Gdy brak człowiekowi świadomości, trudno
czegokolwiek żałować. Wszystko we mnie było wyłączone i przez moment wkurzałam
się, że natura nie skonstruowała nas inaczej. Co stoi na przeszkodzie, żebym
słuchała, oglądała, czuła i wąchała, nie rozpamiętując przeszłości? Gdybym - na
przykład - dostała godzinę do wykorzystania, godzinę do przeżycia, bez poczucia
winy, bez smutku, bez żałości, potraktowałabym to jak krótki epizod na
pocieszenie przed najściem prawdziwych myśli. Dla sprostowania: chciałabym
przez tą godzinę w ogóle nie wiedzieć, czego należy żałować.
- Obudziłaś się - usłyszałam na wstępie
zachrypły i cichy głos mamy. – Dzięki Bogu. Jesteś.
Po pierwszym
mrugnięciu ujrzałam ją jak przez jednorazówkę. Drugie dało mi wyraźniejszy
obraz, ale to trzecie pokazało prawdziwe obliczę matki. Te z zaszklonymi oczami
i ulgą, która eksplodowała jej w sercu i odbiła się na twarzy.
- Jestem w szpitalu? - spytałam nieelegancko
czymś co w jednej połowie było szeptem, a w drugiej rzężeniem umierającego.
Mama ścisnęła moją dłoń i wyszeptała coś na pocieszenie. Trzymaj się? Wyrażała
się dość niezrozumiale. - Mamo - zawołałam ją, ponieważ wypatrywała czegoś za
sobą.
- Trzymaj się, perełko.
Spróbowałam
poruszyć wolną ręką. Gdy w końcu to zrobiłam, nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego.
Ból rozsadził mi głowę dopiero wtedy, kiedy ostrożnie usiadłam.
- Jak się czujesz? - Mama z powrotem na mnie
spojrzała. - Jak twoja ręka?
- Moja ręka? - Nieufnie ją obejrzałam.
Wyglądała w porządku. Nie oszpeciło ją nawet drobne zadrapanie.
- Nie ta - odparła mama, głośno wzdychając.
Wtedy
postanowiłam unieść drugą, ale przeszkodziły mi równocześnie dwie rzeczy:
upomnienie matki i nagły, obezwładniający ból.
- Ałć! Co jest...?
- Podobno uderzyłaś nią o drzwi. Bez obaw.
Masz tylko trochę potłuczone kości. Dzięki Bogu, nie jest złamana.
- Dzięki Bogu? - Zaskoczona, obejrzałam ramię.
Było ugięte w łokciu i skrępowane temblakiem. Wystającą dłoń trzymała mama i
czułam jak gładzi kciukiem moje knykcie. - Ożeż… - Po tym odkryciu lepiej było
się obmacać. I już na policzku odnalazłam niegroźnych rozmiarów plaster. Oprócz
tego, reszta wyglądała przyzwoicie. - Czy to… Czy coś jeszcze? Czekaj! Co z
Temari? Co z Sanadą? Gdzie jest Sasuke? - Nerwowo powiodłam wzrokiem po sali. -
Widziałaś Sasuke? Czy Temari i Sanada…
- Tutaj jestem - odezwał się głos tak znajomy,
że oczy zaszły mi łzami. Temari stała w progu i wyglądała jak kupka nieszczęścia.
Oczy miała podkrążone, ale dostałam od niej w miarę wiarygodny uśmiech.
Odpowiedziałam tym samym, gapiąc się na warstwy bandaży, owijające jej głowę. -
Wyglądasz jak uosobienie nędzy i rozpaczy - powiedziała. Na końcu języka miałam
dla niej podobną opinię. - Tylko mi tu nie becz. I nie martw się na zapas. Nic
poważnego się nie stało. Sanada ma tylko kilka siniaków, a ja cudem uniknęłam wstrząśnienia
mózgu, bla, bla. W wozie wystarczy wymienić tylko tylne drzwi. No tak. Ty
dostałaś od losu największego kopniaka. - Temari obeszła łóżko i, nachyliwszy
się, skromnie położyła dłoń na moich plecach. - Cieszę się, że nic ci nie jest.
- Nie do końca “nic”. - Westchnęłam.
- Perełko. To tylko dwa, ewentualnie trzy
tygodnie. Poradzisz sobie. Niektórzy w ogóle nie mają ręki albo są zupełnie
sparaliżowani. - Mama ostrzegła mnie przedsmakiem swojego wykładu, jeśli zaraz nie
skończę narzekać.
- Dobrze, już dobrze. Tem, co z Sanadą?
Temari się
wyprostowała.
- Żyje.
- Ale gdzie jest?
- Na korytarzu.
- Ogólnie masz dzisiaj całkiem sporo gości -
stwierdziła mama. A jej ton, plus oszczędzenie światu przezwiska “perełko”,
podpowiedziały mi, że nie była tym faktem zachwycona. - Cóż, Itachi mówił, że
znasz tych wszystkich ludzi.
Wymieniłam z Tem
spojrzenia. Jej oczy uświadomiły mi, że dokładnie wie, o czym mowa.
- Dlaczego ich nie wpuścimy? - zapytałam. - W
ogóle, gdzie Hana?
- W szkole. Jest południe, córciu. Przywiozę
ją tutaj do ciebie jak skończy zajęcia, dobrze? A teraz… - zaczęła uroczyście i
nagle wzięła mnie w ramiona. Oczywiście się nie opierałam. Potrzebowałam
takiego śmiałego gestu, żeby zacisnąć oczy i ten jeden, ostatni raz wyobrazić
sobie, jak tragicznie może czuć się Sasuke. - Teraz wpuszczę do ciebie tych
ludzi, okay? - szeptała mi do ucha. - Chyba, że nie masz ochoty się z nimi
spotykać.
Delikatnie się
od niej oderwałam.
- Ale kto to jest? Ja nic nie wiem.
- Emm… twoi nauczyciele. Albo tak dobrze
radzisz sobie z nauką albo umiesz zwracać na siebie uwagę. W każdym razie byli
zaniepokojeni wypadkiem. Jest jeszcze Itachi. Ma dla ciebie jakąś wiadomość od
swojego brata… Patrz, wyleciało mi z głowy jego imię…
- Sasuke - przerwałam jej, odrobinę
rozdrażniona. Wstyd mi się zrobiło, że matka nie orientowała się, jak brzmi
imię chłopaka, z którym “perełka” zdążyła już pójść do łóżka. - Nazywa się
Sasuke - oznajmiłam. Niechże zapadnie tej kobiecie w pamięci.
- Jasne, Sasuke. Rozumiem. Nie mógł dzisiaj
przyjść i podobno Itachi ma od niego coś do przekazania. Och, dopiero niedawno
dowiedziałam się, że kumpluje się z twoim nauczycielem. Rany. Poczekam na
korytarzu, perełko. Oni tu z tobą porozmawiają. To trochę dziwne, więc…
mogłabyś mi potem opowiedzieć, o co chodziło? Wszyscy naraz się zebrali. Ja…
poczekam, perełko… Będę na korytarzu.
- Mamo! - Złapałam jej rękę, zanim zdążyła ją
wyślizgnąć spod mojej. Mama zamarła w pozycji na wpół siedzącej, na wpół
stojącej, aż wreszcie zdecydowała się usiąść z powrotem. - Proszę cię,
odpocznij - powiedziałam łagodnie. - Po pierwsze: seplenisz. Po drugie: ile już
tutaj jesteś? Wyglądasz, jakbyś nie spała co najmniej tydzień. Wróć do domu,
prześpij się i przyjedź po południu z Haną. Ja w tym czasie dowiem się o co
chodzi i obiecuję, że zdam ci relacje.
Mama nie zdawała
się przekonana.
- Jest jeszcze ten chłopak. Mam z nim do
porozmawiania.
- Sasuke? - Przez ostatnie dwadzieścia cztery
godziny (tak zakładam) moje serce biło z niezmienną i poprawną szybkością.
Kiedy więc raptem pobudziła je ogromna nadzieja, wystraszyłam się, że zaraz
połamie mi żebra, wyskakując z piersi.
- Sasuke tutaj nie ma - odparła beznamiętnie
mama. Widocznie nie zauważyła pozytywnej energii, którą naładował mnie własny
domysł.
Błędny domysł.
- Pani Haruno mówi o Sanadzie - wyjaśniła Tem.
- Dostał już niezły opieprz i ma całkowity zakaz kontaktów z tobą.
- Co?
Matka tylko
fuknęła, gdy popatrzyłam na nią wielkimi oczami. Potem jeszcze przez dziesięć
minut alarmowała, aby nie przyszło mi do głowy łamać nowych reguł. Według niej
Sanada był tym rodzajem młodego człowieka, który pojawia się w komediach jako
niemożliwe tępy i niesprawiedliwie przystojny cwaniaczek. Temari uważała, że
jej teoria nie mija się z prawdą, dlatego mama twardo postanowiła sobie, że nie
wpuści Kirisame do środka.
Gdy odwiedził
mnie pan doktor, przez otwarte drzwi mogłam pooglądać sobie jak Sanada domaga
się naszego spotkania. Jeden, jedyny raz złapaliśmy kontakt wzrokowy i w skutek
tego wybuchła prawdziwa awantura.
- Sakura, Sakura, przepraszam! - wołał. -
Przepraszam, nie chciałem! Słyszysz? Tak bardzo, bardzo mi przykro!
Posyłałam mu
przeróżne uśmiechy. Najpierw szerokie, aby wiedział, że za nic go nie obwiniam.
Potem pomyślałam sobie, że w gruncie rzeczy mam go za co obwiniać, więc te
uśmiechy jakby przygasły. Koniec końców uznałam, że w tamtym momencie, gdy
szukaliśmy Sasuke, każdy z nas był porządnie wyprowadzony z równowagi.
Dodatkowo Tem stłukła serce Sanady na kwaśnie jabłko. Jasne.
- Nic się nie stało. Naprawdę nie mam ci tego
za złe - odpowiedziałam, lecz nie byłam pewna, czy mógł mnie usłyszeć. W tej
chwili zgarnęła go pyzata i niezbyt sympatyczna z twarzy pielęgniarka. Mama na
dobrą sprawę zatrzasnęła drzwi, rozpoczynając maglowanie doktora. Dopiero,
kiedy przeżyłam szok, dowiadując się, że spędziłam tu już półtorej dnia; że
jako jedyna z trójki osób, biorących udział w wypadku nie zostałam wypisana i -
na dokładkę - że muszę zostać tutaj jeszcze jedną noc, wyczerpana mama pożegnała
mnie całusem w czoło i obiecała, że wróci jeszcze dziś.
Drzwi pozostały
zamknięte. Temari rozsiadła się na drugim, wolnym łóżku w sali, a ja obracałam
w palcach rurkę od kroplówki.
Milczenie trwało
może pięć sekund, nie więcej:
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego moja matka
użyła dziś słowa „nauczyciele”, twierdząc, że są moimi odwiedzającymi?
- Pokręcona sprawa - odmruknęła.
- To znaczy?
- Ja sama się w tym gubię.
- To znaczy? – zżymnęłam się.
- Grupa wsparcia, Cherron, Shepherd, brat Sasuke,
operacja… Cholera, zaraz wysadzi mi głowę. Nieźle się wkopałaś. Wydaje mi się
jednak, że ze szczegółami lepiej zapoznasz się, jeśli w tej chwili otworzę
drzwi i wpuszczę tu wszystkie bestie. – Temari szybkim krokiem skierowała się
do wyjścia. Na krótko przed punktem kulminacyjnym, rzuciła na mnie okiem,
upewniając się, że nie mam żadnych przeciwskazań. – No to zaczynamy zabawę –
burknęła następnie.
Drzwi otworzyły
się na oścież.
Tem, jedną nogą
w sali, drugą na holu, powiedziała coś niezrozumiale do moich odwiedzających i
nonszalanckim krokiem wróciła na wolne łózko.
