„Okej.
To ja sobie teraz zemdleję.”
Kerstin Gier
- Zapraszam cię –
usłyszałam, a chłopak skłonił się nisko – na randkę. – Ponieważ aktualnie
niczego nie przeżuwałam, a mój organizm stwierdził, że zdarzają się sytuacje, w
których nie można się nie zakrztusić
(a ta właśnie taką była), zwyczajnie udałam więc, że coś mnie jednak w tym
przełyku drapie. Wszystko to, żeby należycie zareagować.
-
Randkę? – Niemal to przeliterowałam. Taki nadmiar niepewności wymagał
koniecznego potwierdzenia, nawet jeśli coś zostało raz, a porządnie
powiedzenie. – Gorzej ci?
Zalotny uśmiech zdawał się być
uwieczniony na twarzy Sanady.
-
Potraktuj to jako rekompensatę, Heroine.
I nie obawiaj się – nuda nam nie grozi! W przypadku randek staram się
szczególnie, aby druga strona dobrze się bawiła – powiedział to z takim
entuzjazmem, że każdej innej dziewczynie trudno byłoby w to zwątpić. Kiedy
Sanada stał na wycieraczce przed moim domem i przybierał przeróżne, dziwaczne
pozycje, ja kalkulowałam w myślach, ile wynoszą szanse na to, że ta randka się
odbędzie.
Pięć procent, tak na dobry początek –
orientacyjnie.
Spójrzmy prawdzie w oczy: ten chłopak
dwa dni temu pochwalił się, że byłoby mu przykro z powodu mojej ewentualnej
śmierci podczas wypadku, z naciskiem na fakt, że na początku pożałował sobie
tylko i wyłącznie Temari. Spójrzmy prawdzie w oczy (podejście drugie): w
randkowaniu się nie sprawdzałam. Moja pierwsza i zarazem ostatnia randka,
skończyła się na macankach w
opuszczonej, ledwie stojącej hurtowni, gdzie śmierdziało stęchlizną.
-
Wracaj do domu i daj mi się użalać nad własną egzystencją, dobrze? – Byłam
gotowa zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Dopiero co wróciłam ze szpitala i
pomyślałam sobie, że własne łóżko wreszcie pomoże mi zapaść w długi i
nieprzerwany sen. W sumie plany okazały się pomyślne. Nie przewidziałam jednak,
że ktoś nawiedzi mnie o – zerknęłam na zegarek – dziewiątej rano, na litość
boską. Nie przewidziałam też, że wystąpię przed nim w błękitnym, puchowym
szlafroku, którego pokrywały uśmiechnięte chmurki z uroczym, jakże dopasowanym
dodatkiem – temblakiem. Nie muszę chyba wspominać o bałaganie na głowie, co
nie?
-
Nie wyglądasz aż tak źle. – Sanada zboczył z tematu, widząc jak próbuję ułożyć
włosy. – I nie mówię tu tylko o porannej
aparycji, bo spotykałem się z takimi przypadkami, że laskę można było postawić
na polu, żeby robiła za stracha na wróble, ale całkiem poważnie, nie topisz się
w morzu łez albo coś w tym rodzaju?
-
Jedyne morze, w jakim się topię, ma coś wspólnego ze zmęczeniem i irytacją z powodu
wizyty idioty z drobną wadą wrodzoną, nazywaną zaburzeniem rozwoju, tak w
skrócie.
-
Oho, widzę, że przemierzałaś też morza Internetu, żeby poczytać sobie o heterochromii.
– Z udawanym podziwem przystawił sobie ręce do klatki piersiowej i wciągnął powietrze.
– No proszę, proszę. Czyżbyś pluła sobie w brodę, że i ty nie możesz patrzyć na
świat takimi pięknymi oczyma?
Nie miałam pomysłu, jak mu się odciąć,
toteż postanowiłam z klasą zamknąć drzwi. Sanada od razu zablokował je stopą.
-
Nie tak szybko, Heroine.
-
Nie nazywaj mnie tak – zbeształam go. – Nigdzie z tobą dzisiaj nie idę. Chcę sobie popłakać i już. I nie! –
rzuciłam, ponieważ jego następny, przewidywalny tekst jakoś tak sam wrył mi się
do głowy. – Nie wypłaczę się w twoich ramionach. Lepiej się stąd zabieraj. Poznałeś
już moją mamusię i wiesz, jak namiętnie cię nienawidzi. Dzisiaj od bardzo dawna
ma dzień wolny i wolałaby raczej, aby nikt go jej nie psuł wizytą o nieludzkiej
porze.
-
Wredne babsko – syknął, lecz mimo to pozostał w tym samym miejscu, mało tego!
Nawet położył dłoń wysoko, wysoko na framudze drzwi sposobem tych wszystkich
flirciarzy, wyjętych z komedii romantycznych. – W takim układzie nie daj się
namawiać, Heroine.
-
Mówiłam, żebyś mnie tak…
-
Mam to gdzieś. Rozmawiamy o randce.
Z irytacji musiałam sobie aż fuknąć.
-
Na razie przekonywanie mnie do tego spotkania idzie ci beznadziejnie.
-
Niech licho trafi twoją odporność na heterochromiczne oczka – powiedział oskarżycielsko.
– Jeśli jesteś taka uparta, ustąpię: to może być niewinne, przyjacielskie
spotkanie. Och, wczuj się w moją sytuację. Ciągle jest mi niewiarygodnie
przykro, no nie?
Sanada pociągnął mnie za sobą.
-
Do ciężkiej cholery, jestem w szlafroku, idioto! – zawołałam, zaczynając się z
nim siłować. Może ja niespecjalnie przykładałam się do „wczuwania w jego
sytuację”, za to on – całe szczęście – zrozumiał moją i odpuścił. – Tobie
naprawdę jest gorzej.
-
Jestem trochę rozkojarzony, no nie? – Pogładził wymięty przód bluzy. Choć nie
starłam mu paniką uśmiechu z twarzy, i tak odniosłam wrażenie, że jest
zmieszany. – Zgódź się, na litość boską i przestań mi to wszystko utrudniać.
-
Przykro mi. – Uśmiechnęłam się lekko. – Specjalistka w tym ze mnie.
Teraz to on sobie fuknął. Nagle między
nas wbiło się milczenie, tak nienaturalne i trudne w wytrzymaniu, że z braku
pomysłów spontanicznie też sobie fuknęłam. Moglibyśmy tak fukać po wieczne
czasy, ale Kirisame wsparł plecy o ścianę, tuż koło drzwi, depcząc przy okazji
grządki mojej matki. Poddałam się, zanim zdążył oznajmił:
-
Masz dziesięć minut. Inaczej ominiesz najlepsze wyjście w swoim życiu.
Zamknięte oczy i brak krztyny optymizmu
w głosie – och, jak bardzo nie mogłam się doczekać.
Swoją drogą, odmachnęłam pięć minut
naszego spotkania i już zaobserwowałam widoczne wahania nastrojów, co – po
zsumowaniu i wgryzaniu się w nasze spotkania – było do Sanady kompletnie
niepodobne. Idąc się odświeżyć, głęboko
rozmyślałam nad przyczynami. Nie wyspał się? Wyrzuty sumienia zżerały go do
tego stopnia? Możliwe że wymuszał na sobie charakterystyczną nonszalancję,
kiedy w rzeczywistości nie potrafi spojrzeć mi w oczy po tym, co zaszło. W
praktyce nie interesowałam się tym prawie w ogóle, ale gdy po głowie chodzi ci
Sasuke z megafonem i woła:
Myśl
o mnie!
Nie
waż się zapominać!
A
wiesz, że wolę żyć bez ciebie? Tak mi po prostu, kurwa, wygodniej!
…
wtedy robisz wszystko, żeby chociaż też
megafon rozpieprzyć.
O
dziesiątej dwadzieścia dwie – jeśli zegarek elektroniczny na nadgarstku mnie
nie okłamywał – wyżłopałam już cały waniliowy shake oraz zjadłam pół tabliczki czekolady. No a w kieszeni czekało
na mnie pudełko pocky, które Sanada ufundował mi dopiero po długich zachętach.
Darmowe żarełko zawsze smakuje najlepiej!
-
Wiesz… - zaczął, gdy plątaliśmy się po okolicach Kyomachi. Zwolnił kroku, pochylił
się i złączył ręce za plecami, zupełnie jak spacerujący starzec. – Gdy
zapraszałem cię na randkę, sądziłem, że… nie wiem… może pójdziemy na pizzę lub
chociażby tradycyjne sushi. W sumie pragnąłem, żebyś zaznała smaku krewetek z
dipem majonezowo-cytrusowym. Jesteś w stanie w ogóle wyobrazić sobie, jakie to
cudo?
-
W dupie mam majonezowe krewetki – odparłam.
-
Ignorantka.
-
Moje zapotrzebowania są dość ograniczone. Do szczęścia wystarczą mi węglowodany
i cukry, serio.
-
Zdążyłem sam dokonać tego odkrycia, serio – wycedził przez zaciśniętą szczękę. –
Idź się obżerać pieprzonymi pocky, bo po twarzy wyglądasz jak te przeokropne
laski, co mogłyby wróble straszyć. Ile ci jeszcze potrzeba, do cholernego
szczęścia?
Sasuke
– chciałoby się rzec.
Wzruszyłam jednak ramionami, siorbiąc
resztki shake’a. Sanada spojrzał na
mnie jak na zarazę.
-
Co brak faceta robi z kobietami? Wiesz, że na siorbaniu się zaczyna? Potem
przestaniesz myć włosy i zaczniesz sobie wyciskać stamtąd olej na frytki.
Zresztą całe ciało zaniedbasz. Będziesz gruba i owłosiona. Słyszałem, że
rozpacz po facecie powodowuje wyrastanie wąsów.
Zakrztusiłam się shake’em.
-
Kto ci takich bzdur naopowiadał?
-
Internet.
-
Nie chcę mieć wąsów.
-
Więc zacznij realizować swój plan – charknął. – I daj mi to! – Zanim się
spostrzegłam, wyrwano mi shake’a z
rąk. – Nie chcę patrzeć, jak się pogrążasz.
-
Ej! – Groźnie na niego popatrzyłam, licząc, że to zmusi go do zwrotu pojemnika.
Nawet jeśli nie wyłożyłam własnych pieniędzy, mama nauczyła mnie nie marnować
resztek.
Sanada to zignorował.
-
Mówiłaś, że zrobisz najazd na jego dom, wespniesz się do okna i uświadomisz mu,
jak bardzo bolesne będzie egzystowanie bez ciebie. Masz przecież argumenty,
prawda?
-
Argumenty, owszem. Gorzej z odwagą, wiesz?
-
Żartujesz? Więc cały plan ocalenia świata szlag trafił?
Sanada maglował mnie kolejne piętnaście
minut aż dotarliśmy do skromnej kawiarenki na samiutkim końcu przecznicy. Usiedliśmy
w ogrodzie, otoczeni winoroślami i trójką klientów, którzy nie zawracali sobie
głowy naszym istnieniem. Z głośników przed wejściem wydobył się dźwięk
telewizora, wiszącego wewnątrz. Żeby uniknąć tłumaczenia się przed Sanadą, jak
głupia wierzyłam, że uparte słuchanie reklamy pasty do zębów uratuje mnie od
najgorszego.
Jednak po tym jak oboje zdecydowaliśmy
się na przystawkę z tofu, poczułam na sobie parę różnobarwnych oczu, która tak zagorzale
omiatała mnie wzrokiem, że aż zdałam się sobie malutka i bezbronna.
-
Co? – Udałam kretynkę (stara jak świat i mało skuteczna taktyka, lecz tradycję
należy pielęgnować, nie?).
-
Nic nie zamierzasz z tym zrobić? – spytał na poważnie.
Poważny Sanada nie podobał mi się ani trochę.
-
Przez kolejne dni będziesz udawać, że masz to wszystko w nosie, aż coś w tobie
tak czy owak, pęknie? – ciągnął. – Naprawdę tylko na tyle cię stać? Jakim
prawem stałaś się Heroine?
-
Po prostu… nie wiem, co mu powiedzieć. To nie jest takie proste, jak ci się
wydaje. – Po drugim zdaniu coś mnie wzięło: podniosłam głos. – Nie mogę wparować
do jego domu i krzyczeć, że egzystencja beze mnie będzie bolesna! Jakkolwiek
egoistycznie to zabrzmi, on doskonale o tym wie, kolego! Stwierdził jednak, że
będzie to mniej bolesne niż ciągłe zamartwianie się o mnie.
Sanada uciekł wzrokiem. Z zaskoczenia
wyraźnie zmarszczyłam czoło. Jakaś staruszka ze stolika niedaleko co rusz
rzucała na nas okiem, a ja spodziewałam się, że kobieta wiele się jeszcze
naogląda, biorąc pod uwagę wybuchowość Kirisame. No jasne, nie zadawaliśmy się
ze sobą od małego i choć potrafiłam czegoś się po nim spodziewać, nie było to
jeszcze stuprocentową pewnością. Mimo wszystko, czasami nietrudno się go
rozgryzało, dlatego ciężko przyjęłam do wiadomości to, że zwyczajnie odpuścił,
wzdychając.
