droga! Bo moje serduszko raduje się, kiedy mogę czytać trochę z Twojej twórczości (no i kiedy widzi Cię na gg, no błagam, zostaw chociaż jakiś inny kontakt :C).
Pozdrawiaa
Twoja ukochana Mari!
Ding dang who's your bosss?!
Mariiiiii!!!!
UsuńGG dało ciała i nie chce się włączyć! Mogę maila podać, adres fejbuczka, jak ci wygodniej, ale gadu-gadu kaput totalnie.
Mniejsza z tym! Jak się cieszę, że dałaś znak życia <3 I cieszę się podwójnie, że kontynuujesz fanfika, bo akurat niedawno odwiedzałam twojego bloga i myślałam, cholera, jaka szkoda, że nie ma na nim życia.
A maturą już rzygam, choć nawet nie zaczęłam się do niej uczyć. Takie tam (y).
Powodzonka w kończeniu rozdziału - trzymam kciuki, bejb. I odzywaj się częściej C:
Cokolwiek podaj, moja droga, mogę Cię nawet zasypywać sms-ami, haha, aby był jakiś kontakt!
UsuńAj, ja też się cieszę, że blog znowu ruszy, bo notki nie było od grudnia, a to tragedia. Szczególnie, że obiecałam ją w krótkim czasie. ><
Rzygaj maturą, rzygaj póki możesz. A Ty jeszcze zdajesz tą nową! No, będę trzymać kciuki!
Nie-dziękuję, żeby nie zapeszyć! Pewna piosenka dodała mi takiej weny, że od razu złapałam się za worda. A nie ma jej jeszcze na yt, co ja wrzucę z notką? *ból i rozpacz w oczach*
Będę, będę! Nie dam Ci tak łatwo o mnie zapomnieć, kochana!
Hehe, nie.
UsuńNa szczęście zdaję starą (technikum ma dobrze), dlatego rzygam nią trochę mniej. :P
Tyyy, co to za piosenka? Mnie też by mogła wena chwycić!
O jaka sprytna, kto ma dobrze!
UsuńChcesz, to podeślę Ci na e-mail (tylko podaj :* XD), bo na necie naprawdę, nieuchwytna, haha. Przynajmniej na ten moment.
No i tajny-lajkowaczu, zamiast tylko lajkować mi stronę, odezwałabyś się! Ew. mogę podać Ci prywatny profil. ><
No, właśnie. Prywatny by się przydał, bo do fanpejdżów ciężko się piszę.
Usuńhttps://www.facebook.com/akemii.ss?fref=ts - here's mine, bejb. W sensie, nie prywatny, ale taki, że można normalnie mnie do znajomych dodać i sobie popisać :P
To tam będę czekać na ciebie i piosenkę <3
Nie dziw się Akemi, że ten blog został tak ciepło przyjęty :P :P
OdpowiedzUsuńCo prawda to szkolny romans SasuSaku ale fabuła jest bardzo orginalna !!!
Postacie zresztą też xD
Szkoda że zaplanowałaś jeszcze tylko 3 rozdziały :( No ale cóż, lepiej żebyś napisała 3 rozdziały i była z nich zadowolona, niż żeby ciągnąć bloga na siłe.
Dowaliłaś Sasuke na tym blogu. Kompletnie nie mogę przewidzieć tego jak zakończysz to opowiadanie!!! Jak na razie w głowie mam same czarne scenariusze.
Sasuke ulotnił się żeby odreagować operację brata. Boję się wyobrażać sobie jak zareaguje że Sakura i Sanada mieli wypadek samochodowy, kiedy go szukali. To że była z nimi Temari zapewne oleje.
Kurcze ich stan może być bardzo poważny jeśli jechali ponad 80 km/h. :( :(
Chociaż i tak mam nadzieję, że wolisz szczęśliwe zakończenia Akemi :)
Sanada jest bezbłędny a te jego kłótnie z Tem :D Nie sądziłam, że znajdzie się ktoś kto tak szybko będzie ją doprowadzać do szału :D
Co prawda nie mam pojęcia jaka jest ta nowa matura, ale na pewno sobie poradzisz :) !!
Hmmm, mam pytanko. Wspomniałaś że wolisz zacząć pisać coś swojego. Czy planujesz to również publikować na blogu?
Pozdrawiam :**
Akemii, proszę! Akemi przez jedno "i" jest takie... takie... nie moje, o!