- Sakura! – usłyszałam kobiecie zawodzenie,
które ciągnęło się dalej, tyle że w języki francuskim. Panna Cherron wkroczyła
do pokoju, skulona i przeokropnie blada. Kiedy przez chwilę zamarła na tle
białych ścian, pomyślałam, że kolor jej cery niczym się nie wyróżnia. Nawet
objętość złocistych loków przestała zadziwiać. Włosy kobiety zdawały się
dzielić z nią smutek. - Un cadeau, pour
les ennuis que je t' ai causés - wybełkotała, kładąc na pościeli pakunek.
Wzięłam go do ręki, czekając aż przetłumaczy. – To prezent w ramach przeprosin.
- A-ale… - Byłam wstrząśnięta. – Za co miałaby
mnie pani przepraszać?
- I co jest w środku? – zaciekawiła się Tem.
Ku memu
niezadowoleniu, pani Cherron sprytnie uniknęła wyjaśnień, skupiając się na
pytaniu Tem – w tym przypadku zupełnie zbędnym.
- Przygotowałam kulki ryżowe. Oczywiście
możesz się poczęstować!
Temari oblizała
górną wargę i kazała mi rozpakować prezent.
- Zapomnij! Chcę wiedzieć, dlaczego w ogóle go
dostałam!
- W ramach przeprosi…
- Przeprosin za co? – naciskałam.
W tym momencie nasze
oczy zaczęły świdrować nauczycielkę.
- To w końcu ja wciągnęłam cię do świata
Sasuke, n'est-ce pas? – odpowiedziała
westchnieniem. – To ja zgodziłam się poświęcić jedną uczennicę dla dobra
sprawy, ale, prawdę mówiąc, z góry zakładałam, że to zakończy się porażką.
Fakt, z całej klasy ty najlepiej nadawałaś się do tego zadania. Wydawało mi
się, że nie czujesz do pana Uchihy niechęci ani tym bardziej strachu, jak
znacząca większość uczniów. Nie wiedziałam jednak, że to tak tragicznie się
skończy. Nie sądziłam, że wy rzeczywiście…
- Zakochacie cię? – dokończyła za nią Temari, odbierając
mi pakunek. Nie protestowałam, skupiona na wyznaniach nauczycielki.
Właśnie
przyznawała rację mojej przyjaciółce.
- Dlatego uważa to pani za tragiczne
zakończenie? – spytałam.
- Miłość nigdy nie była i nie będzie
tragiczna, moja droga. Być może miłość bierze się znikąd, ale ma powód, by
zacząć „znikąd” trafiać akurat do ciebie. Dlatego nie ją uważam za tragiczne
zakończenie, lecz ten wypadek… a nawet poprzedni.
Temari
zmarszczyła czoło.
- Poprzedni?
- Mówi pani o Kyomachi?
- Sasuke opowiedział jak byłaś o krok od
śmierci. Wtedy porządnie się wkurzył na nas wszystkich za to, że wkopaliśmy do
jego świata niewinną dziewczynę – wytłumaczyła, spuszczając głowę ze wstydu.
Poklepałam brzeg łóżka, ponieważ zanosiło się na dłuższą opowieść. Panna
Cherron usiadła, ale nie przestała czuć się skrępowana. – On tak to nazywał. Jego świat. Mówił, że każdy człowiek ma
swój, ale jego jest wyjątkowo niebezpieczny. Zakazał nam kogokolwiek tam wprowadzać.
- A wy go nie posłuchaliście – stwierdziła Temari,
dojadając pierwszą kulkę ryżową.
- Czyli w grupie
wsparcia jest pani… od samego początku? – zwróciłam się do nauczycieli.
- Jeśli początkiem nazywasz wasz referat, to
tak. Pan Shepherd, nauczyciel angielsko, zapoznał mnie z sytuacją Sasuke przed
swoją roczną przerwą w nauce. Teraz, kiedy wrócił, sama zainteresowałam się
sprawą, obserwując jak chłopak izoluje się od reszty uczniów. Zrobiło mi się go
żal. Grupa wsparcia nie jest niczym oficjalnym ani poważnym. Sanada kiedyś
żartobliwie nas tak nazwał i się przyjęło. – Uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Nas, czyli…?
- Mnie, pana Shepherda, pana Uchihę –
starszego brata Sasuke oraz Sanadę. Jego już poznaliście, prawda? W sumie to do
dziś nie wiem dlaczego zgodził się pomóc. Wszędzie go pełno.
- Wszędzie tam, gdzie nie trzeba – powiedziała
Tem.
Nauczycielka się
roześmiała, ale trwało to dosłownie moment. Potem zaczęła bezczelnie się na
mnie gapić, a minę zrobiła tak poważną, że mimowolnie przypomniałam sobie
lekcje o obrazie Charles’a-Joseph Natoire, kiedy dostałyśmy z Ino naganę za
nieuwagę.
- Przyszłam… Właściwie wszyscy przyszliśmy
tutaj, aby powiedzieć ci coś ważnego.
- Słucham – odparłam, odrobinę zaniepokojona.
- Pan Uchiha napomknął ci, że nadawałabyś się
do grupy wsparcia, ale po tych wszystkich nieprzyjemnych sytuacjach, sprawa
stała się dla nas jasna. Przepraszamy cię z całego serca… za wszystko. Ja
przepraszam cię za to, że kazałam ci napisać wypracowanie o miłości, mimo że
twoje poprzednie – o pięknie – zasługiwało na przyzwoitą ocenę. Wciągnęliśmy
cię do świata Sasuke, licząc, że jak się chłopaczysko zakocha, to przestanie
zadręczać się przeszłością. Ktoś kiedyś powiedział, że w przeszłość można
zaglądać, jednak nie wolno się jej przyglądać. Sasuke przyglądał się jej w
nieskończoność. Za wcześnie zmusiliśmy go do kontaktów z nową osobą. On jeszcze
się nie otrząsnął. Popełniliśmy błąd, a te wszystkie wypadki i zagrożenia…
- Dość – przerwałam jej, i to dość
niegrzecznie. Byłam jednak zadowolona, że mój głos był wyprany z fałszywych
uprzejmości. – Wiem, co chce pani powiedzieć i nie zgadzam się na to…
Cherron nie
odezwała się słowem, mogła tylko dalej się na mnie gapić.
- Gdzie jest pan Shepherd i… pan Uchiha? –
Itachi złoiłby mi tyłek za ten postarzający zwrot grzecznościowy, ale w
obecności nauczycielki musiałam się do tego zmusić. – Dlaczego nie weszli z
panią?
- Uznali, że ja klarowniej ci to wyjaśnię. Mieli
się pojawić dopiero po tym jak…
- Dość – powtórzyłam. – Załamujące mnie.
- Słucham?
- Ożeż, coś się dzieje. – Temari otarła
resztki ryżu z kącików ust, a potem odłożyła pakunek na stolik dla pacjentów. –
Sakura?
Wyskoczyłam z
łóżka, wbijając sobie do łba, że 1) od
teraz muszę ostrożnie obchodzić się z lewym ramieniem, 2) pamiętać o temblaku,
3) jak najszybciej opieprzyć największych durniów świata.
Temari pęknie z
dumy.
Nie śpieszyłam się, idąc holem.
Stawiałam twarde, zdecydowane kroki i wolałam raczej ostrzec innych, że dopadło
mnie wahanie nastroju. W sumie faktycznie nie wiedziałam czy lepiej parsknąć śmiechem,
czy zatrzymać się w rozkroku i wywrzeszczeć mój sprzeciw.
Ostatecznie odstawiłam
interesujący misz-masz. Znalazłszy Itachiego i Cala, najpierw odpowiednio się
ustawiłam, aż wreszcie powiedziałam:
- Robiąc to, co dopiero planujecie zrobić,
otwarcie i beznadziejnie przyznajecie Sasuke racje. A Sasuke nie ma racji.
Obaj panowanie
zajadali się zupkami błyskawicznymi w bufecie. Shepherd, wielce zdziwiony,
jakbym stawiła się tutaj okalana najgorętszym ogniem, z siorbnięciem wessał do
buzi wystający makaron, a Itachi – oaza absurdalnego spokoju, do której miałam
ochotę splunąć – odsunął swoją porcję z taką elegancją, że na dobrą sprawę
mógłby zjawić się tutaj jakiś wystrojony kelner i to posprzątać.
- Sakura Haruno – powiedział wolno. Jego oczy
zrobiły się większe w chwili, kiedy ujrzał jak płoną moje.
W bufecie
przebywało trzech pacjentów, plus jedna pielęgniarka, która świdrowała mnie,
odkąd tylko wtargnęłam. Niestety odkrycie, że stałam się tutaj atrakcją
potrafiło onieśmielić, nieważne jak silnymi emocjami byłam wiedziona. Zaczęłam
więc wpatrywać się we własne buty, przynajmniej myślałam, że właśnie tak to się
skończy; że ujrzę jedynie czubki stóp i zbiorę się w sobie, aby mówić dalej. Podłoga
była jednak tak cudownie wypolerowała, że w sumie posłużyła mi za lustro.
Oczywiście nie
przedstawiono mi ładnych widoków. Włosy miałam rozczochrane, twarz osłabioną
głodem i zmęczeniem. Tem nie przesadziła mówiąc, że uosabiam nędzę i rozpacz. Przydałby
mi się prysznic.
- Możesz kontynuować – nakłaniał Itachi.
To właśnie
wtedy, podnosząc wzrok, parsknęłam śmiechem z idealnym stosunkiem drwiny i
wyczerpania.
- Metody waszej grupy wsparcia są kompletnie
do dupy. Co zamierzacie osiągnąć, wykluczając mnie z wyjątkowo niebezpiecznego świata Sasuke? Myślicie, że po tym
wszystkim on poczuje się lepiej? Bzdura! Dla waszej wiadomości zdążyłam
zakochać się w nim bez pamięci, a niedawno dowiedziałam się, że jest to
odwzajemniane. Pozwalając Sasuke trzymać mnie na dystans po tym wypadku,
udowadniacie mu, że coś jest nie tak. Dzięki wam siedzi pewnie na dupie w swoim
pokoju, możliwe, że słucha muzyki ze Shreka, ale to tylko możliwe. Pewne jest
natomiast to, że myśli o strasznych rzeczach. Myśli o tym, że naprawdę
sprowadza na innych śmierć. Myśli, idiota, że na szczęście nie ogarnął tego za
późno. Myśli, idiota, że mnie uratował! Ale wiecie co ja wam powiem? – Zrobiłam
sobie krótką przerwę, żeby złapać oddech, no i przy okazji dosiąść się do tych
durniów, bo moje przedstawienie na stojaka robiło zbyt wielką furorę. – Ja już
usycham z tęsknoty – poskarżyłam się zrzędliwie. – Już zaczynam odczuwać ten
okropny smutek. Zaraz po przebudzeniu dotarło do mnie, że Sasuke tu nie ma i że
go nie będzie. Podkreślę to od razu: nie zamierzam dostosować się do tego, co
ustaliliście między sobą. Będę zakochiwać się w nim nawet bardziej i zrobię
wszystko, żeby i on nawet bardziej
się we mnie zakochiwał. Nie pozwolę mu
obwiniać się za ten wypadek i tak ja wy, wpieprzać gównianą chemię i udawać, że
nie ma sprawy. Macie moje słowo.
Cal przełknął
makaron po minucie milczenia. Itachi zrobił minę do podejrzliwej pielęgniarki,
jakoś dając jej do zrozumienia, że mój występ doczekał się końca.
- Gdybym był wredny, doniósłbym Tsunade, że
znieważasz nauczyciela – oznajmił Shepherd. - Tsunade jest jednak wredniejsza od
kogokolwiek, dlatego wyjątkowo przymknę na to oko.