Szczerze, trzymałam się myśli, że zainspiruje
mnie do działania; że jeszcze zrobię jakiś postęp w sprawie Sasuke, dzięki
pomysłom Sanady.
-
Znowu ci gorzej? – prychnęłam.
-
Trochę potrwa zanim będzie mi lepiej, no nie?
A co to niby miało znaczyć?
-
Chodzi o wypadek?
-
A o co innego?
-
Możesz przestać odpowiadać pytaniem na pytanie?
-
A ty? – Przez chwilę jego twarz ozdobił leciutki uśmiech. Szybko się jednak stracił,
a ja zaklęłam na to w myślach. Dziwne, że Sanada nagle przemilczał kwestię
Uchihy, zaczynając żałować sobie zajścia w Subaru. Czyżby tak bardzo mu to
dokuczało?
-
Nie myśl o tym. – Dałam odpocząć swoim plecom na staromodnym oparciu w grubego
drewna. Pozachwycałabym się ogrodem w stylu angielskim, ale wtedy nie
skończyłabym swojej myśli: - Co się stało, to się nie odstanie. Wszyscy
wyszliśmy z tego cało. Zapomnijmy o sprawie, a przede wszystkim nie gdybajmy.
Wyglądało na to, że Sanada wręcz rwie
się do dodania swego, lecz w ostatniej chwili zamknął usta, kopiując moją
nonszalancką pozycję.
-
Skupmy się na Sasuke, okay? – zaproponowałam. – Pomóż mi przygotować jakąś
dobrą formułkę, żeby był przekonany. Razem obmyślmy plan, który osłabi jego
przewrażliwienie.
-
Osłabi?
-
No tak. Wiesz, o czym mówię. Sasuke musi jakoś uwierzyć, że tamte śmierci to
nie jego wina. Dawniej myślał o siłach
wyższych, ale teraz to nie przejdzie. Masz jakiś pomysł?
Zerknął na mnie ostrożnie, a potem jego
wzrok powędrował na staruszkę, która teraz wczytywała się w jakiś szmatławiec.
-
Po prostu wyznaj mu miłość, no nie?
Otworzyłam buzię ze zdziwienia.
-
Jaja sobie ze mnie robisz?
-
Nie, dlaczego? Udowodnij mu, że życie bez ciebie w ogóle nie jest lepsze. Pokaż
mu różnicę. Sasuke musi poczuć, że ciebie potrzebuje, kumasz?
-
Super – bąknęłam, jakby usiłowano mi wmówić, że mleko jest zielone. – Nawet
jeśli to przejdzie, nawet jeśli wykombinuję jakieś przekonywujące argumenty,
nawet jeśli się pocałujemy, a potem będziemy kochać w nieskończoność to…
-
Czekaj, co? – wszedł mi w słowo, szczerząc się od ucha do ucha. Bingo! Podstęp
poskutkował. Twarz Sanady rozpromieniała się coraz bardziej. – Kochać? W takim „łóżkowym” sensie?
-
Nieważne! Skup się teraz na czymś innym. Sasuke i ja zejdziemy się, jednak on i tak nadal będzie wierzył w swoje przekleństwo. Teraz ty kumasz, o co mi
chodzi?
-
Dziewice prawie wymarły, a media milczą – powiedział, robiąc przesadnie wielkie
oczy.
Przeczekałam grzecznie aż nadchodząca ze
środka obsługa poda nam zamówienie, a upewniwszy się, że żadne słowo do nich
nie dotrze, odrzekłam:
-
Dojrzałym facetom też grozi wyginięcie. Media milczą i w tym przypadku.
-
Gdyby był ze mnie dojrzały facet, siedzielibyśmy w jakieś wyrafinowanej,
powiewającej nudą restauracji z obstawą ludzi w smokingach i eleganckich,
czarnych sukniach dookoła. Ja opowiadałabym ci o swoich osiągnięciach, a ty
musiałabyś tego słuchać, udając, że jesteś pod wrażeniem. Tak naprawdę
chodziłoby tylko o pieniądze. Znasz to powiedzenie, no nie? Jak nie wiadomo o
co chodzi, to…
Wepchnęłam sobie do ust jedną
przystawkę. Sanadzie zabrakło języka w gębie, a ja pochłaniałam kolejne z
talerza, decydując się jednak wytrzeć kąciki ust serwetką, żeby nie było
marazmu. Ciężko jest obsłużyć się zdrową ręką.
-
Siorbie, mlaska, wpieprza żarcie jak zarośnięty na amen koleś z brzuchem
piwosza. Wiesz, że nie jesteś nawet w procencie seksowna? – wytknął mi. Jego
oczy nieustannie jeździły po mojej twarzy.
-
Mówisz tak, bo nie widziałeś mnie nago. – Odłożyłam serwetkę. Na talerzu
zostało równo pięć przystawek, czyli sprawiedliwie podzieliłam ich liczbę na
pół.
-
A chciałbym, wierz mi.
-
Chcieć możesz, wierz mi. Właściwie to mi to schlebia.
Rany, mieliśmy realizować plan ratowania
wyjątkowo niebezpiecznego świata
Sasuke. Jeszcze moment, a zaczniemy ze sobą flirtować, litości. Nawiasem
mówiąc, oprócz boskiej litości, boski był także sam Sanada. Dobrze się
prezentował w szarawym T-shircie, dopasowanych, ciemnych jeansach i kamizelce. Ciężko
w tym świecie nie popaść w kompleksy. Przeglądając czasopisma, można sobie
przynajmniej wbić do głowy, że to wszystko graficzne przeróbki, że cera i
sylwetka kobiety z okładki nie mają prawa być do tego stopnia doskonałe.
Gorzej, jeśli stykamy się z takimi „niemożliwie doskonałymi” ludźmi w
rzeczywistości.
-
Wybaczyłaś mi już? – Sanada nawijał od pewnego czasu, ale wyłapałam tylko
ostatnią kwestię, kiedy oczekująco na mnie popatrzył.
-
Uch! Oczywiście, że tak. Nie wałkujmy już tego tematu, proszę.
-
Wolałem się upewnić, no nie? Jeszcze trochę i wracam do Korei.
-
Och – mruknęłam urażona. Jak już wspominałam, wieczności z nim nie spędziłam,
lecz nie od razu przyjmę do wiadomości, że on nie będzie kręcił się gdzieś
wokół. Spoglądałam na niego ukradkiem, aby wywęszyć, jaki jest jego stosunek do
powrotu. Widocznie przygnębienie pozwoliło mi zadać pytanie: - Nie chcesz
wracać?
-
To nie tak. Tęsknię za rodzinką, ale nie chcę zostawiać Sasuke. – Omiótł mnie
wzrokiem. – Jest jeszcze szef. Mój wyjazd nie jest mu na rękę. Ciężko znaleźć
pracownika.
-
Właśnie. Co ty właściwie tutaj robisz? Gdzie pracujesz?
Sanada wysunął palec gdzieś na prawo.
-
Niedaleko jest niewielki, dość skromny staw, ale pewien staruszek prowadzi tam
interes z rowerami wodnymi do wynajmu. Nie ma zbyt wielu klientów. Odkąd Cal
załatwił mi tam robotę, staram się zaciągnąć jak najwięcej młodych. Facet jest
teraz w siódmym niebie, tyle że obraził się na mnie śmiertelnie, kiedy go
poinformowałem o Korei.
-
Ja nigdy nie widziałam takich stawów. – Znów zabrzmiałam jak urażona zazdrośnica.
-
Bez obaw. Kiedyś cię tam zabiorę.
-
Kolejne pytanie – zapowiedziałam. – Jakie są twoje relacje z panem Shepherdem?
-
To syn przyszywanego kuzyna mojego dziadka – odpowiedział po dłuższej chwili,
najwyraźniej układając to sobie w głowie.
Od razu pojawiło się to niewielkie
wrażenie, że powinnam była się domyślić. Sanada zdradził mi w końcu sekret o
amerykańskim pochodzeniu, jednak przez ten okres chodził mi już po głowie typ z
megafonem. Mimo to, zareagowałem jak rażona piorunem i omal nie sięgnęłam po
następną przystawkę.
-
Mam rodzinę podróżników – ciągnął. – Jesteśmy rozproszeni to tu, to tam, a ja
tylko zwiedzam te miejsca, pracując po znajomości. Robotę nad stawami załatwiła
mi stara ciotka. Mieszka tu sobie z Calvinem i ze mną.
-
Och, więc dzielicie razem mieszkanie? – Starałam się zachować na zewnątrz
względny spokój, lecz w środku piszczałam jak amerykańskie nastolatki z dawnego
środowiska Cala.
Sanada przycisnął sobie palec do ust.
-
Niech to pozostanie między nami.
-
Jasna sprawa – powiedziałam.
Sanada prędko wciął swoją porcję i
zaproponował, że zabierze mnie jeszcze w milion innych miejsc. Aktualnie
jedyne, czego pragnęłam, to zaszyć się w kącie i oddać rozmyślaniom. Nie mogłam
zapominać o blasku w oczach Itachiego Uchihy, kiedy wykrzyczałam na bezdechu
swoje zdanie odnośnie działalności ich grupy. W zasadzie z tego samego powodu
Kirisame niemalże padł przede mną na kolana, aż wreszcie sama poczułam całym
sercem, jakie słuszne są moje cele.
A więc… pora działać. Pora uporządkować
sobie w umyśle ogrom myśli, które tam wirują. Powiedzmy, że to działało jak w
najprawdziwszej pralce, a wszystkie plamy zostały wyczyszczone.
Sanada dał się przekupić jedną sztuką
pocky. Wyszliśmy przed kawiarnię.
I natychmiast tę całą metaforę z pralką
szlag trafił.
-
Kryj się! – Pociągnęłam Sanadę za ozdobny, przystrzyżony na kształt koła
krzaczek. Oboje upadliśmy na pośladki, a moje ramię w temblaku przeszył
krótkotrwały ból, ale przynajmniej byliśmy bezpieczni.
-
Co jest, do diabła? – warknął blondyn, poprawiając włosy. Moje zachowanie,
jakby nagle przestał istnieć, mogło wydawać się arogancie, ale w tej chwili nic
nie było w stanie oderwać mnie od monitorowania części Kyomachi za jezdnią. – Heroine! – Sanada nie dawała za wygraną.
Popchnęłam go lekko, gdy spróbował wyjrzeć zza naszego muru obronnego.
-
Zaraz – mruknąłem.
-
Co się dzieje? – wycedził, lekko spanikowany. – Widzisz Sasuke?
-
Nie.
Widziałam natomiast jak po chodniku
posuwają się Sasori oraz Deidara. Beznadziejną metaforę z pralką szlag trafił –
wirowania stały się jeszcze częstsze. Sasori, Deidara, telefon, kradzież, no i
porachunki, na które nagle wzięła mnie niebywała ochota – te fakty urządziły mi
z umysły plac zaciętej bitwy.
Sięgnęłam do kieszeni, zbyt
rozemocjonowana, by przejmować się spojrzeniami osób, drepczących w kierunku
kawiarni.
Tymczasem Sanada zdążył zarejestrować
obiekty moich obserwacji.
-
Wiesz, co możesz zrobić, żebym nie miała już do ciebie żalu? – zapytałam go.
Chłopak cały zesztywniał.
-
Czy chwilę temu nie zapewniłaś mnie, że mam to wybaczone?
-
Nie.
-
Och.
-
To wiesz czy nie?
-
Nie wiem, cholera! – zawołał. Żeby obsługa lokalu nie wygnała nas gdzie raki
zimują, musiałam zatkać mu buzię ręką, a ponieważ tylko jedna była przydatna do
użytku, trzymałam w niej także komórkę-badziewie, która zastępowała mi tę
skradzioną.
-
Oni mają coś, co koniecznie muszę odzyskać – mruknęłam.
Sanadzie udało się odciągnąć moją dłoń.
-
Chodzi o telefon? – wydusił z siebie. Kiedy popatrzyłam na niego zaskoczona,
rzucił: - Sasuke coś o tym wspominał. Nie zgłosiłaś tego na policję, prawda?
-
Nie – odszepnęłam. – Kretynka ze mnie.
-
Żadna kretynka! Mądrze postąpiłaś!
-
Ciszej!
-
A-ale…
-
Serio twierdzisz, że to było mądre? Bo tak się składa, że Tem zjechała mnie
przez to od góry do dołu.
-
Ona nie ma zielonego pojęcia, do czego te typy są zdolne.
Przed moimi oczami przetoczyły się
obrazy z hurtowni. Pamiętałam szok, kiedy dostałam od nich lekkie lanie, przekonana,
że takie występki zdarzają się tylko na ekranach kin. Jak to tradycyjnie bywa,
gdy aktualnie nie groziło mi z ich strony żadne niebezpieczeństwo, czułam się
zdolna do rzeczy niemożliwych; czułam się powołana do zemsty. Tym bardziej, że
po ich sprytnym zagraniu, tożsamość osób, którzy napadali Naruto, nie była już
dłużej zagadką.
-
Myślę, że warto spróbować. – Rozprostowałam nogi, gdy Sasori i Deidara skręcili
na inną alejkę. Sanada wstał nieco zachwianie.
-
Spróbować czego?
-
Wiesz coś o ich kryjówce w hurtowni?