UsuńA co do pytanka, to owszem, planuję najpierw wam to udostępnić, żeby ogarnąć jak ludzie przyjmą moją nie-fanfikową twórczość. Potem, o ile opowiadanie nie okaże się klapą, będę dręczyć wydawnictwa >:)
Także pozdrawiam!
Sroki, na pewno już się nie pomylę!!!
UsuńTo super :D
A ja ponarzekam na dzień dobry! :D
OdpowiedzUsuńW takim momencie... w takim momencie... milion myśli przechodzi mi przez głowę jak to się skończy :D w ogóle jestem tak podjarana, że nie długo koniec, jak nigdy wcześniej! :D dlaczego? :D a no dlatego, że nie mogę się doczekać jak to zakończysz :D nie wiem, czego mogę się spodziewać :D czy czymś zaskoczysz, czy pójdziesz w normalne zakończenie :D czy coś wymyślisz, że wszyscy będziemy się śmiać, czy też płakać :D to mnie tak mega interesuje, że ja chcę jak najszybciej koniec! :D i mam nadzieję, że Sasuke choć troszeczkę, tak tyciu tyciu, będzie milszy dla Sakury :D (tyciu, tyciu... :D ) rozdział dobry :D
Weny, weny nie tylko do GAT :D
Pozdrawiam :D
Popieram powyższy komentarz :-D Sasuuuke mógłby być milszy, ale co do zakończenia, wolałabym płakać...ze szczęścia :-) i oczywiście też czekam na zakończenie od początku (publiczność krzyczy: nieeeeeeeeeeeeeeeee no co ty), więc ucieszyłam się, że została tak mało rozdziałów- krótkie opowiadania najbardziej zapadają w pamięci.
UsuńPozdrawiam i całuski
Taka tam Klaudia S.
Świetne ! Zapraszam do mnie ! http://ten-tails.blogspot.com
OdpowiedzUsuńIdentyczny spam dostałam na Shannaro....
UsuńTaki tam chwyt marketingowy </3
UsuńTakie tam perfidne chamstwo.
UsuńOh yeah, I'm back !!
OdpowiedzUsuńPffff.... jak to szło "Zostały dwa/trzy rozdziały do końca, ale ciii... nikt nie wie" czy jakoś tak! A sama się wygadała! A miała być taka big niespodzianka!! I niespodzianke szlag trafił :P
Ejj Nikiro, ale po tej końcówce to nie dziwie się, że dostałam kilka wiadomości z pytaniami czy się czasami nie zgadałyśmy ahahah! Ta wieź ponownie dała o sobie znać, mówię ci :D Obie jesteśmy takie złe, że hoho <3
Dobra a teraz skomentuje ten rozdział jako czytelnik: Jakim prawem do jasnej anielki rozbili się na drzewie?! SERIO!? SERIO?! Ty chcesz, żebym ja zawału dostała czy coś w ten deseń?! Oczywiście, że chcesz xD
A tak swoją drogą... tak Sakura na bank jakoś wyjdzie z tego wypadku. Może się połamie, bo coś tam o bolącym barku wspomniałaś, ale jak cię kocham Akemii, nie zabijaj mi tu Sanady!!!!!!! Przecież, jeśli i jego Sasuke straci, to będzie już całkowity rozpierdol :O
No proszę, proszę, tak ładnie cię proszę! Patrz, o tak ładnie cię teraz proszę:
https://38.media.tumblr.com/f18285c6a6458822f231656207a75748/tumblr_na9havj3a91tsrqj0o1_500.gif *______* Tożto, jest potrójna moc kotków ze
Shreka <3
Zresztą i tak pewnie w przyszłym rozdziale, po tym wypadku Sasuke będzie starał się całkowicie się odsunąć Sakurę od siebie. No bo przecież to on sprowadził na nią to neiszczęście. Pffff brednie! Mam ochotę wziąść tego zboczeńca z klasą na solówę i wyjaśnić mu kilka spraw jasno i wyraźnie! Ale Niech Sakura się nie poddaje! Zresztą i tak czuję, że będzie mu bez przerwy dreptać po piętach! Ale gdyby zwątpiła, to mam dla niej taką dobrą radę: NIE PODDAWAJ SIE DZIEWCZYNO!!!