- Świetnie. – Uśmiechnęłam się fałszywie. –
Tylko tyle macie do powiedzenia… szanowni państwo?
- W sumie to nie… Heorine. Jestem ciekaw, dlaczego Sasuke miałby słuchać piosenki ze
Shreka. To jakaś metafora?
- Ja od początku żywiłem wobec ciebie wielkie
nadzieje – odezwał się Itachi, udając, że spekulacje Cala do niego nie
docierają.
- A co to ma niby znaczyć? – spytałam.
- To ma oznaczać mniej więcej tyle, że byliśmy
zmuszeni brutalnie wykorzystać pannę Cherron do przekazania tej wiadomości. Jesteś
tylko nastolatką. Niewinną, słodką osiemnastką, która może pożądać jakiegoś
bardziej zdrowego na umyśle typa. Innymi słowy: daliśmy ci wybór.
Mrugnęłam szybko
oczami, przekonana, że wkrótce te słowa zrobią mi z mózgu pobojowisko.
Oczywiście.
Wybór.
No jasne, że
tak.
- Dobra, dobra. Ale ja ciągle chce wiedzieć, co
z waszym love story mają wspólnego
ogry? – Cal puścił mi oko i popatrzył na mnie przebiegle.
Przedtem
wślizgnęłam się na krzesło obok Itachiego i teraz odczułam, jak bezbłędny był
ten wybór. Shepherd siedział po drugiej stronie stolika, więc gdy przekręciłam
całe ciało w kierunku kosmicznego bogacza, skupiając na nim całą uwagę, mogłam
jednocześnie poudawać sobie, że pana filozofa tutaj nie ma.
Kiedyś
porównałam Itachiego do Sanady. Sądziłam, że kosmiczny bogacz jest chodzącą,
doroślejszą wizją Kirisame. Dziś nagle zmieniłam własne poglądy. Nonszalancja
Cala i jego przebiegłe, chabrowe oczy działały na mnie jak czerwień na byka. A to
przy Sanadzie-toreadorze wypuszczano mnie na corridę.
- Kontynuuj – warknęłam na Itachiego.
Zanim się do
tego zabrał, ostrzegł Calvina szybkim ruchem brwi.
- Mogłaś zrezygnować ze sprawy i dojść do
wniosku, że zadawanie się z moim bratem naprawdę jest szkodliwe – ciągnął. –
Mogłaś też wparować tu, płonąć z wściekłości, wyzwać nas od głupców i oznajmić,
że to, co robimy, nie ma najmniejszego sensu. Spodziewałem się tej drugiej
reakcji i jestem teraz przeszczęśliwy, bo, cholera, nie zawiodłaś mnie,
dziewczyno.
- Och, okay. – Pochlebiło mi to. Poczułam się
prawie tak dalece przeszczęśliwa, co Itachi. Poczułam również ulgę, wiedząc, że
żadne z nich nie porzuca obranej ścieżki.
- Poza tym – wtrącił Cal, patrząc na mój temblak
– jeśli znowu stanie ci się jakaś krzywda, nie będziemy czuć się aż tak winni,
jak w tym momencie. Od dziś sama się na to wszystko piszesz.
Kąciki moich ust
zdradziły, że tłumię śmiech. Nie oznaczało to jednak, że napad gniewu został na
dobre stłamszony. Teraz skupiłam się na odczuwaniu zdziwienia. Dziwiło mnie
zaangażowanie panny Cherron i Cala. Ogólnie dziwił mnie cały skład grupy
wsparcia. Inna sprawa, że nadal nie było dla mnie jasne, czy jestem już jej
częścią.
- Czyli przyłączysz się do nas? – spytał
Itachi. Chyba potrafił czytać w myślach. – Pomożesz nam uczynić wyjątkowo
niebezpieczny świat Sasuke, najbezpieczniejszą przystanią pod słońcem?
Mężczyźni
patrzyli na mnie z ciekawością. Gdy w tej chwili głębiej zastanowiłam się nad
tym całym „przekleństwem”, sprawa wydała mi się irracjonalna. Przestałam nagle
rozumieć, czemu kilka dni temu przeszyło mnie zimne ostrze strachu z powodu
tego, że kontakt z Sasuke rzeczywiście może okazać się śmiertelny.
- Oczywiście. – Zacisnęłam pięści i postawiłam
je na stole. Niech wszyscy dobrze się przyjrzą; niech wiedzą, na co jestem
gotowa.
Calvin nader
długo mi się przypatrywał. Odpłacałam się tym samym, dopóki nie opadł na
oparcie, kołysząc się tylko na dwóch tylnych odnóżach krzesła. Powiedział:
- A nie mówiłem.
- Mówiłeś, mówiłeś. – Itachi wytarł kąciki ust
serwetką. – Ale proszę bardzo. Masz teraz chwilę dla siebie, żeby nacieszyć się
słodkim zwycięstwem. Pominę fakt, że zachowujesz się nieodpowiednio na oczach
swojej uczennicy, jednak tylko dlatego, byś nie miał popsutej zabawy.
Cal z wrażenia
rozdziawił buzię, a przednie nogi krzesła momentalnie zaryły o podłogę.
- To Heroine
obrażała nasz sposób myślenia. Mówiła, że jesteśmy do dupy!
- Nie powiedziałam tak o… was. – Nie
wiedziałam już czy powinnam wyrażać się bardziej uprzejmie. Liczba mnoga była
jednak mniej szkodliwa od bezpośredniego „ty”, które kieruję do nauczyciela.
Nagle ktoś złapał
moją zdrową rękę, podniósł ją i ucałował wierzch. Wystraszyłam się z głośnym
jękiem.
- Proszę pani! – Pielęgniarka, która
dyskutowała zażarcie z jakąś pacjentką na koniec okazała zniecierpliwienie.
- Przepraszam – szepnęłam, piorunując Sanadę
spojrzeniem. Za nic w świecie nie chciał uwolnić mojej ręki. – Co ty tu robisz?
– szeptałam już do samego końca. – Przecież zabrała cię mama!
- Natrętne babsko. – Westchnął.
Szarpnęłam ręką,
ale i tak jej nie puścił.
- Chcesz uszkodzić mi drugą?
- Nie. Chcę ci tylko powiedzieć, że bardzo,
bardzo mi przykro. Przez swoje złamane serce omal was nie zabiłem. – Nisko się
przede mną ukłonił. Zauważyłam rozcięcie na policzku, ale nie maskował tego
żaden plaster, tak jak w moim przypadku. – Chcę powiedzieć jeszcze jedno.
- Najpierw spocznij. – Cal przesiadł się na
drugie krzesło, żeby zrobić mu miejsce. – No dalej, młody.
- Nie powinno mnie dziwić, że się znacie,
prawda? – Zrobiłam minę cierpiętnika.
- Bardziej niżbym chciał. – Mówiąc to, Sanada specjalnie
odchrząknął. Widocznie chciał podroczyć się z nauczycielem, tyle że on nie
przejął się tym w żadnej mierze. – Wybacz,
stary. – Ożeż, zdążyłam pomyśleć. – Muszę to oświadczyć na stojąco,
obsypując jej rękę rozkosznymi całusami.
- To ja może niewinnie przypomnę, że Sasuke jest
typem zazdrośnika – mruknął Itachi.
- Ja natomiast niewinnie przypomnę, że Sasuke
ma włączone emo mode i udaje, że na
całym bożym świecie nie ma nic tak mało interesującego jak Sakura Haruno.
- Podobno słucha piosenek ze Shreka –
przypomniał Cal.
A wystarczyło
nie kłapać jadaczką.
- To dziwny zbieg okoliczności, że o tym
wspominasz, czy Sasuke naprawdę nucił przy tobie „Accidentaly in love”? – zapytał i chwilowo stracił mną
zainteresowanie. Warunki były więc korzystane do ucieczki z ciasnych objęć,
oceniła moja ręka. Problem w tym, że mózg tak jakby również stracił
zainteresowanie czymkolwiek, co nie wiązało się z piosenką – moim przepisem na
dobry seks.
- Osobiście nie słyszałem – rzekł Cal. – Sasuke
śpiewa?
Sanada wzruszył
ramionami.
- Nuci, a raczej mruczy. Jak to emo.
Ciekawe.
- Chyba miałeś coś do powodzenia – zagadałam
Kirisame, żeby ani on, ani Cal nie drążyli tematu. – Słucham.
Moja dłoń
drgnęła, kiedy dostała następnego buziaka.
- Sasuke zazdrośnik – zaśpiewał cicho Itachi.
- Emo
mode – zemścił się Sanada. Chwilę później przestąpił z nogi na nogę i
powiódł po nas wzrokiem. – Mogę… już? Czy macie coś do dodania?
Mężczyźni
poddańczo opadli na oparcia krzeseł.
- Znakomicie. A zatem wysłuchaj mnie, Sakuro
Haruno.
- Okay.
- Dwa dni temu, po przebudzeniu, byłem świecie
przekonany, że to już niebo, a ja nie żyję. W sumie to nie było mi z tym aż tak
źle, bo przynajmniej nikt nie skopie mi dupy za to, że wam też się dostało.
Potem pomyślałem sobie: „Cholera! Zaciągnąłem do grobu piękną i wyjątkową
kobietę!”. Jak już ogarnęłaś, nie było to oczywiście o tobie.
Moja brew
niebezpiecznie się poruszyła.
- Po tym jak okazało się, że wszyscy wyszli z
tego cało, ale ty miałaś największego pecha, zrobiło mi się przeokropnie
smutno. Nawet ból odrzucenia nie mógł się z tym równać. Nawet jeśli wiedziałem,
że nie zachwycasz oryginalnością ani odwagą, polubiłem się, do diaska, Sakuro
Haruno. Dawno temu Cal nadał ci przydomek Heroine.
Uważam, że bezbarwne, szaro-bure osoby nie zasługują na jakiekolwiek
przydomki i wygarnąłem mu to. Dziś popłakałem się w aucie kobiety o zielonych
włosach – szalonej Livii. Kiedyś mi ją przedstawiałaś, ale nieważne. Ważne jest
to, że się popłakałem! Spójrz, do teraz mam pewnie czerwone oczy! – Otarł
kciukami skórę pod nimi, jakby kazał nam w ten sposób się nad nim zlitować. –
Ważne jest również to, że poczułem tak dramatyczną potrzebę przeproszenia cię
na kolanach, iż twoja jędzowata mamuśka i Livia pozwoliły mi iść. Potem
stwierdziłem jednak, że przepraszanie na kolanach nie wchodzi w grę, to cię
chociaż w dłoń ucałuję i wyjdę na dżentelmena. Ty jednak piekielnie mnie
dzisiaj zaskoczyłaś. Otóż wbiegam do szpitala i już słyszę jak roznosi się twój
głos. Podążam za nim, a słowa, które oświadczyłaś, sprawiły, że jest mi teraz
podwójnie, może potrójnie, a może nawet po…ośmie głupio! Poośmie? – urwał, by
podrapać się po głowie. – Okay, okay, przechodząc do sedna! To, co wykrzyczałaś
tu tym dwóm nieudacznikom spowodowało, że tym razem pomyślałem: „A niech to!
Omal nie zabiłem dwóch pięknych i wyjątkowych kobiet. Jednak dwóch, kurczę!”.
Bo to właśnie czuję. Czuję, że źle cię oceniłam. Jesteś wyjątkowa, odważna i
oryginalna. Jesteś typem osoby, z którymi uwielbiam się zadawać. I teraz wiem,
że już wcześniej dostawałem takie sygnały, ale złe wrażenie, które wywarłaś na
początku doprowadziło do tego, iż ignorowałem każdy z nich.
- Iż? – Skrzywił się Cal.
- Co tam „iż”! – zawołał Itachi. – Słyszałeś „poośmie”?