-
Raz jedliśmy tam z Sasuke burgery na wynos. Mówił wtedy, że zajął sobie tą
miejscówkę z dwoma innymi kolesiami. Mówił również, że zadawanie się z nimi
pomaga mu utrzymać złą reputację.
O uszy nie obiła mi się ta informacja,
za to o mózg z całą pewnością. Według tego, co przypuszczałam, Sasuke powinien
włóczyć się teraz razem z Sasorim i Deidarą, aby tą reputację odnowić. Ulżyło mi, wiedząc, że
scenariusz potoczył się innym torem.
W takim razie: jaki tor wybrał?
-
Zauważyłam, że zamykają drzwi na klucz. Zamontowali zamki? – spytałam niczym
spiskowiec. Chciałam oddać się jakiemuś zajęciu, usuwając z głowy, zbędne w tej
chwili, możliwości postanowień Sasuke.
-
Chyba tak. – Sanada wzruszył ramionami.
-
W środku są pudła, prawda? Kartony, znaczy się.
-
Dobre oparcie.
-
Zaglądałeś do środka?
-
Nie.
-
No, super! – Parę razy przejechałam po brodzie opuszką kciuka. – W takim razie
trzeba to zmienić.
Mój towarzysz serdecznie mnie wyśmiał.
-
Heroine. Skoro już zwiedzałaś to
urocze miejsce, dam sobie głowę odciąć, że – jeżeli kiedykolwiek trzymano w
kartonach łup – teraz go tam nie znajdziemy. Poza tym, nie piszę się na to.
Nie, nie, nie. Nie zadzieram z osobami tego pokroju. Wolę beztrosko przeżyć
swoje życie i umrzeć bez wrogów.
-
Umrzesz bez wrogów, ale pewna wyjątkowa dziewczyna będzie nadal miała do ciebie
żal – powiedziałam. – Chcesz tego?
-
To granie na czyichś uczuciach – oburzył się.
-
Dobra… to masz jeszcze bonus: tchórzysz?! – Gwałtownie wypięłam klatkę
piersiową, odstawiając prowokujący taniec. Mięśniaki zawsze postępowały tak
między sobą. – Kto jak kto, ale facet powinien mieć dwie rzeczy: jaja i głowę na
karku. Głowy na karku nie masz, to wiemy już wszyscy, ale do tej chwili
wydawało mi się, że coś ci między tymi nogami rośnie, gdy oglądasz obrzydliwe
pornosy, tymczasem…
-
Przestań! – zawołał, niby wyszczerzony – tak naprawdę te słowa trafiły niczym
wystrzelona z łuku strzała, prosto w jego ego.
-
Czyli pomożesz?
-
Mam jakieś wyjście?
-
Możesz umrzeć z moim żalem na sumieniu – przypominałam błyskotliwie. – I
jeszcze z myślą, że nie sprawdziłeś tych cholernych kartonów!
Sanada zemścił się, pokazując mi
środkowy palec. Miernik dzisiejszej kreatywności wyniósł już maksimum, dlatego
zrobiłam dokładnie to samo, po czym oboje ruszyliśmy Kyomachi w drogę powrotną.
Po wybiciu godziny osiemnastej, niebo
powolutku zaczęło ciemnieć. Uznałam, że skoro i tak wewnątrz kryjówki poczujemy
się jak w grobowcu, pora na dworze nic zrobi nam żadnej różnicy. Razem z Sanadą
gapiłam się na przód wyrastającego przed nami budynku. Nie wyglądał przyjaźnie,
a wręcz ostrzegał, że żadni goście nie są w środku mile widziani.
-
To bezsensu – skomentował matowym głosem mój wspólnik.
Najgorsze, że istniało duże
prawdopodobieństwo, iż się nie mylił. Nie zawsze postępowałam racjonalnie, nie
zawsze mój plan był kompletny przed rozpoczęciem wykonywania – prawdę mówiąc konstruowałam
go średnio na sześćdziesiąt procent, a reszta przychodziła spontaniczne, kiedy
po tych sześćdziesięciu procentach mój mózg znajdywał się w kropce.
Teraz było katastrofalnie. Przede
wszystkim – oprócz tradycyjnych sześćdziesięciu procent przygotowanych reakcji
na przeróżne sytuacje, nie wiedziałam do końca, co mną kierowało.
Dlaczego znów porywałam się na ryzyko?
Dlaczego łudziłam się, że cokolwiek odnajdę? Sanada przedstawił mi z dziesięć
argumentów, przemawiających za porażką, a ja i tak nieugięcie lgnęłam do tego
miejsca. Byłam jednocześnie pewna, że jeśli dłużej się nad tym zastanowię, będę
w stanie sobie na to odpowiedzieć. Czułam, że gdzieś wśród tych pranych myśli,
w bębnie maszyny, istnieje taka jedna, niewiarygodnie maleńka.
I tłamszona.
-
Masz to, o co cię prosiłam? – zaczęłam, kręcąc przy okazji głową, żeby się na
nią nie skusić. Dziwnie to wszystko wyglądało.
Sanada zacisnął zęby, cicho prychnął, po
czym podał mi przedmiot, bez którego nasze zadanie nie doszłoby do skutku.
Długi czas obracałam klucze między palcami, niby z nerwów, niby przez nerwicę
natręctw, niby przez zwyczajny nawyk, a jednak czyniłam to, głęboko
uświadomiona, że przedtem ten pęk trzymał w rękach Sasuke.
-
Doceń mój talent aktorski. W innym razie Sasuke bez wątpienia wziąłby pod lupę
moje nagłe „odwiedziny” – pochwalił się blondyn.
Poklepałam go po plecach, ignorując
ścisk w żołądku. Do kompletu pytań typu:
D
l a c z e g o?
Dlaczego
się tam pcham, cholera?
…dołączyły
inne, wiążące się stricte z Sasuke. Ponieważ ogromnie ciekawiło mnie, czy – podczas
pobytu Sanady – podjęto u Uchihów temat mojej osoby, zduszenie tego w sobie
oceniłam na najcięższy do ścierpienia skutek niewiedzy, z jakim kiedykolwiek
się spotkałam.
Ubzdurałam sobie jednak, że gdyby taka
sytuacja naprawdę się zdarzyła, Kirisame z pewnością by jej nie przemilczał.
-
Chodźmy – odezwałam się.
-
Skoro istnieje szansa, że już się stamtąd nie wydostaniemy, mogłabyś mi chociaż
powiedzieć, po jaką cholerę to wszystko robimy?
-
Tu chodzi o honor, kolego.
-
W dupie mam twój honor – dokuczył mi, pozostawiając w miejscu. Ja zdążyłam
podejść już do jedynych drzwi o optymalnych dla ludzi gabarytach. –
Przypominam, że ciągle nie mam ochoty stawać się częścią twoich popieprzonych
planów.
Jęknęłam.
-
Skończ psioczyć i chodźże tu.
-
Co z…
-
Sanada!
-
Dobra, już dobra. – Spełnił moje polecenie, zrzędząc sobie coś cicho po nosem. Zanim
nacisnęłam na klamkę, rzucił jeszcze: - Jakby co, nie umiem pływać.
-
Co to ma do rzeczy?
-
W obliczu śmierci wyjawia się jakiś nieujawniony, super tajny sekret. Ludzie
mają się poczuć przez to lepiej.
-
Czujesz się lepiej?
-
Yyy, nie.
Och, świetnie. Wchodzę w to.
Potrzebowałam paru chwil do namysłu, a stwierdziwszy, że w pierwszym
pomieszczeniu raczej nic nam nie zagrozi, otworzyłam zgrzytające drzwi i
przeszłam przez nie pierwsza. Sanada źle to zinterpretował.
-
Heroine! Ty też musisz mi się z czegoś zwierzyć! –
rzekłby coś więcej, ale swąd zgnilizny tak gwałtownie uderzył nam do nozdrzy,
że oboje, doskonale zgrani, zatkaliśmy sobie nosy. Kirisame zamknął po nas
drzwi i uruchomił latarkę. Nie obyło się bez kilku słów protestu, jednak nie
ustępowałam. Zeszliśmy zdezolowanymi schodami niżej, do przestrzennego holu, na
który widok Sanada aż gwizdnął z wrażenia. Kwestia mojego lęku widocznie
wyleciała mu z głowy, a ja, z braku pomysłów, zdecydowałam się siedzieć cicho.
Kirisame dopilnował, aby snop latarki
nie ominął nawet metra tej przestrzeni. Kiedy już upewniliśmy się, że jesteśmy
tu jedynymi gośćmi, pooglądałam sobie proces rozluźniania się w wykonaniu
Sanady – począwszy od opadającej piersi aż do entuzjastycznego pytania:
-
Gotowa?
Cóż, na to akurat nie znałam odpowiedzi.
-
Tak mi się wydaje.
-
Nadal podtrzymujesz, że ta akcja ma jakiś sens?
-
Tak!
-
Co ty nie powiesz? – Przyjrzał mi się sceptycznie, oślepiając światłem latarki.
Już drugi raz tego dnia odpowiedziałam mu nieoryginalnym, prostackim użyciem
środkowego palca. – Kobiety – westchnął i wywrócił oczami. Chociaż głowy nie
dałabym sobie za to odciąć – powyłączane lampy fluorescencyjne u góry niczego
mi nie ułatwiały. – Nie czujesz się ani trochę zażenowana? Udajesz się na
jakieś super-tajne, niby niebezpieczne wyprawy, w dodatku kontuzjowana, myśląc,
że Sasuke się tym zmartwi. Chcesz mu zrobić na złość czy co?
Twardym krokiem podeszłam do ostatnich
drzwi na naszej drodze. Sporo czasu minęło, zanim udało mi się włożyć kluczyk
do otworu. Przeklęty temblak!
-
Heroine?
-
Stul pysk, okay? – Jeszcze go nie przekręciłam.
-
Ale taka jest prawda.
-
Nie, to bezsensu. Przecież Sasuke nie ma pojęcia, że tutaj jestem. Jak mogłabym
chcieć, żeby się tym przejął; żeby zwrócił na mnie uwagę? Przestań wymyślać,
litości. Skupmy się na zadaniu!
Sanada cmoknął, jakbym próbowała go
zwerbować do grupy, wyznającej potwora spaghetti.
-
Tak się składa, że złożyłem dziś Sasuke wizytę, wiesz? Sama mnie tam posłałaś.
-
Żebyś wziął cholerny kluczyk! – warknęłam na niego.
-
I co zabrałem? Cały pęk! Myślisz, że tego nie zauważy? – Otworzyłam buzię, żeby
się odszczeknąć, ale Sanada nie dał mi dojść do słowa. – Nie, Heroine. Ty miałaś nadzieję, że on to spostrzeże. Liczyłaś, że zauważy brak
cholernych kluczy; że połączy fakty w jedno, zrozumie, gdzie jestem, a ponad
wszystko z kim; że przyjdzie tu i
pokaże całym sobą, jak bardzo mu na tobie zależy. Wszystko to, tylko dlatego,
abyś już dłużej nie cierpiała z powodu odrzucenia, abyś poczuła się o niebo
lepiej ze świadomością, że wszystko, co mówił ci przy pożegnaniu – cokolwiek
mówił – jest stekiem kłamstw, które mają cię od niego uchronić. Na nic tu mój
aktorski talent, złociutka. W głębi serca wiedziałaś, jak to się może skończyć
i kibicowałaś takiemu scenariuszowi.
Popłakałam się.
I
jestem zupełnie poważna.
Łzy napłynęły mi do oczu pod koniec tych
wywodów, dopóki prawda nie spoliczkowała mnie, albo… ba! Prawda jakby rzuciła
mną o ścianę i potem sprzedała leżącemu kilka kopniaków.
Boże,
Boże, Boże.
Jedno chlipnięcie zdołało mnie zdradzić.
-
Heroine? – Sanada pochylił się i
popatrzył na mnie, wyłaniając się po lewej.
-
Cholera! – zawyłam.
-
C-c-c-co?
Zawyłam znowu, teraz bez użycia
konkretnego słowa. Tak po prostu.
Chłopak za moimi plecami jęczał coś i
mamrotał, szurając nogami po podłodze. Usłyszałam kilka retorycznych pytań i
próśb o teleportację.
-
To takie egoistyczne – wyznałam po kilku chwilach, gdy lekko mną potrząsnął.
-
Nie płacz, Heroine! Rany, przepraszam
cię! Nie chciałem powiedzieć tego tak ostro i… hej! Może to wcale nie jest
prawda? Nie musisz brać sobie tego do serca, w końcu sama zarzekałaś się, że
Sasuke nie ma tutaj nic do rzeczy, Sasuke…
-
Ma! – krzyknęłam. Tak potwornie bezradna, przytknęłam czoło do drzwi, drżąc na
ramionach. – Kocham go… Przecież go kocham. – Sanada musiał znieść kolejny przypływ
dramatycznego płaczu. Torturowałam go nim przez kilka minut, a efektywność
pogłębiało echo ogromnego pomieszczenia.
Potem nastąpiła cisza.
–
To jest jasne jak słońce, że pomimo wszystko, na końcu i tak zawsze myślimy
tylko o sobie – powiedziałam.
Przed moimi oczami nagle pojawiła się
chusteczka higieniczna.
-
Proszę. – Oddech Sanady rozwiewał mi włosy z tyłu. Odwróciłam się w jego stronę
i solidnie wysmarkałam. – Sądziłem, że… - zawahał się – otrzesz tym łzy, czy
coś. Wyglądałabyś wtedy pięknie.