W ogóle wczoraj/dziś miałam niezłego mindfucka gdy zaczęłam nadrabiać GAT. Największy zonk to był gdy przebrzydły bogacz okazał się Itachim! No tego kużwa to nawet ja się nie spodziewałam! Kilka dobrych minut zajęło mi dojście do siebie po przeczytaniu tego fragmentu. Z początku sądziłam, że to tylko chwilowy zbieg okoliczności... ale nie ! Ty to na serio zrobiłaś :D
Ahhh Nikiro... ale ja i tak cały czas przed oczami mam jedną scenę i wbrew pozorom nie jest to Sasuke z kucykiem na głowie :D Mówię to o tym w jak spektakularny sposób Sasuke porwał Sakurę, gdy Sanada użerał się z Temari i ten jego histeryczny śmiech i te słowa "Mówiłem jej. Mówiłem, że cię odzyskam" czy jakoś tak ! No normalnie mam tą scenę przed oczami!!!!! To było genialne xD
Po za tym już widze jak Chustii rzuca w ciebie piorunami za tą próbę swatki Temari z Sanadą... To byłby dopiero duet! Tylko pamiętaj i raz jeszcze spójrz na te kotki... nie zabijaj mi Sanady!!! Pamiętaj ja za miesiąc będę w Polandii i znajdę cię Nikiro jeśli coś mu zrobisz - tak to jest oficjalna groźba! CHA! ]:->
Wybacz, że komentarz taki... hmm... niespójny (?), ale wiesz Nikiro to z emocji XD
A maturkami nie przejmuj się - dasz radę :D Podeślę ci swoją BC na korepetycje, ta skubana zdała matury na 80/90% O.o Takie zazdro! :D
No nic Nikiro, dorwę cię jeszcze na fejsbuczku :* :3 <3
Też się do prośby dołanczam !!! Niech Sanada przeżyje ! :)
UsuńSaaa naaa daa , Saaa naa daa :D !!!
UsuńBoru, stęskniłam się za twoimi komentarzami, Miku :'D
UsuńSANADA MA FANÓW, YAAAHOOO!
http://media.tumblr.com/3ad7ca7525c7503c400688f1f32d6f45/tumblr_inline_n9p7v0px3V1skcz14.gif
Taaa. Nie propagujesz sad endów, ale masz ludzi obok co nadrabiają normę, nie?
OdpowiedzUsuńO Tot już pisałyśmy i doszłyśmy do konsensusu.
Dobrze wiem, jak bardzo nie lubisz szkolnych romansów. Przypominasz mi to na każdym kroku, kochanie, co nie zmienia faktu, że i tak zakonczysz opowiadanie z klasą.
Z racji, że znam zakończenie, nie będę ci robiła żadnych wyrzutów jak to mam w zwyczaju. Wiem, że nie urzeczywistnisz najgorszej opcji, bo stwierdziłaś, że nie masz do tego serca, więc jestem spokojna.
Sanada jest chyba twoją najlepszą postacią spoza kanonu. Jest absolutnie genialny.
Rozumiem to,że Ten jest samodzielna i niezależna, ale przesadza.
Tyle ode nie. Pisanie z telefonu jest męczące, więc doceń co dla ciebie robię, frajerze.
Dużo chęci na GAT!
Czytam od początku twoje opowiadanie i żadne mnie tak nie wciągnęło. Każdego dnia czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział i jak dzisiaj zaczęłam kończyć info od cb to przestraszyłam się, że zablokujesz opowiadanie O_O Mam nadzieję, iż dokończysz to opko bo jestem bardzo, bardzo ciekawa...a propos końc rozdziału- nooo bez jaj -_-
OdpowiedzUsuńTak czuję się dziwnie, bo pierwszy raz się będę udzielać, bo zawsze siedzę cicho. No ale kiedyś trzeba! Kobieto, zakończyłaś w takim momencie! Cały czas nachodzą mnie pytanie "co będzie, co się stanie". Mimo wszystko jest to napięcie i oczekujesz bardziej rozdziału. Od samego początku pokochałam GAT i twierdzę że z rozdziału na rozdział staję się to opowiadanie coraz lepsze. W ogóle świetnie opisujesz emocje przeżywane przez bohaterów. Aż w którymś momencie normalnie chciałam krzyczeć do monitor "dalej Sanada" XD Co do Sanady zaczęłam go lubić odkąd pomógł Sakurze. Z Temari stworzyliby fajna parę :3 :3 Akemii bardzo lubię twoje opowiadania! I jeżeli kiedyś wydasz książkę znajdzie się ona u mnie na półce!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę sporo weny! <3
kurczę w takim momencie!! Katastrofa, co teraz zrobi Sasuke!! Ehh..