- Zasługujesz na to, by być Heroine. By być bohaterką, która ocali
Sasuke. – Patrzyłam Sanadzie w oczy, gdy do mnie mówił. Na samym początku
monologu próbowałam po prostu ocenić, jak daleko zajdą sprawy; jak bardzo
zamierza się ze mnie ponabijać. Prędko przekonałam się jednak, że jest mi tak samo
poośmie głupio. Nie powinnam od razu zakładać, że chłopak, grając
skruszonego, chce obrzucić mnie stertą szyderstw. – A więc przepraszam, Heroine – dodał, kończąc spicz ostatnim
dygnięciem.
- Niech będzie, niech będzie! – Korzystając z
chwili nieuwagi, uwolniłam rękę. – Twoje heterochromiczne oczka naprawdę
potrafią coś zdziałać.
- Akurat. To moja poetycka dusza – podkreślił
i skorzystał z krzesła, które zwolnił dla niego Cal. – Wracając do twoich
cudownych słów. Brzmiało to tak, jakbyś miała plan.
To podejrzenie
poruszyło Shepherda i Itachiego.
- A masz? – zapytali.
Zanim do bufetu
wtargnęła zdyszana pielęgniarka, ze złością informując koleżankę, że zaginęła
pacjentka z różowymi włosami, zdążyłam przebiegle oświadczyć:
- Oczywiście, że mam.
- To co zamierzasz? – Sanadzie również udało
się zdążyć.
- Chyba po prostu uratuję świat –
powiedziałam.
Wieczór przyniósł ze sobą wiele
niespodzianek, ale to środek nocy wywołał burzę uczuć – taką solidną burzę
uczuć. Pioruny trzaskały jeden po drugim, a każdy odpowiadał za inną emocję.
Najpierw, kiedy trwała jeszcze przysłowiowa „cisza”, musiałam uporać się z
odwiedzającymi. Sanada siedział przy mnie tak długo, jak pozwalały na to
pielęgniarki. Dwa razy, specjalnie dla niego, przedłużyły czas odwiedzin o
piętnaście minut. Uważałam to za niepotrzebne. Bo właściwie dużo nie
rozmawialiśmy. Sanada ciągle powtarzał, jak bardzo cieszy się, że wyszłam z
tego cało. Przez cały ten dzień w ogóle nie zatroszczył się o Temari, choć ta
od czasu do czasu wchodziła do pomieszczenia, pytając, czy czegoś mi nie
przynieść.
Sanada po prostu
na mnie patrzył.
Gdy już wreszcie
wyproszono Kirisame, należało jeszcze odbyć krótki wywiad z Naruto i Kibą,
którzy nie przestawali zadawać mi pytań. Oboje próbowali skojarzyć Sanadę, lecz
zbytnio nie przysłuchiwałam się ich spekulacją, będąc jedną nogą w świecie
snów. Natomiast Livia zapowiedziała przez telefon, że dzisiaj już nie zobaczę
się z mamą, ponieważ, biedaczka, usnęła na kanapie. W takim układzie nie
spodziewałam się już żadnych gości.
Burza nastała
niedługo po tym.
Pierwszy piorun
grzmotnął w momencie, gdy usłyszałam muzykę – powolną, relaksującą muzykę. Początkowo
zakładałam, że jest częścią snu; że nie ma związku ze światem rzeczywistym.
Bardzo, bardzo
się pomyliłam.
Moje zmrużone
oczy zaczynały rozpoznawać kontury mebli ze szpitalnej klitki. Okiennice
przepuszczały światło księżyca i z biegiem czasu wszystko stawało się doskonale
widoczne. Przyjrzałam się wolnemu łóżku po drugiej stronie pomieszczenia, a
przed obejrzeniem reszty powstrzymały mnie dwa nowe odkrycia.
1. Dyskomfort w
prawym uchu. Słuchawka! Słuchawka, z której płynęła muzyka.
2. Pochylony nad
łóżkiem cień.
Cień uniósł ręce
na wysokość obojczyka. Wyglądało na to, że przygotowuje się na coś wielkiego.
Zdążyłam wyobrazić sobie jak kradnie poduszkę spod mojej głowy, jak w skutek
tego robi mi się ciemno przed oczami i jak
zaczynam rozumieć, że nie wezmę ani jednego oddechu więcej.
Ale cień tylko
poprosił:
- Nie krzycz.
I zasłonił mi
usta dłonią.
- Po prostu się nie drzyj.
Obiecanie tego
było najtrudniejszą obietnicą w moim życiu, dlatego do niczego się nie zobowiązałam.
Instynktownie spróbowałam odciągnąć jego rękę, lecz w ramach rewanżu użył
więcej siły, dociskając mi głowę do poduszki.
- To tylko ja – szepnął ze złością.
Wiem, że to ty.
Księżyc nie
musiał mi sprzyjać, oświetlając go. Nie wiedząc czemu, wystarczał dotyk. To po
nim rozpoznałam nieproszonego gościa.
- Sasuke. - Zaczęłam szukać jego oczu. – J-jak
ty…?
- Po ludzku. Czasem mam takie odruchy.
- Ale…
Sasuke uciszył
mnie, kładąc palec wskazujący na wargach. Oboje poczekaliśmy, aż mój oddech się
ustabilizuje. Dość szybko dociekłam, kim jest odwiedzający, ale początkowo
strach porządnie zakręcił mi w głowie. Nabrałam do płuc konkretniejszy haust
powietrza i powoli pozbywałam się go nosem.
Niczym owady, w
głowie kotłowały mi się różne myśli. Ta najczęstsza brzmiała:
Dlaczego?
- Jakim byłbym
draniem, gdybym tutaj nie przyszedł? – Sasuke
wyzwolił mnie z knebla swojej dłoni. Jego
słowa nijak wpłynęły na moje wątpliwości – nie uśmierzyły ich ani nie umocniły.
Przełyk miałam wypchany stosem pytań i chociaż każde z osobna rwało się ku
górze, lęk szczelnie zatamował ich jedyną drogę ucieczki czymś w rodzaju
„guli”. Dzielnie tłamsiłam pragnienie zadania podstawowych pytań. To groziło game over.
- Co to za piosenka? – spytałam tylko.
- Flowers for a
ghost.
- Ach, to ta piosenka.
Jedna z tych,
której tytuł zapisał mi na ręce.
Byłam senna, wpółżywa,
lecz równocześnie wykąpana i najedzona – gotowa na rozmowę. Sasuke usiadł na
zydlu, jak najdalej od łóżka. Możliwe że utrzymywałby jeszcze większy dystans,
gdyby nie ponaciąganie kabelki słuchawek.
To pomnożyło
moje obawy.
Muzyka była
częścią ciszy, nierozrywaną przez nasze głosy. Przez myśl przeszedł mi z tuzin
przekleństw, bo słuchawka wsypywała do mojego ucha sporo niezrozumiałych słów,
a zakładałam, że to właśnie one powinny odpowiedzieć na pytanie, które wisi w
powietrzu odkąd piosenka przerwała mój sen.
Dlaczego, do diabła?
Dlaczego Sasuke tutaj był?
Przypatrzyłam
się uważniej cieniowi o jego kształcie. Ustawił się tyłem do okna, więc światło
księżyca padało głównie na plecy Uchihy, uwidaczniając tylko krawędzie
sylwetki.
- Jak się tu dostałeś? – Nazwałabym to „drugim
pytaniem spoza kręgu tych, które wisiały nad nami niczym zapadnie”, jednak
metoda na wemknięcie się do szpitala nagle wielce mnie zaciekawiła.
- Mam znajomości – szepnął Sasuke. - Jest
tutaj pewien lekarz. Od lat czuwa nad Itachim, dlatego, chcąc nie chcąc, dobrze
się znamy.
Przykryłam się
kołdrą pod samą brodę. Używając jednej ręki, nie było to wcale takie
proste.
- Wolno ci tu przebywać?
- Przez piętnaście minut, tak.
- Och.
- Mógłbym załatwić to inaczej, tyle że…
- Chciałeś załatwić to w środku nocy, bez
świadków – dogryzłam mu. – To w twoim stylu.
- Więc jeśli już do tego doszłaś, to chociaż
mi nie przerywaj, dobra? Nie waż się mi także tego utrudniać.
Czego utrudniać? Tego, że zupełnie niepodstawnie
obwiniasz się za nasz wypadek? Tego, że podjąłeś nieodwołalną decyzję, sądząc,
iż jest najmądrzejszym wyjściem z sytuacji? Ależ skąd! Dlaczego miałabym
cokolwiek utrudniać?
W pierwszej
chwili postanowiłam milczeć, ale skoro ucieczka od tematu stała się niemożliwa,
odezwałam się:
- Czujesz się winny? Naprawdę czujesz się
winny za ten wypadek?
Sasuke skrzyżował
ramiona i roześmiał się dokładnie tak, jak zdarzyło mu się na stacji paliw,
kiedy przyznał, że Deidarę obleciał strach.
- A ciebie to nie przeraża? Naprawdę? – odciął
się.
- Nie. – Nagle myśli, które tłumiłam w
przełyku, zachciały, aby je wywrzeszczeć. Jeśli Sasuke wyżebrał cenne
piętnaście minut, grzechem byłoby do końca ich nie wyczerpać. Okoliczności nie
sprzyjały. Dotąd nie miałam pojęcia, jaką trudność sprawia posługiwanie się
szeptem podczas odczuwania skrajnego gniewu. – Sasuke. – Sprawną ręką
próbowałam odszukać jego dłoń, ale potem wypatrzyłam, że obie zaciska na
kolanach. – Pamiętasz, co wydarzyło się na Kyomachi?
- Pierwsze ostrzeżenie.
- Nie, żadne ostrzeżenie. Nieuważna,
wkroczyłam na ulicę. Dlaczego? Dlatego, że wkurzałam się okropnie na to, że twoja
durna gęba tak bezpośrednio powiedziała do mnie tyle przykrych rzeczy. – Skalę
owego „tyle” zademonstrowałam ramionami. Uniosłam je najwyżej, jak się dało, a
potem pozwoliłam im opaść, tworząc tymi ruchami okrąg. – A do waszej tajnej
skrytki w hurtowni przybyłam z ogromną, niedopartą potrzebą rozmowy. Unikałeś
mnie, więc…
- Skończ! – krzyknął, ledwie kontrolując ten
ustawowy szept. – Zamknij się… po prostu.
- Próbuję ci tylko wytłumaczyć, że te
wszystkie zdarzenia…
- Nie obchodzi mnie, co próbujecie mi
wytłumaczyć. Ludzie tłumaczą mi różne rzeczy, odkąd tylko pamiętam, a tak czy
siak, wszystko kończy się dokładnie tak samo. – Podskoczyłam, gdy jego ręce
raptownie ześliznęły się z kolan, zasłaniając sobą twarz. Potem zamaszystym
ruchem przeciągnęły się parę razy po włosach. – Myślisz, że przyszedłem tu z
ogromną, nieodpartą nadzieją na to, że znów mnie przekonasz? Nie, Sakura. Nie
chcę już tak żyć. Pozwól mi cię od siebie odepchnąć. Pozwól wreszcie mi odejść.
Nie mów już, jak bardzo jesteś zakochana, nie bierz mnie na litość, nie rzucaj
mi się w ramiona i nie werbuj mnie swoim ciałem, okay? Mam tego powyżej uszu.
Chcę tylko, żebyś wreszcie puściła mnie wolno… Tylko tyle – cedził, coraz
silniej przygniatając głowę rękami.
Po jego
wywodach, nastała cisza. Gdybym stała na nogach, z pewnością osunęłabym się na
ziemię. To przyniosłoby pewne korzyści, ostatecznie Sasuke właśnie na nią
bezmyślnie się gapił. Zagubiona we własnych myślach, wybrałam sufit, tak w
ramach propagowania przysłowia o przeciwieństwach.
Nagle to
usłyszałam. Nie za pierwszym, ani za drugim razem.