-
Skoro siorbię, mlaskam i wpieprzam żarcie jak zarośnięty na amen koleś z
brzuchem piwosza, naprawdę oczekiwałeś, że użyję chusteczki niczym niewinna,
delikatna dziewica? – naburmuszyłam się.
Sanada zareagował cichym śmiechem.
Wielka szkoda, że latarką oświetlał jedynie nasze buty, ponieważ coś w jego
twarzy sprawiało, iż na dobrą sprawę mógłby się teraz rumienić.
-
Nie mogłabyś jej tak użyć – odezwał się w końcu.
-
No właśnie.
-
Przecież nie jesteś dziewicą.
Obróciłam się na pięcie w stronę drzwi.
-
Przez chwilę nawet cię lubiłam, Kirisame.
-
Nazwiskowy pocisk. Odważnie – stwierdził i tym razem byłam skłonna postawić na
to swoją głowę, bo on na pewno, na pewno, poruszył łobuzersko brwiami. –
Wszystko w porządku? – Zaniepokoiłam go swoim milczeniem. Ileż mógł czekać
kluczyk w dziurce, zanim dostanie nerwicy i jakieś magicznej zdolności, tylko
po to, aby potrafił się stąd ulotnić? – Heroine?
-
Już mi przeszło.
-
Nie brzmisz przekonywująco.
-
Bo nadal czuję się beznadziejną egoistką, ale nie muszę już przez to płakać.
Wróćmy do zadania.
Oczami wyobraźni widziałam jak wyrzuca
ręce w powietrze.
-
Nadal chcesz zaglądać do tych kartonów?
-
Nasza podróż nie może się przecież zma…
-
Ej!
Podskoczyłam w miejscu, zaskoczona
decybelami, którymi katował ten krzyk.
-
Jezu, co? – Spoglądnęłam w tył przez ramię.
Sanada stał w szerokim rozkroku, spięty
do maksimum. Wyglądało na to, że czegoś nasłuchiwał.
-
Co? – spytałam.
-
Usłyszałem szmer.
-
Że co?
-
Autentycznie usłyszałem szmer! Ktoś tutaj jest, no nie?
-
Nie. – Skupiłam się na drzwiach. – I nie siej paniki! Drzwi wejściowe są
głośne. Gdyby ktoś wszedł tutaj za nami, już dawno byśmy o tym wiedzieli.
- A
jeżeli jest tu jakieś inne wejście, o którym nie wiemy?
Klnąc na jego kombinowanie, spróbowałam
otworzyć drzwi. Ku naszemu zaskoczeniu, pomimo że kluczyk pasował, nie dał się
przekręcić.
Sanada natychmiast przysunął się bliżej.
-
Niemożliwe! – Wytrzeszczył oczy. – To ten klucz. To na bank ten klucz. Jakim
cudem on…
-
Może zmienili zamki? – zasugerowałam spokojnie. Odkąd myśl, która natchnęła
mnie do tej wycieczki została ujawniona, mój entuzjazm i chęć zemsty znacząco
zmalały… A może nie. W zasadzie entuzjazmu i chęci zemsty nigdy we mnie nie
było. To tylko desperacka próba przykucia uwagi Sasuke.
Żenujące.
-
Heroine! – Jojczył Sanada.
Ruszyłam głową i wymyśliłam, że ten
zamek miał prawo różnić się od miliona innych, jeżeli został zamontowany przez
hołotę. Wobec tego spróbowałam przekręcić kluczyk w drugą stronę i wtedy
wydarzyło się coś niespodziewanego.
Ktoś mnie zablokował.
I ten ktoś egzystował sobie po drugiej
stronie wejścia.
Sparaliżowało nas z Sanadą, gdy
usłyszeliśmy wyraźny ruch mechanizmu zamka, którego użyto w nieodpowiednim
momencie. Puściłam kluczyk ze zduszonym okrzykiem, natomiast Kirisame
rozpostarł w poziomie ramiona, jakby usiłował mnie tym ochronić. Ruchem oczu rozkazał
wymarsz. W cholerę błyskawiczny wymarsz.
-
Jak to? – powiedziałam bardziej do siebie. Czyli zamek nie chciał puścić,
ponieważ był już… otwarty?
-
Spadajmy stąd. – Sanada puścił się do ucieczki, oczekując, że zachowam się tak
samo. Błąd. Mój mózg wyobraził sobie Sasuke, a formalnie rzecz biorąc Sasuke
powinien być wielce zmartwiony moim występkiem, dlatego do ostatniego momentu,
gdy drzwi sunęły złowróżbnie, zatrzymując czas, czułam, że te wyobrażenia
należy zweryfikować.
Jednak gdy wejście otwarto na oścież
kopniakiem, zastałam tam uśmiechniętego od ucha do ucha Deidarę.
Olbrzymie rozczarowanie przeszyło mi
pierś.
-
Sakura! – Zły blondas nie zdążył
dojść do słowa, bo dobry blondas
gwałtownie mnie stamtąd odciągnął. Jakoś utrzymując równowagę, zebrałam się do
kupy, żeby biec o własnych siłach. Wtem dostałam mentalne lanie od świadomości.
-
Nie w tę stronę, idioto! – ryknęłam. Moja krew dopiero ładowała udostępnioną
adrenalinę, ale wiedziałam, że muszę zareagować, w innym razie chłopaki odetną
nam wyjście – zakładając, że jest ich tu dwóch. Wzięłam sprawy w swoje ręce i
naszpikowałam siłą mięśnie nieusztywnionego ramienia, aby zmienić tor biegu
Sanady. Rzuciłam na niego kontrolne spojrzenie, kiedy moje mięśnie podołały
zadaniu. Nie mogłam jednak skupić się na psychice Kirisame, bo Deidara stał już
parę metrów przed nami, pokazując dumnie na Sasoriego, który – nieprzejęty –
torował nam wejście na schody.
Jedna pomyłka przekreśliła nasze szanse.
Zawarczałam z bezsilności jak zwierz, poirytowana
ich pewnością siebie.
-
Nie spodziewałem się, naprawdę. – Deidara zaczął strzelać kośćmi palców u rąk.
Widok jego mimiki nagle zakłóciła przeszywająca ciemność. Nie wiedząc czemu,
Sanada schował za sobą latarkę i od razu ją zgasił.
Utknęliśmy w pomieszczeniu o suficie,
ciągnącym się do góry na kilka metrów. Oprócz nas, czterech istnień, nie
znajdował się tu nawet jeden mebel. Jedyne źródło światła pochodziło ze
świeczników, których kawałek widziałam zza drzwi do skrytki z kartonami. Ściany
pokrywało mnóstwo pęknięć i niedoskonałości. Zastanawiałam się nad sposobem, w
jaki znajdą moje ciało. Albo, po długich latach, trafią na nie w jednym z
kartonów, na ciało zielone od procesu rozkładu i z widocznymi śladami,
wskazującymi na pobicie, albo znajdą mnie w ciągu czterdziestu ośmiu godzin pod
gruzami tego budynku. Przed oczami przewinęły mi się nagłówki gazet. Od
zatracenia się w nich uratował mnie
matowy głos Sasoriego, nagłośniony echem:
-
Cieszę się, że przyszłaś.
-
Tja… - Ukradkiem otarłam sobie nos. – Ja właśnie nie.
-
Pobawisz się z nami? – zapytał Deidara.
Wyczułam drżenie ciała Sanady. Spuściłam
więc spojrzenie z naszych wrogów i omiotłam nimi sprzymierzeńca. Chłopak
przełykał właśnie ślinę, a jego szybki, urywany oddech podpowiedział mi – rzecz
absurdalną – że Sanada trzęsie portkami ze strachu. Bardzo chciałabym go
uspokoić, pomimo tego, że mnie samą ten strach obleciał, niestety, Deidara nie
dał mi takiej szansy, tylko powtórzył groźniej:
-
Bawisz się z nami?
-
Nie – odrzekł za mnie Sanada.
Odruchowo zacisnęłam rękę na jego
rękawie. Nasze oczy spotkały się w ciemnościach.
- Nie poleciała z jęzorem na policje,
ale ciągle się tutaj szwenda – powiedział do Deidary Sasori. – Zróbmy coś z
tym, stary.
-
A wydawała się mądrzejsza, co? Te, Różowa! – zawołał.
Sanada delikatnie odczepił moją zdrową dłoń
od swojej koszulki i ścisnął mi nadgarstek. Czułam, jak jego skupiony wzrok
jeździ po chłopakach.
-
Różowa! – Deidara spoglądał na mnie oczekująco, tupiąc nogą. – Stwierdziliśmy z
kolegą, że sobie nagrabiłaś, wiesz? Stwierdziliśmy również, że tym razem damy
ci porządku nauczkę. Trzeba dziecko nauczyć, aby nie wchodziło do ognia, a że
nasze metody są brutalniejsze, cóż…
-
Spróbuj coś podkablować – ostrzegł Sasori i zaczął powoli się do nas zbliżać.
Oszacowałam prędko w myślach czy dalibyśmy radę jakoś ich ominąć i przedostać
się do jedynego, znanego nam wyjścia, ale ryzyko było po prostu zbyt wielkie.
Jeszcze raz spojrzałam na Sanadę.
Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent
myśleliśmy o tym samym.
A
jeżeli jest tu jakieś inne wejście, o którym nie wiemy?
Raz, dwa, bum! Puściliśmy się sprintem w
przeciwnym kierunku, wpadając na dwudrzwiowe wrota, które – całe szczęście –
posłusznie rozwarły się pod naszym naporem. Z daleka słyszałam naszych wrogów,
decydujących się na pościg. Kirisame włączył latarkę, a ta oświetliła nam
korytarz, tak samo spękany i obskurny, co reszta hurtowni. Droga była jednak
wąska, krótka, a poza tym wieńczyły ją… schody. Wzruszyliśmy jednakowo
ramionami i wbiegliśmy po nich na kolejne piętro.
-
Zabiję cię, zabiję cię, zabiję cię – rzęził Sanada. Niepogodzona z jego
otwartym przerażeniem, wolałam zamilknąć i po prostu sobie dyszeć. Odpoczęliśmy
przez sekundę, po czym ruszyliśmy wzdłuż następnego, gigantycznego magazynu,
gdzie tym razem porozstawiane były metalowe półki na kółkach dla
przechowywanych produktów, których, sądząc po osiadłym kurzu, nie było tam od
dawien dawna.
Całą sobą ignorowałam dudniące o podłogę
kroki ścigających. Koncentrowałam się na lawirowaniu między obiektami i pilnowaniu,
aby Sanada non stop znajdował się w polu mojej widoczności. Spotkaliśmy się
przy wyjściu na korytarz. Gdy zaczęliśmy nim biec, chłopcy dopiero dotarli do
magazynu.
-
Tu! – Sanada dramatycznie przywarł do pierwszych drzwi. Na końcu zauważyłam
jednak zakręt i wiedziona instynktem, pociągnęłam Kirisame w tamtą stronę.
Natknęliśmy się na drzwi przesuwane, z
oszklonym elementem w ich wnętrzu. Tam chował się nowy magazyn. W takim układzie
nie widziałam innego wyjścia, jak tylko wrypanie się do najbliższego
pomieszczenia o przystępniejszych rozmiarach. Nacisnęłam na klamkę pierwszych
drzwi pod ręką i, zastając pokój cztery metry na cztery metry, bez
zastanowienia wcisnęłam tam Sanadę. Chłopak od razu wpełzł pod stół,
wykorzystał pierwszy oświetlony mebel i kompletnie zignorował resztę.
Wyczerpana, uważając na temblak, wzięłam z niego przykład, zwłaszcza, że
przesunął się, aby zrobić mi miejsce. W rogu stołu przywitała nas okazała
pajęczyna, lecz akurat dziś postanowiłam mieć to w nosie, skulić się w kłębek i
ogólnie zachować jak wyłączony cyborg. Sanada szeptał coś o trzymaniu gęby na
kłódkę, potem o obrusie.
Poczułam, że świat ginie pod jeszcze
większym mrokiem. Uchyliłam powiekę, by ujrzeć jak zakrywa nas materiał z
wierzchu blatu.
No tak, obrus.
-
Spokojnie – szepnęłam to, co przyszło mi na myśl. Sanada siedział na jednej
nodze, a drugą miał przed sobą, zgiętą w kolanie. Niespokojnie nasłuchiwał
dźwięków z zewnątrz z odpaloną latarką. Dzięki niej, dostrzegłam jeszcze
przewrócone krzesło i drewnienie biurko z mnóstwem ubytków. Myszy, cholera,
myszy.
Potem latarka zgasła.
-
Wiesz, że nas tutaj złapią?
-
Wiem.
-
Wiesz, że to twoja wina?
-
Tak, to też wiem.
Nie odezwał się przez dziesięć sekund.
Po tym czasie poczułam na barku ciężar jego głowy – Sanada przytknął tam czoło.
-
Boże, Heroine, oszaleję, jeśli coś ci
się stanie. To mnie wykończy jak druga kula.
Zesztywniałam od góry do dołu. Nie
powinien tego mówić.
Nie powinien był tego powiedzieć.