OdpowiedzUsuńTo jest najlepszy romansik jaki czytalam, tak jak już kiedys pisałam jest wyjątkowy, oryginalny i w ogóle the best! Trochę mi smutno, że zostało tak mało rozdziałów, ale z drugiej strony przeciąganie tego opowiadanie nie miało by sensu. Na siłę musiałabyś coś wymyślać, więc po co się męczyć.... a tak to zakończysz z klasą. Ja również kibicuję SasuSaku i mam nadzieję, że Kishimoto ich zeswata. W końcu w 685 rozdziale mieli swój własny uroczy momenck :)
Przepraszam, że nie napiszę nic więcej, ale mąż domaga się kompa.. mały zgredzik xD
Serdecznie pozdrawiam!
P.S. o co chodzi z tą kłótnią? Przynajmniej takie odniosłam wrażenie...
Dziękuję, miło mi! :)
UsuńCzuję, że tych momentów w chapterach jeszcze mega duuużo przed nami.
"Kłótnia" - czy raczej bezsensowna dyskusja - rozpoczęła się na shoutboxie. Możesz podejrzeć, jeśli chcesz: tam poniżej jest opcja HISTORIA. Ostrzegam: to ryje puchę :P
I również pozdrawiam, oczywiście!
Akemii Nikiro, nienawidzę cię. Tak bardzo cię nienawidzę, a jednak tak uwielbiam, zajebisty paradoks!
OdpowiedzUsuńJak no, jak! Jak można tak zakończyć rozdział, brr... JAK SANADA UMRZE, to przysięgam, że więcej mnie tu nie znajdziesz (ach, ten jawny szantaż xD). On jest zbyt zajebisty, żeby umierać...
Co do tego, że Sasuke jest tak przekonany o swoim fatum to mu się nie dziwię - nieszczęścia chodzą parami (a wplątała się jeszcze Sakura - jest para xD :> )
Lubię taką wojowniczą Tem - mam nadzieję, że kimś kto jej się podoba (o ile mówiła prawdę) jest Shika - nie mogło być inaczej xD
Wiesz, że strasznie uwielbiam twój styl - to jak wszystko opisujesz, te emocje! Zawsze jak coś się dzieje, to tak szybko bije mi serce... Uwielbiam to w tym wszystkim - i proszę nie trać nigdy pasji do tego co uwielbiasz :> Ja czekam na książkę!
Po za tym troszkę się tutaj pozmieniało, a w szczególności szablon - podoba mi się, jest taki delikatny :>
Sanda i dubstep <3 jaaa... kiedyś miałam fazę na dubstep w gimbazie przez koleżankę... I chyba znów mi wróci faza. :3
No nic, pisz mi szybciutko następny rozdział, no!
Pozdrawiam cieplutko :>
Nie mam ostatnio weny na pisanie komentarzy, więc będzie krótko i na temat. Przynajmniej się postaram.:>
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne i mi osobiście naprawdę bardzo się podoba, więc nie wiem, o co chodzi hejterom na czacie, chyba po prostu są zazdrośni... ;_; No ale co zrobisz? Nic nie zrobisz.
Ta ich gra w golfa sprawiła, że w sumie chciałabym kiedyś spróbować w to zagrać. Zawsze sądziłam, że to jedna wielka nuda, ale kto wie, może rzeczywiście fajna sprawa.
Zwierzający się Sasek! No tego jeszcze nie było, jejku, był taki uroczy, kiedy wypowiadał te wszystkie słowa o śmierci, wrażliwości itp. No i przyznał, że się zakochał w Haruno. Czego chcieć więcej? *,*
Mam nadzieję, że Itaś pomyślnie przejdzie operację i nic mu nie będzie.'
No i oczywiście musiałaś tak zakończyć rozdział i zostawić nas w takiej niepewności... -,- Ech, jak mogłaś? XD Cieszę się, że nie zrobisz sad endu. Żeby im się tylko nic nie stało, bo Sasuke oszaleje ze strachu i boję się, że mógłby nawet odejść, zostawić w spokoju Sakurę.
Jak przyjdzie wena to może napiszę jakiś lepszy komentarz. xdd
Czekam na kolejny rozdział i wielka szkoda, że powoli zbliża się koniec tej historii. :/
Weny i dużo chęci, zarówno na tego bloga, jak i na Totsuzen. :)
No i wierzę, że kiedyś znajdę jakieś twoje dzieło w Empiku.