Za trzecim.
Trzeci raz
zaśpiewano ten sam wers.
I said, I’m only
human.
I said, I’m only
human.
Wyciągnęłam rękę
w jego stronę. Nie przyjął jej. Praktycznie rzecz biorąc, mógł przeoczyć ten
gest. Znienacka moje serce poprzekłuwały kolosalne wyrzuty sumienia, stałam się
bardzo świadoma istoty wojen, dla których Sasuke wstawał każdego ranka. Załóżmy,
że do pełnowartościowego życia potrzebna człowiekowi szklana osłona. Załóżmy,
że zasadniczo każdy z nas kibluje w takiej kuli, niczym mikołaje, których
zaczyna obsypywać śnieg, kiedy tym potrząsamy.
Sasuke wyglądał,
jakby ta kula - ten ludzki pewniak na szczęścia - właśnie się rozkruszyła,
jakby jej szczątki wysypały się na podłogę… jakby zmuszał się, aby nieustannie
je oglądać i zadawać sobie ból prostą świadomością, że już nigdy nie złoży tego
z powrotem w całość! Dokładnie tak wyglądał.
- Idź – wyszeptałam.
I said, I’m only human, rozległo się po raz ostatni. W tejże chwili
naciągnęłam kabelek, aby szybko usunąć słuchawkę z ucha.
To
do tych, których nienawidzę. Chciałbym wywrzeszczeć im w twarz wers, który
powtarza się tam najczęściej, zdradził mi zaraz po nakreśleniu
paru znaków na ręce. Wtedy, na peronie.
I said, I’m only human.
I said, I’m only human.
Zakryłam oczy dłońmi, wykręcając je ku
zewnętrznej stronie.
-
Idź. – Mój głos zabrzmiał płaczliwie. – Idź, ale pamiętaj, że właśnie wziąłeś
mnie na litość.
Sasuke pozwijał kabelki. Później
poderwał się z miejsca.
-
Może.
Nadal gapiłam się w sufit.
-
Pamiętaj, że nie odchodzę, chrzcząc to tekstem w stylu: tak będzie dla nas najlepiej – wyznał i nachylił się do mnie.
Zdążył obejść już łóżko, więc z tej strony światło z zewnątrz padało wprost na
jego przód. Rozbita kula, którą nadal widziałam oczami wyobraźni, przestała go
jednak forsować. Sasuke pozbierał się do kupy i uaktywnił swoją odporność na
emocje. – Powiem to od razu. Życie bez ciebie, w porównaniu z życiem w strachu
o ciebie, wydaje się prostsze.
Rzuciłam na niego okiem tylko po to, aby
upewnić się, że naprawdę oznajmia to wszystko z pokerową twarzą. Po dokonaniu
odkrycia, sufit oficjalnie został moim sprzymierzeńcem. Przeznaczyłam mu
kolejną minutę ciszy.
Czułam tysiąc rzeczy naraz.
Czułam się obrażona. Tak niedojrzale, że
schowanie się w kącie z wydętymi policzkami wcale nie figurowało jako najgorsza
z perspektyw.
Czułam się zła, smutna, opuszczona, niedoceniona, lecz na
przekór temu czułam wiele innych rzeczy, przez które tworzył się porządny
konflikt.
Czułam się też silna.
Chcę
uratować świat, Sasuke. Nadal chcę uratować twój wyjątkowo niebezpieczny świat.
Te słowa zginęły gdzieś pośród
miriad innych. Nigdy nie zostały wypowiedziane.
Gdy wydawało mi się, że Sasuke
nieodwołanie ruszy do drzwi, w ostatniej chwili wyjął z kieszeni bluzy stosik
karteczek. Każda z nich najwidoczniej wiele przeszła, a razem wzięte tworzyły
niezgrabną całość. Uchiha położył je na kołdrze, w miejscu gdzie okrywała moje
uda. Rozczarowałam się, widząc, że karteczka na wierzchu jest zupełnie pusta.
-
Nie próbuj. To miliard myśli – powiedział.
Wzięłam do rąk te karteczki. W kącikach
ust czaił mi się przebiegły uśmiech. Pokazał się światu w chwili, kiedy miałam
pewność, że Sasuke go nie dostrzeże.
Drzwi zamknięto.
Jego już tutaj nie było.
Sasuke… pewność siebie nie jest tylko do
twojego wynajęcia. Nadeszła moja kolej. Teraz mnie doprowadzi do zwycięstwa.
Życie
bez ciebie, w porównaniu z życiem w strachu o ciebie, wydaje się prostsze, powiedziałeś.
To się jeszcze okaże.
Od
autorki: No, ludziska! Udało mi się napisać to w terminie
krótszym niż mój tradycyjny miesiąc. Powolutku się poprawiam, acz przyznam, że
trzeba tu nagrodzić gromkimi oklaskami taką pannicę, co podbija Internety
nazwiskiem Imai. Pomogła z dialogami (bo w tym jest mistrzem, nie ukrywajmy –
jak ktoś nie wierzy, zapraszam na kręcącą się Karuzelę Szans). Pewnie was nie
zdziwi, że duma mnie po tym rozdziale nie rozpiera. Iskierka szczęścia wiążę
się z tym, że ten blog się na szczęście kończy. I nie mówię o niechęci do
opowiadania, bo Sheeiren duuuużo ze mną rozmawiała i wybiła tę myśl z głowy. Dzięki
niej powpadałam na kilka pomysłów, które ulepszą, jeśli nie uratują, bloga. Niemniej brak mi magicznych
mocy, super-hiper jutsu, potu, krwi i łez.
Druga sprawa odnosi się do wyglądu blogu
(yeees, dzisiaj będę długo zawodzić). Króluje prostota. Ogólnie stałam się
wielką fanką czarno-białych, nieskomplikowanych szablonów. Zniknął też
przeuroczy shoutbox, ale o tym za chwilę. Jak ktoś stwierdza, że chce sobie GAT
poobserwować, opcja dostępna na samiutkim dole. Tak wyszło.
Teraz mam pole do popisu, ludki, żadnych
shoutoxowych ograniczeń i świeżą wiedzę z bezużytecznej, gdzie jeszcze wczoraj
doczytałam się, że mówienie głośno swoich uczuć poprawia samopoczucie. A ja
chcę być szczęśliwa, kurde. I nie chcę zajmować 48576 6576578 shoutboxowych
wiadomości z ograniczeniem znaków, bo to byłby solidny spam, dlatego zrobię to
tutaj. No to hop!
Krążyła legenda, że nie przyjęłam „krytyki”.
Ja nie wiem, czemu stwierdzono również, że jak ktoś nazwie bloga bardzo
brzydkim słówkiem, to powinnam stulić pysk i się temu przyglądać – bo to byłaby
dojrzała reakcja. Jasno wyraziłam się, że dla mnie wyzywanie bloga nie zalicza
się do krytyki, nawet tej najokrutniejszej.
To po prostu zwykłe opluwanie, nieuzasadnione i najczęściej krótkie. Natomiast
niektóre osoby przeczytały tę uwagę jako coś w rodzaju: „Ożeż, jak śmiecie
ubliżać opowiadaniu światowego fejma - największej blogowej księżniczki
wszechczasów? Jak wy, istoty drugiego rzędu, śmiecie w ogóle oceniać moją
ciężką pracę?!”. Nie, serio, nie przejęłabym się tym i nie spędzała dwudziestu
minut nad tą rozprawką, ale to, co się nawyprawiało... cuda i dziwy po prostu.
Chcę tylko krótko sprostować:
„Fejm” jest dosyć kontrowersyjnym
wyrażeniem. Jakkolwiek wy go odbieracie, dla mnie jest to osoba znana/sławna.
Fejmem to ja nawet nie jestem w 0.00000000001%, więc jeśli już tak siebie
określam, to jasne, że żartobliwie.
Jestem tylko człowiekiem (jak Sasek, no!).
Zdarza mi się odczytać jakąś wiadomość na telefonie podczas zajęć w szkole, a
potem zapomnieć odpisać z laptopa. Takie życia. Jam nierozgarniętą,
nieodpowiedzialną osobą. Nie bez powodu przyjęło się wśród naszej załogi, że
posiadam własny świat i własne kredki. Musicie mi to wybaczyć.
Ktoś się burzył, że nie polecam blogów „świeżych”
autorów. Powód? Skromna jest moja lista. Najczęściej są to blogi wystarczająco
znane, o których często wspominam pod rozdziałami, w komentarzach etc., albo
blogi z jednym/dwoma rozdziałami na koncie, a po takiej ilości tekstu trudno
cokolwiek osądzać.
Szablony! Kochani wy moi, to nie działa
tak, że napiszę maila do Akemii, powiem, że jest fajna, a w następnym poproszę
o szablon. Wiele razy czułam się w tej kwestii wykorzystywana. Kilku osobom
zrobiłam, bo dobre serce nie pozwalało odmawiać, ale jeśli byłeś/aś dziesiątą
osobą, a ja akurat przemogłam się, żeby powiedzieć NIE, pleplasam, nie spędzę
życia na robieniu szablonów. Poza tym tracę do tego zapał, a moja
nieodpowiedzialność nadszarpuje tylko waszą cierpliwość. Nie uważam też, że jakoś wam szkodę w rozkwicie
– Internety pełne różnych szabloniarni.
Docierając do finału, nie rozumiem czemu
rozmawiano o mnie na shoutboxie i wytykano różne rzeczy, jakbym nie miała
możliwości tego podejrzeć? Ejże, kiedy macie do mnie jakieś pretensje, kiedy z
czegoś się nie zobowiązałam, kiedy chcecie po prostu mi coś powiedzieć,
patrzycie na pasek u górze, klikacie w AKEMII i wiooo, na samym dole jest adres
e-mail. Piszcie, ile dusza zapragnie. I nie mówię tego ironicznie. Naprawdę,
piszcie. Wszystko da się wyjaśnić, o wszystkim da się kulturalnie porozmawiać.
Shoutbox, owszem, był do wyrażania własnej opinii, ale o blogu. Jeśli już naprawdę coś was irytuje w moim zachowaniu,
napiszcie to, ale kierując się do mnie, zamiast obgadywać z innymi. Nie ugryzę,
nie odetnę głowy ani nie splunę, mówiąc, że szlachta nie koresponduje z
plebsem.
To już wiecie, dlaczego nie ma shouta?
Mam nadzieję, że to już jest koniec (nie
ma już nic~~). Nikomu nie zabraniam krytykować tego bloga. Internety zaskakują z dnia na dzień, ale liczy
się przede wszystkim kultura, kochani – pięknie proszę!
Adios!
kobieto ! coś ty wymyśliła :o dobra , pisze z telefonu wiec wybacz mi błędy .
OdpowiedzUsuńSasuke musiał się lekko załamać, rozumiem. Sakura jest tu silna jak zawsze ale czemu wydaje mi się , że to początek końca. Coś czuje , ze Sakura da czadu w następnym rozdziale :D A Sanada ? Romantyk ;3 Rozdział jest genialny. Uwielbiam !
Pozdrawiam , życzę Ci weny:)
Nie przejmuj się hejtami ja też je zbieram i to od tych osób co ty (prawdopodobnie):)
Polly-chan
Hejo, Akemiś! :3 Paczaj, w końcu się ze brałam do napisania komentarza, takiego prawdziwego! Takiego długiego!
OdpowiedzUsuńTO ZACIERAM RĄCZKI!