-
Kiedyś dostałem kule – ciągnął - nie w głowę ani nie w serce, ale we mnie
strzelono, cholera. To jeszcze da się przeżyć, da się z tym żyć. Ale nie chcę
teraz dostać tam, gdzie nie miałbym szans tego przetrwać. Chcę przetrwać. Za
wszelką cenę chcę to przetrwać. Nie przetrwam, jeśli coś ci się stanie,
rozumiesz?
-
Ani trochę. – Łzy pod oczami obeschły i nie zapowiadało się na ponowny wybuch
płaczu. Jakkolwiek desperacki zdał mi się ten bełkot, naprawdę go nie pojmowałam.
Nie pojmowałam nawet jednej części.
Jednak chciałabym pojąć wszystkie.
Pewnego dnia.
Od
autorki: Yo! Powiedziałabym, że nie mam usprawiedliwień za
kolejny miesiąc ciszy, ale –
niewiarygodne – mam! Niektórzy z was może już zakumplowali się z Totsuzen, w
każdym razie walczę każdego dnia o jakieś pomysły na tego bloga i ta wena tak
sobie bezczelnie zmienia kierunek – raz GAT, raz Totsuzen. Wygląda to mniej
więcej tak, że jeden tydzień bazgrze po zeszycie i spisuję pomysły na jednego
bloga, a innym razem rzygam tym poprzednim i skupiam się na następnym. Jednej
nocy nie śpię przez Totsuzen, drugiej nie śpię przez GAT, meeeh.
Ale na Tot. niedługo coś zacznie się
dziać, przysięgam!
Odnośnie rozdziału: hym, hym, hymm, nie
ma Sasuke, noo! Tylko proszę, nie skreślajcie przez to całej notki. Jest
bardzo, bardzo istotna, zwłaszcza zachowanie pewnego pana! (wiecie jakiego,
meeeh [2]). Nie skreślajcie inteligencji Sakury, bo znów spiernicza bez
konkretnego powodu, ona se po prostu dba o własne bezpieczeństwo (no i jest
egoistką, tralala). Ale szczerze, każdy z nas jest egoistą – smutna prawda. W
tych czasach niestety trzeba!
Odnośnie korekty: tym razem znowu
kłaniam się Sheeiren, bo mi te durne literówki wyłapała, niemniej jednak,
często same mamy rozkminy pt: „Jak to ma być, kur**, napisane?”, dlatego jak
ktoś chce betować GAT, nie pogardzę, ucałuję stópki i będę dziękować każdego
dnia. Kiedyś wydawało mi się, że korekty nie potrzebuję, bo sama dam sobie
radę, ale coraz częściej zastanawiam się, gdzie ten przecinek wstawić i od
jakiej litery rozpocząć zdanie po dialogu. Także tego, chętni niechże piszą na
maila (podany w zakładce AKEMII).
DWA ROZDZIAŁY, moi drodzy. Istnieje 10%
szans na to, że będą trzy, jeśli coś się spieprzy, ale planuję zmieścić się w
dwóch. Zapowiadam od razu, że w następnym rozdziale DUŻO, DUŻO Sasuke, ale też
DUŻO, DUŻO czekania, bo to powrót do 40-stronnicowych tasiemców. Tak, dwa
ostatnie rozdziały będą długie + ratuję w międzyczasie Totsuzen, dlatego
wybaczcie kolejny miech czekania. Dzięki za komentarze, ludki, za lajki, za
obserwatorów, których ostatnio sporo doszło! Postaram się tę wenę trzymać przy
sobie i pisać, pisać, pisać, póki do matury tyle czasu.
Trzymajcie się!
Akemii no jesteś wielka! Rozdział...miazga! Widzę, że chęć na pisanie i dokończenie tego bloga ci wróciła, co mnie niesamowicie cieszy. Nie chcę, ale też nie mogę się doczekać końca tej historii. Mam nadzieję, że w ciągu tych dwóch-trzech rozdziałów wyjaśnisz to, co zostało niewyjaśnione. I mam nadzieję na to, że nasza ukochana parka się zejdzie! Ugh nie umiem pisać długich komentarzy. Życzę dużo duuuużo weny! Trzymaj się!A.
OdpowiedzUsuńHaha, arigatou! Ja też rzadko się sprawdzam w długich komentarzach, dlatego po prostu obiecam, że wszystko się wyjaśni! A chęci... no cóż, powróciły i mam nadzieję, że nigdzie nie wyparują przez ostatnie dwa rozdziały.
UsuńPozdrawiam!
Tyleeeeeeeeeeee szczęścia!!! Tyle Sanady!!!!! <3
OdpowiedzUsuńTak niewiele, a tak cieszy, no! <3
Jestem w stanie wybaczyć ten brak Sasuke, Sanada jest rekompensatą za wszystko <3 Cóż, nie spodziewałam się, że będzie on męczyć Haruno o 9 rano, żeby wyciągnąć ją na randkę... Chociaż perspektywa randki Sakury z Sanadą... WAT, nie, to nie to. XD Jeśli to prawda co mówił Sanada o tym, że kobiecie po rozstaniu i po długim czasie rosną wąsy bez faceta... To ja powinnam mieć brodę taką jak Gandalf, yoł. :v W sumie ciekawie bym wyglądała. XD
Sakura jak zwykle wpadła na jakiś wspaniały pomysł; i jak zwykle wpada w kłopoty, a wręcz topi się w takim.. dość sporym bagnie :> Raczej wątpię, żeby teraz wpadł tam Sasuke na rumaku i zgromił Deidarę i Sasoriego; życie to nie bajka... XD Niestety, albo stety.
Nie wiem czy wyznanie, że się nie umie pływać, w takiej sytuacji, coś pomoże XD Mam nadzieję, że nie wylądują potem w jakiejś rzece czy coś, bo Sanada na pewno nie uratuje Sakury, a raczej to ona prędzej musiałaby go ratować.
Ten płacz Sakury trochę kojarzy mi się z ostatnimi chapterami Naruto :v Swoja drogą Sakura tam wyglądała tak słodko <3
Tam jest ciemno... Ja nie wiem co oni będą tam w tych ciemnościach, pod tym stołem robić XD Nie no, Sakura raczej by mu nie dała, po pierwsze: To nie Sasek, po drugie: Nie ma muzyki ze Shreka, nie ma seksów. <3
Jeeeeej, jeszcze muszę nadrobić Totsuzen; ile ja mam zaległości na blogach, aż mnie to przeraża, serio. ;____;
Uwielbiam ten art <3 Wgl uwielbiam prace DymX, ale to chyba nie nowość XD
Dobra, czas się zbierać, życzę weny, bo pewnie się przyda... Swoją drogą mnie też by się przydała.
Pozdrawiam cieplutko! :3
Sanada i Sakura to ZDECYDOWANIE nie to. Ej, tak serio, to ja do tego swojego Sanady nie byłam przekonana na początku, ale jejciu, tyle fanów chłopaczysko się doczekało, no aż mi się gęba cieszy! :D
UsuńSakura w ostatnich chapterach była po prostu przezajebista. Oooooch, magia się unosiła w powietrzu, jak lovy wyznawała, ale też część mnie żałuje, że nie zrobiła czegoś więcej, zamiast narzekać, że nic więcej zrobić nie może, meeh.
DYMX <3
Totsuzen nie nadrabiaj, nie ma po co. I tak wszystko się w tym opowiadaniu zmieni. xd
Huhu, również pozdrawiam!
Łoah, łoah. Szczerzyłam japę od samego początku, bo cholera - Sanada! Ja Ci mówiłam, że go uwielbiam i uwielbiać będę do końca, bo to tak specyficzna osoba, że nie da się go nie kochać (a Saki udaje, ja to wiem, ona oszukuje samą siebie, ale też wielbi tego pajaca, bo inaczej się NIE DA)!
OdpowiedzUsuńBrak Sasuke wybaczony, czy postać naszego kochanego gbura musi być w każdym rozdziale? No przecież może być ciekawie tak jak tu, kiedy raz czy dwa walnie się notkę bez niego, prawdaa? Prawda. <- mój dobry humor powoduje, że zgadzam się sama ze sobą, geez
A Saki to taka sierota życiowa. W sumie dochodziłam do tego wniosku przez większość historii i teraz się upewniłam. No sierota, która na własne życzenie wwala się w kłopoty. Co to "zerwanie" zrobiło jej z głową to ja nie wiem, ale dobrze nie jest, Nikiro! Chociaż w sumiee... zrób jej krzywdę, żeby było ciekawiej, a Sanada niech ucieka po wspaniałego rycerza, BO TAK. Jemu krzywdy nie rób, nie pozwolę!
Tak, dobry humor mi nie służy... mam chore pomysły.
A ckliwe historyjki pod koniec powodują, że chlipię! I nie mów, że nie ma powodu, to wszystko Sanada!
Ah, dwa rozdziały... Kiedy ten czas zleciał :o Nie wspominaj mi tu o innych blogach, mam TAKIE zaległości, że załamać się można.
Nie bądź leniem, nie każ długo czekać!
Weny życzę i dobrego humorku, a jak!
Pozdrawiam cieplutko i pędzę odpisać Ci na fb,
Mari <3
Jestem cholernym leniem, także...
UsuńJeśli chodzi o zaległości, to lepsza nie jestem, ale przeczytaj sobie to zdanie powyżej, tak z dwa razy, a odkryjesz tajemnice. <3
I wieeem, wyszła mi z Sakury niezła sierota, w sumie to jestem mega zła, bo miała wyjść zupełnie inaczej. Bruuuh.
Dzisiaj coś ruszę z twoim szablonem, obiecuję! ^^'
Kocham, kocham, kocham <3 Jesteś niesamowita też chciałabym tak pisać :C
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział,nie da się ukryć.Uczucia jakie przekazujesz w opowiadaniu czytelnikowi są niesamowite!
OdpowiedzUsuńPisz tak dalej!
Cudo *,*
OdpowiedzUsuńA ja, swoim chwalebnym sposobem, zacznę od dupy strony, czyli "Od autorki" xD. Długie notki żądzą i są zajebiste *q*. Warto na nie trochę poczekać. Ponadto będą one ostatnimi rozdziałami opowiadania, przez co to takie... no... sentymentalne?
Przechodząc do rozdziału:
1. Ostatnie, czego się spodziewałam, to Sanada zapraszający Sakurę na randkę. Normalnie szczena opada do podłogi i niżej. Ah, ta kobiecość Haruno xD. Mam tak samo xDD.
"- Siorbie, mlaska, wpieprza żarcie jak zarośnięty na amen koleś z brzuchem piwosza. Wiesz, że nie jesteś nawet w procencie seksowna? – wytknął mi. Jego oczy nieustannie jeździły po mojej twarzy.
- Mówisz tak, bo nie widziałeś mnie nago. – Odłożyłam serwetkę. Na talerzu zostało równo pięć przystawek, czyli sprawiedliwie podzieliłam ich liczbę na pół.
- A chciałbym, wierz mi."
Padłam xDD
2. Czy Sakura zawsze musi mieć takie głupio ryzykowne pomysły? Ja rozumiem, że dziewczyna jest po części w rozbiciu emocjonalnym i prześladuje ją nieodłączny towarzysz - pech, ale pakowanie się w kłopoty to chyba jej chleb powszedni xD. Oczywiście było kilka momentów, przy których atakował mnie napad lekko histerycznego śmiechu, a które właśnie teraz przytoczę.
"- Proszę. – Oddech Sanady rozwiewał mi włosy z tyłu. Odwróciłam się w jego stronę i solidnie wysmarkałam. – Sądziłem, że… - zawahał się – otrzesz tym łzy, czy coś. Wyglądałabyś wtedy pięknie.
- Skoro siorbię, mlaskam i wpieprzam żarcie jak zarośnięty na amen koleś z brzuchem piwosza, naprawdę oczekiwałeś, że użyję chusteczki niczym niewinna, delikatna dziewica? – naburmuszyłam się.
Sanada zareagował cichym śmiechem. Wielka szkoda, że latarką oświetlał jedynie nasze buty, ponieważ coś w jego twarzy sprawiało, iż na dobrą sprawę mógłby się teraz rumienić.
- Nie mogłabyś jej tak użyć – odezwał się w końcu.
- No właśnie.
- Przecież nie jesteś dziewicą.
Obróciłam się na pięcie w stronę drzwi.
- Przez chwilę nawet cię lubiłam, Kirisame."
Świetnee Q-Q
" - To granie na czyichś uczuciach – oburzył się.
- Dobra… to masz jeszcze bonus: tchórzysz?! – Gwałtownie wypięłam klatkę piersiową, odstawiając prowokujący taniec. Mięśniaki zawsze postępowały tak między sobą. – Kto jak kto, ale facet powinien mieć dwie rzeczy: jaja i głowę na karku. Głowy na karku nie masz, to wiemy już wszyscy, ale do tej chwili wydawało mi się, że coś ci między tymi nogami rośnie, gdy oglądasz obrzydliwe pornosy, tymczasem…
- Przestań! – zawołał, niby wyszczerzony – tak naprawdę te słowa trafiły niczym wystrzelona z łuku strzała, prosto w jego ego."
Normalnie dusiłam się przy tym ze śmiechu xD. A tatuś patrzył na mnie, jak na psychiczne dziecko (którym jestem xDDDD).
3. Brak Sasuke - wybaczony. Znaj moją łaskawość! (xD)
Weny!
ShoriChan
Długie notki są bleeeh. Przynajmniej, kiedy patrzę na nie ze strony autora. No wiesz, pisanie męczy, chyba że akurat zabieram się za jakiś zarąbisty, długo planowany moment :P
Usuń2. Nie zamierzałam wcale zrobić z niej "sieroty życiowej", jak to piknie określiła Mari, no ale wyszło, jak wyszło. Mam trochę sentyment do takich nierozgarniętych, głupiutkich postaci. Chociaż marzyłaby mi się jakaś zmiana w osobowości Sakury, wiadomo, że nie może być drastyczna. Skoro zaczęłam pisać GAT jako "Sakura-sierota życiowa", należałoby też skończyć go jako "Sakura-sierota życiowa", ale taka mniejsza, żeby nie było, że nie zaszła w niej żadna zmiana w ciągu opowiadania.
A tak w ogl, pakowanie się w kłopoty jest po prostu zajebiste, no!
Dziękuję za łaskawość *kłania się*
Trzymaj się! <3
Ja się tak nie bawię! Ja muszę wiedzieć co dalej. Teraz, natychmiast. Rozdział taki adghdgsf *.* I jakoś nie jestem zła za nieobecność Sasuke, no może troszeczkę. Ale Sanada zrekompensował. Uwielbiam jego oczy, jego humor, no po prostu "ohh" i "ahh".
OdpowiedzUsuń"- Przez chwilę nawet cię lubiłam, Kirisame.
- Nazwiskowy pocisk. Odważnie "
To mnie powaliło, serio śmieję się nawet do teraz xd Już sobie wyobrażam ten ton, którym to powiedział. No po prostu go słyszę!
Cała akcja w hurtowni była taka no pełna akcji, i już jestem pryz końcu i takie "Co dalej? Co dalej? Znajdą ich?! Kiedy ich znajdą? Co z nimi zrobią? Będzie krwawa jatka czy może wkroczy Sasek" patrzę na napis OD AUTORKI i takie Kurrrr.... XD No ale w sumie to z jednej strony to dobrze, bo takie podawanie wszystkiego na tacy, to takie niezbyt. W każdym razie budowanie napięcia masz zaliczone na szóstkę z plusem.
Podsumowując: Rozdział zajebisty, a media milczą. XDD (Nie mogłam się powstrzymać)
Z góry przepraszam za chaotyczny komentarz i jeśli czegoś nie zrozumiesz, ale czas mnie gonił :c
Wooooow, jak mnie tu dawno nie było, tyle rozdziałów miałam do przeczytania, boli mnie tylko zbliżające się zakończenie :c meh.Przeczytałam wszystkie rozdziały od początku xD skleroza nie boli, więc musiałam sobie poprzypominać kilka rzeczy .Co do rozdziału,był bardzo fajny i miło mi się czytało początek :D Koniec jak zwykle pod znakiem zapytania, no cóż, "czymam" za słowo, że w następnym rozdziale nasz kochany czarnowłosy wielbiciel pomidorów wróci w wielkim stylu ( takie wejście smoka z jakąś epicką muzyką w tle c:) Do zobaczenia w następnym rozdziale
OdpowiedzUsuńA- Ale j- jak to zakończenie? Co ja potem będę czytać?! Co ja zrobię ze swoim życiem?! Z wolnym czasem?!
OdpowiedzUsuńNo dobra po rozpaczałam sobie jak każdy przeciętny obywatel internetu, a teraz konkrety :)
Dobrze, że rzuciłaś na sam koniec jakiś ochłap nadziei, że następne będą dłuższe hahaha <3
Pod wieloma względami to dla mnie był jeden z najlepszych rozdziałów bo dało się go aż zobaczyć! Rzadko nawet w bestsellerowych książkach da się tak to poczuć aż materialnie a Tobie się tutaj udało. Po prostu widziałam to opowiadanie jakby było filmem. Cudowne uczucie- serio :)
Skoro już ponarzekałam i się pozachwycałam to jeszcze trzeba wyrazić nadzieję i złożyć prośby.
No kurcze nie możesz zrobić wejścia smoka z Saskiem w rol.i głównej To zbyt przewidywalne! Błagam! Chociaż by mi się podobało to kurczę byłby taki nie dosyt.
A i jeszcze jedno...
Musiałaś napisać o maturze?! Aż się swoją przez Ciebie zestresowałam T.T
Zapraszam do siebie (mam nadzieję, że za niedługo coś dodam ;p)
Pozdrófki
Astraothia
O chuj no nic trzeba czeka nie ma wybaru. Rozdzial fajny ale tem nasz przyjaciel saki to tchorz chciala bym o co chodzi z tym postrzalem i gdzie kura ac sasuke jest. Pozdro niech wena bedzie z tobą
OdpowiedzUsuńO matko! Przyjemny, dowcipny, ciekawy, nawet bez Sasuke genialny, po tym poznaje się prawdziwego artystę, gdy stwarza coś takiego! Sanada i Sakura stworzyli ciekawy duet.. w sumie "się ciesze", że zapędziłaś ich znowu do tej hurtowni.. już tłumaczę czemu. Mam nadzieję, że przybędzie czy to obojętny, czy to wkurzony, czy zakochany- ale jednak Sasuke. :)
OdpowiedzUsuńAch ta nadzieja... zawsze umiera ostatnia! :)
Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie wiem od czego zacząć. No od początku.
Kiedy zaczęłam czytać rozdział myślałam, że chyba wypluję loda, którego jadłam na podłogę. Pierwsze zdanie, akapit czy co to tam innego doprowadziło mnie do stanu chwilowego otępienia.
"- Zapraszam cię – usłyszałam, a chłopak skłonił się nisko – na randkę"
Jej, nie ma to jak doprowadzić czytelniczkę do ... nawet nie wiem jak to nazwać. Omińmy jednak te całe smutki i przejdźmy do śmiesznych elementów, które moim zdaniem są najlepsze.
"Wzruszyłam jednak ramionami, siorbiąc resztki shake’a. Sanada spojrzał na mnie jak na zarazę.
- Co brak faceta robi z kobietami? Wiesz, że na siorbaniu się zaczyna? Potem przestaniesz myć włosy i zaczniesz sobie wyciskać stamtąd olej na frytki. Zresztą całe ciało zaniedbasz. Będziesz gruba i owłosiona. Słyszałem, że rozpacz po facecie powoduje wyrastanie wąsów."
Szczerze powiedziawszy płakałam wtedy ze śmiechu, a mama patrzyła na mnie jak na kretynkę, ale to nie koniec kiedy Akemii doprowadziła mnie do łez szczęścia.
" - Dziewice prawie wymarły, a media milczą – powiedział, robiąc przesadnie wielkie oczy."
No i może na koniec wspominania rozdziału, który być może znasz już na pamięć. Wielki smutek, że Sanda wyjeżdża. Pomimo tego, że zachowywał się Jak Casanova i trochę mi się z nim kojarzył to polubiłam gościa. Był takim no przeciwieństwem Sasuke.
A właśnie ten gbur. Nosz prawie, że o nim zapomniałam. Masz wybaczone, że go nie ma, właściwie rozdział na tym nawet zyskał niż stracił, no i na koniec już samiutki koniec. Takie info ode mnie. Mogłabym się zając korektą pierwszych rozdziałów i całego GAT. Wiesz taki pisze o tym tutaj , bo prędzej to do ciebie dotrze przez bloga niż przez pocztę.
Nie obejdzie się bez jakiś miłych słówek.
Weny, gigantycznej weny na te ostatnie rozdziały, które mam nadzieję, że będą O TAKIE cudne, że dech w piersiach mi zaprze i normalnie będzie mnie musiało pogotowie zabierać. Zdrowia, tak dużo zdrowia, pogoda taka paskudna zimno i w ogóle strasznie tylko w domu siedzieć i herbatkę siorpać. Życzyć ci szczęścia w tym no... w nauce?
A co mi tam pożyczę, będzie potrzebne. No i to chyba tyle.
Pozdrawiam, Just Me.
Dwa rozdziały do końca? :O Nie, nie, nie. :ccc Nie zgadzam się (dobrze wiem, że nie mam nic do gadania, ale trzeba sobie jakoś ulżyć xd)
OdpowiedzUsuńMyślę, że w sumie Sakura i Sanada nie byliby najgorszą parą. W pewien sposób do siebie pasują i podobają mi się ich dogryzki, kłótnie i rozmowy. No, ale oczywiście pan wielki Uchiha na pierwszym miejscu! Nie ma bata!
"- Mówisz tak, bo nie widziałeś mnie nago. – Odłożyłam serwetkę. Na talerzu zostało równo pięć przystawek, czyli sprawiedliwie podzieliłam ich liczbę na pół.
- A chciałbym, wierz mi.
- Chcieć możesz, wierz mi. Właściwie to mi to schlebia." - Zdecydowanie najlepszy moment rozdziału, najbardziej się uśmiałam! <3 Haha, typowy facet.
Nie wiem, co myśleć o tym planie Sakury. W sumie był wręcz idiotyczny xd A sam fakt, że chciała tą akcją po prostu zwrócić na siebie uwagę Sasuke był żenujący. Z jednej strony współczuję, no, ale litości, przecież mogła mieć ogromne kłopoty! Ale czego się nie robi dla chłopaka.... xd
Cały czas miałam cichą nadzieję, że Sasek gdzieś się tam pojawi, że będzie czekał za rogiem, no ale nadzieja matką głupich, ech. :c Mam nadzieję, że naszy uciekinierzy coś wymyślą i nie zostaną złapani.
Nie mam weny na komentarze jak zwykle, ale wiedz, że rozdział był świetny i mile spędziłam z nim smutne, listopadowe popołudnie. Zdecydowanie poprawił mi humor. ;>
No i jestem bardzo ciekawa tego Totsuzena, co ty tam wymyślisz ;> Dobrze, że wena jest! Niech będzie z tobą cały czas! :)
Współczuję maturki. ._.
Tak szczerze wcale brak Sasuke mi nie przeszkadzał w tym rozdziale. :D A wszystko to dzięki Sanadzie !! <3 <3
OdpowiedzUsuńNiech on nie wraca do Korei !! Chociaż zdziwiłam się że aż tak trząsł gaciami ze strachu, ale pod koniec rozdziału wszystko było jasne. Tylko jakim cudem on się wplątał w strzelanine O.o
A już myślałam że Sakura odpowie że przyszła tylko po swoją komórkę. Sasori i Deidara to jednak psychopaci a ja myślałam, że na początku to zwykli huligani którzy dodatkowo kradną sobie komórki. Jeszcze te słowa Sasoriego że mu przykro kiedy wcześniej Sakure poturbowali.
Teraz trzeba czekać na Sasuke. Ciekawe czy Sanada wpadnie na to żeby do niego zadzwonić czy ten sam się zorientuje.
Ogółem rozdział baaaardzo mi się podobał.
Sanada i Sakura to świetny duet - mogliby być nawet razem ( nie wierzę że to napisałam ^^ )
Rozdział czytało mi się szybko z wielkimi emocjami. Serce zaczęło mi szybciej bić jak było o tym zamku że był otwarty od samego początku. :)
Szkoda że zostało tak mało rozdziałów ale za to będą długie :D Noi fajnie, że pomimo tego że troszkę straciłaś zapał na tego bloga to go dokończysz :)
Pozdrawiam :)
Przepraszam za takie opóźnienie w przeczytaniu rozdziału, szkoła i te sprawy :D
OdpowiedzUsuńDobry rozdział, nawet nie przeszkadzało mi to, że nie było tu Sasuke, wręcz bym powiedziała, że to wyszło na plus :D a dlatego, że że stworzyłaś napięcie w tym rozdziale, które swój punkt kulminacyjny i rozwiązanie będzie miało zapewne w następnym rozdziale :D jak wrzucisz 21 to czytelnicy powinni się rzucić jak na gorące bułeczki :D cała ta akcja wymyślona przez Sakurę, bomba, wkręcony w to wszystko Sanada i ich wspólne teksty - wisienka na torcie :D bardzo humorystyczne, uśmiałam się :D spoważniałam dopiero pod koniec i stwierdził, kurde, to nie są przelewki :D jest mega ciekawa jak ty te GAT zakończysz no, osobiście nie mam żadnej wizji, jaką ty byś mogła nas zaskoczyć :D mam nadzieję, że się nie zawiodę zakończeniem :D czekam, czekam na koniec :D
Pozdrawiam :*
Hehe, dobra jesteś. Świetnie radzisz sb z opowiadaniami. Hehe, w niektorych momentach lałam ze smiechu, pff...akcja z magazynem, albo wczesniejsza "randka". Kuwa! Te teksty, są MEGA zabawne!! Hehe, ale mam nadzieje, ze nie zrobisz krzywdy downom chowającym sie pod stolem? Pozdrawiam i zapraszam na destiny-sasusaku-life.blogspot.com :-D
OdpowiedzUsuńjak zwykle świetny rozdział. Takie pytanie kiedy ruszą procenty?
OdpowiedzUsuńJak widzisz kiepsko u mnie ostatnio z wolnym czasem, a tym bardziej z weną. Myślę, że jak pozdaję w szkole to, co trzeba, ruszę przez święta cztery litery i wezmę się za bloga.