Już Ci lamentowałam na fejsbuczku, że jeśli zrobisz Temari krzywdę, to Ci tego nie wybaczę. Na szczęście życie Ci wciąż miłe, bo moja kochana jest cała i zdrowa ♥
Hmmm, tak szczerze, to chyba spodziewałam się po tym rozdziale czegoś innego. Myślałam, że Sasuke dostanie kolejnego ataku, wpadnie w panikę, zacznie wszystko rozwalać, przypierdoli w ryj Sanadzie i wygarnie Temari, aż ta będzie musiała go pobić. Albo może się spodziewałam, że jednak coś zrobisz Tem i że w rozdziale pojawi się zmartwiony Shikamaru, bo przecież JEJ PODOBA SIĘ KTOŚ INNY NIŻ SANADA. (w tej chwili moje myśli przejęła Wieczna Największa Fanka ShikaTema) Albo że wgl Sasuke ich znajdzie i opiszesz taką zakrwawioną scenę, kiedy on przechodzi załamanie nerwowe, widząc Sakurę całą we krwi. (efektowne, nieprawdaż? Ja i moja wieczna nadinterpretacja ♥) Albo nie wiem jeszcze co... Ale z pewnością nie spodziewałam się, że w rozdziale pojawi się Pani Cheron i zacznie przepraszać Sakurę ._. Było to dość zabawne, tak samo jak późniejsze docinki Cala na temat "czemu Sasuke śpiewa piosenkę ze Shreka?", chociaż przyznam, że w pewnym momencie ten osobnik zaczął mnie irytować. Jeden Sanada wystarczy, serio. Więc Cal trochę (bardzo) kulał, ale za to Itachi błyszczał. Fajnie, że do końca wierzył w Sakurę - swoją drogą, jej monolog mnie jakoś tak rozbawił, a monolog Sanady jeszcze mocniej. Ten człowiek jest... bardzo specyficzny ._. Tak czy inaczej, jestem ciekawa planu Sakury!
Do tej sceny się jeszcze przyczepię: Bo Sakura była podłączona do kroplówki, racja? Miała wenflon w łapie i takie tam. No właśnie. To w opisie mi zabrakło jednej rzeczy, kochana - jak Sakura a) wyjmuje sobie wenflon i idzie do Itachiego i Cala lub b) bierze kroplówkę ze sobą. Taka mała nieścisłość, na którą zwróciłam uwagę. Druga nieścisłość: "Jest jeszcze Itachi. Ma dla ciebie jakąś wiadomość od swojego brata…" - tyle że Itachi nie przekazał jej żadnej wiadomości od Sasuke. Chyba że miało chodzić o tę całą Grupę Wsparcia?
Scena Sakura x Sakura podobała mi się zdecydowanie bardziej :) Była smutna i klimatyczna, noc i burza działają cuda :D I miałam wrażenie, że była też lepiej napisana, ale to może tylko moje wrażenie. W każdym razie pomysł ze słuchawkami mnie urzekł, bo był taki... taki ICH. Tyle razy słuchali razem muzyki, że użycie tego myku przy "pożegnaniu" (taaaa, jaaasne xd) naprawdę dało swój efekt. Tak samo piosenka i powtarzające się wersy "I said, I’m only human." Jak dla mnie te słowa to osobliwe wołanie Sasuke o pomoc, wołanie, które ma usłyszeć Sakura, mimo że przecież ją odtrącił. Gówno prawda, tak naprawdę chłop chce, żeby walczyła, ale przez tą swoją popieprzoną teorię boi się tego, czego pragnie. Na szczęście Saku się tego nie boi i już zapowiedziała walkę, dobrze :) O tak, ona ma plan i szczerze, to boję się, że ten plan wlicza zranienie siebie/wpakowanie w kłopoty. Sasori i Deidara? Może, liczę na to. Liczę na ostrą akcję, Akemii, więc mnie nie zawiedź! :D
Błogosławię brak shoutboxa! ♥ Będzie może spokój na jakiś czas, póki nie doczepią się gdzieś indziej xd Ale co tam! Hejty hejtami, a ja i tak Ci mówię, że jesteś wspaniałą pisarką i osobą (chociaż trochę zakręconą w swoim świecie, ale kto by się przejmował?)
Buziaki! :**
Fucktycznie, kroplówka! Jezusie Nazarejski. Poprawię to, jak mi się wreszcie zachce xd
UsuńItachi + wiadomość to był raczej pretekst, żeby wypierdzielić mamuśkę Sakury - kobiety bywają podejrzliwe, więc trzea było ją ugłaskać.
Po konsultacjach z Sheeiren żadna krwawa nadinterpretacja mnie nie zdziwi, seriously. :P
Rehehe, widzę, że świat i kredki Akemii się przyjęły. Coś w tym sumie jest.
Ślę pozdrowienia! ♥
:O Co za emocje...
OdpowiedzUsuńPozwól, że przejdę od razu do konkretów...
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że ten rozdział jest o niebo lepszy od poprzedniego (chociaż tamten też był super ekstra). Przeżywałam wszystko razem z Sakurą i, cholera, mam nadzieję, że to nie koniec dzikich romansów Sakury i Sasuke. W przeciwieństwie do Ciebie absolutnie nie cieszę się z tego, że koniec jest coraz bliżej. Odpowiadałby mi nawet rozdział raz na rok (mimo że jestem niecierpliwa!), byleby te opowiadanie nie było skończone :c. Tak czy siak mam nadzieję, że zapał do tego opowiadania choć trochę ci wrócił. Standardowo życzę weny i przepraszam za błędy. Pozdrawiam/ A. :)
Okey, Lady Nikiro.
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że czego nie powiedziałabyś o GAT, ile mi nie narzekała, że przestałaś lubić tę historię i, że chcesz ją jak najszybciej zakończyć, to i tak bym ci na to nie pozwoliła. Mimo, że jest to "szkolny romans" - jak sama masz zwyczaj mawiać - nie zmienia faktu, że znajduje się w ścisłej czołówce moich ulubionych opowiadań i sorry, ale nic z tym nie zrobisz. Nie wierzę, że spartaczysz kolejne rozdziały, bo nie byłabyś sobą, więc jestem spokojna o ciąg dalszy tej historii, szczególnie, że razem układałyśmy jej zakończenie ;]
Cherron trochę mnie zaskoczyła, nie ukrywam. Jej się tam akurat nie spodziewałam. Cala odebrałam jako pyskatego, napalonego nastolatka, którego Itachi musi powstrzymywać przed nadmiernym zrobieniem z siebie idioty. Ten akcent o piosence ze Shreka był bardzo potrzebny tej notce i cieszę się, że go w niej zawarłaś.
Mam ochotę pieprznąć cię przez łeb i bądź pewna, że pierwsze co zrobię jak cię zobaczę w kolejny weekend, będzie właśnie soczystym ciosem w to, co masz przyczepione do szyi - wiesz, co to jest. Czasami dynda, czasami boli, a czasem u niektórych jest niestety doszczętnie puste, jak moja lodówka, kiedy dopada mnie gastro ._. I ty dobrze wiesz, o co będę miała do ciebie pretensje. Nie dlatego, że czasami marudzisz, jak moja babcia, kiedy nie ma kogo nakarmić - w jej przypadku to dość frustrujące - tylko, że gadasz bez sensu o rzuceniu to w cholerę. Helooo, mej deeej. SOS. Nie kłam, bo ci to nie wychodzi ._.
Nazwałabym ten rozdział wprowadzeniem do czegoś wielkiego - Shee tak zadowolona, jeśli chodzi o przyszłe losy SS :3 Cieszę się, że z czasem nabierasz troszkę Imaizu :D
Zgadzam się z tym, co zawarłaś w autorskim przypisie. Temat osobiście mi się trochę znudził, choć pewnie będzie wałkowany jeszcze nie raz. No ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Naiwny narodzie... czemu w tobie tyle zawiści?
Przesadziłaś z tym moim wkładem. Musisz w końcu zrozumieć, że nie potrzebujesz mojej pomocy, bo jesteś naprawdę wystarczająco dobra (Y)
Tym akcentem kończę tę zawiłą wypowiedź. Mam nadzieję, że weźmiesz sobie trochę co napisałam - co zajęło mi dobre piętnaście minut, aby usunąć wszystkie możliwe podteksty, które oczywiście mogły kogoś urazić - do tego ogromnego serducha. I uśmiechaj się, głupia, bo jeszcze zdążysz się w życiu pozamartwiać! :D
"Z wyrazami szacunku" (rehehe), Sheeiren Imai.
witaj..
OdpowiedzUsuńtak.. po ogromnie długiej przerwie pojawiam się z komentarzem u ciebie i nie ukrywam że chyba na taki rozdział do komentowania czekałam ;)
ale może zacznę, że tak się wyrażę od d*** strony..
nie doczytałam do końca twojej dopiski pod rozdziałem.. ale spodziewam się że jest tam coś w stylu załatwiania spraw bezpośrednio a nie "za plecami" ;) tak .. zdecydowanie tak jest lepiej xD
i zdecydowanie można dopatrzeć się tego w dzisiejszym poście xD Sakura zdecydowanie powaliła wszystkich na kolana swoim zaparciem, zdeterminowaniem czy jak to inaczej nazwać xD
sama miałam wielkie oczy gdy czytałam momenty w których deklarowała swoje racje.
uśmiałam się w momencie przeprosin Sanady xD
i zastanawiałam na samym początku rozdziału czy Temari wie już wszystko w sprawie Sasuke.. odnosiłam wrażenie że jest wyluzowana wsuwając ciągle żarcie do pyszczka xD
oczywiście zakończyłaś rozdział w iście swoim stylu szatana cwaniaka xD.. "domyślcie się ludziska co będzie się działo potem xD" ^^ ojj tak za to cię lubię xD
przyznaję że znów złapałaś mnie w swoje macki i zbudowałaś aurę zniecierpliwienia na kolejny rozdział xD.. ( ale zdanie..-.- sama nie wiem czy da się je ogarnąć xD)
pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział z zaciekawieniem xD
pozdrawiam i całuję
Zacznijmy od tego, że stworzyłaś ZAJEBISTY SZABLON !!!! <3 <3
OdpowiedzUsuńZanim zabrałam się za czytanie tego rozdziału to przez długi czas zachwycałam się tym właśnie szablonem!!!
Swoją drogą rozważałaś może założenia konta na deviantart lub na tumblr ??? ( chyba, że już je masz a ja roztrzepana tego nie zauważyłam ^^' ) Na serio patrząc na twoje dzieła to można się pozachwycać i do tego może nadejść wena na pisanie ^^ lub jakaś inna inspiracja i być może jakiś leniwy człowiek ruszy swoje cztery litery i stworzy również coś własnego :)
Przechodząc teraz do rozdziału- krótko mówiąc był genialny !!!!!!
Dialogi wyszły ci cudne, nie mogłam oprzeć się, żeby nie zaśmiać się przy większości z nich ^^
Przypomniały mi troszkę dialogi z Ai No Ibuki - uważam ten blog za Twój najlepszy :D
Nic więc dziwnego, że jesteś dumna z tego rozdziału :) Brakowało mi tutaj tylko opisu reakcji Sasuke na wieść o wypadku jego przyjaciela i ukochanej osoby. Ale to każdy z nas może sobie wyobrazić.
Ulżyło mi kiedy przeczytałam, że nikomu nic poważnego się nie stało. W sposób w jaki opisałaś ten wypadek spodziewałam się złamanego barku u Sakury, wstrząsu mózgu u Temari, a Sanada, hmm znając jego szczeście i umiejętnośći to wyszedł by z tego cało. Za to później miałby ogromne wyrzuty sumienia a do tego dostałby prawym sierpowym od zrozpaczonego Sasuke ^^ no ale ten scenariusz całe szczęście nie miał miejsca.
Zwaliło mnie niemal z krzesła kiedy dowiedziałam się że panna Cherron należy do grupy wsparcia. Czego jak czego ale tego się kompletnie nie spodziewałam!!! Już się nie dziwię że Sasuke uważa ich za wariatów. Panna Cherron, Shepherd, Itachi, Sanada i Sakura. Moim zdaniem to mieszanka wybuchowa ^^ xD
Genialne było to jak Sakura opieprzała grupę wsparcia w stołówce. Uśmiałam się przy tym do łez :)
Uważam Shepherda za taką starszą wersję Sanady ^^ Docinki jego i reszty były świetne.