UsuńNarzekałaś, że masz mało komentarzy. Będę dla Ciebie taka dobra, że wyrażę swoją opinię. Hmm...od czego by tu zacząć?
OdpowiedzUsuńA więc....
Po pierwsze przeczytałam wiele książek, od Krzyżaków do Potopu i więcej zrozumiałam z epiki Henryka Sienkiewicza, niż z Twojego opowiadania. Bardzo mi przykro, ale taka prawda.
Po drugie, nie rozumiem, czym tu się (teraz powiem po młodzieżowemu) można jarać.
Po trzecie, za nim coś napiszesz zajrzyj do słownika, co oznacza dane słowo. "Seks odmienia radykalnie i subtelnie", coś takiego było i za Chiny nie pojmę po co dałaś takie określenie. Jak można pisać, nie rozumiejąc co się pisze? Powinnaś się zająć jakością a nie ilością.
Po czwarte, niektóre słowa dajesz niepotrzebnie. Większość akapitów nie ma sensu, powiem brzydko: są o pierdołach. Co do wypadku w poprzednim chyba rozdziale, w ogóle nie wzbudził we mnie żadnych emocji, nic nie czułam. Opis był suchy, jak Sahara w południe, a to wina języka. Zamiast prosto i normalnie bawisz się w jakiegoś polonistę, filozofa który na dodatek nie rozumie swoich słów.
Po piąte, doszły mnie słuchy, że chcesz napisać książkę. Kochana nie mam nic przeciwko, to piękne marzenie, ale niestety powinnaś "potrenować" styl, ale od razu piszę, odradzam szukanie ciężkich słów w słowniku. Po prostu nieprzyjemnie się to czyta.
Po szóste, nie chce obrażać młodszych czytelników, ale naprawdę muszą być infantylni, że czytają coś czego nie potrafią pojąć, do tego dając komentarze typu "świetny rozdział, jesteś najlepsza"
Po siódme i ostatnie w ogóle nie widać w Twoim opowiadaniu ani krzty poczucia humoru. Co jest tego powodem? Język.
Oczywiście jesteś młoda, wszystko przed Tobą. Dodaje ten komentarz dla Ciebie, żebyś pojęła jakie błędy popełniasz. Oczywiście czy mnie posłuchasz, czy też nie, to tylko Twój wybór.
I proszę o niedodawanie zbędnych słów pod moich komentarzem typu: "Moja sprawa jak pisze, ty się nie znasz". "Ból dupy cię ściska" Bo naprawdę, jako starsze pokazujecie się od tej fatalnej strony. Więcej wyrozumiałości, to nic wielkiego.
Pozdrawiam, Neko
Moim*
UsuńCześć, czołem.
UsuńI... no okay, nie każdemu się to podoba, ja to szanuję, rozumiem itd. Mimo to nadal uważam, że piszę bardziej zrozumiale od Sienkiewicza.
Co do poczucia humoru, każdy ma inne, więc nie wiem o co ta spina. Niektórych śmieszą sytuacje z opowiadania, niektórych nie. To, że według ciebie w moim opowiadaniu nie widać "ani krzty poczucia humoru", nie znaczy, że go tam nie ma, believe it. Niestety nie każdego da się zadowolić.
A tak apropo poczucia humoru:
"Po trzecie, za nim coś napiszesz zajrzyj do słownika[...]"
Ty też zajrzyj! Zwłaszcza na pisownię słowa "zanim" - tak, tak, to jedno słowo, wow.
I nie, nie mam bólu dupy, nigdy nikogo nie powiesiłam za negatywny komentarz, tym bardziej nie rozumiem, dlaczego "pokazujecie się" napisałaś w liczbie mnogiej. ALE OKAY.
Radykalnie i subtelnie, dobra, może źle się określiłam. Zamiast "i" powinnam wstawić "albo". Nie pamiętam dokładnie tego fragmentu, ale wierzę, że wytłumaczyłam, na czym polega "radykalna", a na czym "subtelna" różnica. Zaskoczę cię, ale znam znaczenie obu tych słów, wow (2). W każdym razie współpracuję teraz z betą, która wyłapuje mi tego rodzaju błędy jak skaner.
Dobra, używanie trudnych słów jest beee, rozumiem. Zapewniam jednak, że własne słowa w zupełności ogarniam i na pewno nie piszę takich, których znaczeń nie znam.
I wierz mi, styl trenuję cały czas, cały czas przygotowuję się do napisania własnej powieści. Także no... liczę, że moje piękne marzenie się ziści.
Wezmę sobie ten komentarz do serca, to jasne. Nigdy nie będzie tak, że każdy zaleje mnie pochlebnymi komentarzami, zawsze znajdą się ludzie, którzy po prostu nie polubią opowiadania - trudno. Lubię czasami pobawić się w filozofia. I nie uważam, że powinnaś nazywać czytelników "infatylnymi", no i z gory zakładać, że nie rozumieją tekstu czytanego.
Jak na tyle skarg, czuję się niezaspokojona ilością wyjaśnień. "Co jest powodem braku poczucia humoru? Język". Och, okay, chodzi o trudne słowa? I don't get it.
Tak czy inaczej, dziękuję.
Również pozdrawiam.
Oj Natalia, Natalia. Naprawdę w ogóle nie rozumiesz co się do Ciebie pisze. Normalnie jakbym z dzieckiem miała do czynienia. O słowniku nie chodziło mi o błędy ortograficzne czy stylistyczne, tylko dodajesz mądre słowa, które nie pasują do kontekstu zdania. Uwierz, znam się na rzeczy, więc proszę mi tu nie wyjeżdżać. Jak mam być szczera, nawet na Sienkiewiczu się bardziej śmiałam. I po co odpowiadasz " believe it". Coś to wyrażenie nie pasuje do filozofii pyskatej małolaty. Dlaczego użyłam liczbę mnogą? Jeżeli uważasz siebie za taka mądrą to wystarczy tylko pomyśleć ;). Ta twoja beta może zna się na błędach, ale niestety co do słów to nie bardzo. Naprawdę śmiać mi się teraz chce. Połowa młodych pisarek po prostu napisałaby, że okey rozumiem, ale ty...wydaje mi się że uważasz siebie za lepszą. Twoje infantylne wyrażenia, jakich używasz zawsze OD AUTORA. Naprawdę kochana, ja ci nie mówię, żebyś była dorosła, żebyś zmieniła wszystko (tylko ty tak rozumiesz, a masz 18 lat), ale możesz trochę więcej rozumu pokazać. Nie chciałam być nie miła, ale twoje bezczelne odzywki po prostu mówią same o sobie. Ale tak jest zawsze... prawdziwy talent, jaki widzę na blogspotach się marnuje, ludzie go nie czytają...(tak jest i w życiu), a beztalencie, albo ktoś kto nie ma za bardzo talentu i myśli, że używanie "fajnych"słów pomoże to masakra. I niestety takie właśnie blogi mają dużo "fanów." Przypuszczam, że zaboli to każdego, kto zna się na rzeczy.
UsuńA jeszcze jedno. Czepiałaś się, że Ciebie komentuję a sama robię błędy. Akurat nie czepiałam się Ciebie o błędy. Odnosząc się jeszcze do tego, skoro sama tak świetnie znasz ortografie, że musisz mnie poprawiać, to po co ci beta? Z tym "radykalnym" i "subtelnym", też nic kompletnie nie mogłaś pojąć. Widać, nawet nie chcesz się nauczyć jakie błędy popełniasz. Sądzisz, że jesteś idealna? Proszę bardzo, nie zabraniam, tylko żebyś się później nie zdziwiła :)
No cholera, nie ogarniam. I że tak pozwolę sobie napisać: "wtf", bo angielskiego nikt nie zabrania używać, a ty robisz z tego wyznacznik dojrzałości.
UsuńCo za różnica czy chodziło ci o błędy stylistyczne, ortograficzne, czy trudne słowa? - nadal polecam zajrzeć do słownika na pisownię słowa "zanim". Jezusie, serio nadajesz mi od niedojrzałych i wywyższających się, serio? Chyba przyjęłam twoją krytykę, napisałam wyraźnie, że wezmę to sobie to serca, a ty stwierdzasz, że uważam się za idealną. Jakie to komiczne, że ludzie z Internetów zawsze wiedzą o mnie więcej niż ja sama.
I krytyka bloga znów zmienia się w krytykę mojej osoby, okay.
Ty, może ja to drukowanymi napiszę? WEZMĘ SOBIE TEN KOMENTARZ DO SERCA. DZIĘKUJĘ. Dotarł przekaz? Mamy dobry kontakt?
Mów, co chcesz o moim blogu. Biorę pod uwagę każdą krytykę, cały czas nad sobie pracuję i nigdzie nie napisałam, że twoje zarzuty się dla mnie nie liczą, bo liczą. Nie wiem, dlaczego sobie ubzdurałaś, że mam bezczelnie odzywki, ale dobra, mniejsza ze mną. Czytacie i oceniacie bloga, nie moją osobą. Nie pouczaj mnie, droga Nekośko, jak powinnam się wyrażać, dobra ani jak powinnam się zachować. Uważam, że w porządku jest przyjąć do wiadomości to, co powinno zostać przyjęte, a sprostować to, z czym się nie zgadzamy, a nie potulnie, jak roboty przytakiwać na każde złe słowo.
" Połowa młodych pisarek po prostu napisałaby, że okey rozumiem, ale ty...wydaje mi się że uważasz siebie za lepszą."
Naprawdę w tych czasach nie można się już odnieść do krytyki? Od razu uważamy się wtedy za lepszych?
Geez.
Mistrza się nie poprawia. Akemii , nie tłumacz się. Pozdrawiam.
UsuńNa pocztek wypadalo by chyba przeprosic za dluga nie obecność, bo chyba mój ostatni komentarz był pod rozdziałem 17. Zrobiłam sobie niezłe zaległości na wszystkich blogach i dopiero teraz mam chwile żeby skomentować twoje dzieło, chociaż może raczej bardziej pasowałoby tu arcydzieło? Chyba tak.
OdpowiedzUsuńKurde Akemii, ja poprostu uwielbiam twojego bloga, tylko ty potrafiłaś wywołać we mnie te wszystkie emocje, ja nie tylko się uśmiechałąm tak jak przy większości blogów. Nie, ty dałąś mi więcej. Wraz z Sakurą ja się wzruszałam, płakałam, śmiałam się, bałam, przechodziły mnie miłe i te mniej miłe dreszcze. Nawet najlepszej książki tak nie przeżywałąm. Uwielbiam wiele blogów, ale mam tylko 4 autorów póki co, których podziwiam, i ty jesteś jedną z nich. Jak kiedyś wydasz książkę, to że ją kupie jest pewne, ja bede stala pod empikiem aż go otworzą.
Dobra teraz względem ostatnich 3 rozdziałów, komentarz jak zwykle zapewne bedzie chaotyczny co bedziesz musiala wybaczyć.
Randka Temari i Sanady przyprawiła mnie o wiele śmiechu, ten facet nie wie kiedy odpuścić, co jest nawet urocze, ta jego pewność siebie, ale Temari podoba się KTOŚ INNY, wiedziałam, wiedziałam. Sasuke jako tajny fotograf pracujący dla Sanady w przebraniu, no no zaskoczyłaś mnie i to bardzo.
A potem ten wypadek, byłam tak zszokowana, że czytałam rozdział do końca z otwartą buzią i te wszystkie emocje, aż mnie ciarki przeszły. Następny rozdział dużo wyjaśnił, wiedziałąm że Cal, był w grupie wsparcia ale że ta nauczycielka. Sanada i tak przebił wszystkch stwierdzeniem, że myślał że zabił piękną kobiete, a później okazało się że miał namyśli Temari, powaliłaś mnie tym, zresztą to Sanada każda jego wypowiedź jak mnie nie rozśmiesza to przynajmniej wywołuje uśmiech. Jak Sakura, poprzysięgła uratować świat Sasuke, wywołała u mnie podziw względem swej osoby, znaczy Haruno i determinacja od samego początku były godne podziwu. Pokazuje, że o prawdziwą miłość trzeba walczyć, że nie dostaje jej się na tacy.
A wtedy Sasuke, odwiedza ją, i ta muzyka to jest takie ich, i kończy to co ich łączy w taki a nie inny sposób. Potrafie go zrozumieć, ale nie wiem czy potrafiłabym dalej walczyć takl jak Sakura, chociaż trudno może, sama już nie wiem jakbym postąpiła na jej miejscu. Wiem, za to jedno totalnie mnie rozbiłaś emocjonalnie, ta końcówka, kurde prawie płakałam, i chyba jedynym powodem dla którego tego nie zrobiłam był fakt, że mój brat był również w pokoju. Zrobił to dla ich dobra, by ona była bezpieczna, i on by żył bez strachu o nią.