Co do Sanady, nie mogę uwierzyć że dopiero po wypadku na prawdę zaczął w pełni doceniać postępowanie Sakury. Zdążył ją bardzo dobrze poznać i jako pierwszy zauważył, że ma jakiś plan. Mam nadzieję , że mama różowowłosej dosyć szybko mu wybaczy ten wypadek. Bo duet Sanada i Sakura jest nieprzewidywalny :)
Właśnie wyobraziłam sobie jak Shepherd i Itachi pytają Sasuke o co chodzi z piosenkami ze shreck'a a ten spala buraka. Ich miny byłyby bezbłędne :D <3
Wracając, nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :D nie wiem czemu, ale mam przeczucie że Sasuke gorzko będzie żałował słów: Życie bez ciebie, w porównaniu z życiem w strachu o ciebie, wydaje się prostsze.
Oj da mu dziewczyna popalić :D :D hmm, mam też wrażenie, że przy tym znów wpakuje się w jakieś kłopoty :)
Tyle na koniec ^^
Weny i pozdrawiam :*
brawa dla mnie -_- ' po dodaniu komentarza weszłam w zakładkę Akemii i zobaczyłam konto na DA. Cała ja !!
UsuńNo więc, najpierw obowiązkowo musiałam włączyć sobie użytą w opowiadaniu piosenkę, później przeczytałam poprzednie komentarze, a co! I teraz mogę zacząć pisać własny.
OdpowiedzUsuńPoprę w pewnej kwestii Chusteczkę (Aha? Ahe? chyba Aha, ale już zostawię Chusteczkę ;-;) brakowało mi trochę tej brutalności. Jakiejś krwawej sceny, napad paniki Sasuke, czy coś w tym stylu. ALE! Co jest w sumie dosyć dziwne, podobało mi się to, że bohaterowie nie ucierpieli szczególnie na zdrowiu. Wiesz, śmierć śpiączka i te sprawy równałoby się raczej z ckliwymi scenkami, tak przynajmniej myślę, a jakoś by mi chyba nie pasowały. W każdym razie, jak zdążyłam zauważyć, nie potrafię się określić i mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe xD
"Ktoś kiedyś powiedział, że w przeszłość można zaglądać, jednak nie wolno się jej przyglądać." Nie wiem czy na prawdę ludzie tak mówią, czy ten cytat krąży gdzieś w internecie lub kryje się w jakiejś książce. Ja widzę go po raz pierwszy i się zakochałam *.*
Świetnie. – Uśmiechnęłam się fałszywie. – Tylko tyle macie do powiedzenia… szanowni państwo?
- W sumie to nie… Heorine. Jestem ciekaw, dlaczego Sasuke miałby słuchać piosenki ze Shreka. To jakaś metafora?
Haha brawo, za powrót do tej piosenki :D Bardzo mi poprawiłaś humor. W sumie sama często tak robię, ktoś wygłasza jakiś monolog, a ja potem wyjeżdżam z jakimś pytaniem dosyć nie na temat.
A w sumie to skopiuje jeszcze dwie takie sytuacje co mnie rozbawiły, lubię tak robić i mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza :)
- To ja może niewinnie przypomnę, że Sasuke jest typem zazdrośnika – mruknął Itachi.
- Ja natomiast niewinnie przypomnę, że Sasuke ma włączone emo mode i udaje, że na całym bożym świecie nie ma nic tak mało interesującego jak Sakura Haruno.
- Podobno słucha piosenek ze Shreka – przypomniał Cal.
- Iż? – Skrzywił się Cal.
- Co tam „iż”! – zawołał Itachi. – Słyszałeś „poośmie”?
Coś miałam napisać o końcówce rozdziału, na pewno! Ale zapomniałam... Ogólnie to jestem zdziwiona bo myślałam, że teraz będziesz jechać z "happy endem" a tu ciach. O jeszcze coś. Pamiętam, że było coś w stylu, że fabuła Twojego bloga jest dziecinna. Kompletnie tego nie rozumiem. Piszesz o tematach, które w sumie są tabu, przynajmniej w codzienności. Ogólnie bardzo krucha konstrukcja psychiki (Przyznam się, że określenie "krucha konstrukcja psychiki" usłyszałam w Ukrytej Prawdzie na TVN, ale dla mnie tutaj pasuje xD) jest czymś o czym zazwyczaj się nie mówi, nie analizuje, no chyba, że już na jakichś kierunkach psychologicznych, czy coś. No mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi? Po prostu ukazujesz coś, co przynajmniej mi wydaję się skrywane.
No to chyba by było na tyle. Pozdrawiam! :)
Jest mi tak smutno, że ta gula w gardle nie pozwala mi nawet pisać... Ratuje mnie tylko to zdanie "To się jeszcze okaże". Mam nadzieje, że Sakura pójdzie na całość i sprowadzi Sasuke na ziemie :). To jest przykre, że on potrafi się obwiniać za ten wypadek! Nawet nie prowadził tego cholernego auta! Smutek przewija mi się z gniewem na niego wrrr...
OdpowiedzUsuńNajwiększym zaskoczeniem dla mnie jest Cherron, jej nie podejrzewałam, mile mnie tym zaskoczyłaś :)
Piękny szablon!!! :) Delikatny, prosty a zarazem z charakterem, no i ten cytat... Wszystko idealnie.
O jejku jejku. Tak dawno nie zostawiłam Ci żadnego komentarza, że aż mi wstyd ;< Jednak (jak to mam w zwyczaju) nastąpił moment, w którym takowy komentarz zostawiam ;)
OdpowiedzUsuńZacznę może od końca.
Serio na shoucie odstawiali takie numery? Rzadko tam zaglądałam, aczkolwiek nie przypuszczałam, że znajdzie się tam coś więcej od pytań typu "kiedy kolejny rozdzialik?" Zaskoczyło mnie to- nie mogę zaprzeczyć- nader negatywnie....
Tak btw to mówiłam Ci już, że jesteś bardzo dobrą pisarką? Chociaż może to nie do końca Twoja zasługa (bo Ci dziewczyny sztuk dwie pomagają, nie pamiętam żadnej z nich, choć na pamięć zasługują- za to obie najmocniej przepraszam i obiecuję poprawę) jednak wychodzi perfekcyjnie.
Rozdział sprawił, że przechodziłam z jednego stanu emocjonalnego w drugi. Od rozbawienia po swoistą nostalgię i rozżalenie. Niecodzienne przeżycie, ale nadzwyczaj ciekawe i miłe. I bardzo fajnie wplatasz sytuacje humorystyczne- nie zbyt dużo i w odpowiednim momencie. To się chwali.
O, i mam nadzieję,że tytuł, który się w opowiadaniu pojawił, znajdę w zakładce u góry ;) Jeśli nie, to szykuj się na litanię xD
Ah, i gdzieś na początku napisałaś jakieś słowo źle. Wstawiłaś na końcu 'ę' zamiast 'e', ale już sobie nie przypomnę, a jestem zbyt leniwa (i mam zbyt mało czasu) żrby to odnaleźć.
I cośmi w opowiadaniu nie podpasowało.... Nie wiem czy nie moment po monologu Sanade... Tylko kurczę, już sobie nie przypomnę.... Dobra, olać to.
Hym hym. Co tam jeszcze?
Ah- szablon. Wspominałam już, że nie lubię jak się zmienia on non-stop? (możliwe, że zrobiłam to na Shannaro, albo Kazruzeli, za chorobę sobie nie przypomnę gdzie, ale wiem, że gdzieś to już pisałam...) Nie mam żadnej nadziei na to, że coś z tym uczynisz (wiem- jestem nikłą mniejszością), jednak lubie mówić co myślę ;)
A tak na marginesie to powinnam powtarzać matmę..... Ah, znowu będę siedzieć do dwunastej. Marny los tego, kto swego czasu rozsądnie zaplanować nie umie!
Wiem, i miałam jeszcze napisać,że wreszcie się czegoś dowiadujemy o Itasiu i Cal'u. Wreszcie się o nich więcej dowiadujemy! Znaczy się, pojawiają się na dłużej niż jeden epizod ^^ Podoba mi się to.
Dobra, to byłoby na tyle z mojej strony. Tobie życzę, aby dopisała Ci wena i chęci, a sobie, żeby poprawić tą nieszczęsną matmę i przeżyć dzień jutrzejszy ;D Buziaki i wszystkiego dobrego :*
MATMA! (*) (*)
Usuń(nie, to nie cycki).
Bardzo się staram ograniczać z tymi zmianami szablonu, no ale nikt do rozsądku mi nie przemówi. Lajf ys brutal, kopas w dupas etc. - muszę raz na jakiś czas odświeżyć wygląd. To po prostu mój sposób na uszczknięcie odrobiny weny.
Piosenki nie było jeszcze w zakładce, także dziwię się: "Gdzie ta litania?" xD Ale cśś, na razie nigdzie jej nie widać. Więc no... lecę uzupełniać listę!
Nikiro! No ja myślę, że nie dasz nam czekać miesiąc na kolejny rozdział! Nie zawiedź mnie!
OdpowiedzUsuńCzemu ja wiedziałam, że największą krzywdę zrobisz właśnie Sakurze? No ja cholera to przewidywałam, że to ona tu najbardziej ucierpi, na dodatek podwójnie! I że ten gbur ją zostawi. Siedzę Ci w głowie, kochana! To przerażające ><
Co do Sasuke, nie spodziewałam się żadnej innej reakcji, ale liczę na to, że Grupa Wsparcia porządnie nim wstrząśnie, żeby chłopak w końcu na oczy przejrzał, jakim jest kretynem. Co z tego, że chory. To i tak kretyn! :<
Ahh, Sanada! Wielbię tego chłopaka i jego charakter. Pasuje do Temari, niech ta uparta baba się do tego w końcu przyzna!
Jestem dumna z Saki, że się nie podłamała i postanowiła walczyć dalej! Niech próbuje, aż jej się uda, bo nie dostanie obiadu, haha.
Ogólnie co do rozdziału, to co no mogę Ci powiedzieć? Trzymałaś typową dla siebie atmosferę. Taka tajemniczość, napięcie, moja droga! I lubię to, bo bardzo fajnie się mi wtedy czyta. Nic mnie nie oderwie od komputera, a za cholerę! Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, ale kto wie, co Twoja główka wymyśli. No, wiem przynajmniej, że mnie nie zawiedziesz. Nie zrobisz tego, prawda? *morderczy wzrok*
Ah, przeczytałam rozdział dzień po dodaniu i komentuję dzień po przeczytaniu (to i tak szybciej niż Ty, hahah).
Weny życzę i ściskam mocno, złapię Cię jeszcze na fb!
Pozdrawiam cieplutko <3
Mari
Ja? Zawieść cię?
UsuńNever :P
To ja może odwiedzę twojego bloga. W tym nawiasie kryje się jakiś podtekst, co? </3
Oczekuj komentarza, bejb.
Na samym początku - tu Kira Fuyu, nie wiem czy się napisze z odpowiedniego mailo-konta, ale no zobaczymy.
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię baaardzo, ale to bardzo przeprosić, że tak zaniedbałam bloga. Nie chciałabym się tutaj tłumaczyć, bo wynikało to głównie z mojego lenistwa przez wakacje, ale wszystko grzecznie nadrobiłam :D
Co do bloga - smuci mnie fakt, że straciłaś ten zapał do pisania akurat tej opowieści, bo nawet nie wiesz, jak cudownie było patrzeć na to, jak cieszysz się z pisania i publikowania nowych rozdziałów. Oczywiście nie odbiło się to na blogu, jak twierdzisz, bo nadal ma "to coś", ten swój urok. Nie jest typową szkolną opowiastką z przesłodzonym romansem, ale jest Twoim dziełem i czuć w tym Twoją zdolną rękę. Mimo wszystko zawsze jest mi smutno, że blog się kończy. Gdy kończyło się SoH byłam jeszcze tą Cichociemną, ale nadal było smutno, ANI się kończyło i było smutno, GAT sie kończy i tutaj też jest przykro, Wszystko się kiedyś kończy, ale nie zabrania mi to żegnania się z opowieściami. Mam zawsze sentyment do książek i nawet jak jest dobra, i wiem, że to idealny moment, żeby ją skończyć, to żałuję i przeżywam. Tak jest i tutaj.
Rozdziały były dłuższe, krótsze, ciekawsze, mniej ciekawsze, ale zawsze czytałam je z wielką ochotą i żałowałam, kiedy widziałam, że rozdział jest od kilku dni, a ja dopiero teraz go zauważyłam.
Co do tej całej akcji na shoutboxie - nie wiedziałabym o niej, gdyby nie Shee. Zwykle nie czytam takich chatów, chyba, że musi mi się ostro nudzić. Przeczytałam cała historię i naprawdę nie zrozumiałam tych ludzi.
Rozumiem Cię Akemii i nie musisz się takimi ludźmi przejmować. To Twoja decyzja kogo będziesz polecać, czytać itd. Dla mnie słowo "fejm" jest conajmniej obraźliwe, a Ty nim na pewno nie jesteś, bo moja definicja tg słowa oznacza kogoś kto lgnie do uzyskania takiej głupiej sławy.
Mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętasz i nie gniewasz się o moją długą nieobecność. Rozdziały zawsze czytałam, nadrabiałam, mogłam nie komentować, ale to lenistwo, to trzeba wybaczać XD
Życzę Ci duuużo weny i tego, żebyś nas tutaj na blogspocie nie zostawiła, tworzyła dla nas dalej, bo dobrze wiesz, że będziemy Ciebie czytać.
Czekam na kolejny rozdział, bo po tym mam taki niedosyt, że nie mogę się doczekać, co będzie dalej.
Pozdrawiam bardzo mocno ;*
Kira Fuyu
Ohhh youu... dobra, wybaczone to masz. Ale stęskniłam się za twoimi komentarzami jak cholera.
UsuńTyż mnie coś tak kuje w sercu, gdy kończę jakiś blog, ale dla autora to również olbrzymia satysfakcja i ulga, bo historia potrafi zamęczyć na amen, wierz mi. XD Jedne blogi się kończą, drugie zaczynają, no!
Także pozdrawiam!
Dobry wieczór
OdpowiedzUsuńZdobyłam się na jakiś komentarz, gdyż jeśli sobie nie pogadam to zapomnę, że istnieję w internetach :>
Po pierwsze- tak strasznie spodobał mi się ten szablon! Przypadł mi całkowicie do gustu pomimo, iż zawsze wolałam te upstrokacone wszystkim czym się da. Jednak prostota też może być piękna! No i pasuje on do tego opowiadania. Nadaje temu opowiadaniu taki odpowiedni charakterek. Takiej niełatwości. No tak... powinnam skończyć z tym słowotwórstwem bo to już wcale nie jest ładne, ale nie umiem znaleźć słowa żeby określić jak się czuję w stosunku do zmian hahaha. Trochę mnie smuci fakt, że opowiadanie zmierza ku końcowi. Przywiązałam się do tej historii :(. No ale teraz muszę coś napisać: jestem zła na Sakurę, że dała się na litość. Rozumiem dlaczego, ale po jej rzewnych zapewnieniach spodziewałam się czegoś innego. No cóż ja pewnie na jej miejscu burknęła bym, że jest niemiłosiernie głupi (tak jak to czynię w stosunku do mojego lubego) ;). Nom... to by było na tyle.
Jeszcze dodam, że chciała bym być na takim etapie, że nie muszę pod każdym komentarzem dodawać, że zapraszam do siebie. No ale niestety zapraszam do siebie na : dotyk-pioruna.blogspot.com
Astraothia
Nie, spoko, Sakura się nie dała :P Jej ostatnie słowa w rozdziale dużo wniosą do następnych!
UsuńI wiem, wiem - prostota rządzi! Pomyślałam sobie, że dość gwiazdkowych, serduszkowych szablonów; że na GAT najlepszy bydzie prosty, czarno-biały i proszę, jestem zadowolona z efektu końcowego.
Dziękuję. Na bloga zajrzę w najbliższym czasie. Yoosh, trzea się w końcu zabrać do czytania.
Heloł :)
OdpowiedzUsuńZ racji, że ostatnio nie jestem w stanie skleić żadnego normalnego, ogarniętego komentarza, dzisiaj spróbuję napisać coś sensownego. ;>
Pamiętam, jak przed chwilą cieszyłam się, że pomiędzy Sakurą i Sasuke jest tak dobrze i rzeczywiście okazało się to ciszą przed burzą.
Nie mogę uwierzyć, że owa "grupa wsparcia" specjalnie "wepchnęła" do życia Uchihy Haruno. Myślałam, że był to zbieg okoliczności, a różowa rzeczywiście beznadziejnie napisała tamten referat o miłości. No, a tu prawda w końcu wychodzi na jaw. Przykry był fakt, że chcieli przerwać ich znajomość, ale jeszcze bardziej zasmuciła mnie sytuacja Sanady. Nie wyobrażam sobie, jak ten chłopak musiał się czuć, kiedy sprawił, że spowodował wypadek i to przez własną, można powiedzieć, głupotę. No i doprowadził do uszczerbku na zdrowiu i CO GORSZA, rozpaczy i strachu Sasuke, który przecież już wcześniej był przerażony zwykłą, rutynową operacją Itachiego.
" - To co zamierzasz? – Sanadzie również udało się zdążyć.
- Chyba po prostu uratuję świat – powiedziałam." - Bardzo spodobała mi się ta wypowiedź Sakury. Nie spodziewałam się, że aż tak zależy jej na naszym "zniszczonym przez życie" Sasku. Jej postawa jest godna naśladowania! :)
Oczywiście nie można tego samego powiedzieć o Sasuke. Według mnie zachował się po prostu jak tchórz i wybrał najłatwiejszą opcję, bez żadnej próby starania się. Tak po prostu odszedł...
Zastanawiam się, jak to możliwe, że dziewczyna tak po prostu to przyjęła... Może rzeczywiście ma jakiś plan, bo ja na jej miejscu pewnie bym zemdlała albo wpadła w rozpacz xd
Z tego, co napisałaś pod rozdziałem, domyślam się, że ta historia nie zakończy się sad end'em. Cieszy mnie to niezmiernie, niezbyt lubię smutne zakończenia. :<
Uwielbiam czytać wszelkiego rodzaju romanse, a ten od pierwszego rozdziału przypadł mi do gustu. Dlatego musisz uwierzyć, że to opowiadanie naprawdę jest fantastyczne! Po 1: wciąga i to po uszy, po 2: idealne oddanie charakterów postaci, po 3: fabuła zdecydowanie oryginalna!, po 4: Twój lekki, przyjemny styl. Mogłabym tak wymieniać bez końca, ale nie za bardzo mam dzisiaj na to czas. xd
Mam nadzieję, że twoje własne dzieło (już nie na podstawie żadnej mangi ani niczego) kiedyś zobaczymy na półkach w Empiku. ^^
A co to tej sytuacji na czacie... Dobrze zrobiłaś, że go usunęłaś. Myślę, że teraz już będzie mniej takich 'cwaniaków', co wyzywają blog od gówna, a potem Ciebie, że nie potrafisz przyjąć krytyki. Fuck logic >.< Zupełnie się nimi nie przejmuj, masz dużo wiernych i oddanych czytelników, którzy zawsze staną za tobą murem. :)
Duużo weny, bo to przecież najważniejsze i chęci na dokończenie tego bloga, no i chęci na Totsuzen'a.
Szablon jest prosty, nieprzerysowany i bez zbędnych dodatków. Bardzo mi się podoba! :D
Buziaki! :*
To ja myślałam, że do tego McChikena, który zaserwowała mi Miku w rozdziale, dołożę sobie deser lodowy i... tego deseru było mało i się roztopił! :D Roztopił się - dlatego, że się popłakałam T_T Mało - dlatego, że zostawił mega niedosyt i jeszcze więcej pytań co bym następnego zjadła! (czyt. co następnego się wydarzy). Tyle pytań a żadnej odpowiedzi! No, ale cóż mogę jeszcze powiedzieć, kocham Cię i kocham tą historię, te opowiadanie <3 Doprowadzają mnie one do gęsich skórek i do płaczu, tak rozkleiłam się znowu, do śmiechu, do zachwytu, do wszystkiego, co przeżywają twoje postacie. Czasami łapię "lekkiego" doła jak za bardzo zbratam się z postacią, ale żebym złapała takiego doła, ktoś musi mieć talent przelać w swoje postacie prawdziwe uczucia i emocje :D to dzięki Tobie mogę czytać i komentować naprawdę świetne opowiadanie :D Dziękuję Ci za to <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
WENY! :*
(Dawniej Patrycja P.)
Cześć, cześć i czołem! Pamięta mnie pani jeszcze? Nie? A choć troszkę?
OdpowiedzUsuńTak, tak, to ja wieczna spóźnialska, ale ciągle tu jestem! Żyję, czytam i mam się dobrze, to chyba najważniejsze.
Ejże, ejże! Sama nie wiem co napisać. Z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie zadziwiasz :> Tutaj seksy, tam Itacz okazuje się kosmicznym bogaczem, raz Sasuke bawi się w fotografa, a innym razem bawi się w łamanie kobiecych serc - w tym przypadku: Sakury, która na jego niekorzyść, albo korzyść jest naprawę niezłomna i zdeterminowana. Ach, ma chłop przesrane z taką babą :> Nie, no... W sumie to dobrze :D Ciekawi mnie co ta Sakura tam sobie wymyśliła w swojej główce, bo pewnie nie popuści temu gburowi.
I pani Cherron w grupie wsparcia, i to, że Sakura specjalnie została w to wciągnięta... Akemii, zaskakujesz mnie i to pozytywnie :>
Taaaaaaak dużo Sanady ostatnio, że jestem w niebie <3 I jak nie kochać tego pana, no jak? Jest cudowny sam w sobie, no. I jeszcze przepraszał Sakurę tyle razy... Pozazdrościłabym jej tego. (No, czoooooo xD)
I jak tu się pozmieniało! Dawno mnie tu nie było... Znaczy się bywałam, ale nie dawałam znaku życia XD Tak, cała ja :>
Ładny, ładny szablonik. Taki prosty. Najbardziej chyba wielbię w nim kolorki, są świetne :D Mimo, że to tylko szarość/biel/czerń, to jednak ma taki swój urok.
Tylko czegoś mi tutaj brakuje... Muzyki z odtwarzacza! Tak! Zawsze jak się wchodziło na GAT była jakaś fajna melodia, a teraz tutaj tak pusto i głucho...
Tak wgl, zgubiłam gdzieś tytuł tej ostatniej piosenki, ja to jestem udana, pozdrawiam siebie samą (Y).
Pisz, pisz, rzesza fanów czeka! W tym ja :>
Pozdrawiam cieplutko <3
Eee... Tak wchodzę sobie drugi raz i jest muzyka... Nie wiem czy mi się ona po prostu wcześniej nie ładowała, czy jej nie było... Mniejsza z tym XD
UsuńAkemii dziękuję, ze wstawiłaś linka do swojej biblioteczki, dzięki tobie poznałam parę fajnych książek. Widzę, że teraz czytasz J. Lynn, przecudowna książka jak dla mnie, jedna z moich ulubionych, polecam też dalsze części:)
OdpowiedzUsuńAno, kilka osób pytało, jakie książki polecam, więc teraz mają do tego łatwiejszy dostęp. Do J. Lynn zabieram się jeszcze dzisiaj :P
Usuń