Teraz rozdział 20, dzieje się, dzieje. Sanada przejrzał Sakurę, choć ona sama chyba tego nie wiedziała, podświadomie chciała żeby Sasuke ją uratował, by kiedy zobaczy brak tych cholernych kluczy domyśli się i przybędzie uratować ją. Nie zawiodłaś mnie przedstawieniem postaci w tym rozdziale, Sakura była taka prawdziwa, rozpłakała się, to jest normalne jeśli on ją porzucił a ona go nadal kochała a do tego on to zrobił dla jej dobra. Co jest chyba jeszcze gorsze, bo jeśli by jej nie kochał łatwiej by było jej sobie z tym poradzić, kiedyś by musiała to zaakceptować a tak może czuć się tylko bezradna, wobec tego wszystkiego. Pod koniec akcja się rozkręciła, i nie mam pojęcia co stanie się dalej czy Sasuke przyjdzie im na ratunek czy to Sanada albo Sakura uratują im tyłek.
Jest mi jednocześnie źle i nie mogę się doczekać końca. Źle, bo uwielbiam to opo i będzie mi się z nim trudno rozstać ale chciałąbym już wiedzieć jak to się skończy.
Dobra, ja już kończę bo i tak się rozpisałam o wszystkim i o niczym, Duuuuużo weny na ostatnie dwa rozdziały i no nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam i również zapraszam do mnie:
opowiadania-ronie.blogspot.com
pulapka-iluzji.blogspot.com
Akemii współczuje Ci, że musisz znosić takie zaczepne komentarze jakie wystawiła np Nekośka chan. Smutne jest też to, że obraża czytelników co podkreśliła w pierwszej wypowiedzi 6 argumencie. Krytyka to jedno, nie mniej jednak jej zakres został ewidentnie przekroczony. Blog jest publiczny i każdy może się wypowiadać, co nie zmienia faktu, że obowiązują pewne nie pisane reguły. Przede wszystkim kultura powinna dominować.
OdpowiedzUsuńW wypowiedzi tej osoby czuć rozgoryczenie, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że pretensje. Aż żal mi się jej zrobiło czytając komentarze.
Jeśli chodzi o poczucie humoru to prawda, każdy ma inne, lecz jeśli ktoś styl Sienkiewicza uważa za śmieszny to wg mnie nie ma żadnego poczucia humoru.
Czekam na ciąg dalszy notki. Mam nadzieję, że czas pozwoli Ci na dodanie czegoś jeszcze w tym roku ( kciuki i tak trzymam)
Pozdrawiam! :)
Tylko dzieci widzę. Z Sienkiewiczem, o ile dobrze pamiętam chodziło mi o to, że ma lepszy już język serio...przeczytałam więcej książek od Ciebie, a kocham komedie...a Twój blog jest suchy, suchy i jeszcze raz suchy.
UsuńAle takie dzieci nie zrozumieją.
Jak nie wydadzą Twojej książki, to trudno w cale mi nie będzie przykro. Kto by chciał czytać zadufaną w sobie pisareczke od siedmiu boleści. Nie wiesz, że zachowujesz się komicznie? Właśnie jak pijak nigdy nie powie, że jest pijakiem tak zakochane lalki maja tak samo :)
Ja podaje ci rzeczy, które powinnaś zmienić. Na serio, znam osoby które poleciły mi Twojego bloga właśnie ze względu na to jaki jest żałosny. Nie musisz w to wierzyć, ja wiem swoje :)
Mi się żal robi Ciebie, jak patrzę na pierdoły w Twoim opowiadaniu. Jeżeli nie wydadzą Twojej książki to przykro mi.
Nie będzie przynajmniej zaśmiecać księgarni. :)
A skąd ty do diaska możesz wiedzieć, czy przeczytałaś więcej książek od którejkolwiek z nas? No wyjaśnij mi to. Jak zrobisz to porządnie, osobiście wystosuję pismo o Nobla dla ciebie.
Usuń"w cale" nie będzie ci przykro. No cóż. Co zrobisz, nic nie zrobisz.
Od twojego komentarza bije taka zawiść i zazdrość, że aż mi się przykro robi, jak go czytam.
Wiesz swoje? Cudownie <3 Więc przestań wygłaszać swoje herezje w większym natężeniu niż to potrzebne. Napisałaś raz co ci się nie podoba i starczy, naprawdę.
Nie wiem, zastanawiam się. Opuściliśmy już podstawówkę? Masz czelność wytykać komuś błędy, samej robiąc je w co drugim zdaniu. Nie czerpię satysfakcji z wytykania każdego po kolei, bo osiągnęłabym limit znaków, ale reasumując. Jesteś bezczelna i panoszysz się jakbyś była u siebie. Pohamuj się koleżanko i jak już tak dużo czytasz, to kilka artykułów o kulturze też możesz sobie strzelić. Nie ucierpiałabyś na tym.
Ech, po prostu wielkie, dosadne ECH.
UsuńW tym momencie wiem, że nie warto kontynuować tej dyskusji.
"Jak nie wydadzą Twojej książki, to trudno w cale mi nie będzie przykro."
"Jeżeli nie wydadzą Twojej książki to przykro mi."
XD
Dobra, dobra, kończąc "komiczne zachowanie". Nekośka, dzięki za wytknięcie błędów, powiedzenie, co myślisz itd. ale - tak jak wspomniała Sheeiren - raz wystarczy. DZIĘKUJEMY. Nie wiem czy jeszcze raz to podkreślać? A podkreślę, żeby znowu nie wyszło, że mam "bulwers" i nie obchodzi mnie żadna krytyka.
Wzięłam to sobie do serduszka. To o humorze, trudnych słowach. Siedzi to sobie tam w dole i czy tego chcę, czy nie (bo eee... nie polubiłyśmy się, cóż, więc generalnie nie chcę) pisząc, będę miała na uwadze to, co mi wypomniałaś.
I poważnie, wyluzuj.
(mam nadzieję, że ci wszystkie księgarnie w twojej okolicy zaśmiecę :P)
Pozdrawiam,
Zadufana w sobie pisareczka od siedmiu boleści
Annkorn, dziękuję za wsparcie!
UsuńI taaak, ja też liczę, że przez święta w końcu wezmę się do roboty. Ten blog więdnie, więc czas najwyższy go podlać :P
Również pozdrawiam!
Wypadałoby coś powiedzieć, bo widzę, że się źle tu dzieje. Akemii chciałabym ci dać radę. Dostosuj się w pewnym stopniu - może być nawet 2% - do tego co napisała Nekośka. Nie da ci żyć jak będziesz "tak pisać". Wierz mi, wiem co mówię. Kiedy ja zaczynałam pisać jedno z naszych wspólnych opowiadań to myślałam, że oszaleję. Bo to, bo tamto, ale jak dostosowałam się do jednego z jej wymogów przestała mi truć, że nie rozumie co piszę. Taka mała rada. Nie robię tego złośliwie naprawdę. Czasem przeczytam jeden z rozdziałów, bo lubię. Twój blog przypadł mi do gustu, nie to co parę innych z Naruto.
UsuńPozdrawiam, Fuji Tora
Wchodze i dopada mnie szok. Shee dobrze prawisz, Akemii super rozdzial do ktorego znow wracam a nawet wiecej... Wzoruje sie na Tobie :)!
UsuńPozdrawiam :)
Dasz rade Akemii jesteś wielka i poradzisz sobie wierze w Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńKasandra
Dziękuję, naprawdę.
UsuńTaki prosty, krótki komentarz, a człowiek od razu czuje się sto razy lepiej.
Wesołych Świąt ci życzę, Kasandro :)
Wesołych Świąt Akemii, spędzonych w przyjacielskim gronie!!! :*
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie! :P
UsuńŚwietny rozdział jak zwykle :) Zawsze bardzo podobało mi się jak piszesz :) Mam takie małe pytanie tylko, na kiedy przewidywany jest następny rozdział? Wiem, pisałaś że będzie on długi, co też wiąże się z tym że trzeba będziesz go długo pisać :) Ale przyznaję, że już nie mogę się doczekać, i codziennie wchodzę patrzeć, czy nie wrzuciłaś czegoś nowego :) Jakbyś mogła napisać chociaż, mniej więcej, kiedy pojawi się następna notka? :)
OdpowiedzUsuńEh, nie mogę uwierzyć, że dodaję komentarz już drugi raz. Pewnie teraz połowy zapomnę. Głupie Internety. Zamiast pilnie się uczyć ostatnie dni spędziłam właśnie tutaj. Także jeśli obleję kolokwium z fizyki będę winiła za to tylko i wyłącznie ciebie, w porządku? Pomimo tego, że z Sakury ogólnie na początku była kompletna idiotka jak każda nastolatka polubiłam wątek SasuSaku. Potem to jakoś minęło, a teraz nagle we mnie odżywa znajdując takie cudeńka. Poza tym informacja od kolegi, że ona się zmieniła też robi swoje. Takie alternatywne światy bardzo mi odpowiadają. Chyba nawet czyta się przyjemniej niż tak jak niby powinno być. Nie podoba mi się za to wprowadzania dodatkowych bohaterów. Zawsze mnie to irytowało w jakiś sposób. Jednak bądźmy szczere: jak go nie lubić? ;) Cała reszta też pasuje. Nie będę nad tym marudzić. Uwielbiam cię też za muzykę. To właśnie w takich miejscach znajduję największe perełki. Teraz taka mała uwaga, ale wcale się nie czepiam, bo przecież nikt nie jest idealny. Masz tendencję do zjadania literek. Ogólnie jakoś nie przywiązuję do tego uwagi, ale u ciebie to zauważam. Mówię tylko i wyłącznie dlatego, żeby pomóc. ;)
OdpowiedzUsuńNie chciałam poruszać tego tematu, bo za każdym razem jak widzę taki komentarz to mnie trafia. Odczuwam przez to, że nie szanuję autora, jego czasu wolnego ani Weny, która przychodzi tylko i wyłącznie wtedy, kiedy jej się podoba – zdaję sobie z tego sprawę. Mimo to zapytam, kiedy zamierzasz coś tu naskrobać..?
Generalnie Sakura też zdobyła moją sympatię tylko dzięki wątkowi SasuSaku - jako 13-latka uważałam, że zimny drań i słodka dziewoja to super zestawienie. Nawet teraz, jak sobie obejrzę pierwsze odcinki Naruciaka, jestem wyrozumiała dla Sakury - jakby nie było, miała tam 12 lat. I kolega ma racje, zmieniła się porządnie! Cholera no, to postać fikcyjna, ale i tak jestem z niej dumna!
UsuńCo do wprowadzania dodatkowych bohaterów: ja zaś staram się tworzyć ich jak najwięcej. Wiesz, łatwo jest pisać oczami postaci z Naruto - postaci kanonicznych, o których już z góry bardzo dużo wiemy i nie musimy wysilać zbytnio główki. Często zastanawiam się czy dałabym radę od zera stworzyć własną, główną bohaterkę jakiegoś wymyślonego opowiadania, dlatego wciepując te "dodatkowe postacie", jako tako się uczę.
I wiem, literki zjadam nagminnie :P Już mi beta poprawiła rozdziały, muszę je wreszcie zaktualizować.
Naskrobałam już w miarę dużo, ale blogger się buntuje i nie umiem dać o tym znać na blogu, ech. Jutro też wezmę się do roboty, także wszystko ruszy. Tym razem na pewno.
Miałam podobne odczucia jak to oglądałam. Wydaje mi się nasz wiek, też ma swoje uzasadnienie. ;) Nawet oglądałam to na jakimś kanale, którego aktualnie już nie ma. Cóż, nie potrafię tego określić, ale skoro już druga osoba mówi o jej przemianie to coś w tym musi być.
UsuńNie brałam tego w ogóle pod uwagę. To co mówisz faktycznie ma sens. To zawsze jakaś trudniejsza robota dla pisarza. Chociaż i tak mam odmienne zdanie. Wrzuciłaś tych bohaterów do zupełnie innych realiów. Przecież oni sami by się gdzieś tam po drodze zgubili. Dlatego ty jakby na to nie patrzeć kreujesz ich od nowa. To nie takie zupełne pójście na gotowe. ^^
Wiem o czym zapomniałam. Miałam się zbulwersować, że do końca są tylko dwa rozdziały, ale wszystko sobie przemyślałam. Gdybyś to pociągnęła dalej to zrobi się jakaś nudna telenowela. A tak, zakończysz wszystkie ważne wątki i zapewne zostawisz czytelnika z lekkim niedosytem, bo to mimo wszystko już koniec. Za to może popracować nasza wyobraźnia. W każdym bądź razie, nie mogę się doczekać. ;)
Bywielbiam twojego bloga ale kiedy możemy się wreszcie spodziewać kolejnego rozdziału?
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award szczegóły na http://wizje-mroku-upadli.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html Pozdrawiam
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.Cholera,dziewczyno masz talent!Rozwijaj to i pracuj dalej.Mam nadzieje,że kiedyś będe miała okazję przeczytać twoją książke :D Pozdrowionka i życze dużo wspaniałych pomysłów no i oczywiście energii i chęci do działania bo naprawdę warto. :)
OdpowiedzUsuńAkemii błagam powiedz nam kiedy ukarze się rozdział? :P
OdpowiedzUsuńSamanta
No! Właśnie wystukałam ostatnie zdanie. Rozdział gotowy (wreszcieeeee). Sprawdzę błędy i wrzucam, będzie do 1.5h.
UsuńPozdrawiam! Dziękuję, że pamiętasz, że nadal czekasz! Byłam niedobra, przepraaaaszam!
I wszystko pasuje :D
OdpowiedzUsuńSamanta
Jaki piękny szablon :D:D:D <3
OdpowiedzUsuńSamanta